• Nie Znaleziono Wyników

Pawłowi Bouteiller— wdzięczna Lotaryngia

W dokumencie Wyrwani z gruntu ojczystego. Cz. 2 (Stron 159-173)

O d lata 1885 r. m ożem y ju ż o b licz a ć następ­ stwa zbrodni w B illan cou rt; rozgłos ich szerzył się p o całym kraju. Ścięcie R acad ota było aktem p rzezorn ości, ale żadna pokuta nie zmaźe sp ełn io­ nej zbrodni. Słyszeliśm y ju ż, ja k rozm aicie ten wy­ p adek okropny ocen iały je d n o stk i, sto ją ce na j e ­ dnym poziom ie społecznym .

Ciekawszym je sz cz e będzie dla nas stosunek, ja k i wytworzył się wskutek tego strasznego p rzej­

ścia m iędzy naszymi znajom ymi.

B ou teiller, pragnąc się uniewinnić, głosił: — T en nędznik R a ca d o t od zn a cza ł się inteli- gencyą raczej praktyczną, niż teoretyczn ą. P o p e ł­ nił m orderstw o, ażeby zapewnić byt swemu pismu. M y ślą założenia „ Prawdziwej Rzeczypospolitej“ n a­ tch n ą ł go niejaki Franciszek Sturel, człow iek o b d a ­ rzony umysłem żywym, ale niespokojnym , nie p o d ­ dającym się żadnej dyscyplinie; on to właściwie re­ dagow ał pism o. B redn ie zaś o „p asorzy tn ictw ie,“ za p om ocą k tóry ch podłości swej ch cia ł nadać bar­ wę ideową, za p ożyczy ł niew ątpliwie od m łodego R oem ersp a ch era , ch ło p c a zresztą b ard zo p rzy­ zw oitego; ceni go nawet Taine...

Oryginalnym przyczynkiem do tej sprawy w o­ b e c hałasu, wznieconego przez klerykałów , je s t wy­ znanie wiary, które mi niegdyś ta grom ada u czyn i­ ła — wyznanie wprost antyrepublikańskie:

T a pow ierzchow na ocena faktu, przechodząc z ust do ust, doprow adziła pow oli do obwinienia .Sturela i R oem erspachera. P an i A liso n pow tarzała

z zadow oleniem pani de Coulonvaux:

— Z aw sze niedow ierzałam znajom ościom Stu- irela. W iedziałam , że się wdaje z łotram i.

M iędzy Sturelem a m łod ą dziew czyną nie d o ­ s z ło n igdy do wyznań wyraźnych. C h cąc uniknąć

cią g ły ch i przykrych dopytywań, Franciszek p orzu ­ cił po spełnionym dram acie ulicę Sainte - Beuve i przeniósł się na prawy brzeg Sekwany; w reszcie przyśpieszył wakacye. W N eufchateau zaledwie d o ­ wiedział się przypadkow o o zaręczynach Teresy z baronem de N elles.

W pałacu i biurach redakcyjnych obiegały przykre p ogłosk i, dotyczące S u ret-L eforta i B o u te il- lera. Ł ą cz o n o ich nazwiska; opowiadano, że p ro ­ fesor w ystąpił w obronie osób skom prom itowanych; we dwa lata później plotka u czyn iła z R a ca d ota agenta, upełnom ocnionego do utworzenia mu d zien ­ nika. W każdym razie w lecie 1885 r. zbrodnia w B illan cou rt d op om og ła B ou teillerow i i to w s p o ­ sób zupełnie nieoczekiwany.

1 B iskup z Nanęy, op ierając się na zeznaniach R acadota, wydał okólnik pasterski, p otępiający pań­ stwową filozofię R ze cz y p o sp o lite j. N apadał na p ro ­ fesora, jak o na p rzedstaw iciela nauczania now oży­ tnego i kultury społeczn ej. B ou teiller przybył o d ­ w ażnie— zdaniem swych p rzyja ciół — do Nanęy, do miasta, gdzie go właśnie oskarżano o dem oralizo­ wanie m łodzieży, od w ołał się do dawnych kolegów , do b yłych uczniów, do ich rodzin i w spółobyw ateli. N a konferencyi p ublicznej i na kilku zebraniach prywatnych był niezrównany. D ziennik biskupi wy­ stąpił z odpow iedzią. Nawet część wyborców , zwy­ kle ob ojętn ych na te ogólniki niewyraźne, tym ra- .zem stanęła po stronie p rofesora.

O bu rzała ich myśl, że człow iekow i, w którego m owach p rze b ija ło tak wzniosłe poczu cie obow iąz­ ku i surow ość zasad, m ożna b yło przypisyw ać clio- •ciażby najm niejszą cząstkę od pow iedzialn ości za to .morderstwo okropne.

po-źytecznem do wyborów, które tym sposobem n a b ie­ rały coraz w iększych w idoków powodzenia.

Jednak trzeba b yło przezw yciężyć jeszcze tr u ­ dności b ardzo poważne, m ianowicie kwestyę pienię­ żną. B o u te ille r zaoszczęd ził najwyżej 4,000— 5,000 franków. K o n g re s, z b iera ją cy się w N anęy dla w y­ znaczenia kandydatów republikańskich, ma co p ra ­ wda zwyczaj zbierania pewnej sumy na koszty kam ­ panii w yborczej; ale nawzajem wymaga, aby każdy z kandydatów zapisał się na 10,000 franków. Z r e ­ sztą nietylko na tern p olegała cała trud n ość.

A b y się dobrze przedstawić kongresow i, k tó ry właściwie decydu je o w yborze, trzeba pon ieść du­ żo wydatków przedw stępnych. K r ó tk i pobyt B ou - teillera w tutejszem liceum zostaw ił p o sobie d o ­ bre wspomnienia; pom ogła mu również p olem ik a z biskupem, pom im o to jednak b ył on w N anęy pra­ wie obcym : ważny to zarzut w oczach podejrzliw ych Lotaryńczyków . D ob rze też bardzo zrobił, uzysku­ ją c u władzy urząd p o b o r cy dla jed n ego z posłów ,

zrujnow anych ciężaram i mandatu: uszczęśliw iony d o ­ brą em eryturą, były p rzedstaw iciel narodu chętnie przedstawi B ou teillera wpływowym w yborcom .

K on ieczn em je s t je s z cz e uznanie prasy. J e - dnem słowem , nawet urządzając wszystko o s zcz ę ­ dnie i w warunkach ja k najpom yślniejszych, trzeba, mieć co najmniej 50,000 franków. B ou teiller p rzed ­ stawia w artość pierw szorzędną.

Z resztą, namiętne pragnienie dostania się do parlam entu unosi go tak gw ałtow nie, źe z d o b y cie mandatu uważa dziś za swój obowiązek; pomimo- wszelkich wysiłków, nie m oże ju ż oddać się ca łą du­ szą obow iązkom zawodowym , ja k to czynił dotąd:, uczciw ość nakazuje mu w ięc ustąpić z katedry. Czy m ożna nawet przypuszczać, że m ając przed sobą. tak świetną karyerę polityczn ą, da się p ow strzy­ m ać brakiem pieniędzy^ N ie b y łb y w cale człow ie­ kiem, za ja k iego go uważamy, gdyby w obec trudn o­

ści finansowych m iał się usunąć z widowni p olity­ cznej. Z drugiej strony należałoby napiętnować ca ­ łe społeczeństw o i równocześnie u bolew ać nad niem, gdyby dla braku 50,000 franków m iało być p ozb a ­ wione usług takiego człow ieka. D u żo lu d z i, znają­ cych czyny polityczne tylko z historyi, lub z p ięk ­ nych biografij, zapatrując się na ten fakt z punktu oderw anego, m ogłoby pow iedzieć: „C ó ż znaczy tru ­ dność pieniężna? Z aw sze się znajdzie 50,000 fran­ ków, gdy się ma nadzieję zostania m inistrem .” P r z y ­ toczą setki m ężów stanu, b ędących w tern samem położeniu, a um iejących sobie radzić... L e c z n a le ­ żałoby również poznać odw rotn ą stronę medalu, zbadać, ilu ich ginie właśnie wskutek tych opera- cyj pieniężnych. A tryum fatorow ie, którzy zwyeięz- ko w ypłynęli z odm ętu, musieli się zgod zić na m nó­ stwo faktów poziom ych, pospolitych , brzydkich, o b ra ­ żających uczucia delikatności, faktów, o k tórych m il­ czy ich biografia.

Z y cie — to brutal. N ik t nie je s t zmuszony pośw ięcać się polityce; ale człow iek, b iorą cy w niej udział czynny, nie m oże zapanow ać nad ok o liczn o ­ ściami. W te d y tylko dosięgam y celu, je że li się godzim y na wszelkie drogi doń prow adzące.

Jakiemi środkami rozporządza Bouteiller, aby dojść do pieniędzy? Często partya polityczna ma swoją kasę wyborczą. Napełnia ją sumami, otrzy- manemi ze sprzedaży usług, o ile posiada władzę, lub też frymarcząc nadziejami na przyszłość— jeżeli należy do opozycyi. A le prosząc pomocy u swego stronnictwa, zaciąga się zobowiązania względem j e ­ go wodza. Bouteiller zaś chce wystąpić w parla­ mencie ze swobodą zupełną. W zniośle postąpiłby patryota, któryby podzielając idee światłego profe­

sora, ofiarowałby mu żądaną sumę; ale takiemu pa- tryocie trzeba zazwyczaj odpłacić się conajmniej

krzyżem legii h on orow ej; jest to najpospolitszy arty­ k u ł wymienny w operacyach parlam entarnych.

B ou teiller, przyzw yczajony uważać pieniądz ja k o w ynagrodzenie za pracę, nie m ógłby nawet p rzyp u ścić, że m ożna postąp ić inaczej. D lategó z pom iędzy wszystkich sposobów zdobycia p otrze­ bnego kapitału w ybrał środek proponow any mu przez barona J a k ó b a R einacha, i w ziął w ręce zor­ ganizowanie zapału dla sprawy panainskiej.

S p ółk a Lesseps i C-ie traktow ała z towarzy­ stwem angielsko-hołenderskiem C uttbill, de Lunge, W atson i V an-H athum o przebicie C ulebry. T o ­ warzystwo to budow ało w L eod yu m wspaniałe ma­ szyny do wiercenia gór. B o u te ille r radził przenieść to p rzedsiębiorstw o do Paryża, chociażby nawet w ypadło ponieść pewne koszty dla zain tereso­ wania ogółu. W ś r ó d okrzyków masy robotniczej L esseps o b e jrza ł z wielkiemi cerem oniam i te o g ro ­ mne maszyny. B ou teiller p o d d a ł całą seryę tem a ­ tów, które n ależało opracow ać w pismach.

A rty k u ły p rzyjęto z zapałem i 25-go lip oa l£ 8 5 -g o roku L esseps na ogóln em zebraniu akcyo- naryuszów otrzym ał pełn om ocn ictw o do zaciągn ię­ cia nowej 600-m ilion ow ej pożyczki... C o prawda, p o rok u zmuszony b y ł d ać A n glo-H olen d rom sześć milionów odszkodow ania za zerwanie kontraktu; ale nie było to winą B ou teillera, że sprawa, obm yślana w Paryżu, nie została wykonaną w Panam ie.

Pom im o ograniczonego zakresu w sp ó łp ra co - wnictwa, p rzeją ł się interesami przedsiębiorstw a i potrafił od dać mu usługi w ten sposób , k tóry czynił go zawsze niezbędnym , gdzie się tylko zn aj­

dow ał.

B o u te ille r znał bliżej G am bettę i system je g o naśladował; nie przeciągając zbyteczn ie wywiadów, w skazał kierow nikom Panam y dzienniki P aryża i prowincyi, którym warto b yło dać subwencye; p rócz tego musiał zastosow ać stopień energii i b a r­

wę artykułów do polityki każdej gazety i do p o ję ć m iejscow ych.

Tak cenne wskazówki, dawane d okładn ie, szczerze i kategorycznie, pow iększyły d och ody T o ­ warzystwa; ci panowie uważali, źe suma 50 tysięcy franków nię stanowi wygórowanej nagrody za tyle usług. Gdyby B ou teiller zażądał b ył wtedy d obre­ go stanowiska w samem Towarzystwie, byliby mu je stworzyli bez wątpienia. S k oro w olał w ejść d o pałacu B urbonów , starano mu się to ułatwić. A d - ininistracya Panam y dążyła do pozyskania p rzyja ­ ciół wśród przyszłych członków Izb y: na zaciągnię­ cie bowiem 600-m ilionow ej pożyczki nie wystarcza upow ażnienie akcyonaryuszów, p otrzeb a koniecznie przynęty w postaci prem iery, dla wydania których niezbędne je s t nowe prawo. Jednocześnie więc K a ­ ro l de Lesseps podp isu je K orn eliuszow i H erzow i, p rzyjacielow i Freycineta, Clemenceau i innych czło n ­ ków parlamentu, deklaracyę, na m ocy której w dniu, kiedy to prawo przejdzie przez głosowanie, z o b o ­ w iązuje się mu w ypłacić 10 milionów franków.

Ci panowie z Panam y, przyzwyczajeni do szan­ tażystów, podziw iają człowieka p e łn e g o talentu, przyszłego deputowanego o władzy rozległej, który, oddawszy im rzeczywiste usługi, zadaw alnia się 501 tysiącami franków. W szy scy ludzie rozumni, nie znając tajem niczych myśli B ou teillera, wychwalają go za to, że „umiał stał się potrzebnym ." On zaś winszuje sobie, źe znalazł punkt wyjścia, zdaniem je g o , bardzo mądry; przeczuwa, że dawniejsze sto­ sunki nietylko ułatwią mu pow odzenie w N a n cy , ale i b ęd ą obfite w następstwa doniosłe. N iech tylko kanał będzie przekopany i je g o własne p o ­ łożenie zapewnione, czem uźby nie m iał wejść do ra ­ dy zarządzającej Towarzystwa? Przyniosłoby mu to d och ód stały, a je s t to jedyna rze cz, która mężowi stanu zapewnić może niezależność i d ostojeń ­ stwa.

Te 50,000 franków okazały się B ou teillerow i równie użyteczne, ja k napaści biskupa. Jednem słowem , kandydat obcy przybyw ał na kongres p e­ łen najlepszych nadziei, nie przypuszczając nawet, żo d robny wypadek, zaszły p rzed dwoma dniami, o ma­ ło nie zepsuł wszystkiego.

Dwaj w yborcy z zam ożnego mieszczaństwa, G oeury i Dardinier, słynęli w całym okręgu z p i­ jaństwa. O koliczność ta obniżała wprawdzie ich p o ­ wagę, mimo to w kwestyi wyborów mieli wielkie wpływy, dzięki swej hojności i popularności. G oeu ­ ry utrzymywał, że wypije więcej piwa, niż je g o przyjaciel Dardinier. T en przyjął zakład. P o d b u - dzeni śmiechem, goście piwiarni umówili się, źe p rzegryw ający kupi piękną trumnę, którą przeci­ wnik zm uszony będzie trzym ać w p ok oju sypialnym. D ardinier w ch łaniał nieskończoną ilość litrów, d op ók i czynności tej wlewania z zewnątrz do wnę­ trza nie przeszkodził wylew we wręcz przeciwnym kierunku. P o cie sz y ł się myślą, źe je ż e li tu jest drugim , w kaźdem innym towarzystwie byłby nie­ wątpliwie pierwszym .

Z a k ła d w ypłacił, nie skąpiąc, trumna była d ę ­ bow a, ozdob ion a rzeźbam i metalowemu G oeury postaw ił ją , stosownie do umowy, k o ło swego łóżka. N astąp iła noc. D rzew o schnąc, trzeszczało; pod wpływem działania alkoholu przed oczam i pijanego latały m uchy, a nieznośne mrówki p rzebiegały po ciele; zdaw ało mu się, źe leży w całunie śm iertel­ nym, źe ciało je g o toczy rob a ctw o. Z aled w ie z brzaskiem dnia nabrał odwagi. P o siedmiu ta­ kich nocach zaniósł trumnę w głąb ogrodu .

O burzony D ardinier zażądał, aby ją postaw ił na umówionem m iejscu. W piwiarni W iedeń sk iej ro z le g ły się śmiechy i rozeszły się po całem N an ­ cy, k tóre kom entow ało śmieszności dw óch pijaków.

G oeu ry, rozgorączkow any po nowej nieudanej próbie, o d e sła ł fatalny przedm iot do sypialnego pokoju ja

-k iejś rudery, stanow iącej je g o posiadłość wiejs-ką. Z a d o w o ln ił tym sposobem szyderców , ale rozgniew ał D ardiniera. O d słów doszło do policzków.

B y ło to na dwa dni przed kongresem . O g ól­ nie wiedziano, źe D ard in ier, ja k o akcyonaryusz

Lotaryngii Republikańskiej, je s t stronnikiem B ou teil- łera; G oeury oznajm ił, źe wystąpi gwałtownie p rze­ ciw kandydaturze tego cudzoziem ca, kupcy z N an­ cy, przem ysłow cy, zaczynając od F rou ard aż do P on t-ń -M ou sson i roln icy z dorzecza Seille, nie mają nic w spólnego z profesorem , narzuconym przez dziennikarzy” . B y ł to argum ent niebezpieczny. A l ­ k oh olik nie chciał słuchać żadnych przedstawień. B ou teiller żm ieszał się nieco. K om itet je g o dare­ mnie p róbow ał pogodzić przeciwników. U żyto w resz­ cie następującego środka: agenci komitetowi w wi­ gilię kongresu całą n oc poili G oeuryego z tak d o ­ brym skutkiem, źe kiedy się zjaw ił w sali wyborów, musiano go ztamtąd usunąć, ja k o niepoczytalnego zupełnie. P rzeciw n icy, pozbaw ieni przem owy, na którą rachow ali, nie odważyli się wystąpić z opozy- cyą. W pływ ow y B outeiller został wybrany.

W wyborach tego rod zaju cała trudność p o ­ lega na zjednaniu w yborców przed kongresem . B ou teiller, oznaczony na liście republikańskiej jako kandydat dodatkowy, został wybrany dnia 4 paź­ dziernika 1885 roku.

S u ret-L efort o d d a ł się całkow icie- na usłu­ gi B ou teillera w przeciągu całej walki wyborczej. Z B ar-le-D u c, gdzie spędzał wakacye, przyjeżdżał d o N an cy na większe zebrania i p rosił o słow o, przem awiając w charakterze byłego ucznia, który od d a je świadectwo mistrzowi. W trzy dni po g ło ­ sowaniu poruszył ten sam tem at na bankiecie, wy­ danym staraniem Lotaryngii Republikańskiej na cześć i pożegnanie deputow anego, który śpieszył objąć swe stanowisko. Sala gimnastyczna miejska była przepełniona. Jak zwykle bywa p o kaźdem

zwy-cięztw ie, w całem N a n cy nie zn alazłoby się ani j e ­ dnego wyborcy, k tó ry b y się przyznał, że głosow ał przeciw profesorow i.

M łod y adwokat, p o cią g a ją cy wszystkich ładną postawą i pew n ością siebie, wymiawiał każde s ło ­ wo wyraźnie, m o d e lu ją c um iejętnie głos dźw ięczny i pełny.

— Panie — m ów ił — będziesz zasiadał w licz- nem i zaszczytnem zgrom adzeniu. W yk ład am i swe- mi podniosłeś p oziom um ysłowy naszej ok olicy; te ­ raz podniesiesz p oziom parlam entaryzmu, a co za tern idzie, i całej F ran cyi, w ypowiadając w naszem imieniu naszą wolę i przekonania. P r z e d kilku laty powierzyliśmy ci nasze umysły i widzieliśmy cię przy pracy; dziś pow ierzam y ci o g ó ł naszych interesów . O bow iązek ten w ypełnisz zaszczytnie, nieprawdaż, Paw le B ou teiller?... D aw niej miałeś w swych r ę ­ kach m łodzież, dzisiaj kierow ać będziesz losami lu ­ dzi d ojrzałych . Stoim y na kresach i, więcej niż każda inna cz ę ść kraju, chcem y być skałą z gra­ nitu. N am nie starczyłaby armia, fortece, skarb wojenny,, gdybyśm y duszy lotaryńskiej op rzeć nie mogli na dzielnym obywatelu...

G łośn e okrzyki przerw ały S u ret-L efortow i, k tóry pod lodow ate mi pozoram i krył tyle ognia; z ca łej sali, z pod trapezów , z ponad tram polin, p o ­ przez drabiny w yciągały się ku deputowanem u ra­ miona. A on stał wzruszony, istotnie wspaniały w czarnym surducie, rękami skrzyżowanemi, bardzo blady, z iskrzącem i się ogniem wewnętrznym o cza ­ mi, czarnym włosem i pięknem czołem . C hciał przem ówić... ale d yrek tor Lotaryngii Republikańskiej rozkazał m uzyce zagrać, aby p u b liczn ość m iała czas od począć. Tym czasem D ardin ier, którem u p o ­ le co n o zająć się ponczem , piwem i, ja k sam się wyrażał, „w szelk ą lim onadą” , skinął na kelnerów, aby podali szklanki i, kiedy ostatnia nuta

prze-brzm iała, podniósł kielich i g ru b y m głosem pijaka .zagrzmiał:

— Paw łow i B o u te ille r w d zię czn a Lotaryngia! — Szelm a!— szep n ą ł m istrzow i do ucha Suret- L e fo r t .— Ten ma tupet!

R o zle g ły się oklaski. N o w y deputowany przy­ gotow yw ał się do w ypow iedzenia m owy dzięk­ czynnej, przedtem jedn ak z w r ó c ił się do byłego u cz n ia :

— K ie d y przed chw ilą, drogi p rzyjacielu, tak < wspaniałomyślnie obsypyw ałeś mnie pochwałami, p o ­ dziwiałem twój talent krasom ów czy, k tóry ci p rze ­ pow iedziałem , o ile sobie przypom inasz, jeszcze w r o ­ ku 1880. G łów nie jedn ak podziw iałem w tobie to zupełne w yzw olenie się od m iejscow ego akcentu, a co w ażniejsza, od wszelkich właściwości lotaryń- skich!

v

S p i s r z e c z y .

Str.

X. „Praw dziw a R zeczpospolita” ... 5

XI. Num er pierw szy ...25

X II. Rok w a l k i ... 36

X III. K ryzys d w u t y g o d n io w y ... 66

XIV . Z brodnia w B i l l a n c o u r t ...86

XV. W ątpliw ości Fran ciszka S t u r e l a ...99

XVI. W artość społeczna t r u p a ...123

X V II. W ykolejony i na śm ierć s k a z a n y ...145 X V III. Pawłowi B o u teiller — w dzięczna L o tary n g ia 158

W Y Ż S Z A S Z K O D A P E D A G O G I C Z N A W K I E L C A C H b i b l i o t e k a

1 9 9 3 J 0

Biblioteka W S P K ielce

0066455

0066455

W dokumencie Wyrwani z gruntu ojczystego. Cz. 2 (Stron 159-173)

Powiązane dokumenty