• Nie Znaleziono Wyników

Panowanie panegiryzmu, florydacyzmu i makaronizmu

§• I

Pogląd na stan kaznodziejstwa w tym okresie.

1. W tym okresie wymowa w Polsce upadła, bo i Polska upadła. Z zewnątrz najeżdżali jej granice po­

stronni nieprzyjaciele, nie znajdując w ielkiego oporu, a czasem natrafiając na jawną zdradę '); wewnątrz zaś rozpościerała się coraz więcej anarchia, nieszczęsny owoc pychy, swawoli, prywaty i niezgody; a objawem jej były burzliwe elekcye i zaciekłe w alki stronnictw, rokosze i zmowy żołnierskie, zrywanie sejmów na m ocy liberum

') Dość wspomnieć Hier. Radziejowskiego, Janusza Radzi­

wiłła i t. p.

— 184 —

yeto, poniewierka władzy i prawa, zajazdy sąsiedzkie, i coraz gorszy ucisk ludu.

12. Z upadkiem "życia politycznego szedł w parze upadek życia umysłowego, a tylko życie religijne i ro­

dzinne mocniej szem biło tętnem. P o pokonaniu rożno­

wi er s twa wzięła górę jakaś apatya i gnuśność, która za Sasów wyrodziła się w życie hulaszcze; a gd y do tego żywotną siłę narodu pochłonęły obozy, sejmy, try­

bunały i dwory m agnackie, brakło ochoty i czasu do książki i pióra. Same ogniska nauk przygasły, albo słabe tylko rzucały światło. Akadem ia krakowska, jeszcze w w ieku X V I. tak bogata w celnych mistrzów, nie miała się teraz kim i czem poszczycić; toż nie bez podstawy zrobiono jej wyrzut, że wydawała tylko na- puszyste panegiryki i kalendarze z prognostykami astro­

nomicznymi. Nawet walka z jezuitami o m onopol nau­

czan ia, acz zakończona w ygraną, nie dodała jej sił, ani obudziła pożądanej emulacyi. Dwie inne akademie nie doszły również do większego rozw oju , czego przy­

czynę gdzieindziej wytknęliśmy l). Szkół średnich przy­

było w tym okresie, ale system nauczania był jedno­

stronny i niedoskonały. Zwalać za to całą odpowiedzial­

ność na Jezuitów, rzecz to niemądra i niesprawiedliwa;

bo czyż można poczytywać im za w inę, że w wieku X V II. nie mieli geniuszów, którzyby byli zrozumieli le­

piej potrzeby czasu, odkryli wady panującego systemu i w yżłobili nowe koryto dla wychowania publicznego;

zresztą aż do czasów K onarskiego tak samo uczyli P i­

jarzy i akademicy krakow scy 2). To atoli na pochwałę szkół ówczesnych powiedzieć trzeba, że dbały lepiej, niż

J) Por. Roz. III. c. I.

a) Czyt. Stan. Zalęsld Czy Jezuici zgubili Polską? Wyd. trzecie Kraków 1883 (Rozdział II).

— 185 —

późniejsze, o wpojenie w młodzież zasad i praktyk re­

ligijnych.

3. W piśmiennictwie i w wymowie zapanował smak zły, zaszczepiony głównie z zagranicy. W e W ło ­ szech poeta Jan Marini ( f 1625) zachwalał kwiecistość i nadętość w literaturze, a tymiż szlakami szedł w H i­

szpanii poeta Gongora ( f 1627). Otóż ten kierunek, zwany marynizmem albo gongoryzmem, wtargnął także na ambonę J); zwyczaj zaś dowcipkowania wnieśli tam jeszcze w wieku X V . Geiler z K aisersbergu , Men ot, M aillard, a przedewszystkiem Gabryel Barletta, dom i­

nikanin, który takiej nabył wziętości, że mawiano pó­

źniej: qui nescit barlettare, nescit praedicare, Ponieważ wielu P olaków udawało się do W ło ch na nauki, przeto nic dziwnego, że przywozili do kraju zamiłowanie w smaku tamże panującym ; co też niebawem odbiło się w utworach polskich.

4. Na zewnętrzną stronę wym owy, to jest, na styl i ję z y k , wpłynęła niemało ta, okoliczność, że łacina przyszła do wielkiej, przesadnej nawet czci, tak że nie­

tylko była wyłącznym językiem wykładowym w uni­

wersytetach i głów nym przedmiotem w szkołach śre­

dnich, ale że się stała środkiem popisu w mowach i ka­

zaniach, co pociągnęło za sobą obniżenie i zeszpecenie język a polskiego.

W wieku X V II. poczęła się do nas wciskać fran- cuzczyzna, w ślad za królowem i Maryą Ludwiką i Ma- ryą K azim ierą, a rozgościwszy się na dworze króle­

wskim i w pałacach m ożn ych , podbiła w końcu pod swoje berło i kaznodziejów, czego wynikiem była epoka naśladownictwa.

') Lepszy smak wprowadzili we Włoszech Segneri (f 1694) i Casini (f 1718). Por. Część III. Rozdział o kaznodziejach włoskich.

186 —

5. Jakież tedy są strony ujemne kaznodziejstwa w tym okresie ? Przedewszystkiem podnieść należy po­

pisywanie się. erudycyą, mieszanie do kazań rzeczy świe­

ckich i dowcipkowanie. Naśladując kaznodziejów X V . wieku, napychano kazania cytatami z pisarzy staroży­

tnych i nowszych, alluzyami poetycznemi i m itologi- cznemi, przykładami, nieraz bajecznymi, z historyi po­

wszechnej, obrazami i zjawiskami, nieraz nieprawdopo- dobnemi, ze świata przyrody. Uczone te fraszki, czyli curiosa, przeplatali niektórzy kaznodzieje konceptami i żartami, nieraz płaskimi, rubasznymi, a ztąd ubliżają­

cymi powadze ambony. Używali oni tego środka do rozciekawienia i zajęcia słuchaczów, tem więcej, że byli nawet królowie, ja k W ładysław IV . łub Jan III., któ­

rzy lubili podobne „krotochwile". To znowu pod osłoną dowcipu, satyry albo allegoryi podawali upomnienia i nagany, bo szlachta miała już wówczas „świerzbiące uszy" i nie chciała słuchać nagiej prawdy.

Jednym z pierwszych, którzy weszli na tę drogę, był K irkow ski: niesłuszna zatem winić o to Jezuitów, ja k to czynią niektórzy pisarze. Jezuitom zarzuci.ćby chyba można, że mając tak piękne wzory w Skardze i W ujku, poszli za poślednim i, co też skarcił jenerał zakonu Oliwa ’). W liście do prowincyj polskich z r. 1676 tak ón pisze: „Słyszeć można z ambony kaznodziejów naszych, przemawiających dowcipnie może i wymownie, ale nie w duchu apostolskim , ja k by za popularnością gonić się zdawali... W szkołach też zaniedbano prawdzi­

wą] wym owy i czystej łaciny, nie masz, ktoby się odzna­

czał — a takich dawniej wielu byw ało — poprawnością łacińskiego stylu w pisaniu, siłą i potęgą w wymowie.

Teraz za znakomitszych mistrzów uchodzić chcą, którzy czczeni brzmieniem słów łechcą uszy i kwiatuszkami

') X. Stan Zalęski 1. c. str. 304.

— 187 —

pstrzą mowę, chociaż właśnie przez to całą siłę wym owy niszczą i ów rzetelny dawny najsławniejszych pisa- rzów języ k psują i kaleczą.“

Taksamo nasze synody (n. p. poznański w r. 1738) przestrzegały kaznodziejów, by nie opowiadali z ambony bajek, dykteryjek i dow cip ów ; ale nie wiele to wówczas pom ogło.

6. Drugą wadą była przesada w pochwałach, czyli panegiryzm. Chwalono Świętych, co jest rzeczą sprawiedliwą; ale przedstawiano ich nieraz jako jakich półbogów, albo „w icebogów ,“ i spierano się, który z nich wyższy i możniejszy w niebie. Co gorsza, chwalono przesadnie ludzi, zarówno zmarłych ja k żyjących, za­

równo godnych ja k nijakich, a czasem nawet niego­

dnych, bo splamionych jaw nym rokoszem ')• Szczegól­

nie na trumnę dygnitarzy i możnych,’ albo do ich stóp rzucano całą garścią kadzidło 2), sławiąc nietylko ich cnoty, ale także ich herby i rody, które wywodzono od Scypionów, Mitrydatesów i t. p. Tak n. p. o biskupie Załuskim powiedziano, że wprzód nim słońce ziemię, on już światłem swojem Sarmacyę oświecał, — że nawet drzemał i spał mądrze, lepiej marząc we śnie, niż inni filozofują na jaw ie 3).

Rozumie się, że umysły wyższe nie uległy tej wa­

dzie ; byli nawet tacy, którzy z apostolską odwagą gro­

m ili grzechy wówczas panujące, a jeden z nich (Jędrzej ').Mamy panegiryki czy morwy pogrzebowe na cześć Mik. Ze­

brzydowskiego, Jerz. Lubomirskiego i innych.

2) Władysławowi IY. napisano aż 60 panegiryków, Michałowi Korybutowi 30, Janowi III. bez liku.

3) Niesłusznie Bentkowski, Wiszniewski i inni początek panegi­

ryków przypisali Jezuicie Bartochowskiemu, kaznodziei Jana III-, bo bjdy one już pierwej znane. Tak zwani oratores Tyliciani byli przeważnie panegirystami, a sam Bieżanowski, profesor akademii krak., miał na­

pisać 150 panegiryków. Por. Meclierzyński T. III, 351 — Załęski str. 202 sq.

— 188 —

K och an ow ski, w zakonie Aleksander a Jesu) tak się wyraził o panegirystach:

Pokazał Bóg Wszechmogący pewnych bałwochwalców Ezechielowi prorokowi, który tyłem się obróciwszy - do oł­

tarza Pańskiego ivschodzącemu kłaniali się słońcu (Targa yertentes altari adorabant ad ortum solis). Mniemam, że ta owych kaznodziejów opisał i zganił, którzy przy aktach pogrzebowych, cnotom zmarłych dawszy pokój około sa­

mej się tylko familii bawią, pierwsze capitulum Ewange­

lii Mateusza św. czytając: Abraham genuit Isaac, Isaac genuit Jacob. Ten urodził tego, owa owego. Bałwochwalcy są to zaprawdę, bo terga i:ert.ent.es altari cnoty w zmar­

łych pominąwszy, któreby na zbudowanie słuchaczów wspominać trzeba, jako te, z których prawdziwa pochwała jest adorant ad ortum solis, splendory jasności świato­

wych, któreby jako wzgardzone według reguł Boskich albo pominąć albo. ganić mieli, szerokimi wywodzą peryodami i jakoby audytorów swoich do świeckiej zachęcają pompy, od którejby serca ludzkie odwodzić potrzeba.

Z drugiej strony razi u niektórych kaznodziei uży­

wanie wyrazów czy zwrotów tryw ialn ych, zwłaszcza g d y uderzają na różnowierców, albo wspominają o Tur­

kach i Tatarach. Co więcej, ten i ów zbyt poufale albo niestosownie odzywał się o Chrystusie Panu i Świętych.

T ak n. p. Młodzianowski przy ganiał Chrystusowi P anu , że nigdzie miejsca nie, zagrzeje; to znowu, że nie mądrze postąpił, opuszczając 99 owiec, a szuka­

ją c ow cy zgubionej, bo tymczasem m ogły mu wilki nie­

m iłego figla wypłatać. Kiedyindziej tak przemawiał do matki rodu lu d zk iego: Matko nasza Ewo, nazbyteś świe- , gotliwa i nie mogąc iv raju z kim gadać, świegotać po­

częłaś. Inny (Cypryan Sapecki) w kazaniu na Nawie­

dzenie N. Panny Maryi taką umieścił apostrofę na tekst abiit cum festinatione:

— 189 —

A dokąd tak spieszno, przybrana w manto słoneczne damo? Dokąd zawody twoje kondorem śliczny księżyc ce­

lująca panno t dokąd peregrynacya twoja, lustrami nieba w koronę plecionymi uwieńczona, koronatko? Jeżeli na spacyer dla rekreacyi w góry wychodzisz, nie bardzo wie­

trzyć się pannie rozkazuje Hieronim ś w n i e moda damie urodziwej dziadowskim trybem włóczyć się po ulicach;

nie piękna pannie cudze pocierać kąty na ustawiczność;

już.podobno iv tem ciele i różana cnota niespełna, komu wagusy smakują. Ta to mądra panna, która uciekając przed publiką świata, welum zakonnem zasłania sobie oczy, aby na jego pieszczoty nie patrzała. Taka dama, z dataryi niebieskiej osobliwego upominku godna — abiit cum festinatione.

Czyż to nie zakrawa na profanacyę i zniewagę?

Tenże kaznodzieja nazwał gdzieindziej św. Jacka „szcze- niuchem dominikańskim” i na tle porównania Świę­

tego z psem rozwinął całe kazanie!

7. Jako trzecią wadę tej epoki wytknąć trzeba nieład w układzie kazań, gonienie za nadzwyczajnymi pom ysłam i i effektami, nadużycie figur i godeł (prze­

sadny symbolizm), kwiecistość i napuszystość stylu (czyli tak zwany florydacyzm). Kaznodzieje ówcześni nie krępowali się zazwyczaj jakim ś planem, według pewnych prawideł ułożonym ; ztąd ich kazania były po większej części chaotycznym zlepkiem tekstów, cytat, sentencyj, obrazków i powiastek, bez wewnętrznego związku nagromadzonych: a bezrząd, panujący w rze- czypospolitej, wdarł się również i do kazań. Zauważył to już Zawadzki w swojej Historia arcana: „Ze zwi­

chnięciem zasad i rozkładem Rzeczypospolitej weszło w zdrożny obyczaj nawet najdrobniejsze sprawy w nie­

skończonych rozprowadzać wywodach i przytaczaniem wielu rzeczy, nie wiążących się z sobą, niesforną czynić wrzawę. “ Możnaby powiedzieć, że kazania tej epoki

— 190 —

przypominały nie tyle wojsko dobrze uszykowane (jak by być powinno), ile bezładną ru ch aw k ę, gdzie każdy ubrany i uzbrojony inaczej, idzie samopas, nie słucha­

ją c komendy.

Zamiast trzymać się złotej prostoty, kaznodzieje ówcześni, naślacując styl rococco, szukali estetycznego piękna w przesadnych i w ybujałych ozdobach, to znowu w szumnym i nadętym doborze s łó w ; ztąd też myśli swe ubierali w szatę utkaną z figur i godeł, posuwając się nieraz aż do śmieszności *). Chcąc wym yśleć coś orygi­

nalnego w samych tytułach, wpadali na takie dziwolągi, ja k n. p. Dyalog albo komedya męki Jezusowej w siedmiu scenach (to jest w siedmiu kazaniach Adr. Seryewicza) — Koncept nad konceptami, Niepokalane poczęcie M. P.

(Barszczewskiego). — Kopia starożytnych oryginałów (Gruszeckiego) — Purpura zbawienia kaznodziejskim stylem ufryzowana (Lipiewicza) — Vice-Bog na ziemi Piotr św.

Niektórzy uciekali się w kazaniach do dziw acznych, a nieraz niemądrych pomysłów. Tak n. p. jeden zaczy­

nał każde słowo swojej m owy od litery t, drugi od li­

tery c (na cześć S. Cantu), inny w ykluczył wszystkie słowa, mające literę r, iż sam tej litery nie wymawiał -), Młodzianowski udawał podczas kazania, że szuka wszę­

dzie zmarłego króla W ładysław a IY . i słyszy tylko odgłos echa:

Zamku krakowski! dochowałeś szczęśliwie korony naszej, dochowywasz podobno i Władysława1 Zawołajmyż płaczliwym głosem: Miłościwy królu, kędyś? Nie masz cię,

w ptaszkowym pokoju, nie masz w kurzej stopie, nie masz

') Tak n. p. Olszewski w calem kazaniu przeprowadził poró­

wnanie X. Białózora z — jabłkiem. Gdzieindziej przemienienie na górze Tabor przyrównał do — jarmarku.

2) Byłto Ignacy Łukasz Olszowski (albo Olszewski), kanonik ki­

jowski, proboszcz w Białokamieńcu, autor trzech panegiryków, które

— 191 —

cię W poselskiej isenatorskiej'izbie. P om adę ją, iżeś zm arł—

odpowie odgłos pokojów : zmarł. Ażaż go śmierć pora­

niła,t — raniła. Ażaż kosa go czasu podcięła1 — cięła i t. d.

8. Ostatnią wadą było szpikowanie kazań wyrazami i frazesami łacińskimi, czyli t. z. makaronizm. Ślady tej wady, sprowadzonej rozwielmożnieniem się i prze- kwitem studyów klasycznych, spostrzegamy już w wiek u XVI, ale dopiero w wieku X V II. zyskała ona prawo obywatelstwa, najprzód w izbie sejmowej, później także na ambonie. Jedni kaznodzieje ograniczali się na przy­

taczaniu tekstów w języku łacińskim i polskim, inni słowa polskie przeplatali łacińskimi, nie tłómacząc icli wcale. Rozumie się, że tak prawili tylko kaznodzieje na dworze królewskim i po miastach, którzy zwykle jedną część kazania przeznaczali dla szlachty.

Oto urywek z kazania per eminentiam makaroni- cznego ')•

Transjiguratus est antę eos.

Zadziwił się Sw. Leo, Prodigiosum Transfiguratio- nis Misterium ad Magni sacra,menti nos intelligentiam vocat! A cóż to za dziw t że słońce w promieniach f że Splendor Paternae gloriae z twarzy swojej jasność wy­

rzucał że ten, który in sole posuit tabernaculum suum ticliyliwszy trochę opony Majestatu swego, pokazał scenę Lucis inaccessibilis? To to cud, że chwały swojej theatrum zasłaniał że Tabor obłokami taboruje, Nubes obumbra- vit eos? A nawet i wiadomość sarnę sekretem w ustach Apostolskich pieczętuje. Nemini dweritis nisionem, świa­

towe pom py ztrębują spektatorów, Egredimini Filiae Sion miał wypowiedzieć (ale dla choroby nie wypowiedział), na nabożeń­

stwie za duszę króla Augusta II. Panegiryki te (Sermones terni etc), z których jeden bez litery r, wyszły jak się zdaje w r. 1734.

‘) Kazanie X. Stan. Bielickiego, jezuity, na drugą niedziele W. postu.

— 192 —

et videte Regem Salomonem in diademcite, quo corónamt eum Mater ma.

Dziś podobna pstrokacizna wydaje się nam śmie­

szną i nagany godną, ale wówczas uchodziła za wyskok dobrego smaku, skoro w jednem z głośniejszych dzieł retorycznych p. t. Orator polonus (W ysock ieg o) zachwa­

lono następujący sposób przemawiania na sejmie przy w yborze m arszałka:

Jakie kwitnących pociech z zupełnym dostałych na­

dziei profitem messilegia z tak ozdobnego imion prześwie­

tnych WW. MM. Panów centifolio rokować sobie ojczyzna może, Yenient apti mortalibus anni, frugumąue feraces;

jakie ex arbore rozkwitłych tak idelu familii pożądanego pokoju oleas, nieśmiertelne tryumfów lawy, serta trophae- orum, centumąue coronas; już J. M. Pan Marszałek, Boskiego prawie spiraculo Ducha nad delfickie wyraźniej trypody przepowiedział. Ja tylko confirmans omnia dictis weneruję wybrane i wyborne electorum ex miltibus osób grono, fiorem godnych familii, florem ojczyzny wolnej, nie 'wątpiąc, że kwitnące w osobach naszych spes publicas przy łaskawych zgodnych wotów fawoniuszach, aspiran- tibus astris, w niezwiędły generalnego uspokojenia zwi­

niecie koronament, et color et species flmibus semper erit.

W czem, żebyśmy fructu publico spragnione mogli ziem i województw ukontentować desideria, należy nam z ści­

słego prawa obligu legis jubet expressa vóluntas, należy mówię plantam dalszych obrad, directricem wolnych gło­

sów drgam in manu zaszczepić consilii, w jednem obra­

niem tego koła subjectum, jako in arbore vitae et scientiae.

Chciejcie tylko WW. MM. Panoime aethesias spirare favorum.

9. Ma atoli i ta epoka swoją stronę dodatnią.

W społeczeństwie polskiem było wówczas wiele zapału religijnego, ruchliwości politycznej i fantazyi niczem nie skrępow anej; otóż to odbiło się także w wymowie

— 193 —

religijnej. Przedewszystkiem ma ona piętno swojskie, narodowe i popularne. W szystko tam polskie i, że tak powiemy, w kontusz przybrane; wszędzie ukazuje się rzeczpospolita z jej sejmami, trybunałami i zw yczajam i;

„obce nawet rzeczy, mimo różnicy czasu, miejsca i cha­

rakteru, odziewają się w postać i barwę miejcową *).“

Co więcej, nasi kaznodzieje i w niebie Polski szukali;

wszakże B oga Ojca nazwali „Prymasem górnego nieba,“

który nowego króla ziemi, Chrystusa, ja k b y na polu elekeyjnem publikow ał; niektórym zaś Świętym nadali herby polskie, ja k n. p. św. Antoniemu Pogoń. św. Bal­

tazarowi Ostoję. Ze to podobało się bardzo, bo łechtało dumę narodową, nietrudno zrozumieć.

Swojskość i popularność objawiła się także w ję ­ zyku i stylu, który nie jest tak czystym, ani tak gład­

kim, ja k u kaznodziei X Y I. wieku, ale zato pełen życia i swobody, podobny do stepowego rumaka, nie znoszą­

cego żadnego wędzidła. Toż miejsca wzniosłe i rzewne idą na przemian z potocznemi i rubasznemi.

Pod względem charakteru i dążności, kaznodzieje tego okresu odznaczali się również, ja k ich poprzednicy, gorliwością o chwałę Bożą, świetność Kościoła, pożytek narodu i zbawienie dusz, a niektórzy z nich (jak n. p.

Młodzianowski) niezwykłą jaśnieli nauką i wym ową;

szkoda zatem, że na błędne weszli szlaki. Icłi utwory nie m ogą dziś służyć za wzór, acz tu i ówdzie zawie­

rają złote ziarna; tę atoli mają wartość, że przedsta­

wiają wierny obraz życia religijnego, politycznego i do­

m owego w ow ych czasach.

10. Nauka w ym ow y stała w tym okresie nisko, bo smak zły wziął w niej górę. Porzucono wzory starożytnych mistrzów i celniejszych naszych m ówców z X V I. wieku, a natomiast uczono z katedry i w dziełach retorycznych,

J) Meclierzyński T. III, 13.

X . Pelczar, Zarys dziejów kaznodziejstwa. Część II. 13

— 194 —

ja k wyrażać się w stylu kwiecistym i szumnym, w pla­

tać przenośnie lub inne figury, posługiwać się sym bo­

liką i szpikować mowę „uczonemi fraszkam i" lub flo- skułami poetycznemi. Rozumie się, że taka nauka m o­

gła tylko spaczyć przyrodzone zdolności i wprowadzić wym owę na manowce.

Z P olaków pisali w tym okresie o retoryce i ka­

znodziejstwie ') :

Kazimierz W iju k K ojałow icz, jezuita: Institutio- num Rlietoricarum partes II. Yilnae, 1634.

Zygmunt Lauxmin, jezuita: Praxis oratoria et prac- cepta artis rhetorices. Brunsbergae, 1658 (dzieło lepsze).

Stanisław Papczyński: Prodromus rhetoricus. Yar- soy., 1655.

Micfi. Radau, jezuita: Orator extemporaneus. Crac.

1666.

Kwiatkiewicz, jezuita: Phoenix rhetorum. Crac.

1672. — Suada cwilis (et Phoenix rłiet.). Vratislav. 1679.

Calissii, 1682. — Eloąuentia reconditior, Posn., 1705; jestto wybitny przedstawiciel zepsutego smaku.

Mich. Kraus, pijar: Manuductio institutionum rhe- toricarti.iini. Yarsow, 1687. Obok prawideł krasomo- wskich zamieszczone są tu przykłady czerpane z m ówców klasycznych a zwłaszcza z Cycerona.

W acław Zawadzki, pijar: Lucubrationes oratoriae.

Yars., 1696.

K am il Jodłowski, pijar: Praeceptiones Rhetoricae.

Vars., 1702.

Andr. Teinberski, jezuita: Via Appia ad eloąuen­

tia,e lauream, seu instructiones oratoriae. Poznań, 1712.

(Tenże Andrzej Teinberski w ydał: Orator sacrocwilis.

') Przedrukowano też w Polsce dzieła retoryczne Sturniiusa, Cypr. Soareza, Juglarisa, Juwencyusza, Decolonia i t. p.

— 195 —

Posn., 1715; są to panegiryki kościelne w licliej łaci­

nie i zepsutym stylu).

Samuel Jabłonow ski, pijar: Lucubrationes orato- riae in materiis tum politicis, tum moralibus. Yars., 1715.

Jan D. Kaliński, pijar: Atonii minor es in sidera eloguentiae, accensi, primo prima principia Lucubratio- nis oratoriae. Vars., 1718.

Marcin W a leszyń sk i, rektor akacl. k ra k .: Rheto- rica Institutio IV. Libris comprehensa praeceptis brevi- bus instructa, facili methodo disposita, exemplis illustrata, cum adjecto praeambulo de modis amplificandi. Pro usu Academicae jumnłutis in alma studii TJnwersitate Cra- coviensi accomodata. Crac., 1722.

Samuel W ysocki, pijar: Orator polonus primo ali- quot instructionibus de comitiis, legationibus, militia, po- litica; deinde occasionibus ibidem dicendi etc. illustriss.

iiwentuti scholas Pias freąuentanti in exemplar proposi- tus. Yars., 1740.

Stanisław Dąbrowski, pijar: Subsidium ad eloąiien- tiam, swe selectissimarum'phrasiuvi ac sententiarum ex classicis auctoribus ordine alphabeti collectio. Yars.,

1746.

Faust. Grodzicki, je z u ita: Theatrum eloąuentiae, Leopoli, 1745. (Jestto w yciąg z Kwintyliana i dawnych retoryk szkolnych. Autor nastaje tu na Konarskiego).

A dam M alczew ski: Umbra ligatae et solutae elo­

ąuentiae. Posn., 1747, — De vera elotjuentia, Posn., 1748, — Eloąuentia propugnata, Posn., 1751.

Prócz tego mamy z tego okresu zbiory mów pol­

ski cli i łacińskich (Swady), jużto rzeczywiście wypowie­

dzianych, jużto przez autorów ułożonych, jako to:

X . Kazimierza Jana W oysznarowicza : Orator po­

lityczny na trzy części, pogrzebową, weselną i różnym aktom stużącą. W iln o, 1644.

13*

— 196 —

Jana Pisarskiego: Mówca polski, albo wielkich auto­

rów powagą i ojczystą wymową oratorów sejmowe i po­

grzebowe mowy. W Kaliszu, 1668 i 1683. Ta swada jest ze wszystkich najlepszą.

Jana Ostrowskiego Danejkowicza: Swada polska i łacińska albo Miscelanea oratorskie, sejmowe, weselne, kaznodziejskie, pogrzebowe i t. d. W Kaliszu, 1684.

W Lublinie, 1745. W ybór mów, w większej części odra­

żających makaronizmami i stylem zepsutym.

Kazimierza, Wieruszowskiego, jezuity: Fama pol­

ska publiczne stany i młódź szlachetną informująca. Po­

znań, 1722.

Samuela a S. Floriano (W ysockiego), pijara: Ora­

tor polonus. Vars., 1740.

W ojciecha Bystrzonowskiego: Polak sensat w li­

ście, w komplemencie polityk, humanista w dyskursie, w mowach statysta na przykład dany szkolnej młodzi.

Wilno, 1733.

Są nadto zbiory mniejsze, jak n. p. Jana Dembiń­

skiego, Andrzeja Chr. Załuskiego i Andrzeja Trzebi - ckiego.

Są również zbiory materyj do kazań, czyli reper-

Są również zbiory materyj do kazań, czyli reper-