• Nie Znaleziono Wyników

J. B . S . H a l d a n e

W poniższym a riy k u le zamieszczamy autoryzow any przekład godnej u w a g i odpo­

wiedzi, ja k ie j udzielił profesor J. B. S. Haldane na ankietę, zaprojektow aną przez „L a Pensée“ na tem at „D laczego jestem m aterialistą“ .

A u to r jest z pewnością znany wśród francuskich w a rs tw oświeconych nawet tych, k tó re nie z a jm u ją się specjalnie studiam i biologicznym i'. KJ-ka tygo dni tem u ukazało się w „W y d a w n ic tw ie socjaln ym “ pt. „F ilo z o fia m arksisto w ska a nauki“ tłum aczenie z je go w ykładó w na U n iw e rsyte cie w 'B irm ingham z 1938 roku. Rozległa erudycja po­

zwala J. B. S. Haldane‘oiwi z rów nym '* powodzeniem rozważać ze stanow iska m aterializ­

m u dialektycznego nauki m atem atyczne i kosm ologię, chemię i biologię, psychologię f socjologię. H u m or i s ty l bezpośredni, jem u ty lk o w łaściw y, które spraw iają, że ta książka je st tak pociągająca, zniewolą rów nie ż czytelnika przytoczonego poniżej a rty k u łu .

Członek K rólew skieg o T ow a rzystw a N aukowego w Londynie, profesor U n iv e rs ity College, profesor J. B. S. Haldane w y k ła d a ł na jp ierw biochemię, potem fiz jo lo g ię w ró ż ­ nych zakładach un iw ersyteckich, obecnie zaś w ykłada genetykę. Prace Haldane‘a i je g o uczniów w tych trzech tak odm iennych dziedzinach biologii stanow ią poważną pozycję:

są to prace o enzymach, badania szczególnie tru d n y c h i subtelnych problem ów z zakresu ge ne tyki człow ieka; studia nad teo re tycznym i zagadnieniami dotyczącym i e w o lu c ji ż y ­

jących gatunków .

Haldane je st n a jw y b itn ie js z ą postacią spośród biologów współczesnych. Jest o n nadto nie ty lk o w ie lk im uczonym , ale ja k ż e człow iekiem odwagi. Po w o jn ie 1914— 1918 roku, w k tó re j -uczestniczył, Haldane b y l pierw szym profesorem un iw e rsytetu angielskiego, k tó ry ja w nie sym patyzow ał z kom unizm em , a p ó ź n ie j w stąp ił do B ry ty js k ie j P a rtii K o ­ m unistycznej. Chociaż z czasem rów nież inni poszli w jego ślady, jednak, ty lk o nie­

lic z n i m ieli odwagę zam anifestować publicznie swą przynależność. F a k t ten wskazuje,- ja k ie j trzeba było i ja k ie j jeszcze trzeba do tego od w a gi w kon serw atyw nym środow isku u n iw e rsyteckim dem okracji zachodniej. Lecz Haldane poszedł jeszcze dalej: podczas w o j­

ny w H iszpanii w z ią ł w niej udział ja ko ochotnik i przebyw ał pod bombami i pociskami w oblężonym M adrycie, org an izując tam służbę zdrowia.

J. B. S. Haldane n a ra ż a ł-s w o je życie i zdrowie, przeprowadzając w ie lo k ro tn ie nie- bezpiecznè doświadczenia z zakresu fiz jo lo g ii, w zw iązku z badaniami dotyczącym i bez­

pośrednio ratow ania życia ludzkiego. Podczas o s ta tn ie j w o jn y w ra z ze swą żoną H. S parw ay-Haldane przeprowadzał studia nad szybkim przechodzeniem od norm alnego do w ysokiego ciśnienia i b yl pierw szym człowiekiem , k tó ry w ch łan ia ł tlen pod ciśnieniem sześciu atm osfer.

W 1939 r. w zw iązku z zatonięciem b ry ty js k ie j lodzi podwodnej Thetis, Haldane pod­

dawał się 'b ąd ź sam, bądź w tow a rz y s tw ie czterech innych och otników (byłych żołnierzy

i.

E. S. BALDANE

angielskiego batalionu B rygad, M iędzynarodow ych) dług otrw ałem u działaniu nieodświeża,- nego powietrza, zaw ierającego 6 do 7 procent dw utlenku węgla. Chodziło o określenie przyczyn fizjo log iczn ych, które przeszkodziły załodze łodzi w użyciu w e w łaściw y sposób aparatów ratun kow ych i spraw iły, że ty lk o cztery osoby spośród 103 zdołały się uratować.

H aida ne i jego towarzysze stw ie rdzili, że przy przejściu z nieodśw-ieżameg© po­

w ietrza do powietrza, bogatego w tlen z aparatu dostawali praw ie natychm iast g w a łto w ­ nego bólu g ło w y , k tó ry czyni! ich niezdolnym i do rea kcji, przy c z y m 'c h w y ta ły ich to rs je , zmuszające do zerwania aparatu, ja k to właśnie uczyn ili pod wodą m arynarze, k tó rz y gdyby nie to — m o g lib y być uratowani.

W liście do re d a k c ji „ L a Pensée“ Haldane oznajm ia, że praw ie trzecia część poniżej zamieszczonego a rty k u łu była napisana w czasie przebiegu tego doświadczenia, w po­

w ie trz u nieodświeżanym , przy czym dodaje z hum orem :

Widocznie podczas takich doświadczeń należy uprawiać działalność tego rodzaju, aby zmniejszyć objawy, które mogłyby być psychologicznego pochodzenia. Ale za to błędy logiczne w tym artykule na­

leży przypisać czysto m aterialnej przyczynie: wzrastającej prężności dwutlenku węgla w moim mózgu.

Jesteśmy .przekonani, że czyteln icy nie odw ołają się do te j przyczyny, alby w yja śn ić błędy, ale prosim y, aiby tym bardziej nie pnzyjjsyiw ali je j an i s iły a rg um e ntacji, ani jasności i powabu a rty k u łu . Haldane jest obdarzony ty m i w s z y s tk im i w łaściw ościam i także wtedy, gdy nie jest poddany działaniu dw utlenku węgla. N aw et p rz y norm alnej zaw artości tego gazu w po w ie trzu (na przykład w oblężonym M adrycie) Haldane w y ­ kazał taką odwagę i poświęcenie, do ja k ic h ty lk o nieliczni, w yzn aw cy idealizmu byliby zdolni. Jest on — na płaszczyźnie m oralnej - doskonałą reklam ą m aterializm u, któreg o

zwięzły, dokładny, o ry g in a ln y i p rze kon yw ający w ykład dajem y poniżej.

J. B. S. Haldane

D LAC ZEG O JES TEM M A T E R IA L IS T Ą

>)

Gdy m ówię, że jestem m aterialistą, chcę przez to powiedzieć, że wierzę w następujące założenia:

1. Zachodzą zdarzenia, któ re nie są postrzegane przez żaden um ysł.

2. Zdarzenia nie postrzegane byiy przedtem 'zanim b y ł umysł.

I wierzę także, chociaż nie je st to niezbędną dedukcją logiczną z dw u poprzednich tw ie rdze ń, że /

3) Gdy człowiek um iera, to um iera naprawdę.

Sądzę, że. b y ło b y rzeczą pożądaną, aby i inni p rz y ję li te założenia. Nie m ówię, że wszechświat je st maszyną albo, że ja jestem maszyną, ani ty m bardziej, że świadomość nie istnieje lub że je st o.na w m niejszym stopniu rzeczyw ista (cokolw iek oznaczałoby

to w yrażenie) niż m ateria. Kiedy m ów ię „w ie rz ę “ ,* nie używ am tego słowa w tym znaczeniu, w ja k im g o używ a g o rliw y chrześcijanin w odniesieniu do Panny M a rii, P iłata Ponickiego albo innych postaci swoich wierzeń. 1

1) Tekst angielski, przetłumaczony w n-rze 11 w „L a Pensée" z

E.

Argasa ukazał się w Rationalist Ańnual (Watts and

co,

Ixindon). maroa, - kwietnia 1-947 r. przez 9*

132

KRONIKA ANGIELSKA

Nadaję m u z w y k ły sens, w ja k im na przykład wierzę, że czeka na mnie obiad, gdy wrócę do domu, chociaż — oczyw iście •— może się zdarzyć że kucharka s tra jk u je albo że dopiero zaczyna rozpalać ogień. Znaczy to, że działam i chcę działać w przeko­

naniu, że m aterializm jest słuszny. A le jestem g o tó w wziąć pod uwagę dowody przeciw nika i z pewnością nie będę do tknię ty ani obrażony z ¡powodu k ry ty k i lub podania w w ą tp li­

w o ść praw dziw ości . m aterializm u.

Term in „m a te ria liz m “ , zwłaszcza w dysputach, uchodzi za rów no w ażn ik w ierzen ia ,1 ze dobry obiad jest w ięcej w a rt n iż dobry czyn. ¡Panuje przekonanie, że m aterialista je st to człow iek, k tó ry ma (albo k tó ry uważa za rzecz n a jw a żniejszy) wspaniale posiłki, w y tw o rn ą kochankę, duże konto w banku, elegancki powóz iltip. N ik t nie zastanawia się nad tym , dlaczego tak m iałoby być. P o siłki kogoś innego są rów nie m aterialne jak m oje, a kon to w banku nie jest rzeczą taką namacalną ja k piwnica pełna złota i kle jno tów .

W pra ktyce stw ierdziłem , że wyznawca, m aterializm u jest na o g ó ł w m niejszym stopniu egoistą niż w yznaw ca idealizmu, ponieważ idealizm jest systemem, k tó ry nie­

z w y k le dobrze dopomaga nam znosie niepowodzenia bliźniego, a w szczególności jego ubóstwo. Ła tw o sobie w yperswadować, że biedni m ają inne dobrodziejstw a duchowe.

A le gdy nasze własne sprawy wchodzą w* rachubę, nie jest rzeczą ła tw ą p rz y ją ć po­

stawę idealisty, o k tó ry m napisano:

B yt sobie znachor w Delie uzdraw iający za pomocą w ia ry , K tó ry powiedział: „C hociaż ból nie jest rzeczyw isty, Kiedy siadam na szpilce i gdy k lu je m nie ona w skórę, Nie lubię tego, co w yobrażam sobie, że c z u ję “ .

■Naturalnie nie przeczę, że n ie któ rzy idealiści, są w spaniałym i lu dźm i i że byw ają b ru ta ln i i eg oistyczn i m aterialiści. Ale na og ół biorąc sądzę, że częściej rzecz się ma

przeciw nie dla ra c ji, k tó re zostaną w dalszym ciągu w yłożone.

Piętnaście lat tem u byłem m aterialistą w praktyce, ale nie w teorii. Uw ażałem siebie za układ m aterialny. Tak w pewnym stopniu ¡postępujemy w szyscy. Jeśli chcem y się gdzieś w ybrać, wsiadam y do ■ pociągu lub autobusu w przeświadczeniu że — ¡po pierwsze

— sami nie m ożem y się poruszać w przestrzeni rów nie prędko jedynie przez ćwiczenie w o li i że — po d ru g ie — w e hiku ł przewozi nas w ten sam sposób ja k w o re k k a rto fli.

Chociaż jednak w szyscy w ie rzym y, że stosują się do nas ¡prawa fiz y k i,, nasza w iara nie rozciąga się na chemię. Z godzilibyśm y się ła tw o zaw ierzyć ciężar naszego ciała linie, k tó re j w y trz y m a ło ś ć w ypróbow ano przy pomocy dwa razy większego ciężaru, ale za­

w ahalibyśm y się m ocno zażyć połowę śm iertelnej daw ki tru cizn y. I słusznie zresztą w pewnych wypadkaćh, gdyż istnieją tru c iz n y , k tó re zażyte w nie powodujących śm ierci dawkach w yrzą d za ją org an izm ow i poważne szkody, A le nie zawsze tak ¡bywa.

T ru c iz n y takie ja k tlenek w ę gla są całkow icie nieszkodliwe w dawkach o połowę m n ie j­

s z y c h od daw ki śm iertelnej.

Zastosowałem do siebie ¡samego prawa chem ii. Na przykład powiedziałem sobie: „J e ­ żeli dać psu do napicia, kwasu solnego (naturalnie kwas m usi być rozcieńczony w tym stopniu, by nie poparzył żołądka) zw ierzę w yd zieli je go część w połączeniu z am onia­

kiem pod postacią chlorku amonu. A le ciało człow ieka fu n k c jo n u je w sposób analogiczny ja k ciało psa i w obu zachodzą rea kcje chemiczne częściowo odwracalne. Jeżeli więc z ażyję chlorek amonu, stanę się kw a śnie jszy“ . I rzeczyw iście tak się stało. M o je ro ­ zum owanie było słuszne lub w każdym razie prow adziło do słusznego w y n ik u .

Będąc jednak w laboratorium m aterialistą, poza nim byłem pewnego rodzaju dość c h w ie jn ym idealistą, a to z przyczyn następujących. Poznałem, źe m ateria posiada pew ­

J. B, S. HALDANE

133

ne własności, że. składa się z ugrupow anych w edług poszczególnych modeli atom ów , które poruszają się w zdłuż tra je k to rii wyznaczonych działaniem danych s ił itd. P rz y ję ­ cie przeze mnie tych te o rii nie m iało zresztą całkiem biernego charakteru. Poddałem je sprawdzeniu i narażałem swe życie dla w y k ry c ia ich is to tn e j ścisłości. Zdawałem sobie jednak sprawę, że fakt, iż m ateria posiada własności, jakie je j p rzyp isu ją fiz y c y i che­

m icy, nie w ystarcza dla w yjaśnien ia istot żyw ych . A sprawa przedstawia się jeszcze tru d n ie j, gd y chodzi o um ysł. Pozostając zwolennikiem te o rii ew ducjd, byie-m zmuszony odrzucić takie te o rie ja k epifenomenizm T. H. H uxleya, w e dłu g któ re g o um ysł jest w tó rn ą konsekw encją ograniczonej ka te g o rii z ja w is k m aterialnych (m ianow icie ty c h , k tó re przebiegają w e w n ę trzu naszej g io w y ), ale że nie ma na nie w p ły w u . P rzeczyło tem u u g ru n to w a n e przekonanie', że m og ę'działa ć; także pojaw ienie się w procesie ew o lu c ji czegoś tak skom plikow anego jak m ó j um ysł a jednocześnie pozbawionego ja k ie jk o lw ie k fu n k c ji — w ydaw ało m i się niepodobieństwem. Nie dlatego, ja kob y nie pow staw ały n ig d y org an y bez określonej fu n k c ji. Przeciwnie^ prawdopodobnie większość organów pojaw iała się w stanie niedorozw iniętym i dopiero pó źniej zaczęły one w ypełniać pewną fun kcję. Nie znajduję dostatecznego um otyw ow ania w teoriach Paleya. i je g o zw olen­

ników , b y przyjąć, jakoby każdy org a n (na p rzykła d grzebień koguta, w osków ka gołębia czy m ięsiste w y ro s tk i barwne kazuara) p e łn ił określoną fu n kcję . Jednakże nie mogę przyjąć, b y system tak skom plikow any i będący w ty m stopniu co um ysł ludzki p rz y ­ czyną działania m óg ł się rozw inąć bez przydziału określonej fu n k c ji. Nie w idziałem ró w n ie ż m ożliw ości poznania czy m yślenia w oparciu o m aterializm . Św iatło, k tó re dociera do moich oczu, w y w o łu je podrażnienie w pięciuset tysiącach w łó k ie n ne rw o ­ w ych, dochodzących do m ózgu i w y tw a rz a w nim wrażenie. A le jakie jest to wrażenie, na czym ono polega jako pewna realność złożona z atomów? A nawet p rz y jm u ją c ten fa k t, jaką mam gw arancję, źe m oje m yśli są logiczne? Są one zależne od“ procesów fizycznych i chemicznych, k tó re zachodzą w m ózgu i podlegają bez w ątpienia prawom fiz y k i i chemii, jeżeli m aterializm jest pra w d ziw y. A le jeżeli ta k jest, nie mam żadnej podstaw y do m yślenia, że są one prawdą. D latego bytem zmuszony, chociaż w b rew sobie, uciec się do pewnego w yjaśnienia idealistycznego, w e d łu g k tó re g o um ysł (lub coś w rodzaju um ysłu) poprzedza m aterię, a to c o nazywam y m aterią je st w istocie pochodzenia um ysłow e go lub p rz y n a jm n ie j w rażeniow ego. Jednakże m iałem zbyt d o tk li­

w ą świadomość słabości całej filo z o fii idealistycznej, aby przyjąć, jedno czy drugie w yjaśnienie i zdawałem sobie doskonałe sprawę z tego, że w praktyce postępuję często ja k m aterialista.

K siążkam i, k tó re rozw iązały m o je trudności b y ły : „Feuerbach“ i „A m ty -D u h rin g “ Engelsa, a nieco p ó ź n ie j — „E m p irio k ry ty c y z m " W . I. Lenina. A le także same postępy badań naukow ych w ostatnich piętnastu łatach p rz y s z ły m i z ogrom ną pomocą. Żadna z książek, k tó re w ym ieniłem , nie jest ła tw a dla tego, k to b y l w ychow any w tra d y c ji akadem ickiej sięgającej Platona i Arystotelesa. Jedną z p rzyczyn tego jest, że stosują one metodę naukową nie ty lk o ido filo z o fii, a!e rów nież do filo zofów . Zadaniem ły c h książek nie je st je dyn ie w ykazanie, że .ich a u to rz y m ają ra c ję a ich p rze ciw n icy są w Wędzie, ale ta k ż e w yjaśnienie, dlaczego w danym układzie w a ru n k ó w społecznych takie a ta k ie teorie m ają większe m ożliw o ści uzyskania szero kie j aprobaty. W ynika z tego, że je st m ato prawdopodobne, aby bez przyjęcia głoszonej, w nich te o rii p o lityczn ej

134

KRONIKA ANGIELSKA

i ekonom icznej było w zgodzie z w yłożon ym i tom poglądami d o tyczącym i p rz y ro d y i po­

znania. A w łaśnie na tych stronicach będę się zajm ow ał jedynie ty m i ostatnim i.

Engels 4 Lenin b y li m aterialista m i i przekonania, to znaczy p rz y jm o w a li, że m ateria istniała 'zanim is tn ia ł um ysł, i że nasz u m ysł odzwierciedla św iat zew nętrzny ściśle lub w przybliżeniu. Jednak odrzucali oni bezwzględnie współczesne im teorie naukowe ja k o całkow ite lu b p rz y n a jm n ie j zadowalające w yjaśnienie przyrody.

Jedyna własność m aterii — pisa! Lenin -*■ której uznanie jest istotne dla m aterializmu, to własność je j obiektywnego bytu poza naszą świadomością . . , Przyjęcie elementów niezmiennych, niezmiennej istoty rzeczy nie jest materializmem, le c z'm aterializm em metafizycznym, antydialektycznym . . . Jest oczywiście absurdem, jakoby m aterializm musiał być związany z mechaniczną koncepcją m aterii a nie z koncepcją elektromagnetyczną lub jakąkolw iek inną, znacznie bardziej skomplikowaną.

O m aw iając współczesną m u fizykę Lenin irriówi:’

Materializm dialektyczny kładzie nacisk na czasowy, względny, przybliżony charakter wszystkich , elapów na drodze poznania przyrody.

Natura jest w stanie cią głe j zm ienności — polega ona na procesach nie na rzeczach.

N aw et elektron jest „n ie w ycze rp a ln y“ — ,to znaczy nie jesteśm y n ig d y w stanie dać je go pełnego opisu. M y, profesorzy, chcem y zawisze dać otpis ta k i, by z k ilk u podstaw o­

w ych zasad można w yp row a dzić w szystkie zdarzenia przyrodnicze. Te próby praw ie się udają, ale zawsze okazuje się, że przyroda jest bogatsza niż sądzim y. I now o odkryie własności rzeczy okazują się nam ja k o prze ciw ień stw a (dawnych). W ten sposób obec­

nie stw ie rd za się, że ś w ia tło i materia, m a ją d w ie serie w łasności: jedną — podobną do serii w łasności korpusikuiów i dru gą ,— podobną d o . serii własności Tal. W edług Engelsa i Lenina rzeczy są wcieleniem przeciw ieństw . Których watka jest p rzyczyn ą ich niesta­

łości i pro w a d zi w jw ym iku do ,zm iany jednej rzeczy w inną. K ie d y znajdujem y „sprze cz­

ności w ew nę trzne“ w naszych koncepcjach rzeczy, nasz um ysł odzwierciedla naturę.

A le te sprzeczności 'wewnętrzne nie są oznaką tego, jakoby natura była irracjonalna.

W skazują one ty lk o na to, że je st ońa niestała. Nasz m ózg jest skończony. P rzyroda je st prawdopodobnie nieskończona a z pewnością zbyt rozległa, abyśmy ją „z ro z u m ie li“ . T oteż nasze- w yjaśnienie z ja w iska m atćHataego je st uproszczeniem. W yobrażam y sobie rzeczy ja ko dokładnie og ran iczon e, i w 'w y n ik u (tego jesteśm y skłonni w ym agać od nich stałości. Jednakże ło i ba rdziej zgłębiam y naturę, ty m bardziej przek-onywujem y się, że to co się w y d a je stałe, jest polem b itw y prze ciw n ych tendencji. Lądy są terenem w a łk i m iędzy erozją, iktóra dą ży do ich w yrów nania, a rucham i fa łd o w y m i i wulkanizm em , k tó re wynoszą g ó ry . D latego m ają one sw o je dzieje. Z w ie rzęta ł ro ś lin y n ig d y nie są w zupełności przystosowane do sw ego środowiska, ja k to m yśla ł ‘Paley i ja k im i b y ły b y prawdopodobnie, g d y b y zosta ły ©tworzone przez wszystkow iedzącego i wszechm ocnego

©twórcę. P o d le g a j^ one ew olu cji właśnie dlatego,, że są niedoskonale. Ta sama zasada stosu je się da społeczeństw ludzkich. ***

* * *

Jedną z. w ie lk ic h trudności dla m a te ria lis ty b y ło zawsze postrzeganie. Jeżeli świat składa się z przedm iotów zaw artych w sobie, oddzielonych jeden od dru giego w prze­

strzeni, w ja k i sposób może powstać ja kiś obraz w naszym m ózgu? Nie ma w naszej

J. B. S. HALDANE

135

głow ie w yd rą żo n e j przestrzeni, w k tó re j m ogłoby .w ystąp ić na w idow nię jakieś niesamo­

w ite odtw orzenie św iata zewnętrznego. D źw ięk je st jedynym szczegółem świata z e ­ w nętrznego, o k tó re g o odtw arzaniu w naszym m ózg u w iem y najw ięcej. Jeżeli p rz y ło ­ ż y ć jedną elektrodę do ośrodka słuchow ego b a ry m ózg ow ej kota, a dru g ą do ja k ie g o ­ k o lw ie k innego m ie jsca je g o ciała, w te d y w s p rz y ja ją c y c h okolicznościach — jeżeli w zm ocnić prąd, k tó r y przebiega między elektrodam i, i w łączyć g ło ś n ik — słyszy się te d źw ię ki, któ re s łyszy ko t albo k tó re słyszałby, gd yb y m iał pełną świadomość. T o samo doświadczeni© m ożna doskonałe przeprowadzić na m ózgu lu dzkim w stanie świadomości, chociaż nie sądzę, aby zoistaio ju ż ono wykonane.

Pokazuje to , że ucho i n e rw słu cho w y służą do w ytw a rzan ia w określonym ośrodku m ózgu zaburzeń e lektrycznych o ta k im sam ym okresie ja k ’zaburzenia w p o w ie trzu, k tó re postrzegam y ja k o dźw ięk. A w ięc zachodzi tu ta j skopiowanie świata zewnętrznego.

Ale w ja k i sposób analogiczna .rzecz m ogłaby zajść w odniesieniu do przedm iotów m a­

terialnych, k tó re w idzim y lub dotykam y? O d krycia fizyczne osta tn ieg o dziesięciolecia w ykazały, że prze dm io ty m aterialne począw szy od elektronu m ogą być rozw ażane jako zaburzenia okresowe. To prawda, że ic h ry tm jest znacznie szybszy iniż w w ypadku dźw ięku i nie m óg łb y ibyć odw zorow any w m ózgu. A le zm iany ry tm ic z n e te g o czy innego rodzaju rw m ózgu, chociażby znacznie- powolniejsze niż te, k tó ry c h są odbiciem, b y ły b y p rz y n a jm n ie j kopią pewnego aspektu m aterii.

F iz y c y uczą nas, że częstość d rg a ń ¡związana z jakąś cząsteczką jest proporcjonalna do je j masy, a fiz jo lo g o w ie , k tó rz y stu d iu ją im pulsy przekazyw ane w łó k n u nerw ow em u przez narządy obwodowe naszego zm ysłu d o tyku, stw ie rdza ją; że częstość im pulsów w zrasta w ra z z podnietą, chociaż nie zachodzi ścisła proporcjonalność. N ie znam y jesz­

cze w szczegółach tego, co zachodzi w m ózgu w w ypadku odczuwania ucisku, ale pra w ­ dopodobnie ma w te d y zastosowanie analogiczne praw o.

Jesteśmy zaledwie na s k ra ju niezbędnych poszukiwań, ale z dnia na dzień staje się rzeczą coraz prawdopodobniejszą, że u m yśl je st rzeczyw istością fizyczną, na k tó rą od­

działu je otaczający św iat i k tó ra na nieg o oddziaływ a. U m y s ł je st procesem zachodzą­

cym w m ózgu. A ż do teraz b y ło zupełną niem ożliw ością pojąć, w ja k i sposób zja w iska usadowione w tysiącach m ilio n ó w kom órek m ogą w y tw o rz y ć taką całość, ja ka po w sta je w naszej świadomości.. Jednakże dziś w y k ry to , że własności zarów no atom ów ja k i m o­

le kuł są własnościam i układu — ja kby całości — że w ięc nie m ogą być zlokalizowane w ja kim ś je g o poszczególnym m iejscu. N ie m a absolutnie nic m istycznego w ty c h

le kuł są własnościam i układu — ja kby całości — że w ięc nie m ogą być zlokalizowane w ja kim ś je g o poszczególnym m iejscu. N ie m a absolutnie nic m istycznego w ty c h

Powiązane dokumenty