• Nie Znaleziono Wyników

Paradoksy ekonomii. Rozmowy z polskimi ekonomistami *

W dokumencie KEYNES A WSPÓŁCZESNOŚĆ (Stron 132-142)

Kazimierz Łaski (1921–2015) – profesor nauk  ekonomicznych. Przed 1968 r. dziekan, prorektor  oraz kierownik Katedry Ekonomii Politycznej na  Wydziale Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej  Planowania i Statystyki. W latach 1971–1991  profesor na Uniwersytecie Johannesa Keplera  w Linzu. W latach 1991–1996 pełnił funkcję dy- rektora naukowego Wiedeńskiego Instytutu Mię-dzynarodowych Studiów Ekonomicznych ( WIIW). 

Jego zainteresowania badawcze koncentrowały  się na zagadnieniach z obszaru makroekonomii,  zwłaszcza teorii efektywnego popytu w ujęciu Mi-chała Kaleckiego. Do najważniejszych publikacji  należą: Od Marksa do rynku [z W. Brusem, PWN,  Warszawa 1992], Mity i rzeczywistość w polityce gospodarczej i w nauczaniu ekonomii [INE PAN  i Fundacja Innowacja, Warszawa 2009], Wykłady z makroekonomii. Gospodarka kapitalistyczna bez bezrobocia [J. Osiatyński (red.), PTE, Warszawa  2015].

Panie Profesorze, jakie czynniki w Pańskim życiu zadecydowały o tym, że zajął się Pan ekonomią?

Nie potrafię w pełni odpowiedzieć na to pytanie. 

W istocie rzeczy tuż po wojnie chciałem studiować  medycynę. W Lublinie był już wtedy wydział le-karski, to było jednak dla mnie nieosiągalne. Nie  miałem oparcia materialnego. Przypuszczam, że  gdybym miał lepsze warunki, to pewnie zostałbym  lekarzem.

Jedną z przyczyn, dla których zająłem się ekono-mią, było to, że przeczytałem Nauki ekonomiczne Karola Marksa autorstwa Karla Kautsky’ego1. Jest 

* Paradoksy ekonomii. Rozmowy z polskimi ekonomi- stami, Grzegorz Konat, Tadeusz Smuga (red. nauk.), Wy-dawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016, s. 321–342.

Zob.: Książka i Wiedza, Warszawa 1949.

taka książka, choć nie wiem, czy jeszcze jest znana,  nawet nie jestem pewien, czy ja ją mam. Po prze-czytaniu wydawało mi się, że zrozumiałem całą  historię: to, co było przedtem, to, co było potem  i to, co będzie w przyszłości. Rozbudziło to moje  zainteresowanie ekonomią. Być może po wojennym  koszmarze wiara w to, że człowiek rozumie, co się  dzieje, była silna.

Studiowałem  w Akademii  Nauk  Politycznych  w Warszawie, ale nie były to bardzo płodne studia. 

Tam zetknąłem się trochę zawodowo z ekonomią  i z innymi przedmiotami. Próbowałem również sam  czytać. Pamiętam, że przeczytałem dość dokładnie  I tom Kapitału Karola Marksa2, z którego wprawdzie  niewiele, ale coś tam jednak zrozumiałem. Tomów II  i III jeszcze wtedy nie było po polsku, znałem jednak  niemiecki dostatecznie dobrze, żeby czytać, a ponie-waż miałem jakieś wydanie Marksa z lat 30., które  zresztą mam do dzisiaj, więc przeczytałem te dwa  tomy po niemiecku. Wpłynęły na mnie bardzo, zwłasz-cza tom drugi, w którym omawia on Działy i schematy  reprodukcji. To był właściwie taki węzłowy punkt. 

Nagle poczułem, że jest to coś konkretnego. Działy  reprodukcji odegrały bardzo dużą rolę w moim życiu  ekonomicznym. Wyskakując trochę naprzód: moje  spotkanie z Kaleckim wiele lat później, w latach 50.,  jego pierwszy referat, którego wysłuchałem, a było to,  kiedy byłem w Instytucie Kształcenia Kadr Nauko-wych przy Komitecie Centralnym  PZPR, dotyczył nie  dokładnie, ale prawie tych samych spraw, co z kolei  zwróciło mnie w kierunku właśnie Kaleckiego. Zresztą  uważam, że te dwa Działy reprodukcji to jest takie  otwarcie drzwi do ekonomii, choć można by cofnąć  się jeszcze do Françoisa Quesnaya, fizjokraty z okresu  rewolucji francuskiej.

Bardzo mały kontakt miałem z ekonomią uniwer-sytecką. Na Akademii Nauk Politycznych mieliśmy 

Zob.: Książka i Wiedza, Warszawa 1951.

już takich profesorów nowo powołanych, był tam 

Czy miał Pan Profesor mistrza, który pokierował Panem, wywarł wpływ na Pana poglądy i ścieżkę zawodową?

W Traktacie o pieniądzu3 są rzeczy, które ja dobrze 

Czy mógłby Pan Profesor podsumować swój sto-sunek do Marksa?

Nie ulega żadnej wątpliwości, że należy do wiel-kich ekonomistów, rangi Adama Smitha czy Davida  Ricarda. Były u niego wątki zarówno racjonalne, jak  i nieracjonalne. Nieracjonalne od początku było za-ślepienie Marksa taką idee fixe, że cała dotychcza-sowa ekonomia była oszustwem, a on jeden powie 

Zob.: A Treatise on Money, t. 1 i 2, Macmillan, London  1930.

SPOMNIENIA

różnice, ale się zgubił właśnie w tym, że zysku szukał  wzrost produkcji per capita jest co najmniej dwukrot-nie większy, podczas gdy mediana płac spadła. Widać 

Czy jest coś, nad czym Pan Profesor obecnie pra-cuje?

Skończyłem  prace  nad  podręcznikiem  makroekonomii, którego pierwszy zarys został opu-blikowany już kilka lat temu w Polsce, jako Mity i rzeczywistość w polityce gospodarczej i w nauczaniu

ekonomii4.  Aktualna  wersja  została  wzbogacona  o nowe rozdziały. Redaktorem naukowym tej książki 

Zob.:  INE  PAN  i  Fundacja  Innowacja, Warszawa  2009.

kuracji. Tymczasem nie dalej jak wczoraj słyszałem  austerity5 . Jego zdaniem banki europejskie są znacz-nie bardziej „zatrute” niż amerykańskie, które były 

„eksponowane” do wysokości ok. 40% PKB Stanów  Zjednoczonych, a tymczasem francuskie i niemiec-kie są rzędu 2–3 wielkości PKB. Blyth tym samym  twierdzi, że one nie są „too big to fail”, ale „too big to bail” – nie można ich wykupić, bo są trzy razy  większe od dochodu narodowego. Jego zdaniem banki 

Zob.: Austerity: The History of a Dangerous Idea,  Oxford University Press, Oxford 2013.

Panie Profesorze, jacy są najważniejsi, pokrewni Panu pod względem sposobu patrzenia na ekono-mię, współcześni ekonomiści?

Amit Bhaduri, który jest dla mnie bardzo ważną  Niemiec a la longue, albo deficyt budżetowy. Nie ma  innej możliwości. To jest dość istotna sprawa. Słabym  punktem Modern Monetary Theory jest natomiast  to, że traktują sektor prywatny i sektor państwowy 

to zrobić. Gdyby wszyscy jednocześnie chcieli wydać  więcej, to okaże się, że nie mogą, ale z reguły wszyscy  naraz nie chcą wydawać. I tak działa ten system. U jego  podstaw kryje się zaś deficyt budżetowy, on zapewnia  przyrzeczenie zapłaty w przyszłości. Gdyby wszyscy  natychmiast chcieli zrealizować długi państwowe, to  system przestałby działać. Podobnie, gdyby wszyscy  chcieli za wszystkie pieniądze, które mają, kupić na  przykład chleb czy mięso, to też by nie wystarczyło. 

Taka jest istota gospodarki opartej na zaufaniu.

To właśnie jest Modern Monetary Theory. L. Ran-dall Wray jest takim głównym „guru” tego nurtu,  jest też Australijczyk Bill Mitchell oraz nieżyjący  już Wynne Godley, a oparciem dla nich jest Instytut  Levy’ego. Ich publikacje są dla mnie bardzo ważne. 

Wymieniłem już sporo nazwisk. Poza tym bardzo  dobrym ekonomistą jest Malcolm Sawyer z Anglii,  świetny jest wspomniany już Mark Blyth. Martin  Wolff z „Financial Times” to też bardzo dobry eko-nomista. Cenię Charlesa Goodharta, byłego głównego  ekonomistę Banku Anglii i Adaira Turnera, również  z Banku Anglii. Simon Wren ‑Lewis z Oksfordu to  rozsądny człowiek, chociaż nie jest keynesistą. Paul  de Grauwe, Belg, jest wybitny w sprawach finanso-wych. Jest trochę tych rozsądnych ludzi, ale oni nie  nadają tonu w polityce, jest ich za mało w porównaniu  z mainstreamem.

Panie Profesorze, a gdyby miał Pan wskazać naj-ważniejszego ekonomistę XX wieku? Takiego, który najbardziej ukształtował ekonomię?

Dla mnie na pewno Michał Kalecki, ale w ogóle  to prawdopodobnie jednak John Maynard Keynes. 

Keynes był bardzo wybitnym ekonomistą, chociaż  według mnie jednak znacznie lepszym ekonomistą  był Kalecki, tylko nie miał takiego wpływu na poli-tykę gospodarczą. Niestety, nawet dzisiaj spotyka się  różne nazwiska w podręcznikach, na przykład Arthura  Laffera, z jego krzywą, która tak naprawdę nic nie  znaczy, a Kaleckiego nie ma.

Być może więc, wracając do wcześniejszego wątku naszej rozmowy, Marks miał jednak do pewnego stopnia rację. Biorąc na przykład pod uwagę, że już od dawna wszystkie jego dzieła są dostępne po angielsku, być może w tej nieobecności Kalec-kiego w szerokiej świadomości ekonomicznej nie ma przypadku?

Myślę, że ma Pan dużo racji, tylko wzbraniam się  troszkę przed taką spiskową teorią dziejów. Uważam,  że o wiele niebezpieczniejsi są ci, którzy działają  w dobrej wierze. György Lukács zapytany kiedyś, jak  to jest, że są ludzie biedni, odpowiedział: „wyciągnęli  zły los na loterii”.

On wyciągnął dobry. Najniebezpieczniejsi są ci,  którzy wierzą w to, co mówią. Trudno jest przekonać 

ekonomistę czy kogokolwiek, o słuszności jakiejś  tezy, zwłaszcza gdy mają przyjąć jakąś tezę, której  zrozumienie zagraża ich miesięcznej pensji.

Szkoła, którą Pan Profesor opisuje, to szeroko rozumiany postkeynesizm. Jakie wskazałby Pan najważniejsze jego przewagi nad głównym nurtem ekonomii?

To jest kwestia całości i części. Bardzo poważni  ludzie, ci z Olimpu, opowiadają takie rzeczy, że trzeba  chyba na głowę upaść, by w nie wierzyć. Weźmy  ekwiwalencję ricardiańską. Czy oni sami dokładnie  wiedzą, jaki jest deficyt budżetowy, żeby jego wielkość  mogła zmienić ich zachowania? Ja się tym zajmuję,  a gdyby zapytał mnie Pan, jaki jest deficyt budżetowy  w Austrii, to też nie wiem. A przecież, w myśl tej teorii,  powinienem nieustannie go kontrolować, sprawdzać  przynajmniej raz na tydzień, by odpowiednio do tego  zmieniać swoje plany wydatków i oszczędności. Tak  samo, gdy wchodzę do sklepu, chcąc kupić mydło, nie  wyznaczam moich krzywych obojętności, tylko kupuję  Palmolive, bo jakaś reklama utkwiła mi w pamięci. 

Stale kupuję ten gatunek mydła i wydaje mi się, że tak  powinno być, ale przecież wszystkich innych mydeł  nie wypróbowałem. To, co robimy, jest, w istocie  rzeczy, w 99% naśladownictwem. Również w naszym  zachowaniu powtarzamy to, co widzieliśmy u naszych  rodziców – i nawet nie to, co mówili, ale właśnie to,  co robili. Dla przykładu, rodzic może mówić, że nie  wolno prowadzić samochodu po pijanemu, ale jeśli  dziecko widzi, że ojciec po wypiciu alkoholu siada za  kierownicą, to robi to samo, naśladuje rodzica. Jest  takie piękne niemieckie powiedzenie: richtet euch nach meinen worten nicht nach meinen taten, czyli po  polsku: „róbcie to, co mówię, a nie to, co robię”.

Wracając  do  tematu,  podstawową  sprawą  są  oszczędności i inwestycje, być może dlatego, że jest  to tak trudne do zrozumienia. Pani Angela Merkel  i otaczający ją ludzie mówią, że wszyscy muszą być  tacy jak Niemcy, którzy żyją bez długów, a co roku  mają nadwyżkę 200 mld euro. Tyle, że jest to 200 mld  długów, tylko nie u siebie, ale gdzie indziej. To je-dyna różnica. Nie zadłużają się firmy niemieckie,  nie zadłuża się państwo niemieckie, ale zadłużają się  inni. Polska w ostatnich latach nie zadłuża się już tak  bardzo za granicą, co jest bardzo pomyślne. Tak to już  jest, że jeśli ktoś ma nadwyżkę, ktoś inny musi mieć  niedobór. Może to być nadwyżka eksportowa, czyli  merkantylizm, ale wszyscy nie mogą jej mieć naraz,  tak jak wszyscy jednocześnie nie mogą mieć deficytu. 

Poza tym w gruncie rzeczy te nadwyżki eksportowe,  to są wyrzucone pieniądze.

Strefa euro ma teraz nadwyżkę rzędu 3% PKB,  a  to  jest  bardzo  dużo.  Jeżeli  rzuca  ona  na  rynek  około 3% swojego produktu krajowego, to jest to  porównywalne z tym, co rzuca Ameryka. To są sumy 

i kara”, to po niemiecku Schuld und Sühne. Ta sytu-acja prawdopodobnie bierze się stąd, że w dalekiej 

Powiedział Pan Profesor, że ekonomia głównego nurtu ma problem z niezrozumieniem, iż w skali makro gospodarka nie działa tak, jak w skali mi-kro. To tak zwany błąd złożenia. Jak duży jest to, zdaniem Pana Profesora, problem?

Bardzo duży. Weźmy na przykład kwestię, skąd się 

Tak samo jest z zadłużeniem. Ludzie myślą: „mu-szę w końcu spłacić ten dług, nie mogę go rolować w nieskończoność”.

Czy Pan Profesor uważa, że interwencja państwa w gospodarkę jest niezbędna?

Absolutnie  niezbędna.  Przede  wszystkim  jest  niezbędna do stworzenia prawdziwych warunków 

Czy jest jakiś istniejący, a może hipotetyczny, mo-del gospodarki, albo może jakiś kraj, który Pan Profesor wskazałby jako wzór?

Myślę, że byliśmy bliscy temu modelowi, przy  czy innych wyznawców There Is No Alternative Margaret Thatcher. Gdy jednak okazało się, że ten  tuż przed śmiercią pisał z Tadeuszem Kowalikiem ar-tykuł pod tytułem Uwagi o „reformie przełomowej”6.  On miał takie wyczucie historyczne. Takie poczucie,  w drugiej – za towarami. Dużo ludzi obecnie odwo-łuje się do Wielkiej transformacji Karla Polanyi’ego7.  On tam na przykład pokazuje, że państwo zawsze  było obecne, nawet niejednokrotnie zmuszało ludzi  do pracy – to była tak zwana walka z włóczęgostwem. 

Zob.: Michał Kalecki, Dzieła, t. 2, PWE, Warszawa  1980, s. 501–510.

Zob.: Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011.

Tymczasem dzisiaj słyszymy takie teorie, że kto nie  chce pracować, to niech nie pracuje.

Czy Pan Profesor myśli, że powrót do tamtego

„złotego wieku”, o którym rozmawiamy, jest moż-liwy?

Czy jest możliwe, nie wiem, ale powinno to być  naszym celem. Biorąc jednak pod uwagę, że wybór  jest między Wall Street, która – jak się zdaje – popiera  Demokratów, a „naftą”, która popiera Republikanów,  to mam wątpliwości, czy jest możliwe. Jest silny pro-test przeciwko temu, co się dzieje, ale nie widać nawet  cienia pozytywnego programu. Ludzie nie chcą tego,  co jest, ale nikt nie występuje z alternatywą. Poza tym  jeżeli jeden procent albo jeden promil najbogatszych  ma dziś tak ogromne środki, prasę, media – a obecnie  ten, kto ma media, ma rząd dusz – to demokracja traci  sens. Zresztą ci, którzy protestują, czyli lewica, też  nie wie, czego chce.

Co to za lewica, Gerhard Schroeder czy Tony Blair,  a nawet bracia Milliband. Nie jestem więc wielkim  optymistą w tej kwestii, ale nie pozostaje nic innego,  jak głosić prawdę.

Jeśli chcielibyśmy zacząć prowadzić politykę gospo-darczą idąca w kierunku takiego lepszego ustroju, to od czego, Pana Profesora zdaniem, powinniśmy zacząć? Co konkretnie należałoby zrobić?

Myślę, że jedyna nadzieja jest w kształceniu. Z me-diami to jest tak, że one są zależne od możnych, są  ich własnością, więc wydaje mi się, że możliwa jest  tylko praca u podstaw, głoszenie prawdy. Oczywiście,  można iść do robotników, ale oni wolą słuchać tele-wizji, a w telewizji rozdają nagrody za to, kto lepiej  powie, ile jest dwa razy dwa. Z pewnego punktu wi- dzenia rządy dyktatorskie są mniej trwałe, bo wpraw-dzie opanowują ciała, ale nie dusze. Natomiast w tym  systemie opanowane są dusze. Na tym właśnie polega  cały problem, jak odzyskać nie władzę nad ludźmi,  tylko ich świadomość. To jest bardzo trudne i myślę,  że w naszej dziedzinie jedynym wyjściem jest tłu-maczenie tego, że potrzebne są zmiany. Nie jakieś  rewolucyjne, ale potrzebny jest taki system, który  lepiej służy ludziom, w tym również kapitalistom. 

Kalecki miał bowiem rację, że oni podświadomie nie  chcą pełnego zatrudnienia, ponieważ w takich warun-kach robotnicy stają się krnąbrni, natomiast gdy jest  bezrobocie, to pracownicy są wdzięczni, że ich ktoś  zatrudnia, nawet na tzw. umowy śmieciowe.

Czy Pan Profesor uważa, że byłoby z korzyścią dla edukacji ekonomistów, gdyby w programach stu-diów znalazło się więcej historii myśli ekonomicznej i metodologii ekonomii?

Myślę, że powinno być więcej i historii myśli eko-nomicznej i historii w ogóle, bo dzisiejsi ekonomiści 

nie mają zielonego pojęcia o świecie. Dla nich liczy  się tylko matematyka, modele, krzywe. Natomiast  w obcowaniu z historią natychmiast widać, że nie ma  czegoś takiego, jak równowaga. Historia myśli byłaby  potrzebna, ale jeszcze bardziej historia gospodarcza,  omówienie kryzysów ekonomicznych z XIX, XX  i XXI wieku, specyfiki krajów rozwiniętych i nieroz- winiętych. To, w przeciwieństwie do tych bezkrwi-stych modeli, dałoby ekonomistom dużo więcej.

Właśnie, czy zgodziłby się Pan Profesor, że ekono-mia jest obecnie zbyt zmatematyzowana?

To nawet nie o to chodzi, bo Kalecki też był zmate-matyzowany. Powiedziałbym, że jest odczłowieczona,  odspołeczniona, i to jest istotne. Ekonomię uprawia  się w charakterze nauki ścisłej, czym nigdy nie była,  nie jest i nie będzie. Opowiadają, że Max Planck  zaczął studia od ekonomii, ale po roku stwierdził,  że to bardzo dziwna dyscyplina, bo wynik zależy od  tego, czy dane podmioty coś myślą, czy nie; czy coś  robią, czy nie. To tak, jak gdyby ruch planety zależał  od tego, czy ona chce czy nie chce lecieć dookoła  z jakąś prędkością. Na wspomnianej przeze mnie  wcześniej konferencji w Buenos Aires ktoś powie-dział, że w ekonomii musimy działać, opierając się na  przyszłości, której nie znamy, a pomaga nam w tym  między innymi pieniądz, gdyż zawieramy kontrakty  na przyszłość: bierzemy pożyczkę, bo wierzymy,  że będziemy pracować i zarabiać do momentu jej  spłaty. I bank też nam wierzy. Ale przecież w tym  czasie możemy stracić pracę. Przyszłość jest nie-znana. Tego się nie da matematycznie uchwycić. Nie  wiemy wszystkiego i w takim niepewnym otoczeniu  musimy działać. Dlatego ekonomia jest tak bardzo  skomplikowaną nauką.

Inną podstawową sprawą jest to, że w ekonomii  nie można eksperymentować, nie można zrobić tego,  co w fizyce. Historyczne eksperymenty też nie są  najlepsze. Niedługo minie sto lat od Wielkiego Kry-zysu, a nadal nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jak  do niego doszło. Historia jest do pewnego stopnia  polem eksperymentalnym, ale bardzo ograniczonym. 

Na przykład lata 50., 60. i 70. pokazują, że był to  okres bardzo dobrego rozwoju kapitalizmu, niskiego  bezrobocia, importu siły roboczej najpierw z Włoch,  potem z Turcji, szybkiego wzrostu stopy życiowej  i nawet kraje centralnie planowane rozwijały się nie  najgorzej. Ale to już jest inna sprawa.

W głównym nurcie twierdzą, że znaleźli na ten problem metodologiczny inną odpowiedź: przypi-sywany Miltonowi Friedmanowi pogląd, że teorię ekonomiczną należy oceniać po tym, czy dobrze sprawdzają się prognozy, które ona generuje, nie-zależnie od tego, jak absurdalne są jej założenia.

Jakie jest Pana Profesora zdanie na ten temat?

SPOMNIENIA

Według mnie to jest bzdura. Zresztą, cały mone-taryzm jest do niczego. Ilość pieniądza ma rosnąć  w dowolnym tempie, ale stałym? Banki próbowały,  ale one nie mają na to żadnego wpływu. Dzisiaj wi-dzimy, że emisja pieniądza sięga czasami bilionów. 

Gdyby ceny były w jakimkolwiek stopniu związane  z ilością pieniądza, to mielibyśmy ogromną inflację. 

Jeden z bankierów centralnych powiedział kiedyś: to  nie my porzuciliśmy Friedmana, tylko on nas porzucił,  bo można ustalić stopę procentową i przy tej stopie za-opatrywać system bankowy i gospodarkę w płynność,  ale nie można regulować ilości pieniądza, bo to zależy  od tego, czy ludzie biorą kredyty. Rezerwy, które  zapewnia bank centralny, nie wyprzedzają kredytów,  tylko następują po nich. Bank komercyjny udziela  kredytów zawsze, gdy tylko przyjdzie wiarygodny  kredytobiorca, który ma odpowiednie zabezpieczenie. 

A potem dostaje płynność, która jest potrzebna. Dzisiaj  mamy do dyspozycji prace, które pokazują wyniki  gospodarcze po Miltonie Friedmanie i po Margaret  Thatcher – są one znacznie gorsze niż wcześniejsze. 

Wracając jeszcze do kwestii prognoz, to sprawdzały  się one wtedy, gdy gospodarka funkcjonowała dobrze. 

Prognozy nie da się oderwać od rzeczywistości. Jak  w tym słynnym dowcipie: bierze się mysz, stawia  przeszkodę, za przeszkodą kawałek słoniny, i mówi  do myszy „skacz”, a ona skacze. Po czym ucina się  myszy nogi i powtarza eksperyment, a ona nie skacze. 

Wniosek: gdy uciąć jej nogi, mysz traci słuch. Ogólnie  biorąc, wszystkie prognozy są do niczego.

Czy Pana Profesora zdaniem możliwa jest ekono-mia pozbawiona sądów wartościujących?

Jak się stworzy sztuczny świat, to można sztucznie  w nim działać. Nawet optimum Pareto jest do niczego. 

Zakłada ono przecież dany rozdział zasobów dla da-nego podziału. Jak się zmieni podział zasobów, to  wszystko jest inaczej. Próba odwracania kota ogonem  polega na tym, że nie znajdujemy się w optimum, lecz  poniżej tego punktu, i z wielkim trudem staramy się  do niego zbliżyć.

W związku z tym, że system cen jest taki, jaki  jest, na ogół potencjalne oszczędności wyprzedzają  potencjalne inwestycje i pojawia się „ciśnienie”, co  moim zdaniem jest zaletą gospodarki kapitalistycznej. 

W związku z tym, że system cen jest taki, jaki  jest, na ogół potencjalne oszczędności wyprzedzają  potencjalne inwestycje i pojawia się „ciśnienie”, co  moim zdaniem jest zaletą gospodarki kapitalistycznej. 

W dokumencie KEYNES A WSPÓŁCZESNOŚĆ (Stron 132-142)