• Nie Znaleziono Wyników

Odmłodzona ciocia Drypcia

(Monolog).

Liczę już moi państwo sześćdziesiąt wiosen życia, ale o tern nikt nie potrze­

buje wiedzieć. Teraz taka moda, że wszystko się odmładza, to i ja mogę się odmłodzić. A wszystko przez spor­

ty.Idę ja kiedyś popatrzeć się na plażę, aż tu widzę jedną paniusię, co już ma wnuki, jak w kostjumie kąpielowym łazi po piasku. Łeb siwy sobie uczemi- ła, gębę wysmarowała i udaje młodą, a przy niej jakiś młodzieniec oczami do niej przewraca.

Ha! myślę sobie, stara papryko, ja to samo potrafię co i ty.

Pierwsza rzecz, poszłam do fryzjera*

do tego co z lustrami ma sklep. Odrazu kazałam sobie siwe kudły ufarbować.

Pół dnia siedziałam u fryzjera, aż mi farba na łbie zaschła, a potem, gdy już głowa była czarna, kazałam się ładnie uczesać, a buziuńcię wymaso- wać. Wyszezypali ci mię po pysku, wymaścili wazeliną, powygniatali wąg­

ry i ciocia Drypcia, jak się potem po­

patrzyła do lustra, to się poznać nie mogła.

Teraz już baby kościutrupy nie są modne, tylko okrąglejsze, a ja chwała Bogu, mam dość tłuszczu na sobie, to akurat mogę się nawet i podobać.

Na drugi dzień poszłam na stację wioślarską na Wisłę, zapisałam się do klubu „Młodych Żeglarzy" i zaczęłam ćwiczyć.

Pamiętam jazdę łódkami z młodych lat, bom przecie była córką rybaka.

Ubrałam się na przystani w kostjum kąpielowy, zaczęłam ćwiczyć jazdę na łodziach z takiemi odmłodzonemi dzie­

wicami, jak i ja sama, a koło nas krę­

cili się zaraz tacy młodzi źgace, coby mogli być naszymi wnuczkami, a wzdychają durnie, a całują po rę­

kach !

Po kilku dniach jeździłam już do­

brze i zaczęłam się puszczać na kajaku.

Jadę ja koło mostu, a tu mi jakiś myd­

łek zajeżdża drogę.

„Suńże się dalej, wołam, — ty ski- siu zatracony, bo oboje rymniemy do wody".

Jakem rzekła, tak się stało. Jak mi zajechał wiosłem, a ja bęc do wody, kajak się wywrócił i ktoś go tam ła­

pie, a ja nurkuję, niczem pies, jak go topią.

Przyjechał strażnik, wj^ciągnął mię za nogę, wziął mię na plecy i położył mię potem na plaży. Zleciało się tam koło innie kilku młodych szczygłów, ale był też jakiś starszy, z wielkiem brzuszyskiem, co sobie kark do słońca opalał. Jak mię zobaczył, aż go coś podrzuciło.

Zaczął ryczeć ze śmiechu i woła:

„A niech cię nie znam, przecie to ciocia Drypcia, jak się flondra odmło- dziła“ .

Dopiero, jak ja sobie buzię otworzę:

,,Ty już nie odmłodniejesz, stary ko­

niu44.

A on do mnie:

,.0 j babo, żebym nie wiedział, żeś

jest ciocią Drypcią, tobym cię zaraz po tym plugawym języku poznał44.

Ale tam go zaraz zaczęli moi młodzi przyjaciele, po zębach szturkać, że u- ciekał i sapał, jak wóz Talarda. Zaraz potem odjechałam na przystań, prze­

brałam się i udałam się do domu. Trze­

ba się było trochę ratować, więc wy­

piłam trzy herbaty z rumem, kubek pępkówki i zagryzłam łokciem kiełba­

sy,, com ją dostała w prezencie od mo­

jego narzeczonego. Przespałam się po­

tem, a wieczorem poszłam na dancing.

A dzisiaj znowu idę na zawody do Imci na koszykówkę.

Już to nie darmo powiedział jeden mądry filozof, że kobieta, jak wino, im starsza, tern lepsza.

A niedługo moi państwo, pamiętaj­

cie o tern, że wasza ciocia weźmie u- dział w konkursie piękności.

podsłuchał Anyż.

CZAROWNICE I WALENTY.

Zaledwie błysnął ranek Zeszły się dwie kumoszki I poszły siąść pod bramę

Obgadać swoje troski.

Pyszczyska swe otwarły Od wczesnej zaraz pory I tak przez dzień już cały Strzępiły swe ozory.

Ciemny już mrok się robi, Wieczorne mkną godziny, A owe dwie choroby, Pytlują, jak dwa młyny.

A babskie te rozmowy, Słuchał wciąż pokryjomu, Walenty chłop morowy, Stary dozorca domu.

Czekajcie

myśli sobie

,

Języki wy palące,

J a już wam coś tak zrobię, Że zaraz was rozłączę.

To mówiąc, wyniósł z sieni.

Naczynie z porcelany, A przedmiot ów pękaty Po brzegi był nalany.

1 naraz jak nie clduśnie Z tej niepachnącej miski!

Aż płyn się cały rozlał Między dwa babskie pyski.

Zerwą się dwa potwory Rozżarte, rozwścieczone I każda z nich już biegnie W przeciwną świata stronę.

Każda się chustką maże I płacze, klnąc donośnie, Co on im też na twarze Chlusnął tak niełitośnie?

Jakiego to bigosu Nalano z owej puszki?

Ach! to był pewnie... rosół, A w nim pływały... kluski.

Rybałt.

BEZROBOCIE I MIŁOŚĆ.

Elegancki pan Pomidor Tak z wyglądu, jak i z miny, Do mieszkania panny Geni Wybrał się raz w oświadczyny.

„Droga moja panno Geniu W kościach dziwny czuję wigor, J a już dłużej nie wytrzymami(

Tak jej krzyczy pan Pomidor.

„By cię zdobyć droga pani, Ja niczego się nie trwożę,

Czy chcesz śmiało iść wraz ze mną?“

— O

tak, miły Pomidorze.

O mój łuby, co cię skłania, Żeś do ślubu tak ochotny?

„To dlatego Eugenjo, Bo ja jestem bezrobotny!

„ Ja już nie wiem co jest ze mną, Serce mi się tłucze w piersi,

A więc się pobierzmy wreszcie, Wszak my nie będziemy pierwsi.

O ty piękna Eugenjo, Ciebie pytam się w pokorze Czy chcesz zostać moją żoną?

Dobrze, panie Pomidorze!

„Me uczucia są gorące

/

falują tak jak morze, Czy ugasisz me życzenia?£t

Dobrze, panie Pomidorze.

A ty czemu chesz być moją.

Taka miła i zalotna?(i

Bo ja drogi Pomidorku Także jestem bezrobotna!

Tak się sobie oświadczali, Kiedy trudne czasy idą, Bezrobotna Eugenja, Bezrobotny pan Pomidor.

I pobrali się wnet z sobą I w miłości i w ochocie, Ci oboje bezrobotni,

Aby skrócić bezrobocie. Klapa.

P O W SZ E C H N Y .