• Nie Znaleziono Wyników

Imigranci najnowsi – czy „obcy naród”?

Imigracja do USA

5. Imigranci najnowsi – czy „obcy naród”?

W roku 1993 ukazała się w USA książka pod intrygującym tytułem Alien Nation. Nazwa ta jednak bardziej odpowiadała potrzebom ryn-ku i reklamie niż rzeczywistości. Ten obcy naród to, według Petera Brimelowa, autora tej książki, najnowsi imigranci, którzy od począt-ku lat 80. XX wiepocząt-ku ponownie w coraz większych falach zaczęli do-cierać do USA.

Według Brimelowa, narastająca liczebność tej imigracji nasunęła skojarzenia, ale także obawy i uprzedzenia podobne do tych, które pojawiały się w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku i które kumulowały się w przededniu I wojny światowej.

Opisując najnowszych imigrantów Brimelow stosował podobne określenia i argumenty, zwłaszcza te, które mogły być użyte przeciw-ko imigrantom. Ale, oczywiście, wskazuje także na liczne różnice między imigracją z przełomu wieków a tą najnowszą, współczesną.

Z porównań dokonanych przez Brimelowa wynika wiele wnio-sków, jednak bardzo niejednoznacznych. Po pierwsze, zmieniła się zdecydowania geografia regionów i państw imigracji. Przed I wojną światową dominowali imigranci z Europy Wschodniej i Południo-wej, współcześnie niekwestionowanym liderem jest imigracja z Mek-syku. (Jeżeli pod uwagę weźmiemy jednak nie region i język, lecz religię, to okaże się że w obu falach imigracji dominują katolicy.) Po drugie, inne są społeczno-zawodowe cechy imigrantów. Przed stu laty dominowali niewykształceni i nieprzygotowani zawodowo

pracow-nicy fizyczni, obecnie poziom wykształcenia i przygotowania zawo-dowego imigrantów jest zdecydowanie wyższy. Jeżeli dokonamy po-równań poziomu wykształcenia ówczesnego społeczeństwa USA, sprzed wieku i obecnego, to znów okazuje się, że różnice nie są tak uderzające. Po trzecie, imigracja sprzed stu lat była dosyć jednorodna pod względem takich cech, jak wykształcenie, znajomość języka czy poziom ekonomiczny imigrantów (na ogół bardzo niski). Współcze-sna imigracja dzieli się dosyć zdecydowanie na dwie zasadniczo od-mienne kategorie, które w uproszczeniu pewnym można przedstawić jako: Latynosi i „cała reszta”. To w sumie niewielkie uproszczenie. W kategorii Latynosów trzeba wyróżnić różną pod wieloma wzglę-dami imigrację Kubańczyków. Wśród „całej reszty” także są spore wewnętrzne zróżnicowania, które przedstawiam poniżej. W tym miej-scu ważne jest to, że Brimelow przypisał niemal całej najnowszej imi-gracji te cechy i zachowania, które przysługują tylko Meksykanom.

Brimelow dokonał wielu uproszczeń, ale trzeba też przyznać, że imigranci z pierwszej połowy lat 90. XX wieku byli zbiorowością pod wieloma względami różną od tej, którą obserwować można na początku bieżącej dekady. Zdecydowanie wykazuje największą dy-namikę imigracja z Azji, chociaż nie ze wszystkich państw Azji.

Swoją krytykę najnowszych imigrantów podzielił Brimelow na kilka części.

Po pierwsze, starał się udowodnić, że imigranci stanowią problem ekonomiczny. Sprowadza się on do kilku aspektów. Pierwszy to po-moc, jaką instytucje publiczne muszą udzielać imigrantom.

Zarzut drugi, to konkurencja na rynku pracy, gdy imigranci za-bierają miejsca pracy i to na dodatek osobom i grupom stosunkowo ubogim, co jest szczególnie społecznie dotkliwe.

Po trzecie, jest to dosyć ogólnikowo sformułowany zarzut o osła-bieniu gospodarki przez transfer znacznych sum pieniędzy do krajów pochodzenia. W odniesieniu do tego trzeciego zarzutu zauważyć warto, że jest on oparty na wyraźnie demagogicznych przesłankach – nieuzasadnionego wywozu dochodu narodowego. Ale przecież pie-niądze przesyłane lub wywożone za granicę nie pochodzą z

działal-ności przestępczej, imigranci na nie zapracowali, choć często pracu-jąc na czarno. Jednak płaca, którą otrzymywali za swą pracę była zawsze niższa niż wartość produktu powstałego w rezultacie tej pra-cy. Dotyczy to zwłaszcza imigrantów nielegalnych, którzy są wyzy-skiwani i zbyt nisko opłacani w stosunku do wartości wykonywanej pracy.

Zarzut głoszący, że imigranci stanowią nadmierne obciążenie dla systemu opieki socjalnej także generalnie nie jest istotny, gdyż zakres pomocy i opieki nad imigrantami jest w USA bardzo ograniczony. Większość imigrantów, nawet nielegalnych, znajduje stosunkowo łatwo pracę i z opieki socjalnej korzysta w niewielkim zakresie. Sytu-acja zmieniła się tu dosyć radykalnie na niekorzyść imigrantów po roku 1996, kiedy to przyjęto, z inicjatywy prezydenta Clintona, Illegal Immigration Reform and Immigrant Responsibility Act (na-zywany Ira-Ira lub IRAAIRA). Ograniczał on między innymi za-kres pomocy imigrantom i wprowadzał zaostrzone kary za niele-galne przebywanie w USA, o ile imigrant wszedł w jakikolwiek kon-flikt z prawem.

Rozległe badania dotyczące zakresu konkurencji na rynku pracy, jaką imigranci tworzą w stosunku do różnych kategorii zawodowych i grup etnicznych w USA wykazały, że konkurencja ta jest bardzo niewielka. Imigranci, zwłaszcza z Meksyku, wykonują na ogół pra-ce, których się nie podejmą Amerykanie nawet Afroamerykanie [Borjas 1998]. Ci ostatni są jedyną grupą etniczną, która może odczuwać pewne zagrożenie na rynku pracy w wyniku wzrostu imigracji. Jest to jednak bardziej złożony problem, nie związany bezpośrednio z ryn-kiem pracy. Po raz pierwszy spis z roku 2000 wykazał większą liczeb-ność Latynosów niż Afroamerykanów. Ma to i może mieć w przyszło-ści istotne konsekwencje, ale nie bezpośrednio na rynku pracy – raczej w sferze polityki socjalnej i polityki w ogóle.

Zagrożenie ze strony imigrantów w stosunku do tych wcześniej przybyłych oraz osiadłych od dawna przybiera obecnie podobny w wielu aspektach charakter, do tego, który przejawiał się na przeło-mie XIX i XX wieku. Nowoprzybyli rzeczywiście stanowią

konku-rencję i zagrożenie na rynku pracy, ale tylko dla tych pracowników, którzy zajmują najniższe i najgorzej płatne zawody. W przeszłości imigranci byli wykorzystywani często w roli łamistrajków i ułatwiali pracodawcom łamanie solidarności pracowników. Jednocześnie jed-nak nowi przybysze zmuszali wcześniej osiadłych do podejmowania prac bardziej kwalifikowanych. Rynek pracy był dynamiczny, przy-bywało nowych miejsc pracy. W efekcie w tamtym okresie wytwo-rzyła się na amerykańskim rynku pracy wyraźna stratyfikacja i segmentalizacja etniczna. Na dłuższą metę jednak imigranci nie stanowili zagrożenia, lecz „zmuszali” wcześniej przybyłych do awan-su zawodowego i społecznego.

Obecnie sytuacja nie jest tak klarowna. G. Borjas [1998] przed-stawia dwie opozycyjne hipotezy. Pierwsza zakłada, że imigranci są zagrożeniem dla rodzimych pracowników. Hipoteza ta opiera się na trzech przesłankach, które, aby hipoteza mogła być uznana za uza-sadnioną, muszą zaistnieć równocześnie: a) rynek pracy jest zamknię-ty a liczba miejsc pracy stała, b) imigranci są w pełni „wymienialni”, tj. mogą zastąpić bez przeszkód pracowników rodzimych (mają podobny poziom wykształcenia, przygotowania zawodowego, zna-jomość języka), c) imigranci chcą pracować za niższe stawki, bo prze-cież tylko wtedy rodzimi pracodawcy zgodziliby się wymienić do-tychczasowych pracowników na nowych. Żadna z tych przesłanek, zdaniem Borjasa nie zachodzi w skali ogólnokrajowej, chociaż może zachodzić w jakimś fragmencie rynku pracy. Współczesny rynek pra-cy w USA jest bardzo dynamiczny. W ciągu roku znika nawet kilka-naście milionów miejsc pracy, ale na ich miejsce powstaje co najmniej tyle samo [Sorman]. Bezrobocie nie rośnie, mimo że przybywa imigrantów. Uzasadniona jest więc chyba teza, że podobnie jak przed stuleciem, w pewnych przynajmniej segmentach rynku pracy i w odniesieniu do niektórych zbiorowości etnicznych, imigranci wy-pychają ich z pewnych segmentów rynku, ale wywy-pychają nie na bez-robocie lub margines, lecz do segmentów lepiej opłacanych. Waters [1995] wprost zapytuje, w formie hipotezy, czy powstanie w ostat-nich dziesięcioleciach sporej murzyńskiej klasy średniej nie zostało

ułatwione przez napływ imigrantów z Meksyku, którzy przejęli nie-które sektory pracy zajmowane wcześniej przez Czarnych. Bardziej uzasadniona wydaje się więc być druga z przytoczonych przez Bor-jasa hipotez – że imigranci nie stanowią dla rodzimego rynku pracy żadnego istotnego zagrożenia. Z kilkunastu przytoczonych przez niego badań tylko w kilku stwierdzono niewielki stopień takiego zagrożenia.

Zdecydowanie nieuzasadnione okazały się także inne oskarżenia wysuwane przez Brimelowa wobec najnowszych imigrantów. Nie stanowią oni żadnego zagrożenia ani dla podstawowych wartości kulturowych, ani dla stabilności rodziny amerykańskiej. Wprost przeciwnie, większość imigrantów, zwłaszcza z Azji, jest bliższa tra-dycyjnym wartościom społecznym i rodzinnym niż Amerykanie. Fran-cis Fukuyama, zapewne sięgając do swoich korzeni, pokazał, cytując statystyki i wyniki badań empirycznych, że najnowsi imigranci w wielu przypadkach przyczyniali się wyraźnie do stabilizacji spo-łeczności lokalnych.

W tym samym roku ukazał się w „Annual Review of Sociology” przeglądowy artykuł Mary Waters, w którym autorka analizowała wpływ imigracji na nierówności rasowe i etniczne w USA [Waters 1995]. Z jej analiz wynika, że wpływ imigracji na sytuację innych mniejszości był w tym okresie bardzo niewielki. Waters opierała się, podobnie jak Brimelow, głównie na danych spisowych w roku 1990 oraz na badaniach i na publikacjach z przełomu lat 80. i 90. ubiegłe-go wieku. Analizowała je rzetelnie i spokojnie, bez przyjęteubiegłe-go wcze-śniej, jak to zrobił Brimelow, założenia, że imigranci stanowią istotne zagrożenie dla Ameryki.

W wydanej w roku 1998 pracy zbiorowej [The Immigration Re-ader. America in a Multidisciplinary Perspective, red. D. Jakobson] zebra-no i przeanalizowazebra-no większość badań na temat sytuacji imigrantów w społeczeństwie amerykańskim oraz wpływu imigrantów na to spo-łeczeństwo. Dla uzupełnienia obrazu dokonano porównań między-narodowych. Obraz, który wyłonił się z tych multidyscyplinarnych analiz nie jest jednoznaczny, ale odbiega znacznie od jednostronnego

portretu przedstawionego przez P. Brimelowa. Powody są oczywiste. Podobnie jak w opracowaniu M. Waters, starano się patrzeć na sytu-ację imigrantów w sposób obiektywny i rzetelny.

Podobna w swej ogólnej wymowie do twierdzenia Brimelowa jest wydana już po roku 2000 książka Patricka Buchanana pod alarmu-jącym tytułem Śmierć Zachodu [Buchanan 2005]. To także forma politycznego pamfletu, w której autor nie unika jednoznacznych i bardzo politycznie niepoprawnych określeń. Imigrację w ogóle, nie tylko do Stanów Zjednoczonych, a jeszcze bardziej do Unii Europej-skiej, postrzega jako śmiertelne zagrożenie dla cywilizacji Zachodu, co zaznacza wyraźnie w tytule swej książki. Odnosząc się do imigra-cji do USA koncentruje się w zasadzie tylko na zagrożeniach ze stro-ny imigracji z Meksyku. Wspomina o gwałtownie narastającej imi-gracji z Azji, z nostalgią pisze o imiimi-gracji z Europy, natomiast w imigracji z Meksyku upatruje o wiele większe zagrożenia niż to sformułował Brimelow. Brimelow powielał zarzuty i obawy, które na-rastały w USA na początku XX wieku, nie zadając sobie trudu, aby je rzetelnie udokumentować w oparciu o materiały współczesne. Bu-chanan także ogólnikowo dosyć powtarza zarzuty o zagrożeniach ekonomicznych, głównie pisze jednak o narastającej groźbie dla inte-gralności narodowej, a także terytorialnej USA ze strony imigracji Meksykanów, coraz liczniejszej i coraz bardziej skoncentrowanej w rejonach i stanach przygranicznych. Wymienia pięć przesłanek tych zagrożeń.

Po pierwsze, liczba imigrantów z Meksyku przewyższa znacznie wszystkie dotychczasowe imigracje z jednego kraju. Po drugie, imi-granci z Meksyku odróżniają się nie tylko ze względu na inną kultu-rę, ale przede wszystkim ze względu na odrębną rasę. Odrębne rasy asymilują się bardzo wolno lub wcale. Po trzecie, wzrasta liczba imi-grantów nielegalnych, którzy już na początku pobytu łamią prawo, a i potem stawiają się ponad wszelkim prawem i porządkiem. Po czwarte, imigranci z Meksyku wpisują się w nowe zjawisko, zwane transnacjonalizmem (Buchanan nie używa tego określenia), nie zmie-niają swej tożsamości nawet po dłuższym pobycie w USA. Czują się

„u siebie” mieszkając w USA. Wreszcie, po piąte, imigranci przyby-wają do zupełnie innej Ameryki niż imigranci sprzed stu laty. „Obec-nie zachęca się etniczne enklawy do zachowania swej etnicznej tożsa-mości, w efekcie czego kwitnie w nich szowinizm etniczny”.

Z pewnością najpoważniejsze jest tu argument czwarty i piąty. Brak presji asymilacyjnej oraz łatwość utrzymywania swej odrębnej tożsamości w procesach przystosowania imigrantów do krajów i spo-łeczeństw osiedlenia, to niewątpliwie nowe zjawiska, których skutki na dłuższą metę nie są znane i trudne do przewidzenia.

Podobnie, choć w znacznie szerszym kontekście, postrzega zagro-żenia dla współczesnej Ameryki ze strony najnowszej imigracji Samuel Huntington [2007]. W swojej argumentacji dotyczącej zagrożeń nie zwraca w zasadzie uwagi na kwestie ekonomiczne i za-grożenia na rynku pracy. Większość uwag poświęca spowolnieniu i zatrzymaniu procesów integracji i asymilacji przybyszów w amery-kańskim społeczeństwie. Zwraca on uwagę nie tylko na zmianę pro-filu kulturowego imigrantów, ale przede wszystkim na zjawisko, które obecnie określa się ogólną nazwą transnacjonalizmu. Imigranci współ-cześni, w odróżnieniu od większości imigrantów sprzed I wojny świa-towej, nie są stawiani wobec wyboru: być Amerykaninem czy pozo-stać ze swą tożsamością kraju/narodu pochodzenia. Stało się tak w wyniku wielu różnorodnych i nie zawsze wyraźnie ze sobą powią-zanych uwarunkowań. Łatwość komunikacji i podróżowania umoż-liwia utrzymywanie trwałych powiązań z krajem pochodzenia i lo-kalną społecznością, z której imigrant się wywodzi.

Przed stu laty wielu imigrantów przybywało ze społeczności lokalnych, nie w pełni narodowych, ich tożsamości i identyfikacje były niepełne, często wprost lokalne, regionalne i niedookreślone, co ułatwiało przyjmowanie pełnej tożsamości amerykańskiej. Współcze-śni imigranci przybywają z państw narodowych, z którymi na ogół silnie i jednoznacznie się utożsamiają, nawet jeżeli są uchodźcami politycznymi, jak na przykład Kubańczycy. Bardzo znacząca jest prze-miana koncepcji i znaczenia obywatelstwa. Ustawodawstwo i prak-tyka przyznawania obywatelstwa amerykańskiego przeszły w ciągu

ostatnich dziesięcioleci wyraźną ewolucję. Polegała ona na odejściu od koncepcji obywatelstwa ekskluzywnego, wymagającego jedno-znacznej lojalności wobec USA i odrzucenia wszystkich innych lo-jalności i obowiązków, poprzez koncepcję tolerancyjną wobec po-siadania innych obywatelstw, ale przy wymaganiu jednoznacznej lojalności amerykańskiej, aż do koncepcji obywatelstwa bez wymo-gu bezwzględnej lojalności i dopuszczaniu lojalności wobec innych państw. Sama koncepcja obywatelstwa w prawie międzynarodowym uległa, zdaniem Huntingtona, także zasadniczej przemianie. Oby-watelstwo rozumiane jest jako przede wszystkim lojalność i obowiąz-ki obywatela wobec swego państwa. Koncepcja poddaństwa i pod-danego, współcześnie została zastąpiona pojęciem podkreślającym przede wszystkim prawa obywatela wobec państwa. Prawa te mogą być przenoszone wraz ze zmianą miejsca zamieszkania. Naturalizo-wany obcokrajowiec nabywa więc przede wszystkim określone pra-wa, podczas gdy jego nowe obowiązki wobec państpra-wa, którego stał się obywatelem, w tym obowiązek jednoznacznej lojalności pań-stwowej, choć formalnie określane, w rzeczywistości nie bywają egzekwowane.

W ten sposób na terytorium USA zamieszkują milionowe zbioro-wości imigrantów z podwójnym obywatelstwem, którzy stanowią często znaczącą część elektoratu (np. w Kalifornii), a jednocześnie mogą skutecznie lobbować na rzecz interesów kraju swego pocho-dzenia. Według szacunków przytaczanych przez Huntingtona, w USA w roku 2000 mogło zamieszkiwać nawet około 10 milionów osób z podwójnym obywatelstwem.

Obawy Brimelowa, Buchanana czy Huntingtona nie są jednak szeroko podzielane w społeczeństwie. Haubert i Fussell [2006] wy-kazali znaczne zróżnicowanie postaw wobec imigrantów. Badania oparte na analizie danych z roku 1996 zgromadzonych przez Gene-ral Social Survey wykazywały, że ponad połowa badanych zgodziła się z twierdzeniami, które ukazywały imigrację i imigrantów pozy-tywnym świetle („wpływają pozytywnie na ekonomię” i „powodują, że Ameryka staje się bardziej otwarta na nowe idee i kultury”), niż

twierdzenia o zabarwieniu negatywnym wobec imigrantów („zwięk-szają poziom przestępczości”, „zabierają prace pracownikom rodzi-mym”). Opinie te były wyraźnie skorelowane z postawami okre-ślanymi na continuum jako, z jednej strony – kosmopolityczne, a z drugiej – parafialne. Osoby z relatywnie wyższym wykształce-niem oraz te z doświadczewykształce-niem podróży zagranicznych zdecydowa-nie częściej wobec imigrantów wyrażały opizdecydowa-nie pozytywne niż osoby z niższym poziomem wykształcenia, o zamkniętych postawach nie-wyjeżdżające za granicę. To dosyć oczywiste zależności, ale ponieważ od tego czasu poziom wykształcenia całego amerykańskiego społe-czeństwa się podniósł, można wnioskować, że zmniejszył się także poziom niechęci wobec imigrantów. Ale, z drugiej strony, liczna imi-grantów, zwłaszcza z Meksyku, także znacznie wzrosła, więc posta-wy niechętne imigrantom mogą się obecnie nawet nasilać.

Najbardziej istotną na współczesnej amerykańskiej scenie politycz-nej jest zbiorowość meksykańska. W większości stanowią ją imigranci, którzy przybyli do USA w ciągu ostatnich kilkunastu lat oraz ich dzieci.

Jest to jednak zbiorowość bardzo zróżnicowana pod względem tożsamości i identyfikacji narodowej i grupowej. Znaczące są wśród Meksykanów identyfikacje, które można określić jako postkolonial-ne. Wielu z nich nie uważa się za imigrantów lub członków grupy o imigranckim rodowodzie, lecz za rdzennych mieszkańców Meksy-ku, skolonizowanych w połowie XIX wieMeksy-ku, kiedy to znacząca część terytorium Meksyku została przyłączona, w zasadzie siłą, do USA.

Zróżnicowany jest status prawny i społeczny imigrantów z Mek-syku. Wyróżnić tu trzeba trzy odrębne kategorie: posiadający amery-kańskie obywatelstwo, przebywający legalnie w USA imigranci, oraz przebywający nielegalnie. Szacunkowo wielkości tych zbiorowości określane są, odpowiednio, jako 12 mln, 10 mln i ok. 7–8 mln, co razem daje ponadtrzydziestomilionową zbiorowość, tworzącą już po-nad dziesięć procent ludności Stanów Zjednoczonych.

Jest to zbiorowość dosyć silnie skoncentrowana terytorialnie, zwłaszcza w południowej części Kalifornii i Teksasie, ale także

w Chicago i coraz bardziej w Nowym Jorku i jego okolicach. Skon-centrowani są także społecznie, tworząc współczesne etnoklasy.

Profil społeczno-zawodowy imigrantów z Meksyku jest bardzo zbliżony do profilu imigracji do USA, ale tej z początków XX wieku. Poziom wykształcenia jest zdecydowanie niższy niż wszystkich pozo-stałych współczesnych grup imigranckich, z wyjątkiem imigracji z San Salwadoru i Gwatemali. Badania te, oparte na 4-letnim pane-lu, ukazują, generalnie, zbliżanie się profilu społeczno-zawodowego imigrantów do drugiego pokolenia tej samej grupy (urodzonych w USA) i do ogólnej struktury zawodowej społeczeństwa przyjmują-cego. Zasadnicze w tym procesie okazały się takie czynniki, jak kapi-tał ludzki, w tym zwłaszcza formalne wykszkapi-tałcenie uzyskane w mło-dym wieku. Przygotowane zawodowe (job matching education) okazy-wało się także dosyć efektywne. Imigranci bez przygotowania zawo-dowego, zwłaszcza ci o niskim poziomie wykształcenia, pozostawali długo na dole drabiny społeczno-zawodowej.

Pośrednio ukazano niewielki wpływ dyskryminacji: imigranci z dobrym przygotowaniem zawodowym i wysokimi motywacjami nie mieli znacznych problemów w szybkiej mobilności społecznej. Wy-kształcenie w kraju pochodzenia, chociaż ważne, okazywało się czę-sto mało efektywne, gdyż miało inny profil niż oczekiwania rynku pracy w USA.

Główne problemy integracji Meksykan to: – stosunkowo słabe przygotowanie zawodowe, – niski kapitał ludzki,

– niewielki kapitał społeczny, zbiorowość ta nie jest, wbrew zapew-nieniom wielu liderów i ideologów tej grupy, zorganizowana i so-lidarna społecznie,

– zróżnicowanie postaw i identyfikacji, które na continuum można umieścić od asymilacji do separatyzmu i transnarodowości, – radykalizm polityczny wielu liderów i ugrupowań, powodujący

narastającą niechęć ze strony amerykańskiej większości i podej-mowanie działań obronnych,

– stosunkowo niski stopień ekonomicznej „wsobności” tej zbioro-wości. Przed ponad czterdziestu laty, obserwując sposoby przysto-sowywania się imigrantów do rzeczywistości Nowego Jorku, Gla-zer i Moynihan za jedną z przyczyn słabości Czarnych uznali słaby kapitał ludzki i społeczny tej zbiorowości, zwłaszcza brak instytu-cji samopomocowych i etnicznego biznesu. Uwagi te współcze-śnie można odnieść do sytuacji imigrantów z Meksyku.