• Nie Znaleziono Wyników

Sztuka w 5 aktach z epilogiem Znakomita malarka Olga Boznańska zdobyła

najwięk-szą sławę z polskich malarek w kraju i za granicą.

Urodzona w 1865 r., zamieszkała w Krakowie, Studia malarskie odbyła w Monachium. Od r. 1898 stale za-mieszkiwała w Paryżu i tam zmarła 20 października

1940 r. Pochowana została na cmentarzu Montmorency, gdzie ustawiono na jej grobie kamienny pomnik.

Pochłonięta malarstwem, nie wyszła za mąż. W ni-niejszej sztuce opisałem dzieje jedynej miłości Olgi Boznańskiej.

Korzystałem głównie z listów zebranych i opatrzo-nych przedmową w 1949 r. przez Helenę Blumówną

(Wydawnictwo Państwowego Instytutu Sztuki), z opo-wieści przyjaciół i znajomych malarki oraz z moich osobistych wspomnień.

AUTOR Akt II

(Monachium. Rok 1890. O l g a B o z n a ń s k a po ukończeniu studiów malarskich przebywa w Monachium kopiując dzieła mistrzów

Odrodzę-nia i malując akty razem z malarzem Tomaszem.

Scena przedstawia pracownię malarską T o m a -s z a , -skromnie, lecz gu-stownie urządzoną; kilka studiów, makat, bukiet jesiennych kwiatów, na podium stoi fotel. Porządek posunięty do pedan-terii, na dwóch sztalugach akty tej samej modelki.

E m i e l i ń s k i ubrany wytwornie, postawny, z papierosem w gębie o wyzywającym wyrazie, T o m a s z o ujmującej powierzchowności, z dba-łością o wygląd nie rzucającą się w oczy, z głową przewiązaną ręcznikiem).

S c e n a 1

T o m a s z — E m i e l i ń s k i T o m a s z

Po tym pijaństwie łeb mi trzaska.

E m i e l i ń s k i

Za dużo wypiłem. Nie powinienem tyle pić, a piję. Nie jestem głupi, a postępuję, jakbym był durniem.

Cóż, ustąpiłeś podobno Boznańskiej? Zmieniacie modelkę?

T o m a s z

Chąc z nią nadal malować musiałem ustąpić.

E m i e l i ń s k i

Ty niby taki nieustępliwy — ustąpiłeś. Jabym nie ustąpił.

T o m a s z

Nie jesteś malarzem. I ciebie nic na świecie nie obchodzi oprócz własnej osoby i zmysłowych potrzeb grzesznego ciała.

E m i e l i ń s k i

Gdybym był malarzem, też bym nie ustąpił.

Kobiecie jak krnąbrnemu koniowi nie można ustą-pić — znarowi się i koniec. Kogo będziecie malo-wać?

T o m a s z

Pewnie jakąś ohydną Pastranę, która za pie-niądze się pokazywała.

E m i e l i ń s k i Więc z wyboru Boznańskiej?

T o m a s z Tak.

E m i e l i ń s k i

To musi się źle skończyć, albo... i dobrze.

T o m a s z

Postanowiłem mniej pić, a więcej malować.

E m i e l i ń s k i

Jeśli ty to postanowiłeś, to dobrze, ale jeśli

ona-postanowiła, to źle. Obawiam się, że to jej posta-nowienie.

T o m a s z

Moje jest, bo wyraziłem na nie zgodę.

E m i e l i ń s k i

To nie jest przekonywające. Wytresuj Olgę tak, żeby chodziła za tobą na znak posłuszeństwa z opuszczoną głową. Nie daj nigdy przewodzić tej małej despotce, bo cię jak Dalii a pozbawi siły, odbierze wiarę i to umiłowanie siebie, które mu-sisz mieć, a w końcu uczyni bezwolnym narzę-dziem, nawet takiego zucha jak ty!

T o m a s z

Wszelkie współżycie wymaga wzajemnych ustępstw.

E m i e l i ń s k i

Nie wierz w to. To argument tych amazonek.

Jeśli ustąpisz takiej, zejdziesz na psy.

T o m a s z Chce z nią obcować i malować...

E m i e l i ń s k i

Przy wiąż ją do siebie, jesteś przecież tęgim mężczyzną. Jeśli ci się nie uda, pal diabli babę — siebie uratujesz... (słychać dzwonek). Wychodzę.

(Obaj wychodzą, po chwili, T o m a s z , już bez

Zdobyłeś jeszcze kwiaty. Są ładne, ale czegoś im brak.

T o m a s z Wiosny.

O l g a

Gdybyś nie był taki kokiet, uwierzyłabym, że je naprawdę lubisz. (Reguluje światło, umieszcza K l a r ę na podium w pozycji stojącej z podgię-tą nogą i ręką oparpodgię-tą na głowie. Spoza kotary widać bladą twarz, rękę i stopy. Malarze przy-stępują do pracy).

O l g a (po chwili) Czy stale będziesz dziś milczał?

T o m a s z

Lepiej będzie, jeśli będę milczał.

O l g a

Mimo to, proszę, przerwij to milczenie, od któ-rego nikomu przyjemnie nie jest.

T o m a s z Pamiętaj — ostrzegłem.

. O l g a Pamiętam i może nie zapomnę.

T o m a s z

Mówisz, że nie jesteś stworzona dt> walki, a czemu wywołujesz walkę?

O l g a

Powinieneś znać kobiety, ty, który lubisz ko-biety. Zresztą wolę już nawet walkę, niż to milcze-nie, które przytłacza i odbiera chęć nie tylko do

ma-lowania. Wolę, niż ten widok człowieka, czasem lubianego, a w którego spojrzeniu czai się coś bardzo nielubianego...

T o m a s z

Sprowadziłaś to na miejsce tamtej dziewczyny, która miała urodę, ciało, temperament, tę!...

O l g a

Czyż ta ci się nie podoba? Możesz mówić śmia-ło; ona nie rozumie po polsku.

T o m a s z

! O l g a Dla mnie jest zupełnie ładna.

T o m a s z

Ma też wielkie zalety: jest zawsze na swoim miejscu.

T o m a s z Nie jest na swoim miejscu!

O l g a

Co chcesz przez to powiedzieć?

T o m a s z

Gdyby była na swoim miejscu, mógłbym ją ma-lować, a ponieważ czynię to z wielkim trudem i przymusem, wnoszę, że nie jest na swoim miejscu.

O l g a Nie rozumiem.

T o m a s z

Jak może być na swoim miejscu, jeżeli wszyst-ko u niej nie jest na swoim miejscu, ani usta, ani oczy, ani broda, ani pierś, ani brzuch!

O l g a

Przed chwilą chwaliłeś jej urodę.

T o m a s z

Chwaliłem przez „uprzejmość"; wydawało mi się, że poznasz się na rodzaju mej uprzejmości.

I na pewno poznałaś.

O l g a

Dla mnie ona naprawdę jest zupełnie dobrze.

T o m a s z

Tak się mówi po francusku w kraju twojej matki. U nas to nie wiadomo co oznacza.

O l g a

Poza tym ma spokój, który ja w ludziach bar-dzo lubię.

T o m a s z

Jej spokój budzi we mnie niepokój. Flegma, której organizm chciałby się najprędzej pozbyć.

O l g a Nieprawdziwe.

T o m a s z

Mając upodobanie do portretu, ty, artystka, musisz widzieć i z pewnością widzisz lepiej od

innych. Dlaczego więc mówisz o urodzie, której nie ma, o zaletach, które muszą mieć swój pla-styczny wyraz, a których też nie ma.

O l g a

Nasz sposób patrzenia na człowieka jest tak odmienny.

T o m a s z

Wiadomo. Ty widzisz niewidzialne.

O l g a

Staram się dojrzeć człowieka w człowieku i wy-razić to w formie, którą zdobyłam pracą.

T o m a s z

Pięknie mówisz, ale czujesz i myślisz inaczej.

Ta dziewczyna dlatego ci się podoba, że mnie się nie podoba. Tak jak tamta ci się nie podobała, bo mnie się podobała.

Tak twierdzi twoja kochająca i kochana siostra.

O l g a Ona jest niemądra.

T o m a s z

Ja nie twierdzę, że kłamiesz, twierdzę, że mó-wisz nieprawdę, a to jest pewna różnica.

O l g a

Artysta ujawnia się i wypowiada w swym dziele. W moich obrazach jest prawda.

T o m a s z A u mnie?

O l g a

Ty czasem, a nawet często, blagujesz w malar-stwie.

T o m a s z

Kiedy mówisz prawdę: chwaląc czy ganiąc moje malarstwo?

O l g a

Oszczędzam cię nie chcąc robić przykrości i wy-woływać burzy. Twój charakter nie znosi sprze-ciwu i krytyki.

Człowiekowi utalentowanemu praca przychodzi łatwo, bawi się malując. Nie potrzebuje pocić się i przemęczać obrazu.

O l g a

Czy nie wzrusza cię widok wielu, wielu płó-cien tych męczenników sztuki. Masz warunki, by być dobrym malarzem, Tomaszu.

T o m a s z I co dalej?

O l g a

„Talent to praca" mówi nie byle kto, Zola.

T o m a s z Nonsens.

O l g a

Pozorny. Za mało pracujesz. Hulasz, tracisz siły, zdrowie, czas. To się odbija na twoim ma-larstwie. Robisz zbyt małe postępy. Obrazom twym brak perfekcji, którą daje tylko wytrwała praca.

T o m a s z

Musi być rozrywka. Inaczej nie byłoby pod-niety.

O l g a

Może być zabawa, ale nie hulanka i nie usta-wiczna. To niszczy człowieka.

T o m a s z

Więc źle maluję, według ciebie. To jest pewnik?

O l g a

Spytaj się swoich kolegów, ale nie tych, którzy ci schlebiają, niech ci odpowiedzą na to pytanie.

T o m a s z

To wszystko zmierza do tego, żeby mi dowieść, że malujesz lepiej ode mnie.

O l g a

Spojrzyj na tamte dwa płótna. Który obraz j,est lepszy, twój czy mój? A przecież akt tamtej dziewczyny tak ci się podobał, nie malowałeś pod przymusem.

T o m a s z O l g a

Musisz przyznać, że mój jest lepszy i to znacz-nie lepszy.

T o m a s z O l g a

Chciałeś, bym mówiła prawdę, więc mówię.

T o m a s z

Wielokrotnie dawałaś mi odczuć w sposób sub-telny, na jaki ci twoja krew francuska pozwala-ła — swoją wyższość. Dziś wreszcie, już bez ogró-dek, dałaś temu pełny wyraz.

O l g a

Rzuć to szaleńcze igranie z życiem i weź się serio do pracy, wygraj ten wyścig ze mną. Będę

rada- to zobaczyć i złożyć ci gratulację.

T o m a s z

Użyję znowu słów twojej siostry: kłamiesz. Nie będziesz rada, bo jesteś zazdrosna o wszystko:

o modelkę, o malarstwo, ba, o głupi pędzel, jeśli zdobędę lepszy od twojego! Kobieta jak ty, z pa-łającymi oczami i żółtą cerą może mieć te zalety co ty, ale musi mieć i te wady co ty!

O l g a

Czy jeszcze chcesz mi powiedzieć coś równie dokuczliwego?

T o m a s z

Twoje malarstwo! Ono jest bezsilne!

O l g a Co kto siłą nazywa.

T o m a s z Malarstwo twoje — jest smutne.

O l g a

Jest smutne, bo we mnie jest dużo smutku.

T o m a s z

Otóż to! To jest źródło twoich nieszczęść, które spadać będą na ciebie i na tych wszystkich, któ-rzy będą chcieli zbliżyć się do ciebie... (K 1 a'r a

Biedaczka! (Narzuca na nią płaszcz, Tomasz po-daje owoce i słodycze). Jakże winni jesteśmy — zapatrzeni w naszą sztukę nie widzimy człowie-ka! Przejęci swarami, w których dominuje urażo-na ambicja nie odczuliśmy jej cierpienia! Nie-szczęśliwej, głodnej, może dlatego, że nie znaj-duje pracy, że zbyt dumna nie chce wyciągnąć ręki po jałmużnę, a może zbyt uczciwa, by się sprzedać! Czyż można na to patrzyć spokojnie, na co widać zobojętnieli syci, zalani piwskiem oby-watele tego bogatego kraju!

T o m a s z Patos przeciwny mojej naturze.

O l g a (pochylając się nad K l a r ą ) Czy już lepiej? ( K l a r a potakuje głową).

T o m a s z Pieniądze dam, ale nic ponadto.

O l g a

Uważam, że zamiast jałmużny dać jej lepiej pracę.

T o m a s z

Chcesz, byśmy nadal korzystali z jej usług jako modelki?

Czy w ogóle już nie chcesz malować razem ze mną?

T o m a s z

Mogę malować razem z tobą modelkę z mego wyboru. Będzie to Włoszka pięknie zbudowana, szeroka w ramionach, wąska w biodrach, jak tyl-ko rzymianki bywają. Czy chcesz ją malować?

O l g a

Wolałabym kończyć zaczęty akt tej dziewczy-ny. Nie robić przykrości sobie i tej biedaczce.

T o m a s z

Biedaczce! Powtórz jeszcze raz to łzawe słowo i uderz się w piersi, a umniejszy się pokaźna licz-ba twoich grzechów!

O l g a

Powtórzę, bo jest nią bezspornie.

T o m a s z

Kobieta chcąc ujarzmić mężczyznę używa róż-nych sposobów; potrafi nawet apelować do jego litości!

O l g a

Odchodzę. (Do K l a r y ) Idziemy. ( T o m a s z daje K l a r z e pieniądze, z wdzięcznością przy-jęte. O l g a zabiera akt Anki, u drzwi przystaje).

Wyglądasz jakbyś był chory... Żałuję, że rozpę-tałam tę burzę...

T o m a s z

Uczyniłaś dobrze, właśnie dobrze. Pękła hipo-kryzja — odsłonił się człowiek.

O l g a Do widzenia, Tomaszu.

T o m a s z

A zabierzcie i drugi akt, w którym jak zwykle na świecie jest początek i koniec.

(Obie kobiety zabierając dwa płótna wychodzą odprowadzane przez T o m a s z a . Po chwili ten wraca, rzuca w kąt akt K l a r y , odwraca do ściany akt A n k i i staje z opuszczonymi rękami.)

K o n i e c II a k t u

Włodzimierz Chełmicki

A n n a J a k u b i s z y n

PRO DOMO SUA CZYLI TŁUMACZ

Powiązane dokumenty