• Nie Znaleziono Wyników

Nieznane losy „bieżeńców” z Nowosiółek nad Bugiem (1915)

oi prapradziadkowie i pradziadkowie byli w bieżeństwie. A ja i kilku-dziesięciu ich potomków, wnuków, prawnuków, praprawnuków, jeste-śmy, bo wrócili. Nie mam dokumentów. Nie znam szczegółów. Nie znam miejsc, ani dat. Nie mogę odtworzyć tej historii. Z tego okresu posiadam je-dynie fotografię pradziadków i ikonę od prababki Pelagii.

Pelagia i Łukasz Sawczukowie. I ich najstarsza córka Natalia, wówczas może czteroletnia dziewczynka. Dumnie pozują do fotografii. Tam, w Im-perium Rosyjskim. Nie wyglądają na biednych chłopów. Nie wyglądają na małżeństwo z szóstką dzieci. Są gdzieś bardzo daleko od nadbużańskich No-wosiółek, położonych w cieniu jabłeczyńskiego monasteru. Nie wiedzą jesz-cze, co przyniosą im kolejne lata, czy kiedykolwiek wrócą na swoją ojcowi-znę, jak będą tam głodować, jak przeżyją kolejną wojnę, że pochowają młodo jednego z synów…

Tam, gdzie zrobiono im to zdjęcie, wyglądają na zdrowych i spokoj-nych. Przeżyli. Może mieszkają w mieście. A może w jakiejś mniejszej miej-scowości. Mogli też właściwie wybrać się ze wsi do miasta i przy jakiejś większej okazji zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ale są dobrze ubrani. Stać ich na fotografa. Łukasz nosi mundur, w którym wygląda tak dostojnie. Pela-gia ma ładnie skrojoną bluzkę. Natasza – odświętny kostiumik. Mają się do-brze. Może on pracuje w administracji tego miasta, może ona jest krawcową.

Pewnie mała Natasza bawi się z miejscowymi dziećmi. Na pewno chodzą do cerkwi. Na pewno spotkali życzliwych ludzi, bo żyją i są na tym zdjęciu. Mo-że mieli szczęście. MoMo-że żarliwie się modlili. Jak odnajdują się w totalnie ob-cej rzeczywistości? A może dodatkowo – miejskiej, a nie wiejskiej. Nie wiem, czy są tam tylko oni troje, czy mają przy sobie pozostałą rodzinę z Nowosió-łek. Trudy bieżeńskiej tułaczki mogły rozdzielić ich z bliskimi, z którymi w strachu opuszczali ojcowiznę. I może spotkali się z tymi, co przetrwali do-piero po kilku latach w rodzinnych stronach. A może niektórych stracili na zawsze…

M

Nie wiem, gdzie została wykonana ta fotografia. Nadruki na odwrocie kartonowej podkładki, na którą naklejone jest zdjęcie, jasno wskazują, że to rosyjska robota. Brak jednak szczegółowego tropu: daty, nazwy miejscowo-ści, czy zakładu. Napis „Cabinet portrait” okazuje się nazwą modnego na przełomie XIX i XX wieku sposobu wykonywania fotografii. Format gabine-towy miał właśnie formę odbitki naklejonej na nieco większy karton, tworzą-cy ramkę. Na odwrocie reklamował się zakład fotograficzny, w którym wyko-nano zdjęcie. Jakim wspaniałym dokumentem mogłaby się okazać ta fotogra- fia, gdyby właściciel zakładu, w którym pozowali Łukasz, Pelagia i Natalia, nie nakleił odbitki na kartonik masowej produkcji, pozbawiony danych iden-tyfikujących zakład.

Wyobrażam sobie, że byli w Kursku. I stamtąd przywieźli cenną ikonę.

To piękne przedstawienie Matki Bożej z Dzieciątkiem, otoczonej wizerun-kami świętych i proroków. Ikona jest podpisana jako Kursko-Korzenna

„Znak”. Być może Łukasz i Pelagia zabrali w drogę ikonę lokalnie czczoną w miejscu, gdzie spędzili okres uchodźctwa? Na pamiątkę miejsca, na pa-miątkę ocalenia, z intencją szczęśliwego powrotu…

Nie wiem, jak pradziadkowie z tej rosyjskiej fotografii wrócili w ro-dzinne strony. Doczekali się kolejnych dzieci. Może zresztą któreś urodziło się w bieżeństwie. Nie wiem. Nie mam dokumentów. Nie znam szczegółów, miejsc, ani dat. Po Nataszy na świat przyszli: Łukasz, Aleksandra, Andrzej, Mikołaj i Michał – mój dziadek. Dziadek zmarł jeszcze przed moimi narodzi-nami.

Jedynym źródłem informacji są teraz opowieści mojej babci Olgi.

Sawczukowie byli jej sąsiadami. Teściami zostali dopiero w latach 50. Babcia wspomina, że rodzina Łukasza i Pelagii była wśród miejscowych znana z re-ligijności. W ich chatce w Nowosiółkach, w kąciku z ikoną, zawsze paliła się lampka. Sawczukowie żyli bardzo skromnie. Babci zapadło w pamięć powie-dzonko, obrazujące niedostatek wielodzietnej rodziny: Мишка, Гришка и Лу-ка, ходите суп кушать, а як зачерпнувся дна, только кропучка одна.

Pewnie powtarzały to dzieci bawiące się we wsi …

Ze skrawków wspomnień babci tworzę sobie wyobrażenie o pradziadku Łukaszu. Zastanawiam się, jak musiało go zmienić przeżycie bieżeństwa.

Podobno odznaczał się czysto rosyjskim akcentem. Był człowiekiem bardzo honorowym i pobożnym. Zmarł w okresie okupacji, nieświadomy te-go, że mieszkańców Nowosiółek czeka kolejna tułaczka … Prababcia Pelagia doży-wała w domu wybudowanym przez moich dziadków w Nowosiółkach, tuż obok starej chatki. Pilnowała wnuków. Czasem ukradkiem płakała, rozmyśla-jąc nad tym, jaki mają oni dostatek, a jak to było kiedyś. W domu Michała i Olgi pozostawiła też, ze swoim matczynym błogosławieństwem, przywie-zioną z Rosji ikonę …

Łukasz, Pelagia, Łukasz, Aleksandra, Andrzej, Mikołaj i Michał. Nie wiem o nich prawie nic. Wszyscy spoczywają na cmentarzu w Jabłecznej, oprócz Nataszy, dziewczynki ze zdjęcia ... Nigdy nie spotkałam Natalii, bo historia lubi się powtarzać. Tak, jak jej rodzice, którzy jako młode małżeń-stwo zostali nagle rzuceni w daleki, obcy świat, tak i ona musiała po II wojnie

światowej przymusowo wyruszyć w nieznane. Wysiedlona została z mężem na Ziemie Odzyskane – w ramach akcji „Wisła”. Swoje życie spędziła na Warmii, we wsi Zięby. Gdy tylko mogła, przyjeżdżała w rodzinne strony.

Przeważnie na święto Jabłczyńskiego monasteru. Spotkać się z bliskimi, po-wspominać, pooddychać nadbużańskim powietrzem i pomodlić się do świę-tego Onufrego. Bóg wynagrodził Nataszy jej niepokoje dwukrotnej tułaczki.

Dożyła prawie stu lat.

Pelagia – wówczas już wdowa – i pozostała część rodziny uniknęła wy-siedlenia. Synowie Sawczuków walczyli w Wojsku Polskim, więc władze przeprowadzające akcję wysiedleńczą zakwalifikowały ich jako Polaków.

Mogli pozostać w Nowosiółkach, gdy cała wieś się wyludniała. Psy wyły, zostały puste domostwa, prawie nikt nie przychodził na służby do monasteru.

Szczęście w nieszczęściu … Lata 50. Były już pogodniejsze. Andrzej, Miko-łaj i Michał założyli rodziny, rodziły się dzieci. Obok starego domostwa Sawczuków powstały jeszcze dwa domy. Rodzina została blisko siebie, w jed-nej wsi, wspierając się w dobrych i złych chwilach.

Ikona Matki Bożej Kursko-Korzenna „Znak”, przywieziona przez pradziadków Sawczuków z Rosji. W setną rocznicę bieżeństwa nasza rodzina oddała ikonę do

konserwacji, aby przywrócić jej dawny blask.

Paulina i Michał Melaniukowie (fotomontaż, lata 50.)

K. Sawczuk z babcią Olgą, która jest skarbnicą rodzinnych historii. Promocja książki

„Dwie godziny”, w której jest także autorką wspomnień. (Jabłeczna, sierpień 2014 r.)

Poświęcenie odnowionego krzyża, postawionego w podziękowaniu za ocalenie w czasie II wojny

światowej (miejsce, gdzie stał dom Pauliny i Michała Melaniuków; maj 2014 r.)

***

Paulina i Michał Melaniukowie opuszczali Nowosiółki jako młode małżeństwo. Tuż przed bieżeństwem, w 1915 r., na świat przyszedł ich pier-worodny syn Piotr. W drogę wyruszyli wszyscy domownicy, rodzice Michała – Wasilij i Fiekła1 oraz jego siostry – Ksenia i Pelagia, zwana Pułaszką. Nie mam pewności co do tego, czy

rodzice Pauliny – Grigorij i Ana-stasija2 z sąsiedniej Lisznej – też zdecydowali się na podróż.

O bieżeństwie pradziad-ków Melaniupradziad-ków, rodziców bab-ci Olgi, mam tylko skrawki in-formacji. Babcia wie, że dotarli do guberni tambowskiej. Rodzi-ce chyba nie opowiadali jej dużo o tamtych przeżyciach, a może czas zatarł w pamięci jakieś za-słyszane dawno temu historie.

Olga była najmłodszą córką spo-śród piątki dzieci, urodziła się w 1925 r. W 10 lat od wydarzeń związanych z wielką ucieczką.

Skojarzenia związane z wy-jazdem w głąb Imperium Rosyj-skiego … Dlaczego wyjeżdżali?

Nie wiadomo dokładnie, scy jechali, bali się wojny, wszy-scy zbierali się do ucieczki. Jak było w drodze? Cudem musieli przeżyć tą drogę. Jechali pocią-gami. Ludzie umierali z głodu.

Zostało dużo sierot, zabierali je do ochronek. Musiało być straszne to wszyst-ko, ale modlili się, trzymali się razem … i jakoś przeżyli.

Dotarli do tambowskiej guberni. Tam byli dobrzy ludzie, pomagali przyjezdnym. Była dla bieżeńców praca. (Jak czytam obwód tambowski to region bogaty w surowce mineralne). Były kopalnie, szachty. Ojciec pracował końmi. Wywozili węgiel do jakiegoś składu. Zarabiali na życie. A jak wra-cali? W którym roku nie wiadomo, ale pewnie przed rewolucją. Później tam

1 Bazyli i Tekla

2 Jerzy i Anastazja

był już głód, wywózki na Sybir. Przywieźli ze sobą trochę pieniędzy, czer-wońców. Ale tutaj nic nie było, mama opowiadała, że gotowali zupę z lebio-dy, bo nie było co jeść. Dopiero z czasem wszystko wróciło do normy. Waś-ka, drugi brat, urodził się w 17-tym roku, to może jeszcze w Rosji. A siostry Mania i Natala3 już w Nowosiółkach.

Czy dzięki temu wyjazdowi poprawiła się pozycja społeczna Melaniu-ków? Czy rzeczywiście życie stało się łatwiejsze dzięki przywiezionym czer-wońcom? Tak to sobie wyobrażam … Po powrocie prapradziadek Wasilij został starszynoju – prawdopodobnie wójtem – w Domaczewie. Tak Melaniu-kowie zyskali w Nowosiółkach przezwisko Галалы4. Podobno Wasilij po powrocie z miasteczka rozporządzał – donośnym głosem – mieszkańcami No-wosiółek, co do jakichś wart, czy innych obowiązków w czynie społecznym.

Babcia nie jest pewna, czy siostry jej ojca wyjeżdżały w bieżeństwo ja-ko panny, czy już jaja-ko zamężne ja-kobiety. Bo ich mężowie byli nietutejsi, mia-stowi. Rozmawiali w języku czysto rosyjskim, a nie w gwarze ukraińskiej, jakiej używano w Nowosiółkach. Obie ciotki mieszkały w Brześciu. Może więc poznały swoich wybranków w Rosji i przeprowadziły się z nimi do mia-sta blisko rodzinnej wsi? Ksenia, najmłodsza córka, otrzymała prawdopodob-nie w posagu przywiezione czerwońce. Może też wyszła bogato za mąż.

W okresie międzywojennym Ksenia i Paweł Iwaniccy założyli bowiem w Brześciu Hotel Poznański. Oferowali noclegi i obiady. Musiało im się wieść całkiem dobrze. Przypomina jeszcze o tym stary nagrobek Wasilja i Fiekły na cmentarzu w Jabłecznej. Prawdopodobnie ufundowała go córka z Brześcia, grawerując dedykację от дочери Ксении. Szczęście Iwanickich nie trwało jednak długo. W czasie okupacji niemieckiej musieli uciekać z Brześcia przez Bug, zostawiając cały swój poukładany świat. Stracili wszystko. Nie mieli już rosyjskich czerwońców, tylko zapamiętane przez babcię дубы, banknoty z dębowym drzewkiem. Cały worek pieniędzy, które straciły wartość … Zatrzymali się w domu Melaniuków na kolonii w Nowo-siółkach. Później zaś przeprowadzili się do Białej Podlaskiej. Tam też spo-czywają na cmentarzu przy cerkwi…

A Paulina i Michał, wraz z dziećmi, a nawet już wnukami, musieli przeżyć w 1947 r. kolejną tułaczkę. Na Zachód. Tak wśród wysiedleńców utarło się mówić o Ziemiach Odzyskanych. Spędzili kilka lat w Ziębach na Warmii. A gdy tylko dopuszczono na legalne powroty – wrócili na swoją ojcowiznę, płacąc odstępne za swój własny dom, zajęty przez obcych ludzi.

Wspominam o tym, co wydarzyło się trzy dekady po bieżeństwie, bo w przy-padku mojej rodziny, słowa: jestem, bo wrócili, należy opatrzyć nawiasem:

jestem, bo wrócili (dwukrotnie).

3 Rodzeństwo babci: Bazyli, Maria (Kiryluk), Natalia (Radzowinowicz)

4Od ros. глаголать

***

Historie obu opisanych rodzin scala osoba mojej babci Olgi. Dzięki niej mam pamięć rodzinną. Dzięki niej wiem skąd pochodzę i kim jestem. Wiem, jak duża jest moja rodzina, choć całej może osobiście nie znam. Mam groby i opowieści, a nawet trochę fotografii. Mam też przywiązanie do prawosław-nej wiary. I wciąż trwa jeszcze najstarsze pokolenie mojej rodziny. Olga, Nina i Maria – trzy synowe Pelagii i Łukasza Sawczuków. Mieszkają w trzech sąsiadujących ze sobą domach w Nowosiółkach. Spotykają się na ławce w sadku i rozmawiają po swojemu.

Niedawno świętowaliśmy dziewięćdziesiąte urodziny babci Olgi. Na-stępną uroczystością, na jaką babcia czeka, będzie wesele wnuczki.

Prezentowanymi wyżej wspomnieniami Katarzyna Sawczuk zajęła I miejsce w konkursie „Jestem bo wrócili: przywracanie pamięci w setną rocznicę bie-żeństwa" – w kategorii młodzieżowej (http://konkurs.biezenstwo.pl/)