Ileilig achten wir die Geister, Aher A a men sind uns Dunst!.
fPUrdig ęhren wir die Meistcr, Abcr f r d i z t uns die Kunst!
. V . i . , , \ U i i l a n d
Mowy pogrzebowe ks. Ludwika Trynkowskiego.
Sposssyt pierwszy. Wilno 5 1834.
W
powszeclinem teraźniejszem uśpieniu wymowy kaznodziejskiej, mowy pogrzebowe ks. T r y n k o w s r i e g o znakomi- tóm w piśmiennictwie naszem są zjawiskiem. Zamilkły od dawna S k a r g ó w , B i r k o w s k i c h i W o r o n i c z ó w usta, wymo
wa ich wspaniała, jędrna i pełna religijnego zapału, razem z nimi w zimnym zamknęła się grobie; głucha ciemność stanęła w kazalnicach naszych, a święta^ prawda, jak gdy
by przez najemnicze głoszona usta, jest martwą i w tak niemiły udzielaną sposób, źe nigdy prawie zupełnego zaję
cia w słuchaczach niewzbudza. Taź sama religia, też sa
me wzniosie i święte prawdy, mniejsze nawet talenta wznieść i zapalić zdolne, czemuż godnych teraz niemają nauczycieli? Jakie przyczyny wpłynęły na powszechną w tym względzie oziębłość? — Bolesną zapewne jest rze
czą podobne dawać sobie pytania, boleśniejszą jeszcze by
łaby na nie odpowiedźgf: musielibyśmy albowiem przyznać się do winy, i we własnej niechęci, a może niezupełnie doskonałćm usposobienia całej tajemnicy szukać,
Ciągła i niezmordowana praca chociaż niestworzy ta
lentów, ale je odkryje i doskonałości drogę wskaże. Moż
na powiedzieć, ż e , w wymowie kaznodziejskiej bardzo mało mieliśmy talentów, lecz praca zastępowała dary przy
rody, zapał gardził przeszkodami, dosyć zaś znakomite po
wodzenie wynagradzało szczere usiłowania.
Wymowa bez talentu, chociażby dowodziła największej nauki i gruntownŚj znajomości rzeczy, jest ciężką i oschłą, nie przemawia do czucia i nieumie zająć umysłu. Takie też wady w naszych znajdujemy mówcach; zaledwie kilku zgodzić umiało naukę z przyjemnem wysłowieniem a wszy
scy więcej ubiegają się za doborem pięknych wyrazów lub myśli, w'ięcej chcą się popisać z uczonością swoją niż z gruntownym lub jasnym wykładem prawdy. Kaznodzieja równie jak poeta potrzebuje zapału i chwili natchnienia, hcz zapał ten filozofią miarkowany być winien, inaczej zaś będzie mówca albo czczym zagorzalcem albo nu
dnym rosprawiaczem, którego mało kto zrozumie, a wszy
scy się znudzą. Zapał, jeżeli nie jest fałszywym, w
grun-townćm objęcia rzeczy i w uniesieniu się duszy na widok świetnej i zbawiennej prawdy koniecznie ma swój począ
tek, Gorejące prawdą serce łatwo rozum na przyzwoitej zatrzyma drodze, i z£takiem tylko usposobieniem mówcy z korzyścią mogą pracować w winnicy pańskiej. Piorunu
jącą wymową gromił ś. Ch r y z o s t o m znikczemniałych Gre
ków; serca ich mimowolna ogarniała trw oga,' a silne do
wody, przeznaczone do przekonania rozumu, utrzymywały pierwotne wrażenia i korzystnie do zupełnej odmiany roz
czulonego już słuchacza wpływały. Ma s s il l o n rozczulał, przerażał, ale zarazem gruntownie przekonywał; Bu r d a l u,
może najwięcej przykry dla słuchaczów, najmniejszego nie- zna pobłażania, zajęty świętością prawdy, widząc w sobie jej nauczyciela, niedba na żadne względy, niczego się nie lęka, podobny do Chrystusa mówi prawdę otwarcie, cho
ciażby ją życiem opłacić przyszło. Bo s s u e t więcej łago
dny, więcej ujmujący, pragnie drogą przekonania i słodkiej wymowy trafić do duszy, zmiękczyć serce i na jedwabnej wstędze prowadzić ludzi drogą moralności i cnoty.
Wszyscy prawie sławniejsi protestantcy kaznodzieje są pełni ognia i zaszczytnie w rozbiorze prawd moralnych znani. Niemożna się oprzeć pociągowi ich czarodziejskiej wymowy; widać tam ludzi przejętych gruntownie swojem powołaniem i tą wielką dążnością, usiłującą cały ród ludz
ki drogą cnoty, religii i moralności prowadzić. Naszego Skargę wsławiły zapasy z silnie rozkrzewiającym się w Pol
sce luteranizmem; jest on nieubłaganym jego nieprzyjacie-295
leni, jest niezwalczonym zapaśnikiem. Jeżeli zastanowimy się na chwilę, że w owych czasach wyznanie protestanc
kie prawie po całej rospostarło się Polsce, że miało zna
komitych i możnych prozelitów, niemożemy dosyć podzi
wiać nadzwyczajnej śmiałości Skargi, który bynajmniej gniewu się ich nielękał i tego dokazał, że wielu ich do dawnej wiary powróciło. Niezdolni jesteśmy dzisiaj sta
nowczo wyrzec o Skardze, bo niepodobna stawić się nam w owym wieku i widzieć potrzeby narodu tak, jak on je widział; możemy tylko uwielbiać czystość jego języka i pię
kne serce w Kazaniach sejmowych, a zarazem przyznać wyższość rozumu nad wiek w którym żył, gdy umiał tak zręcznie kierować sercami, gdy najzawziętszych nieprzy
jaciół nie tylko do porzucenia luteranizmu zniewolił, alg nawet ich' miłość zjednać sobie zdołał.
Ryeyrska dusza Władysława IV znalazła odbicie w Bm- kowsKiEGO sercu; jestto prawdziwy bojownik, chociaż mni
szym kapturem odziany. Krwawe boje, rzezie, łupiestwa, wrzaski obozowej zgromadziły się w jego pałającej i na
miętnej duszy, i wydały: dźwięk tak ostry, dziki a zarazem porywający i wielki, jak strasznym' a zarazem zajmującym jest obraz dwóeh. wojsk o zaszczytne pasujących się zwy
cięstwo. Mówi on prawdę nawet w obelżywych wyrazach, i z gwałtownością wyrzuca nadużycia rozhukanej już w ten- czas szlachty; zadziwiać więc nas musi, że tak przeważny stan w kraju nietargnął się na człowieka w świątyniach i obozach jego nadużycia głoszącego.
296
Zepsucie smaku w narodzie i nieszczęśliwy wpływ ła
ciny na mowę naszą okropnie także dały się ‘uczuć na ka
zalnicy. Biedny wieśniak przychodził do kościoła po naukę i pociechę, a słyszał księdza w obcym prawie przemawia
jącego języku; słyszał go ale nierozumiał, popadł więc w zimną obojętność na wszystko; prostota zatem sama bro
niła przystępu innym Wyznaniom.
Wiek Stanisława Augusta, wprowadziwszy do nas wy
chowanie i wyobrażenia francuskie, odżywił popęd do nauk i zapoznał z dziełami najsławniejszych- francuskich pisarzy.
Jeżeli niedołężne naśladownictwo widocznem jest u nas we wszystkich gałęziach umnictwa, i wymowa kaznodziejska nie jest od niego wolną. Francuscy kaznodzieje, lichą je szcze polską szatą odziani, ukazali się na kazalnicach naszych a najsławniejsi augustowscy mówcy kościelni są albo pro- stemi tłumaczami 'francuskich pisarzy, albo co gorsza ich skrócicielami i dopełniaczami. Wiek niedołężnego naślado
wnictwa, który, jak powiedzieliśmy, za Stanisława Augusta pierwszy'dzień zobaczył, dotąd się wlecze, a końca jego nikt przewidzieć niemoże. Jeden tylko można powiedzieć
W o r o n ic z wzgardził naśladownictwem, przemówił po pol
sku i prawdziwie polskim językiem. Jakże ubolewać na
leży, że w tym zawodzie tak mało prac nam sWóicH zo
staw ił!-— Czemuż wielka jego dusza niezgłębiła tej nie
zbędnej potrzeby i zupełnie się koznodziejstwu nieóddała?
Może jego przykład, jego prace wywarłyby korzystny wpływ i przekonały, że każdy naród stósownie do swojego oświe-297
cenią i potrzeb moralnych niezaspokoi się obcem naślado
wnictwem lub samem tłumaczeniem, ale własnej potrzebuje wymowy i swoich własnych domaga się kaznodziei.
Z tego więc zapatrując się stanowiska^ w ciężkim pi
śmiennictwo nasze, co do wymowy kościelnej, jest niedo
statku. • Kogóż bowiem obok starego Skargi i Birkowskie- go postawimy?— Ka r p o w i c z jest pełen pięknych myśli, sile nie pisze po polsku, i często niepotrzebnie nazbyt jest Roz
wlekły; Pr z e c z y t a ń s k i najgruntowniejszy co do myśli; lecz widać w nim największą usilność naśladowania Massyllona, chociaż dalekim jest od jego okwitości i łatwości; kilku zaś innych pisma więcej są dorywczemi naukami dla uży
tku plebanów niż prawdziwemi kazaniami. Ko r z e n i o w s k i e g o
prace wielkie co do liczby tomów, ale pod względem wy
mowy prawie bez żadnej wewnętrznej wartości; o Ba l s a m ie nawet niewspomniemy. Takieto u nas ubóstwo! Nie- mamy czem się pochlubić, niemamy czem dowieść światu, że pracujemy nad moralnem naszem ukszlałceniem. Skar
ga tylko, Birkowski i Woronicz, oto cała nasza książni
ca duchowna, jedyne skarby, jakie w tym względzie po
siadamy.
W takim niedostatku, w takiej czczości powszechnej, z jakąż przyjemnością odczytujemy mowy ks. Trynkow- skiego! Chociaż cztery tylko mamy przed sobą, lecz i te o znakomitych zdolnościach ich twófcy niewątpliwe dają świadectwo, i spodziewać się każą, iż okwite w później
szym czasie piśmiennictwo nasze czekają owoce <■ Pouic-298
waż lak mało tego rodzaju wymowy marnych dobrych przy
kładów, spodziewamy się, źe czytelnik z przyjemnością przebiegnie z nami piękności mów ks. Trynkowskiego.
Pierwsza napisana w celu uczczenia Wojciecha Pu- słowskiego rzeczywistego radcy stanu i t. d.; jest wielką pochwałą, najściślej do wszystkich przepisów nauki kraso- mowstwa zastosowaną; wysłowienia czyste i bogate, a cho
ciaż niewiele myśli nowych i miejsc wspólnych mnóstwo:
jednakże piękność stylu i zręczne uszykowanie przedmio
tów i wyobrażeń, które w największym po sobie następują porządku, pokrywają wszelkie usterki. W całej mowie najwyższy widać zapał, ton wzniosły, a przy całem natę
żeniu władz umysłu wątpliwość, czyli godnie zasługi zmar
łego opowie wymowa. Zbyteczna staranność i wykwin- tność jest jedynym błędem tej mowy. Gdyby ks. T. wię
cej oddał się popędowi serca a mniej miał w myśli kraso- mowskie przepisy, pochwała Pusłowskiego nic niezostawiłaby do życzenia.
W e wstępie dosyć trafnie równa Pusłowskiego z od
wiecznym i wspaniałym dębem, którego upadek pięknym kreśli obrazem: »Upada człowiek pospolity jak owa gałąz
k a, i zaledwo szczupłe rodziny i przyjaciół grono swoim dotyka zgonem; niewiele zaś upływa czasu, gdy go drugi podobny albo i mnóstwo zastępuje zdolniejszych. Lecz gdy wielki człowiek runął, runie wraz z nim, jakby z owym dębem, niezliczona osób i całych rodzin gromada; a na niezmiernej przestrzeni, którą niegdyś zapełniał, czczość
809
tylko na długo pozostaje niezmierna; w niej zaś smutne tylko na długo rozlegają się żalu i daremnych westchnień odgłosy.«
W pierwszym oddziale mowy przechodzi ród, rodzin
ne związki i zasługi w pospolitym (publicznym) zawodzie życia Pusłowskiego; część ta jest najsłabsza, bo też i przed
miot jej przez mnóstwo pisarzy tak wyczerpany, że w nim nic już nowego, nic zajmującego wyczerpać niemożna; ale umysł księdza T. odzyskuje .całą moc i ogień, gdy na okwit- sze i mniej uczęszczane wydobędzie się pole, uważając w Pusłowskim założyciela fabryk krajowych i gorliwego 0 wskrzeszenie przemysłu obywatela. A ponieważ prze
mysł: i fabryki wznoszą pomyślność i szczęście każdego naródu, z tego więc względu uwielbienie jego wznosi do najwyższego stopnia,-— a pragnąc wyżej jeszcze i w lep- szem świetle wykazać zasługi znakomitego męża; maluje naprzód przeszkody i przesądy miejscowe, jakie Pusłowski z niezachwianą wolą zwalczać i zwyciężać musiał: » Długo u nas i samowładnie panował przesąd lekceważenia i wzgar
dy najpożyteczniejszych rodzajów pracy, jakieYni są kunszta, rękodzieła i przemysły. Nietyko starożytne narody miały je w pogardzie, lecz i cała Europa, wciągu kilku upłynio- nych wieków, smutna ofiara wojen^ a z niemi naturalnie 1 ciemnoty, coraz widziała upadającemi wszelkiego rodzaju przedsiębierstwa, a natomiast wztastającą ku niemu niena
wiść i wzgardę, tak dalece, że w wielu narodach,- jak to na nieszczęście i w naszym, mało zaszczytu przynoszące 300
rozumowi postanowiono prawo, przez które osoby i stany, trudniące się handlem, rękodziełami i przemysłem, pozba
wione zostały przywilejów szlachectwa.
pdrodzone wprawdzie światło nauk po wszystkich już prawie narodach, zburzyło równie hańbiący jak zgubny ów przesąd. Już dziś Europa słynie na nowo i zdumiewa wię
cej niż kiedykolwiek olbrzymiemi w tym względzie wyna
lazki i postępy. Już jedne przed drugiemi biegną narody w tak pięknym zawodzie, wzajemnie się wyścigają i' wza
jemnie z sobą walczą o pierwszeństwo.
Śród tak powszechnie ożywionego zapału, u nas, mo- żnaż zataić? ledwo nie pierwiastkowa panowała jeszcze dotąd ciemnota, bo jeszcze pierwiastkowy panował ów przesąd. Jeszcze aż dotąd uważano i wielu po dziś dzień uważa za hańbiące, najpożyteczniejsze rodzaje pracy, prze
mysłu i przedsiębierstwa. . Z tąd, ledwo nie wszystko, co do najistotniejszych należy potrzeb, czego potrzebujemy do przyodziania się, pomieszkania i wygód, za niezmierne opłaty z obcych nam dostarczają krajów. Myśmy gnuśuieli w niedołęstwie, a kto inny korzystał. Zbogacały się z nas obce narody, a myśmy ich bogacąc, sami zawsze pozosta
wali W nędzy.
j, Potrzeba nas było dźwignąć z tak podlącego stanu.
Potrzeba nam było otworzyć oczy, byśmy ujrzeli, iź sami mamy u siebie, czego żebrzemy u innych: źe własne nie
raz odkupując płody,, niezmierną krajom obcym płacimy lichwę: że i naszychto owiec runo lśni się na cudzoziemskiej
301
szacie; żeto my krwawy lejemy pot nad uprawą owej ro
śliny, którą potem łatwo wysnutą i ubieloną, jako cud ob
cego przemysłu odkupujemy na powrót. Ze zatem nie na bogactwach ziemi, lecz na bogactwach przemysłu zbywa rzeczywiście naszym ziomkom, o
W dalszym ciągu mowy, skreśliwszy, jak widzieliś
my, tak dokładnie stan przemysłowy narodu, przechodzi do okazania, źe bogactwa nawet zebrane obracał zawsze Pusłowski z korzyścią kraju. W tem miejscu prawie mi
mowolnie nastręczyło mu się porównanie zamożnego a ra
zem przemyślnego człowieka z nieumiejętnym i niedołężnym bogaczem; lecz wszystkie te obrazy przewyższa swoją pię
knością ustęp, który, wychwalając sprawiedliwość zmarłego, chętne roztrząsanie i godzenie spraw spółobywateli, nastrę
czył się rozognionemu sercu i rozbujałej wyobraźni; jestto miejsce najwyższego uniesienia, najszczytniejsze z całej pochwały, i ręką prawdziwie mistrzowską skreślone:
»Co za wielka myśl, którą Pusłowski pierwszy rzucił swem postępowaniem! Czyliż ludziom potrzeba koniecznie groźby, zniewolenia, kary, by ich utrzymać w świętych sprawiedliwości karbach? Czyliż rozum, sumiennie, religia, tak dalece w nas zniedołężniały? a osobista własność nie- moźeż nas zaspokoić, źe się na obcą nigdy łakomić nie- przestajemy? Alboź obywatelom jednej krainy* czcicielom jednego boga, dzieciom jednej matki natury!., tak trudno żyć w zgodzie, jedności i pokoju?... Lecz gdy takie jest nasze omamienie, iż się jak roje pacholąt ubijamy i kłócim 302
za lada bańką, co na każde tchnienie wiatru pęka i niknie, azaliż niema, ktoby nas po ojcowsku upomniał, zbliżył i pojednał.
Dostojni obywatele! zwłaszcza na pierwszych postano
wieni godnościach urzędnicy! Wyto piastujecie poważną laskę sprawiedliwości, przed którą z uszanowaniem korne chylimy głowy. Wyście, jak mówi pismo, bogowie sienni.
Waszto .jeden głos uciszyć może zburzone na tym oceanie świata nawałnice.-—Niechże więc je ucisza głos waszej rady, wdania się i pojednawczej, namowy: w ostatecznym tyłko razie wolno wam jąć się smutnej sądzenia nas jak wino
wajców ostateczności.
Lecz jeśli zamiast spokojenia, sami raczej wichrzycie nasze bespieczeństwo i szczęście, —* nie, wyście ani tej ziemi ani nasi bogowie; wyście bożyszcza niepokoju! zbun
towane przeciw szczęściu ludzkiemu duchy! sprzysięgłe, byście nowe z tej ziemi utworzyli piekło.
Szanujemy czcigodnych obywateli, urzędników, bo oto i dziś tej czci oddajemy hołdy; lecz pohańbiamy przewro
tnych, niesprawiedliwych, przedajnych; bo stoimy nad gro
bem niepohańbionego na sławie urzędnika i obywatela.«
Taka jest wymowa ks. T., kiedy idzie za głosem ser
ca, kiedy zapał umysł jego organie, kiedy wyrzec ma świę
tą prawdę, która rozprężą jego duszęj ciśnie się gwałto
wnie z umysłu do serca i powierza pióru pełne mocy i harmonii wyrazy.
303
Pam. Nauk. T . II. zeszyt 2.
20
W końcu tej pochwały dosyć wymownie maluje boleść z utraty wielkiego człowieka, lecz całe prawie domówie
nie, lubo ozdobnie napisane, jest zbiorem znanych i zuży
tych już myśli. Wiemy dobrze, iż trudno być zupełnie samorodnym (oryginalnym), a ks. T. tę ma przynajmniej zaletę, że chociaż znane myśli, w nowej jednak przedsta
wić je umie szacie; n. p. pocieszając słuchaczów oświad
cza , że Pusłowski nieumarł zupełnie, że go nieśmiertel
ność czeka. Ta myśl we wszystkich prawie znajduje się mowach pogrzebowych; jestto przyjęty i uświęcony długim zwyczajem sposób kończenia; pod piórem jednakże naszego mówcy ma pewien pozór nowości, a nawet świeży rumie
niec odbija się w jego zarysach:
»Gdzie się kończy życie pospolitych ludzi, tam się prawdziwie wielkich ludzi prawdziwe zaczyna życie. Grób niedołęstwa tylko i mierności pochłania ofiary. Jest pewny kres, nad który gdy się wzniósł człowiek, niehołduje już odtąd zniszczeniu ani śmierci: śmierć owszem i zniszcze
nie pokonane u stóp jego składają hołdy. Nad grobem, który śmiertelne zamyka jego zwłoki, nieśmiertelna zawie
sza mu swą kolebkę'sława. Kończąc on jedno, doczesne życie, zaczyna drugie, w podwójnem znaczeniu wieczne życie.«
Pierwsza ta mowa jest najwięcej wykończoną, popra
wną, a nawet słusznie wnosimy, że z najwyższą pisana starannością^ Lubo można jej zarzucić przesadę i zbytnie ubieganie się za powagą i przepychem klassycznym, posiada
przecież wiele bogatych zalet i co do języka. Szkoda tyl
ko., że język nie wszędzie jest jednakowym, są bowiem miejsca pełne usterków, które głośno o większą poprawność wołają; lecz uchybienia te są Zbyt małe, ażeby ogólnej piękności szkodzić mogły, i można śmiało powiedzieć, że od lat kilku podobnie wymownej pochwały pogrzebowej żaden kościoł w Polsce niesłyszał.
Druga mowa na pogrzebie młodzieńca Aleksandra Wa- wrzeckiego, jako i trzecia na pogrzebie Benedykty z hr.
Matuszewiczów Zaleskiej, pełne są pięknych i budujących myśli; z tych pierwsza odznacza się szczególniej czułością, mocą rozumowania druga; pierwsza odkrywa dobre i lito
ściwe na cierpienia bliźnich serce, druga bogatych wiado
mości umysłu i sprawiedliwego widzenia rzeczy najlepiej dowodzi; pierwsza, nakoniec jest dziełem wyobraźni kiero
wanej sercem, druga zaś dziełem rozumu. Ale i wielkie zdolności wielkich także potrzebują przedmiotów, aby całą potęgę swoją rozwinąć mogły: niedziw zatem, że ks. Tryn- kowski w obudwu tych mowach jest bezporównania niższym i mniej zajmującym, jak był w pochwale Pusłowskiego;
chwilową jednak tę niższość okwicie nam wynagradza w ostatniej znanej nam jego mowie, na pogrzebie księdza Jana Niedźwiedzkiego powiedzianej.
Wdzięczny uczeń oddaje w niej ostatnią posługę uko
chanemu nauczycielowi, czułe serce składa winne hołdy swemu dobroczyńcy! Ileż pięknych obrazów, ileż pięknych myśli rozczulona i szlachetna dusza naszemu umysłowi
przcd-20*
305
stawia!— W tej jednej mowie autor prawdziwie jest sam z sobą, zajęty boleścią, która głęboko serce jego zraniła, zapomina o sztuce, o przepisach, zapomina o wyszukanej czułości i składnie ułożonych postaciach krasomowskich.
Spogląda na martwe zwłoki ukochanego człowieka, i mi
mowolne zadaje sobie pytanie: »I jażto więc przeznaczony byłem do oddania mu tej smutnej posługi? pochwałażto ża
łobna miała być jedynym hołdem, który na dowód mojego przywiązania i wdzięczności, z całego życia pragnąłem je mu poświęcić? jakże zdołam spełnić tę bolesną dla mnie powinność? nieupadnęż pod naciskiem żalu? dozwoląż mi łzy i westchnienia opowiadać jego życie i jego czyny?
Boże! przebacz mojemu pomięszaniu w tej chwili. Ty sam o boże zbawco! płakałeś z płaczącymi nad grobem ukochanego Łazarza; ty mi niedozwalaj, abym W żalu i boleści utracił męstwo i stałość, które znamionować winny zawsze- twojego słowa ministrów.«
Możeż być naturalniejszy początek? niejestżeto głos boleści i wdzięczności, który mimowolnie drogi a utracony na zawsze przedmiot wydziera z naszych piersi? — Lubo przypominamy sobie podobne rozpoczęcie mowy Stanisława
Po t o c k i e g o, przy wyprowadzaniu zwłok jego brata, nie- możemy jednakże niniejszemu z tej przyczyny ujmować zasłużonej zalety; jednakowa boleść, niedziw, że jedna
kowe wydobyła dźwięki; lecz W Potockim zawsze widać więcej sztuki i cudzoziemczyzny, w Trynkowskim więcej prostoty i samorodności.
306
Mówiąc o cichych cnotach, zasługach i nadzwyczajnej skromności Niedźwieckiego, z prawdziwem naszem zachwy
ceniem usprawiedliwia się ze swej śmiałości, że skromne cnoty, zawsze w zaciszu żyjącego człowieka, jedynie dla udzielenia światu najpiękniejszego wzoru na widownię wy
prowadza. Jakiźto obraz wspaniały! tylko chwila natchnie
nia, tylko ręka przyrody a nie sztuka skreślić go mogła:
» Oto z cieniów zacisza wywodzę męża, który godzien był przyświecać światu i wiekom! Niech się ukaże oczom powszechności ten wzór kapłanów, w całym najpiękniejszych cnót i przymiotów zbiorze, abyśmy, gdy go już śmierć nam wydziera, przynajmniej ostatnią jeszcze z jego przy
kładu odebrali naukę.— Ty zaś szanowny cieniu! daruj, że
kładu odebrali naukę.— Ty zaś szanowny cieniu! daruj, że