• Nie Znaleziono Wyników

D-ie są bzdury.i obert ma rację

ROZDZIAŁ TRZECI

D-ie są bzdury.i obert ma rację

- terror nas wvkończy...- Robert przerwał.

V7szedł Fedorenko.'iej nocy miał dyżur .Przyszedł napić się herbaty.Bo jemu się skończyła.

^ - Dziś numer wyjdzie wcześniej - Fedorenko siadł przy sto-- 0 tak sto-- zgodził się Artur.

- i-iiiej dziś oficjalnego materiału.

j - Jest rocznica Armii Czerwonej - przypomniał Artur. - est wstępniak,parę mniejszych tekstów,wspomnienia dow<5dców - v®teranów Rewolucji Październikowej.

, - Ivo tak - uprzytomnił sobie Fedorenko - nie powiedziałem.

Ha n i° nie W l e j c i e ma na przykład przemówienia Stali-v - Może towarzysz coś przekąsi? - spytała leresa.- Są kanap-

^ z kiełbasą. n ^

- Dienkuję barzo - odpowiedział Fedorenko po polsku.

- towarzyszu Fedorenko! - zawołał nagle Artur.

- Słucham was.

- Wandel był dobrym towarzyszem.Dwa lata siedział w więzie-

^artwvfaSZySt° P o ls c e ...- własny głos wydawał się Arturowi Fedorenko wydął wargi.

- . . . maj ą to wywieźć. . . towarzyszu!

Fedorenko cnwilę przeczekał.Kręcił głową:

- Ku wiecie,towarzyszu S a l z . . .

7 ^0Jv^rzyszkę Bursztyn,która była skazana na śmierć przez szystowski sąd w Polsce,tez mają wywieźć.

N 4 ^ ~ Fedorenko patrzył zdumionym wzrokiem na

Artu-’4 i Roberta. 1

- szał on jeszcze nie odszedł.Należałoby coś zrobić.

- Co?

93

94

- Interweniować* lowarzysz by mógł. Har myślę. . . - In terweniowae?

- lo szczerzy komuniści.Dobrzy towarzysze,oddani.f .

“ A ty, bratku, skąd wiesz? J środku cziowieka siedzisz? A naszej -władzy ty nie ufasz? A,niedobrze.

Heresa. postawiła przed Feaorenką. szklankę herbaty:

- Cukru chwilowo zabrakło.^ w ogóle mamy cukier .Jak na złość,akurat d z i s i a j ... - uśmiechnęła się.

- Kie szkodzi,mam cukierki -"Fedorenko wyciągnął z kiesze­

ni zlepione landrynki.— Poczęstujcie się,dameczko!

Następnego dnia Artur odczytał na tablicy komunikatów,wiszą­

cej w korytarzu,ogłoszenie; "Zawiadamiamy, że z dniem dzisiejszym zostaje zwolniony z pracy Artur Abramowicz Salz".Redaktor naczel­

ny: Nikołaj Pawłowicz I-Iaiikowski.

74

7 dowiedział się ,że przyczyną był błąd korektorski.

Zamiast aX II I Rocznica Armii Czerwonej było X X II.

Ginęły mrozy.Nastała wiosna.\t maju zaczęły się upalne dni.;7 parkach wieczorem ławki zajmowali zakochani.Za dnia bawiły się dzieci.Coraz częściej i głośniej rozbrzmiewała mowa rosyjŁa.Pol­

skie ^ dzieci stroniły od rosyjskich.Robiły to same.Kie trzeba by­

ło nic in wpajać.Nienawiść do sowietów przenikała wszystkich.:di- mo,że w sklepach pojawiły się towary przywiezione ze Związku Ra­

dzieckiego, "kosztem ./ani - mówili sowieci.Ale tych towarów nikt nie kupował.Były tandetne,szare,jakby obłe,workowate,nawet zabaw­

ki dla d zieci,zajączki i niedźwiadki z żółtego pluszu,krasnoar­

miejcy i tanki z tektury albo z pomaloxvanej na czerwono blachy.

Najlepsze,co mieli.Aprowizacja poprawiła się ,co podkreślali w swoich przemówieniach agitatorzy na zebraniach.Pokazała się tu- szonka,to jest wieprzowina w puszce,zalana tłuszczem i cukier.

Ale najwięcej przywożono materiałów propagandowych.Afisze i pla­

katy ze Stalinem i Kremlem w kolorze czerwonym i pomarańczowym.

Podobne do siebie,różniły się rozmiarami.Były małe, średnie,duże i bardzo duże,na całe okno wystawowe.Półki w księgarniach ugi­

nały się pod broszurami i książkami w oprawie z szarej tektury.

Dzieła Lenina i Stalina.Poza tym o obróbce metali,wielkich p ie ­ cach L£aGnitogorska,Dnieprogesie,bohaterskiej budowie kanału Biełomorskiego.

Artur był bezrobotny. Żądano od niego zaświadczenia % ostat­

niego miejsca pracy.Ale redakcja "Czerwonego Sztandaru'7 nie wy­

dawała żadnych "udostwiereń". w ZSRR są książeczki pracy,gdzie wszystko się zapisuje.Jak dany obywatel spełniał swe obowiązki, czy starał się,czy był oddany,czy nie.Ale na razie na nowo przy­

łączonych ziemiach takiego dokumentu jeszcze nie było.Nie było"

biura pośrednictwa pracy ani zasiłku dla bezrobotnych. ZSRR nie ma bearobotnych.

Artur był na utrzymaniu Racheli.

Wałęsał się po wadach Hetmańskich, ocieniony cli drzewami, od.

teatru W ielkiego,dziś Ueatru Opery i Baletu im. Iwana Franki,aż 3o pomnika Sobieskiego i dalej,do pomnika Fredry.Stąd miał nieda­

leko do Biblioteki Uniwersyteckiej z atmosferą nadającą' się do kontemplacji i z napisami pod szklaną kopułą: "Speude braieos"

i łtArs longa,vita brevis e s t". lu mógł pisać. W ćteimi, odkąd przy­

jechali arcusowie,rodzice Racheli,wypędzeni z mająteczku przez selsow iet", trudno się było skupić.

Artur przerabiał odrzucone przez "Nowe Widnokręgi* opowiada

&ie " J;iedziany krzyżyk".Piłodociany morderca zdjął z szyi miedzią ay krzyżyk i zawiesił go nad łóżkiem.Hodlił się do niego. Irwało to dość długo,aż za ję li się nim towarzysze.Morderca zaczął się Zmieniać,coraz bardziej przybliżał się do id e i komunistycznych.

A kiedy dojrzał już cs&kowicie,wyraził chęć przystąpienia do ko- więziennej.Przed śmiercią.Czy morderca może zostać przyjęty

<*o komuny więziennej? lairim pytaniem kończył się utwór.Rozstrayg-

&ięcie pozostawia się czytelnikowi.lym razem opowiadanie scho­

wał do kieszeni.

95

Wujek Artura,stary Marcus,kpił z bolszewików.

- Ltój parobek wyglądał przy nich jak baron.

- Przesadzasz Zisie - uspokajała go żona.

- Boiszewik to rabuś,takie jest jego prawo.Wszystko przewró c iii do góry nogami.Wprowadźiii nieporządek,który nazywają rzą­

dem. Co moj'e,to moje,a co twoje,to tez moje.JJy nie marry n ic ,to i ty nie mieg nic.Żeby wszyscy stali się biedni,można zrobić,ale fciech pokażą,żeby wszyscy stali się bogaci,jak powiedział Chur­

chill. Opuścić ich do porządnego kraju,to jak wpuścić świnię do salonu.

- Przesada - ciotka pokazała oczyma Artura,pochylonego nad k s ią ż k ą .

- Słuchaj no,ty mój komisarzu,widać nie jesteś dla nich do-9 jesteś bezrobotny, laki jak ty, je ś li już wlazłeś w ten trefny interes,powinien być u nich ministrem.lego,co ty masz zą paznok­

ciem, oni nie mają w głowie. <

Artur nie odpowiadał.

- ly uważasz,że to sprawiedliwość zabierać człowiekowi to, co pracował przez całe życie? Po to siedziałeś w więzieniu, zeby oni przyszli i wyrzucili mnie z mojego wjasnego domu?

- Futro ze rmaie zdarli - powiedziała ciotka Artura.

- Nie udawaj,że nie słyszysz. Seraz ci powiem coś takiego,co pewno usłyszysz.Tam u siebie w Rosji możecie sobie żyć bez

z kobietą, ale nie tu ta j. Jak długo ja żyję!

Artur wyprowadził sie.

- Jak chcesz - powiedziała Rachela.

. Chciała mu dać pieniądze,ale Artur nie przyjął.Pożyczył tyl walizkę.Zapakował dwie koszule i kilka książek: Marksa " 18

^um airexa Ludwika Bonaparte" i "Manifest Komunistyczny", Lenina

^•o robić?" i po rosyjsku "Materializm i erapiriokrytycyzm",kil-

** broszur Stalina po rosyjsku - M arksizm i kwart ia narodowa",

96

"O podstawach leninizmu", "Przyczynek do zagadnieil leninir,mu", 1 w materializmie dialektycznym i ” historycznym", Juliana Bruna Sterana Zero skiego tragedia pon:yłek% Gładkowa "Cement" i

^renbur&a "Dzie*. wtóry".Na sa::. koniec wrzucił swoje dziesięcio- stronnicowe opowiadanie "miedziany krzyżyk",z popra;viorrr,:! końcem.

Sekretarz komuny więziennej zabiera w dyskusji* ostatni głos i stwierdza,że mordercy nie można przyjąć,bo rzuca to cień na towa­

rzyszy.

Zamieszkał u .7,unda.Kilkadziesiąt lat temu .lun: był cudow­

nym dzieckiem i miał zrobić karierę drugiego Fritza Kreislera.

Przybrani rodzice wysłali go w tym celu do Lwowa.Ale po latach rozczarowali został skrzypkiem w orkiestrze Seatru wielkiego.

Artur jako^ dziesięcioletni chłopiec brał u niego lekcje muzyki, ale po kilku próbach został odesłany do domu z bilecikiem do pa­

ni Salzowej,w którym miejscowy wirtuoz wyrażał żal,że nie może się afusej zajmować jej synkiem,gdyż nie ma on słuchu za grosz.

ro.eay Artur pracował w "Czerwonym Sztandarze", spotykał często ...unaa na ^imorowicza,niedaleko ulicy Sokoła,gdzie mieściła się redakcja, ,/unć narzekał na ciężkie czasy,nędzna płacę w teatrze.

hie pracował już w orkiestrze opery Teatru I7i elki ego, tylko w Pol' S£im raastwowym teatrze Dramatycznym,który został usunięty ze

-v; ^ dawnej,wieloletniej siedziby w okazałym gmachu na V/aiach Ke- i ... -skich,do pomieszczenia zajmowanego poprzednio przez żydowska trapę Gimpla przy Jagiellońskiej.Mund pytał go,czy nie zna ja k ie ­ goś solidnego mężczyzny na sublokatora.Bał się ,że zakwaterują mu

^ zza k r u c z a , która zajmie jeden pokój,a potem całe iu3.es z Kanie.

.iund był starym kawalerem i gospodarstwo prowadziła młodt jeszcze kobieta,potężna jak kariatyda. Itfówiła po polsku, żeb^ za- '-'eleno"V'OJe wle,) ie Pochodzenie.okrzypek mówił do n ie j:"P a n i

toc,+? aV;n?sn-aU° 2ySie;i n" 2ykl Postarał się dla Artura o posadę w teatrze.Funkcja "organizatora widowni", oznaczała zejście o pa­

rę szczebli w aół.mimo to Artur bardzo się ucieszył.Sumiennie wypełniał swe obowiązki,ale nie wszystkie,jak się okazało.

-ostał wezwany do WE',7D.Oficer usiłował mówić po polsku, z czego musiał jednak zrezygnować.

“ Dostaliśmy o xvas dobrą charakterystykę - uśmiechnął się Pracovvnika,uczciwego towarzysza,oddanego naszej wspólnej iaeologii.Dlatego zgodziliśiay się,żeby postawić was na tak oc; owiedzialnym odcinku w Polskim Państwowym Seatrze

3 b rL‘ało Płatne - przyznał oficer.Ale w ustroju socjalistycznym można awansować. ./iadomo,że socjalistycz­

ne panstwo ogromnie ceni pracowników kultury,że popiera teatr, przeznacza ogromne sumy na specjalne widowiska.Bo teatr ma speł-

^ ? WvZn!e r ?lę, w ideologicznym mas.Dlatego pozosta­

li ? « kontrolą i opieką partii.Qn sam jest pochodzenia polskie- g zasmuca go fakt,ze Polacy na dobrowolnie przyłączonych te­

renach okazują mało wdzięczności za wyzwolenie tych ziem przez niezwyciężoną /armię Czerwoną.Oficer roześmiał się narle

<~jc tur zarętwiał. c b

n Cóż to,br?tku - opanował się oficer - pomyliłeś sie i

™ C z e r w o n e j jeden rok? *fiem,wiem, to nie było umyśl­

n e .^le nie mogli zostawić cię w pracy.H ewolucyjna

sprawiedli-WOŚĆ.

- Odbitka była niewyraźna.IZolęra kolumna.

- rio drobiazg.Choć u naś gorzej by się skończyło.Szczerze

szałeś wrogich wypowiedzi akxorów,.pracown ików technicznych?

~ Ja sie z nimi nie 3 tykam,,

- A fcp źle.lirzeba si? z nimi stykać,Opowiadają dowcipuszki anegdotki,bilion takich aue-gdo tezyków zbudował o u nab kanał Bia.~

Komorski.My wszystkich potrafimy na nOwp wychować.Doszło do nas, że szerzą się plotki o mającej wybuchnąć wojnie nlemiecko~r osy ja­

skiej .

-v7łaśnie * Niemcy weszli do Paryża.Słyszeliście? Jakie jest tyąsze zdanie W tej sprawie? Ja których moglibyśmy polegać.Po to v»łaśnie was wezwaliśmy.Zga­

dzacie się? Je śli tak,wszystko w porządku. 2ylko jeszcze drob­

nostka, czysta formalność: podpis*

Papier był czysty,nie zapisany i palec oficera wskazywał, Sdzie należy złożyć po d pis.M ó ro zamoczone w kałamarzu czekało

rękę Artura.

Artur pptrząsnął głową.M&jor patrzył na niego zdziwiony.

- $u,co ś tyt

szonego pap i er osa..Zaciskając wargami mokry ust-nik,patrzał na Ar­

tura spod Okularów*

♦ Ja bardzo proszę - głos Artura załamał s ię . - 0 cp idzie? - ożywił się oficer.

- Sie gniewajcie się na mfcie,towarzyszu majorze*

Oficer roześmiał s ię . Artur uśmiechnął się .

- My nikogo nie zmuszamy.Uważamy to za dowód zaufania.

Szczególnego zaufania, można powiedzieć za zaszczyt. Ja się nie gniewam, ja się tylko d z i w i ę ... Do nas przychodzą setkami. . . . Mó­

wię to tylko wam, w za u fa n iu ... Każdy z nich byłby szczęśliwy, gdyby znalazł się na waszym miejscu. Majakowski powiedział. . . bvł taki poeta, nazywał się Majakowski, on już u m a r ł w i ę c Majakowski powiedział.. .

- Majakowski popełnił samobójstwo — niebacznie odezwał się Artur i od razu tego pożałował.

Major spolrzał niechętnie na Artura. I nie przytoczył już tego, co powiedział Majakowski.

- Może się jeszcze m stanowisz, towarzyszu. Pójdziesz do do- mu, pomyslisz. Ale nikomu ani słowa. Masz decydować sam. Wszstko, co było £owiedziane, ma zostać w tych czterech ścianach. Sam so­

bie wytłuna czysz, a potem przyjdziesz i powiedz, co postanowiłeś*

Jestem pewny w stu procentach, że odpowiedź będzie brzmiała "tak?

Powiesz: "chcę służyć socjalistycznej ojczyźnie".

- Bardzo cheg służyć socjalistycznej ojczyźnie.

- »0 więc?

- Każdy ma swoje powołanie*

- Jakie jest twoje powołanie?

- Chcę być pisarzem.

- iedno drugiemu nie przeszkadza, ilu jest p i s a r z y ... - ma- jor machnął ręką - a co do Majakowskiego, jesteś pewien, że po­

pełnił samobójstwo?

- Przecież tak było.

- Czy o wszystkim, co było, trzeba mówić?

- Nie rozumiem.

- Nof żegnam, id i sobie.

98

Na Zyblikiewieza zaczepił go Leon Hubel.. Artur nie zauważył go.

- Co się z tobą dzieje? Wyglądasz jak trut>.

- Rozmawiałem w majorem NKWD. Nie chciałem ...

- ^aohela mi mówiła, że dostałeś prace.

- Tak.

- No to możesz się z nią pożegnać.

• Ą co miałem zrobić?

- Żeby się tylko skończyło na pracy.

- A co jeszcze?

_ L " nie chciałeś się zgodzić?

- A ty nie wierzysz?

- Ja mam inne ideały, ^-ydow^kie.

• Wiesz, fce Paryż padł?

- Padł? Ciesz się-.

- Tyś oszalał.

- % e krzycz. Uspokój się. I m o ż e s z ....

- Już nie mieszkamy razem.

- Możesz już do niej wrócić.

- Nieprawda!

- Przekonaj się.

Leon, powiedz, czy ty nie zamierzałeś do niej wrócić?

nie opowiadaj o NKWD. Racheli

Rodzice się wyprowadzili.

- O co ty mnie podejrzewasz? 0 co ją podejrzewasz?

- Ja jednak nie wrócę* Tak będzie dla nas obojga le p ie j.

- Twoja sprawa. Uważam, że Rachela jest ci potrzebna*

^ Ule jest mi potrzebna#

- Ona ęiebie kocha, r

~ To nieprawda. Ńie znosimy się. Ciągle się kłócimy.

- P0lityczne powody?

- Mniej Łza z tym.

• Może nie podobają się jei pewne rzeczy* A tobie w s ^ s t k o się podoba? Czy ty jesteś ślepy?

- Nie jestem ślepy. Ńie sztuka aprobować, kiedy się wsayst- ko zgadza, jak w rachunku.

Leon wyciągnął rękę:

* Zaczyna padać.

x

Położył się na tapczanie z rękami pod głową*

Ściany malowane w wir-ujące figury geometryczne zdawały się ruśzać.

$a korytarzu w gmachu m Pełczyńskiej mignęła mu twarzycz­

ka małego Joachimka, Wożę mu się przywidziało? Może to było we śnie? Ju£ mu się zaczął mieszać sen z rzeczywistością.* Oblał go Pot. Zdarzało mu się to, kiedy szli za nim szp icle. Wilgotniały ftu rfoe i między łopatkami pełzały krople potuu Czuł do siebie wstręt* Co on może mu zrobić? Czego się boi? Nic mu nie może zarzucić, Nikt mu hic nie może zarzucie* Jest komunistą i zosta­

nie. Do końca*♦. Nie zeidzie z !tej drogi t usianej kolcami, któh

*ych jmi nie szczędzą n a j b l i ż s i .1 Rodzice ^acheli się wyprowadzi­

li* Niech im .będzie na zdrowie. Jakich trzeba nerwów, żeby trzymać napór ze wszystkich stron. Musi wytrzymać, choćby zos­

tał ogołocony z wiary, Bożel-Bożet Gdy ateista wzywa Boga, to albo przed śmiercią, albo ze strachu. Nawet Rachela nie wie o tym 8 traćhu. Próbował pokonać ten strach, jak się zamawia cza-

postanowił popełnić samobójstwo, je# ii się ktoś o tym dowie.

To go uspokajało, ale na krótko. Wiedział, że tego nie zrobi.

Ozy lis ia twarzyczka mu się przyśniła? Kto wchodzi do tego gma- enu z wieloma piętrami koszmaru, może ulec halucynacji* Owijeją go opary jak gazowe bandaże. Chcesz uciekać, a pełzasz jak ażdżowęiięa po deszczu, ślepa, lada but może ją rozdeptać. Chcesz ściekać i nie możesz. Joachimek jodzie ne Waszkowiaku jak na kof*

aiu. Wyciągają się blade drobne rączki i duże* łapy jak łopaty, '

$by cię schwycić, Duszą cię za gardło. Zbudził go z drzemki

® 2WOD6 k«

Pani Helena przestała trzaskać w kuchni garnkami i poszła otworzyć drzwi.

- Jest do pana jakiś mężczyzna - opisała jak wygląda, ale Artur nie domyślał się , kto to. Gdy wszedł, Artur zerwał aię na

równe nogi. ,

- Staśt - krzyknął.

Rżueili się sobie w objęcia.

* Jak mnie znalazłeś? "Mężczyzna", "jak iś mężczyznaf* powie­

działa gospodyni, Nigdy bym nie przypuszczał, że to ty. fezeczy- wiście zmętniałeś.

Arttfr przypatrywał się gościowi, nie odrywał od niego wzro­

ku* Te same jasne włosy, te śame błękitne oczy. t>użo jednak zo­

stało w nim z młodzieńca.

Oość siedział w plecionym fotelu. Dawny uśmiech błąkał się

po jego twarzy. Ale szybko zniknfł.

Rodziców wyrzucono z mieszkania. Całą willę zajął pułkownik.

Kie odstąpił im ani 'jednego pokoju. Żona pułkowhika nie zgadzałe się, gdyż »u$ieliby korzystać % jednej kuchni. Staż interwenio­

wał w rajkomie partii. Jrfeafe miesiąc starał sie, żeby Sekretarz go przyjął, a gdy wreszcie *© przyjął, powiedział; MDot^chcfcas wy mieliście w il l e , teraz my chcemy mleć: * £rZy je chał do J,wowa szu­

kać sprawiedliwośc& u wyższych in stan c ji, 1 żeby zobaczyć się z Arturem.

- Bałem się przyjść do ciebie. Myślałem, fce zobaczę obcego człowieka. Po mieście naszyto chodzą o tobie legendy. Czytałem twoje artykuły.

- Nie było iefc d u ż o ...

- Musisz mi pom&e.

- Ja^

- Tak. Jeśli zechcesz, znajdziesz odpowiednie drzwi.

- Mylisz się , m$j chłopcze..

- Rodzic^ gnieżdżą się u stróża, który ich przyjął z łaski Artur milczał,

- Znasz ludzi z redakcji*

- Nic nie mogę oi pamófe.

- Uwa£aaz tę sam o ' co rajkom partii?

- Mylisz s i * . Tobie mogę, tobie eheiałbym więcej powiedzieć.

Wierz mi* Bie mogę*

Staś weatehn^ł. Opuścił głowę i dłonie ścisnął kolanami.

- Wierz mi, jej** mi bardzo c ię ż k o ..♦ Sie gniewaj się na ani e*

- Wcale się nie gniewam# 'Tego się najbardziej bałem ...

- Czego?

- Zmieniłeś się, takie jest życie.

- Niestety, nie.

- Cóż? Takie jest ż y c i e ...

- Co ty wiesz o tyciu?

- Trocto* już wiem.

- Oj, Stasiu, Stasiu ■#. *»• ■ - Zostawmy to..*.

- Kiedy przyjechałeś?

- D zisiaj.

- Opowiedz mi coś o apbie. Co robisz? Gdzie pracujesz?

- Dziękuję, ••¥ mnie w6zy«stko w porządku*

- Czy masrz się gdzie ^trzymać? Mógłbyś noc Owa << u mnie.

- Dziękuję - gtaś wstał*

- Już uciekasz?

- Chcę zaątyi na poOiifg.

- Musisz wraoaó dzisiaj?

- Ta*.

- Po tylu l a t a c h ... Sostaf*, pogadamy.

Gość wyciągnął rękę:

* Bądź zdr&y.

Artur przytrzyr^ał ją:

- Możesz tu zoetao, >roezę clę. Chcę z tobą pogadać.,, po- ' ga cła c . . .

- Bądg zdr<5w.

Artur odprowadził go do drzwi.

~ ^a ś c iw ^ e dobrze robisz, że nie zostajesz.

i m

x

Leęn Hubel pomylił się. Artura nie zwolniono z praey. Kiedy

^chodził kulisy, cichła rozmowa. Aktorzy odwracali się do

‘ niego tyłem. Garderobiane, szatniarki, bileterzy również milkli

&ibo nagle podnosili głos zmieniając temat. Czyżby go ktoś -wi- dsiał, Jak opuszczał |mach NKWD przy ulicy Pełczyńskiej?

Szybkp zjadał cos przy bufecie i znikał. Kłaniał się z uś-

^echem napotkanym aktorom, którzy ledwo odpowiadali itm kiwnię­

ciem głowy,

NJ.e unikała go tylko sufi erką. dna też przychodziła do bu­

fetu, gdy nikogo nie było, i szybko zjadała kanapkę z kiełbasą.

**ęhęcony jej wzrokiem przysiadł się do n ie j.

Miała jasną twarz 1 płowe włosy. Dopiero $dy wymieniła swo- p nazwisko, zrozumiał, że jest Żydówką. Maryna Dorfmannówna.. By-

nauczycielką w Warszawie. Z kursów pedagogicznych znała |

Rachelę, 1

- Opowiadała mi o was.

- Mówmy sobie po imieniu.

- Chętnie.

- Dlaczego nie wróciłaś do zawodu?

- Wystaczyło mi, jak nas instruowali na kursach pedagogicz­

nych. Nie chciałam nauczać dzieci kłamstwa i podłości.

- Rachela opowiadała ml raczej śmiesznostki.

- Bo ona nie przeżywała tego tak jak ja. Ona nigdy nie była

* p a rtii.

- A ty była#?

- Od piętnastego roku życia. Przyjęto mnie bez stażu komso-lakiego.

- Wyjątkowe wyróżnienie! Wyjątkowe zaufatfiei - Gapiłabym się wódki.

*■ Ach taki - roześmiał się Artur.

- fy nie pijesz? fligdy nie piłeś?

- Nie miałem kiedyi Zawsze byłem zajęty czymś ważnym.

- Nie miałeś nigdy'zmartwieć?

- S p e c ja ln ie .. . . nie

- Ostatnio się upiłam, kiedy padł Paryż. Zalaliśmy się z ca- Godziną, u której mieszkam. Kusisz kiedyś do mnie przyjść.

- Chętnie, ale ty przyjdziesz też do mnie.

- 1 teraz bym się u p i ł a . - Z jakiej intencji?

- Kało jest intencji? Rozejrzyj się dokoła. Nie w id zisz, ja- to koszmar?

- tak uważa8 z? Więc co robić? * - fcmienić się .

4ne ^ TBZ Slę *mi8niełCTl- Żebyś wiedziała, jakie to

tru-♦ Ale to jest konieczne.

- Komunistą trzeba być na przekór wszystkiemu.

- Nawet samemu sobie?

U . *5*? zostaje. Zresztą, ideę realizują ludzie niedoskoos-

^n a ło lc ? GOsiclelaffil społecznej, a nie ludzkiej

dt)8-* Jak mi się to nie podobał

u* * t0 * 09 0est * cru^iej strony, jest nieporównanie gor- 92e, zwłaszcza dla nas.

*• A tfięc uznajesz też zło, ale tamto jest gorsze.

- %sal.e tak nie myślałem.

- Ale tak jest.

- £#czekajmy.

101

X

Dyrekcja, sekretariat, aktorzy żyli od dwóch miesięcy w go­

rączce. Premiera miała, musiała sl| odbyć 7 listopada, W dniu święta Rewolucji Październikowej. Z początku były trudności % tłumaczeniem. W toku prób wciąż je poprawiano. Aktor nie mógł czy nie chciał wypowiedzieć pewnej frazy. Plątał mu się język.

rączce. Premiera miała, musiała sl| odbyć 7 listopada, W dniu święta Rewolucji Październikowej. Z początku były trudności % tłumaczeniem. W toku prób wciąż je poprawiano. Aktor nie mógł czy nie chciał wypowiedzieć pewnej frazy. Plątał mu się język.