Obszary wsi Zagajów i Rabowic sta
nowią jeszcze teraz zamożną okolicę chłopską. Do stacji kolejowej w Pli
szkach trzeba z obu tych miejscowości drałować jakie dwie godziny drogi, przyczem w końcu musi się przejść
pogodę powstrzymywała ochronna ściana lasu pliszeckiego.
A kiedy się ludziom dobrze powo
dzi, to chcą się także i w odpowiedni sposób zabawiać. Toteż nie brak było w Zagajach i Rabowicach, balów i
fe-Ł a p a j! trzym aj! bo narzeczone uciekają.
przez las pliszecki, ktÓTy ten szczęśli
wy kawał kraju półkolistą, nieprzebitą ścianą od świata oddziela.
Jakkolwiek okrutny podmuch kryzy
su dotarł i do tego zakątka, to jednak tylko nieznacznie dał się odczuć mie
szkańcom. Bo nawet przy małej po
siadłości, chłop tu miał kilka krów, koni i sporo gruntu i lasu. Każdą
nie-stynów straży pożarnej, kółka śpiewac
kiego, wesołego Związku weteranów, jak również sławnych wyścigów na wołach. Hucznie obchodzono także so
bótki świętojańskie i dożynki.
Odbywały się też wielkie targi, na które ściągali handlarze, domo
krążcy, cyganie z niedźwiedziami i małpami, karuzele, a nawet cyrk
A w cyrku różne były cudności: i węże i karzełki, siłacze i o wyzywających obliczach dziewczęta, które na pół u- brane łaziły po linie i huśtały się wy
wijając koziołki.
Parobcy stali w cyrku, albo siedzieli gęsto obok siebie na drewnianych ła
wach i patrzyli z otwartemi gębami, zwłaszcza na gimnastykę zgrabnych cyrkówek.
— Ej, te to mi się podobają, — mó
wił Kubuś Pręcik do swego kolegi Szczepana Pieroga. I przytem łypał okiem do huśtającej się dziewczyny na arenie.
Pręcik i Pieróg byli razem na woj
nie, a uważano ich we wsi za niepo
prawnych nicponiów, gdyż się nie chcieli żenić. Niewiadomo było, dlacze
go do ożenku nie mieli ochoty. Podo
bały im się dziewczęta w okolicy i fi
glowali z niemi chętnie, ale o ślubie nawet nie wspominali.
Zrywaj kwiatki kolo każdej drogi, Gdy powąchasz, dalej bracie w nogi!
Tak nucił Kubuś Pręcik przy piwie w karczmie, a za nim darli się parobcy.
Szczepan Pieróg ułożył jeszcze ładniej
szą piosenkę:
Baw się z każdą i szalej, Ale potem nic dalej!
Bo pomyśl sobie ino:
Małżeństwo jest drabiną Po której łażą kury
,
Więc cała jest zwalana, Od dołu, aż do ąóru.
Hej! ha!
Kiedy piosenkę tę słychać było z karczem, gniewały się wszystkie dziewczęta wiejskie, które czekały na mężów. Ale oczekiwani w przyszłości mężowie, byli tymczasem teraz pijusa- mi i kpiarzami. Figle stroić i płatać złośliwości dziewczętom, do tego to mieli głowy, ci podstarzali już chłop- czyska.
Ksiądz proboszcz piętnował te be
zeceństwa nieraz z kazalnicy, ale to nic nie pomagało. Woleli swobodne życie kawalerskie, aniżeli wiązać się małżeństwem.
Kiedy przyszła pora na wielkie tar
gi, Pręcik i Pieróg, zawarli znajomość z panną z cyrku. Ale źle na tern wyszli, bo morowa cyrkówka kazała sobie fundować pierniki, łakocie i napoje, a wieczór musieli ją zaprosić do gospo
dy na wieczerzę. Panna z cyrku zaja
dała z wielkim apetytem pieczeń wie
przową i popijała srodze. Ale potem zerwała się nagle, przeskoczyła przez stół, obróciła się na pięcie i krzyknęła:
— Dziękuję wam, piękni chłopcy!
Do widzenia innym razem! Dobranoc!
I zwiała z gospody, wystawiając obu chłopców na pośmiewisko.
— A to szelma'! — zamruczał Prę
cik, — ja myślałem, że pannę z mia
sta można łatwo upolować!
Szczepan patrzył głupowato przed siebie, ale domokrążca Piotr Płucko z Krakowa, który co roku na targi do Rabowic przyjeżdżał, wyjaśnił obu za
wstydzonym kawalerom, że to trzeba robić całkiem inaczej.
— Tak? A jakże też to się robi? — pytano z zaciekawieniem dokoła.
Piotruś Płucko wyciągnął wtedy ga
zetę „Nowiny44 z zawiniątka i rozło
żył ją na stolć, zachlapanym piwem.
— Takie zbliżenia do kobiet, trzeba załatwiać pisemnie, jeśli się na coś od
powiedniego w gazecie natrafi w ogło
szeniach. O na przykład tutaj stoi na
pisane w gazecie:
„Mieszczanka z dobrej rodziny, za
trudniona jako kucharka, zamożna, posiadająca piękną wyprawę, pragnie wyjść za mąż. Urzędnicy i rolnicy ma
ją pierwszeństwo. Listy pod napisem:
„Wyścigi po szczęście*4 — należy nad
syłać do biura gazety „Nowiny44.
— Acha! to się tak robi! — wrze
szczeli uradowani parobcy.
— O widzisz chłopie, — mówił, do
mokrążca Płucko, — jest inne ogłosze
nie:
„Jestem poważna, średniego wzrostu brunetka, dobrze odżywiona, mam nie
złą posadę, pragnę poznać mężczyznę koło lat trzydziestu. Zgłoszenia do „No
win44 pod: Wschód słoneczka44.
A oto nowe ogłoszenie:
,,Dwie koleżanki, blondynki, weso
łe, pragną wyjść zamąż, za dwóch wesołych chłopców. Listy pod: „Marzę o tobie44.
— Panie Płucko! — krzyczeli pa
robcy, — napisz nam pan parę listów.
Zaczęło się fundowanie dla domo
krążcy Piotrusia, stawianie piwa i wód
ki i różnych przekąsek, ile tylko chciał.
Koło stołu tłoczyli się wszyscy chłopcy, a Piotruś miał masę do pisania. Wre
szcie zmęcżony krzyknął:
— Nie będę więcej pisał, każdy list kosztuje złotego.
Pisał, a chłopcy płacili za list, nawet po dwa złote.
Jeszcze nigdy Piotrusiowi tak dobrze się nie wiodło. Jako człek przemyślny, obliczył sobie w duchu, ile z takiego interesu można grosza wyciągnąć.
Rzekł więc:
— Kochani chłopcy, to się tak na kolanie nie da zaraz zrobić. Uważaj
cie, co wam mówię! Cały dzień mam zajęty, ale co dwa dni będę wieczorem w gospodzie naprzeciw poczty, tam mię zawsze znajdziecie.
Tak też uradzono. Listy wysłał na drugi dzień, sam pan Płucko, a kiedy Kubuś Pręcik, Szczepek Pierog, Antek Koza, Ludwiś Konik i Jerzy Skórka otrzymali wkrótce piękne odpowiedzi z dołączonemi fotografjami kobiet, in
teres dla domokrążcy Piotrusia, po
czął się pysznie układać. Wieczorem w wielkiej izbie karczmy pod pocztą, było pełno. Pan Piotruś Płucko pisał teraz do panien liściki, w których chłopcy zapraszali niewiasty na wieś
„do ustnego omówienia44, a na podsta
wie nowych ogłoszeń w gazetach, kro
pił dalsze listy dla innych chłopców.
— Uważać chłopcy, — krzyczał raz wieczorem Płucko. — Już zamówiłem na niedzielę pierwsze pięć narzeczo
nych dla Pręcika, Pieroga, Kozy, Ko
mina i Skórki! Uwaga! W niedzielę po południu o godzinie trzeciej, przy
będzie pierwszy ładunek!
Bardzo wczesnym rankiem w nie
dzielę wywiał domokrążca Płucko do
Krakowa na zabawę z zarobionemi pie- niądzmi, nie chcąc się już mięszać w dalszą historję.
Piękna i słoneczna była niedziela w Zagajach i Rabowicach. Po sumie rozeszli się parobcy po drogach, by omówić, co będzie się działo popołu
dniu, osobno chodziła piątka naszych znajomych, oczekujących na „narze
czone z ogłoszeń44, inni już wcześniej podążyli do gospody pod pocztą, koło której wiodła droga ze stacji kolejowej,
Pręcik i Pieróg byli to niepoprawni obijacze i pijusy, nie chcący się ożenić.
by wszystko co się stanie, dokładnie oglądać. W samej wsi było nudno i pu
sto. Za to o trzeciej godzinie popołu
dniu, cisnęli się wszyscy do okien w gospodzie pod pocztą.
Po trzeciej godzinie naraz na drodze koło tej gospody, ukazało się pięć ob
cych, naprawdę pięknie ubranych i ro
słych kobiet, które patrzyły z zakłopo
taniem dookoła, spozierając na siebie trochę niechętnie.
Wtedy z pod karczmy podszedł do nich na drogę Jasiek Niezguła i zapy
tał przyjaźnie:
— A dokąd to panie idą?
Wszystkie pięć wytrzeszczyły przez
chwilę oczy na niego. Każda była za
wstydzona nieco. Ale ponieważ Nie
zguła dobrotliwie i po przyjacielsku się uśmiechał, zapytała pierwsza:
— Gdzie tu jest pan Jakób Pręcicki?
— Pręcicki? pomyślał Niezguła, a potem zawołał: Tak, tak, Kuba Prę
cik mieszka tu niedaleko. Poczem zwrócił się do drugiej:
— A pani może przyjechała do Skór
ki, albo do Komina?
— Do Komina, to ja, — zawołała trzecia smętna dama, o powłóczystem spojrzeniu, ubrana w mały kapelusik i futerko lisie. W tej chwili popatrzyły inne panie, które z nią przybyły, na gęsto obsadzone wszystkie okna w go
spodzie, przez śmiejących się parob
ków i zrobiło im się zaraz nieswojo.
Zbladła niewiasta czarnowłosa z ob
fitym biustem, poczerwieniała gwał
townie inna w płaszczu futrzanym, z krzywo wsadzonym toczkiem na okrągłej, jak kula głowie, zawrzała wściekłym gniewem, rudo-czerwono- włosa, w wysokich lakierowanych śniegowcach, w szarej narzutce.
— To jest coś niesłychanego, — za- krakała drżąc z wściekłości.
— Dlaczegóżto? — śmiał się J a siek, — dlaczego moje panny? Przecie już się zbliżają weselniki.
O, tam nadchodzi Skórka, a tu Prę
cik.
Jasiek Niezguła wepchał sobie czte
ry paluchy do szerokiej gęby i świsnął ostro, że się aż biedne niewiasty prze
raziły. Nie bacząc na klątwy rozgnie
wanych panien z miasta, Jasiek kiwał na chłopców, którzy już się zbliżali.
— A chodźcież prędzej, weselniki, bo narzeczone aż płaczą z tęsknoty.
— Świństwo, łajdactwo, — szalały damy i klnąc obrzydliwie, zabrały się do odwrotu. Chciały się prędko ulotnić ze #wsi. Ale wtedy otwarła się brama główna w gospodzie i ze środka wyma- szerowało sześciu muzykantów, trą
biąc pannom do taktu marsza, aż się rozlegało, na co zlecieli się parobcy, chłopi i dziewuchy z całej wsi. Pięć zawiedzionych, a niedoszłych narzeczo
nych poczęło uciekać, ale pięciu wesel- ników dogoniło je szybko, wśród oklasków ludzi wsioskich.
— Ja jestem Pręcik, a ja Komin, a ja Pierog, — krzyczeli chłopcy.
Zamiast odpowiedzi, oberwał Kubuś Pręcik parasolką po gębie, co wywo
łało huczną wesołość.
— Banda bydlaków, ordynarne dra
by, — krakały i skrzeczały wśród łez napadnięte panny, — poczekajcie opryszki, zrobimy na was doniesienie!
Szczepanek Pierog wmięszał się między nie i chciał sprawę załagodzić, ale damy odepchnęły go od siebie i klnąc i jęcząc uciekały. Koło pola z owsem opuściły je siły, a pięciu weselników znowu je opadło. Ale na
gle na drodze ukazał się przodownik policji z Pliszek, z dwoma posterun
kowymi w służbie. Cała historja zakoń.
czyła się wkrótce na posterunku, gdzie przodownik spisał protokół.
W trzy tygodnie później, przed są
dem ławniczym w miasteczku powia- towem Pliszki, odbyła się rozprawa sądowa przeciw dwudziestu pięciu chłopcom z Zagajów i Rabowic, oskar
żonym o ordynarną swawolę. Wszyst
kie poszkodowane kandydatki do stanu małżeńskiego, zjawiły się jako świad
kowie i ciężko swemi zeznaniami ob
ciążyły oskarżonych.
Chłopcy udawali głupków i tłóma- czyli się:
— Skąd my tam wiemy, poco one przyjechały na wieś i co od nas chcia-ty-Jednak sędzia z Pliszek, znał zabija
ków i obwiesiów z Zagajów i Rabowic i wsypał im doskonałą karę.
Trzy tygodnie kozy dostał każdy, a weselnicy musieli jeszcze zwrócić pannom z miasta koszty za podróż, która się tak fatalnie zakończyła.
Gdy sędzia odczytał wyrok, zwrócił się następnie do pięciu kobiet i rzekł:
— A teraz jedźcie panie do domu i ostrzegajcie wszystkie swoje znajome przed jazdą do Zagajów a Rabowic, gdzie mieszkają tacy dzicy nicponie, przynoszący wstyd swoim wsiom.
Nie prędko panny mogły się ze są
du i miasta wydostać. W dniu rozpra
wy bowiem, na placu w Pliszkach tło
czyły się tłumy ciekawych włościan, a chłopcy z Zagajów i Rabowic pili do późna wieczorem we wszystkich oko
licznych karczmach.
A gdy w nocy urwipołcie i niecnoty wracali do domu, pocieszali się wza
jemnie:
— Trudno, już tak musi być, po za
bawie pokuta.
Gdy już dochodzili do wsi, dziewczę
ta oburzone zatykały sobie znowu uszy, słysząc śpiewających parobków:
Małżeństwo jest drabiną, Po której łażą kury,
Więc cała jest zwalana Od dołu aż do góry.
Hej! ha! Anyż.