• Nie Znaleziono Wyników

Od kilku la t zaledwie, choć dzieje narodu naszego zbliżają, się już do tysiąclecia, lud posiada władzę w naszym państwie. W ciągu tych kilku krótkich lat zdołaliśmy położyć niczym niewzruszone fun­

damenty pod nigdy jeszcze w historii naszej nie znany rozwój gos­

podarczy i kulturalny. Bohaterskim wysiłkiem polskich mas pra­

cujących likwidujemy ślady zniszczeń wojennych, odrabiamy eko­

nomiczne zacofanie wieków spowodowane przez obszarnicze i bur- żuazyjne rządy, dalekosiężnym planowaniem wytyczamy drogę ku lepszej, socjalistycznej przyszłości.

Pozostała jednak na, szlaku naszego marszu przeszkoda, której usunięcie jest czymś więcej niż najoczywistszym interesem narodu.

Jest to sprawa honoru naszego pokolenia!

W spadku po bezpowrotnie minionym ustroju odziedziczyło na­

sze odrodzone państwo ludowe ze wszystkich klęsk społecznych naj­

cięższą — analfabetyzm.

Ciemnota części mas była najlepszą gwarancją panowania klas wyzyskujących, była też świadomie utrzymywana przez faszystow­

skie rządy przedwrześniowe. Budżet oświatowy państwa ustalano na poziomie bez porównania niższym od potrzeb, a najmniejsze tru d ­ ności finansowe uderzały najpierw i najbardziej w resort mający krzewić oświatę i kulturę.

Klasowe oblicze państwa pod władzą „sanacji“ ujawnia się w ca­

łej pełni w strukturze ówczesnego szkolnictwa, ale nic jaskrawiej nie obrazuje ohydy tego ustroju ja k problem analfabetyzmu. Spis ludności 1931 r. według opublikowanych danych u-zędowych stwier­

dził, że 6.545,1 tysięcy ludzi, tj. 23,1% ludności kraju w wieku po­

wyżej la t 10 nie umiało ani czytać, ani pisać. Jeśli do tego dodać umiejących tylko czytać półanalfabetów, otrzymamy przerażający obraz ciemnoty w dobie rządów nacjonalistów i „mocarstwowców“

spod znaku Piłsudskiego.

27

I mimo że najbardziej oficjalne wydawnictwa statystyczne tę tragiczną dla przyszłości ludu i państwa sytuację w pełni ujawnia­

my — nie zdobył się rząd sanacyjny nie tylko na poprowadzenie, ale nawet na zainicjowanie w alki z klęską analfabetyzmu. Panujący system oświatowy sprzyjał zresztą pogłębieniu się i utrwaleniu

ciemnoty.

Nawet urzędowe statystyki z ostatnich lat D rugiej Rzeczypospo­

lite j wykazały, że co najmniej 10% dzieci w wieku szkolnym było pozbawionych możliwości dostępu do nauki. Ponadto stwierdzały one, że i dzieci objęte statystyką uczących się nie były bynajmniej wolne od groźby analfabetyzmu.

System szkół tzw. pierwszego stopnia, upakarzający wieś, skazy­

wał z góry olbrzymią część dzieci chłopskich na niemożność uzyska­

nia kiedykolwiek bądź wykształcenia w zakresie normalnej szkoły powszechnej. Ilość godzin nauki w tych szkołach była z konieczno­

ści minimalna; wynosiła np. dla I klasy — 11 godzin tygodniowo, z czego zresztą znaczną część stanowiły tzw. ciche godziny lekcyj­

ne. Skutek tego stanu rzeczy w połączeniu z brakiem bibliotek i czy­

telni wiejskich ^ mógł być tylko jeden: analfabetyzm powrotny.

25% absolwentów niżej zorganizowanych szkół wiejskich okazywa­

ło się już przy poborze wojskowym analfabetami.

Sytuacja ogólna na odcinku upowszechnienia szkolnictwa zwane­

go „powszechnym“ komplikowała się za rządów „sanacji“ coraz bardziej. W miarę bowiem dorastania do wieku szkolnego dzieci urodzonych już w D rugiej Rzeczypospolitej, kiedy liczba urodzeń była znacznie wyższa niż w czasie wojny, trzeba było coraz więk­

szej ilości izb szkolnych i coraz większej liczby nauczycieli. Było to, rzecz oczywista, ja k najłatwiejsze do przewidzenia, ale władze sa­

nacyjne bynajmniej się do tego nie przygotowały i stąd zrodziło się postępujące od roku szkolnego 1932/33 zjawisko pogarszania się powszechności nauczania dzieci w wieku szkolnym.

Coraz głośniejsze alarmy, jakie w te j sprawie podnosiła fachowa prasa nauczycielska i lewicowi działacze oświatowi — nie były, na­

turalnie, mile ówczesnym władcom Polski, ale głównym wnioskiem, ja k i z sytuacji tej wyciągali, było tylko fałszowanie statystyki.

I tak np. w senacie referent budżetu Ministerstwa W.R. i O.P.

na rok szkolny 1935'36, Beczkowicż, stwierdził, że na 5.413.000 dzieci w wieku szkolnym, szkolnictwo powszechne obejmuje 3.500.000 dzieci. Nieco wcześniej zaś jeden z decydujących na tym odcinku ludzi, dyrektor departamentu, Aleksander Kawałkowski, podawał, że w 1934/35 r. szk. kształciło się 4.339.000 dzieci. Roz­

piętość, ja k widać, znaczna, ale Mały Rocznik Statystyczny poda­

wał jeszcze inne dane, wymieniając dla roku 1934/35 liczbę 5.027.000 dzieci w wieku od 7 do 13 la t i 4.497.000 uczniów, a dla roku 1935/36;

5.107.000 dzieci i 4.542.000 uczniów. Liczby statystyczne były tym bardziej optymistyczne, im bardziej były przeznaczone dla szerszego ogółu obywateli.

23

W tych warunkach wydają się w pełni uzasadnione obliczenia do­

konane w N r 2 „Miesięcznika Nauczycielskiego“ z r. 1936 przez jed­

nego z najwybitniejszych pedagogów doby międzywojennej, człon­

ka KPP, Tadeusza Strzałkowskiego. Udowadniał oh wówczas, że w r. szli. 1935/36 liczba dzieci w wieku objętym obowiązkiem szkol­

nym, nie mających dostępu do nauki, osiągnęła okrągły milion.

Jednocześnie zwiększała się liczba dzieci w szkołach niżej organi­

zowanych, zmniejszała ilość godzin nauki, obniżał się poziom wyma­

gań, spadała liczba promowanych. Pogłębiająca się wciąż nędza bezrolnego i małorolnego chłopstwa powodowała, że dziecko z tych warstw pochodzące, zapisane nawet formalnie do szkoły, lecz po­

zbawione zeszytów i książek, było uczniem li tylko pozornie, w dni mrozu czy słoty pozostawało zresztą w domu nie mając ani ubrania, ani obuwia.

A jednocześnie służący faszystowskiemu reżimowi pseudoteore- tycy pedagogiki usiłowali niesłychanymi łamańcami logicznymi udowodnić wyższość systemu szkolnictwa powszechnego opartego na trójstopniowości i wychwalali rzekome walory wychowawcze ucze­

nia dzieci różnego wieku w jednej klasie jednocześnie, oczywiście na kilku poziomach nauczania. Nie wszystkich bowiem było stać na tak brutalną szczerość ja k osławionego premiera Leona Kozłowskiego, k tó ry nie wahał się publicznie stwierdzić, że umiejętność czytania, pisania i rachowania w zakresie tysiąca w pełni powinna wystarczyć robotnikom i chłopom.

Tak tw orzył ustrój sanacyjny nowe bazy ciemnoty i zacofania, hodował nowe, młode zastępy analfabetów, przygotowywał grunt pod rozwój analfabetyzmu powrotnego. Jednocześnie nie robiono nic, by zmniejszyć analfabetyzm wśród dorosłych.

Zmniejszył się on wprawdzie procentowo między obu powszechny­

mi spisami ludności, tj. między rokiem 1921 a 1931, ale tempo tej po­

prawy już wówczas nie nastrajało zbyt optymistycznie.

Obliczenia dra Maksymiliana Siemieńskiego wykazują, że gdyby nawet utrzymano tempo wykazane w tym wyjątkowo korzystnym dla rozwoju oświaty okresie Drugiej Rzeczpospolitej — likwidacja analfabetyzmu wśród kobiet w miastach województwa łódzkiego nastąpiłaby w 1976 r., kieleckiego — w 1971, w miastach woje­

wództwa warszawskiego — w 1972 r. Gorzej było oczywiście na ziemiach ukraińskich. I tak np. dla kobiet miast województwa sta­

nisławowskiego byłby to rok 2028, a dla województwa tarnopol­

skiego nawet 2040. Smutny rekord w tym rachunku osiągnęły zresztą kobiety na wsi województwa poleskiego, dla których ro­

kiem likw idacji analfabetyzmu byłby aż rok 2104.

Te teoretyczne wyliczenia nie mogły mieć zresztą żadnego prak­

tycznego uzasadnienia wobec ogólnej sytuacji szkolnictwa, jaka na­

stąpiła już po owym drugim spisie ludności. Warto jednak nad n i­

mi się zastanowić, by zdać sobie sprawę z przerażającego ogromu 29

zagadnienia i z charakteru rządów, które niefrasobliwie patrzyły na ugruntowanie się w najszerszych masach ludu ciemnoty i analfa­

betyzmu.

Panującej burżuazji nie wystarczyło ekonomiczne i polityczne wiadanie krajem, stworzyła ona swoisty monopol na oświatę i kul­

turę, zazdrosna równie na tym polu, ja k i na innych o jakiekolwiek bądź umniejszenie swych wpływów.

Istotne klasowe oblicze tej p o lity k i pokrywano chętnie efektow­

nym, ale pustym frazesem o narodowej jedności, oznaczającej w ówczesnym ustroju utrzymywanie nienaruszalnych barier zamy- kających dostęp do oświaty szerokim rzeszom narodu.

Na ironię w tych warunkach zakrawało życzenie, by dzieła wiesz­

czów zabłądzić mogły pod strzechy. Księgi te bowiem mogły tam istotnie tylko „zabłądzić“ , bo drogi do wsi im nie stworzono, a pod strzechami —- jakże często — nie umiano czytać.

Uniemożliwiano rzeszom dzieci chłopskich i robotniczych awans społeczny, zwężano bazę społeczną inteligencji głosząc jednocześnie błędne teorie o. je j nadprodukcji.

Pozbawiona dopływu zdrowych sił ludowych chyliła się ku upad­

kowi ogólna kultura narodu, pozbawione były warunków korzy­

stania z dorobku przeszłości najwartościowsze tego narodu składniki.

Widzieli beznadziejność te j sytuacji uczciwie pojmujący swą pra­

cę oświatowcy, ale nawet największy ich wysiłek, jeśli pozostawał w granicach działalności ściśle oświatowej, trafiać musiał w próż­

nię. Z dużą dozą słuszności pisał później jeden z nich: „Oświata...

traciła realne podglebie. Traciła realny sens dla człowieka pracy, wyzyskiwanego i nie mogącego się z m atni wyzysku wyzwolić.

Chłop i robotnik zdawali sobie sprawę z tego, że w tych warunkach i oświata niewiele im pomoże. Zamknięte bowiem mieli wrota do awansu społecznego i awansu zawodowego, do zmiany nędznej we­

getacji na życie dobrobytu i na pełnię k u ltu ry wolnego, wyzwolone­

go człowieka".

Tych gorzkich sformułowań polskiego inteligenta, mozolnie to­

rującego sobie drogę do prawdziwej nauki o życiu społeczeństw ludzkich, nie można przyjmować dosłownie. Nauka i oświata mia­

ły bowiem głęboki sens jako oręż klasowej w alki o wyzwolenie, boć słusznie powiedziano, że nic dla ciemięzcy nie jest straszniejsze ja k oświecony, uświadomiony niewolnik. Prawdą jest jednak niewąt­

pliwą, że oświata nie była i nie mogła stanowić atra kcji w walce o poprawę warunków bytowania.

Na przeludnionej polskiej wsi było coraz ciaśniej, coraz więcej było ludzi „zbędnych“ , dla których panujący ustró j nie mógł stwo­

rzyć żadnej perspektywy awansu, żadnej możliwości wyzwolenia się z dotychczasowej sytuacji. Nie stanowiła bowiem drogi wyzwo­

lenia ewentualna wędrówka do miasta, w którym kryzysy i bezro­

bocie tw orzyły inne masy „zbędnych“ , tak samo nie mogących li­

czyć na żadną istotną zmianę w państwie, od chwili swego powsta­

30

nia prowadzącym politykę imperialistyczną, będącym samo faktycz­

nie półkolonią, nie mającym w ówczesnych warunkach szans rozwo­

jowych.

Zarówno w mieście ja k i na wsi coraz trudniejsza stawała się sy­

tuacja kobiety, na które j barki pogłębiająca się nędza zwalała ros­

nący ciężar najbeznadziejniejszych trosk i coraz gwałtowniejszej pogoni, za najmniejszymi byle szybkimi zarobkami.

Sytuacja ta nie pozostawała bez wpływu na charakter pracy oświatowców - społeczników. Przytłaczająca ich większość, nie uzbrojona w jedynie skuteczną broń marksizmu-leninizmu, błąka­

ła się po omacku, nie umiała sobie wytłumaczyć istoty obserwo­

wanych zjawisk, gubiła się w idealistycznej mistyce godnej u to p ij­

nych socjalistów sprzed ponad setki lat. I cała ich praca nie miała istotnie realnego gruntu, nie zmniejszała w niczym ogólnej sytuacji oświatowej, nie podważała podstaw, na których wyrastał analfa­

betyzm i ciemnota.

I choć nie brakło w Polsce przedwrześniowej ani specjalnych ba­

dawczych instytutów oświaty dla dorosłych, ani specjalnych pism, ani sporej garści oświatowców - entuzjastów — na froncie w alki z analfabetyzmem nie widać było sukcesów, a cala oświata polska po 20 latach pokojowego istnienia Drugiej Rzeczypospolitej znajdo­

wała się w ślepym zaułku, bez żadnej możliwości rozwiązania naj­

bardziej palących problemów.

* #

*

Inaczej przedstawia się sprawa w zniszczonej przez wojnę, z n a j­

większym trudem odbudowującej się Polsce Ludowej.

Mimo ciężkiej sytuacji na odcinku budynków szkolnych, mimo braku dostatecznej ilości sił nauczycielskich, mimo utrudniających racjonalne zaplanowanie sieci szkolnej wielkich przegrupowań lud­

ności — potrafiliśm y objąć szkołami podstawowymi większy pro­

cent dzieci niż Polska przedwrześniowa w swym szczytowym punk­

cie rozwoju. Znieśliśmy niesprawiedliwą strukturę szkolną likw idu­

jąc zasadę wielostopniowości szkolnictwa powszechnego i już w roku szkolnym 1945/46 posiadaliśmy mniejszą liczbę szkół o jednym nau­

czycielu, niż miała ich Polska sanacyjna, i stałe konsekwentnie liczbę tę zmniejszamy, łożąc na to rokrocznie sumy coraz poważniejsze.

Rok 1949 przyniesie ostateczne zespolenie wszystkich ogniw na­

szej sieci szkół podstawowych, ogarnie ona bez reszty dzieci i mło­

dzież w wieku szkolnym. Od te j strony analfabetyzm już nam nie grozi.

Pod opieką Prezydenta Rzeczypospolitej prowadzona akcja biblio­

teczna rozwija się planowo z coraz większym natężeniem, zabezpie­

czając nas przed analfabetyzmem powrotnym. I ten odcinek na­

szego życia kulturalnego, choć wielkich jeszcze wymaga z naszej strony wysiłków, nie może już budzić obaw.

Pozostał jednak nieuregulowany tragiczny spadek przeszłości — analfabetyzm wśród młodocianych i dorosłych. I pod tym wzglę­

dem dotychczasowy okres naszej odrodzonej państwowości nie jest zmarnowany. Siecią szkół powszechnych dla dorosłych objęliśmy już w 1945 r. pokaźną liczbę 50.837 uczniów, wobec niespełna 15 tysięcy w roku sżkolnym 1937/38. Akcję tę prowadzimy stale po­

głębiając je j wyniki, obok szeregu innych nieznanych przed wojną form w dziedzinie oświaty dorosłych.

Niezależnie od tego rozwinięto specjalną akcję zwalczania analfa­

betyzmu, ucząc na specjalnych kursach czytania i pisania, włącza­

jąc coraz silniej czynnik społeczny do pracy prowadzonej przez za­

wodowy aparat oświatowy.

Począwszy od 1944 r.. liczba uczniów na kursach dla analfabetów rośnie bez przerwy, dochodząc obecnie do 180.000. Przygotowano programy nauczania analfabetów, opracowano specjalne do tego celu podręczniki.

Oto rezultaty już osiągnięte. Trzeba zaznajomić z nim i całe spo­

łeczeństwo, by mogło w sposób najbardziej oczywisty porównać hodującą ciemnotę i analfabetyzm, rzekomo „oświatową“ politykę Polski burżuazyjnej, Polski nędzy mas pracujących, Polski fa ­ szyzmu — z wielką pracą aparatu oświatowego Polski Ludowej.

W tym tempie jednak prowadzona walka z analfabetyzmem mu­

siałaby się przeciągnąć na długie lata, hamując gospodarczy i kul­

tura lny rozwój naszego państwa, uniemożliwiając często najw arto­

ściowszym elementom wydobycie się z jarzma ciemnoty, w jaką wpędził je ustrój niesprawiedliwości społecznej, paraliżując ich najsłuszniejsze ambicje do większego udziału w życiu społeczeństwa,

do wyższego poziomu życia osobistego.

Trzeba sobie jasno z tego zdać sprawę w przeddzień przystąpienia do gigantycznego planu sześcioletniego, k tó ry z gruntu zmieni gos­

podarcze oblicze kraju.

Postanowiliśmy raz na zawsze zerwać z naszym upośledzeniem ekonomicznym, w ciągu kilku krótkich lat odrobić wiekowe zaco­

fanie, stworzyć takie warunki, które gwarantowałyby masom lu­

dowym naszego narodu dobrobyt, w kra ju do niedawna jeszcze ma­

jącym silne pozostałości feudalizmu zbudować podstawy ustroju socjalistycznego.

W ielki Lenin uczył nas, że z analfabetami nie buduje się^ socja­

lizmu. Wyższy ustrój sprawiedliwości społecznej zbudować może tylko zbiorowy wysiłek światłych i świadomych swej historycznej ro li obywateli.

Wiemy bowiem dobrze, że podstawą wszelkiego postępu jest i może być tylko technika, pozwalająca na stałe wzmaganie pro­

dukcji. Pierwsze zręby naszej techniki już istnieją, plan sześcio­

letni ma być dalszym w te j mierze, decydującym, rewolucyjnym krokiem. Dotychczasowe osiągnięcia ludowej władzy w Polsce przy­

gotowały już dostateczną bazę materialną do realizacji tego przed-32

sięwzięcia, które przełamie ostatecznie nasze zacofanie gospodar­

cze wynikające z niedorozwoju przemysłowego.

Wiemy jednak również dobrze, że rozbudowa bazy technicznej nie wystarczy. W maju 1935 r. mó'.vił Józef Stalin: „A b y uruchomić technikę i całkowicie ją wykorzystać, potrzebni sa ludzie, którzy opanowali technikę, potrzebne są kadry zdolne ‘do opanowania i wykorzystania tej techniki według wszelkich prawideł sztuki.

Technika bez ludzi, którzy opanowali technikę, jest martwa. Tech­

nika mająca na czele ludzi, którzy opanow&h technikę, może i mu­

si dokonać cudów“ *).

Po wielkich sukcesach gospodarczych Związku Radzieckiego po trium falnie przezeń wygranej wojnie, walor tych słów staje się dla nas w pełni zrozumiały. W przeddzień zakończenia pierwszego na­

szego trzyletniego planu trzeba je głośno i mocno powtarzać

Dokonujemy już dziś wielkiego wysiłku zmierzającego do pod­

niesienia opanowania techniki przez nasze kadry przemysłowe a ruch przodownictwa pracy spełnia w tym wypadku rolę najwspa­

nialszej szkoły, ale im mniejszy stopień oświaty ogólnej w naszych masach robotniczych tym mniejsze m ogj być ogólne rezultaty

tej wielkiej akcjji. J

Tak jest dziś gdy rozwój naszego przemysłu jest dopiero zapo­

czątkowany. W miarę zaś jego rozwoju problem kadr stanie się coraz bardziej decydującym. W ślad za przemysłem rozwijać sie bowiem będzie transport, żegluga, łączność itp. Toteż wytyczne planu sześcioletniego mówią, że „w okresie sześciolecia powinno zo­

stać przeszkolonych w zawodach nierolniczych ponad 800 — 900 tysięcy robotników, od 80 _ 100 tysięcy techników i około 20 ty ­ sięcy inżynierów .

C yfry te najlepiej ilustrują rozmiary problemu, zakres zapotrze­

bowania na wykwalifikowane siły robocze. W konsekwencji ozna-C

Z * L WeJSC1\ du Pf°< ukc? lJrzemysł°wej wielkich rzesz świeżych, nie obeznanych dostatecznie z techniką robotników. Jeśli ich

po-T ^ t C8° jest niski’ j eśli ®aczny będzie wśród nich procent analiabetow szybkie ich przekształcenie w imię ogól­

nonarodowego i ich własnego, osobistego interesu — n a 'ka d ry bardzo t°ru d n T aC teChmkę będ2ie JGŚli nie niem ożliwe, to na pewno Rozwoj przemysłu nie wyczerpuje zresztą absolutnie tego zagad­

nienia. Tempo podnoszenia się naszego rolnictwa na wyższy po­

ziom organizacyjny i techniczny jest w olbrzymiej mierze uzależ­

nione od problemu kadr.

, Zaludniona analfabetami wieś polska nie p o tra fi rozwinąć snół dzielczosci w ogolę, a produkcyjnej w szczególności, niezdolna be- dzie do wykonania wciąż przed nią wzrastających zadań

produkcyj-1949"r S U lin " ZagadrU-cnia :enin“ m « “ s tr- 453 - « 4 , „K siążka i Wiedza“

N o w e D ro c i •- 5 33

n y e h . Z ro z w o je m ro ln ic tw a , z je g o u m a s z y n o w ie n ie m zw łaszcza, łą c z y się n a jś c iś le j z a g a dn ie n ie k a d r y rz e m ie ś ln ic z e j i lo k a ln e j d ro b n c p rz e m y ś ło w e j. A n ie trz e b a b y ć o ś w ia to w c e m b y w ied zie ć, ja k w ie lk im zw ężeniem b a z y lu d z k ie j, z k t ó r e j czerpać będzie n ależa ło te n ow e k a d ry , b y ło b y u trz y m a n ie d zisie jsze go s ta n u a n a lfa b e ty z m u .

Jasne je s t te ż, że ro z w ija ją c a się te c h n ik a , że s ta łe podnosze­

n ie się p o z io m u naszego ż y c ia gospodarczego p o c ią g n ą ć m uszą za sobą w s z e c h s tro n n e o ż y w ie n ie naszego ż y c ia p u b lic z n e g o , ze ro s n ą c będzie r o la s a m o rzą d ó w , że s ta le p o g łę b ia ć się będzie z w ią z e k n a j­

b a rd z ie j dziś z a p a d ły c h k ą tó w k r a ju z o g ó ln y m n u r te m ż y c ia n a ro ­ du. S tw a rz a to now e p e r s p e k ty w y p rz e d k a ż d ą k o m ó rk ą społeczną, p rz e d k a ż d ą je d n o s tk ą lu d z k ą . P o lity c z n a b o w ie m s tro n a w a lk i z a n a lfa b e ty z m e m je s t n ie m n ie j w a ż n a n iż je j r o la g ospodarcza.

W p a ń s tw ie n a s z y m o b y w a te l n ie je s t b e z w o ln y m p rz e d m io te m rzą d z e n ia , ja k to się dzie je w p a ń s tw a c h k a p ita lis ty c z n y c h . Je s t on w co ra z p e łn ie js z e j m ie rz e w s p ó łtw ó rc ą i w s p ó ło rg a n iz a to re m całego ż y c ia społecznego i od je g o u ś w ia d o m ie n ia , od s to p n ia je g o o ś w ia ty , w ie d z y i k u lt u r y za le ży te m p o p o s tę p u w c a ły m k r a ju . T y lk o b o w ie m o św ie c o n y c z ło w ie k m oże w p e łn i ro z u m ie ć swoją, r o ­ lę społeczną i w y k o r z y s ta ć s w o je m o ż liw o ś c i d la w ła sn e g o i ogo ne go d o b ra ; t y lk o c z ło w ie k s to ją c y na o d p o w ie d n im s to p n iu o ś w ia ty p o t r a f i zd o b yć n a u k o w y p o g lą d na ś w ia t i w y z w o lić się od p rz e s ą ­ d ó w ; t y lk o o ś w ie c o n y i u ś w ia d o m io n y c z ło w ie k p ra c y m oże b yc c a łk o w ic ie w y z w o lo n y od n a c is k ó w w ro g ic h jego^ k la s ie sp ołeczn ej a g e n tu r im p e ria liz m u . I m s z y b c ie j z m ie rz a m y do s o c ja liz m u , im o s trz e js z ą s ta je się — z n a t u r y rz e c z y — w a lk a k la s o w a , t y m s z y b ­ c ie j m u s im y k a ż d ą je d n o s tk ę w n a s z y c h szeregacn u z b ro ić w r y n ­ s z tu n e k w ie d z y o g ó ln e j a p o lity c z n e j w szczególnością ty m s z y b c ie j lik w id o w a ć m u s im y n a jg ro ź n ie js z ą p rz e c iw n a m b ro n — a n a lfa b e ­ ty z m i c ie m n o tę w m asa ch lu d o w y c h .

In te re s całego n a ro d u k ie ro w a n e g o prze z p rz o d u ją c ą m u klasę ro b o tn ic z ą o ra z in te re s ka żde go o b y w a te la należącego do w y z y s k i­

w a n y c h do n ie d a w n a i o d p y c h a n y c h od k u lt u r y k la s sp ołecze ństw a n a k a z u ją m o ż liw ie n a js z y b s z y , n a jz u p e łn ie js z y r o z w o j o ś w ia ty . S p o łe cze ń stw u c a łe m u zależeć m u s i n a w y d o b y c iu z k a jd a n c ie m n o ty w s z y s tk ic h n a jw a rto ś c io w s z y c h , a bez w ła s n e j w m y w te k a jd a n y z a k u ty c h je d n o s te k . K a ż d e j je d n o s tc e zalezec m u s i na m o ż liw ie n a js z y b s z y m w y k o r z y s ta n iu ty c h w s p a n ia ły c h m o ż liw o ś c i a w a n su społecznego, ja k ie s ta w ia p rz e d n ią s o c ja lis ty c z n a p rz e b u d o w a k r a ju .

O to dlaczego p rz y s z e d ł czas n a jw y ż s z y b y re s z tk o m c ie m n o ty i z a c o fa n ia w y d a ć g e n e ra ln ą b a ta lię , o to dlaczego P o ls k a u ow a, P o ls k a m as p ra c u ją c y c h n ie m oże c ie rp ie ć d łu ż e j n a jh a n ie b n ie js z e j s p u ś c iz n y s a n a c y jn e j — a n a lfa b e ty z m u , dlaczego m u s i zniszczyć go t a k d o k ła d n ie , ja k z n is z c z y ła p a n o w a n ie o b s z a rn ic tw a i w ie lk ie g o k a p ita łu .

34

i Taka jest ideowa podstawa ustawy o społecznym obowiązku bez­

płatnej nauki analfabetów i półanalfabetów, a praktycznym je j ce­

lem mobilizacja wszystkich rozporządzalnych sił, by w możliwie najszybszym czasie przeszkolić dwa i pół miliona analfabetów znaj­

lem mobilizacja wszystkich rozporządzalnych sił, by w możliwie najszybszym czasie przeszkolić dwa i pół miliona analfabetów znaj­