• Nie Znaleziono Wyników

PIŚMIENNICTWA POLSKIEGO

W dokumencie Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 5 (1837) (Stron 137-157)

Ileilig achten wir die Geister, Aher A a men sind uns Dunst!.

fPUrdig ęhren wir die Meistcr, Abcr f r d i z t uns die Kunst!

. V . i . , , \ U i i l a n d

Mowy pogrzebowe ks. Ludwika Trynkowskiego.

Sposssyt pierwszy. Wilno 5 1834.

W

powszeclinem teraźniejszem uśpieniu wymowy kazno­

dziejskiej, mowy pogrzebowe ks. T r y n k o w s r i e g o znakomi- tóm w piśmiennictwie naszem są zjawiskiem. Zamilkły od dawna S k a r g ó w , B i r k o w s k i c h i W o r o n i c z ó w usta, wymo­

wa ich wspaniała, jędrna i pełna religijnego zapału, razem z nimi w zimnym zamknęła się grobie; głucha ciemność stanęła w kazalnicach naszych, a święta^ prawda, jak gdy­

by przez najemnicze głoszona usta, jest martwą i w tak niemiły udzielaną sposób, źe nigdy prawie zupełnego zaję­

cia w słuchaczach niewzbudza. Taź sama religia, też sa­

me wzniosie i święte prawdy, mniejsze nawet talenta wznieść i zapalić zdolne, czemuż godnych teraz niemają nauczycieli? Jakie przyczyny wpłynęły na powszechną w tym względzie oziębłość? — Bolesną zapewne jest rze­

czą podobne dawać sobie pytania, boleśniejszą jeszcze by­

łaby na nie odpowiedźgf: musielibyśmy albowiem przyznać się do winy, i we własnej niechęci, a może niezupełnie doskonałćm usposobienia całej tajemnicy szukać,

Ciągła i niezmordowana praca chociaż niestworzy ta­

lentów, ale je odkryje i doskonałości drogę wskaże. Moż­

na powiedzieć, ż e , w wymowie kaznodziejskiej bardzo mało mieliśmy talentów, lecz praca zastępowała dary przy­

rody, zapał gardził przeszkodami, dosyć zaś znakomite po­

wodzenie wynagradzało szczere usiłowania.

Wymowa bez talentu, chociażby dowodziła największej nauki i gruntownŚj znajomości rzeczy, jest ciężką i oschłą, nie przemawia do czucia i nieumie zająć umysłu. Takie też wady w naszych znajdujemy mówcach; zaledwie kilku zgodzić umiało naukę z przyjemnem wysłowieniem a wszy­

scy więcej ubiegają się za doborem pięknych wyrazów lub myśli, w'ięcej chcą się popisać z uczonością swoją niż z gruntownym lub jasnym wykładem prawdy. Kaznodzieja równie jak poeta potrzebuje zapału i chwili natchnienia, hcz zapał ten filozofią miarkowany być winien, inaczej zaś będzie mówca albo czczym zagorzalcem albo nu­

dnym rosprawiaczem, którego mało kto zrozumie, a wszy­

scy się znudzą. Zapał, jeżeli nie jest fałszywym, w

grun-townćm objęcia rzeczy i w uniesieniu się duszy na widok świetnej i zbawiennej prawdy koniecznie ma swój począ­

tek, Gorejące prawdą serce łatwo rozum na przyzwoitej zatrzyma drodze, i z£takiem tylko usposobieniem mówcy z korzyścią mogą pracować w winnicy pańskiej. Piorunu­

jącą wymową gromił ś. Ch r y z o s t o m znikczemniałych Gre­

ków; serca ich mimowolna ogarniała trw oga,' a silne do­

wody, przeznaczone do przekonania rozumu, utrzymywały pierwotne wrażenia i korzystnie do zupełnej odmiany roz­

czulonego już słuchacza wpływały. Ma s s il l o n rozczulał, przerażał, ale zarazem gruntownie przekonywał; Bu r d a l u,

może najwięcej przykry dla słuchaczów, najmniejszego nie- zna pobłażania, zajęty świętością prawdy, widząc w sobie jej nauczyciela, niedba na żadne względy, niczego się nie lęka, podobny do Chrystusa mówi prawdę otwarcie, cho­

ciażby ją życiem opłacić przyszło. Bo s s u e t więcej łago­

dny, więcej ujmujący, pragnie drogą przekonania i słodkiej wymowy trafić do duszy, zmiękczyć serce i na jedwabnej wstędze prowadzić ludzi drogą moralności i cnoty.

Wszyscy prawie sławniejsi protestantcy kaznodzieje są pełni ognia i zaszczytnie w rozbiorze prawd moralnych znani. Niemożna się oprzeć pociągowi ich czarodziejskiej wymowy; widać tam ludzi przejętych gruntownie swojem powołaniem i tą wielką dążnością, usiłującą cały ród ludz­

ki drogą cnoty, religii i moralności prowadzić. Naszego Skargę wsławiły zapasy z silnie rozkrzewiającym się w Pol­

sce luteranizmem; jest on nieubłaganym jego nieprzyjacie-295

leni, jest niezwalczonym zapaśnikiem. Jeżeli zastanowimy się na chwilę, że w owych czasach wyznanie protestanc­

kie prawie po całej rospostarło się Polsce, że miało zna­

komitych i możnych prozelitów, niemożemy dosyć podzi­

wiać nadzwyczajnej śmiałości Skargi, który bynajmniej gniewu się ich nielękał i tego dokazał, że wielu ich do dawnej wiary powróciło. Niezdolni jesteśmy dzisiaj sta­

nowczo wyrzec o Skardze, bo niepodobna stawić się nam w owym wieku i widzieć potrzeby narodu tak, jak on je widział; możemy tylko uwielbiać czystość jego języka i pię­

kne serce w Kazaniach sejmowych, a zarazem przyznać wyższość rozumu nad wiek w którym żył, gdy umiał tak zręcznie kierować sercami, gdy najzawziętszych nieprzy­

jaciół nie tylko do porzucenia luteranizmu zniewolił, alg nawet ich' miłość zjednać sobie zdołał.

Ryeyrska dusza Władysława IV znalazła odbicie w Bm- kowsKiEGO sercu; jestto prawdziwy bojownik, chociaż mni­

szym kapturem odziany. Krwawe boje, rzezie, łupiestwa, wrzaski obozowej zgromadziły się w jego pałającej i na­

miętnej duszy, i wydały: dźwięk tak ostry, dziki a zarazem porywający i wielki, jak strasznym' a zarazem zajmującym jest obraz dwóeh. wojsk o zaszczytne pasujących się zwy­

cięstwo. Mówi on prawdę nawet w obelżywych wyrazach, i z gwałtownością wyrzuca nadużycia rozhukanej już w ten- czas szlachty; zadziwiać więc nas musi, że tak przeważny stan w kraju nietargnął się na człowieka w świątyniach i obozach jego nadużycia głoszącego.

296

Zepsucie smaku w narodzie i nieszczęśliwy wpływ ła­

ciny na mowę naszą okropnie także dały się ‘uczuć na ka­

zalnicy. Biedny wieśniak przychodził do kościoła po naukę i pociechę, a słyszał księdza w obcym prawie przemawia­

jącego języku; słyszał go ale nierozumiał, popadł więc w zimną obojętność na wszystko; prostota zatem sama bro­

niła przystępu innym Wyznaniom.

Wiek Stanisława Augusta, wprowadziwszy do nas wy­

chowanie i wyobrażenia francuskie, odżywił popęd do nauk i zapoznał z dziełami najsławniejszych- francuskich pisarzy.

Jeżeli niedołężne naśladownictwo widocznem jest u nas we wszystkich gałęziach umnictwa, i wymowa kaznodziejska nie jest od niego wolną. Francuscy kaznodzieje, lichą je ­ szcze polską szatą odziani, ukazali się na kazalnicach naszych a najsławniejsi augustowscy mówcy kościelni są albo pro- stemi tłumaczami 'francuskich pisarzy, albo co gorsza ich skrócicielami i dopełniaczami. Wiek niedołężnego naślado­

wnictwa, który, jak powiedzieliśmy, za Stanisława Augusta pierwszy'dzień zobaczył, dotąd się wlecze, a końca jego nikt przewidzieć niemoże. Jeden tylko można powiedzieć

W o r o n ic z wzgardził naśladownictwem, przemówił po pol­

sku i prawdziwie polskim językiem. Jakże ubolewać na­

leży, że w tym zawodzie tak mało prac nam sWóicH zo­

staw ił!-— Czemuż wielka jego dusza niezgłębiła tej nie­

zbędnej potrzeby i zupełnie się koznodziejstwu nieóddała?

Może jego przykład, jego prace wywarłyby korzystny wpływ i przekonały, że każdy naród stósownie do swojego oświe-297

cenią i potrzeb moralnych niezaspokoi się obcem naślado­

wnictwem lub samem tłumaczeniem, ale własnej potrzebuje wymowy i swoich własnych domaga się kaznodziei.

Z tego więc zapatrując się stanowiska^ w ciężkim pi­

śmiennictwo nasze, co do wymowy kościelnej, jest niedo­

statku. • Kogóż bowiem obok starego Skargi i Birkowskie- go postawimy?— Ka r p o w i c z jest pełen pięknych myśli, sile nie pisze po polsku, i często niepotrzebnie nazbyt jest Roz­

wlekły; Pr z e c z y t a ń s k i najgruntowniejszy co do myśli; lecz widać w nim największą usilność naśladowania Massyllona, chociaż dalekim jest od jego okwitości i łatwości; kilku zaś innych pisma więcej są dorywczemi naukami dla uży­

tku plebanów niż prawdziwemi kazaniami. Ko r z e n i o w s k i e g o

prace wielkie co do liczby tomów, ale pod względem wy­

mowy prawie bez żadnej wewnętrznej wartości; o Ba l s a­ m ie nawet niewspomniemy. Takieto u nas ubóstwo! Nie- mamy czem się pochlubić, niemamy czem dowieść światu, że pracujemy nad moralnem naszem ukszlałceniem. Skar­

ga tylko, Birkowski i Woronicz, oto cała nasza książni­

ca duchowna, jedyne skarby, jakie w tym względzie po­

siadamy.

W takim niedostatku, w takiej czczości powszechnej, z jakąż przyjemnością odczytujemy mowy ks. Trynkow- skiego! Chociaż cztery tylko mamy przed sobą, lecz i te o znakomitych zdolnościach ich twófcy niewątpliwe dają świadectwo, i spodziewać się każą, iż okwite w później­

szym czasie piśmiennictwo nasze czekają owoce <■ Pouic-298

waż lak mało tego rodzaju wymowy marnych dobrych przy­

kładów, spodziewamy się, źe czytelnik z przyjemnością przebiegnie z nami piękności mów ks. Trynkowskiego.

Pierwsza napisana w celu uczczenia Wojciecha Pu- słowskiego rzeczywistego radcy stanu i t. d.; jest wielką pochwałą, najściślej do wszystkich przepisów nauki kraso- mowstwa zastosowaną; wysłowienia czyste i bogate, a cho­

ciaż niewiele myśli nowych i miejsc wspólnych mnóstwo:

jednakże piękność stylu i zręczne uszykowanie przedmio­

tów i wyobrażeń, które w największym po sobie następują porządku, pokrywają wszelkie usterki. W całej mowie najwyższy widać zapał, ton wzniosły, a przy całem natę­

żeniu władz umysłu wątpliwość, czyli godnie zasługi zmar­

łego opowie wymowa. Zbyteczna staranność i wykwin- tność jest jedynym błędem tej mowy. Gdyby ks. T. wię­

cej oddał się popędowi serca a mniej miał w myśli kraso- mowskie przepisy, pochwała Pusłowskiego nic niezostawiłaby do życzenia.

W e wstępie dosyć trafnie równa Pusłowskiego z od­

wiecznym i wspaniałym dębem, którego upadek pięknym kreśli obrazem: »Upada człowiek pospolity jak owa gałąz­

k a, i zaledwo szczupłe rodziny i przyjaciół grono swoim dotyka zgonem; niewiele zaś upływa czasu, gdy go drugi podobny albo i mnóstwo zastępuje zdolniejszych. Lecz gdy wielki człowiek runął, runie wraz z nim, jakby z owym dębem, niezliczona osób i całych rodzin gromada; a na niezmiernej przestrzeni, którą niegdyś zapełniał, czczość

809

tylko na długo pozostaje niezmierna; w niej zaś smutne tylko na długo rozlegają się żalu i daremnych westchnień odgłosy.«

W pierwszym oddziale mowy przechodzi ród, rodzin­

ne związki i zasługi w pospolitym (publicznym) zawodzie życia Pusłowskiego; część ta jest najsłabsza, bo też i przed­

miot jej przez mnóstwo pisarzy tak wyczerpany, że w nim nic już nowego, nic zajmującego wyczerpać niemożna; ale umysł księdza T. odzyskuje .całą moc i ogień, gdy na okwit- sze i mniej uczęszczane wydobędzie się pole, uważając w Pusłowskim założyciela fabryk krajowych i gorliwego 0 wskrzeszenie przemysłu obywatela. A ponieważ prze­

mysł: i fabryki wznoszą pomyślność i szczęście każdego naródu, z tego więc względu uwielbienie jego wznosi do najwyższego stopnia,-— a pragnąc wyżej jeszcze i w lep- szem świetle wykazać zasługi znakomitego męża; maluje naprzód przeszkody i przesądy miejscowe, jakie Pusłowski z niezachwianą wolą zwalczać i zwyciężać musiał: » Długo u nas i samowładnie panował przesąd lekceważenia i wzgar­

dy najpożyteczniejszych rodzajów pracy, jakieYni są kunszta, rękodzieła i przemysły. Nietyko starożytne narody miały je w pogardzie, lecz i cała Europa, wciągu kilku upłynio- nych wieków, smutna ofiara wojen^ a z niemi naturalnie 1 ciemnoty, coraz widziała upadającemi wszelkiego rodzaju przedsiębierstwa, a natomiast wztastającą ku niemu niena­

wiść i wzgardę, tak dalece, że w wielu narodach,- jak to na nieszczęście i w naszym, mało zaszczytu przynoszące 300

rozumowi postanowiono prawo, przez które osoby i stany, trudniące się handlem, rękodziełami i przemysłem, pozba­

wione zostały przywilejów szlachectwa.

pdrodzone wprawdzie światło nauk po wszystkich już prawie narodach, zburzyło równie hańbiący jak zgubny ów przesąd. Już dziś Europa słynie na nowo i zdumiewa wię­

cej niż kiedykolwiek olbrzymiemi w tym względzie wyna­

lazki i postępy. Już jedne przed drugiemi biegną narody w tak pięknym zawodzie, wzajemnie się wyścigają i' wza­

jemnie z sobą walczą o pierwszeństwo.

Śród tak powszechnie ożywionego zapału, u nas, mo- żnaż zataić? ledwo nie pierwiastkowa panowała jeszcze dotąd ciemnota, bo jeszcze pierwiastkowy panował ów przesąd. Jeszcze aż dotąd uważano i wielu po dziś dzień uważa za hańbiące, najpożyteczniejsze rodzaje pracy, prze­

mysłu i przedsiębierstwa. . Z tąd, ledwo nie wszystko, co do najistotniejszych należy potrzeb, czego potrzebujemy do przyodziania się, pomieszkania i wygód, za niezmierne opłaty z obcych nam dostarczają krajów. Myśmy gnuśuieli w niedołęstwie, a kto inny korzystał. Zbogacały się z nas obce narody, a myśmy ich bogacąc, sami zawsze pozosta­

wali W nędzy.

j, Potrzeba nas było dźwignąć z tak podlącego stanu.

Potrzeba nam było otworzyć oczy, byśmy ujrzeli, iź sami mamy u siebie, czego żebrzemy u innych: źe własne nie­

raz odkupując płody,, niezmierną krajom obcym płacimy lichwę: że i naszychto owiec runo lśni się na cudzoziemskiej

301

szacie; żeto my krwawy lejemy pot nad uprawą owej ro­

śliny, którą potem łatwo wysnutą i ubieloną, jako cud ob­

cego przemysłu odkupujemy na powrót. Ze zatem nie na bogactwach ziemi, lecz na bogactwach przemysłu zbywa rzeczywiście naszym ziomkom, o

W dalszym ciągu mowy, skreśliwszy, jak widzieliś­

my, tak dokładnie stan przemysłowy narodu, przechodzi do okazania, źe bogactwa nawet zebrane obracał zawsze Pusłowski z korzyścią kraju. W tem miejscu prawie mi­

mowolnie nastręczyło mu się porównanie zamożnego a ra­

zem przemyślnego człowieka z nieumiejętnym i niedołężnym bogaczem; lecz wszystkie te obrazy przewyższa swoją pię­

knością ustęp, który, wychwalając sprawiedliwość zmarłego, chętne roztrząsanie i godzenie spraw spółobywateli, nastrę­

czył się rozognionemu sercu i rozbujałej wyobraźni; jestto miejsce najwyższego uniesienia, najszczytniejsze z całej pochwały, i ręką prawdziwie mistrzowską skreślone:

»Co za wielka myśl, którą Pusłowski pierwszy rzucił swem postępowaniem! Czyliż ludziom potrzeba koniecznie groźby, zniewolenia, kary, by ich utrzymać w świętych sprawiedliwości karbach? Czyliż rozum, sumiennie, religia, tak dalece w nas zniedołężniały? a osobista własność nie- moźeż nas zaspokoić, źe się na obcą nigdy łakomić nie- przestajemy? Alboź obywatelom jednej krainy* czcicielom jednego boga, dzieciom jednej matki natury!., tak trudno żyć w zgodzie, jedności i pokoju?... Lecz gdy takie jest nasze omamienie, iż się jak roje pacholąt ubijamy i kłócim 302

za lada bańką, co na każde tchnienie wiatru pęka i niknie, azaliż niema, ktoby nas po ojcowsku upomniał, zbliżył i pojednał.

Dostojni obywatele! zwłaszcza na pierwszych postano­

wieni godnościach urzędnicy! Wyto piastujecie poważną laskę sprawiedliwości, przed którą z uszanowaniem korne chylimy głowy. Wyście, jak mówi pismo, bogowie sienni.

Waszto .jeden głos uciszyć może zburzone na tym oceanie świata nawałnice.-—Niechże więc je ucisza głos waszej rady, wdania się i pojednawczej, namowy: w ostatecznym tyłko razie wolno wam jąć się smutnej sądzenia nas jak wino­

wajców ostateczności.

Lecz jeśli zamiast spokojenia, sami raczej wichrzycie nasze bespieczeństwo i szczęście, —* nie, wyście ani tej ziemi ani nasi bogowie; wyście bożyszcza niepokoju! zbun­

towane przeciw szczęściu ludzkiemu duchy! sprzysięgłe, byście nowe z tej ziemi utworzyli piekło.

Szanujemy czcigodnych obywateli, urzędników, bo oto i dziś tej czci oddajemy hołdy; lecz pohańbiamy przewro­

tnych, niesprawiedliwych, przedajnych; bo stoimy nad gro­

bem niepohańbionego na sławie urzędnika i obywatela.«

Taka jest wymowa ks. T., kiedy idzie za głosem ser­

ca, kiedy zapał umysł jego organie, kiedy wyrzec ma świę­

tą prawdę, która rozprężą jego duszęj ciśnie się gwałto­

wnie z umysłu do serca i powierza pióru pełne mocy i harmonii wyrazy.

303

Pam. Nauk. T . II. zeszyt 2.

20

W końcu tej pochwały dosyć wymownie maluje boleść z utraty wielkiego człowieka, lecz całe prawie domówie­

nie, lubo ozdobnie napisane, jest zbiorem znanych i zuży­

tych już myśli. Wiemy dobrze, iż trudno być zupełnie samorodnym (oryginalnym), a ks. T. tę ma przynajmniej zaletę, że chociaż znane myśli, w nowej jednak przedsta­

wić je umie szacie; n. p. pocieszając słuchaczów oświad­

cza , że Pusłowski nieumarł zupełnie, że go nieśmiertel­

ność czeka. Ta myśl we wszystkich prawie znajduje się mowach pogrzebowych; jestto przyjęty i uświęcony długim zwyczajem sposób kończenia; pod piórem jednakże naszego mówcy ma pewien pozór nowości, a nawet świeży rumie­

niec odbija się w jego zarysach:

»Gdzie się kończy życie pospolitych ludzi, tam się prawdziwie wielkich ludzi prawdziwe zaczyna życie. Grób niedołęstwa tylko i mierności pochłania ofiary. Jest pewny kres, nad który gdy się wzniósł człowiek, niehołduje już odtąd zniszczeniu ani śmierci: śmierć owszem i zniszcze­

nie pokonane u stóp jego składają hołdy. Nad grobem, który śmiertelne zamyka jego zwłoki, nieśmiertelna zawie­

sza mu swą kolebkę'sława. Kończąc on jedno, doczesne życie, zaczyna drugie, w podwójnem znaczeniu wieczne życie.«

Pierwsza ta mowa jest najwięcej wykończoną, popra­

wną, a nawet słusznie wnosimy, że z najwyższą pisana starannością^ Lubo można jej zarzucić przesadę i zbytnie ubieganie się za powagą i przepychem klassycznym, posiada

przecież wiele bogatych zalet i co do języka. Szkoda tyl­

ko., że język nie wszędzie jest jednakowym, są bowiem miejsca pełne usterków, które głośno o większą poprawność wołają; lecz uchybienia te są Zbyt małe, ażeby ogólnej piękności szkodzić mogły, i można śmiało powiedzieć, że od lat kilku podobnie wymownej pochwały pogrzebowej żaden kościoł w Polsce niesłyszał.

Druga mowa na pogrzebie młodzieńca Aleksandra Wa- wrzeckiego, jako i trzecia na pogrzebie Benedykty z hr.

Matuszewiczów Zaleskiej, pełne są pięknych i budujących myśli; z tych pierwsza odznacza się szczególniej czułością, mocą rozumowania druga; pierwsza odkrywa dobre i lito­

ściwe na cierpienia bliźnich serce, druga bogatych wiado­

mości umysłu i sprawiedliwego widzenia rzeczy najlepiej dowodzi; pierwsza, nakoniec jest dziełem wyobraźni kiero­

wanej sercem, druga zaś dziełem rozumu. Ale i wielkie zdolności wielkich także potrzebują przedmiotów, aby całą potęgę swoją rozwinąć mogły: niedziw zatem, że ks. Tryn- kowski w obudwu tych mowach jest bezporównania niższym i mniej zajmującym, jak był w pochwale Pusłowskiego;

chwilową jednak tę niższość okwicie nam wynagradza w ostatniej znanej nam jego mowie, na pogrzebie księdza Jana Niedźwiedzkiego powiedzianej.

Wdzięczny uczeń oddaje w niej ostatnią posługę uko­

chanemu nauczycielowi, czułe serce składa winne hołdy swemu dobroczyńcy! Ileż pięknych obrazów, ileż pięknych myśli rozczulona i szlachetna dusza naszemu umysłowi

przcd-20*

305

stawia!— W tej jednej mowie autor prawdziwie jest sam z sobą, zajęty boleścią, która głęboko serce jego zraniła, zapomina o sztuce, o przepisach, zapomina o wyszukanej czułości i składnie ułożonych postaciach krasomowskich.

Spogląda na martwe zwłoki ukochanego człowieka, i mi­

mowolne zadaje sobie pytanie: »I jażto więc przeznaczony byłem do oddania mu tej smutnej posługi? pochwałażto ża­

łobna miała być jedynym hołdem, który na dowód mojego przywiązania i wdzięczności, z całego życia pragnąłem je ­ mu poświęcić? jakże zdołam spełnić tę bolesną dla mnie powinność? nieupadnęż pod naciskiem żalu? dozwoląż mi łzy i westchnienia opowiadać jego życie i jego czyny?

Boże! przebacz mojemu pomięszaniu w tej chwili. Ty sam o boże zbawco! płakałeś z płaczącymi nad grobem ukochanego Łazarza; ty mi niedozwalaj, abym W żalu i boleści utracił męstwo i stałość, które znamionować winny zawsze- twojego słowa ministrów.«

Możeż być naturalniejszy początek? niejestżeto głos boleści i wdzięczności, który mimowolnie drogi a utracony na zawsze przedmiot wydziera z naszych piersi? — Lubo przypominamy sobie podobne rozpoczęcie mowy Stanisława

Po t o c k i e g o, przy wyprowadzaniu zwłok jego brata, nie- możemy jednakże niniejszemu z tej przyczyny ujmować zasłużonej zalety; jednakowa boleść, niedziw, że jedna­

kowe wydobyła dźwięki; lecz W Potockim zawsze widać więcej sztuki i cudzoziemczyzny, w Trynkowskim więcej prostoty i samorodności.

306

Mówiąc o cichych cnotach, zasługach i nadzwyczajnej skromności Niedźwieckiego, z prawdziwem naszem zachwy­

ceniem usprawiedliwia się ze swej śmiałości, że skromne cnoty, zawsze w zaciszu żyjącego człowieka, jedynie dla udzielenia światu najpiękniejszego wzoru na widownię wy­

prowadza. Jakiźto obraz wspaniały! tylko chwila natchnie­

nia, tylko ręka przyrody a nie sztuka skreślić go mogła:

» Oto z cieniów zacisza wywodzę męża, który godzien był przyświecać światu i wiekom! Niech się ukaże oczom powszechności ten wzór kapłanów, w całym najpiękniejszych cnót i przymiotów zbiorze, abyśmy, gdy go już śmierć nam wydziera, przynajmniej ostatnią jeszcze z jego przy­

kładu odebrali naukę.— Ty zaś szanowny cieniu! daruj, że

kładu odebrali naukę.— Ty zaś szanowny cieniu! daruj, że

W dokumencie Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 5 (1837) (Stron 137-157)