• Nie Znaleziono Wyników

Dylematy powieściopisarza

Krytyka literacka jako zadanie

5. Dylematy powieściopisarza

Dylematy powieściopisarza 197 pusami gatunkowymi, żeby móc weryfikować i filtrować doświadczenie przemian danego gatunku. Tyle że ewolucja gatunkowa (czysto formalna) nie zawsze jest kon-sekwentna i klarowna. Spełnia zatem Świętochowski zapotrzebowanie na wzorzec/

model pisarza dziewiętnastowiecznego w swych projektach powieści politycznych i obyczajowych. Wpisuje się w krąg twórców-gigantów, ale paradoks polega na tym, że w tej strukturze nie czuje się dobrze. To dlatego właśnie formuła miniatury, jak dla Prusa i Konopnickiej formuła noweli, jest tą, którą wybierze. Wszak w minia-turze, jak to sygnalizowałem, kryje się gigant formy i myśli.

5.1. „Zrywanie masek z gęby” – o formę przeciw formie.

Przypadek historii naturalnej jednej rodziny w powieści uciesznej

– Wilde ma słuszność – mówił Ospat – że każdy opisując kogokolwiek, opisuje siebie.

Logicznie z tego twierdzenia wypływa wniosek, że albo człowiek w obrazach zwierząt bredzi, albo zachował w sobie rysy ich natury.

Aleksander Świętochowski, Drygałowie Oczywistością byłoby rozpocząć refleksję dotyczącą ujęcia diagnozy formy przez Świętochowskiego od silnie się narzucającego późniejszego kontekstu powieści Gom-browicza o dojrzewaniu niedojrzałością. Ponadto „lęk przed wpływem” każe porzu-cić śledzenie powieściowych analogii i spróbować umiejscowić pierwszą powieść Świętochowskiego – Drygałów2 (druk w „Kurierze Porannym” w latach 1913–1914, wydanie książkowe w 1915) w przestrzeni wędrówki myślowej pisarza i odpowie-dzieć na pytanie o formę poszukiwania języka w obrębie gatunku powieściowego.

A także zdefiniować, czym jest dla niego doświadczenie życia w wymiarze indy-widualnym i zbiorowym, dlatego tak ważną jest dla odczytania sensów teks tu afo-rystycznie brzmiąca wypowiedź:

Życie nasze jest powolną utratą boskości czyli ducha natury. Rodzimy się jako bogo-wie, a umieramy jako zwierzęta. […] Dojrzali i starcy używają wielkiego szacunku i władzy, podczas gdy dzieci są ograniczane w swej woli i czynach, trzymane w suro-wym posłuszeństwie, a nawet – i to najgodniejsze, najświętsze – dostają nieraz w skórę. (82)

Powieść rozpoczyna transpozycja Cezarowego „veni, vidi, vici”, w której ujaw-nia się wielość perspektyw doświadczeujaw-nia pierwszoosobowego podmiotu-opowia-dacza. Przypomina ona również formuły myślowe Przedśpiewu Staffa, które wyko-rzystują Terencjuszowską dewizę dotyczącą doświadczenia ludzkiego. Oczywiście nie jest to dosłowny kryptocytat, ale biorąc pod uwagę z ducha stoicką refleksję

2 A. Świętochowski, Drygałowie. Powieść ucieszna, Warszawa 1915. Wszystkie cytaty poda-wane są z tego wydania. Po cytacie podaję numer strony cytopoda-wanej. Uwspółcześniono pisownię.

i klasycyzującą ścieżkę rozpoznań Świętochowskiego (autora Filozofów­niewolni­

ków, o których pisałem w kontekście antycznego dramatu i Stoików (1909) – tekstu zamieszczonego w „Sfinksie”, który stanie się komponentem ostatniego rozdziału książki) zbieżność wydaje się ważna i znacząca:

Wiele widziałem, wiele doświadczyłem, wiele przemyślałem i odczułem; pozostało mi z tego wiele smutku, który nie gniewa się i nie jęczy, lecz uśmiecha się lekce-ważąco lub pobłażliwie (1)3.

Usytuowanie tego konfesyjnego wyznania w perspektywie retrospektywnej i całoś-ciowej uświadamia, że ma ono cechy ironicznego pobłażliwego podsumowania, wyko-rzystującego kliszę przedstawieniową i nieprzezroczystość własnej instancji (nadaw-czej), za przedmiot swej uwagi biorącej właśnie opowieść o Drygale-każdym:

Drygał (wielu imion) – przedstawiciel najpowszechniejszego gatunku, który ciągle opiera się najsilniejszym przeciwnościom życia i stoi na arenie świata, jako niepoko-nany zwycięzca w walce o byt. Na jego geniusz składały się najrozmaitsze pierwiastki.

Drygałowie bowiem stanowili rdzeń ludzkości we wszystkich miejscach i czasach, oni głównie zajmowali wszystkie szczeble drabiny społecznej (…). (1)

Już w pierwszym akapicie, oddzielonym graficznie od pozostałych, uwypuklona została w postaci aforyzmu forma doświadczenia polskości:

Przecie Polska jest to taki kraj, w którym nie młodzi się śmieją wesoło, lecz starzy smutno. (1)

Ironiczny dystans narratora-opowiadacza (chyba raczej nie gawędziarza) do pre-zentowanej historii rodzinnej i granie konwencją opowieści okazują się formami konstytuującymi tożsamość podmiotową syna Drygałów – Jacka, o którym czytel-nik dowiaduje się, że w dniu czczenia pamiątki rodzinnej i kultywowania „uroczys-tości familijnych”:

3 Fragment Przedśpiewu Staffa:

„Znam gorycz i zawody, wiem, co ból i troska, Złuda miłości, zwątpień mrok, tęsknot rozbicia, A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia – Bo żyłem długo w górach i mieszkałem w lasach.

Pamięcią swe dni chmurne i dni w słońca krasach Przechodzę, jakby jakieś wielkie, dziwne miasta, Z myślą ciężką, jak z dzbanem na głowie niewiasta, A dzban wino ukrywa i łzy w swojej cieśni.

Kochałem i wiem teraz, skąd się rodzą pieśni;

Widziałem konających w nadziejnej otusze I kobiety przy studniach brzemienne jak grusze;

Szedłem przez pola żniwne i mogilne kopce,

Żyłem i z rzeczy ludzkich nic nie jest mi obce.” [w. 4–16]. Cyt. za: Poezja Młodej Polski, wybrał, wstępem i notami biograficznymi poprzedził M. Jastrun, objaśniła J. Kamionkowa, Kraków 1976, s. 337.

Dylematy powieściopisarza 199 Wydobył się jednak spod nich bardzo szczęśliwie; jak to zaś się stało, wkrótce sam opowie. Właśnie nadarza się ku temu dobra sposobność. Państwo Drygałowie obcho-dzą srebrne wesele – 25-lecie niezłomnego dotrzymywania sobie złożonej przed ołta-rzem przysięgi małżeńskiej. (3)

Karykaturalny charakter opowieści (opartej na konwencji prześmiewczej i iro-nicznej) ma na celu obnażenie kultu rodzinnych pamiątek, ujawnienie punktów

„programu” rodzinnego, na którym nie może zabraknąć księdza, bo ten „stanowił konieczną dekorację” (4). Obecność duchownego jest niezbędna, by pobłogosławić rodzinny okolicznościowy teatr formy. Diagnoza kulturowa i tożsamościowa rodziny (a przez to perspektywy narodu) przywołuje z jednej strony kontekst Zoli4 i Zapol-skiej, z innej Prusa. Historia rodowa Drygałów przypomina bowiem (zbyt mocno) historię naturalną jednej rodziny. Tym bardziej, że pokazaną „w walce” (a prze-śmiewczość tylko ją uwyraźnia), stąd przywołanie Zolowskiej formuły zapisa-nej i uobecniozapisa-nej na przykładzie cyklu rodziny Rougon-Macquartów jest zasadne.

Kategoria walki o byt dotyczyć ma jednak całego rodu człowieczego, ale ta uni-wersalizacja wydaje się przez Świętochowskiego stosowana celowo jako uspójnia-jąca jakość, która ma ujawnić realizowalność stopni hierarchii (form tej hierarchii) w ewolucji (ale też przede wszystkim „po stopniach kariery”).

Od pierwszych scen Drygałów narzucają się podobieństwa z Lalką Prusa. Wydaje mi się, że refleksy lektury Lalki są tu zamierzone, chociaż nie można mówić o bez-pośredniej i jednoznacznej paraleli. Określiłbym ten rodzaj podobieństwa (aluzji literackiej) jako podstawę do wykorzystania znanych i czytelnych wzorów biog-raficznych bohaterów. Oto kupiec Salezy Drygał odziedzicza majątek obłąkanej wdowy, z którą ponadto nie ma dzieci (a która smaruje się – podobnie jak Małgo-rzata Mincel specyfikiem odmładzającym ciało – olejem po 30 rubli); uwypukla się arystokratyczność rodziny niemającej nic wspólnego z „formą” dobrego tonu;

Jacek czyta „Kurier” [Powszechny] i przyjmuje „poufnych” interesantów w gabine-cie, szczególnie Żydów (stereotypowe przedstawienie Srula Paskudnika – „począt-kową przemianę oryginalnego Żyda na podrobionego Europejczyka” o wyrazistych cechach fizjologicznych); handel z Żydami).

Można powiedzieć, że ta prześmiewcza i komediancka forma opowieści, obnaża-jąca mechanizmy relacji i funkcjonowania w świecie „wychodzącym z formy” (żeby posłużyć się Hamletowską adekwatną metaforą), służy rozpoznawaniu pozers twa, blichtru, obłudy, pustych rytuałów (nic nieznaczący rytuał śpiewania przed zebra-niem „Boże, coś Polskę”), bezpłodnych rozpraw i sporów dokonujących się w spo-łeczeństwie mieszczańskiego „ciepełka”.

Okazuje się, że „drygalstwo” (250) – staje się stygmatyczną kategorią tożsa mości, ale samoidentyfikacja jest doświadczeniem negatywnym, wstydliwym i niepożąda-nym, skoro dewizą całego tekstu jest formuła: „Świat chce być oszukiwany” (33).

Ciekawe, że już w 1888 roku na łamach „Prawdy” Świętochowski, poddając krytyce

4 Jest to tym bardziej ciekawe, jeśli uwzględnić formułę „fresku społecznego”, o której pisałem – za Ewą Paczoską – w poprzednim rozdziale.

mieszczaństwo, posługuje się formułą „drygającego mieszczaństwa”5. Obok dulsz-czyzny, bałucdulsz-czyzny, połaniecdulsz-czyzny, podfilipszdulsz-czyzny, na które wskazuje w swym studium o tożsamości bohatera współczesnej prozy Ewa Ihnatowicz, to właśnie

„drygalstwo” w wersji Świętochowskiego można by potraktować jako indywidu-alną realizację określenia filistra, która oczywiście w ogóle nie znalazła zastosowa-nia w idiolekcie ówczesnym, ani obecnym. Badaczka pisze:

Polacy przełomu wieków posługiwali się aż czterema związanymi z literaturą okreś-leniami filisterstwa. Te sygnatury to dulszczyzna, bałucczyzna, połaniecczyzna i pod-filipszczyzna (do dziś w polskim kodzie przetrwał tylko pierwszy)6.

Świętochowski okazuje się rozpoznawać matryce kołtuństwa, fałszu, kłamstwa, hipokryzji i pozornej religijności rytuału. W tym kontekście nie dziwi motto: „Kłams-two jest wyrazem szlachetnych pragnień człowieka, a szczerość – objawem jego bezwstydu.” (J. Ospat). Buduje powieściopisarz swą przestrzeń tekstową z gotowych klisz, matryc kulturowych zobrazowanych w języku, które dzięki stereotypowi fun-dują widzenie i doświadczanie świata. Całe przedsięwzięcie związane z uroczys-tością i przyjęciem gości już w jego początkach jest obliczone na kształtujące się gestem i konwencjonalnością komunikacyjną rytuały:

Po przywitaniach i krótkiej wymianie pustych słów, całe towarzystwo zasiadło do stołu. (11)

Świętochowski obnaża formę świętowania rodzinnej uroczystości, która staje się przyczyną do wygłoszenia oracji pochwalnej – mającej sens tylko dzięki zamieszcze-niu sprawozdania z jej przebiegu w lokalnej prasie (za które trzeba sowicie zapła-cić). Dlatego Jacek Drygał podaje nazwy kolejnych pozornie zaszczytnych insty-tucji społecznych, w których działa, nie wymieniając żadnej charytatywnej. Oracja kończy się bezzasadnymi sentencjami łacińskimi i podkreśleniem wyrazów „gest, kontakt”. Nieumiejętne wykorzystanie łacińskich maksym, śmieszność stosowania formuł mędrców starożytnych, pozorowanie konstrukcji tekstu (z której wynika rów-nież pozorna niewiedza co do fabryki „Aurory” i statusu robotników) na wzniosłą laudację, wzmocnione poprzez przeniesienie prawideł kupieckich (kapitalistycznych) do praw rynku prasowego (2% rabatu po zapłaceniu gotówką całości) potwierdza tylko ograniczoność mieszczańskiego horyzontu. Wykorzystanie struktury makaroni-zowanej oracji, upozorowanej na erudycyjną i pełną odwołań kulturowych, zdradza ponadto pseudouczoność:

Robotnikom mojej fabryki powtarzałem niezmordowanie, że pokorne cielę dwie matki ssie; włościanom mojego folwarku, że chłop „miał złoty róg a został mu tylko sznur”;

do ogółu zaś wołałem z głębi duszy Hannibal ante portas. (20)

5 Poseł Prawdy [A. Świętochowski], „Prawda” 1888, nr 5. Cyt. za: Lv, t. 1, s. 646.

6 E. Ihnatowicz, Bohaterowie polskiej prozy współczesnej 1864–1914. Artyści, twórcy, Warszawa 1999, s. 130.