• Nie Znaleziono Wyników

imo dem o k raty zu jący ch dążeń naszej epoki, nnim o n u rtu jąceg o śród m as in teligencyi .•■publikanizinu, społeczeństw a lubią d o ty c h ­ czas pew ne w y b itn e je d n o stk i ze sw ego ło n a otaczać blaskiem niepospolitego uznania, przyznając im napół m im ow iednie duchow e kierow nictw o. T akim i królam i bez korony, po u sta u iu n o rm aln eg o biegu dziejów, w bieżącym w ieku, byli u n a s : A d am M ickiewicz, Jó z ef Ig n ac y K raszew ski, — a dzisiaj H e n ry k S ien­

kiewicz.

J e s t t.o człow iek niezm iernie sk ro m n y —• i od h ałaśliw ej działalności u suw ający się n ajsta ra n n iej, — a je d n a k uznano w n im najbardziej u talentow anego z pisarzy i oddano m u b u ła w ę jako hetm an o w i ro ­ dzim ego słow a.

W y jątk o w e pow odzenie d zieł sw oich zawdzięcza

S ienkiew icz tem u, iż nie b y ł au to rem p ra g n ą c y m ogół n ag iąć do sw oich poglądów , ale przeciw nie autorem , ja k ie g o o g ó ł w danej chw ili potrzebow ał. P rzew yższa­

jący lotem fantazyi i bogactw em ję zy k a w szystkich nie­

mal żyjących rym otw órców , — S ienkiew icz nie p isa ł w ierszy, bo chw ila w której n a w idow nię literac k ą w y­

stąpił, była rozw ojow i rym ow anej poezyi p rzeciw ną;

a ry sto k ra ta z Bożej łask i, n ieprzyjaciel w szystkiego co p łask ie i pospolite, p o d d ał się św ieżem u śród ko­

legów u n iw ersy teck ich p rądow i sym patyi dla ludu — i bo h ateram i pierw szy ch sw oich now el zrobił Ja n k ó w i B artk ó w w ioskow ych. O ślepieni tern w arszaw scy ga- siciele św iatła, w rogow ie zaprzysiężeni wszelkiej w yż­

szości, przez chw ilę uw ażali go za sw ego i z try u m ­ fem poprow adzili św ietny ta le n t L itw osa do szturm u przeciw ko „ sta ry m nudziarzom i zacofańcom ", ja k

— 4 — utalentowanych i zasłużonych pisarzy poprzedniego pokolenia lubił tytułować „Przegląd tygodniowy"...

Ale Sienkiewicz nie chciał pisać dla jednej jakiejś kliki, lecz dla całego narodu — i stworzył „Ogniem i Mieczem". Wtedy dawni przyjaciele rzucili się na Henryka szarpiąc nielitościwie jego talent i podko­

pując sławę, ale 011 już był zbyt wielkim, aby mu napisania wielkiej refleksyjnej powieści współczesnej p. t. „Bez dogmatu", w której niemal z zuchwal­

Ta najnowsza, niedokończona jeszcze powieść 'Sienkiewicza zawiera takie mnóstwo uderzających traf­

nością, a jednak po raz pierwszy wypowiedzianych spostrzeżeń, że nie mogę się powstrzymać, ażeby nie­

których z nich nie przytoczyć.

Zaraz na początku powieści, bohater jej, Leon Płoszowski zapisuje taką uwagę o znaczeniu osobis­

tych pamiętników:

...„W rozmowach, jakie prowadziliśmy o litera­

turze, Sniatyński przypisywał ogromne znaczenie pa­

miętnikom wogóle. Mówił, że człowiek, który zosta­

wia po sobie pamiętnik, źle lub dobrze pisany, byle szczery, przekazuje i daje przyszłym psychologom i powieściopisarzom nietylko obraz swoich czasów, ale jedynie prawdziwe ludzkie dokumenty, którym można zaufać. Przewidywał także, że przyszłą formą powieści będzie wyłącznie forma pamiętnikowa, twier­

dził nakoniec, że k to p i s z e p a m i ę t n i k , t e n t e r n s a m e m p r a c u j e d l a s w e g o s p o ł e c z e ń s t w a i zjednywa sobie prawo do zasługi..."

Rzecz szczególna, że na parę tygodni przed prze­

czytaniem tych zdań, wpadły mi w ręce pamiętniki jednej z najbliższych osób mojej rodziny, najmniej­

szej pretensyi literackiej nie mające — i zdumiewa­

łem się, znalazłszy w nich najprawdziwszy romans psychologiczny z końca wieku...

Każdy kto miał sposobność porównywać kobiety innych narodowości z naszemi rodaczkami, odczuwał instynktowo zasadniczą jakąś różnicę, jakiś nadmiar d u c h o w e j a niedostatek z i e m s k i e j kobiecości temperamencie! W uczuciach ich niema nietylko wesołości, ale i prostoty. Kochają się one w formach

„Dziwnie fantastyczne istoty o płonących głowach, a rybim temperamencie!... W każdej z nich siedzi królowa," — co za doskonała charakterystyka na­

szych kobiet!

Rzucony od niechcenia następujący frazes Śnia- tyńskiego czyż nie jest tajemnicą powstania niezli­

czonych dzieł sztuki i poezyi? — „Sława jest o tyle coś warta, że można z niej zrobić podnóżek dla uko­

chanej kobiety".

Albo ten subtelny kwiatek psychologicznej sa- moobserwaeyi: „Człowiek jest jak morze: ma swoje przypływy i odpływy. Dziś jest dla mnie dzień od­

pływu woli, energii, chęci do jakiegokolwiek czynu, ochoty do życia. Przyszło to bez jakiegokolwiek po­

wodu: ot tak sobie — rzecz nerwów".

Początki autorskiej sławy Sienkiewicza były skromne i mozolne. Skończywszy wydział filologiczny wszechnicy warszawskiej, jako dwudziestoletni mło­

dzieniec, ogłosił w r. 1870 w Tygodniku Ilustrowa­

nym pracowite studyum o Sępie Szarzyńskim, pierw­

szym w naszej literaturze autorze Sonetów. Następnie zaczął w „Gazecie Polskiej“ pisywać tygodniowe fe­

lietony. Ówczesny redaktor Sikorski bardzo był nieza­

dowolony z nowego współpracownika, kroniki jego kreślił, skracał i przerabiał, powtarzając ciągle:

— Ja chcę faktów! proszę o faktal. .

Dopiero nowy redaktor Edward Leo pozwolił Litwosowi rozwinąć się samodzielnie. Odcinek „Ga­

zety Polskiej“ zamieszczał coraz nowe jego prace.

rzały imiona: Bismarck, Napoleon, Litwos.

W tedy wychodziły „Szkice węglem11, „Przez s t e p y „ H a n i a 11 — i dalszy ciąg tej uroczej noweli, pełen okropności „Selim Mirza11, przy którego głośnem czytaniu wieczorem, dziecinny strach mię ogarniał.

W 1872 zaczęło wychodzić nowe pismo ilustro­

rączkowym zajęciem, podczas gdy drugiej powieści p. t. „Na marne11 p r z e z H. S i e n k i e w i c z a nawet

dzy moi zostawali pod wpływem pozytywnej stronni­

czości — to też wtykano mi pierwsze tomy Sienkie­

wicza z rekomendacją, że to jedyny pisarz, którego czytać warto. Ale bardzo tylko pobieżnie przejrzałem

„Szkice węglem11 „Janka muzykanta11 — raził mię

interesowanie, a śród pozytywistów konsternacya. Bo­

haterowie arystokratyczni sztuki byli bardzo porządni ludzie, a przedstawiciel demokracyi dr. Jórzwowicz, wielki wisielec, rodzaj dauretowskiego struggleior- lifera. Pomimo to Piotr Chmielowski, przywódzca warszawskiej krytyki, poświęcił temu dziełu bardzo pochlebną ocenę.

Niewielka pow ieść h isto ry c zn a „Niewola ta ta r­

ska11 z r. 1880 przeszła bez wrażenia, ale była wstępem i przygotowaniem do olbrzymiego dziesię- ciotom ow ego dzieła na tle walk z kozakami i Szwe­

dam i w XVII wieku, które pod tytułem „Ogniem i mieczem11 „P o to p 11 „Pan Wołodyjowski11 stanowiło rozkosz i zaciekawienie naszego czytającego ogółu w latach ostatnich.

Znałem człowieka, który przebywszy dłuższy czas w w Moskwie, zobojętniał najzupełniej dla rze­

czy rodzinnych, w rozmowie z upodobaniem używał narzecza wschodniosłowiauskiego i najchętniej prze­

bywał w towarzystwie urzędników tejże narodowości...

Ukazało się „Ogniem i mieczem11. Mój renegat z rozkoszą odczytał trzy razy całą powieść, zaczął z upodobaniem powtarzać koncepty imćpana Zagłoby, a niektórzy z jego przyjaciół zaczęli się naumyślnie nabywają pisane w naiwnej mowie elementarzy, ksią­

żeczki „Oświaty ludowej;'1, dopominają się natomiast coraz natarczywiej historycznych powieści Sienkie­

wicza...

Do takich rezultatów, do takiego rozpowszech­

nienia, a tern samem wpływu, nie doszedł żaden z pisarzy naszych, prócz Mickiewicza i Kraszewskiego.

Przytoczony na następnej stronnicy fragment z po­

wieści : „Ogniem i mieczem11 da nam poznać chara­

kterystykę pisarską Sienkiewicza.

B r. Fr.

T y p z p o w i e ś c i „ O G N I E M i M I E C Z E M “

HENRYKA SIENKIEWICZA

Z I L L U S T R A C Y Ą M. I C H N O W S K I E G O .

g|5 S Q 'agłol)a, to szlachcic, jakich u nas w swoim [ czasie było wielu. Na pół pieczeniarz i bi- i i"™1™"*' bosz, niby rębajło a podszyty mocno tchó­

rzem; gdy jest wszakże zmuszony okolicznościami, walczy ja k rycerz.

Sienkiewicz tak go opisuje: „O tyły, m iał biel­

mo na jcdnem oku, a na czole dziurę wielkości ta la ra , przez które świeciła naga kość." —

Zagłoba zjaw ia się zaraz na początku powie­

ści w szynku w Czechrynie, a ofiarując „służby11 swoje Skrzetuskiem u, przedstaw ia mu się wedle słów powieści w sposób następujący: „Jan Zagłoba, herbu W czele, co każdy snadno poznać może choćby po oncj dziurze, którą w czole kula rozbójnicka mi zrobiła, gdym się do Ziemi świętej za grzechy młodości ofiarował.

— Dajże waść pokój — rzek ł Zaćwilichowski — pow iadałeś kiedyindziej, że ją kuflem w Radomiu wybito. —

— Kula rozbójnicka, jakom żyw. W Radomiu było co innego. —

— Ofiarowałeś się waść do ziemi św ictej. ..

m oże, aleś w niej nie b y ł . . . to pewno.

— Nie byłem , bom już w Galacie palm ę mę­

czeńską otrzym ał. Jeśli łż ę , jestem arcypies nie szlachcic.

— A ta k i breszet i breszet!

— Szelmą jestem bez uszów. W wasze ręce, panie nam iestniku11.

T ak ą b y ła rekom endacyjna rozmowa Zagłoby, Lubił on bardzo przypijać. Później też, \vr czasie wojny z Chmielnickim, w ydarza mu się, że dowo­

dząc chwilowo oddziałem podjazdow ym , natrafia na wesele w iejskie, upija się wraz ze swoimi ludźmi, i w pada w ręce swego zaciętego wroga Bohuna.

Ten każe go skrępować i wrzucić do chlewa. Tam

rozw iązał się i schował na poddasze. Przychodzi nader n iezw y k ła, charakteryzująca Zagłobę sytu­

acja, którą Sienkiewicz, zaczynając od słów koza­

ka szukającego darem nie po chlewie Zagłoby, tak opisuje:

— Pane szlachcic, odezwij s ię !

— Całuj psa w u c h o ! m ruknął Zagłoba.

W tom żelazo poczęło szczękać o krzemień, sypn ął się rój iskier i rozświecił ciemne wnętrza chlewa i głow y mołojców przybrane w kapuzy, poczem zapadła ciemność jeszcze głębsza.

— Nic m a ! nie m a ! — w ołały gorączkowe głosy.

Wówczas jeden z mołojców poskoczył ku drzwiom.

— Batku Hołody! — batku Holody!

— Co takiego? — p y tał sotnik, ukazując się we drzwiach.

— Nie ma la c h a !

— Jakto nie m a ?

— W ziemię zapad ł! Nie ma nigdzie! O IIo- spody p om iłu j! My ogień krzesali — nie m a !

— Nie może być. O j, byłoby wam od ata- m ana! Uciekł czy co? pospaliście się?

N ic b atku ! my nie spali. Z chlewa on nie wyszedł naszą stroną.

— C icho! nie budzić atam ana — jeśli nie wy­

szedł to musi gdzieś być. A wy wszędzie szukali?

— Wszędzie.

— A na stropie?

— Ja k jem u było na strop leźć, kiedy był w łykach.

— D urny ty! Zeby on się nic rozw iązał toby tu był. Szukać n a stropie. Skrzesać ognia.

Sypnęły się znowu iskry. W ieść przeleciała wnet przez wszystkie straże. Poczęto się tłoczyć do chlewa z owym pośpiechem, zwyczajnym a v