W ybór utworów poetyckich
M. PROKOPOW1CZOWA
Naszej szkołę na pożegnanie N auczyłaś nas szkoło , du żo w ażnych rzeczy, skorzystaliśm y w iele, nikt nam nie zaprzeczy.
W iem y jaką jest nasza 82
• kochana ojczyzna
p ełn a ła n ó w pszenicznych sze ro k a i żyzna,
i w iem y jak p racu ją rolnicy na ro li,
lub górn icy w kopalniach w ęgla, nafty, soli, . jakie m am y fabryki w m iastach i w a rsztaty , jak ro z w ija się handel i przem ysł b ogaty,
A w szystko to o d ciebie w iem y nasza 'szkoło, więc uczymy się za w sze chętnie i w esoło.
Choć żegnam y cię dzisiaj na p a rę miesięcy,
w sp om inać cię będziem y, p ra g n ą c co raz więcej, by w ró cić z n ó w d o ciebie z początkiem jesieni.
A chociaż się n a sz w y g lą d latem tro ch ę zmieni,
to w sercach naszych zaw sze jednako zostanie
d la ciebie p o lsk a szkoło cześć i przyw iązanie.
F. ARNSZTAJNOWA .
Teczka spakowana D ziecko (z teczką w ręce) •
J u ż lekcje skończone, ju ż książki złożone i d ó teczki sp akow ane, n a w akacje — zapom niane.
K siążka:
S trasznie w teczce nudno, aż w ytrzym ać tru d n o .
A nim w łożysz m nie do teczki, przypom nij so b ie bajeczki,
Dziecko:
M aczam łebek w atram encie,
jedna kreska, d ru g a kreska zaraz narysuję pieska,
jedna kreska — kreska d ru g a — . ko t £ zą p lo ta n a p s a m ru g a.
O um ka:
P rzech w alasz się mój panie tym rysow aniem .
P rzyznaj . się, czasem byw a, zam iast prostej — kreska k rzyw a, czasem b y w a krzy w a kresk a' i... k rokodyl zam iast pieska.
W tedy gum ka pom ag ała, krzy w ą "kreskę w yoierala, w ycierała ją czyściutko — by w szy stk o b y ło .ró w n iu tk o , i p rz e z te ołów ka p so ty ciągle m asę m ant roboty, a w ia d o m o nie od teraz, że się gum ka w tedy ściera.
B ieda z tym jest najdziw niejsza,
— gum ka co raz t o jest m niejsza, a m ałą gum kę nieboże
każdy ła tw o zgu b ić m oże.
Dziecko:
D o b rz e schow am gum kę m ałą, żeby jej się nic nie stało .
Pom agaliście m i w szyscy w szkole.
I b a rd z o dziękuję z a to.
C ichutko, spok ojnie w teczce prześpijcie so b ie p rzez lato, a g d y ju ż z w akacji w rócę, spotkam y się p rzy nauce.
ALEKSANDER MALISZEWSKI
Indianie J u ż w ychodzą... Jeszcze tylko m am a:
„B ądź g rz ecz n a,.E w o ! — Ą ze g ara nie ru s z !“ — Z atrzask... drzw i... Jeszcze chw ila...
T atu ś nałożył kapelusz, ,
uśm iechnął się d o lu stra
potem d o mnie...'
— D o w idzenia!...
— D o w id zenia!,..
Z o stałam sam a. • * N a jp ierw było nijako...
W iecie: T akie nic.
Lam pa, radio... N a lam pie m alo w ane p ió ra v. -
W łaśn ie; — T e p ió ra, co n a lam pie — ...ta lam pa, te pióra, n a tapczan cieniem k ła d ła —- i cień się w ydłużał,
kołysał się,' kołysał... Siadłam n a tapczanie...
N ie boję się... jestem d u ża!!!
I n a oień p o p atrz y łam i na lam pę — w górę, i w iedziałam n a pew no: Pst! In d ia n ie !!!
T en jeden, co z g ło śnika ra d io w e g o przem aw ia, szlachetny M ohikanin, syn „Z ło teg o P a w ia “ , hie ch c e'fa jk i p okoju w ypalić i m arzy
0 to p o rze w ojennym . — O , w iem co to znaczy!
W staję, śm iało sp o g ląd am , b o wiem, że inaczej biada! — B iada b lad ej tw arzy !!!
J u ż bębny g ra ją w lasach — , już las w pełnym g w a rz e — o h e j ! — już m ocne ręce w rzekę w p a rły w io sła — t
ju ż gałęzie trz a sk a ją w puszczy p o d nog am i 1 p u szcza jak telegraf w iad o m o ść ro z n io sła, że w o jsk a — że już idą... idą białe tw arze...
Indianie! oHej! — Idę z w am i!...
Forteca... za fotelem... O bok sto łu — rzeka...
J u ż p ły n ą p o dyw anie p iro g i indiańskie...
'W odzu! T w e dzielne plem ię niech p rz y p ad n ie d o ziem i — i czeka!
T u będzie zasadzka... D a m sygnał. K rzyknę: — N ap rzó d ! W ychodź!
W tedy znienacka — w ypadniem y... teraz cicho!... , Tik-tąk-tak-tak-tak-tak...
ze g ar n iezd a ra przeszkadza.
T ru d n o . M am a pow ied ziała:
„N ie w o ln o ru szać z e g a ra !“ ...
J u ż nad ch o d zą... Ja k m i serce w ali...
W idzisz... tam ... n a p ra w o ... w dali...
Jeden na koniu... nie!... trzy... cztery... sto!
H o-ho!..
87 '
W odzu!
-niech żołnierze ną Juki już n ałożą strzały,
tylko p o w ied z im, że strzelać „ n a p ra w d ę “ nie w o ln o my i tak przepędzim y białych arm ię całą,
zdobędziem y dla indian ojczyznę i w olność...
U w aga! Cel! pal!
P oduszeczka!... p o d u szk a landszaft z n ad łóżka!
• notes! figurki! •
książki! rurki! —
szklanka! spodek! nugat!
lalki jedna! d ru g ą!
zapałki! talerz! solniczka!
ołów ek! a m asz! popielniczka!
szpilka od w ło só w ! m aszynka d o papierosów ! serw eta! szkiełko!
nóż! pudełko!
i w a zo n ! i w o d a! i kw iaty!
w ielkie u w ro g a są straty!
już się cofają! ju ż zamęt!
Jeszcze p ió ro ! atram ent!
■ By klęska ich była w ielka rr r r r r ! ! ! — etażerka...
Oj jej j !!! —
w łaściw ie nic się -nie stało...
tylko się... p oprzew racało...
to ro zd arte... to z n ó w zmięte..:
i lu stro trochę pęknięte...
M am a — m o że — będzie krzyczała a przecie — przecie ze g ara nie ruszałam ..
J. TUWIM
D w a wiatry
Jeden w ia tr — w p o lu w iał, D ru g i w ia tr — w sadzie g rał, C ichuteńko, leciuteńko,
Liście pieści! i szeleścił, M dlał...
88
Jeden w ia tr — p ędziw iatr, F iknął kozła, plackiem spadł, Skoczył, zaw iał, zaszybow ał, Św idrem w g ó rę zakołow ał, I p rz ew ró cił się i w p a d ł — N a szum iący, w o n n y sad , G dzie cichutko i leciutko Liście pieścił i szeleścił, Drugi wiatr...'
S frunął śniegiem z w iśni kw iat, P arsk n ą ł śmiechem cały sad, W ziął w ia tr b ra ta za kam rata, T eraz z nim p o p o lu lata, G on ią o b a j chm ury, ptaki, M kną, w p lątu ją się w w iatrak i, G łu p k o w ate m ylą śm igi,
W p ra w o , w lew o, św ist, p o d ry g i, D m ą płucam i ile sił,
Ł o buzują, p al je licho!...
A w sad z ie cicho-— cicho...
JAN BRZECHWA
Indyk
Szedł indyk ulicą W olską. ^
„C zy um ie pan-m ów ić p o p o lsk u ? “
— „N ie um iem “ . — „A p o jakiem u?“
— „ P o indyczem u“ ,
„ a jeszcze p o gęsiem u, p o kaczem u i p o kurzem u“ .
— „A czemu p an jest taki s ro g i? “
— „B o chodzę p o ulicy i m okną m i n ogi“ .
— „A ile p a n m a n ó g ? “ ,
— „M iałbym cztery, gdybym m ógł, ale, że czterech nie m am , -w ięc zad a-w aln iam się d-w iem a.“
— „A gdzie p an m a sw o je k a lo sz e ? “
— „ J a kaloszy w ogó le nie noszę.‘C
— „A m oże m ieszkania pari nie m a ? “
— „O w szem m am na ulicy Bem a“ .
— „A w y so k o m ieszka p a n in d y k ?“
— „N a piątym piętrze bez windy..“
89
— „T ak w y so k o m ój Boże,
- to też p an zdążyć na o b iad nie m o ż e ? “
— „N o, w łaśnie, a w d o m u zam ieszanie, w szyscy zaczynają narzekać,
to w a rz y s tw ę d o stołu zasiadło...“
— „A czy nluszą n a p a n a czekać?“ - '
— „C óż za pytanie:
przecież nie ja będę jadł, tylko m nie śię będzie jad ło .“
JAN BRZECHWA
Konik polny i boża krówka K onik polny z b o ż ą k ró w k ą , p oszli ra z ku K alatów kom .
P a trz ą w g ó rę — a tu g ó ra cała szczytem to n ie w chm urach.
K onik poln y rzekł — pobladłszy:
— „ P o p a trz , g ó ra jak się p a trz y !“
B oża k ró w k a aż struchlała.
— „Idzie na n as g ó ra ca ła !“
C o tu ro b ić? — ko n ik polny D o decyzji szybkich zdolny
rzecze: — „M am ja w yjście p ro ste:
trz e b a jej d o ró w n a ć w zrostem , w w alce z g ó rą ten coś w sk ó ra , kto się stanie sam jak g ó r a ! “ , ’
x Szybko w zięli się d o dzieła:
b o ża k ró w k a się nadęła, ro sła, ro sła i pęczniała, w k ró tce m iała m etr bez mała.
Rosł te ż 'd z ie ln ie jej to w arzy sz i w ciąż pytał: „Ile w a ż y s z ? “ B o m u przecież z k a ż d ą chw ilą p rz y b y w a ło p o pięć kilo.
T ak w ięc rośli, rośli, rośli, aż w y ro śli z n a d zaro śli, aż się stali,' d aję sło w o , jeden koniem , d ru g ie kro w ą.
90
L. WISZNIEWSKI
K a c h n a
P rzyjdą goście ze św iata, K achna izbę zam iata!
S zuru, sz u ru , szu r, szu r, szu r, - Je st itych śmieci pełen w ó r . __
■ P rz y jd ą ciotki -i w uje, K achna kaszę gotuje.
Kipi, kipi, w a r, w a r, w ar! • * Stoi kaszy pełen g ar.
P rzyjdzie d ziaduś z daleka, n a obiadek zaczeka.
Zaciereczki krusz, krusz, krusz! - Goście byli, p o szli już! / K to Kasieńce pom oże zm yw ać łyżki i noże?
Myju, myju, chlup, chlup, chlup!
K achno, sam a w szy stk o zrób!
CZESŁAW CIEPLIŃSKI
N a n ib y Księżyc p rz e z chm ury:
straszn ie i ta je m n ic z o .—
ko m iny są w ieżam i zam k ó w — K ot w butach idzie gdzieś ulicą —
B aba — J a g a za drzw iam i, ' p o ru sz a te ra z klam ką, — za zielenią szyb
g w iaz d y z p łaszcza w ró ż k i — tań cz ą Krasnoludki,"
tań czą koło lip, m ają siw e b ro d y , m ają cienkie nóżki, m ają duże brzuszki
i każd y ma k apelusz jak grzyb. — P o o g ro d z ie chodzi ‘
Strach,
na w ró b le Strach,- w ch o d zi teraz, w chodzi
na b lasza n y dach — . schovvaj się p o d kołdrą, ach —
' to w szy stko jest na niby,
to w szy stk o jest n iep ra w d ą przez zielone szyby.' /• *
HANNA O ŻOG O W SKA
O rybakach i raczku ' A z tym raczk iem '
nieboraczkiem p ra w d z iw e skaranie.
• P ro si mamę, by m u z a ra z zm ieniła ubranie.
„N ie-ehce chodzić w burym 'fraczk u całe sw o je życie, s p ra w m i now y, jak te m ączki w życie“ . P ró ż n o m am a,
p ró ż n o ciotki
w ciąż m u tłum aczyły:
„Ja k św ia t św iatem fraczki ra c z k ó w za w sze b u re były“ . 'N ie p om ogły
ra d y m atki, ni m atki k azania, ' p o sze d ł raczek
ładniejszego p o szu k a ć u brania.
K to nie. słucha ojca, m atki,
źle na tym w ychodzi.
J u ż n ad ranem dw aj ry b a cy ,
m ieli g o w sw ej łodzi.
Z aw ieźli g o n a ta rg w mieście, w niedalekie stro n y ; g dy się w zupie ug o to w ał,
fraczek m iał czerw ony.
92
Kruk i gawron
K ruk na drzew ie siedział sob ie , K aw ał sera trzym ał w dziobie.
- ' — Cześć, ptaszyno! — lis p rz y w ita
— będzie uczta w yśm ienita. —r N iby jak a? — g a w ro n -spyta.
A ser w y p a d ł m u i kw ita.
W tedy rzecze lis d o k ru k a :
— T o dla ciebie jest nauka. — (AUTOR, NIEZNANY)
E. IM1ELA
M arzenie Jasia
Jakbym ja chciał lecieć w g ó rę Sam olotem , sam olotem ,
A g d y J a ś prześcignie chm urę, C ały św ia t się dow ie o tym.
W iem jak w z n o sić się w y p a d a • . N a obłoki — ¡i bezpiecznie,
N auczyciel sam p o w iad a , Że w obłokach b ujam w iecznie.
C o jn i w iatry , w ich ry w ra że?
C o mi niebios zaw ieru ch a?
J a d o p iero w am pok ażę — N a sam o lo t w sad źcie zucha.
Hej, jakże m i w sercu p iln o Ś m iało śm igać p o p rz e stw o rz u , T u o d Śląska aż p o W ilno, H e n od K a rp at aż kum iorzu.
Czy k to rad, czy k to się złości, Niech się z a ra z dow ie o tym, Że w najbliższej ju ż przyszłości Z ostać m usi Ja ś pilotem .
Raz — dwa — trzy!,
R a z !' . *>
P ierw sza rzecz — to w staw a ć ran o ! D w a! •
Kto o krzepkie zd ro w ie d b a, ten się d łu g o myje co dzień
mydleni, szczofką w zim nej w odzie, pluska, pryska, p a rsk a , rży!
Trzy! .
Trzyj ręcznikiem suchym ciało,
/ żeby aż poczerw ien iało,
s p ra w m u bracie m oęne w ciery, aż w e k ra n p o czujesz skry!
Raz — d w a — trzy!
Cztery!
G dy chcesz czerstw ej n a b ra ć cery, żyw ym , bystrym być jak rtęć,
w iedz, że s p ra w ią t o spacery!
A codziennie ra n o : Pięć!
M usisz się gim nastykow ać!
C iało w ruch rytm iczny w p ro w a d ź , ćw icz je prężn ie i m iarow o,
b o to pięknie, bo to zd ro w o , a d o p ie ro potem :
Sześć!
Jeść!
JULIAN TUW IM
94