• Nie Znaleziono Wyników

*

U r o c z y s t o ś c i N o r w i d o w e 1) (Garść re fle k s y j)

1. Z w y k ły m dziś obyczajem , w yszu kuje się — choćby niezbyt o k rą g łe — c y fro w o rocznice, aby naw rócić d o postaci, k tó ry c h ż y w y w p ły w na współczesność albo się o d ­ czuwa, albo ma być konsekracją n u rtu ją c y c h jią tendencyj. O bchodziliśm y 90-lecie śm ierci M ickiew icza; bardziej przem awiająca tradycyjne,m znaczeniem sześćdziesiątki „kopa ła t“

od śm ierci K raszew skiego w roku bieżącym — będzie uczczona w znow ieniem je g o dawno nieczytanych arcydzieł. 125-lecie urodzin N o rw ida w ubiegłym roku, z ró w n y m con ajm nie j prawem , sam orzutnie, o ile m i wiadomo, bez uprzedniego porozum ienia, zostało uczczone dw iem a im prezam i, przed upływ em jubileuszow ego roku, choć na je go schyłku: w ystaw ą norw idow ską w W arszawie i realizacją sceniczną w T orun iu nigd y dotąd niew ystaw ionej na ś w ia tło ram p je g o sztuki. . Obie pobudzając ich w idzów do no w y c h na stare tem aty rozm yślań. Jeśli tc re fle ksje wydadzą się czasami nie dość rew eren cyjn e jak na ju b i­

leuszową okazję, niech m i będzie w o ln o pow ołać się na starą poufałość, k tó re j przystoi raczej szczerość, niż fałszyw e w ysilenie entuzjazm u; poufałość tę m ożnaby też sprecyzo­

wać jubileuszow em i liczbam i lat. 1

Ubiega właśnie ich 40, w najbliższych ju ż przedwiosennych miesiącach *), od c h w ili kiedy grupa 164etnich m łodzieńców z 7-ej klasy g im na zjum C hrzanowskiego, zaczęła w y ­ dawać „K a llio p e “ , jako jedno z licznych uczniow skich pism te j pierw szej szkoły polskiej w K ongresów ce. Należenie do „zespołu red akcyjneg o“ przypłaciłem sześciu d w ó jk a m i w cenzurze k w a rta ln e j (z konsekw encją wysłuchania p e ro ry d y re k to ra w obecności w y ­ chow aw cy klasow ego i zaproszonego na tę „u ro c z y s to ś ć “ o jca ); ale . byłem na jbardziej czynnym członkiem zespołu p rz y w ydaw aniu d ru g ie g o num eru teg o pisma, nazwą oddają­

cego się pod pa tro n a t M u z klasycznych, sym ptom atycznego w tern dla nadchodzącej re a k c ji p rz e c iw rom antycznem u rozw ichrze niu M ło d e j Polski. W ty m w łaśnie num erze został przedrukow any, a ra cze j p rz e litó g ra fo w a n y w iersz N orw ida, odszukany w zapomnia­

nym roczniku „P rzeg lą du W arszaw skiego“ z r. 1840: „P ó k i w cienistych k n ie ja c h . . . “ W iersz ten (cy to w a n y zresztą ju ż w H is to rii lite ra tu ry C hm ielow skiego), jeden z n a j­

lepszych pomiędzy juweniltom-i N orw ida, a ju ż d o jrz a ły w głoszonem credo i w świado­

m ości pro gra m u .artystycznego, św iadczy o smaku a rty s ty c z n y m i w czesnej e ru d ycji młodzieńca, k tó ry g o odnalazł, dziś jednego z lu m ina rzy k ry ty k i u n iw e rs y te c k ie j i na­

czelnego, bez w ątpienia, norw idologa. la k ie r n i więc, i dość ju ż odległem i datam i po­

świadczyć m ożna przynależność do pierw szej fali „spom inających pismo w n u k ó w “ , po­

szukujących sam odzielnego dostępu d o skarbów , od k tó ry c h klucz posiadał w ie lk i mag odkryw cą, M iria m . Pod je g o suggestią, N o rw id w ydaw ał się prekursorem neó-roman* 1 2

1) Na życzenie Autora została zachowana stara pisownia.

2) Nie zmieniam tekstu, pisanego w styczniu, dla przyczyn, które wyjaśniam w przypisku.

UROCZYSTOŚCI NORW1DOWE

1 «

tyzm u, m odernistą, nieom al w spółpracow nikiem „C h im e ry ", wśród k tó re j też, niezbyt przecież licznych, czyteln ikó w znajdow ał pierwszych w yznaw ców .

„L e cz poco dawne przypom inać w ie k i? “ P rzekroczym y jedną wiosen dekadę, a i przed 30-tu laty zawsze jeszcze znajdziem y k ilk u ty lk o pom ocniczych n o rw id o lo g ó w , przy skąpo udzielającym sw ej wiedzy o poecie stra żn iku Sezamu oraz proporcjonalnie niewielką, w całej Polsce falangę entuzjastów , k tó rz y o d c y fro w u ją żarliw ie odsłaniane im od czasu do czasu piękności; łz y zachw ytu, — jeśli to słowo ma w m ych wspom nieniach k on­

kretne i literalne znaczenie — w iążą się z N orw idem . C y ta ty z niego przychodzą na usta.

przy lada oka zji, ja k w ersety Pisma Świętego. Obok przeżywania estetycznego powstaje potrzeba w n ikn ię cia w m y ś l genjaln eg o apoftegm atyka, z in te n cją trafnego je j zastoso­

wania do rzeczyw istości.^ Równocześnie, g d y tors je g o jest ju ż o d k ry ty , konieczność k ry ty c z n e g o rozejrzenia się w coraz szerzej odsianianem je g o dziedzictw ie, selekcji n a j­

cenniejszego od m niej doskonałego, oraz umieszczenia jego tw órczości w ramach czasu^

i otoczenia.

Zwłaszcza o pierwszem , o potrzebie zaktualizow ania ideow ego N o rw ida, św iadczy w kró tce potem szeroko rozlana fala norwidyzm w: próby zrobienia z niego „w ieszcza“ obok

„ t r ó jc y “ , lub też przeciw nie, wieszcza a n tyro m a n tyzm u , prekursora nauczycieli p o z y ty ­ w istycznych, albo „id e o lo g ji p ra cy“ Stanisława B rzozowskiego, czy te ż różnie w y n a j­

dyw ane „a k c e n ty społeczne“ ; dostosow ania je g o podstaw y społecznej i filo z o fic z n e j do now szych potrzeb, w m ia rę s p ry tu ¡potrzebującego ¡»¡parcia, tra fn e i przekonyw ujące.

Dziś m ożem y chyba, po 40-stu latach, pozw olić sobie na stosunek ¡bardziej o b je k ty w n y , i ustawienie N orw ida na należyitem i w należytej okolicy dziejó w piśm iennictw a. Niema potrze-by w ątpić, że b y ł on typ o w ym okazem spóźnionego rom antyzm u naszego (w kon­

sekw encji potężna sprzeczność pomiędzy nim a światem , w k tó ry m m u p rz y s z ło bytow ać większą część życia, co może w ró c i \y dalszych rozw ażaniach). Jeśli chodzi zwłaszcza o ideotogję, w yra sta on w y ra ź n ie z ro d z im e j gleby. M n ie j są zbadane korzenie je go artyzm u (choć i tu ju ż c o f nie coś zrobiono, po zapoczątkowaniu tego przez Z. G ąsiorow ską- S zm ydtow ą): po pierwsze, że otoczenie lite rackie je g o je s t jeszcze nie odorane przez sju dja , a powtÓre, że pod tym względem indyw idualność jego, jest, być może, potężnym przykładem czegoś analogicznego do „m u ta c ji biolo giczne j“ w dziedzinie ro z w o ju du­

chow ego g ru p y narodow ej i je j (piśmiennego w yra zu, i nie koniecznie da się w peini w yja śn ić naturalnym przebiegiem e w o lu c ji lite ra c k ie j, ja k k o lw ie k byśm y tę ostatnią sche- m atyzow ali: w e diu g zasad fo rm a liz m u czy inaczej. 2

2. Na przedstaw ieniu siedziałem obok w y b itn e g o po ety c o n a jm n ie j tyle kato lickie go , ile potrzeba do sym patycznego oddźw ięku i zrozum ienia id e o lo g ji N o rw id a ; muszę dodać, że sąsiad m ó j zabiera! i zabiera nieraz głos w fkrytyce z w ie lką prze nikliw ością , rozum em , odw agą i nieposzlakowaną uczciwością m yślenia. P o przedstaw ieniu zaraz zaczął zda­

w ać sprawę ze sw ych w rażeń, z przejęciem i z poetycką g w ałto w no ścią w yra zu . O drazu też s tw ie rd z ił, że m iędzy porywającemu ustępam i słuchacz natrafia na trudn e do p rz e ­ brnięcia „u s y p is k a “ ła m ig łó w e k , rebusów, ustępów pedantycznej a prozaicznej d y d a k ty k i.

„U s y p is k a “ s k o ja rz y łe m w pie rw sze j c h w ili z „sypaniem ró l“ przez n ie k tó ry c h a k to ró w , a zwłaszcza re c y ta to ró w w ie rs z y ; potem ze słowem „u syp ia ć“ . M im o bow iem barw ności, pom ysłowości i poezji w ujęciu scenicznem, „u syp iska “ istotnie stanow ią poważną próbę dla czujności widza, ukołysanego w dodatku m onotonnym rytm em m u z y k i i ruchu na scenie.

Jednostajna, choć wdzięczna, m uzyka taneczna, nieustannie prze w ija ją ce się w głębi sceny paty w w iro w y m walcu, bardzo pięknie i z w ielką zgodnością tańczonym — tw o rz ą tlo

144

KRONIKA LITERACKA

m uzyczno - rytm iczne w idow iska, zaczarowujące, zalewające widza potężnym żyw iołem m uzyczności. Jest to ż y w io ł sprzeczny z żyw io łe m logiczności, p re c y z ji m yśli i odpo­

wiedzialności za słowo. W spółistnienie tych żyw io łó w , a więc i ta sprzeczność, je st nie­

odłączne od każdego u tw o ru lirycznego, ale w zajem ne ich ustosunkow anie decyduje 0 przeniesieniu odbiorcy na tę lub inną stronę u tw o ru, odpowiednio do in te n c ji autora, czy też je g o usposobienia tw órcze go . U N o rw id a we w s z y s tk ic h pra w ie dziełach try u m ­ fu je ż y w io ł logiczności, inaczej niż w przedstawieniu „Z a kulisam i“ . Czy dzieje się to zgod­

nie z in te ncją je go w łaściw ego tw ó rc y — W. H o rzycy? Zdaje się, że nie. Jego studium , zamieszczone w pro gra m ie teatralnym , je st znakom item rozw inięciem , czy raczej re ko n ­ s tru k c ją , m yśli u tw o ru , a może ty lk o — k o n s tru k c ją na „u s y p is k u “ , ale k o n s tru k c ją p rz e ­ konyw ającą, która w y ró ż n ia się jasnością wśród całego dorobku n o rw id o lo g ji naszej, sta­

now iąc w niej n ie w ą tp liw ie jedną z n a jb a rd z ie j w a rto ścio w ych p o z y c ji, godną utrw a le nia 1 p u b lik a c ji n ie ty lk o w ulotnym lokalnym druczku.

M a ło -tego, um ie inscenizator — i to są je go n a jw y b itn ie js z e osiągnięcia — środkam i sceny, rytm e m gestu i re c y ta c ji zbioro w ej u w yda tn ić czasem, ważne pod w zględem m y ­ ślow ym , ustępy prozy N orw ida („C h ó r P artenian“ ). Naogół jednak, zrozum ienie te j k on­

s tru k c ji m y ś lo w e j w je j szacie scenicznej, a tem bardziej — sprawdzenie je j zgodności z in tencją poety nie jest ła tw e: ani dla widza zalewanego, ja k powiedzieliśm y, przez ż y w io ł m uzyczności i, z n a tu ry rzeczy, podczas przedstaw ienia pozbawionego m ożności n a w ro tu do tru d n ie jszych i m n ie j zrozum iałych ustępów, ani naw et dla w p ra w n e g o czyte ln ika N orw ida. Jest to a u to r ja k wiadomo n ie ła tw y: w ramach m ałej fo rm y , w liry c e re fle k s y jn e j, kondensacja słowa, suggestia sym bolu u ła tw ia ją dro g ę do 'z-całkowania m yślo w eg o u tw o ru narzucającego odrazu sprzyjają cą tem u rozum ieniu atm osferę uczuciow ą; ale i -tam na­

stępuje ono-po p ra c o w ite j analizie tekstu, s ło w o za słowem , przyczem -nie śmie być opusz­

czona „kom m a i jo ta “ . In a c z e j w w ie lkich ram ach u tw o ru dram atycznego, zwłaszcza ta­

k ie g o ja k „Z a k u lis a m i“ , gdzie jedność a k c ji nie wąpomaga nas swą nicią przewodnią, lecz rozsypuje się w aforyzm ach dialo gó w -ro-zerwanych, różnotem aty-cznych i przez różne osoby prowadzonych. Do trudności poem atów rom a ntycznych , rodow ód s w ó j wiodących od Fausta, dołączają się specyficzne trudności -kształtu (czy -bezkształtu) dram atycznego, przyp o m in a ją ce g o w id zo w i polskiem u niektóre u tw o ry W yspiańskiego, ja k np. jasełkow ą technikę „W esela“ , a jeszcze bardziej rozm ow y z -maskami w „W y z w o le n iu “ . Trzeba jeszcze dorzucić,- że zasadnicze narzędzie^ które-m chce swą m yśl wypowiedzieć w ty m utw o rze N o rw id , t j. odw ołanie się do w z o ró w helleńskich, zaw odzi z-e- w zględu na uw ydatnioną prze z N o rw id a dw oistość teg o w zoru. Czego in ne go -nauczają w z o ry ateńskie a czego in ne go znów — Iacedemońskie; a c-hoć odm ienny stosunek uczuciow y do ty c h aspektów Hellady daje się w yczu ć dość w yra źnie , ich z u żytko w a n ie dydaktyczne na m orał dla trz e ­ cie j c y w iliz a c ji, itj. w spółczesnej europejskiej, pozostaje niejasne.

P rz y sposobności należałoby rozejrzeć się w legendzie o szczególnie -głębokiej i o r y ­ gina lne j koncepcji starożytn ości u N orw ida. W ydaje m i się, że -byłaby ona na wysokości (czy „n a po ziom ie“ ) sw oich czasów, gdyby poeta ż y ł w e F ra n c ji, w końcu X V II w. gdy w rza ła „la Q uerelle des Anciens et des M odernos“ , w k tó re j b y stał po s tronie „ s ta ro ­ ż y tn y c h “ , ú -boku Boileau. Nie znaczy to oczyw iście, aby N o rw id -był zw olennikiem w ie l­

k ie g o pra w o daw cy Parnasu pod innem i względam i. P rzeciw nie, b y ł on rom a ntykie m , ale -pozostawał c a łk o w ic ie obcy tym głę b o kim przem ianom stosunku do antyczności k la ­ sycznej, j-akie -przechodziła Europa w ciągu stu lat, poprzedzających je g o u tw o ry , tem a­

tycznie ze św iatem s ta ro ż y tn y m związane. Należy on, u ż y w a ją c określeń p rz y ję ty c h w h is to rii lite ra tu ry eu ro p e js k ie j, do tego n u rtu m yślow ego, k tó ry -się k w a lifik u je ja k o

UROCZYSTOŚCI NORWIDOWE

145

rom antyzm r e a k c y jn y 3). Z typow ą teg o rom antyzm u przedstaw icielką — „Rom antische S chule“ , Jączą g o niedość dotychczas zauważone nici (bardziej znane w je g o m alarstw ie, spokrew nibnem , ja k to na pierw szy rz u t oka widać, z ró w n o le g łą i rów nie ż o tw a rtą 'w pływ om kato licyzm u , „s z k o łą na.zareńską“ ); ta dzieli ich różnica, że nie średniowiecze je s t dlań „dopełnieniem rz e c z y w is to ś c i“ , lecz starożytność, po ję ta ja k o p re fig u ra c ja cnoty chrze ścija ńskiej, zgodnie tu z ogólną katolickością je g o światopoglądu. Ten tra d y c y jn y dla uczniów A lw ara stosunek do starożytn ości, z pe w n ym i m o d y fik a c ja m i, w ra z z P lu ta r- chem, p rz y ję ty przez szkolę średnią, k tó ra b y ła jedyną podstaw ą system atyczn ego w y ­ kształcenia N o rw ida, w Polsce ów czesnej, szczelnie odgrodzonej od E uro py i je j zdoby­

czy um ysłow ych, zbliża poetę do współcześnie zaczynającego się odradzać „s a rm a ty z m u “ — m im o że się mu przeciw staw iał, i że istotnie, je g o „re a k c y jn y ro m a n tyzm “ nie b y ł św ia­

dom ym na w ro te m do rodzinnego «średniowiecza t j. do szlachetczyzny X V I I w . i czasów saskich, m ającym d o jść d o apogeum w epoce kształto w an ia się je g o osobowości, w lite ­ raturze k ra jo w e j po to w y X IX w. W każdym razie, można w ą tp ić o słuszności akce ntów położonych przez inscenizację. B un t N o rw id a prz e c iw w spółczesnej c y w iliz a c ji e u rop ej­

s k ie j był buntem „ z praw a“ nie „ z lew a“ ; w y ż e j określona koncepcja antyczności, w ra z z platform ą ka to lickie g o św iatopoglądu (najbardziej o rto d o k s y jn e g o z pomiędzy w y b itn y c h reprezentantów naszego roń ia ntyzm u, gd yż i K ra s iń s k i był, bądź co bądź, zarażony, ba!

p rz e ż a rty przez idealistyczną filo z o fię je g o doby), stanow iącego podstaw ę filo z o fii N o r­

wida, ch a ra k te ry z u je je g o zacieśnienie, ja k o m yśliciela, ogran iczając doniosłość m yślową poezji filo z o fic z n e j i re fle k s y jn e j, g łó w n e g o zrębu je g o tw órczo ści.

A le N o rw id w y k ra c z a i poza ten typ lir y k i lub przepaja g o w zruszeniem psobistem.

Takich w łaśnie w ie rs z y — w e s tc h n ie ń ,n a jb a rd z ie j osobistych podanych w fo rm ie „ lir y k i s y ­ tu a c y jn e j“ i w ten ty lk o sposób „(przechodzących przez ga rdło“ dyskretnem u, osłaniającem u sw e in tym n e przeżycia przed publicznością, poecie, znajdziem y sporo „Z a kulisam i“ , k tó ­ re g o to u tw o ru sławą je st oddawna nietyle je g o w a rto ść dram atyczna, ile znaczenie opra­

w y n ie k tó ry c h n a jp ię kn ie jszych W ierszy liry c z n y c h N o rw id a . Z te g o pu nktu widzenia i w y b ó r d ra m atu przez te a tr to ru ń s k i b y ł bardzo tra fn y , i doskonale ha rm on izow ał z nim pom ysł poprzedzenia w idow iska re c y ta c ją szeregu zna kom itych u tw o ró w N orw ida, nie związanych ze sztuką. W yb ó r te j m a łe j ustn e j a n to lo g ii świadczy o sm aku a rty s ty c z n y m w yb iera ją cego ; możnaiby zaprotestować n a jw y ż e j przeciw zbyt ju ż osłuchanemu ustę­

pow i „ P r o m © t h i d i o n a“ (naogół, sw ą popularnością raczej szkodzącemu po­

p u la ry z a c ji n a jb a rd zie j is to tn y c h w a rto ś c i N o rw id a, ja k o poety), ustępow i w dodatku w yre cyto w a n e m u z łezką w głosie, ¡ba! ga rdłem nabrzm iałem od łez, w zupełnej sprzecz­

ności z rodzajem lite ra c k im , do któ re g o ta „ro z p ra w a w ierszem “ należy. W ogó le re cyta cja w ie rs z y riie we w s zyslkie m i nie zawsze m ogła zadowolić g u s t m iłośnika poezji, którem u za­

sadniczo nie dogadza deklam acja .aktorska. Zwłaszcza „R ozebrana“ - s tan ow iła, ja k z w y k le szkopuł nie ¡do p rze zw ycię żen ia: W ydobycie z n ie j efe ktu koń cow ego — e ru p c ji patosu, p o salonowem ig ra n iu dw uznacznikam i —- w y d a je się ¡przewyższać m o żliw o ści ro z u m ie ­ nia te kstu przez re cyta to ra . Drobne to jednak bra ki w idow iska , doskonale, w ra z ze sło­

wem wstępnem H o rz y c y , spełniającego zadania pociągającej in tro d u k c ji w tw órczości

3) Nie należy oczywiście te j k w a lifik ac ji uważać za „dyskw alifikację“ . W sprawie romantyzmu, jego istoty i różnorakich objawów, odsytam do znakomitej, a przytem najszerzej dostępnej pracy prof. J. Kleinera (Romantyzm, Lublin 1946 wyd. „Lamus“ ), pomimo swych szczupłych rozmiarów, najgłębszej i najwszechstron­

niejszej ze znanych mi syntez romantyzmu. Z pokrewieństw malarskich Norwida nie należy zapominać zna­

komitego Rosjanina A. Iwanowa, długoletniego mieszkańca Rzymu w latach, gdy i Norwid tam bywa), odda­

nego przez cale życie pracy nad jednym obrazem religijnym nigdy nieukończonym, traktowanym jako służba Boża i wyraz ideologii.

1 f) Mvśl węnńłtopfsnfl

146

KRONIKA LITERACKA

zapoznanego p o e ty i słusznie nagrodzonego sukcesem w y ją tk o w y m . K ilkanaście -przed­

sta w ie ń przy w y p e łn io n e j sali w T o ru n iu —- to ja kby trz y s ta kolejn ych przedstaw ień w d w u d z ie s to k ro tn ie w iększej W arszaw ie prze dw oje nn ej — sukces nie do pomyślenia, zwłaszcza aby b ył uzyskany dziełem poezji, a nie szm irą kasową. Symptomatyczne- dla głodu in te le ktu a ln e g o p o w o je n n e j publiczności.

. 3. W ypróbowano- scenicznie w s z y s tk ie prawie- u tw o ry N orw ida (którem u się to ,p e w ­ nie nie- śniło), z w y ją tk ie m jednego, ale n a jb ardziej chyba w zam yśle scenicznego —

„ A k to r a “ , na jd ale j odchodzącego od typu poematu romantycznego-, k tó ry od Fausta bio­

rąc początek, k o n tynuo w a ny b y ł u nas w Polsce chętnie aż do W yspiańskiego, je żeli nie dalej. N ie w ą tp liw ie , i ten eksperym ent będzie dokonany. A le -nawet w ty c h utw o rach , w k tó ry c h N o rw id stara się zbliżyć ja k n a jb a rd zie j do współczesnej mu tw ó rczo ści sce­

niczne j, realistycznej i, c on ajm nie j w zakresie życia salonowego, odzw ierciedlającej współczesną rzeczyw istość, po w staje szkopuł niem ały, któ re g o w ystarcza ją cą próbkę daję ju ż „Z a k u lis a m i“ . W salonach po łow y X IX w. (w epoce gdy ju ż w ch od ziły w św iat m oje c io tk i, wcale niedawno jeszcze żyw e i żyw em słowem z dzisiejszem i ludźmi- ro z ­ m aw iające), dam y mó-wiąc-e językiem księdza W u jk a czy też starych pedantów, um yślnie archaizujących, lub dla zadziwienia otoczenia używ a ją c y c h uro czyste go języka ni to kazań, ni' to m anifestów u rz ę d o w y c h 4 5) — w realnych ramach scen balow ych w y s ta w io n e j w T o ­ run iu „fa n ta z ji dra m atyczne j“ są zupełnie niem ożliw e. U tru d n ia to w y k ry c ie pozapoetyckich, powiedzmy," ale ciekaw ych dla no rw id y s ty m om entów au tobiograficznych i akcentów oso­

bistych -tej sztuki. Nie przem ijająca u tego starego kawalera „ra n cu n e “ do przedm iotu s w e j w ie lk ie j m iłości odbija się w y ra ź n ie ujęcie bohatera — w yśw istane go dutora (O m egitta , k tó re g o N o rw id , dla kom pensacji w łasnych bra ków -pozycji ś w ia to w e j cz y n i ,,'hiabią na O m egach“ ) i na obrazie je g o bogdanki, przekładającej nad nie g o Sofistow a, któ re g o same nazw isko jest cha rakterystyką dru giego -męża pani K alergis, S. M uchanowa, układnego i dość zresztą pożytecznego dyre kto ra tea tró w warszaw skich w dobie pow sta­

wania u tw o ru N orw ida. Szereg innych pozat&n ry s ó w tej- postaci (sw oisty, a obłudny kos­

m opolityzm ) oraz satyry c z n y c h wycieczek -pod adresem „to w a rz y s tw a w arszaw skiego“ , po od cyfro w a niu z pod un ie zw ykla jące go s z y fru języka Norwida-, czyni „Z a kulisam i“ rodzajem .d ra m a tu „a c ie l“ z życia własnego.

4. Podobnie ja k przedstaw ienie „Z a k u lisa m i“ może pomó-c sprecyzow aniu -poglądu na N orw ida-poetę — tak znakom icie zorganizowana w ystaw a je st nie ty lk o okazją do ro ­ zejrzenia się w m a fe rja ln e j po nim spuściźnie, w realjach je go życia i tw órczości, w pa­

m iątkach i co ważniejsza, w drogach w zrastania je go sław y (niestety „K a llio p e “ świeci nieobecnością) — ale rów nież do zorjentowa-ma się w znaczeniu jego ja k o plastyka. Jest to w ystaw a n ie ty lk o lite racka , taka, ja ką np. była jesienią w B ibliotece Un. W arsz.

w ysta w a Sienkiewicza i Prusa, ale przedew szystkiem ekspozycja m alarza i rysow nika . I tu, trzeba powiedzieć, czeka nas koniec legendy niedocenionego plastyka. W ysta w a przeko­

nyw a nas ponad w szelką w ątpliw ość, iż n ie ty lk o ja k o m alarz, na tle chociażby naszego skrom nego malars-twa doby rom antycznej, znaczenia nie posiad-a-, ale i w szeregu lite ra tó w , k tó rz y na m arginesie s w e j tw órczo ści, na s w ó j „p ry w a tn y u ż y te k “ -bawili się rysunkiem , nie zajm ie N o rw id -poczesnego stanowiska.

4) Norwid tiie by! zresztą odosobniony. W tych właśnie latach powstają i uzyskują ogromną popularność

„Wieczory pod lip ą “ L. Siemieńskiego, których odczytanie na nowo z dziećmi jest nieopisaną torturą: nie­

wiadomo dlaczego pisarz ten, kiedy indziej elegancki stylista, uzna! za potrzebne, przemawiając do dzieci i prostaków, stosować łaciński szyk wyrazów, długie okresy lub tacytowskie skróty, nadużywając czasu zaprzeszłego i praesens historicum.

UROCZYSTOŚCI NORWIDOWE

UROCZYSTOŚCI NORWIDOWE

Powiązane dokumenty