Pod lupą pandemii widać wiele patolo-gii, które trawiły nas już wcześniej – mówi prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Rozmawiał Marcin Dzierżanowski
Czy COVID‑19 wywróci nasz świat do góry nogami?
Pandemia to szkło powiększające, a jednocześnie otwieracz dla oczu i mózgów. Pod tą lupą widać wiele patologii, które nas trawiły już wcześniej.
Jakich?
Na przykład to, jak bezrefleksyjnie pod-chodziliśmy do konsumpcji. W lockdownie
* Prof. dr hab. Elżbieta Mączyńska, prezes PTE, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie.
** Wywiad z prof. Elżbietą Mączyńską ukazał się w „My Company Polska” nr 11/2020.
zorientowaliśmy się, że możemy kupować dużo mniej i nic złego się z tego powodu nie dzieje.
Okazało się, że jako dosyć już zamożne społe-czeństwo wpadliśmy w konsumpcyjną bulimię, do tego systemową.
Na czym ta bulimia polega?
Na filozofii: „Kupuj, wyrzucaj/wymiotuj, znowu kupuj”. I tak w kółko. Namawiała i namawia nas do tego reklama, ale przede wszystkim świat biznesu.
Bo dla biznesu to było korzystne. Jeżdżę często do Niemiec, tam w dużej, międzynarodowej sieci sklepów są gryzarki do plastiku. Zużyte butelki czy opakowania mogę tam oddać, dostając w za-mian kilka eurocentów. U mnie na warszawskim osiedlu jest sklep tej samej marki. Gdy zapytałam kierownika, dlaczego w Polsce czegoś takiego nie ma, odpowiedział krótko i szczerze: „bo nie mamy takiego obowiązku”.
Warto również zaznaczyć, że w okresie pandemii nastąpił wzrost wartości dodanej brutto i liczby pracujących w niektórych sekcjach, a mianowicie:
budownictwa, działalności profesjonalnej, naukowej i technicznej oraz edukacji.
Projekcja zmian zatrudnienia
W celu przedstawienia projekcji zmian zatrudnie- nia ogółem i według sekcji PKD w kolejnych kwar-tałach 2020 r. wykorzystano model Holta ‑Wintersa, który służy do prognozowania szeregów czasowych z tendencją rozwojową, wahaniami sezonowymi i przypadkowymi. Model ten sprawdzony na danych historycznych z okresu lat 2008 – II kw. 2020 dał dosyć dobry stopień trafności prognoz (średni błąd procentowy wynosił od 0,5% dla pracujących ogółem do 5,6% w sekcji obsługi rynku nieruchomości; tylko
w sekcji pracowników domowych otrzymano bardzo wysoki wskaźnik błędu).
Z projekcji przedstawionej na wykresie 3 wy-nika, że w III kwartale 2020 r. liczba pracujących będzie niższa o 1,1% w porównaniu z analogicznym kwartałem roku poprzedniego, zaś w IV kwartale 2020 r. będzie niższa o 0,8% w porównaniu z ana- logicznym kwartałem roku poprzedniego. W pro-jekcji uwzględniono występujące wcześniej efekty sezonowe, natomiast nie uwzględniono oczywiście ewentualnego lockdownu.
Jeśli chodzi o projekcje liczby pracujących w przekroju sekcji PKD, to z największymi spadkami trzeba liczyć się prawdopodobnie w sekcjach: obsługi rynku nieruchomości, zakwaterowania i gastronomii, pracowników domowych, administracji publicznej.
Bardziej szczegółowe informacje zamieszczono na
wykresie 4.
CELLANEA
Obowiązek powinno nałożyć państwo?
Oczywiście. A jak nie państwo, to samorząd czy osiedlowe organizacje.
U nas przez lata powtarzano, że państwo to stróż nocny. I nie powinno się wtrącać...
Czyli gdyby w jakimś kraju nie było złodziei i bandytów to państwo nie byłoby potrzebne?
Bzdura! Przestańmy powtarzać te neoliberalne zaklęcia z lat 90. Takie myślenie spowodowało, że żyjemy w świecie mikroekonomicznych ab-surdów. Ostatnio nie mogłam kupić kaszy, która nie byłaby zapakowana w plastikowe woreczki.
Lodówki czy pralki są celowo tak produkowane, aby po kilku latach się popsuły i żebyśmy mu-sieli kupować nowe. Nie mogę nabyć laptopa, nie kupując razem z nim ładowarki, choć w domu mam sprawną. A czy słyszał pan o wiecznotrwałej żarówce?
Przyznam, że nie.
Wynaleziono ją w latach czterdziestych. Tech- nologia pozwala, by takie produkować, tylko pro-ducentom się to nie opłaca. Istnieje też technologia produkcji rajstop, w których nie lecą oczka. Tyle że nie ma zainteresowanych, by je wytwarzać.
Staliśmy się zakładnikami biznesu, zniewolonymi klientami w świecie wolnego rynku. To gorzki, kosztowny paradoks.
Z czego wynika?
Nazywam to ironicznie „syndromem Bota-niego”.
? „Bo tanio”. Biznes produkuje dużo, kosztem jakości – „bo tanio”. Ludzie kupują dużo i byle czego – „bo tanio” i łatwo wyrzucić. W skali ma- kroekonomicznej doszło do maksymalnego wy-dłużenia łańcuchów dostaw – „bo tanio”. Między innymi w następstwie tego w Europie brakuje le-ków, bo w Chinach zamknięto kilkanaście fabryk produkujących substancje czynne.
Z drugiej strony, wszyscy chcemy wydawać mniej.
Pytanie, dla kogo to jest mniej. Dochodzi bo-wiem do prywatyzacji zysków i uspołecznienia strat. Ktoś wyliczył, ile kosztuje państwo to, że jemy w fast foodach. Gdy zsumowano koszty le- czenia otyłości, innych chorób związanych z nad-wagą i niezdrowym jedzeniem, wyszły potężne koszty, potężne pieniądze. Tyle że nie ponoszą ich producenci niezdrowej żywności, lecz spo-łeczeństwo.
Konsumpcja nakręca PKB. A to chyba do-brze.
To, że sfetyszowaliśmy PKB, czyli produkt kra-jowy brutto, to kolejny problem. PKB to ważna i potrzebna miara rynkowej wartości nowo wytwo-rzonej, w największym uproszczeniu to po prostu suma zysków i płac. Ale jest to miara niedoskonała, pełna wad. Obejmuje wyłącznie rynkowe dobra społecznie użyteczne, w tym także te społecznie szkodliwe, tzw. antydobra, jeśli są oferowane na rynku. Bo proszę popatrzeć – budują nawet i han- dlarze narkotykami, i prostytutki, bo generują zy-ski i płace. Ale do PKB nie jest wliczana praca nieodpłatna, w tym rozmaite prace wykonywane w gospodarstwie domowym. Z punktu widzenia tego wskaźnika dramatem jest np. rowerzysta, bo przecież nie kupuje benzyny, nie wydaje na na-prawy, nie płaci akcyzy, w dodatku jest zdrowy, więc nie płaci za leki, służbę zdrowia i nie kupuje garściami bezsensownych suplementów diety.
Zwracają na to uwagę internauci. Pieszy, to już w ogóle dramat! A konsument fast food ów? Jak wspaniale buduje PKB! Musi się leczyć, płaci za dietetyków, wydaje pieniądze na kluby fitness, bo ciągle walczy z nadwagą. To są właśnie paradoksy, które pandemia nam pokazała w powiększeniu.
Czy to znaczy, że PKB jest nieistotny?
To ważny wyznacznik aktywności rynkowej, ale nie możemy się do niego ograniczać. Dlatego coraz popularniejsze stają się takie dodatkowe wskaźniki, jak Human Development Index (Indeks Rozwoju Ludzkiego) czy Happy Planet Index (Światowy Indeks Szczęścia). Wzrost gospodarczy nie może być celem samym w sobie. Zbyt często go mylimy z rozwojem społeczno ‑gospodarczym.
Na czym polega różnica?
Rozwój społeczno ‑gospodarczy składa się z trzech filarów. Wzrost gospodarczy to tylko jeden z nich. Pozostałe to postęp społeczny i ekologiczny.
Dopiero te trzy składniki tworzą tzw. potrójnie zrównoważony, zharmonizowany, zintegrowany rozwój. Bo jeśli na przykład się bogacimy, ale poważnie chorujemy na płuca z powodu smogu, to trudno mówić o naszym dobrostanie. Mam wraże- nie, że dzięki pandemii zaczynamy to lepiej rozu-mieć. Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki, pozwolił mi, żebym pokazywała go swoim studentom na wykładach. Idzie Pan Bóg, trzyma w rękach glob.
A obok drogowskaz z napisem: „Serwis”. Tyle że to nie Pan Bóg nam popsuł świat, tylko my sami.
I teraz powinniśmy go naprawić?
Najwyższy czas.
Ten świat się popsuł nagle?
Nic podobnego. Wiele analiz i publikacji wska-zywało, że świat się chwieje i jest spękany. Przed pandemią mieliśmy przecież niepokoje społeczne, takie jak demonstracje w Hongkongu czy protesty
„żółtych kamizelek” we Francji. Oksfordzki pro-fesor Paul Collier pisał nawet o społeczeństwie rottweilerów, w którym wszystko jest podporząd- kowane zyskowi, bez oglądania się na koszty spo-łeczne czy ekologiczne.
No dobrze. Może zbyt długo żyłem w świecie, gdzie dogmatem był neoliberalizm. Ale wydaje mi się, że jak obniżymy konsumpcję, to gospo-darka zacznie się zwijać i ten serwis, do którego oddamy świat, okaże się nieskuteczny.
To prawda. Dlatego tak ważne jest przekierowa-nie zasobów, np. na budowę dróg, doinwestowanie szkół, ochronę zdrowia i inne zaniedbane działy.
Przede wszystkim dotyczy to sektora dóbr i usług publicznych. Naprawdę, mamy ogrom niezaspoko-jonych potrzeb społecznych i to właśnie te obszary musimy dofinansować. Są państwa, na przykład skandynawskie, które udowadniają, że się da! U nas przez lata mówienie o tym uznawano za zamach na świętość, jaką był neoliberalizm gospodarczy.
Margaret Thatcher mówiła: „Społeczeństwo? Nie wiem, co to takiego! Znam wyłącznie Brytyjczy-ków, Brytyjki oraz brytyjskie rodziny”. A Bill Clinton powtarzał: „Ekonomia, głupcze!”. Polscy decydenci powtarzali to, niestety, jak mantrę. Tym- czasem trzeba by raczej powiedzieć: „Społeczeń-stwo, głupcze”.
Takie poglądy nie były modne wśród polskich ekonomistów.
Coś o tym wiem! Starałam się tej modzie nie ulegać, wskazywałam studentom alternatywne nurty w ekonomii, w tym ordoliberalizm jako teorię odmienną od doktryny neoliberalnej. W Polskim Towarzystwie Ekonomicznym, którego jestem prezesem, od lat popularyzowana jest w wielu publikacjach, a także poprzez debaty i seminaria, ordoliberalna koncepcja społecznej gospodarki rynkowej. To koncepcja ustroju ładu społeczno‑
‑gospodarczego ukierunkowanego na godzenie interesów gospodarczych, społecznych i ekolo-gicznych. Ordo znaczy bowiem ład, w tym ład rynkowy, ład na rynku pracy.
A jak pandemia wpłynie na nasz rynek pracy?
To najtrudniejszy problem, któremu i w anali-zach, i w polityce, niestety, zbyt mało poświęca się uwagi, zwłaszcza w kontekście przyszłościowym.
Cieszymy się, że obecnie mamy stosunkowo niskie
bezrobocie, ale trzeba pamiętać, że sukces może oślepiać. Bo perspektywicznie wcale nie jest tak dobrze, jak dziś może się wydawać.
A jak jest?
Problemem jest dychotomia rynku pracy. Jedni pracują na kilka etatów, są przepracowani, a jedno-cześnie są osoby niepracujące, które mają problem ze znalezieniem jakiegokolwiek zatrudnienia. Poza tym cała nasza strategia doganiania Zachodu zo-stała oparta na niskich kosztach pracy i teraz ten model się na nas mści.
W latach 90., poza niskimi kosztami pracy, nie bardzo mieliśmy czym konkurować...
Owszem, ale to było dwadzieścia kilka lat temu.
Zbyt długo się tego modelu trzymaliśmy. Era taniej pracy w Polsce nie sprzyjała innowacyjności. Pan-demia odsłoniła też absurdalne patologie w tym, jak wyceniamy czy cenimy poszczególne zawody.
Nie tylko zresztą w Polsce. W sieci krążył cytat z hiszpańskiej biolożki, która napisała: „Dajecie piłkarzom milion euro miesięcznie, a naukowcom 1800 euro. Szukacie teraz ratunku? Poproście Ro-naldo i Messiego, niech oni wam znajdą lekarstwo na COVID”. Wiele w tym prawdy.
Nagroda Nobla z medycyny, przyznawana zwy-kle za dorobek całego życia, to ułamek tego, co najlepsi sportowcy zarabiają w miesiąc.
No właśnie. A gigantyczne zarobki bankowca, który przecież nic nie wytwarza, versus zarobki lekarza, który codziennie ratuje życie? O tego typu absurdach pisze prof. Mariana Mazzucato w książce Wartość wszystkiego: Tworzenie i bra-nie w globalnej gospodarce. Chora ekonomia ro-dzi wiele takich paradoksów, nie tylko zresztą gospodarczych. Wystarczy spojrzeć, jak wiele złego dzieje się w dziedzinie zagospodarowania przestrzennego. Przed czterema laty byłam w Mo-skwie na wspólnej konferencji PAN i Rosyjskiej Akademii Nauk. W ramach atrakcji zawieziono nas do oddalonego sto kilometrów Borodino, uroczej miejscowości, która od czasu Napoleona chyba niewiele się zmieniła. W piątek jechaliśmy tam sześć godzin, takie były korki. „Ludzie wracają ze stolicy do swoich miejscowości na weekend” – usłyszeliśmy. W niedzielę, gdy wracaliśmy do Moskwy, było podobnie, bo mieszkańcy tych miej-scowości jechali do pracy. Pracują w usługach, przemyśle, w tym m. in. w przetwórstwie mleka, które jest produkowane... w okolicach Borodino.
To zjawisko widoczne na całym świecie. Ja to nazywam syndromem Borodino, co wyraża ogrom zbędnych kosztów społecznych i ekologicznych,
CELLANEA
a w końcowym rachunku także ekonomicznych.
W Polsce małe miasteczka i wsie wymierają,
Przecież wszyscy mówią, że w czasie pandemii wiele pod tym względem się nauczyliśmy.
To prawda, była wicepremier Jadwiga Emi-lewicz na tegorocznym Forum Ekonomicznym w Karpaczu powiedziała nawet, że cyfrowo przyspieszyliśmy o pięć, może nawet siedem lat.
Wzrośnie bezrobocie?
Zapewne tak, choć można mieć nadzieję, że
Państwo zadba?
Powinno zadbać.
Bo?Jeśli nie zmienimy myślenia o roli państwa, może dojść do napięć społecznych i politycznych,
Tym razem będziemy mądrzy przed szkodą?
przebudzenia. W kwietniu „Financial Times” opu-blikował edytorial Wirus obnażył kruchość na-szego kontraktu społecznego. Dla wielu ten tekst
Tym razem kryzysowa lekcja będzie bardziej trwała?
Tym razem nie zmarnujemy?
Stanowczo nie powinniśmy.