• Nie Znaleziono Wyników

Na prsyszłość radzę unikać takich uogólnień. Są efek

towne, ale n ieścisłe. Efekciarstwo jest sprzeczne z naturą komu­

nizmu. Ostatecznie mogę zrozumieć rozgoryczenie pewnych towarzy­

szy. Ale waszą obecną postawę, byłego członka KPP, potępiam.

- Carska Rosja pozostawiła straszne dziedzictwo, jak to po­

wiedział towarzysz Lenin. Nie mówię o starych. Ich już nie można wychować, ale młodzi, którzy urodzili się w warunkach socjalizmu?

Wanda Wasilewska słuchała z opuszczonymi powiekami. Potem Podniosła je :

Wanda Wasilewska potrząsnęła gwałtownie głową, źrebiła ruch, jakby chciała wstać, ale opanowała się. Zwróciła się do Artura:

rze*. Na święto Rewolucji Październikowej. Jeszcze Broniewski re-135

13*

cytował swoja*** % '

Artur al« dokończył* Twarfc Handl' oblał rumieni ec.

Towarzyszu - Wanda Ifesilewska odwróciła się do Allesa - wie­

rzę, te aacie dobra chęci, ale dobrymi chęciami piekło wybrukowa­

na * - Ja swoją przeszłością reprezentuję coś więcej n ii dobre chę­

ci*

- Macie o sobie niezłą opinię*

- Przeszedłem niejedną próbę. Ani razu nie zawiodłem się m so­

bie*- Podoba mi się ta pewność siebie. *. Szczerze wam radzę, uspo­

kójcie się, bo inaczej mo&e się to ile skończyć <- Wanda wstała*

A lle ® i A rtu r te ż s i ę p o d n ie ś li*

- Proszę, jeszcze chwileczkę - zaczął Alłes* - 0 najważniej­

szym nie było mowy*

- M ian o w icie?

- I d z ie mi o in t e r w e n c ję u S t a l i n a , Wargi Wandy Wasilewskiej lekko zadrżały«

~ Ki mniej, ni więcej.*

- Nie widzę w tym nic złego.

- Jeśli nie w idzicie, to ja wam oczu otwierała nie będę* Boję się , źe znajdą eię inni,

- Groźba? Kie rozumiem dlaczego* Każdy ma prawo zwrócić się do Stalina*

- Słusznie - oburzenie Wandy Wasilewskiej opadło.

- Chodzi mi o sprawę nie osobistą, ale ogólną*

- Zastanowię się - Wanda Wasilewska starała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko grymas.

- Kie iś&ecie o co chodzi \

- Przeciei była cały czas mowa*.*

- Gdyby chodziło o to, nie zabierałbym towarzyszce cennego czasu. Idzie mi o to, o czym Stalin rozmawiał z wami przez telefon.

Ja o tym jui dawno myślałem.. . - 0 czym?

- 0 przyszłości kraju. 0 losie Polski* Polskiego narodu. Nie chodzi mi tylko o nową polską partię komunisty czną. 0 nią oczywiś­

cie tet, ale to nie wystarcza.

Wanda patrzała na niego zdumionymi oczami. Mrugała szybko po­

wiekami. Twarz znowu oblał rumieniec.

- Hie rozumiem.

- Powinniście zrozumieć* Ule można zostawić narodu na pastwę H itle ra ..*

- Dajecie mi lekcję patriotyzmu?

W Polsce id zie podziemna walka z hitleryzmem. I!y powinniśmy też coś zrobić. Hitler nie jest sprzymierzeńcem Polski, Hitler jest naszym wrogiem.

- Ko dobrze - Wanda Wasilewska uniosła gwałtownie rękę jakby Eię przed czymś broniła. - Żegnam was. Bardzo przepraszam, jeśli nie wezvctko poszło po waszej myśli* - Podała szeroką mocną rękę naprzód Alłesowi, a potem Arturowi.

Ha nazwisko Artura przychodziły do radia listy.

Niektórzy chwalili dziennik. Artur uważał to aa lizustwo, ale potem zrozumiał, fce nie chodzi © treść, lec* o tvch parę minut

poi-ikie j mowy w eterze* Inni prosili o pomoc w znalezieniu m i e l c a dobyto wywiezionych. Byli też tacy, którzy szukali jakiegokolwiek u trud n ien ia . Byli bezrobotni * powodu złego "socpochodzenia*. Nauczycielki, znajomej matki, kobiety anielskiej wprost dobroci.

i t m ś i l l Się. Co robi matka? Co robi brat w Palestynie? Pewnie aa pewno zdołałby niejednemu pomóc. Bardzo prześladowana jest lud­

ność polska i żydowska, zwłaszcza inteligencja, t wielką radością witaliśmy Czerwoną Armię. To, cośmy przeżyli przez tych parę dni, kiedy hitlerowcy zajmowali nasze mia sto, nie da się opisać. Do­

puszczali się gwałtów, a przede wszystkim prześladowali iydów,bez- orcmnych ludzi# Zgroza* jeśli pomyśleć co by aię z nami stało,gdy­

by nie Czerwona Armia. Tego wszystkiego, cośmy w idzieli za H itle ­ ra, teraz, dzięki Bogu, nie ma, ale to* co jest, też wystarczy. I duż nie wiadomo, o jaką władzę prosić Pana Boga, w którego Pan na Pewno nie wierzy. A szkoda. Ha pewno by się niejednemu trochę boęo*

hojności przydało. Kilku edwokatów zostało uwięzionych całkiem Niewinnie, inni nie mają możności wykoiiywania swego zawodu,ona też

Historię z milicjantem opowiedział Koralowowi.

- Należy ukarać go za chuligaństwo - powiedział Artur#

- Zajmujesz się głupstwami - odparł dyrektor. - Kie warto się takimi drobnostkami zajmować. To nieważne. Co to jest wobec tego, Co działo się podczas walk rewolucyjnych?

- Ale teraz już nie ma walk rewolucyjnych.

To kontrrewolucja. Takie książki

masz, zniszcz j e zaraz* i broszury aą zakazane. Je-

rialisty cznych agentów. Słyszałeś o bandzie Bucharina i Zinowiewa?

Których naród nazwał synami osła i świni? Ale dzięki czujności na­

szej mądrej partii zostali zdemaskowani. To jedno. A drugie* is t ­ nieje przecież kapitalistyczne o to czen ie...

136

Alles przeczytał opowiadanie i przyniósł je Arturowi do ra­

dia

Nie powiedział, czy no się podoba, czy nie. Od tego są znaw- cy* a literatura je s t**, powinna byó wyostrzonym narzędziem pro­

pagandy. I w tym względzie Alles miał zarzuty. Artur przedstawił więziennictwo sanacyjne w zbyt łagodnym świetle. Widział śmiesz- nostki raczej niż ponury aparat. Żydowski analfabeta, który w ża­

den sposób nie potrafił zapamiętać elementarnych zasac marksizmu i wiedzy ogólnej, a na pytanie: "*a jakie trzy okresy dzielimy historię powszechną?" odpowiada: "Na przed wojną, wojnę i po woj­

nie , jeet może śmieszny, ale w żadnym razie nie może byó typem komunisty. Typ komunisty to światły, uświadomiony robociarz* Cały czas, pcza jedną masakrą, i tó wynikłą nie wskutek akcji więźniów,

©le z 2emsty administracji za rozruchy we Lwowie, panuje sookól.

*irUSł'a m B f ą* uw8g£ m towarzyszu, a nie na ca-1 ! * została pokazana ani jedna głodówka. Może się wydawać, te tortur w ogóle nie stosowano. Trzeba przyznać, że ok­

res Kościałkowskiego odznaczył się względnym liberalizmem, ale

"pom nie ć o ^atowni w więzieniu łuckim, o rróbie samo- J 0”*? a * Iriny Matuliwny. Brakiem jest, że

óowi ad uje się o wyjątkowej brutalności wobec towa- i znęcaniu się nad polskimi komunistami, sac ze-

? 2 chod2iło 0 inteligencję. Żydów też bite, ale mniej.

?a?n£a f* proszę bardzo, może byó. Obreżano raczej ich god­

ność ludzką i obrzucano antysemickimi wyzwiskami.

- Zająłem się tylko małym wycinkiem - bronił się Artur.

- Trudno było to wszystko uwzględnió*

sobie, że był to okres przymusowego

““ “ ndurowenia. Ze więźniom komunistycznym zabierano cywilne ubra­

n ia, tak te musieli chodzió w samej bieliźnie podczas zimowych P*aw więźnia politycznego. Była też akcja nie- stawania do modlitw razem z pospolitymi,

. I U ? ae f ! ^ 4 Przymusowego umundurowania n ie b y ło . Do m o d lit-

ZJJt

, e^ a’' a liś m y« mim° ś e komis a r 2 p r z y c h o d z ił z olbrzym im do- oy nB® i g r o z i ł k arcerem . K ie nam jed n ak n ie

*tra b r a l i ^ m t « ’ ktCT Sy n1* !? ^ * 14 r ® * em z nami w d r e s i e ś le d ź

-r a n ' ; .‘A i s & s -r " ’" " s* * ' ,o m “ *

- KC uznał to za błąd niższych instancji.

I w który^2roku?° ^ ZreBztą wy®*e<*łem zaraz z więzienia.

- W trzydziestym szóstym. W grudniu*

I H f8ta«ie! PLr ! - * u 4 e był a J e l c z e wtedy rozwiązana, dowskim gimnazjum? *yj«ehałem do Płocka, gdzie uczyłem w

iy-” ł " ie g r a ł e ś się złapać kontaktu?

jakich M^zutów?1 #i* ł * * « * > » * « • Bałem aię, czy nie maj,

- Jakich?

- Wtedy wszystkich podejrzewano o trockizm.

- Kogio być coś innego.

Artur poczuł zimny powiew 2 tyłu głowy.

- Co?

- Sysllę, że "było to tak samo niesłuszne jak podejrzenie o trockizm. Powiedziałem to od razu, W więzieniu szerzą cię plotki 3ak w małym miaste czku. A potem to się roznosi wśród towarzyszy aa wolności.

- Ty coś wiesz? - wyrwało się Arturowi.

- Znasz Waszkowiaka? Taki brunet. Bardzo semicki typ. Jak już jest komunista Polak* to musi wyglądać jak Żyd.

- Siedzieliśmy razem W jednej celi w trzydzje stym piątym, po rozruchach we Lwowie.

- Waszkowiak z dużym wyrokiem został przewieziony z Brygidek więzienia w Radomiu. Siedzieliśmy razem przez pewien czas.Dob­

ry komunista, może nawet za dobry troszeczkę, był kiedyś wierzą­

cym katolikiem, należał do Sodalicji Wariańskiej, ale właściwie był niesympatyczny. On mi opowiadał o pewnym dziwnym wypadku.

Artur nie słyszał, co dalej mówi Alles. Widział tylko poru­

szające się wargi. Czuł, że blednie coraz bardziej.

Waszkowiak spacerował po celi 2 coraz to innym towarzyszem w Pojedynkę. A najdłużej i kilka razy z Jr>achimkiem o wąskiej, l i ­ siej twarzyczce. Spacerował z wszystkimi, tylko nie z nim.Chciał Podejść, sie powstrzymało go złe przeczucie. Spytać któregoś z towarzyszy? Wyraźnie go unikali. Wreszcie zebrano komunę ce li,T o ­ warzysze usiedli na dwóch łóżkach, naprzeciw sieb ie, uroczyście i Ponuro. Artur wciąż jednak nie dopuszczał myśli o najgorszym.Lecz Wątpliwości niknęły z chwili na chwilę. Waszkowiak, sekretarz ko­

muny c e li, patrząc m Joachimka zagaił posiedzenie. W czarnych oczach miał błyski. Jakby się cieszył. Był podniecony. Pewne sło- w** podkreślał po kilka razy. Joaehimkowi też skakały iskierki w B en ic a c h . Inni nie potrafili podciągnąć się do poziomu prawdzi­

wych komunistów. Uśmiechali się zażenowani. "Jak wyglądają twoje Jeobiste stosunki na wolności?" - Waszkowiak wywoływał jednego towarzysze po drugim. Każdy żył z dziewczyną. Zbliżała się kolej

Artura. Nie mają żadrycn dowodćw. Do niczego się nie przyzna.

**ie ma się do czego przyznawać.. . Leżeli pod kocem. Spali. Cała

®ala spała. Położył rękę, lecz Joachimek natychmiast drgnął, więc cofnął ją od razu. Joachimek udawał, ż* śpi. Jakby na coś czekał.

'J&kby czuł, że z Arturem coś się d zieje . Obaj powstrzymywali od­

d e c h ... "A ty? - Waszkowiak, Joachimek, a potem inni utkwili Wzrok w Arturze jak na śledztwie. "A ty?* - grube wargi towarzy-

! 26 Waszkowiaka skrzywiły się w grymasie niechęci. “ Słyszałeś?

jażdy towarzysz ma dziewczynę, z którą żyje, a ty?". "Też mam".

Jak się nazywa?". "Rachela". "Czy jest twoją żoną?". "Nie brałem z nią ślubu". "W iesz, o co chodzi?". "Wiem", "flo w ięc?". "Tak".

- . . . mówię więc towarzyszowi Waszkowiakowi, że w takim razie

«ie ma podstaw. Dziwię się wam, towarzyszu Waszkowiak, człowiek z wyższym wykształceniem opowiada takie głupstwa. A on mówi, że to Jie głupstwa, za takie głupstwa d a j ą v 2 wią Zku Radzieckim osiem

Towarzysz Alles skończył.

Artur nic nie powiedział.

- Czasem jakaś plotka id zie za człowiekiem przez całe życie.

Artur milczał.

- Dlaczego nic nie mówisz?

- Nie warto. Nie było żadnych podstaw.

139

m

X

Pila o zabójstwie Kirowa był olśniewający*

W hallu kina •Pałace” Artur spotkał Rachelę i Leona Hubla*

"Wielki Obywatel" też im się podobał, ale mówili o nim z chło­

dem. Obcy element*

Oboje 62li przywitać zwolnionego z zsyłki krewnego Leona Hub­

ie. Henryk Gerson, były redaktor syjonistycznej "C h w ili", którego Artur znał ©przed wojny, wrócił po dwóch latach s obozu pod Ar- changielskiem.

Jak to się stało, że wrócił, skąd nikt nie wraca? - dziwiła się Rachela. Słyszałam o jedynym takim wypadku, fciedy Wasilewska użyła swojej protekcji. To byłby drugi.

- Ostatnio było więcej takich wypadków - powiedział Leon Hubel T t0 dziwne. Może chcą sobie pozyskać tutejszą ludność, bo czują, że wojna będzie.

powoli zapadał ciepły czerwcowy wieczór.

Szli przez pachnący Ogród Jezuicki.

Redakfcor Henryk Gerson mieszkał przy ulicy Kościuszki, którą chciano przemianować na ulicę Suworowa. I dopiero ktoś, kto miał dostęp do góry partyjnej, wytłumaczył, że to byłoby nie stosowne, bo Kościuszko walczył z Suworowem.

- Kto tam? - zapytał słaby głos.

, 4xDr z!riJot,?o:r^yły s iS 1 ckućty człowieczek o szarej twarzy wpu«

* i Mimo ciepłej pogody był w papuciach. Spodzie­

wał się wizyty, jednak robił wta zenie wystraszonego. Trzęsły mu się ręce*

Uścisnęli się z Leonem. Długo trzymali 8ię w objęciach. Leon .niał łzy w oczach. W twarzy byłego zesłańca nie było nic prdcz strachu,

- Pana pamiętam - Henryk Gerson - przywitał się z Arturem.

- Przynosił pan do "Chwili* tłumaczenia z . . . rosyjskiego.

Artur nie zaprzeczył.

. < 0 tym 1 a8wet czytałem te tłumaczenia i dlatego przyprowadzić. Jego nie trzeba się krępować k a ^ r S ^ ^ vA UrE P? raaier' i u* * się dowie :einych cie­

kawych rzeczy. Mozę mu się na coś to przyda. Spotkaliśmy się w ki­

nie. Całkiem niezły film. Prawda, Rachela?

inne? * ** J*k aawBze Pr°PaSB»da* Choć nie w takim stopniu, eo k»<*iłv ®P?doł» ł fi sif moment, kiedy zapadła, klamka i ffoij wiedział, co się stanie za chwilę za zamkniętymi drzwiami,

^ ' zek» ł na strzał - powiedział Leon Hubel. - Od tegn strzału wszystko się zaczęło: moskiewskie procesy,

nenryk Gerson kiwał głową.

wie "z tamtego^świata.?WOi* ** ArtU” ^ Siech ^ ek coś *P -kuchnif16 ^ C° ’ ' I>r2ynio9S herbaty - Henryk Gerson poczłapał do

8 i f To nie ten sam człowiek. Zamsze był wesoły, lubił dowcipkować. Zrobił się osowiały. Prawda Rachela?

- tak - przyznała Rachela - bardzo się zmienił.

- Dlaczego go zwolnili? - zastanawiał się głośno Leon,

• Dlaczego zabrali? - spytała Rachela* - W tya święcie nie ma fregul gry.

Dęło się słyszeć człapanie i brzęk szklanek, Rachela wybiagła Naprzeciw i z rąk Henryka Gersona zabrała tacę. Zielone, kruche filiżanki i cukiernice postawiła na okrągłym stoliku.

Henryk Gerson głodno ssał kostkę cukru. Hagle zawstydził się

snął czytać: "Polacy! Zbliża się wojna hitlerowsko-bolszewicka.. , - S ie i Sie! - krzyknął Henryk Gerson wciągając głowę w ramio­

na i zamykając oczy,

Leon chciał schować ulotkę z powrotem do kieszeni, ale Artur Wyciągnął po nią rękę:

"W związku z bliskim wybuchem wojny hitlerowako-bolszewickiej Komenda Głowna Związku Walki Zbrojnej wzywa do scalenia sił w ce­

lu wzmożenia walki podziemnej. Konspiracyjną działalnością woj­

skową w Kraju kieruje Komenda Główna, podległa rozkazom Naczelne­

go Wodza, generała Sikorskiego. Pod hasłem Bóg i Ojczyzna wyzwo- limy uciemiężony nasz Naród z podwójnej niewoli i"

Ulotka była podpisana przez Związek Walki Zbrojnej.

Arturem wstrząsnął dzwonek. Zaterkotał telefon na sąsiednim

®toliku,

Henryk Gerson dawał znaki Leonowi Hublowi:

- Odbierz!

Leon podniósł słuchawkę:

- Kto mówi? Kałuskyj? Przepraszam, profesor Kełuskyj, deputat Wierchownowo Sowieta. - Leon przykrył ręką słuchawkę. - Kałuskyj jest przy telefonie, choe z wujkiem mówić. Co mam mu powiedzieć?

henryk Gerson niespodziewanie sprężyście podskocsył z wycią­

gniętą ręką:

- Dobryj weczir, pane profesore - kłaniał się do słuchawki - GUże diakuju. Ja chotiw do was pysaty, ale sobi podumaw.. . Jak Proszę? Oczywiście, że mogę po p o ls k u ... Myślałem, że po ukraiń­

sku będzie l e p i e j .. Wczoraj późnym w ieczorem ... pociągiem ...

Schleppzugiem",. . chciałem zadzwonić, ale pan profesor rozumie..

*a k *., wciąż się b o j ę ... że to s e n ... Gdyby nie pan, panie profe­

j>edł w głębokim klubowym fotelu. Widać było tylko mętnoczerwoną twar* i płonąca uszy Jak u ucznia.

- Profesor KałuskyJ, deputa t Wiercfaownowo Sowi eta - Leon z po­

dziwem pokręćii głową*

"Łaty z hir kaukażsklch, ty eysyj orła * - przypomniał sobie Artur.

- T© sympatyczny facet* Ha "kepełe*. 04 j przed wyborami do Wierchownewo Souieta zaproponoweli mu żeby wstąpił do partii, od­

powiedział, że przecież potrzebni są tai bezpartyjni bolszewicy.

Spryciarz. Wykorzystał i cli oszustwo, że podzielili ludzi na partyj­

nych i bezpartyjnych bolszewików* tak czv owak jesteś bolsas wi­

kłam.

- Ale głosowałeś na blok partyjnych i bezpartyjnych bolszewi­

ków - wtrącił Artur.

Leon machnął ręką, Jakby się opędzał przed muchą*

- Ale też mają OBi^tilęcia — odezwał się Henryk Gerson — mają spokój.

- I "słońce najdemokratyczniejazej konstytucji stalinowskiej Kaidy paragraf to szczebel do raju m ziemi, w którym tycie jest własnością władzy, a ezłowiek własnością państwa. Człowiekiem możne się posłużyć jak materlsłem do budowania *socjalizmu*. Bu­

duje się socjalizm jak linię kolejową. Wszystko to zawdzięczamy pewnemu rabinaefciemu wnukowi, którv się x»ąrwał Karol R&rks. Jak zwykle roechesi, nienawidził swojej żydowskiej skóry. Głośno dawał wyraz swojej nienawiści: c Lassalie u mówił "ten Żydek, ten Icyk*.

Nienawidził narodu, który obdarzył go irleligencją. Ta nienawiść zrodziła filozofię nienawiści* Marks nienawidził' człowieka. Gar­

dził słabością. Ozy to nie przypora!aa Hitlera?

- Leon \ Co ty wygadujecz?i Opamiętaj się - wołał Artur. - Tyś zwariował i

- U was jak człowiek mówi prawdę, to zwariował, Ty tych wszy­

stkich faktów nie znasz. Bo czvtasz tylko książki komunistyczne.

Kie wiesz, że nie znosił sprzeciwu* Kto się z nim nie zgadzał,był skazany na moralne zniszczenie. Ma Bakunina rzucił oszczerstwo/że jest carskim szpiegiem, Wie wiedział, co to współczucie, przyjaźń.

Gotów był zdradzić nawet Engelsa, gdyby się okazało, że jest mu to potrzebne. Czy to nie przypomina Hitlera?

- Dość i Nie mogę tego słuchać i - krzyczał coraz głośniej Ar­

tur.

- D ość! Dość! - krzyknął cienkim głosem Henryk Gerson. Zlitu j­

cie się nade mną. - I wybuchnął płaczem.

U 8

Ka mwym stole, wśród tekstów do tłumaczenia, Artur znalazł jedną kartkę po polaku. Była naplsaaa na maszynie, gotowa do od­

czytania.

Kie dowierzali mu, bali się, że jego przekład nie*będzie wier­

ny. Taki ważny dokument ! Demeati TAS.S~a. Hząd ZSSR zaprzeczał do­

niesieniom agencji niemieckiej o koncentracji wojsk r a d z i e c k i c h na granicy ni endeckie j.

Wiadomość tę od samego rana oblewali tutejsi Ukraińcy, redak­

torzy i pracownicy radia. 2 butelką wódki chodzili od jednego działu do drugiego. Brakowało tylko, żeby zaśpiewali hymn * S ze ze ne wmerła U k r a in a ..,* .

KoraIow zaprosił Artura do siebie:

- Co tam się dzieje?

- Di acz ego towarzysz dyrektor nie poprosi którego z nich?

- Czy to jakieś święto religijne?

- Idzie o zaprzeczenie TASS-a.

- Kie rozumiem.

- Oni uważają, że agencja niemiecka mówi prawdę.

- Zwariowali!

* Że bliski jest wybuch wojny, nawet gdyby nie było koncentra- cJi wojsk radzieckich.

- Zwariowalil A ty? Tak samo uważasz? Mimo, że Stalin powie­

dział, że wojny nie będzie? Ze mną możesz mówić szczerze. Jesteśmy Przyjaciółmi.

- Myślę, że TASS podał prawdę - Artur wstał.

- Czekaj, gdzie się tak śpieszysz? - Koralow nacisnął guzik flzwonka.

- Dyżurny piętra wsunął głowę w uchylone drzwi.

Koralow kiwnął, żeby wszedł.

Od dyżurnego piętra cuchnęło wódką,

- Poproś tutaj kierownika działu literackiego, Hryhorczuka.

- Towarzysz Hryhorczuk nie podpisał jeszcze lis ty obecności.

- Jak to? Jeszcze go nie ma?

- Poproś towarzysza Paraponiske.

On też jeszcze nie p o d p is a ł... On często nie podpisuje.

- Dlaczego mi te go nie donieśliście? Dlaczego nic nie mówiliś-d e?

- Co ja miałem mówió? Nikt nie pytał, ja nic nie mówiłem.

- A kto jest?

- Wszyscy, ale pijani.

- Zawołaj tutaj rosyjską spikerkę.

Kławdia Jakowlewna weszła wycierając oczy chusteczką.

- Czego płaczesz? Głupia \ - złościł się Korelow.

- Wsie krugom pijanyje, rugajutsa, kak budto uż sowietskoj

"łasti niet.

Koralow podniósł słuchawkę. Nakręcając numer dał znak Arturo- żeby wyszedł, e Kławdii Jakowlewnie, żeby została.

143

x

Ulica zalana słońcem, już nie porannym, ale i nie południowym

^ e z c z e .

y Ruch był zwykły. Ludzie wyglądali normalnie. Po nikim nie by- znać, że agencja TASS ogłosiła dementi.

Głośniki na słupach la t a m i rozbrzmiewały wesołą melodią żoł- ifcrską z junackim refrenem: "wsie ^zetyre ko lesa!".

, Artur wmieszał się w tłum. I choć żołnierze mieli na sobie rązowe bluzy ściągnięte szerokim pasera, enkawudziści czerwone

spki z niebieskim otokiem, cywile białe "koeoworotki" albo wy- e ^ ? ne. k082ule* 5 dziewczyny by*y w białych sukienkach, tłum wy­

rwał się szary. Zatrzymywali się grupkami przed wystawą, grupkami :£bodzili do sklepów, "sowietów" pojedynczo idących nie spotykało

grupkami zajmowali ca ły chodnik, posuwając się ławą.

j n u r przysłuchiwał eię. o czym mówią ci ludzie, urodzeni i wycho­

dni w socjalizmie i służący wzorem dla całego świata? Nadzieja 6BSrl'VS? ł0^ ludzk° śc i ' 0 czyn mówią d ziś, kiedy znowu grozi woj-

!j!_ Rozbrzmiewała tylko rosyjska mowa, ani ukraińskiej ani żadnej ej m e było słychać. Nikt słowem nie wspomniał o zaprzeczeniu

TASSa, Kie byli weBeli, ale wyglądali beztrosko. Bezmyślnie bez­

trosko. Mówili o zakupach, o tym, co było na sprzedaż, i co nale­

żało kupić. Wszystko warto było nabyć. Wszystko. Jak najwięcej.

Jak najszybciej, ho może j-uż jutro nie być. Jedna kobieta mówiła o tyra, że żony partyjnych wkładają obrączki ślubne, chodzą do fryzjera i piją kawę. A jedna " Jewrejka" szyje sukienki. "Priamo prielest * . . .

cementowym słupie rozlepiono afisze Państwowego Polskiego Teatru Dramatycznego, które jeszcze aie obeschły. "Wieczór Trzech Króli" - przeczytał Artur z d a le k a ,., f Teatrze Miniatur niezmien­

nie dawali rewię oto rodzynki w koszyku*.

W Warszawie, nazajutrz po wybuchła wojny^ drugiego września, w Teatrze Letnia odbyła się premiera. Sztuka nazywała się "Serce w rozterce, czyli śluaarz-widmoH* Artur dobrze to pamiętał, Wieczo­

rami krotochwila bawiła ludzi do łe z # ą w dzień padały bomby, f kilka dni potem Teatr Letni spłonął.

Fasada Muzeum Prateroyełowego lśniła złeto-zieloną emalią mozai­

ki. Kłodę topole połączyła firłanda dzikiego wina. 0 tej porze

ki. Kłodę topole połączyła firłanda dzikiego wina. 0 tej porze