• Nie Znaleziono Wyników

I MORALNĄ TERAPIĄ

W dokumencie Między literaturą a polityką (Stron 145-200)

Było to po Październiku 1956, w czasie oczekiwania na otwarcie szufl ad z dziełami, które wcześniej nie mogły zostać wydrukowane i na pojawienie się nowych dzieł, które wyrażą hamowane dotychczas prawdy i spowodują ozdrowieńczy przełom w rozwoju literatury polskiej. Szufl ady okazały się puste. Ale konkurs otwarty na powieść współczesną ogłoszony przez Wydawnictwo Łódzkie w 1958 roku nie za-wiódł oczekiwań. Jury miało w czym wybierać.

Pierwsza i druga nagroda przypadły utworom weryfi kującym prawdę o ludziach i świecie przez powrót do lat dzieciństwa bohatera, za którym krył się autor. Nie w szczegółach, ale w istotnych cechach postawy, wrażliwości i ważnych doświad-czeń można w sposób uzasadniony dopatrywać się elementów autobiografi cznych.

Nie tylko zresztą w tych dwóch powieściach, ale również w pozostałych, przywo-łanych w niniejszym rozdziale. Upoważniają do tego towarzyszące im autokomen-tarze. Znamienne, że takie właśnie utwory zostały nadesłane na konkurs. Równie znamienne, że przez jury one zostały wytypowane do najwyższych nagród spośród wielu tekstów zgłoszonych do konkursu.

Te dwa utwory to Życie duże i małe Wilhelma Macha oraz Ucieczka Leona Go-molickiego. Obydwa pretendowały do pierwszej nagrody. W niejednomyślnym głosowaniu przyznano ją powieści Macha. Jej akcja rozgrywa się w podgórskim pejzażu, w społeczności, w której obok siebie w zgodnym współdziałaniu miesz-kają i żyją Polacy – katolicy i Łemkowie – „cerkiewni”, wkrótce przesiedleni z ro-dzinnych stron do północnych i zachodnich części Polski. Głównym bohaterem jest chłopiec z ufnością i bez uprzedzeń przyglądający się wydarzeniom (niekiedy w nich uczestniczący) i postępowaniu ludzi, których intencji od razu nie pojmu-je. Nie jest to wszakże opowieść o dzieciństwie. Akcja umieszczona w jego czasie sprzyja autorowi w wypowiedzeniu siebie po różnych doświadczeniach połowy lat pięćdziesiątych XX wieku. Mach tak komentował Życie duże i małe: „Nie jest to opowieść o moim dzieciństwie. Ważne było dla mnie sprawdzanie świata czy też swojego o nim wyobrażenia”1. Właśnie: „sprawdzanie świata”, przyglądanie mu się na nowo po odrzuceniu wszelkich uprzedzeń, przyjętych uprzednio stereotypów i szablonów; sprawdzanie świata i swojej w nim biografi i. To jest istotny sens po-wieściowego powrotu do świata dzieciństwa w poszukiwaniu oczyszczenia, w celu odzyskania niewinności. Narrator powieści jest człowiekiem dorosłym, który przez

1 W. Mach, Szkice literackie, t. 2, Warszawa 1971, s. 375–376.

pryzmat doświadczeń wieku dojrzałego ogląda własne dzieciństwo, w którym dzia-ły się sprawy decydujące o jego osobowości:

Powieść jest właściwie pytaniem, t y m pytaniem rozciągniętym na wszystkie stro-nice. […] Co z przeszłości zostanie, gdy się do niej zabrać z tak okrutnym „przyrządem”, jak rzeczowa ocena faktów? Nie jest to bynajmniej pytanie o sens życia w ogóle, pytanie metafi zyczne. Ono apeluje skromnie o rozsądzenie konkretnych, jednostkowych bio-grafi i2.

Zwrot ku dzieciństwu jest podyktowany poszukiwaniem źródeł i początków późniejszych cierpień i niepokojów moralnych. Kiedy i gdzie one się zaczęły, zro-dziły? Ważne są najpierwsze spostrzeżenia ludzkich i własnych zachowań. Ich przywołanie i potrzeba ich przywoływania nie istniałaby, gdyby nie aktualne do-świadczenia i obserwacje dokonywane przez pisarza. Gdy jeden z bohaterów mówi o kimś: „Popem był, popem jest, popem będzie. Nie każdy zmienia skórę”3, widzi się związek wspomnień z lat dziecięcych z doświadczeniami i obserwacjami ludz-kich zachowań z okresu popaździernikowego, kiedy to powieść powstała.

W oczyszczającym powrocie do świata z lat dziecięcych odnajduje się pierwsze kłamstwo, które miało „lec kamieniem” na świadomości bohatera. Przypomina się, jak przebiegało odkrywanie siebie i innych ludzi oraz co dawało początek utracie bezpiecznej ufności: pierwsze zdziwienie sobą, uświadomienie sobie własnej od-mienności od innych ludzi, dochodzenie do zdolności samooceny, autoobserwacji.

„Że ja sam mogę pomyśleć nie tylko «ja, Stefek», ale także «on»”4. Takie przed-stawienie bohatera i ważnych momentów jego biografi i dyktuje odpowiednia kon-strukcja narracyjna. Są w niej – przemiennie – dwa różne punkty widzenia: dzie-cka i człowieka dojrzałego. W refl eksjach narratora, który raz jest małym Stefk iem, a innym razem dorosłą osobą, można odczytać wyznanie autora, który dokonuje analizy i oceny własnej biografi i i twórczości w konfrontacji z rewelacjami, jakie przyniósł rok 1956, chociaż wprost nie mówi się o nich ani słowa:

Ja chcę tylko utrwalić, wydobyć spod roztargnienia lat tę chwilę zdumionego niepo-koju, to miejsce pożegnania z dziecinną jednością mojego świata i całego świata, z cu-downą naturalną tożsamością swojej osoby i wszystkiego dokoła5.

Pierwsza chwila „zdumionego niepokoju” była początkiem niedowierzania dziom, świadomości zdrady świata; końcem bezpiecznej ufności pokładanej w lu-dziach.

Powrót do dzieciństwa jest motywowany pragnieniem uratowania czegoś bar-dzo ważnego: niewinności, prawdy związanej z dzieciństwem; uratowania na prze-kór światu dorosłych, którzy te wartości porzucili i nie mają nawet świadomości, co utracili. Pisarz, mimo trudnych doświadczeń łączących się z prawdami

ujawnia-2 Tamże, s. 376.

3 W. Mach, Życie duże i małe, Warszawa 1974, s. 17.

4 Tamże, s. 73.

5 Tamże.

nymi w połowie lat pięćdziesiątych, stara się zachować wiarę w ludzi, obronić się przed ich potępianiem. Pomaga mu w tym powrót do świata dzieciństwa.

Ważna jest moja skryta, samotna tęsknota do takiej wiedzy, która usprawiedliwi i uzasadni moją ufność dla życia, moją dobrą wiarę. Opromienić małość ludzkich niedo-li, przesłonić łagodnym cieniem milczenia i tajemnicy odrażającą pospolitość ludzkich namiętności i występków, pomyśleć: „Nie wiem”, gdy wiem zbyt okrutnie – tego chce moja wiara6.

Powieść Macha jest jednym ze sposobów dokonywania obrachunku, którego potrzebę odczuwano szczególnie w klimacie Października ’56. Tę funkcję pełnił zwrot ku dzieciństwu. Ułatwiał on wychodzenie z popaździernikowego kryzysu, odzyskiwanie własnej tożsamości. Przez mit dzieciństwa prowadziła droga do ładu i porządku. Powrót do niego nie miał na celu dostarczenia sentymentalnych wzru-szeń, lecz miał posłużyć rozliczeniu się z własną, późniejszą biografi ą. Sprzyjał też, jak się okazuje, powstawaniu dzieł literackich przewyższających poprzednio opub-likowane utwory. Życie duże i małe zostało przez krytykę uznane za najdoskonalszą powieść w dorobku Macha7.

Wyróżniona drugą nagrodą Ucieczka Gomolickiego jest powrotem do świata uczuć i myśli („uczuciomyśli”) dzieciństwa i wczesnej młodości. Jest to świat i czas, w których rodzi się własna osobowość bohatera. Kształtują ją przeżycia chłopca mieszkającego w małym kresowym miasteczku nad Horyniem, na pograniczu polsko-rosyjskim, w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. Pojawiają się pierwsze pytania o sens i kierunek przyszłej drogi życiowej.

Ucieczka powstała z potrzeby skonfrontowania własnego dzieciństwa i młodo-ści: właściwych jej tęsknot, oczekiwań oraz prób wyjścia ku pełniejszemu życiu, z późniejszymi doświadczeniami. Ta konfrontacja pozwala wypowiadać prawdy dawniej tłumione, odrzucić zahamowania ograniczające dotychczasową twórczość.

Przynosi oczyszczenie moralne i estetyczne. Korzystnie wpływa na artystyczne wa-lory utworu.

Powieść została zgodnie uznana za świetne osiągnięcie pisarskie, świadectwo odrodzenia artystycznego pisarza8. Dostrzeżono w niej „wybuch talentu autora, którego wcześniejsza działalność niczym szczególnym nie zwracała uwagi”. Stwier-dzano, że Gomolicki „odnalazł się w Ucieczce jako pisarz z prawdziwego zdarzenia”9. Bohater Białego ptaka Kornela Filipowicza jest dorastającym chłopcem wraż-liwym w odczuwania świata. Jego dziecięca wyobraźnia zostaje skonfrontowana z realną, często brutalną rzeczywistością. Powieściowy powrót w okolice dzieciń-stwa i młodości, oparty na własnych przeżyciach pisarza, jest wyrazem niezgody na

6 Tamże, s. 152–153.

7 Zob. np. R. Matuszewski, Z bliska. Szkice literackie, Kraków1981, s. 513.

8 Por. J. Rzymowski, Erynie historii i człowieka. O pisarstwie Leona Gomolickiego, Łódź 1973.

9 H. Bereza, Taki układ, Warszawa 1981, s. 100.

współczesny świat, na jego t e r a z : „Zapragnąłem bardzo silnie wrócić do siebie samego, być znów tym, za kogo się mam, czyli tym, kim jestem naprawdę”10.

Zły czas po Październiku ’56 przeżywał Tadeusz Konwicki. Znajdował się w „zu-pełnym impasie”. Od paru lat nie mógł nic napisać. By wyjść z twórczego kryzysu, zaczął Dziurę w niebie. „Najlepiej się czuję – mówił – gdy zaprowadzę bohaterów swojej twórczości w miejsce mojego dzieciństwa, które różnymi sposobami adap-tuję do sytuacji współczesnej”11.

Owa sytuacja to rewelacje polityczne ujawniane w 1956 roku. W ich świetle dotychczasowa twórczość pisarza została pozbawiona wartości. Co więcej: z całą wyrazistością ujawnił się ilustracyjny charakter Władzy, w której Konwicki fabula-ryzował aktualne wówczas tezy polityczne, uchwały KC PZPR. W chwilę po uka-zaniu się powieści zostały one odrzucone przez samą partię jako fałszywe. „Dla mnie – mówił – ten kataklizm nie był łatwym saltem w ciągu paru godzin do tyłu”12.

Długo nie mógł się pogodzić z tym, co go – jako twórcę literatury – spotka-ło, dlatego nie uczestniczył w ruchu popaździernikowej odnowy, a nawet – jak się przyznawał – prowadził dziennik będący protestem przeciwko Październikowi.

Później go spalił. Buntował się przeciw zbiorowym nastrojom, gdy wszyscy wokół niego z dużą łatwością, z dnia na dzień, skrajnie się odmieniali:

Kiedyś Ważyk tak do mnie powiedział: „To Pan, jako stalinowiec, tego nie wiedział?!

Panie Tadziu, czy Pan zwariował?!” Tak mówił do mnie wódz stalinowców, który w sztu-ce łamał ludziom kości. Wobec tego poczułem się w obowiązku, aby to wszystko wziąć na siebie […]. Aż napisałem książkę będącą próbą obrony stalinowca. Dopiero potem zacząłem się z tego wyzwalać13.

To prowokujące wręcz wyznanie dotyczyło, co może w pierwszej chwili wprawić w zdumienie, powieści Dziura w niebie, ale w nim właśnie zawiera się klucz do zro-zumienia powieści, od której Konwicki liczy „swoje ozdrowienie”. Od niej zaczynał się okres, w którym zaczął pisać tak, jak chciał, nie obarczony – jak dotychczas –

„żadnymi serwitutami, wymyślonymi zadaniami i obowiązkami”14.

Rok 1956 był dla niego wielkim wstrząsem nie tyle ze względu na wydarze-nia polityczne, ile z powodu nieoczekiwanych i niebywałych odmian w ludzkich postawach. Dotychczasowi teoretycy socrealizmu stawali się jego gwałtownymi przeciwnikami. Pisarz stwierdził: „W 1956 roku uległem osłupieniu i konsternacji,

10 K. Filipowicz, Biały ptak, Kraków 1960, s. 78. Korzystam tu ze spostrzeżeń Wojciecha Lipow-skiego w jego znajdującej się w druku pracy doktorskiej pt. Niezwykła codzienność. Sztuka widzenia i pisania Kornela Filipowicza.

11 S. Nowicki (S. Bereś), Pół wieku czyśćca. Rozmowy z Tadeuszem Konwickim, Warszawa 1990, s. 34.

12 Tamże, s. 110.

13 Tamże, s. 111, O Poemacie dla dorosłych Adama Ważyka, który był dla wielu (i często jest nadal) przełomowym wydarzeniem, Konwicki mówił: „On był może wydarzeniem dla innych. Dla mnie nie był, ponieważ wyszedł spod pióra kodyfi katora socrealizmu, człowieka, którego myśmy się lękali i któ-ry określał, co jest i nie jest partyjne” (tamże, s. 110).

14 Tamże, s. 174.

że tak szybko zmieniało się myślenie w moim otoczeniu”15. Stąd właśnie brała się jego przekora, prowokacyjne wzięcie w obronę „stalinowców” (bardzo szczegól-nie pojmowanych, dlatego to słowo trzeba ująć w cudzysłów). Sięgnięcie do świata dziecięcego uzasadniał „swoją przekorą i wściekłością na literackie kapłaństwo”16.

Tym „stalinowcem”, którego w powieści Dziura w niebie brał Konwicki w obro-nę, był główny bohater powieści, kilkunastoletni Polek Krywka, wierny do końca swoim czystym marzeniom, osamotniony, w końcu pobity dotkliwie przez kole-gów. Na wzięciu go w obronę polegał sarkastycznie, autoironicznie przypisywany sobie przez Konwickiego „stalinizm”:

Przecież ja w tej książce bluzgam przeciwko obaleniu fi kcji, w której żyli bohatero-wie. Wszyscy się dziwią Polkowi: „Ty wierzyłeś w to wszystko? Czyś ty frajer?”. Przecież to jest bezczelna rozpacz wyrolowanego stalinisty!17.

Sytuacja Polka w obliczu szydzących z niego kolegów odpowiada sytuacji Kon-wickiego w przywołanej wyżej rozmowie z Ważykiem.

Autor Dziury w niebie nie mógł i nie umiał przystać do otaczających go ironi-stów, szyderców oraz prześmiewców. On pochylał się nad rozpaczą Polka, nad tra-gedią chłopca. „Mam w sobie – mówił – zbyt intensywne poczucie tragiczności, by pozwalać sobie na bezmyślny, głupkowaty chichot. Wyniosłem to jeszcze z Wilna.

Ostatecznie jestem człowiekiem Wschodu”18.

W Dziurze w niebie i w komentarzu do niej pisarz najbardziej uchyla pancerza, za który chętnie gdzie indziej się kryje. Ta powieść

jest jedyną książką Konwickiego, w której nie narzuca on sobie przysłowiowego opa-nowania „Wilniuków”. Jest to książka niemal histerycznie szczera i niemal patetyczna.

W dzieciństwie Polka Krywki z wileńskiego przedmieścia zmieściły się wszystkie póź-niejsze dramaty autora Rojstów i Władzy19.

W Dziurze w niebie są motywy autobiografi czne, do czego autor się przyzna-je. Ogranicza je wszakże do spraw najważniejszych: zadziornego charakteru Polka, nastroju dzieciństwa z jego różnymi lękami, obawy przed nieuniknionym wejściem w świat ludzi dorosłych oraz niespokojnych myśli dotyczących przyszłości i znale-zienia pracy.

Bohaterowie Dziury w niebie oczekują czegoś wielkiego, ważnej zmiany, nadej-ścia Nieznajomego. „Przyjdą tu jacyś ludzie jak z bajki i zrobią raj […]. Do nas przyjadą ludzie, którzy wszystko zmienią. Każdy dostanie to, co będzie chciał”20. Polek Krywka wypowiada marzenie o sobie: „Zobaczysz, że ja będę sławny […].

15 T. Konwicki, Pamiętam, że było gorąco, rozmowy przeprowadzili K. Bielas i J. Szczerba, Kraków 2001, s. 21.

16 S. Nowicki, dz. cyt., s. 187.

17 Tamże, s. 112.

18 Tamże, s. 269.

19 H. Bereza, dz. cyt., s. 191.

20 T. Konwicki, Dziura w niebie, Warszawa 1960, s. 80.

Zrobię ludziom wszystko, co tylko zechcą, dam każdemu, co tylko sobie zamyśli”21. Pragnie uczynić coś pięknego, wielkiego, czego nie umie nazwać, ale to czuje. Sce-na w papierni, gdzie walą się Sce-na niego książki i papiery ukazuje rozpacz wywołaną rozpadaniem się świata jego marzeń, iluzji, branych przez niego za prawdę: „Darł z nienawiścią wielkie księgi, rozrywał na strzępy płachty gazet, kopał zapamiętale pagóry luźnych stron dymiących kurzem”22. I szeptał do siebie:

Ja wiedziałem, że tu nic nie ma. Ja wiedziałem. […] Teraz wszystko rozumiem. […]

Jaka szkoda, że wszystko rozumiem. Jaka szkoda23.

Do literackiej kreacji Polka Krywki, jego dziecięcych wielkich dramatów, pro-wadziło doświadczenie pisarza z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Mówił o nich:

Nie chciałem szukać żadnych usprawiedliwień. Nie byłem głuptasem, który nic nie widział. Nie mogłem udawać naiwniaka, bo wybierałem świadomie ze wszystkimi bó-lami, które są zapisane w książkach. Bo co miałem powiedzieć: „Przepraszam bardzo, pomyliłem się i już jestem świeżutki, inny?”. Musiałem to wszystko zrzucić i pożegnać się ze wszystkim, co wybrałem. Powiedziałem sobie, że już tylko sobie będę ufał24. Szukanie sensu własnej biografi i było też spowodowane doświadczeniami pokole-nia wojennego, które miało świadomość niezwykłości swego losu i było świadkiem upadku wynoszonych na piedestały ideałów25.

Dziura w niebie to paraboliczne przyznanie się do hołdowania socrealistycznym złudzeniom. Nie zapieranie się ich, ale odchodzenie od nich, dramatyczne rozsta-wanie się z nimi wobec nieugiętych prawd i faktów realnego życia; przyznarozsta-wanie się do hołdowania iluzjom, ale też wzięcie w obronę postawy im ulegającej, po-dyktowanej autentycznymi marzeniami i szlachetnymi intencjami. Rozstawanie się z nimi, ale nie wyszydzanie, nie udawanie, że nie miało się z nimi nic wspólnego.

Przez pryzmat dziecięcego świata Polka Krywki i jego rówieśników autor wyraził własne doświadczenia i dramaty. Powrót do dzieciństwa, do świata chłopca, nie jest powrotem do mitycznego spokoju i ładu jak w innych utworach o tej tematyce. Sta-nowi odchodzenie od tych złudzeń i marzeń, którymi żył Polko – „stalinista”, a był on takim „stalinistą”, o jakim mówił Konwicki w Kalendarzu i klepsydrze, gdzie wy-znał: „Powiedzmy jednoznacznie: byłem pryszczatym i byłem stalinistą”. W innym miejscu stwierdził:

Proszę pamiętać, że to ja sam mianowałem siebie stalinistą. Inni, którzy byliby znacznie ciekawszym obiektem dla obserwacji, umknęli i udają, że to ich nie dotyczy.

Ten wątek samooskarżenia przez cały czas toczę z lubością. Inni natomiast zakrywają się pięknymi lisimi ogonami, nie sposób ich uszczypnąć, bo są piękni i podniośli. Kazio

21 Tamże, s. 186.

22 Tamże, s. 344.

23 Tamże, s. 360.

24 S. Nowicki, dz. cyt., s. 111.

25 Por. rozmowę z T. Konwickim, [w:] Z. Taranienko, Rozmowa z pisarzami, Warszawa 1986.

Brandys uderza w takie dąsy, że jego ruszyć nie wypada i czepiać się go jest wręcz nietak-tem. A mnie można, bo jeszcze sam prowokuję26.

Ślady takiej pozy Kazimierza Brandysa znajdujemy w powieści Rynek. Autor odchodzi w niej od dotychczasowego stylu pisania. Utwór jest rejestrowaniem co-dziennych obserwacji – ważnych i błahych, uporządkowanych według swobodnego ruchu myśli autora. Jest rozmyśleniem nad zwyczajnymi zdarzeniami, opisem frag-mentów oglądanego świata postrzeganego przez obserwatora uważnego, nieuprze-dzonego, wolnego od podporządkowania zarejestrowanych wrażeń schematom myślowym, do których często były redukowane zjawiska prezentowane w poprzed-nich utworach autora.

W swobodnej narracji, niepodporządkowanej konstrukcji wymagającej dyscy-pliny, spotykają się aktualne obserwacje ze wspomnieniami rodzinnymi. Wyob-rażany scenariusz fi lmowy o współczesnej tematyce obyczajowej łączy się z wra-żeniami z obfi cie cytowanych lektur książek naukowych. Nad wszystkim jednak unosi się trudny bagaż niewypowiedzianych spraw, związanych z dotychczasową twórczością i biografi ą pisarza, wobec których wszystko inne wydaje się unikiem, ale czytelnik – zdaje się, że wbrew nadziejom autora – nie daje się nabrać.

Otóż bohater powieści – narrator – autor nie może uwolnić się od tego wizerun-ku własnej osoby, jaki ma jego otoczenie, a także ludzie znający go tylko z twórczo-ści literackiej lub z widzenia. Nie może wyzwolić się od sądów i opinii wiązanych z nim przez czytelników jego książek i – jak to uchwycił Konwicki – jest bardzo poirytowany tym, że wyobrażenia o nim innych ludzi tak daleko odbiegają od jego własnego postrzegania siebie. Szczególnie mocno poruszyło go odezwanie się spot-kanego człowieka, znającego go tylko z widzenia. Ten ośmielił się powiedzieć: „Ja też kiedyś byłem człowiekiem, panie B.”27.

Szczególnie duże wzburzenie wywołało zachowanie się młodego działacza kul-turalnego. Ten zaprosił głównego bohatera na spotkanie autorskie, zapewniając, że czytelnicy na niego czekają, a potem, podczas dyskusji, do której rwał się niecierp-liwie, zadał mu kłopotliwe pytania, wspomniał jego książki dawniej wydane, wska-zywał, że ta sama rzeczywistość jest w nich przedstawiona w skrajnie odmiennym świetle i podlega bardzo różnym ocenom. Zapytał autora, jak to jest możliwe, by w ciągu trzech lat dokonała się tak gruntowna przemiana poglądów i czy z tego powodu nie należy się czytelnikom jakieś wyjaśnienie. „Mówił bez uśmiechu, nieco stłumionym głosem, świadczącym o wewnętrznym napięciu, dbając przy tym o do-puszczalność sformułowań. Treść zarzutu była jednak gwałtowna”28.

Narrator – pisarz – autor poczuł się celnie trafi ony i poirytowany. Powiedział:

„Odczepcie się […] nie śledźcie mnie wstecz […]. Nie, nie tak powinniście ze mną postępować”. Mówił nudno i źle – jak sam to oceniał. Nie umiał odpowiedzieć wprost na postawione pytania. Usprawiedliwiał się faszyzmem, wojną. Sam czuł, że

26 S. Nowicki, dz. cyt., s. 100.

27 K. Brandys, Rynek. Wspomnienia z teraźniejszości, Warszawa 1968, s. 6.

28 Tamże, s. 46.

to nikogo nie przekonuje: „Chciałem wstać i powiedzieć: drodzy państwo, sprawy między ludźmi są stosunkowo proste w porównaniu do spraw człowieka z historią!

Ja…”29. Tego już nie powiedział. Było za późno. Spotkanie się kończyło. Publiczność zaczęła zbierać się do wyjścia.

Jego uwaga zatrzymywała się na postępowaniu człowieka, któremu uległ i dał się zaprosić, uwiedziony zapewnieniem: „Nasi czytelnicy czekają na Pana”. Wyob-rażał sobie, rekonstruował w myśli motywy jego działania: obmyślanie przebiegu spotkania, przygotowywanie się do wystąpienia w dyskusji i postawieniu zapro-szonemu pisarzowi „śmiertelnego” pytania. W jego refl eksjach nie było miejsca na krytyczną analizę własnej przeszłości (Brandys rozumuje tu zupełnie podobnie jak w Miesiącach, gdzie wyraża oburzenie na dociekliwość młodego polonisty, który – pisząc o nim pracę magisterską – chciałby się dowiedzieć tego samego, o co pytał ów działacz kultury w Rynku). Dla Brandysa było to jeszcze jedno doświadczenie, że jest (był w tym utwierdzony) jakże fałszywie i niesprawiedliwie postrzegany. Nie umiał „strząsnąć” z siebie cudzych wyobrażeń o sobie. Nie było przed nimi uciecz-ki. Powiedział:

Świadkowie. Nie to, że są wrogami czyhającymi na sposobność. Prawdziwych

Świadkowie. Nie to, że są wrogami czyhającymi na sposobność. Prawdziwych

W dokumencie Między literaturą a polityką (Stron 145-200)