• Nie Znaleziono Wyników

października 1939 roku Artur pracował już w redakcji, al«

ROZDZIAŁ TRZECI

26 października 1939 roku Artur pracował już w redakcji, al«

jako kierownik działu listów, i pamiętał tę datę, w tym dniu wy­

brani delegaci z oałej Zachodniej Ukrainy głosowali za dobrowol­

nym prwyłączeniem się do Ukrainy Radzieckiej. Uroczystość ta od­

była się w Teatrze Wielkim i mimo usilnych sterań nie otrzymał karty wstępu na salę* Otrzymali ją tylko wybrani.

Artufc zaczął czytać* Były to przemówienia delegatów:

"Jak nam dziś radośnie. Noc stała się dniem. Słońce świeci w nocy# To słońce stalinowskiej K0nstytucji, najsławniejszej na świecie* Jest to prawdziwa konstytucja, nie taka jak polskaf stworzona dla panów. Konstytucje stalinowska daje prawo robotni­

kowi i chłopu , żeby mógł głosować i żeby każdy mógł być wybra­

ny. Dlatego moi wyborcy powiedzieli: chcemy stanowczo należeć do Radzieckiej Ukrainy, która Jest krajem najpiękniejszej gospodar­

ki wiejskiej na świecie*#*°

x

"Haniebny rząd Polski wszczął wojnę z Niemcami, naszymi sprzymierzeńcami* # *"

x

"Polscy panowie zmuszali Ukraińców, Białorusinów i Żydów do przy­

jęcie katolicyzm u..."

x

"Nad naesyrai ziemiami, nad ziemiami Zachodniej Ukrainy

wze-szła iasna zorza nowego życia* Rozpadło się sztucznie utworzone Państwo polskie. Jego nikczemni kierownicy wciągnęli Ara;i

krwawą i bezmyślną wojnę. Niezwyciężona Armia Czerwona ur .owała n&ś rifc zawsze od krwawego okrucieństwa zdziczałej władzy polskie—

go państwa, od egzekucji, od mordów i tortur. Otwarto'przed nami

^ie t la n ą drogę do szczęśliwego, kwitnącego życia,, gdzie nie bę­

dzie nad nami"świstał knut pana i jego zbirów. Uważano nas za by-

^ło, określano nas pogardliwym mianem "chłop".

MZapytuję wszystkich uczonych i filozofów: czy jest taka konstytucja, która zapewnia wolność słowat wolność pracy, wol­

ność zebrań, wolnośó pochodów ulicznych i demonstracji? /Okrzykit

"ftiech ż y j e stalinowska Konstytucja.” / . I dlatego w imieniu ro­

botników Ukrainy Zachodniej wzywam was, towarzysze, przyjmijcie tę wielką konstytucję stalinowską. /O klaski, okrzyki: "H u r r a !"/.

"Życie nasze wydaje się nam przepiękną bajką, ale bajką nie Jest, tylko rzeczywistością. Dziękujemy c i , mądry S talin ie, za to ż y c i e ... "

77

x

"Ciężka była dola kobiety pracującej w pańskiej Polsce. By-

^a bita, katowana, zakuwana w żelazne kajdany/okrzyki na s a l i :

"Hańba."-/. Swój suchy chleb zraszała krwawym potem i łzami.

Niech nasze kobiety pod kierunkiem naszego wielkiego nauczyciela

^ wodza wyzwolonych narodów, towarzysza Stalina, wejdą do kraju szczęśliwości, na spotkanie złocistego s ł o ń c a ..."

"Nie wstanie już z powrotem to dawne prawo, nie podniesie się nahajka, która siekła nasze c i a ł o . . ."

x

Kto to mógł być? Robert? Teresa? Kandel?

Zmiął g a z e t ę ... Czy tylko on dostał taką pocztę?

Wszedł do pokoju redaktorskiego. Nie zauważył na żadnym biu­

rku podobnej koperty.

x

Pani Huttenowa uchyliła drzwi, kiedy usłyszała kroki w ko­

rytarzu.

- Dobrze, że pan wrócił dzisiaj wcześnie do domu. Ka pan gościa.

Na tapczanie, przykryta kocem, leżała kobieta. Poezułafże ktoś się zbliżył i otworzyła oczy z przerażeniem.

Była tc Rachela.

Z trudem ją poznał. Wyglądała jak po przebytej ciężkiej chorobie.

Pani Huttenowa przyniosła herbatę z cukrem i kanapki:

- To od komandira, kapitana Rybakowa, zakwaterowanego w sa­

lonie. - Nie powiedziała o nim "so w iet".

Rachela dostała się do Warszawy pociągiem, furmanką a potem Piechotą. 0 wyjeździe Artura z Ohrenem dowiedziała się od Golda*

^aremnie nakłaniała szwagra, żeby z Szewą i córeczką wyszli z bombardowanego miasta. Śzewa nie mogjta wziąó Halinki i zostawić

^$źa samego. Rachela przeżyła razem z iłimi oblężenie i wkrocze­

nie Niemców. Ohren, któremu udało się wrócić,powiedział je j ,ż e

78

Artur jest w części Polski zajętej przez Rosjan i że na razie granica nie jest strzeżona* Kofc-as. chodzić bez obawy tam i z po- j wrotem. Ne nieszczęście zatrzymała ją rosyjska straż graniczna* 110

Dopiero wczoraj wypuścili ją z więzienia. Niespodziewanie. Sie* 1 działa pod zarzutem szpiegostwa. Z początku byli bardzo grzecz- | ni, radzili jej przyznać się od razu, im wcześniej, tym lepiej, j aby sobie zaoszczędzić przykrości* Wszyscy się przyznają prędzej a czy później. Podejrzany powinien pomagać w śledztwie dostarcza- [ jąc dowodów winy. W ten sposób niejeden uratował sobie życie. W Ti dając współwinnych okazuje prawdziwą skruchę. Pytali się, co oz- s naczają cyfry w jej notesie. Jaki to szyfr? Nie wierzyli, że to * numery telefonów. Niemożliwe, żeby tylu znajomych miało telefony«|

Pt paru przesłuchaniach skończyły się grzeczne słówka i zaczęły j się groźby* Trzymano ją w te straszne mrozy w zimnej celi z fca- [ mienną posadzką, bez siennika i koca, Waywano ją nocą i odsyłanej nad ranem.. Oficer śledczy wracał do dwóch pytań: Jakie było jej \ zadanie szpiegowskie - gospodarcze czy wojskowe? Za gospodarcze kara jest mniejsza, całkiem mała, prawie żadna, to po prostu szansa, którą daje ustrój socjalistyczny przestępcom. W przeci­

wieństwie do ustroju kapitalistycznego. Rozumie się: kto przyzna^

się do szpiegostwa gospodarczego, nie podpada już pod szpiegostwo wojskowe. I drugie pytanie: jakich ma znajomych? Bliższych i dal*

szych, z dokładnym adresem, wszystko jedno, czy są po tej stroni*

czy po niemieckiej.. Podać profesję i w miarę możliwości dokładne;

życiorysy, zamiłowania, słabostki itd. Te życiorysy może pisać w i celi. Dostanie papier i pióro* ale życiorys własny należy pisać 1 w śledztwie, podczas przesłuchania. Życiorysy pisała codziennie, j wciąż na nowo* Zmienione lub opuszczone słowo było dowodem obciąg zająeym. Pojci nie nauczyła się tekstu na pamięć. Raz odprowadzonej ją pod ścianę straceń. W ostatniej chwili przybiegł oficer śled­

czy i zabrał ją do swego pokoju. Przyrzekł, że zostanie zwolnio- i na, jeśli podolsze "nieważny papierek". Nic nie chciała podpisać.;

Nazajutrz zwolnili ją. Ale przedtem musiała zobowiązać się, że o swoim pobycie w więzieniu nic nikomu nie opowie. Nikt nie może wiedzieć, ze była aresztowana. Za niedotrzymanie tego przyrzecze*

nia grozi kara, c> k j

I cc ty na to? - spytała Kachela,

• Przykre, ale skończyło się dobrze.

- Tylko tyle?

- Dobrze, że przyjechałaś. Cieszę się. Bardzo się ciesze.

- Naprawdę? v v

-Czekałem na ciebie.

- Naprawdę?

Nsprawdę.

- T a k ,.. Ale czy cię nie oburza?

• Co?

- Te ich metody.

- Nie zaczynajmy dawnyeh dyskusji. Rzeczywistość je rozs- trzygnęła.

- Na czyją korzyść?

- Moją..

- Tak uważasz? Mam wrażenie, że jest przeciwnie.

- Jest jak jest, i tak być musi*

- Ja tego nie rozumiem. Może roi wvtłumaczysz.

Nie * ; ż f e C?=Cisep ^ kr tlCał° ’ ^ St Pr^ e- powiedziałem, - Zraiżerniałel?Śeie " RaChele ?ołożyła ***? ne jego dłoni.

I * Pracuje po nocach* Jestem korekterem. * - To w yczerpująca p ra ca . Czy n is mogłeś sobie znalez^

| - Mara nadzieję, że mnie przeniosą na robotę dziennikarską, zacznę pisać reportaże.

- Tb k? To dobrze. Cieszę s i ę . . .

- Dziwisz si? Mydlisz, że nie potrafię?

- Powiedziałam, że się cieszę* Zswsze miałeś pociąg do pa­

ń s t w a .

- Pociąg? Tak to nazywasz?

- Nigdy mi nie pokazywałeś, co piszesz* Wolałeś pokazywać s*e nowelki jakiejś starszej pani. Dopiero jak się ukazało cos w

* Chwili". • , , , - Lepiej o tym nie wspominać.

- Dlaczego?

- To bvł organ żydowskiej burżuazji* B

- Aha1/M a s z r a c j ę ... Powiedz mi le p ie j, czy pani Huttenowa

^yła dla ciebie dobra.

- Owszem.

* Mówiła, że czasem mnie wspominaliście*

- Owszem.

- Nie zimno ci?

- Nie.

- Poproszę o jeszcze jedną szklankę herbaty*

- Dziękuję, nie trzeba.

- Nie pytasz ani o Kubę, ani o Szewę*

- Kuba? No cóż? Teraz dopiero pozna swą omyłkę. Pod Hitlerem*

^eraz się przekona, co to jest hitleryzm.

- On nigdy nie mówił dobrze o Hitlerze*

- Ale mówił źle o kimś in n y m ...

- I nie miał racji?

- Rachelał

• No dobrze, ^asz r a c j ę ..

- To, co ty mówisz, jest straszne!

- No dobrze*. . d o b r z e ... Przepraszam cię. Czy musimy się kło­

nić przy pierwszym spotkaniu?

Artur milczał.

- Jesteś zmęczony.

- Dlaczego mi nie opowiadasz o prześladowaniach,przede wseys- Żydów... Musiałaś to widzieć w Warszawie. To czekało naa Ws2yBticich, gdyby nie Związek Radziecki*. . *

- Śpij - okryła go kocem. I tak w ubraniach przytulili się

“o siebie.

m

^

Sylwestra obchodzili nad mokrymi pte chtami gazety.

Rachela i '^eresa zaprzyjaźniły się i mówiły sobie po imie-

*^tt* Artur używał formy "wy” , kiedy zwracał się do Teresy. Miał tj%Udności z liczbą mnogą: "B yliście" czy "byłyście".

0 północy wszyscy wypili "bruderszaft". Życzyli sobie wezyst-

*iego dobrego. Tylko Artur nie zapomniał o Stalinie i wypił kie-

^ c h za jego zdrowie*

Było wesoło. Rachela opowiadała o ideowym dokształcaniu ked- nauczycielskiej. Frofesor uniwersytetu z Charkowa, historyk,

£imo wyjaśnień audytorium, twierdził, że w F0lsce faszystwowskiej

*°.biety nie miały prawa głosu, a Lwćw do wkroczenia Armii Czerwo-

^ j , należał do Austrii.

- Anglicy uważają, że Warszawa leży w Rosji - powiedział

Ar-tur* po - Ale oni nie wykładają historii na uniwersytecie w Oksfor-fte

dzie - odparła Rachela. kt<!

“ Liyod George nie miał pojęcia o geografii Europy wschód*

n ie j, kiedy była mowa o lin ii Curzona - bronił się Artur. fo\

- To nie jest najgorsze - odezwała się Teresa. * Wczoraj w i nocy zabrano z o f i c y n y naszej kamienicy listonosza. Wystarczy, że|y]

ktos był urzędnikiem państwowym., żeby został aresztowany. NiersSw słychać krzyki na pustej ulicy. To wloką kogoś do ciężarówki.

Do pokoju korektorskiego zajrzał znany pisarz o krzaczastyc&r^

brwiach i przekrzywionej głowie na sztywnym karku. Uchylił drzwi h i spytał, czy można. Miał nocny dyżur. Spytał, czy korekta przewif^

duje jeszcze jakieś poprawki. *81

Zaproszono go do środka. Robert nalał mu kieliszek wódki. Ter 1 resa poczęstowała go kanapką s kiełbasą i ogórkiem. N

Robert znów się z nim trącił. Lubił wypić. Teresa liczyła k«$*

żdy jego kieliszek. to;

- Dziś Sylwester - usprawiedliwiał się Robert. W Wkrótce butelka była pusta.

- Dlaczego ich wiersze są takie straszne? - spytał Robert znH* ( nego pisarza.

: . £ a? f . C5 leb?ik?wa min$ ł' - Odparł znany p is a r z . - Pług histe-nl r 1 1 cdwalił bruzdę i na powierzchnię wydobyła się warstwa denna*

Uczą się dopiero alfabetu wiersza. Za dwadzieścia la t, a może !°!

więcej, wybuchną talenty większe niż Puszkin. Nastanie złoty w ie k ^

** Poezja zawojuje eały świat i utoruje drogę naszej i-fi'

d ecło g n . Na początku było słowo. Ri

- A Majakowski?

n ie s io n r b r e w !“ r * zastanowił Potrzymał palcem wysoko pod- %

~ £?* b7 ła to nieszczęśliwa miłość? - pytał Robert. L

- Nie wiem. Sty

- Akt rozpaczy?

- Jak każde samobójstwo. J e s i e n i n ... i - Knie chodzi o rzeczywistość.*, rozczarowanie...

- Na tc nie ma dowodów. p;

- Pasternak? Mandelsztam? N

- Przegrana przeszłość.

szkę.* PU32kln t0 też Przeszłość. A jednak wysuwają go jak wywie-- To kulturalne dziedzictwo.

- Babel, Borys F i l n i a k ,.. dlaczego o nich głucho?

- To magma,. . Jest Szołochow, Ili a Erenburg. I

- Dostojewski? j*{

na d zis ia jSWOim E is*ye£no~monarc^ 8tycznyra zamroczeniem? To nie j^;

- Dlaczego? To też dziedzictwo. ^

riaci” p ^ w o k a t o ^ y ^ 1^ “ rewoluc;!e 1 rewolucjonistów. To wa- £ I t0 * 0Ś PrzyPoniina - uśmiechnął się Robert. b

v * poczynasz, oratku - znany pisarz łypnął biał- kami ©czu - bardzo dziękuję. Muszę zajrzeć do drukarni zecerzy przytaskali morze wody. Potem ja będę odpowiadał.

ao

Aresztowano redaktora Gałeckiego. To bvł t#»r wvcjnH zgarbionych plecach i czarnych, wypukłych oczach, który pisywał

% U:

"Sygnałów” rewolucyjne, rozwichrzone wiersze# Jego przedwojen-

^!,eseje, bardzo wysoko cenione, spodobały się też Wołodi Bojmowi, C ^eg o przysłano do redakcji z Odessy: on jeden spośród rudzieć-

towarzyszy mówił i czytał po polsku: podnosił oczfc do sufl- PU: "marksistowska a n a l i z a ... b a r d z o ... b a r d z o ...”

k Artura razem z redaktorem Gałeckim wydelegowano, aby obsłu- zebranie studentów Politechniki. Miał przemawiać profesor s S ^ s l , ale sif nie zjaw ił. Zastąpił go profesor z Kijowa. Potem

_ porał głos student trzeciego roku, Tomasz Wilk. Zaczął po ukra- f la » a^ e P° Paru zdaniach przeszedł na polski. W auli zaklaska- iłli Pai%ę 08(^ . Wilk przypomniał straszne czasy polskiej re a kc ji, j

na wyższych uczelniach hulała banda paniczyków z zielonymi1

i

j^eęzkaml i mieczykiem Chrobrego w klapie, a teraz nawet wielu tyoh, co stali po drugiej stronie barykady, skupia się coraz

*jziej pod zwycięskim sztandarem rewolucji. Bo socjalizm i nau- to jedno. Wiele nas czeka jeszeze trudu, zanim dorównamy przo- nauce Związku Rad, Po nim występowali inni mówcy. Wszyscy

^iaro w a li swe przywiązanie- do idei komunizmu, h jeden zwrócił ,li - 0 przewodniczącego zebrania, profesora z Kijowa, z pytaniem, 30' ^ ay przewiduje się założenie K^msomołu na uniwersytetach i wyż-

L p n uczelniach. Na sali znowu rozległy się tu i ówdzie słabe 5% A aski* Pod., koniec zebrania uehwalono rezolucję, wyrajającą

I **£czność niezwyciężonej Armii Czerwonej za przyniesioną wol- . Studenci Politechniki Kwowskiej, zapewniają Stalina, że

goj-fcj są oddać wszystkie siły, a jeśli trzeba będzie, życie za L" R & ^ tne id€;a*y Marksa-Engelsa-Lenina-Stalina. Rezolucję po ukra-

^6* Z ^ru<^em odczyt®^a młoda dziewczyna z pierwszego roku stu-h} RezolucJa została przyjęta jednogłośnie. Nikt się nie wstrzy-

; *» nikt nie głosował przeciw.

im. - Skurwysynyl - powiedział Gałecki, kiedy znaleźli .się na Sapiehy.

- Kto? - spytał Artur.

W - Wszyscy poza Tomaszem Wilki eto i paru innymi, kt<5ryvh spo- w S if® w akademicfciej "Świetlicy” . Widziałeś, jaką miłością za-

^ m ^do s,fcałina? - Gałecki odwrócił się i pogroził Politecfani- Pięscią - Żyletkarzel Ja o tym pisać nie będę.

Artur zrobił małą notatkę, którą jeszcze bardziej skrócili*

81

x *

Wokół Pustego krzesła zrobiło się cicho. Nikt nie wymieniał SĄl nazwiska. Na całą redakcję padł strach. Na korytarzu nie za-

^ J > ywano a i ę » żeby P°gada<^* Unikano się nawzajem* Szmer przy- K l b ale rzucał uśmiechy na prawo i lewo. Były członek KC, Ko-

nie chciał przyjąć żony redaktora Gałeckiego. Dostała się h ^ z e l n e g o . Kazał jej siadać. Żona Gałeckiego powtarzała weiąż

^e8t niewinny, że był prawdziwym komunistą. Naczelny a ł » że ?1eśli ^est niewinny, nie spotka go żadna krzywda# I

” prawdziwy ” komunista? Wystarczy - komunista.

x

N a t a n o w i s k o po Gałeckim zaproponowano Robertowi Linkowi. Link jftie ~aNie rozumiem - powiedział Fedorenko - u nas takich rzeezy

* A ty byś przyjął? - spytała go Rachela.

Artur nic nie odpowiedział.

82

Artur napisał reportaż z fabryki.

Na marginesie maszynopisu redaktor stylistyczny, poeta w szarej, brudnej marynarce i rozchełstanej koszuli, napisał-"do- bry kawałek prozy".

Artur opisał sąd nad młodym robotnikiem za spóźnienie sie i opuszczanie w pracy.

Oskarżycieli sprowadzono z miasta, na miejscu nie znalazł się nikt chętny / o tym Artur nie wspomniał/ - dwóch byłych członkow Komunistycznego Związku Młodzieży Zachodniej Ukrainy, rozwiązanego razem z partią. Chłopiec miał osiemnaście lat, dziewczyna dziewiętnaście, a więc tyle, co podsądny. Obrońców nie było. Dyrektor fabryki, towarzysz radziecki/ w gazecie usta- łono, że zamiast "sowiecki", ma być "ra d zie c k i", na modłę ukrai*-

radla^ k^ % Poza tym bardziej w duchu języka polskiego/,

« ? £ + ? ’ z obecnych nie chc się podjąć obrony, ale 2 < J r 6 ch(: i a ł » co dyrektor ocenił potem jako przejaw świadomo­

ści klasowej oraz słusznego stosunku do szkodników wszelkiej ma-

"^niknęła z szeroko pojętej demokracji so­

cjalistycznej, gwarantującej obronę dla przestępców nawet nie zasługujących na żadne względy. Ten passus wydrukowany był kur-

WS2Cj zmianie drugiej nie było, zamknięto bramę i sProw?dz?n° do hali maszyn. 0 tym szczególe reportaż tez nie wspominał. Żywo zostały opisane gruoy mężczyzn, lak pzt°rawp+rze zby rozmieszczone w różnych miejscach h ali. Niektó- ! tlat?u P r z ^ B ^ n l f usadowili s i ^ na maszynach jak na scenie

» f? Pocącego się ze strachu oskarżonego zostało w reportażu wytłumaczone szczerą skruchą i obawą,żeby nie zcs-rl A I S * ^ z .kolektywu jako obce ciało. "Oskarżony ujrzał na- gle swoją samotnosc na tle zespolonej pogardą gromady I nat-Z f L T BVe duże ł ° P aty d*onie z r o z u f i a ł * fe g?ozi L T ra» r ńimłZ *£? ir°b° tflic2eJ piersi wyrwał się okrzyk: co ja te-wszvstkc Doto?»vlń «,? to punkt kulminacyjny. Od tej chwili wszystko potoczyło się w stronę szczęśliwego rozwiazania nirr™*

sukcesu ™ tnika P° Wita^ został oklaskam?! B y ł f ? o a t m ^ e r a * nie *7ł->ata»=nU;l?Ca J walkę w eocjaliźmie. Końcowe

zda-Zbłąkama owieczka wróciła do zespołu” zdjął cławlit Artur znowu był bohaterem dnia. *u it . KoH. r S?mer poklepał go po ramieniu. On od razu powiedział że J S i S J l S* lud?i e * raoze nawet literat. Aedaktor stvlisttcźnv dre Kalraux!"en ° brazek do pewne^ soefl.V * "Doli człowieczej" An-sał. Raehela sPytała go, czy rzeczywiście było tak, jak to

opi-Robert Link nic nie powiedział, x

pełni ^niespodziewanie ^d o zn a ł

krzy żykiem * Z a n i ó s ł 6 ono i %i ę ? i e ^ a 0 m ordercy z m i e d z i a n ^ 0 *

było już tłumaczenie ani reportażI SW 6 1 na™ - * o . *>

Minął dzień* drugi, trzeci. Minął tydzień,

Redaktorem w "Nowych Widnokręgach” był redaktor stylistycz- y « "Czerwonego Sztandaru11. Unikał wzroku Artura,

8 Artur milczał. A więc nie urnie pisać. Trudno. Nie będzie pi- rzeia# Ale sam nie zapyta. Nie wytrzymał Jednak i spytał,

L .** No^ wiecie, towarzyszu S a l z . , . - redaktor stylistyczny ęcił głową - coś w tym jest , a l e .. ,

Pic Gho(^ przygotowany był na najgorsze, mróz przeszedł mu po ecach. I po drodze do domu \ powiedział:

- Czekaj, je ci jeszcze pokażę.

Ale pisać przestał. Brakło mu tematu.

83

Między Arturem a Rachelą dochodziło do sprzeczek.

. Mróz nie popuszczał. Aermometr wskazywał wieczorem minus ' st°Pn i * Węgiel z piwnicy pani Huttenowej skończył Gdyby nie kapitan Hybakow, nie byłoby czym palić.

L - Sowiet, ale dobry człowiek - mówiła pani Huttenowa.

h słyszeliście nic tej nocy? Nie spałam, zbudził mnie ruch Xtarzu ł ^akie!Ś * t k a n i a . Otworzyłam lekko drzwi, patrzę:rs . . . . u .--, ~ i b j f i w u , pa vrz,e :

*0 ? bl^a£ą aię d0 P a stw a Piłatów z naprzeciwka. Zabrali ca- f^«?xZf nę; ’1’ylk2 BtarU8zk^ zostaw ili. Jak pan myśli, czy nie po-

kfPitana Hybakowa o interwencję? Co oni zrobili złego? Spo- skro^ni ludzie. Pan Piłat wysłużony już oficer, pani Pila- fcte' ’r>n* u? zycielka w S ^ a z j u m Strzałkowskiej, dzieci dobrze uło-hi t«vy^au0W rl e ’ f56 pan Pracu^e w redakcji, gdyby pan chciał

tak dobry i z nim pogadał. Panu by nie odmowił.

- Niestety, nie znam państwa Piłatów. O f i c e r ...

- No to co, że oficer? - spytała Rachela.

*alc ciebie nie rozumiemi Zadajesz dziwne pytania.

ce** to wrogi

- A co winne żona i dzieci?

• Ja ciebie nie rozumiem.

^e n d v J e r!ef / S ? at? k: j ?k tWÓj ?ziadek- Krążyły o nim w rodzinie I n<iy. Ja ciebie też nie rozumiem. Niestety^

N ci~ ®°-ia droga, rewolucja to rewolucja. Nift^bawi eię w

subtel-k e r a S ?rZyS* U d° ° bceg0 kra* u H

** f>o obcego kraju?

** d ziec i# nie kłoócie się — Huttenowa wyszła.

- Powtarzam: do obcego kraju.

**■ Wolałabyś, żeby hitlerowcy przyszli?

** Nic bym nie wolała.

" ^ffumiesz, że uratowali nas przed hitleryzmem*

"* Dla Piłatów wszystko jedno,

~ Ale nie dla mnie i nie dla ciebie,

K S Może* ‘ * Ale na resztę jesteś ślepy. Nic nie widzisz.

widzieć. Czy nie p o t r a f is z .,.?

1 ~ ^5®ztE? Resztę historia skazała na za g ła d ę ...

U ."p a^lrspoko^ 2 historią. Od waszych wielkich słów człowieka

* Przykrywacie nimi nędzę.

To etap przejściowy.

84

*FW® *fn etap? Tam, w kraju socjalizmu. Zresztą nie o tę nędzę mi id zie, ale o kłamstwo, do którego zmuszają, że­

by wierzyć, i o krzywdę ludzką.

- Tak rozumuje mieszczański k o łtu n ...

- Dziękuję.

- Masz przestarzałe poglądy.

- Co r o b ić *..

- Musisz je zmienić.

- Nie zmienię ich, nawet dla ciebie.

- To bardzo źle.

- Dla kogo?

- Dla ciebie i dla mnie*

- To znaczy, ż e . . . - To nic nie znaczy.

- • • • to znaczy ż e . . .

ss.23 .*n?w • " * “ ■ p°‘ °sn “ »*j '*»»•

-- Czy ty m y ś lis z? ... Czy ty m y ś lis z? ...

- Ze co?

ohciał u s u n ą ć !" 46 niC* “ " Raehela otrzymała dłoń, ktćrą Artur

wzywano go, padał na niego strach.

k o ś ć z S a s t a L ł * T r > 8 i e d z i a ł l J>yły członek KC KPP Konarski i

g s n u l i M i r & j 1:;iuSr“ 0n.'rKł* ; r e , r

s s s ^ f i s s t

. 1

s s ś S S S r i

Konar^Im ybył2n r n y « ? a POWaŻny tem8t* ZniŻył głos do 8zePtu* 2 le * ; n a z b i ^ r ^ r ^ r ^ r c z a s 8^ ’ ' Ż6by 8i? 2 tobą sP ° ^ a ć .

Ty-^ s & yse j? % ;K ^«rtr : Ł : ? 2 r '1*u “ “ b5 iA

Konarski spojrzał kątem oka na Artura.

le« v ^j5ieTOezkeZ" B i e ł o m o ^ ^ rf ySZ? 2 w* ? zieni a - Może zostać.Al- wi i Arturowi. Wszyscy odmówili ^ y l i ^ i Konarf J ^ emu*

Szmero-my ^"tegó * r o b ili ° t » a z ° n Dialektyczni^e*goIzi f i

s a H ^ y s T s a w s ® ■ s ł s ?s a u s u s s a s ?

I r£ t » t o ° zmlerzasz? - spytał Konarski,

h a b il it a c ji KPP. ° ° y WBzysey* Do wszczęcia kroków w sprawie r e ­

na ty e h ^zlem iac h ^K a wsi* ™ Bi okrzepnąć

na tc zamykać oczu? “ i® seie rożne Są żywioły. Nie wolno

n a c J O M u f t l w ? & £ 2 £ ’ X £ t t S r 5 Ś £ ? m; .Ffiw° r ? zu^ f i ń s k i c h wierni p a rtii Kie dop Sszlia sie i?h do ko55^ ^ d ą

- . . . .

% ‘ s s

pili a — przez cały czas milczący Szmer odezwał się wreszcie.

* Owszem. To‘ też. Wielu wybitnych komunistów spełnia pod- Ndne funkcje, bywają towarzysze w ogóle bez pracy*

i - Bo każdy z nich myślał, że po rewolucji zostanie komisa­

ntem • powiedział Szmer z lekkim grymasem ust*

- Kie widzę w tym nic złego - odparł towarzysz Alles.

Natomiast jest upokarzające, że niektórzy towarzysze radzieccy

kombimtorów i spryciarzy.

L - Kasz naczelny redaktor, Mańkowski, mowi na to: "n iet sle- ili bez u roda", prawda? — zwrócił się Szmer do Konarskiego, i - Wasz naczelny - Alles machnał ręką - ale mniejsza zj tym*

l^teście gazetą komunistyczną, która musi być czuła jak stejsmo- dlatego sygnalizuję wam duże niezadowolenie.. . . Nasi syinpa- W sprzed wojny są rozczarowani, niektórzy towarzysze też* Wła-

;*** radziecka traci najlepszy materiał ludzki. Ha którym mogłaby oprzeć w krytycznym momencie. Nikt nie może przewidzieć

roz-wydarzeń* _ . .

i — Co to znaczy? — były .członek KC KPP, towarzysz Konarski, g ł a s k a ł się po łysinie. Wodniste oczy zmętniały. - Czy idzie ci

! Niemcy? Byłaby to niewiara w słuszność stalinowskiej l i n i i po­

! Niemcy? Byłaby to niewiara w słuszność stalinowskiej l i n i i po­