• Nie Znaleziono Wyników

(Niemojki) Młyn

Zgasła uroda zbóż

Kośby rytm zapadł się w ziemię Świat który kusił mocą ziarna Minął

Ostatni z niego zeszli siewcy Co czcili każdy dzień zapięty Na śpiewu skowrończego Broszę

Radosne muzykowanie świerszczy Przeplatane

Ostrzeniem kosy Młyn stracił serce Milczą kamienne żarna

Kruszeją łopatki pszennego różańca Młyńskie koło

Tocznę dzielące na części Wodorostami porasta Pamięta ziarna szczęśliwe Mielone

Do weselnego łamańca Stara Janowa

Dalej

Ponad wątpliwości Bez wahania Dzieli chleb

Na serdeczne części Rozdaje kromki codzienne Sobie

Pozostawia jedynie okruchy Roztropnie

Na zaczyn

Wierność Mój przyjaciel Od lat wielu

Ma oswojoną cyklofrenię Jak inni kobrę czy skorpiona Jej humory zna tak dobrze Jak zły szeląg

Wciąż traktuje ją ostrożnie Nie rozdrażnia

Gdy się łasi

Wyprowadza ją na spacer Kiedy trzeba

Zaprowadzi do lekarza Poda leki

Pisze nawet o niej wiersze To poeta

Widziano ich na wernisażu Wciąż z nią sypia

Żona nie jest chyba zbyt zazdrosna Ale cierpi

Chodzi smutna

Często czuje się niezręcznie I najchętniej

By ją udusiła Własnoręcznie Cyklofrenia

Humorzasta okrutnica Wiarołomnym za wzór Jak nikt inny

Dotrzymuje przysięgi I nie opuści

Aż do śmierci Na pewno.

VI 2015

Jesienna kantylena Deszcz

Ciągle deszcz Spowalnia czas Zawłaszcza przestrzeń Oswaja z samotnością Jak z dziecinną zabawką By raźniej było we dwoje Przez lata

Gromadziła pamiątki Starzeją się razem z nią

Towarzyszą w każdej przeprowadzce Przemieszczają na półkach

Za zgrzebnością i szarością Kryją bogactwo

Barw i uczuć

Brewiarze wspomnień

Relikwie samotnego człowieka Dokumenty że dawniej

Niegdyś onegdaj Dokładnie pamięta Koncertującą rynnę Jętkę za abażurem

Zwabioną obietnicą ciepła Znieruchomiałą nagle Na próbę

Wieczności Pracowicie szuka

Zgubionych przed chwilą Okularów

Sercoryt liryczny

pamięci R. Mikoszewskiego Każdy z nas odchodzi

W tamtą stronę Mija coraz bardziej To już tyle lat

Nie żył w świecie równowagi

Był przywiązany do rozróżniania dobra i zła Po stronie tego co empiryczne

Pisał fraszki z pytaniami do I przeciw Stwórcy

Mozolnie łowisz sedno a jawi się dno

Jeszcze silniej szukasz Od spodu puka Cały wysiłek na nic A prawda ta bez granic?

W jednej osobie mieszkał Człowiek i artysta Nie lubił wina Za to z żytnią Było mu twarzowo Salut i ave

Rylcem strzelistych wież

Podparte na zawsze kłębiaste chmury Nad dachami kościołów

Zwiastują deszcz

Święty Nepomucen pilnuje wód W kapsule minionego

Starostwo dworki kaplice Detale podlaskich chałup Grafiki duszy

W prawym dolnym rogu Anno domini…

R. III. M

Wirtuoz

Nietoperz Jaskółka nocy

Leci jak bumerang w mrok Ledwie zdążysz

Dostroić wzrok Wraca

Nagle Wysoki pisk

Jakby skrzypek z filharmonii Przeciągnął smyczkiem Po gwiaździstym niebie Ćwicząc etiudy

Przed wieczornym Koncertem

VII 2015

Rodzinny dom Dom mego dzieciństwa Dom nad łąkami

Gdzie horyzontem był las Dom nad sześcioma porami roku Pachnący malinowym sokiem Miętą i suszonymi grzybami Dom pełen magicznych Pospolitych rzeczy

Z jasnym kręgiem naftowej lampy Wciąż stoi w pamięci

Nie przepadł nie przeszedł Woalkę z pajęczyn Wiatr dawno Zarzucił na strzechę Nie ma dzieży

W której rozczyniano chleb Wygasł ogień w kaflowym piecu Pod lipową kopułą

Trwa wieczne brzęczące Miodobranie pszczół Słyszę skrzyp żurawia I echo

Ostatniej kropli wody Spływającej

Po omszałej cembrowinie W przepastną czeluść Studni

Sukcesja

Zadrzewienie śródpolne Mały lasek

Zaledwie parę brzóz i sosen Szmat pola od drogi do drogi Miedze znaczą

Rzędy polnych gruszy Kazimierz porzeczki zasadził Józef sadek jabłoni

Postarzeli się pomarli A las ruszył

Zakradł się między zagony Jabłonie w sadzie zagłuszył Franciszki zagarnął siedlisko Jak ośmiornica pełznie Ugory schodzą mu z drogi Kurczą łąki struchlałe Rzucają kaczeńce pod nogi I pęki niezapominajek A las się dalej panoszy Obrasta w zielone piękno Wciąż żywo w nim jeszcze bije Pierwotnej puszczy tętno

Księżyc w nowiu Świerszcze

Natrętne sekundniki W zegarze wieczoru Coraz cichsze Po ludzku niepewne Następnej minuty Pies złe sny Żałosnym wyciem Przegania do księżyca Wieś śpi

Trzymając się płotów Józek do domu Dryfuje szczęśliwy Wielkie dzięki Roztrwonił majątek Po ojcu

Teraz złoty pieniążek Ma na wyciągnięcie Ręki

VII 2015

Szczęście

Całe moje szczęście To wrzucona

Do wyciągniętych dłoni

Garść kolorowych kamyków słów Uśmiechy dzieci

Diamentowe kryształki lodu Kilka odruchów serca Przysięga że nigdy Że na zawsze - To za długo…

Rozchylam palce Kryształki lodu

Spłynęły słoną kroplą łez Zostały

Drobiny szczęścia Kruchego jak źdźbło Czterolistnej koniczyny Ukrytej pod białym obrusem I jak przy dzieleniu opłatkiem Chwile jasnych wzruszeń I otucha

Jak wśród nocnej ciszy

Harmonia i rytm

W Krainie

Kwitnących Sadów

Czas odmierzają sekundniki Spadających płatków Na wonne kobierce cieni Tygodnie to kolory owoców Brzemiennych jabłoni Godzin pilnują kolejno

Rodzime kosy, kukułki, słowiki Wiecznie panuje ład

Harmonia i rytm

Mierzone przylotami ptaków Kolejnymi lęgami

Po porze sadzenia drzew

Nastaje pora prześwietlania koron Przerzedzania zawiązków

Pora zbiorów Czas zamiera Po porze odlotów

Wraz z ustaniem krążenia soków Uśpione pąki na drzewach Nabrzmiałe nadzieją Czekają na nową Wiosnę

Intencja Choć dywan

Złocistych kaczeńców Amarantowy ostrożeń Firletki rdest ptasi Bodziszek

Ja szukam w zbożu Kąkolu

Śpiew skowronka Kukułki

Niesie się po rosie Ja nasłuchuję Przepióreczki W prosie Choć kusi Rybia gondola

Świeci zwodnicza latarnia Wymódl mi Święty Antoni To o co w życiu się staram Rozpoznać

W morzu szczegółów Detal

Piętę Ikara