• Nie Znaleziono Wyników

MOICH RODAKÓW ROZMOWY (O ARCHITEKTURZE)

,,Ten-ci musi być bohatyr, Kio nie pisze dzisiaj satyr".

Chociaż pisać nie mam chęci, Ludzie wciąż zmuszają mię ci:

Malkontenci

— (straszne typy!) oraz różni

siewcy lipy.

(Fakt nawiasem powiem ten Ci:

— przeważnie inteligenci).

Na sklepy, szwalnie i pralnie narzeka się zbyt banalnie;

Oni mają wykształcenie zatem w wyższej chcą domenie ' znaleźć

(daję na to słowo!)

IJZIURĘ W CAŁYM przysłowiową.

Najpierw szuka się tej dziury

\-V dziedzinie architektury:

Ktoś rzekł, że na MDM-ie Dom się nieco zapadł w ziemię

(Dzisiaj wprawdzie tylko „nieco",

"a rok — szukać go ze świecą!)...

Z tych powodów się obniży

wielki gmach z Placu Trzech Krzyży...

oraz

tu i tam budowa

— bo budowa jest ludowa.

Dziury, pęknięcia i szpary to ich repertuar stary.

Ich legenda „sztucznych fasad"

jest dyskusji drugą z zasad, więc

gdy zbiorą się — in gremio

stosują do MDM ją, Muranowa i Młynowa, Pręgi, Woli, Mokotowa:

Mówi zatem taki okaz, że domy są tam na pokaz, potem stwierdza parę osób, że w nich mieszkać — wprost

niesposób, bo to tylko są f a s a d y...

Taka treść jest tej zasady.

I od słowa tak do słowa rozmowa bardzo fachowa już na pełnych żaglach płynie, Pada termin za terminem:

Pośród bujd, bzdur i inwektyw takie słowa jak:

„eklektyk",

„załamania się perspektyw ' i „aspekty"

i „prospekty '

tudzież innych słów mgławice No,

bo czytał gość „Stolicę", coś tam piąte przez dziesiąte

— stąd w dyskusji słowa są te.

Całą tę rozmowę mgławą zapija się czarną kawą.

Potem z kawy wraca klan ów do swych domów:

na Muranów, Pragę,

Młynów, Mirów

po to,

by kolację zjeść z ochotą, papierosa by zapalić, w łóżku napić się herbaty

— W domu co się miał zawalić (w myśl ich słów!)

— przed dwoma laty ..

Krzysztof Janowski

W Ś R Ó D K S I Ą Ż E K

J ó z e f C z e c h o w i c z „ W i e r s z e w y b r a n e "

Biorę ze wzruszeniem do ręki książkę w szarej płó-ciennej oprawie. Tytuł: „Wiersze wybrane". Autor:

Józef Czechowicz. Po latach, długich latach, nastąpiło spotkanie twórcy „Nuty człowieczej" z czytelnikiem naszych czasów.

Józef Czechowicz był dotąd famą, szczególniej wśród młodzieży interesującej się poezją, byl słowem, które

mocno dzwoniło, ale którego kształt widomy leżał da-leko. Toteż gdy odległość ta została przekreślona, gdy

dystans został pokonany poprzez wydanie zbiorowe jego utworów poetyckich — reakcja wielbicieli cze-chowiczowskiej poezji miała charakter niezwykle żywy.

„Wiersze wybrane" zostały liozchwytane nie w ciągu dni, ale w ciągu godzin. Już na wiele, wiele dni przed ukazaniem się na półkach księgarskich tomu, niecier-pliwiący się miłośnicy odwiedzali księgarnie i pytali o termin, w którym książka ukaże się w sprzedaży.

Prosili o zarezerwowanie choćby tylko jednegoi egzem-plarza, opłatę chcieli wnieść z góry.

Znamienne to fakty, świadczące o zwycięstwie jakie odniósł poeta nad sercami swych czytelników.

Józef Czechowicz należał do tych twórców, którym sława nie była obojętna. Marzył o sukcesach pragnął rozgłosu tak, jak dobry siewca pragnie obfitego plonu.

W posiewie stawa widział radość, czuł rytm prawdzi-wego życia. Ale radość uregulowania swych wizji za-prawiona była nutą smutku, płynącą z poczucia

bliskie-go końca:

jeszcze zaczekam potem

obalę się jak wszyscy trup

i tak kiedyś zaleje sława ciemnym złotem grób

Poczucie sławy splatało się w poecie z poczuciem śmierci. Ten splot modulował i krystalizował jego myśli, by z kolei w słowach wiązanych zyskiwać wyraz poetyckiej melancholii. Zagubiony w sprzecznościach wewnętrznych twórczą swoją drogę wypośrodkował w liryce odrębnej zarówno w tonie jak i w formie od liryki dwudziestolecia.

Czechowicz znalazł swój własny styl, odróżniający go zasadniczo od innych twórców. Ale poszukiwanie stylu, dla niego będące wypowiadaniem najistotniejszej treści wewnętrznej, było jednocześnie szukaniem drogi ludz-kiej konieczności ustosunkowania się do otaczającego świata i problemów społecznych. Akcenty sielanki

„pachnącej snem" stają w obliczu pomruków buntu, cisza wsi pogrążonej w śnie, czy uśpionego miasta za-lanego światłem księżycowym, styka się z, obrazem walki nasuwającej się jako nieodparta konieczność, Ale Czechowicz nie był człowiekiem walki, dlatego ton rewolucyjny, ton namiętnego protestu zacznie odnajdy-wać dopiero wtedy, gdy zacznie rozumieć co leży u podstaw „katastrofy świata". Te .nieliczne sformu-łowania poetyckie, w których poeta rozumie wagę ba-rykady i nieuniknioną konieczność walki o lepszy spra-wiedliwy ustrój, stają się coraz bardziej wyraziste w ostatnim okresie jego życia. Że nie znalazły one silniejszego i bardziej zdecydowanego wyrazu, przypi-sać to trzeba chyba przeczuciu śmierci rychłej ia tra-gicznej, które zawsze silnie absorbowało Czechowicza

będzie dzwon głuchy dzwon po zwęglonej karcie poematu

Inicjatywę wydania . poezji Czechowicza dał Jan Śpiewak i wspólnie z Sewerynem Pollakiem zaczął

czy-nić zabiegi uwieńczone skutkiem. Obaj poeci zrobili duże wysiłki, aby zebrać wszystko co stworzył Józef Czechowicz a co od pożogi wojennej ocalało.

,,Wiersze wybrane" ukazały się nakładem Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik" w ilości 5176 egzemplarzy jako tom prawie czterystastronicowy w płóciennej sza-rej oprawie ze złoconymi tłoczeniami.

Wstęp napisali Jan Śpiewak i Seweryn Pollak. Prze-analizowali oni dokładnie twórczość Czechowicza i w kwintesencji ukazali jego oblicze wolne od nale-ciałości wadliwych ocen dawnego typu, opierających się na fałszywych kryteriach ideowo-artystycznych.

„Dziś widzimy Czechowicza — piszą autorzy wstę-pu — w nowych szerszych proporcjach. Poeta „Nuty

człowieczej" nie należał nigdy do artystów zamknię-tych w wieży z kości słoniowej, wyznających zasadę sztuki dla sztuki. Poeta, czuły na troskę i niedolę ludz-ką, umiał ją wzruszająco ukazywać w swoich wier-szach. Nienawidził wojny i wrogie mu były antyludz-kie hasła. Czechowicz kochał ojczyznę, kochał jej język, tradycje, krajobraz rodzinny. Czuje się w nich powiew uczciwej, wzruszającej, głęboko ludzkiej poezji".

Te słowa kreślą właściwy obraz poety, obraz, który coraz bardziej staje się wyrazisty w perspektywie czasu. Jest ta cecha każdej poezji mającej wartość nie-przemijającą.

Na treść „Wierszy wybranych" złożyły się tomiki wydane przed wojną, a więc „Kamień", „dzień jak co-dzień", „ballada z tamtej strony" „stare kamienie",

„z błyskawicy", „nic •więcej" i „nuta człowiecza".

Uzupełnione one zostały przez wiersze dla dzieci i prze-kłady poetyckie. Te ostatnie wykazują dużą skalę za-interesowań Czechowicza dla różnorodnych autorów.

Obok Lermontowa widnieje Aleksander Błok, obok So-łoguba — Jesienin, o<bok Szewczenki i Tyczyny — Nezval, Capek, Hałas. A dalej idą James Joyce> Wil-liam Black, Walt Whitman, Jan Artur Rimbaud, Guil-laume Apoillinaire i inni.

Tom kończy Nota biograficzna napisana przez Wa-cława Gralewskiego.

„Wiersze wybrane" zawierają niemal całą spuściznę poetycką Józefa Czechowicza. Pominięto kilka zaled-wie, wyraźnie zdezaktualizowanych utworów drobnych, których brak nie uszczupla całości obrazu poetyckie-go dorobku. Poważniejszym brakiem jest pominięcie niedużego poematu „Hildur, Baldur i czas", zamiesz-czonego w przedwojennym wydaniu tomu „nic więcej".

Nie znamy motywów, które kazały zarówno wydawcy jak i redaktorom tomu ominąć jeden z najciekawszych i poetycko najbardziej dojrzałych utworów Czechowi-cza. Delikatność traktowania zagadnienia, subtelność obrazów walczą w tym utworze o lepsze z oryginal-nością metafor i pięknem kompozycji. Temat potrak-towany został jakd bardzo wysublimowany obraz, tra-fiający do czytelnika odległymi pośrednimi drogami.

Pominięcie powyższe ma charakter wyrozumowanej kastracji. A przecież nie powinno to mieć miejsca już choćby z tegoi względu, tak bardzo ważnego, że pro-blem poezji to propro-blem człowieka żywego, człowieka jako takiego.

Krzywda ta musi być naprawiona w następnym wy-daniu. Powinno się ono ukazać jak najprędzej ze względu na wielkie zainteresowanie rynku czytelnicze-go twórczością Czechowicza.

Nasuwa się jeszcze inowy wniosek. Należałoby przy-gotować i wydać dalsze prace Czechowicza. Na nowy tom powinna złożyć się proza( utwory sceniczne, publi-cystyka literacka i listy. Szczególnie te ostatnie są bar-dzo charakterystycznym materiałem dla poznania Cze-chowicza jako " twórcy i jako człowieka. Czechowicz pisał dużo listów, można by rzec, że lubował się w lite-raturze epistolarnej. Wiele z tych listów na szczęście ocalało i są w posiadaniu jego przyjaciół i bliskich mu osób. Oczywiście trzeba by dokonać selekcji materiału, aby wydobyć z niego wartości mające znaczenie dla skonkretyzowania oblicza twórcy,

Czechowicz pisał w pewnym okresie życia również wiersze reklamowe. Nie czynił tego tylko dla zarobku, ale również i ze swoistej potrzeby podniesienia pozio-mu reklamy okresu międzywojennego, pokazania, że i w tej dziedzinie poezja może znaleźć swój wyraz.

Czynił to zresztą i Majakowski. Niestety zdaje się, że rzeczy te zaginęły bez śladu, spopielone przez pożar wojny.

Również publicystyka literacka wyraża się dużą ilością felietonów, zamieszczanych w różnych pismach codziennych i z różnych okazji. Pewna ich ilość oca-lała i powinna znaleźć się w proponowanym tomie. Ten drugi tak zestawiony dałby całkowity obraz Czechowi-cza, umożliwiłby dokładne jego poznanie, a przez ta samo i bezbłędne jego odczytanie i zrozumienie jego dróg twórczych.

Trzeba wierzyć, że „Czytelnik", który dokonał pięk-nego dzieła, wydając poezje Czechowicza, nie zatrzyma się w połowie drogi i wyda resztę jego spuścizny.

(W)

Z a m o ś ć * )

Nakładem Instytutu Urbanistyki i Architektury w Warszawie ukazała się bardzo cenna i pięknie wy-dana książka Stanisława Herbsta pt. „Zamość". Tom ten składa się z dość obszernego omówienia historii architektonicznego rozwoju miasta oiraz albumu ilu-stracji przedstawiających fragmenty zabytkowego Za-mościa. Trzeba podkreślić, że dzieło to jest opracowane z dużą starannością, rzetelną znajomością przedmiotu : prawdziwym smakiem graficznym. Z przyjemnością bierzemy do ręki tę śliczną książkę, pełną doskonałych zdjęć, oddających w sposób możliwie najtrafniejszy

*) Stanisław Herbst — ,,Zamość" — Instytut Urbani-styki i Architektury, Warszawa 1955.

wszystkie uroki tego jedynego w swoim rodzaju miasta.

„Pierwszą myślą kanclerza", pisze St. Herbst, „było zbudowanie nowego zamku, już nie średniowiecznej warowni wodnej, ale rezydencji renesansowej, jak się zdaje — od razu przewidzianej w związku z miastem.

Miejsce dla niej wybrał na wzgórzu koło wsi Zdanów".

Wkrótce, dn. 1.VII. 1578 roku, zawarł fundator, kanclerz Jan Zamojski umowę z włoskim architektem Bernardo Morando, pochodzącym z Padwy, powierzając mu spo-rządzenie planów. Włoch z zapałem przystąpił do rea-lizacji swojego wielkiego dzieła, starając się „pogo-dzić zalety planu szachowniczego z ukształtowaniem centralnym. Zadanie polegało na sprzężeniu w jednym

obwodzie miasta — na 200 mniej więcej domów — z plastycznie wyodrębnioną rezydencją — zamkiem".

Pałac miał być tutaj dominantą architektoniczną zespo-łu. Poza wałami miejskimi zaplanowano przedmieścia, gdzie tuż obok chat rzemieśliników miały powstać bro-wary, kuźnie oraz siedziby rzeżników. Pośrodku stworzono Rynek Główny, przepołowiony w myśl wy-magań włoskiego renesansu osią symetrii miasta. Ber-nardo Morando zaprojektował też w rynku podcieniową kamienicą piętrową z dachem osłoniętym zębatą atty-ką. Zamość jako twierdza posiadał trzy bramy: Lwow-ską, Lubelską i Szczebrzeską. Jedną z nich kazał kan-clerz zamurować (1588), a mianowicie Lubelską, na pamiątkę tego, że właśnie przez nią przejeżdżał więzień Jana Zamojskiego, król elekt, arcyksiążę Maksymilian.

Morando w planie swoim przewidywał budowle o cha-rakterze monumentalnym: zamek, kościół famy, ratusz, arsenał i warowne bramy, lecz forma tych budowli kształtowała się w miarę postępujących robót. Miasto rozrastało się stosunkowo szybko, chociaż oozwój jego hamowały w pewnym stopniu raz po raz wybuchające epidemie, a także dewaluacja pieniądza. Po upływie 20-letniego terminu zwolnienia od podatku dla świeżo osiedlonych mieszkańców Zamościa, kanclerz, pragnąc przyśpieszyć budowę grodu swojego imienia, obwieścił

„wszystkim obywatelom tego miasta, aby domy sta-tecznie kończyli z terminem do dn. 24.VI.1601 r. pod groźbą konfiskaty majętności ich gruntowych". Z roku na rok rósł tutaj handel, prowadzony przez Ormian, Greków, Żydów lewantyńskich i portugalskich, rosło też znaczenie nowego Zamościa. Jednym z ważniej-szych artykułów importowanych było wino greckie, potem węgierskie. Wśród obywateli wyróżnia się grupa 11 kuśnierzy i 12 tkaczy. Ormianin Murat Jakubowicz uzyskał monopol na produkcję safianu, kurdybanów, kobierców tureckich i manufaktury. Dużym zakładem była drukarnia Akademii, drukująca wiele dzieł o mię-dzynarodowym poziomie technicznym. Po śmierci Jana Zamojskiego następuje drugi okres historii miasta.

Powstaje kościół Franciszkanów, szpital, a na schyłku XVII wieku Jan Michał Link przebudował fortyfikacje, pałac i 2-piętrową kamienicę (Nr 5) w Rynku, nadając jej formę klasycyzującego baroku.

Autor, snując dzieje architektonicznego rozwoju

Za-mościa, daje nam krótki zarys poszczególnych etapów świetności, rozbudowy i zmierzchu tego pięknego mia-sta, c d samego zaczątku, przez ciężki okres porozbio-rowy, czasy Królestwa Kongresowego, aż do ostatniej niemal chwili. „Morando potrafił wyrazić również dą-żenie nowej, występującej wówczas klasy, która nie mieściła się w hierachii feudalnej, ani w izolacji śred-niowiecznej", kończy Herbst, „Forma, którą zbudował, jest niepowtarzalna. Zamość pozostał tylko wzorem, jak należy pracować".

Drugą część dzieła Stanisława Herbsta stanowią świet-nie dobrane zdjęcia: inż. Adama Klimka, W. Kalinow-skiego, Cz. Olszewskiegos prof. J. Zachwatowicza, J. Bułhaka, Łuczyńskiego oraz materiały pochodzące ze zbiorów CBI. Wszystkie te fotografie ukazują klejnoty

architektury renesansowego Zamościa, elewacje po-szczególnych zabytkowych kamienic, wnętrza starych domów, sklepione sienie, fragmenty wspaniałych skle-pień, bogato zdobione kolumny, portale, podcienia i przebogaty wystrój Rynku. Album zawiera szereg obrazów prześlicznego ratusza, strzelającego spośród koronkowych murów niewielkich, lecz jakże pięknych budowli, wycinki kunsztownych dekoracji, głowice fan-tastycznie rzeźbionych kolumn, dźwigających opajęczo-ne stropy, widoki wąskich, sędziwych ulic, pasy pomy-słowych fryzów i plany.

Jest to najprzyjemniejszy ze spacerów, przechadzka po czarodziejskim mieście, gdzie każdy kąt tchnie uro-kiem jedynej i niepowtarzalnej architektury, zapachem starych kamieni. Do tego trzeba dodać, że każde ze zdjęć jest już samo w sobie dziełem sztuki, „Zamość"

St. Herbsta to przykład nie tylko dobrej, naukowo opra-cowanej monografii tego miasta, ale wzór znakomitej pod wzlgędem typograficznym książki. Okładkę i obwo-lutę projektował W. Szyndler. Całość wyszła z zakła-dów graficznych im. M. Kasprzaka w Poznaniu. Opi-niodawcy: inż. arch. Adam Klimek i dr Jerzy Miło-będzki.

Jedyną przeszkodę do spopularyzowania tego warto-ściowego wydawnictwa stanowi cena książki. Nieprzy-stępna i zbyt wygórowana, nawet w porównaniu z in-nymi dziełami tego typu,

jnk

K o n r a d B i e l s k i

Pewną trudność sprawia ustosunkowanie się do książki, która leży przede mną na stole. Bo recenzowa-nie utworów takich jak „38 równoleżnik" Konrada Bielskiego nie jest łatwe.

Patrzę na nią i zastanawiam się, czy uznać ją za de-biut czy za kontynuację poetyckich prac. Formalnie rzecz biorąc „38 równoleżnik" to debiut,, gdyż jest pierwszym drukowanym w formie książki utworem poetyckim Bielskiego. Ale z drugiej strony, czy słuszną jest rzeczą traktowanie jako debiutanta poety, którego liczne utwory drukowane były w czasopismach literac-kich okresu międzywojennego.

„38 r ó w n o l e ż n i k "

Bielski zaczynał wcześnie. Pisał i drukował już na ławie szkolnej, współpracował z różnymi pismami w okresie studiów uniwersyteckich, współtworzył z Cze-chowiczem, Gralewskim, Grędzińskim i Jaworskim wy-dawnictwa literackie jak „Lucifer", „Reflektor" i in., był poważnym przedstawicielem awangardy literackiej, w szeregach której grupowało się wszystko prawie co było w literaturze owego czasu twórcze i postępowe.

Awangarda literacka tych czasów miała jeden z sil-niejszych punktów oparcia w Lublinie. Wyrazem tego był projekt Witkiewicza, by właśnie w Lublinie zorga-nizować wielki kongres awangardy literackiej z całej

Polski. Niestety, zamierzenia te nie zostały zrealizowa-ne z różnych powodów, wśród których wybuch wojny był najważniejszy.

W ostatnich latach przed wojną Bielski zamilkł i do-piero teraz po wojnie, w ubiegłym roku, nazwisko jego pojawiło się na rynku wydawniczym jako autora poe-matu o walczącej bohatersko Korei.

A więc debiut?!

Nie, to nie debiut, choć tyle pozorów przemawia za takim a nie innym określeniem. Przeczy mu jednak sam styl utworu, który głębokoi wiąże się z postawą poe-tycką całego dotychczasowego dorobku pisarskiego Konrada Bielskiego i wykazuje kontynuację jego po-stawy twórczej i jego osiągnięć poetyckich.

Wybór tematu jest w pewnym stopniu niezwykły.

Walki w Korei poruszyły cały świat. Pełne bohaterstwa i poświęcenia oddziaływały na niejedną wyobrażnię, zarówno zwykłego zjadacza chleba jak i poety. Ale takie już jest prawo tworzenia, że najcelniesze dzieła powstają wtedy, gdy wybrany temat oglądany jest w perspektywie czasu. Dlatego np. Stendhal, mimo' że był wielkim pisarzem i zagorzałym boinapartystą, nie napisał nic godniejszego uwagi o epopei napoleońskiej (cpis bitwy pod Waterloo jest sui generis wyjątkiem), dlatego Lew Tołstoj stworzył swe nieśmiertelne arcy-dzieło ,,Wojna i pokój".

Pierwszy żył w klimacie wojującego Cesarstwa — drugi oglądał go jako zjawisko historyczne z dość du-żej odległości czasu.

Pierwszy swój ładunek uczuciowy kładł w aktualne sprawy i one pochłaniały jego uwagę jako człowieka — drugi spokojnie, oczyma obiektywnego twórcy, zakre-ślał kontury swojego dzieła i cyzelował każdy szczegół.

Epoka stwarza styl, który często jest w sprzeczności z postawą artystyczną pisarza i jego zamierzeniami, styl, który rówinież często bywa sprzeczny z potrzebą nadania dziełu takiej, a nie innej formy.

Dlatego nie ma prawie arcydzieł pisanych na gorąco, a obrazujących epoki wielkich przemian.

Gdy w trakcie pisania racenzji o ,,38 równoleżniku"

czytam poszczególne jego fragmenty i porównuję styl ich ze stylem poprzednich poetyckich prac Bielskiego, czynię następujące spostrzeżenia. Pierwsze — że ogól-ny charakter utworu jest jakby wielką reminiscencją dawnego dorobku poetyckiego Bielskiego. Drugie — że na użytek aktualnych wypowiedzi użył poeta formy sloganowo-publicystycznej.

Do portu zawinął okręt, Stal trzy dni.

Nadymił i pojechał dalej.

Legendą dymu żyła woda i wybrzeże.

Po domach, knajpach i zaułkach Ludzie do ucha szeptali

Tajemne zduszone słowa.

Nikt nie chciał wierzyć.

Każdy kto czytał i zna „Legendę" Konrada Bielskie-go, drukowaną przed wojną w jednym z warszawskich pism literackich, wie jak całkowicie w klimacie tego utworu leży przytoczony cytat.

Drugie spostrzeżenie zilustrują dwa fragmenty:

1) Ojczyznę naszą piękną Wydarto obcej przemocy Rozcięto na połowę

Drapieżnym ostrym mieczem.

2) Dziś wojsko dolarowe Dalekiej Ameryki

Wtargnęło na naszą ziemię Schwycono nas za gardło.

Cytaty powyższe mówią dobitnie, że nawet utalento-wany poeta, a takim jest niewątpliwie Bielski, z trudem tylko opanować może aktualny temat, szczególnie gdy ten jest naładowany burzą i krwią. Przez opanowanie tematu rozumiem wypowiedzenie go w oryginalnej i no-wej formie.

Z tego borykania się z tematem i poetyckiego ujarz-miania go wyrasta w końcowym efekcie wypowiedź choć niejednolita artystycznie, ale ciekawa i zahacza-jąca czytelnika, pełna prawdziwych i szczerych akcen-tów.

Cały poemat, acz silnie związany linią ideologiczną i estetyczną, składa się z dwunastu części, z których każda ma charakter jakby oddzielnej pieśni, wiersza czy rozdziału. Do najcelniejszych należą „Inwokacja", „Za-miast wstępu" i „Mówi poeta".

„38 równoleżnik" ukazał się nakładem Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik" w nakładzie (szkoda, że tak mało) 1160 egzemplarzy. Okładka i ilustracje Celnikiera.

Należy mieć nadzieję, że autor „38 równoleżnika" nie poprzestanie na nim, ale na półki księgarskie rzuci swe nowe prace.

(wg)

O k s i ą ż c e Z. B i e ń k o w s k i e g o „ P o e z j e p o l i t y c z n e W. H u g o "

W roku 1848, w parlamencie Francuskim, pewien wpływowy mieszczanin wysłuchawszy gorącego prze-mówienia Wiktora Hugo zawołał z nutą ironii w głosie:

„Poeta!"

Okrzyk ten miał oznaczać, że wystąpienie wielkiego pisarza to tylko pięknie brzmiące słowa, nie mające po-krycia. Że stanowisko poety walczącego w obronie lu-du, to stanowisko podlegającego złudzeniom utopisty.

A jednak poezja była dla Wiktora Hugo formą bojo-wego działania. Pragnął kształtować świadomość spo-łeczną ludzi swojego wieku, a na historię patrzył zaw-sze od strony mas wyzyskiwanych i uciemiężonych.

Jego wiersze były szkołą odwagi, patriotyzmu i namię-tnej nienawiści do tyranii, reprezentowanej przez Lud-wika Filipa i trzymającą się poły jego płaszcza bur-żuazję.

Cała niemal twórczość Wiktora Hugo była zaangażo-wana politycznie. Możemy śledzić krok za krokiem re-wolucyjną drogę jego sztuki, przy czym nie potrzebuje-my zapominać, że będąc dzieckiem, i potem jako sze-snastoletni chłopiec, pisywał rojalistyczne ody. Sam

Cała niemal twórczość Wiktora Hugo była zaangażo-wana politycznie. Możemy śledzić krok za krokiem re-wolucyjną drogę jego sztuki, przy czym nie potrzebuje-my zapominać, że będąc dzieckiem, i potem jako sze-snastoletni chłopiec, pisywał rojalistyczne ody. Sam

Powiązane dokumenty