• Nie Znaleziono Wyników

Deliberacja publiczna

W dokumencie Z Dziejów Prawa. Tom 5 (13) (Stron 81-91)

Demokracja deliberacyjna w Rzeczypospolitej Obojga Narodów

4. Deliberacja publiczna

Krytyczna ocena kondycji współczesnej demokracji spowodowała poszu-kiwania jej nowej jakości. W ogłoszonej w 1962 r. rozprawie habilitacyjnej niemiecki uczony Jürgen Habermas wyróżnił i scharakteryzował pojęcie prze-strzeni publicznej. To sfera wspólnego dobra, oddzielona wyraźnie od sfe-ry interesów psfe-rywatnych105. Zaliczenie zagadnienia bądź problemu do sfery

103 Kutrzeba I, s. 240—241.

104 Ibidem, s. 340—341.

105 K. Bach man n: Konwent o przyszłości Europy. Demokracja deliberatywna jako metoda legitymizacji władzy w wielopłaszczyznowym systemie politycznym. Wrocław 2004, s. 50—51.

publicznej, jego omówienie oraz rozwiązanie powinno następować w pro- cesie dyskursu (deliberacji). Teoretycy koncepcji demokracji deliberatywnej (J. Habermas, J.F. Bohmann), a także nowszej jej odmiany w postaci demo-kracji dyskursywnej (John Dryzek) zwrócili uwagę na słabość dominującej współcześnie demokracji „wyborczej” i „większościowej”, w której party-cypacja obywatelska ogranicza się głównie do udziału w akcie wyborczym, a mniejszość przez akt głosowania czuje się zdominowana przez triumfu- jącą większość. Krytycy współczesnej demokracji dostrzegają słabość syste-mu partyjnego. Ich zdaniem, funkcjonują jako „maszyny wyborcze”, służące głównie do pozyskania wyborców. Debaty z udziałem partyjnych mandata- riuszy obliczone są na utrzymanie elektoratu. Wyborcy, omamiani obietnica-mi wzrostu konsumpcji, stają się klientaobietnica-mi, partie polityczne zaś niobietnica-mi mani-pulują106.

Deliberacja powinna się rządzić określonymi zasadami; powinna być in-kluzyjna, otwarta, a rozstrzygnięcie, do którego dochodzi w sposób niewy-muszony, winno zapadać w wyniku powszechnej zgody. Inkluzyjność zosta-je osiągnięta wówczas, gdy debata zosta-jest dostępna dla wszystkich na zasadach równości. Jej otwartość jest zapewniona dzięki prawu do poruszania wszelkich możliwych zagadnień i problemów, także ekstremalnych; nie ma więc tematów

„tabu”. Dyskusja toczy się w sposób nieskrępowany, choć z zastosowaniem ele-mentarnych reguł. Dopuszczalna jest całkowita swoboda wymiany poglądów;

w szczególności nie istnieje obawa o znieważenie czy zniesławienie władzy;

zgodnie bowiem z poglądem Johna Rawlsa, „nie można znieważyć władzy”:

takie przestępstwo po prostu nie istnieje. Zwolennicy tej koncepcji zauważa-ją zgubne skutki poddawania rozstrzygnięć pod głosowanie, unikazauważa-jąc debaty, w której należy przekonać adwersarzy za pomocą racjonalnych argumentów.

Te założenia wynikają z faktu, że często uczestnicy debaty nie są dostatecznie poinformowani; wymiana poglądów ma im to umożliwić, dając szansę zmiany zajmowanego dotychczas stanowiska.

Wpływ na jakość demokracji ma styl dyskursu politycznego: gotowość do ustępstw, unikanie „postawienia na swoim”, poszanowanie reguł gry w celu pokojowego rozwiązywania konfliktów107. W dawnej Polsce bycie obywate-lem stanowiło zobowiązanie do określonego postępowania. Szlachcic powinien być wspaniałomyślny w swoich poczynaniach, rycerski i odpowiedzialny. Na polu publicznym w cenie były takie cnoty, jak: cierpliwość, tolerancja, umie-jętność szukania kompromisu w celu osiągnięcia zgody, dbałość o właściwą temperaturę sporów. Obowiązkiem było więc wykazywanie szacunku dla roz-mówcy, nieprzerywanie cudzej wypowiedzi, uszanowanie dla odmiennego

zda-106 J. Sroka: Deliberacja i rządzenie wielopasmowe. Teoria i praktyka. Wrocław 2009, s. 100—102.

107 P. Śpiewak: Obietnice demokracji. Warszawa 2004, s. 163.

nia108. Gdy na sejmie w 1633 r. przemowę Mikołajowi Korycińskiemu prze-rwał Aleksander Ogiński, ten odezwał się wzburzony: „[…] kto mi sie wrywa w mowę, znieść tego nie mogę”. Wówczas mediował Jakub Sobieski, marszałek sejmu poprzedniego (elekcyjnego), upominając: „[…] jeśli komu co się do mowy drugiego nie podoba, uprosiwszy sobie głos, rationibus, nie aklamacyjami zno-sić się powinni”109.

W trakcie debaty szermowano argumentami, choć czasem starano się od-działywać na emocje słuchaczy. Kanclerz i hetman Jan Zamoyski zakończył swoje votum na sejmie w 1605 r. „z płaczem wielkim”110. Podobne wzruszenie ogarnęło wojewodę poznańskiego Jana Ostroroga w 1620 r.111 Biskup A. Lipski w 1627 r. sprzeciwiał się na konkluzji projektowi konstytucji De incompatibi-libus, „z wielkim afektem nogami ziemie bijąc […]”112. W 1653 r. z wielkim wzruszeniem przemawiał wojewoda bracławski Adam Kisiel, który skłonił do płaczu także posłów113. Jeśli wystąpienie przemawiało do wyobraźni, a w ów-czesnym czasie oceniano intencje mówcy, to mogło przechylić szalę na korzyść danej opcji. W najlepszych czasach staropolskiej demokracji wyczuwano, czy statyście chodzi o dobro wspólne, czy też własne; czy podsuwa pewne roz- wiązania dla dobra Rzeczypospolitej, czy popiera prywatę. Z biegiem lat wy-mierały zastępy doświadczonych parlamentarzystów, a miejsca ich zajęli sta- tyści, kierujący się w swoich działaniach innymi celami i metodami. W epoce saskiej zaczął dominować „ponury idiotyzm języka i treści debat politycznych”.

J. Ekes twierdzi, że język tej debaty nie był tak głupi, tylko posługiwano się nim w ściśle określonych celach114.

Kultura polityczna i prawna wiąże się z poziomem wykształcenia obywa-teli. Było to bardzo wyraźnie widoczne w czasach Pierwszej Rzeczypospolitej.

Wiedza szlachcica szesnasto- czy siedemnastowiecznego różniła się zasadniczo od wiedzy tego, który żył w czasach saskich. Znajomość prawa była w owym czasie zaiste niezwykła. Szlachcic, niekoniecznie żywo uczestniczący w życiu publicznym, potrafił z biegłością, której zazdrościć mogą mu współcześni oby-watele, odwoływać się do przepisów prawa. A przecież nie dysponował narzę-dziami, jakie są dostępne obecnie. Na sejmikach i sejmach szlachta odwoływała się wielokrotnie do przepisów, często przywołując konstytucje sprzed nie tylko

108 Por. W. Ur uszczak: Monarchia Jagiellonów państwem konstytucyjnym. W: Dziedzictwo Pierwszej Rzeczypospolitej w doświadczeniu politycznym Polski i Europy. Red. J. Ekes. Nowy Sącz 2005, s. 24.

109 J. Sobieski: Diariusz sejmu koronacyjnego w Krakowie w 1633 roku. Oprac. W. Kaczo-rowski przy współudz. J. Dorobisza i Z. Szczerbika. Opole 2008, s. 127—128.

110 Biblioteka XX. Czartoryskich 100, k. 62.

111 I. Lewandowska-Malec: Sejm walny…, s. 187.

112 BJ 102, k. 907—908.

113 S. Och man n-Staniszewska, Z. Staniszewski: Sejm Rzeczypospolitej za panowania Jana Kazimierza Wazy. Prawo — doktryna — praktyka. T. 2. Wrocław 2000, s. 160.

114 J. Ekes: Polska — przyczyny…, s. 20.

kilku, ale nawet kilkudziesięciu lat. Kulturę polityczną szlachty kształtowały dzieła publicystyczne, ale także będące w szerokim obiegu zazwyczaj anonimo-we pisma polityczne, rozpowszechniane w rozmaitej formie literackiej (prozą, wierszem) najżywiej w newralgicznych dla państwa okresach, w trakcie bezkró-lewia, w dobie kryzysów wewnętrznych czy problemów zewnętrznych. Należy uzmysłowić sobie, że w związku ze specyfiką szeroko pojętej procedury sejmo-wej, która obejmowała akcję sejmową przed zwołaniem sejmu oraz posejmową, związaną z odbywaniem sprawozdawczych sejmików posejmowych, kampania polityczna, w którą było zaangażowanych wielu obywateli, trwała właściwie okrągły rok. A skoro sejmy zaczęto zwoływać co rok, a nawet dwa razy do roku, okazywała się akcją nieustającą. To czyniło ze szlachty ludzi dobrze po-informowanych w sprawach państwowych.

W czasach staropolskich do jawności przywiązywano ogromną wagę.

Szlachta uważała stosowanie tej zasady za gwarancję uczciwości poczynań ówczesnych decydentów. Szczególnie była wyczulona na podejrzenia o „za-kulisowe” gry, upatrując w nich stale dowodów na dążność władcy do abso-lutum dominium. Obawiano się rozmaitych „spisków”, „praktyk” na szkodę Rzeczypospolitej. Gdy w 1591 r. rozeszła się wieść, że Zygmunt III paktuje z Habsburgami nad cesją tronu polskiego w zamian za pomoc w utrzymaniu tronu szwedzkiego, w kraju zapanowało niezwykłe wzburzenie. Przechwycono bowiem tajne listy w tej sprawie, sygnowane podpisem samego króla. Na nic zdały się tłumaczenia, że to sprawka pisarza, przyuczonego do podrabiania ręki królewskiej (w owych czasach nie posługiwano się faksymile). Awantura za-kończyła się nieudaną inkwizycją nad monarchą na sejmie w 1592 r., w trakcie którego otwarcie oskarżano go o zdradę Rzeczypospolitej.

Deliberacja publiczna odbywała się przede wszystkim w związku ze zwo-łaniem sejmu walnego pełniącego różnorakie funkcje, spośród których wyty-czanie głównej linii polityki zagranicznej oraz stanowienie praw i uchwalanie podatków nadzwyczajnych należały do najważniejszych. Debatę rozpoczynało wystąpienie króla z listami deliberatoryjnymi do senatorów, w których prosił ich o opinię w kwestii potrzeby zwołania sejmu, problemów, które należy roz-patrzyć w trakcie obrad, wskazania najdogodniejszego czasu i miejsca, jeśli z powodu zarazy lub innej ważnej przyczyny sejm nie mógł się zebrać w War-szawie (od 1673 r. co trzeci sejm gromadził się w Grodnie). Szeroka debata publiczna z udziałem narodu politycznego rozpoczynała się z chwilą rozesła-nia uniwersałów do grodów oraz mandatów dla starostów z rozkazem obwiesz-czenia zwołania sejmu. Z propozycją programu obrad sejmowych szlachta była zaznajamiana w sposób powszechny za pomocą mechanizmu sejmikowego.

Proponowany wykaz spraw do załatwienia na sejmie przedkładał monarcha w przygotowywanej przez kancelarię królewską instrukcji na sejmiki. W lite-raturze zwana jest ona zamiennie legacją, choć należałoby oddzielić tę czyn-ność, polegającą na przedłożeniu instrukcji przez legata królewskiego szlachcie

na sejmiku. Poseł, zazwyczaj któryś z sekretarzy, dworzan królewskich czy miejscowych duchownych, przybywał na sejmik przed jego rozpoczęciem, bez spóźnienia, okazując tym samym szacunek sejmikującym. W pierwszej kolej-ności powinien się wylegitymować listem kredencjonalnym (w skrócie nazywa-nym kredensem), który stanowił upoważnienie do reprezentowania monarchy.

Po powitaniu przez marszałka sejmiku przedkładał instrukcję, czytając ją in extenso względnie omawiając jej treść; mógł ponadto dodać inne argumenty, skłaniające miejscową szlachtę ku polityce dworu. Po zaprezentowaniu legacji poseł bywał wyprowadzany z koła rycerskiego, które chciało podjąć suweren-ne obrady. Ich istotą była szeroka, nieskrępowana debata, nie tylko nad spra-wami wynikającymi z instrukcji, ale także wszelkimi innymi interesującymi miejscowe środowisko. W efekcie tej dysputy sejmikujący układali spis pro-pozycji rozwiązania zagadnień zawartych w instrukcji królewskiej, ale także innych spraw, które chcieli poddać pod obrady sejmu. Propozycje sejmików miały charakter merytoryczny względnie jedynie formalny; na przykład zga-dzano się ze stanowiskiem króla lub zobowiązywano swoich posłów do uzgod-nienia stanowiska z innymi województwami. Oprócz tej najważniejszej części instrukcji sejmiku, zamieszczano w niej tzw. petyta, czyli prośby, postulaty za-łatwienia danej sprawy zgłoszonej sejmikowi przez szlachcica; czasem z proś-bą o umieszczenie petitum zwracały się miasta czy inne podmioty: w 1611 r.

uczyniła tak zarówno Akademia Krakowska, jak i jezuici, dbając o poparcie swoich dążeń w sprawie utworzenia w Krakowie uczelni wyższej115. Owe pety-ta były następnie przedkładane przez posłów danego województwa czy ziemi jako rodzaj interpelacji. Król w trakcie sejmu odpowiadał na nie bądź obiecy-wał zająć się nimi już po sejmie. Debata rozpoczęta na sejmikach była kon-tynuowana na innych zgromadzeniach szlachty. Po dworach krążyły pisemka publicystyczne, wierszowane utwory, w których omawiano bieżące wydarzenia.

Dysputa przedsejmowa trwała kilka miesięcy — od pozyskania wiadomości o zamiarze zwołania sejmu aż do momentu rozpoczęcia jego obrad.

Podstawową formą działania sejmu była wolna, nieskrępowana debata; nie bez powodu obrady nazywano radzeniem nad sprawami państwa. Owe rady odbywały się głównie w izbie poselskiej, nie nad projektem, lecz sprawą wy-nikającą z instrukcji królewskiej, powtarzaną, a czasem uzupełnianą w pro-pozycji tronowej, wygłaszanej przez kanclerza w imieniu króla. Jakie będzie stanowisko sejmików z reguły było wiadomo; dwór przed rozpoczęciem sejmu zbierał wiadomości spływające z sejmików na temat panującej tam atmosfery obrad (przychylnej lub nie dla dworu), a nadto podjętych postanowień116. Wraz ze wzmocnieniem znaczenia izby poselskiej domagano się rozpoczynania obrad

115 I. Lewandowska-Malec: Spór akademików z jezuitami o monopol na szkolnictwo wyższe w Koronie. Zagadnienia historycznoprawne. W: „Cuius regio, eius religio”? T. 2. Red.

G. Górski, L. Ćwik ła, M. Lipska. Lublin 2008, s. 90.

116 Por. I. Lewandowska-Malec: Sejm walny…, s. 143.

głównie od spraw poruszanych w instrukcjach sejmikowych. Należały do nich przede wszystkim egzorbitancje, czyli przypadki nieprzestrzegania lub niesto-sowania dotychczasowego prawa. To od załatwienia tych kwestii niejednokrot-nie izba uzależniała dalsze obrady. Było to możliwe, gdyż staropolski sejm niejednokrot-nie znał porządku obrad, a regulamin był ogólnikowy, formułowany jedynie dla odbywających się właśnie obrad (nie miał charakteru stałego), a nadto nie prze-widywał żadnych sankcji za jego złamanie.

Debata sprawiała wrażenie chaotycznej. Postronnym obserwatorom wyda-wało się, że jest to niezwykle hałaśliwe, kłótliwe zgromadzenie, które nie potra-fi osiągnąć żadnego konsensusu. Tymczasem, ku zdziwieniu arbitrów, dyskusja w wielu poruszanych kwestiach kończyła się porozumieniem. Było to możliwe dzięki chęci dojścia do zgody uczestników debaty. Jeśli nie udawało się tego osiągnąć, to porzucano tę sprawę lub przekładano ją na następny sejm. Gdy w wyniku żmudnych narad posłowie zgodzili się z potrzebą przygotowania pro-jektu konstytucji, zlecano tę czynność zazwyczaj marszałkowi izby. Ten, wraz z przydanymi mu w tym celu deputatami (w późniejszym czasie już na początku obrad powoływano specjalną deputację do konstytucji), pracując w swojej go-spodzie, formułował tekst. By nie narazić się na upadek projektu, był zmuszony oddać w jego treści zapatrywania izby, które ujawniły się w trakcie dyskusji.

Nadal jednak było wiele sporów, gdy koncept odczytywano na kolejnym po-siedzeniu. Zgłaszano do niego wiele poprawek, zawzięcie nad nim dyskutując.

W bardzo dużym stopniu to, jak owocnie pracował sejm, zależało od marszałka poselskiego, który powinien się umieć wykazywać cechami z jednej strony ła-godności i wytrwałości, a z drugiej — stanowczości i systematyczności. Umie-jętność perswazji i osiągania kompromisu były w tym wypadku nieocenione.

Do takich marszałków niewątpliwie należał Jan Swoszowski, słynący z poczu-cia sprawiedliwości, skoro jego sąsiedzi zwracali się do niego o rozstrzygnięcie wzajemnych sporów i waśni. Jeśli marszałek sobie nie radził, to sekundował mu członek izby obdarzony powszechnym autorytetem. Gdy na sejmie elekcyj-nym w 1632 r. marszałek Marcin Żegocki nie potrafił zdyscyplinować posłów, w sukurs przyszedł mu Jakub Sobieski, wytrawny parlamentarzysta, marszałek trzech wcześniejszych sejmów117.

L. Rajca, porównując staropolską demokrację ze współczesną, zauważyła, że dawniej za największe dobro uważano harmonię, dopiero w liberalnych cy-wilizacjach uznano, że podstawą jest konflikt społeczny; a więc to nie jedno-myślność, lecz różnorodność charakteryzuje relacje społeczne118. W Pierwszej Rzeczypospolitej, w której idea powszechnej zgody stała w jawnej sprzeczności z pluralizmem, panowała początkowo zdecydowana niechęć do tworzenia ja-kichkolwiek stronnictw i ugrupowań. Istnienie fakcji uważano za przeszkodę

117 Ibidem, s. 179.

118 L. Rajca: Demokracja…, s. 117.

na drodze do powszechnej zgody. W działalności koterii dostrzegano przewa-gę interesów prywatnych nad wspólnym dobrem, którym była Rzeczpospolita.

Z zasady więc odrzucano możliwość ich legitymizowania i formalnego działa-nia na forum publicznym. Eliminowano wszelkie przeszkody, stające na drodze do osiągnięcia porozumienia uczestników debaty.

W ówczesnej procedurze deliberacyjnej nie było głosowania, dzięki które-mu większość uzyskuje satysfakcjonujące ją rozstrzygnięcie, mniejszość zaś zo-staje zmuszona do jego uznania, choć się z nim nie godzi. Wywołuje to stan na-pięcia i nieuchronnego konfliktu119. Można tego uniknąć dzięki osiąganiu zgody powszechnej jako efektu deliberacji, opartej na wzajemnym przekonywaniu się wolnych i równych uczestników debaty z użyciem rzeczowych argumentów120. W czystej postaci taka deliberacja występowała na sejmikach i innych zjaz-dach szlacheckich. Uchwała była podjęta, jeśli nikt wyraźnie i przekonująco się jej nie sprzeciwił; gdy więc uczestnik debaty zajął jednoznacznie przeciw-ne stanowisko, musiał przekonać obecnych za pomocą rozsądnych argumentów o swoich racjach. Jeśli tego nie zrobił, jego zdanie pomijano, a jeśli argumen-tacja była niewystarczająca, przekonywano go do zmiany zdania. Przez dzie-siątki lat tak właśnie funkcjonował polski sejm. Z treści konstytucji Nihil novi można wywnioskować, że pod pojęciem stanu powszechnej zgody rozumiano brak sprzeciwu któregokolwiek ze „stanów sejmujących”. Weto należy więc ro-zumieć jako brak sprzeciwu. W tym sensie monarcha utrzymał prawo do weta w trakcie debaty nad konceptami uchwał. Interpretacja tego pojęcia uległa póź-niej znaczącej ewolucji, która dotyczyła mechanizmów podejmowania rozstrzyg- nięć przez izbę poselską, idąc w parze ze wzrostem jej znaczenia w obrębie sejmu, a następnie roli pojedynczego posła; podjęcie wskazanej wcześniej kon-stytucji z 1609 r. było w tej mierze niezwykle ważne. Z chwilą uznania jedno-myślności pod postacią liberum veto demokracja deliberacyjna uległa bardzo poważnemu zachwianiu; poseł używający tego środka opuszczał posiedzenie, co uniemożliwiało przekonanie go do zmiany zdania, lub opierając swój protest na zarzucie naruszenia prawa, nie chciał podjąć dyskusji bądź nie przyjmował do wiadomości rozsądnych argumentów pozostałych uczestników debaty. Wte-dy bowiem zaczęto bardziej restrykcyjnie podchodzić do procedury sejmowej, a w szczególności do obowiązujących w niej terminów: każdy nabrał charak-teru zawitego; poniechano stosowania dotychczasowej praktyki odstępstwa od obowiązującej procedury jednorazową uchwałą izby. Dopóki sprzeciw dotyczył prolongaty obrad ponad przewidziane prawem 6 tygodni, trudno było

zarzu-119 J. Reykowski: Wstęp. W: Konflikt i porozumienie. Psychologiczne podstawy demokracji deliberatywnej. Red. J. Reykowski. Warszawa 2007, s. 9.

120 J. Bach man n: Konwent…, s. 51—53; J. Sroka: Instytucje demokracji deliberacyjnej w polskim systemie politycznym. Wprowadzenie do kontekstu teoretycznego. W: Wybrane instytu-cje demokracji partycypacyjnej w polskim systemie politycznym. Red. nauk. J. Sroka. Warszawa 2008, s. 16.

cić posłowi działania bezprawne. Takim argumentem szermował Władysław Siciński w 1652 r. Jego zdaniem, sejm powinien się zdyscyplinować, podejmu-jąc uchwały w przewidzianym terminie121. Problem powstał, gdy veto padało w trakcie obrad; jego mocą przerywano deliberację, powstawał stan passivi-tas do czasu wycofania weta, chyba że minął już ustawowy termin odbywania obrad; wówczas prowadziło to do ich zakończenia bez ostatecznego rezultatu.

Jednomyślność powodowała paraliż decyzyjny, nie było żadnych mechanizmów chroniących przed tym, wręcz w Prawach kardynalnych 1768 r. potwierdzono prawo do liberum veto jako narzędzia ochrony prawnej w sprawach dla pań-stwa najważniejszych. Wykaz tych spraw pod nazwą Materiae status stanowił załącznik do tego aktu. W sprawach ekonomicznych sejm miał stanowić prawo większością głosów, choć pojawiła się wykładnia, że skoro jednomyślność doty-czy tylko materii stanu, to pozostałe niewymienione w wykazie kwestie można przyjmować większością głosów.

Warunkiem koniecznym udanej deliberacji nie jest efekt końcowy w postaci określonego rozstrzygnięcia. Tak deliberowano w staropolskim sejmie; uchwa-lanie ustaw nie było obowiązkiem sejmu, lecz jego prawem; istniało mianowi-cie dawne, stare prawo, nie zauważano więc zagrożeń wynikających z niesku-tecznej debaty. Sejm był głównie miejscem, gdzie radzono; jeśli niczego nie uradzono, nie doszło do konsensusu, to sprawę porzucano lub przenoszono na następne obrady — uważano to za rzecz zupełnie naturalną.

Znany pogląd o braku stałego regulaminu obrad jako jednej z głównych przyczyn wadliwego funkcjonowania sejmu powinien ulec przewartościowa-niu122. Obecnie znawcy modelu współczesnej deliberacji uważają, że brak ści-słego regulaminu obrad nie jest równoznaczny z przyzwoleniem na poruszanie naraz różnych spraw debaty, natomiast wolno stosować metodę „prób i błę- dów”123. Tak właśnie postępowano w trakcie debaty, zarówno na sejmikach, jak i w sejmie dawnej Polski.

Prawa stanowione w Rzeczypospolitej były efektem debaty przyobleczonej w ostateczną formę ustawy. Ich kształt nie był najważniejszy; od strony legi-slacji można było im wiele zarzucić: były zredagowane w sposób dość prymi-tywny i chaotyczny. Jednak posłowie, a za nimi i szlachta uważali je za swoje dzieło. Przez dziesiątki lat był to argument wystarczający dla ich rzetelnego, skutecznego stosowania na potrzeby ładu i pokoju wewnętrznego. Znakomicie ułatwiało to egzekucję, gdy aparat państwa nie był rozbudowany. Szlachta pra-wo to uznawała ze spra-woje, dobropra-wolnie godząc się na jego stosowanie. Zazna-jamiano się z nim na sejmikach odbywanych po sejmie, gdy posłowie składali

121 Por. W. Konopcz y ński: „Liberum veto”. Studium porównawczo-historyczne. Kraków 1918, s. 261.

122 Por. uwagi H. Olszewskiego: Sejm Rzeczypospolitej epoki oligarchii 1652—1763. Pra-wo — praktyka — teoria — programy. Poznań 1966, s. 271—275.

123 Por. K. Bach man n: Konwent…, s. 135.

relacje z jego obrad. I wówczas toczyła się żywa debata nad dorobkiem sejmo-wym. Przewaga demokracji bezpośredniej przejawiała się wówczas w tym, że sejmik mógł sprzeciwić się uchwałom sejmowym podjętym wbrew jego woli.

Rzadko jednak zgłaszane protestacje, które można kwalifikować jako współcze-sny rodzaj weta, były skuteczne. W większości przypadków ostatecznie podpo-rządkowywano się uchwalonemu prawu.

Opisany wcześniej stan ulegał jednak powolnym zmianom na gorsze. Po-tężniejący rozdźwięk inter maiestatem ac libertatem spowodował pogorszenie poziomu publicznej debaty. Szlachta coraz częściej zarzucała królowi nieprze-strzeganie prawa; liczba zgłaszanych, a nierozwiązanych egzorbitancji rosła.

Bez ich rozstrzygnięcia nie chciano przystępować do żadnych innych spraw.

Sprawa legislacji powoli upadała, bo skoro dotychczasowe prawa nie były

Sprawa legislacji powoli upadała, bo skoro dotychczasowe prawa nie były

W dokumencie Z Dziejów Prawa. Tom 5 (13) (Stron 81-91)