• Nie Znaleziono Wyników

O rocznicy Szostakowicza w Berlinie

W dokumencie Moim Dzieciom (Stron 61-64)

Obchodzony na całym świecie Rok Mozartowski 2006 przysłonił w znacznym stopniu inną rocznicę, w Niemczech jednak zauważoną i nale-życie uczczoną. W przeciwieństwie do Polski, gdzie obchody pamięci Szo-stakowicza Dorota Kozińska określiła mianem „ciernistej drogi do raju”

(„Ruch Muzyczny” nr 25/2006), o kompozytorze, który przyszedł na świat 25 września 1906 roku w Petersburgu, nie zapomniano sto lat później w Ber-linie. Muzyka wielkiego Rosjanina jest tu bowiem niezmiernie ceniona i czę-sto wykonywana. Telewizja niemiecka transmitowała bezpośrednio z Mo-skwy znakomitą inscenizację „socjalistycznego” baletu Bołt (fabuła dotyczy sabotażu w radzieckiej fabryce, dokonanego przez wroga klasowego), którą przygotowano specjalnie z tej okazji. Nie żałuję, że zrezygnowałem z kon-certu w Filharmonii Berlińskiej, zostałem w domu przed telewizorem, by móc na żywo podziwiać kunszt rosyjskich artystów baletu, znakomitą cho-reografię, a zwłaszcza scenografię czerpiącą z elementów sztuki konstruk-tywizmu, surrealizmu, kubizmu, socrealizmu. Ta fascynująca mieszanka, w połączeniu z muzyką Szostakowicza, dała znakomity efekt artystyczny w postaci „czerwonego muzikalu”, który pozostaje na długo w pamięci.

Obchody rocznicy Szostakowicza odbywały się w ostatnim kwartale 2006 roku i trwały do początków roku następnego. Dużym wydarzeniem było wykonanie m.in. wszystkich Kwartetów smyczkowych (Jerusalem String Quartet), ponadto można było usłyszeć oba Tria, Kwintet fortepianowy g-moll, szereg Symfonii, utwory fortepianowe (5 preludiów bez opusu, II Sonata h-moll op. 64 – Aleksiej Lubimow, 16 listopada), pieśni, Sonatę G-dur op. 134 na skrzypce i fortepian, Sonatę d-moll op. 40 na wiolonczelę i fortepian, Sona-tę C-dur op. 147 na altówkę i fortepian. Przedstawiono też muzykę filmową, którą przygotował Kirill Petrenko z orkiestrą Komische Oper. Szostakowicz rozpoczął przygodę z kinematografią od dźwiękowych ilustracji do filmów niemych, jak Nowy Babilon, a kontynuował ją z powodzeniem m.in. w fil-mach Człowiek z karabinem, Upadek Berlina, Szerszeń, Pięć dni – pięć nocy, koń-cząc zaś w późnym okresie twórczości „chłodno” brzmiącymi utworami, skomponowanymi do klasycznych już, wybitnych dzieł rosyjskiej kinemato-grafii, którą reprezentują Hamlet i Król Lear.

Monograficzny koncert 9 listopada (powtórzony 10 i 11) w pięknej sali Konzerthausu poprowadził znany dobrze w Polsce, zwłaszcza w Poznaniu (przez kilka lat dyrektor tamtejszej Filharmonii), Andrey Boreyko. Poświę-cony Szostakowiczowi wieczór otworzyła Uwertura Es-dur op. 7, dzieło mło-dzieńczo świeże i już bardzo typowe dla niepowtarzalnego stylu kompozy-tora. Koncert c-moll na fortepian, trąbkę i orkiestrę smyczkową należy do

częściej wykonywanych dzieł Szostakowicza. W zeszłym sezonie słyszałem go w Filharmonii Berlińskiej w wykonaniu Jefima Bronfmana (dyrygował Mariss Jansons; pisałem o tym w nr 13/2005). Tym razem Koncert grała Elena Baszkirova. Ta świetna pianistka, córka sławnego Dymitra Baszkirova, po-kazała sztukę najwyższej próby. Na trąbce nieźle towarzyszył jej Guillaume Couloumy. Punktem kulminacyjnym koncertu okazała się jednak monu-mentalna IV Symfonia c-moll op. 43, którą mimo rozwlekłości formy i pew-nych mankamentów narracyjpew-nych nie zawahałbym się nazwać arcydziełem.

Przed ponad dwudziestoma laty (22 września 1983, koncert w Filharmonii Narodowej w ramach „Warszawskiej Jesieni”) miałem szczęście usłyszeć pierwsze wykonanie w Polsce tego utworu w interpretacji Filharmoników Leningradzkich pod dyrekcją Arwidsa Jansonsa (ojciec Marissa). Boreyko, który teraz robi karierę w Niemczech, poprowadził trwające dobrą godzinę dzieło sprawnie, z dużym zacięciem, inteligencją i kulturą muzyczną, zwra-cając uwagę na wspaniałe epickie rysy, dramatyzm i wszelkie niuanse kolo-rystyczne tej fascynującej muzyki.

Na innym koncercie (15 i 16 grudnia) w sali berlińskiego Konzerthausu wystąpił znany, jak zawsze „misiowato” sympatyczny, 75-letni Giennadi Rożdiestwienski, prowadząc utwory Bartóka, Schnittkego i Szostakowicza.

Pięcioczęściowa Suita op. 3 węgierskiego twórcy nie jest zbyt często wyko-nywana. Jest to utwór bardzo atrakcyjny, czerpiący w dużym stopniu z folk-loru, a słychać już w nim gdzieniegdzie zapowiedź Koncertu na orkiestrę.

Sztuka dyrygencka rosyjskiego maestro, byłego dyrygenta orkiestr w Mo-skwie, Sztokholmie, Londynie, Wiedniu, jest niezwykle dojrzała i jakby

„spokojna”, może nieco powściągliwa, zwracająca uwagę na interpretacyjne szczegóły, a jednocześnie tkwiąca głęboko w rosyjskiej tradycji. IV Koncert skrzypcowy Schnittkego, wykonany po raz pierwszy w Berlinie w 1984 roku (na zamówienie Berliner Festspiele), to dzieło swoiście piękne, szeroko za- rysowane, umiejętnie łączące tradycję (także rosyjską) z nowoczesnością, a świetna interpretacja Aleksandra Rożdiestwienskiego (syna dyrygenta) uwypukliła wszelkie jego walory.

Na zakończenie zabrzmiały Trzy tańce op. 27a z baletu Bołt Szostakowi-cza. Rożdiestwienski znał kompozytora dość dobrze, brał udział w pra- wykonaniach i nagrywaniu szeregu dzieł rodaka, niektóre na nowo odkry-wał w jego spuściźnie. Dlatego w sensie wierności interpretacyjnej rosyjski mistrz batuty uważany jest za przedstawiciela autentycznej estetyki kompo-zytora. W pierwszych latach Rosji radzieckiej, gdy powstawał Bołt, twór-czość artystyczna niejako w paradoksalny sposób osiągała w tym kraju ar- tystyczne apogeum. W fermencie ideologicznym, walce klasowej, okresie głodu i terroru, ścieraniu się nowego ze starym, w fascynacji wielu twórców

nowym ustrojem, rodziły się często znakomite, awangardowe dzieła sztuk plastycznych, muzyki, poezji, sztuki teatralnej i filmowej. Do takich utwo-rów można zaliczyć także balet Bołt, choć operuje on dość prostym językiem dźwiękowym, wykorzystując muzykę taneczną lżejszego kalibru, w której Szostakowicz był także mistrzem. W tym znakomitym, lecz może trochę nierównym dziele, Szostakowicz zakpił sobie chyba nie tylko ze Stalina i ówczesnego ustroju, mimo że w czasie pisania muzyki jego intencje musia-ły być, przynajmniej oficjalnie, zupełnie inne. Zakpił sobie także ze wszyst-kich, którzy nadal usiłują rozgryźć ideową postawę twórcy (od 1960 roku członka Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego), jego duchowe roz-terki, społeczno-polityczne uwikłania, kontrowersyjne wypowiedzi itp.

A Stalin chyba coś wówczas podejrzewał, gdyż po premierze w 1931 roku w Leningradzie zabronił wkrótce wystawiania tego dzieła. W wykonanych w Berlinie Tańcach, wiele dziesięcioleci po ich powstaniu i śmierci kompo- zytora, genialny Rosjanin, który chyba nie przewidywał (?) upadku ko- munizmu w swojej ojczyźnie, ponownie sobie z nas zadrwił w jemu tylko właściwy, sarkastyczny sposób. A tym razem dopomógł mu maestro Roż-diestwienski, podczas dyrygowania wykazując specyficzne poczucie humo-ru i talent aktorski!

W repertuarze berlińskiej Komische Oper znajduje się Lady Macbeth mceńskiego powiatu, świetnie wystawiona w duecie niemiecko-rosyjskim:

reżyseria Hans Neuenfels, kierownictwo muzyczne Vassily Sinaisky. Przed-stawienie to widziałem już w roku 2005, a jeszcze wcześniej, w roku 2002, obejrzałem operę Nos, przygotowaną przez Kenta Nagano w Staatsoper Unter den Linden, o czym pisałem w numerze 2/2003. Fakty te świadczą dobitnie, że Szostakowicz pojawia się na scenach i estradach niemieckich (w tym wypadku berlińskich) nie tylko z okazji koniunkturalnych rocznic.

Mogę wspomnieć jeszcze o wykonanych w zeszłym sezonie w Filharmonii Berlińskiej II Koncercie wiolonczelowym (Lynn Harrell, dyr. Vladimir Ashke-nazy; pisałem o tym w nr 13/2005), I Koncercie skrzypcowym, a także prawie połowy z jego piętnastu symfonii. Gdy piszę te słowa, czeka mnie jeszcze interesujący koncert (21 stycznia) w wykonaniu Rundfunk Sinfonieorchester Berlin, m.in. z poematem symfonicznym Październik op. 131, którego tytuł i wiadome odniesienia historyczno-ideologiczne nikogo w Berlinie zapewne nie odstraszą.

Szostakowicz zawsze miał szczęście, nawet wtedy, gdy w rodzinnym kraju również nad jego głową gromadziły się ciemne, stalinowskie chmury, nie wróżące mu nic dobrego. Związane było ono z jego wielkim talentem.

Błyskotliwa, światowa kariera, zapoczątkowana przez dziewiętnastolatka I Symfonią f-moll, trwała przez całe życie kompozytora, a po śmierci w 1975

roku popularność jego muzyki nadal trwa i trwać będzie chyba wiecznie.

W Niemczech jest on drugim po Czajkowskim najczęściej grywanym kom-pozytorem rosyjskim.

(„Ruch Muzyczny” nr 3 z 4 lutego 2007) ...

W dokumencie Moim Dzieciom (Stron 61-64)