• Nie Znaleziono Wyników

P l a n o w a n i e w d z i e d z i n i e b a d a w c z e j d z i a ł a l n o ś c i n a u k o w e j

Zagadnienie powyższe ukazuje się coraz częściej na łamach naszej .prasy. P rób y planowania pracy badawczej podejm ow ane przez na jw yższe c z y n n ik i państw ow e są nie­

w ą tp liw ie w yrazem tro s k i państwa o stanow isko nauki polskiej w ogólnej tw órczości św ia to w e j. Troskę tę w ita z radością każdy, kom u ro z w ó j nauki po ls k ie j leży na sercu.

A żeby jednak troska ta znalazła należyty w yra z, trzeba się orien to w ać w rzeczyw istości dzisiejszej od s tro n y m ożliw ości realizacji ja k ie g o k o lw ie k planu. P ię trzą się w te j dzie­

dzinie trudności nie byle jakie. S próbujm y sform ułow ać te, które uw ażam y za n a jw a ż ­ niejsze.

Nauka polska przed ostatnią w o jn ą m iała poważne braki. W y n ik a ły one po części z niedostatecznego zainteresowania się nauką ze stro n y rządu i społeczeństwa, po czę­

ści zaś z - ówczesnej naszej s y tu a c ji m aterialnej. M ie liśm y do odrobienia wiekow e zaniedbanie w b y ły m zaborze ro s y js k im i pruskim , gdzie ro z w ó j nauki nie ty lk o b yl po­

zostaw iony całkow icie in ic ja ty w ie p ry w a tn e j, ale nadto b ył w sze lkim i sposobami u tru d ­ niany przez rządy zaborcze. Jedynym w arsztatem naukow ym polskim b y ły wówczas uczelnie krako w skie i lw ow skie oraz Akadem ia K rakow ska. O degrały one rolę P iem on­

tu nauki polskiej, ale nie w y s ta rc z a ły do podniesienia je j na na le żyty poziom. Pom im o to jednak dały możność ro z w o ju szeregow i św ietnych uczonych. W Polsce niepodległej stosu nki się oczyw iście zm ieniły na lepsze, ale wśród licznych tro s k dawnych zanied­

bań i ograniczonych m ożności m aterialnych niewiele dało się zrobić. Powołane do życia w yższe szkoły akadem ickie pracow ały z całym zaparciem. C z y n iły to rów nież i spe­

cjalne zakłady badawcze. Na w yró żnie nie zasługuje In s ty tu t F izyczny U n iw e rs y te tu W arszaw skiego pod k ie row n ictw e m prof. Stanisława P ie ńko w skie go ; P ań stw ow y Zakład H ig ie n y pod d y re k c ją naukową .prof. H irszfelda i In s ty tu t im. N ęckiego w W arszaw ie z nieżyją cym ju ż dziś prof. K- Biaiaszewiczem. Te trz y placów ki naukow e s ta ły na poziomie d o ró w n y w u ją c y m pierw szorzędnym zakładom europejskim . B y ły to jednak chlubne i szczęśliwe w y ją tk i. O gó l na-uki po lskie j klepał biedę w najściślejszym zna­

czeniu tego w yrazu. Liczne zakiady un iw e rsyteckie m iew ały la ta m i dotacje groszowe.

A systenci nie m ieli z czego żyć i było ich niesłychanie mało. Byia jednak nadzieja po­

p ra w y s y tu a c ji.

Na to w s z y s tk o przyszła w o jna i s tra s z liw y m ro k okupacji. W arsztaty naukowe stały się pastwą rabunku. U czonych rozpędzono, a częściowo w ym ordow ano. K sią żki zm ielono na masę papierową, na dru k zło tó w e k okupacyjnych. T o trw a ło przez lat sześć. Dziś jesteśm y bez książek, bez aparatury, ze zm niejszoną liczbą pra cow nikó w naukow ych, bez m łodego narybku. Ci, k tó rz y pozostali przy życiu, znaleźli się nie

PLANOWANIE W DZIEDZINIE BADAWCZEJ DZIAŁALNOŚCI NAUKOWEJ 139

ty lk o w obliczu pustych w a rszta tó w ; ale są nadto w swoim poziomie naukow ym opóź­

nieni o sześć lat, podczas k tó ry c h nauka św iatow a pracowała gorączkow o. Jaki wobec tego może być pian i jaka kolejność poczynań?

P ierw szą i najw ażniejszą rzeczą je st uposażenie bibliotek i w a rszta tó w naukowych.

Jest to sprawa bardzo trudna, nie ty lk o kosztowna. Trudność polega na tym , że cały św iat żyt w' okresie w o je n n y m pod znakiem ja k najdalej idących oszczędności z w y ­ ją tk ie m oczyw iście kre d ytó w na w ojnę. K sią żki drukow ano w m inim alnych nakładach i w sku te k teg o zdobycie książek z okresu w o jn y jest utrudnione i ograniczone. To samo w jeszcze w iększym stopniu do tyczy aparatury naukow ej. M ikro sko p ó w np. do­

sło w nie nie ma na ry n k u św iatow ym . M u s im y skupyw ać owoce pokątnego szabru.

T o samo dotyczy przyrządów w sze lkie j kate gorii. Św iat dysponuje ty lk o resztkam i de­

mobilu, zwłaszcza am erykańskiego. Trzeba ogrom u s p ry tu i żabiegłiwości, ażeby zm on­

tow ać zakład naukow y i d lateg o p ie rw s z y m . punktem w szelkiej a k c ji planow ej m usi być takie uposażenie zakładów istniejących, ażeby one m o g ły tem u elem entarnem u zadaniu sprostać. T e j a k c ji nie można ograniczać, do czynników centralnych. Trzeba do nich powołać i um o żliw ić ją w s z y s tk im zainteresowanym jednostkom , zarów no całym u n i­

w e rsyte to m , ja k poszczególnym kierow nikom .

D ruga sprawa o znaczeniu niem niej czołow ym to sprawa narybku naukowego. O d­

nosim y się z n a jw yższym uznaniem do w y s iłk ó w ogółu naszego nauczycielstwa akade­

m ickiego za ofiarną i jakże niebezpieczną działalność dydaktyczną w okresie okupacji.

Pom im o to jednak stw ie rdzić należy, że w y s iłk i te m ia ły przede w s z y s tk im charakter sym boliczny. B y ły one w yrazem nieprzepartej w o li życia nauki polskiej i całego spo­

łeczeństw a polskiego i w ty m znaczeniu odegrały rolę pierwszorzędną. Pom im o to jednak e fe kt naukow y tych usiłow ań m usiał z konieczności pozostać daleko w tyle za efektem m oralnym . Nauka bez pomocy naukowych a często i bez książek m ogia mieć ty lk o jednostronny w e rbalny charakter i edukację m łodzieży, czerpiącej naukę z tego źródła m usim y z m ałym i w y ją tk a m i, zaczynać od początku. Tym czasem lulki, jakie -okrucieństwo okupanta zrob iło w szeregach naszej m łodzieży, są olbrzym ie. B rakuje nam nie ty lk o uczonych i kandydatów do zawodów naukowych, ale i fachow ców na codzienne po trze by naszego społeczeństwa. Pozostało nam zaledwie 40% lekarzy. Nie w iem , ja k w yg ląd ają c y fry w innych zawodach, ale sądzę, że podobnie. Te lu k i trzeba zapełnić. Rozumie to rząd, rozum ie i m łodzież, garnąca się tłum n ie do s tarych i n o ­ w y c h uczelni i pracująca g o rliw e w w arunkach niewypow iedzianie ciężkich pod w z g lę ­ dem m aterialnym . W y n ik a stąd konieczność poświęcenia na cele dy d a k ty k i un iw e rsyte c­

k ie j o lb rz y m ie j części funduszów, k tó re m o g łyb y iść na cele naukowe.

Bezpośrednio z tą sytua cją w iąże się pytanie, k tórem u nieproporcjonalnie wiele uw ag i poświęcają ci zwłaszcza, k tó rz y tra k tu ją planowanie przede w s z y s tk im pod kątem gospo­

darczym i nie m ają dostatecznego w glądu w mechanizm tw orzenia się nauki i w y n ik a ­ jące stąd je j potrzeby. Chodzi o to, co jest lepsze i ważniejsze, czy takie wyposażenie katedr un iw e rsyteckich , ażeby m o g ły być jednocześnie zakładami badawczym i, czy s tw o ­ rzenie sam odzielnych zakładów badawczych nie obciążonych zadaniami dydaktycznym i.

D ylem at ten je st w znacznej m ierze pozorny, a w każdym razie nie ta k tru d n y do ro z ­ strzygnięcia, ja k się w yd aje ludziom niepracującym naukowo. P r z y jrz y jm y mu się w św ietle naszej rzeczyw istości.

Przede w s z y s tk im personalne niedobory nasze w zakresie d y d a k ty k i są tak w ielkie, że nie m am y żadnych sif zbędnych, m ogących uczyć a nie powołanych do teg o. Nie chcąc narażać na szwank bezpośredniej przyszłości tych zawodów, któ re kształcą szkoły

140

KRONIKA NAUKOWA

wyższe, obowiązani jesteśm y kierow ać na odcinek dyd aktyczny każdego, kogo się da.- Z d ru g ie j s tro n y m łody narybek naukow y nie przyjdzie z żadnego innego źródła ja k tytko z zastgpow uczącej się m łodzieży. D latego też sądzę, że kształcenie te j m łodzieży, zapewnienie, je j ja k najlepszych w a ru n k ó w roz w o jo w y c h je s t w a run kiem sine qua non dla kształtow ania się nauki polskiej. Bez u n iw e rsyte tó w nie będzie nauki, bez m łodzieży s tud iującej nie będzie m łodych uczonych. Jeżeli zaś chcemy poważnie re kru to w a ć nau­

kow ców z szeregów uczącej się m łodzieży, trzeba dać pro fe soro w i w a ru n k i pracy nie ty 'k o dydaktyczne, ale i badawcze. Bo jedynie w toku ta k ie j pra cy można dokonywać selekcji osobników , nadających się do pracy naukowej.

F orytow a nie naukow ej -pracy badawczej na katedrach u n iw e rsyteckich ma za sobą jeszcze dwa argum enty. Selekcja czynnych pra cow nikó w naukow ych m oże się tu do­

konyw ać spośród grona asystentów , a więc ludzi, k tó ry c h wiasna ich sytua cja zachęca do współzaw odnictw a w pracy, w s ku te k tego pobudza do a ktyw n o ści badawczej. W prze­

ciw ień stw ie do teg o p ra cow nicy zakładów badawczych ¡poza-uniwersytecki-ch są urzędni­

kam i, p ra c u ją c y m i na zlecenie i ty lk o w łasny nieipobudzany przez żadne c z y n n ik i ze­

w n ętrzne pęd badawczy je st m otorem ich pracy. Jest rzeczą jasną, że asystenci u n i­

w e rsyte ccy są bardziej zainteresowani w osiąganiu ja k najlepszych w y n ik ó w , niż urzę d­

nicy, k tó ry c h kariera zamyka się w określonych m ożliwościach.

Dla kie row n ika -placówki badawczej też nie jest rzeczą obojętną czy ma do czynie­

nia ze środow iskiem m łodzieżow ym i ży w ą pracą dydaktyczną, czy ty lk o z zam kniętą sferą urzędow ych pra cow nikó w . Z jedneij s tro n y ko n ta kt z m łodzieżą ma- nie w ą tp liw e działanie pobudzające na in te le kt uczonego, z d ru g ie j s tro n y zaś ła tw ość nasuwania się now ych pom ysłów i zagadnień n ig d y nie je s t tak w ielka, ja k w ted y, gdy człow iek je s t zmuszony do przedstawiania tego czy innego działu sw e j nauki w ra ż liw e m u gro nu s łu ­ chaczów. Nawet- pro ste na pozór dem onstracje doświadczalne m ogą być bodźcem do now ych badań, zwlasz-cza w ted y, gd y się nie udają, bo wówczas profesor szuka p rz y ­ czyn niepowodzenia i- często na tra fia na nowe zjaw iska. Z teg o w s z y s tk ie g o w y n ik a , że zarów no in-tere-ś nauki ja-k interes p ro fe s o ra zostają zaspokojone na katedrze w s top­

niu daleko w y ż s z y m niż w zam kniętym zakładzie -badawczym.

O czyw iście trzeba tu pamiętać o jednym podstaw ow ym w arunku. A n i profesor, ani personel pom ocniczy nie m ogą być -przeciążeni pracą dydaktyczną. Należy norm ować ją w sposób m ożliw ie elastyczny. N aw et profesorow ie nie pracujący specjalnie ba­

dawczo muszą m ieć dość czasu i dość swobodną głow ę, ażeby iść za postępem wiedzy i nie odrabiać co rok-u te g o samego kursu. Tak sarno asystenci -nie m ogą cały dzień zajm ow ać się studentam i. M uszą mieć czas na -pracę własną, a ty m bardziej po w in ni być zabezpieczeni o 'ty le , ażeby nie byli zmuszeni do pracy zarobkow ej. Rozumna p o li­

tyka stypendialna i urlopowa może tu dać bardzo wiele.

Wobec te g o w s z y s tk ie g o rodzi się pytanie, czy zam knięte placów ki badawcze są w ogóle potrzebne. N iew ą tp liw ie potrzeba ich daleko m niej niż to się na ogól wydaje.

P ow iedziałbym , że potrzebne są one ty lk o dla tych w y ją tk o w y c h ucz-onych, k tó rz y tr w a ­ ją w takim transie pracy tw ó rc z e j, że szkoda ic h od nie j odryw ać. Tak było — w do­

stępnej m i dziedzinie — z koryfeuszam i b a k te rio lo g ii współczesnej Pasteurem , Kochem czy Ehrlichem . O dkrycia ich sypały się ja k z rogu obfitości. T w o rz y li nową naukę, kierow ali wiedzę lekarską na nowe to ry . Dla nich powstał In s ły tu t Pasteura w Paryżu, P racow nie P aństw ow ego Urzędu Zdrow ia w B erlinie, In s ty tu t -Lecznictwa Doświadczal­

nego we F ra n k fu rc ie nad Menem. Póki ż y li ci w ie lcy badacze, rozniecone dla nich ogniska paliły się jasnym -płomieniem, Gdy tw ó rc y odeszli, płom ienie przygasły, a nie­

PLANOWANIE W DZIEDZINIE BADAWCZEJ DZIAŁALNOŚCI NAUKOWEJ

141

które naw et kopcić zaczęły. Pozostał ■ w ie lk i aparat, bardzo kosztow ny, odrabiający roz­

maite m niej lub w ięcej pożyteczne kaw ąlki, ale zabrakło ducha. P lanowanie i org a n i­

zowanie takich zakładów jest przedsięwzięciem ta k kosztow nym , że zostaw iłbym je całkow icie na m arginesie w szelkiego planowania. M o g ą istnieć pracow nie specjalne, w y - ko n yw u ją ce określoną pracę, ale będą one ty lk o w y ją tk o w o s łu ż y ły celom istotn ie nauko­

w y m . Będą to pracow nie techniczne, ale nie badawcze we w ła ściw ym znaczeniu tego w yrazu.

Na zakończenie w yw odó w powyższych, pozwolę. sobTe na jedną jeszcze skrom ną uwagę. Zagadnienie o rg a n iz a c ji pracy naukow ej je st ta k ściśle związane z działalnością naukową, w ym aga takiego osobistego doświadczenia, że może ono być z pożytkiem rozw iązyw ane ty lk o przez samych naukow ców . T y lk o to, co w gro nie ściśle fachow ym zostało w szechstronnie om ówione i przedyskutow ane może się stać przedm iotem dekre­

tó w i ustaw. C zyn niki m iarodajne m ogą się z całym zaufaniem oprzeć na opinii, ze­

społów fachowych, k tó ry m przecież nic innego nie leży na sercu ja k ty lk o to, ażeby Polska dem okratyczna zajęła w świacie nauki m iejsce rów ne z innym i.

Z y g m u n t Szym anowski

Powiązane dokumenty