Myśl wspólnotowa omawianych w tym rozdziale komunitarystów odzna
cza się charakterystyczną dla nurtu lewicowego wrażliwością moralną. Jest wielkim zadaniem lewicy wzmacniać pozycję podstawowych warstw społe
czeństwa. W perspektywie tego zadania amerykańscy komunitaryści podjęli kluczowy problem rozw ijania w tych w arstw ach kultury wspólnotowości.
Program komunitarystyczny ma jednak - moim zdaniem - istotne słabo
ści. W dążeniu do spraw iedliw ości dla w arstw podstaw ow ych lewicowi komunitaryści za mało uwagi pośw ięcają twardym wymogom empiryczne
go bytu. Tymczasem wymogi te, sytuacja h e r o i z m u istnienia każą skrom
niej spojrzeć na ludzkie moralne możliwości, w tym - na możliwy do osią
gnięcia stopień równości, a nawet sprawiedliwości. Ignorując wymogi em
pirycznego bytu, lewica może pielęgnować w ysubtelnioną moralną wraż
liwość. Ta dysproporcja między realizm em a m oralnością zostaje, niestety, potem wyrównana. Kiedy lewica podejm owała się realizacji swoich utopij
nych pomysłów, zmuszona była wcielać je w em piryczny byt bezwzględną siłą, dając prawdziwe popisy moralnej niewrażliwości.
Słabość filozofii komunitarystów objawia się również w małej dynami
ce ich docelowych wizji społecznych. Równość, bezpieczeństwo socjalne, prawa najsłabszych - uznaję, nie negując pozytywnej wartości tych haseł za hasła statyczne, nie dynam iczne. W praw dzie je st tak, że w sytuacji dotkliw ych nierów ności, nędzy, dyskrym inacji hasła te są katalizatorem bardzo dynamicznych działań. Lewicowy cel je st wyrazisty, jednoznaczny i sugestywny, ulokowany zgodnie ze słusznym kierunkiem - choć za dale
ko. Taki cel istotnie potęguje dynamikę dążenia, stąd płynie rewolucyjna siła lewicy. Ale jest to dynamika układu: skrzecząca rzeczywistość - wspaniała fatamorgana. Sama wizja, sama fatamorgana jest statyczna, pozbawiona siły i prawdy życia. Wizje Sandela, Walzera, Taylora i Etzioniego są, niestety, tego dobrymi przykładami. Społeczeństwo równych, bezpiecznych, samo
rządnie i dobrow olnie organizujących się, uw olnionych spod dominacji pieniądza - to wizja słodko usypiająca i rozleniwiająca. Poważnie trakto
wać tę wizję, czerpać z niej inspirację, naginając do niej rzeczywistość - oznacza osłabić swoją w i t a l n o ś ć , skupić uwagę na postawie defensyw
nej kosztem ofensywności, rozwadniać związki m iędzyludzkie mechanicz
ną równością, pobłażliw ością dla słabości.
Lewicowe osłabienie witalności wynika z przesadnego p e r f e k c j o n i - z m u w dążeniu do równości i bezpieczeństwa. Zauważmy, że energia le
wicowego perfekcjonizmu skupia się na wartościach niższego, podstawowego charakteru. Równość i bezpieczeństwo (w sensownej ich postaci) formują tylko warunki do rozwinięcia jakiejś aktywności społeczeństwa, która do
piero sama przez się ma wartość. Tę aktywność można by określić najogól
niej jako dążenie do bogactwa materialnego i duchowego. Fakt, że lewica skupia uwagę na wartościach niższego, podstawowego charakteru, wynika z tego, na której klasie skupia ona swoją pozytyw ną uwagę. Klasa zatrud
niona do pracy przy podstawach bytu społeczeństwa sama ma kłopoty z pod
stawami własnej egzystencji, ma kłopoty podstawowego charakteru. Błąd lewicy polega na tym, że klasę niższą praktycznie traktuje jak całość spo
łeczną, prawie zupełnie koncentrując się na problem ach tej klasy.
W inny od mojego sposób na mapie politycznej sytuuje komunitaryzm Andrzej Szahaj w swej obszernej i bogatej źródłowo pracy Jednostka czy wspólnota? Spór liberałów z kom unitarystami a „ sprawa p o ls k a ”. Postrze
ga on am erykański kom unitaryzm zasadniczo jak o „now oczesny wyraz politycznej myśli konserwatywno-prawicowej” ( S z a h a j 2000, s. 8). W trak
cie dyskutowania teorii komunitarystów autor eksponuje takie oto cechy tych teorii:
- „woluntarystyczne oblicze”, które polega na tym, że „komunitaryści (tak ja k to zwykle czynią także konserwatyści) najchętniej po prostu dla
sie-bie zarezerwowaliby przywilej określania, co jest, a co nie jest [słuszne P. S.].” ( S z a h a j 2000, s. 75);
- „niechętny stosunek do zmiany jako takiej” ( S z a h a j 2000, s. 323);
- „paternalizm” (Szahaj 2000, s. 84), który najczęściej jest „realizacją przez władzę państwową własnych interesów, czy też interesów określonej klasy, pod przykryw ką realizacji dobra ogółu.” ( S z a h a j 2000, s. 209).
Zapoznajmy się z w izją w spólnotowości, ja k ą proponuje Andrzej Sza
haj. Poznamy tym samym polską lewicową teorię „prawie komunitarystycz- ną”, dla której w ażną inspiracją była twórczość współczesnych amerykań
skich liberałów i komunitarystów. Piszę „prawie komunitarystyczną”, ponie
waż autor mimo w ielu w artościow ych i pociągających w spólnotowych wywodów, w kw estiach fundam entalnych i ostatecznych zdecydowanie opowiada się za indywidualizmem. Andrzej Szahaj swoje poglądy określa jako „liberalizm lewicowo-socjaldem okratyczny” ( S z a h a j 2000, s. 8), „li
beralizm ponowoczesny” lub „liberalizm komunitarystyczny” ( S z a h a j 2000, s. 318). Naczelnym motywem jego teorii je st wolny w ybór jednostki. Na ten motyw następnie nakłada się gorący motyw wspólnotowy. Poznajmy go nieco obszerniej.
„W spólnota to pewien kruchy i posiadający zmienne kontury oraz nie
wyraźne granice związek ludzi” - definiuje w spólnotę ponowoczesną Sza
haj. Ludzi tej wspólnoty łączy „braterstwo wynikające ze świadomego przy
jęcia jednoczących ich w artości” ( S z a h a j 2000, s. 131). Jednym z najcie
plejszych sformułowań toruńskiego filozofa dotyczących wspólnotowości i komunitaryzmu jest stwierdzenie, że liberalizm powinien „wyjść naprze
ciw komunitarystom i, uszlachetniając siebie, dowartościować życie wspól
notowe oraz wyraźniej wydobyć na jaw własne wspólnotowe zakorzenienia.”
( S z a h a j 2000, s. 135). Autor swą postaw ę wyraża w sprawnym i pocią
gającym haśle: „ [...] liberalizm bez samotności i wspólnotowość bez przy
m usu.” ( S z a h a j 2000, s. 168).
Miły i interesujący dla wspólnotowo myślącego czytelnika nastrój autor jednakże rozbija stwierdzeniami przepędzającymi ideę wspólnoty „na przed
pokoje” . Toruński filozof odrzuca „czynienie ze wspólnotowości najważniej
szego elementu życia społecznego czy politycznego” ( S z a h a j 2000, s. 137),
„stawia na suwerenność jednostki” ( S z a h a j 2000, s. 217), uznaje m oral
ność „za sprawę indywidualnej wrażliwości każdej jednostki” (Szahaj 2000, s. 218), uważa, że „punktem wyjścia [...] konstytucji jakiejkolw iek wspól
noty jest swobodny, dobrowolny wybór jednostki” ( S z a h a j 2000, s. 318).
W praw dzie „nie m ożna stać się człow iekiem poza w szelką w spólnotą”
( S z a h a j 2000, s. 154), ale w jakiej wspólnocie będziemy żyć, decyduje
my my - jednostki. Szahaj swoją teorię wprost nazywa „indywidualizmem”, choć „nie aspołecznym” ( S z a h a j 2000, s. 319). Indywidualizm Szahaja jest silnie wspierany aksjologicznym relatywizm em autora: moralność to „wraż
liwość jednostki”. W spólnota czy natura rzeczywistości jako źródła m oral
ności - to koncepcje niepewne, niejasne, w ątpliw e lub przynajmniej kon
trowersyjne.
W którym punkcie zaznacza się deklarowana lewicowość teorii Andrze
ja Szahaja? Sądzę, że najmocniej w jego m oralnym zrywie na rzecz wol
ności jednostki. M aksimum wolności dla każdej jednostki, zwłaszcza wol
ności od nadużyć władzy - chronicznej choroby władzy. Jest to wrażliwość lewicowa. Wrażliwość prawicowa - niepokój o utrzymanie ładu, wysokie
go poziomu społecznej egzystencji, o utrzym anie mobilizacji i zdyscyplino
w ania ludzi do solidnej pracy, ju ż nie spędza tak snu z oczu profesora Szahaja. Hasła prawicowe, jakkolw iek uważa je za słuszne same w sobie, budzą w nim dużą podejrzliwość. Trudno rozstrzygnąć spór lewicy z pra
wicą. I jedne, i drugie hasła są słuszne same w sobie, głoszenie i jednych, i drugich może budzić podejrzliwość co do intencji ich głoszenia. Rozwią
zanie na pewno tkwi w niekończącym się dialogu lew icy z prawicą, w nieskończonej d i a l e k t y c e sporu.
Po której stronie uczestniczyć w tym dialogu - to sprawa życiorysu i wynikającej z niego dominacji określonego typu wrażliwości. Andrzej Sza
haj opowiada się za pierwszeństwem niepokojów lewicowych. Przy takiej wrażliwości zauważa on u amerykańskich kom unitarystów przede wszyst
kim elementy grożące prawicowym niebezpieczeństw em i w konsekwencji klasyfikuje ich jako prawicowców. M oja wrażliwość jest odwrotna.