• Nie Znaleziono Wyników

Rodzice

194

stawienia sylwetki człowieka, którego wyjątkowość trudna jest do opisania w dostępnych słowach. Jako autorzy audycji radio-wych prezentujących historie śląskie poprzez zadawanie pytań i tym razem postanowiliśmy wybrnąć z trudności formułując po prostu pytanie i próbując na nie odpowiedzieć. poszukaliśmy też wsparcia w ujawnianiu wspaniałej prawdy o naszym boha-terze, wyłaniając świadków historii, których ścieżki życiowe przecięły się na różnych etapach zdobywania doświadczenia z drogą Zdzisława Janeczka. Znalezienie odpowiedniego py-tania, które odsłoniłoby w odpowiedzi wielowymiarowe osią-gnięcia, piękny charakter, historię rodziny, dorobek, niezwykłą osobowość i pracowitość wyrażającą się również w podejmo-waniu wielu podróży naukowych, a nade wszystko satysfak-cjonującego głównego zainteresowanego – też nie było łatwe.

Z tego względu zadaliśmy pytanie ogólne:

„czy to prawda, że życie Zdzisława Janeczka, jednego z naj-bardziej charyzmatycznych historyków jest równie barwne co historycznych postaci, bohaterów jego książek?”

Siemianowice śląskie są niewielkim górnośląskim miastecz-kiem położonym między Bytomiem, chorzowem, Katowicami, czeladzią i dąbrówką Wielką – czyli w środkowo południowej części polski. Bliżej stąd jest w góry, np. Beskidy lub tatry niż nad morze. Więc już miejsce urodzenia Zdzisława Janeczka w dzielnicy Siemianowic nieopodal przystani Ligii Morskiej i Kolonialnej sugerującej, że śląskie miasteczko ma charakter portowy wskazywać może na nieoczekiwane wydarzenia i za-skakujące zwroty akcji w życiu dumy Siemianowic śląskich.

dorastanie przy malowniczym akwenie obfitowało w chłopięce przygody. Latem było to taplanie się w chłodnej wodzie, zimą ryzykowne ślizganie się po zamarzniętej tafli wody. Lata beztroski wspominał kolega z placu i ławy szkolnej – Ludwik Musioł:

Na zdjęciu komunijnym Zdziś wygląda jak aniołek, w istocie był to diabołek, praw-dziwy ancymonek. Wysoki był, nogi miał długie, to też najszybciej uciekał po różnych naszych psikusach. W trzy sekundy potrafił po prostu zniknąć! Ale raz Mu się nie udało i władza ludowa musiała Go ściągać z pomnika. To było tak: robiliśmy zakła-dy kto prędzej wejdzie na szczyt pomnika Bohaterów Pracy

Socjalistycznej, który przedstawiał Pstrowskiego w medalio-nie, jako przodownika pracy. Stał on niedaleko wejścia do Huty

„Jedność” od strony Placu Skargi. Do dzisiaj jeszcze pozosta-ły po nim jakieś pręty zbrojeniowe, rurki wystające z ziemi.

Oczywiście Zdziś był najszybszy, bo on w ogóle był bardzo wysportowany, nie tylko dobrze biegał, ale też uprawiał inne sporty. Kiedy on był już na szczycie, my kątem oka zobaczyli-śmy patrol Milicji Obywatelskiej i dalizobaczyli-śmy nogę. A nasz kolega został na postumencie.

Zorientowałem się, że zostałem sam na piedestale, kordon milicji mnie okrążył i kazał schodzić...I ja wtedy odmówiłem zejścia z tego pomnika, taki byłem odważny – pan profesor śmiał się szczerze na wspomnienie swojego chłopięcego

sza-Roczek Zdzisława 1955 r.

Mały kapitan 1958 r.

I Komunia Święta

195

leństwa – Wołali do mnie zejdź smyku, bo dostaniesz pałką. To ja ambitnie nie chciałem dać się „żywcem” i negocjowałem.

Powiedziałem, że się ich boję, żeby się trochę odsunęli. A nie znali oni mojej sprawności fizycznej. Więc jak tylko się nieco oddalili, to czmychnąłem. A byłem w tym dobry, bo nawet na-uczyciele mówili o mnie, że jak tylko na centymetr się oddalę, to już jestem nie do uchwycenia. I to była prawda.

rogata dusza i niepokorny charakter utrwalały się w przy-szłym badaczu historii narodowo-wyzwoleńczej. Brak szacun-ku do czynu partyjnego, bohaterów polski Ludowej utrwalał w tym młodym człowieku bunt wobec lansowanych prawd i obowiązujących praw. dorastał w rozkwicie ustroju socjali-stycznego, który nakładał na obywateli różne ograniczenia.

Zwłaszcza bolesne było poczucie braku wolności. toteż na znak tego braku akceptacji jako młodzieniec zapuścił włosy i dał się poznać jako...

...HIPPIS Z SIEMIANOWIC

te lata bardzo dobrze zapamiętał pan prof. Bogdan Zeler, dzisiaj uznany literaturoznawca wówczas kolega Zdzicha.

razem uczęszczali do Liceum im. Jana śniadeckiego chociaż do różnych klas. dowiedzieliśmy się od niego, że to hippiso-wanie Zdzisław Janeczek traktował jednak bardzo fasadowo.

Nie był „dzwonnikiem”, czyli nie nosił tzw. spodni-dzwonów, nie grał na gitarze, nie śpiewał protest-songów w miejscach publicznych, nie ubierał koszul w kwiaty i etno wzory, nie był wyznawcą Kriszny, ani nawet sekretnego zielarstwa. Z całej tej ideologii życia pod prąd najbardziej lubił domowe, u

ko-legi Bogdana słuchanie płyt z jego kolekcji Jana Sebastiana Bacha. ponadto razem z przyjacielem pawłem Szumińskim, najlepszym w klasie matematykiem, delektował się kompozycjami pink Floyd, grupy uprawiającej rock psychodeliczny, a później pro-gresywny, znanej z filozoficznie zabarwionych piosenek, eksperymentów z dźwiękiem, innowacyjnego podejścia do kwestii grafiki. i tyle tej kontestacji. Jednak w głowie kłębiły się już myśli opozycyjne wobec socjalistycznej rzeczywistości. Nawiązywały do przeszłości rodzinnych bohaterów, pięknych historycznych zdarzeń, które coraz

czę-ściej wciągały młodego Zdzisława w zacisza bibliotek, czy-telni, archiwów i skłaniały do rozczytywania się w tekstach przypominających chlubne lata w dziejach polski. ten głód wiedzy był konsekwencją lekcji odrabianych w rodzinnym domu, ojcowskich gawęd o przeszłości, wspólnego studiowa-nia dzieł i. Krasickiego, A. Mickiewicza, J. Słowackiego, J. i.

Kraszewskiego i h. Sienkiewicza. ojciec otwarł oczy przy-szłemu historykowi na wiele spraw i światów, m.in. przedwoj-nie i komunizm wskazując na konsekwencje wyborów i ko-nieczność stawania na straży honoru i prawdy o polsce. toteż młody student odwołując się do domowych rozmów próbował w historii odnaleźć uzasadnienie dla współczesnych wyborów politycznych. te lata spędzone nad książkami zaowocowały za kilka lat. Wtedy zdobyta wiedza, podparta urokiem

oso-Stanisław Janeczek w mun-durze strzeleckim

Maturzysta

Student II roku

196

bistym, obyciem i ciętym, błyskotliwym poczuciem humoru wynikającym z oczytania sprawiły, że stał się prawdziwym idolem, dla wielu uczniów – mistrzem, a dla niektó-rych postrachem szkoły, w której został zatrudniony jako historyk.

KOSZMAR Z UlICY WYSPIAŃSKIEGO druga historia z podań ludowych.

Spotykają się dwie klachule.

I: – Ja, to tukej uczył.

II: – Dyć wiym. Miałach bez to skaranie boskie.

I: – Z profesorym?

II: – Ale kajtam! Z moim synkiym. Niy chciał sie gizd uczyć. Ale profesor go przekonoł.

I: – Pokozoł mu, jako fajno jest nasza historia?

II: Niy, to była matymatyka.

I: – Co wy godocie? Przeca profesor jest historykiym.

II: – Dyć wiym. Ale spytoł sie moigo synka: lubisz łazić do szkoły? On godo, że niy.

A profesor: To się pomyśl, że jak sie niy bydziesz uczyć, to bydziesz łazić do szkoły rok, abo i dwa dłużyj.

I: – Wiedzioł, jak godać z tymi smarkoczami.

Spośród gości zgromadzonych na jubileuszu 40-lecia pracy naukowej prof.

Zdzisława Janeczka prawie połowę stanowili jego uczniowie różnych roczników. do tej grupy zaliczał się również dyrektor Muzeum Miejskiego Krystian hadasz i ja. dla mnie pan profesor był niedoścignionym wzorem pedagoga, mistrzem słowa, erudytą, który potrafił porwać swoimi opowieściami w nowe, fascynujące przestrzenie wiedzy.

po czym pozostawić z poczuciem niedosytu i nieogarniętego smutku, że ta ekscytują-ca przyjemność serfowania po „morzu wiedzy” jest dla zwykłego ucznia niedostępna i długo jeszcze taką pozostanie. dla nas wszystkich pan profesor zapisał się jako postać oryginalna i barwna. Niewątpliwie budził postrach wprowadzając swoje (dla nas nowe) sposoby traktowania uczniów, czyli jak partnerów do rozmowy. to oczywiście stanowiło układ niesymetryczny, budziło uzasadnione obawy i niepokój przed odkryciem rzeczy-wistego stanu wiedzy odpytywanego delikwenta. i nie pomagał, nie motywował fakt, że profesor zwracał się do nas – nastolatków per pan, pani. ten fragment spotkania otworzył prawdziwą „kapsułę czasu”, z której bez końca wyciągaliśmy wspomnienia dotyczące przeżyć związanych z nauką historii pod okiem prof. Zdzisława Janeczka.

Krystian hadasz przez lata współtworzył z panem profesorem szkolny teatr Faktu historycznego.

Józef Skrzek Prof. Bogdan Zeler

197

Pan profesor był bardzo wymaga-jący – wspominał pan dyrektor – do zdawania lektur ustawiały się kolejki.

Ja próbowałem negocjować, a z tego względu, że równolegle uczyłem się w szkole muzycznej i chciałem mieć podwójną korzyść przekonałem pana profesora, że Nikołaj Rimski-Korsakow też był postacią historyczną. W ten sposób zdałem lekturę „muzyczną”.

Pan profesor mnie odpytał, zdałem, więc mi pogratulował. Po czym powie-dział: „a teraz wybierz sobie lekturę bardziej historyczną i przyjdź zdać”!!!

...ale miałem też to szczęście poznać pana profesora z innej strony – kontynuował Krystian hadasz – otóż z okazji 60-tej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę w warunkach prawie konspiracyjnych przygotowywaliśmy szkolne przed-stawienie. W 1978 roku to był bardzo niepopularny i niepożą-dany w szkole temat. Spotykaliśmy się więc u pana profesora w domu, słuchaliśmy „Ody do Radości” Beethovena, wymyśla-liśmy efektowny przebieg naszego spektaklu historycznego, nuciliśmy „Follow my dream” Józka Skrzeka. Twórczą radość tamtych dni noszę w sercu do dzisiaj.

Widać było, że każdy z nas, jego uczniów wyniósł z tych lekcji poza wiedzą, wartości, które w pewnym stopniu wpły-nęły na to, jacy dzisiaj jesteśmy. pan profesor uczył w Liceum im. Jana śniadeckiego w Siemianowicach od 1.09.1977 roku do 30.09.1984. potem rozpoczął jako starszy asystent pra-cę w Zakładzie Bibliotekoznawstwa instytutu Literatury polskiej w uniwersytecie śląskim, a od 1987 roku był związany z Akademią (uniwersytetem) ekonomicznym im. Karola Adamieckiego w Katowicach.

ponadto jest członkiem wspierającym Związku Kombatantów rzeczypospolitej i Byłych Więźniów politycznych w Krakowie (Koło polskiej Akademii Nauk), człon-kiem Komisji historii śląska polskiej Akademii umiejętności, członczłon-kiem rady Wydawniczej Muzeum Miejskiego i przewodniczącym rady Muzealnej Muzeum Miejskiego w Siemianowicach śląskich.

Wuj Domin uczestnik trzech powstań, zginął w KL Auschwitz

Stryj Leon Janeczek vel Ber-nach, żołnierz 1939 r.

Franciszek Żurek komen-dant POW, uczestnik wojny 1920 r. i III Powstania ślą-skiego

Ludwik Musiał, przyjaciel z lat szkolnych Jubilat z redaktorem Bogdanem Widerą

198

TECZKA NA JANECZKA opowiastka siemianowickich klachul.

rozmowa dwu niewiast.

I: – Godajom…

II: – Kto?

I: – No, wszyjscy ludzie godajom, iże on wcale niy śpi. Durch pisze. A jak niy pisze, to kajś tam jedzie. A jak niy jedzie i niy pisze, to czyto.

II: – Co czyto?

I: – Wszystko, wszyściutko. A nojwiyncyj to cudze listy. Jakichś hrabiow, abo inkszych…

II: – Chwała Bogu, że jo niy pisza, ino esymesuja!

I: – To żałujcie, bo wos niy wrazi do żodnyj historycznyj ksionżki. Jo zaczła pisać, możno przeczyto, a potym opisze. I byda jak siymianowicko Paris Hilton.

Kto tam był, ten widział, że mieszkanie pana profesora to prawdziwy labirynt, któ-rego ścany stanowią sterty książek ustawiane tak od lat. dawno już brakło dla nich miejsca na półkach. W ten sposób profesor Janeczek zawsze ma je pod ręką. Wśród nich mieszka, pracuje, rozmyśla. Nawet jego sąsiedzi są pełni szacunku dla swojego uczonego. Jest postacią rozpoznawalną

NA KASPRZAKA

Na pytanie, czy znają pana prof. Zdzisława Janeczka odpowiadają zazwyczaj:

Ja, jo wiem, że tukej mieszko ta legynda Siemianowic, tyn profesór, co te książki pisze. Chyba z historii, tej naszyj, ale ni tylko. Czy je znom? Jeszcze żech nie czytoł.

To je mój sonsiad. Cichy taki. Ino w tyk ksionżkach siedzi. Nie przeszkodzo mi.

Cichy, spokojny gość. Nic nie mogą złego pedzieć na niego, ale jo z nim nie godom, to nie.... ale grzeczny jest, w ogóle go nie słychać, że tam siedzi na górze. Jakby go nie było, taki grzeczny.

Jestem ostatnim introligatorem w Siemianowicach. Mam tu swój sklepik i widuję pana profesora, jak biegnie czasem ulicą, ale osobiście nigdy z nim nie rozmawiałem, chociaż czytam jego książki.

To je, wie pani zaszczyt, że taki wielki człowiek mieszko tu z nami, w taki można tak pedzieć, trocha lumpiarski dzielnicy.

Uczył moją żonę historii, znam ze słyszenia. Jesteśmy dumni, że tu mieszka.

Jo tu mieszkom 30 lot, a łon jeszcze dużyj, bo od urodzynio. Wsziscy go tu znają, chyba, że terozki się tu sprowadzili. Ale starzy jak jo to wszyscy.

Jeden z moich interlokutorów z uczciwości swej napisał jeszcze tego samego dnia

Uczestnicy jubileuszu Płk Włodzimierz Wowa Brodecki