• Nie Znaleziono Wyników

RZEŹBA LUBOMIRSKIEGO DŁUTA ANTONIA CANOVY

W ŁAŃCUCIE

Życie H enryka Lubomirskiego (1777— 1850)1) było nierozerwalnie związa­

ne z jego przybraną m atką Izabelą z C zartoryskich L ubom irską (1736— 1816)2). A doptow ała ona sześcioletniego H enryka, syna krewnych

— Józefa kasztelana kijowskiego i Ludwiki z Sosnowskich, by zaw ładnąć nim niepodzielnie. T a saw antka rozczytująca się w pism ach Jean-Jacques Rousseau, zwłaszcza „Julii czyli Nowej Heloizie”, „Emilu” ale i w rom ansach typu

„Fanny”, uczyniła z osoby H enryka swe najdoskonalsze dzieło. W wy­

kreow anym przez nią świecie wszyscy mieli rozdzielone role. Córce dała na imię Julia, a H enryka nazywała „swoim Emilem”.

Bajecznie bogata, „jak księżna jakaś z tysiąca i jednej nocy” 3), wiele lat spędziła w podróży, przyjmując za własne upodobania Rousseau, który w „W yznaniach” nazywał „wędrówkę najmilszą form ą istnienia” 4). P o śmierci uwielbianego ojca w 1782 roku księżna Lubom irską stała się jed ną z najbogat­

szych kobiet w Europie. Odziedziczyła gigantyczną fortunę obliczaną n a 25 milionów złotych, nie Ucząc pałaców, m iast i wsi. Zm arły w 1783 r. obojętny jej uczuciowo mąż pozostawił żonie Łańcut. W W arszawie księżna m iała pałac przy K rakow skim Przedmieściu. Podmiejskie rezydencje pozwalały jej — wiel­

bicielce Rousseau — kontem plować naturę w W ilanowie, M okotow ie, Bażan- tarnii, Rozkoszy. M ając tak rozliczne włości i pałace, stale je rozbudow yw ała i udoskonalała, by stały się miejscami rozkoszy i luksusu. N a jej skinienie czekali najznakom itsi architekci, rzeźbiarze, malarze, kom pozytorzy.

’’ M. Tyrowicz, Lubomirski Henryk [w] Polski Słownik Biograficzny, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk, t. 1973, s. 9— 11. Tam bibliografia.

2) J. Michalski, Lubomirską z Czartoryskich Izabela (Elżbieta) [w ] Polski Słownik Biograficz­

ny, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Ł XVII, 1972, s. 625— 629. Tam bibliografia.

Z ważniejszych prac: Z. Kossakowska-Szanajca, B. Majewska-Maszkowska, Zamek w Łańcucie, Warszawa 1964 oraz fundamentalna praca M. Majewska-Maszkowska, Mecenat artystyczny Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej (1735— 1816), Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk 1976.

3)J.U. Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich, Warszawa 1957, t. 1, s. 242.

4) J.J. Rousseau, Wyznania, opracował i przełożył T. Boy-Żeleński, Warszawa 1956, s. 17.

W czasie swego długiego, osiemdziesiąt lat trw ającego życia, poznała wszystkie znakom itości epoki. Nie była piękna. Niewielkiego wzrostu o lśnią­

cych inteligencją, czarnych oczach. W łaśnie jej inteligencja w połączeniu z arystokratycznym blaskiem olśniewała każdego. Goethe, ten kapryśny poeta, na którego wybryki narzekał Stanisław K ostka Potocki, zachwycony sposo­

bem myślenia marszałkowej, pozostał osiem dni dłużej w K arlsbardzie.

K siężna ceniła b rak konwencjonalności geniuszy.

D o czasu afery Dogrum owej w 1785 roku — któ ra to aferzystka oskarżyła b rata księżnej Adam a Czartoryskiego o rzekomy spisek n a życie króla Stanisława Augusta Poniatow skiego — pasjonow ała ją wielka polityka. Potem zajęła się prawie wyłącznie sztuką i wychowaniem małego H enryka. Chłopca decydowała o wykształceniu chłopca, dobierając mu najwybitniejszych, lecz często zmiennych nauczycieli. Henryk Lubom irski władał językam i, pięknie grał n a harfie6), kupionej dla niego w najlepszej ówczesnej pracow ni paryskiej Cousineau. Tej samej, któ ra zaopatryw ała królow ą M arię Antoninę. H enryk Lubom irski całe życie interesował się sztuką, rysował. Zajm ow ały go ogrody:

napisał „Zbiór widoków celniejszych ogrodów polskich”. K siężna zabez­

pieczyła swego wychowanka ofiarowując m u w 1802 ro k u rozległe do bra przeworskie. Kierowała jego życiem, aż do swej śmierci. Ożeniła go „bezpiecz­

nie” z „brzydką, chimeryczną, złojęzyczną” Teresą C zarto ry sk ą7), córką stolnika litewskiego Józefa. Po śmierci księżnej, o której zawiadom ił świat w imieniu rodziny, otrzym ał w spadku pałac w W iedniu wypełniony dziełami sztuki.

Dzieje H enryka Lubom irskiego to historia człowieka wyniesionego przez los, który u potom nych chciał pozostawić pamięć nie tylko swej młodzieńczej, olśniewającej urody. Księżna zaszczepiła mu podobną swojej pasję kolekc­

jonerską i dbałość o dobro publiczne. Tej sprawie niemało się H enryk zasłużył.

25 grudnia 1823 zawarł z Józefem M aksym ilianem Ossolińskim umowę o włączeniu swego zbioru książek, mebli, obrazów, starożytności do fundacji nazwanej później Zakładem Narodowym imienia Ossolińskich. W e Lwowie założył również M uzeum K siążąt Lubomirskich. Zaangażow any w pow stanie w 1830 roku o m ało nie stracił cennej kolekcji broni, k tó rą ju ż m iał zagrabić

5) J.J.Rousseau, N ow a Heloiza, przełożyła i opracowała E. Rzadkowska, Wrocław 1962, s. 271;

E. de Gannay, Les Jardins de France et Leur decor, Paris 1949, s. 183.

6) M. Paterek, Harfa z Łańcuta, „Ruch Muzyczny”, R. XXXV, nr 23, s. 6.

7) L. Jabłonowski, Pamiętniki, Kraków 1963.

ówczesny dyrektor policji, L.M. M asoch, późniejszy a u to r m asochistycznych powieści.

Henryk Lubom irski zasłynął jednak nie swymi wcale licznymi talentam i, lecz głównie olśniewającą młodzieńczą urodą. Fizjonom ista Jo h an n K asper Lavater podziwiał jego „anielską” twarz. Sylwetkę tego chłopca kojarzono z Erosem-Amorem. M arszałkow a, kazała go też rzeźbić i m alow ać najw ybit­ Antinousem. Cesarz swojego ulubieńca ubóstwił stawiając m u świątynie i posągi. Płaskorzeźbiony relief Antinousa jako „Geniusza W iosny” 8) znalazł się w willi kardynała Albani, wielkiego m iłośnika starożytności. Nowy kult świetną portrecistkę Angelikę Kaufmann. Zam ówiono u niej portrety księżnej i Potockiego. M arszałkow a ukryła przed zięciem fakt zam ów ienia u m alarki również portretu małego H enryka jako Amora. N ic nie w spom niała też o drugim podobnym zamówieniu u C anovy11}, cieszącego się sławą najw ięk­

szego rzeźbiarza „wszystkich czasów i ludów”. W okresie gdy w Rzymie bawiła Lubom irska, przebywał tam też i Goethe, który coraz bardziej skłaniał się ku

n , B. Majewska-Maszkowska, T. Jaroszewski, Podróż Stanisława Kostki Potockiego do Włoch w latach 1785— 1786 w świetle jego korespondencji do żony [w ] Sarmatia Artística. Księga pamiątkowa ku czci profesora Władysława Tomkiewicza, Warszawa 1968 s. 230.

49. Angelika Kaufmann, Henryk Lubomirski jako Amor, 1786— 87 r., Lwowska Galeria Obrazów

50. Antonio Canova, Posąg Henryka Lubomirskiego jako Amora, 1786— 87 r. Posąg ustawiony na ołtarzu w świątyni Lubomirskiego w zamku w Łańcucie

Centocello, II w. n.e., Neapol, Museo Nationale

P o rtret księcia H enryka Lubomirskiego pędzla Angeliki K a u fm an n 12) przed­

stawia go jak o uskrzydlonego A m ora siedzącego n a kam ieniu, n a czerwonej tkaninie w leśnej gęstwinie (il. 49). W dłoni trzym a duży łuk oparty o ziemię.

Piękną dziewczęcą tw arz okalają lo k i W ykw intna poza, doskonałe proporcje leciutki leonardowski uśmiech. Duże skrzydła dow odzą jego wolności i zado­

m owienia w świecie natury. Am or nie razi strzałami, leżą one spokojnie m eandrem kołczan, pełen równo ułożonych, strzał został przewiązany w stążką do stojącego obok pnia. Nagi Henryk-A m or m a głowę nieco skierow aną w lewo. W trójkątnej twarzy uwagę przyciągają pełne, zmysłowo rozchylone usta i szeroko rozwarte, nieco skośne oczy. Tw arz o poetyckim, erotycznym wdzięku otaczają bujne, kręcone włosy. D oskonale zostały opracow ane plecy posągu o miękkim niemal m alarskim światłocieniu. W izerunek księcia Hen- ryka-A m ora artysta ujął realistycznie, nie ukrywając drobnych m ankam entów urody, takich jak niezbyt równe palce stóp. Takie „usterki” ja k nieco pogrubione opuszki palców i m ocna dłoń mogły powstać w wyniku intensyw­

nej gry na harfie. Bujne, dziewczęce włosy burzą proporcje drobnego, smukłego ciała, oddanego w skali naturalnej dziesięcioletniego chłopca. Posąg m a 142 cm wysokości.

K om ponując figurę księcia H enryka Lubomirskiego C anova posłużył się swoim zwyczajem rzeźbą hellenistyczną, chyba ta k zwanym Erosem z Cen- tocello13). Rzeźba znana była co najmniej z dwóch wersji, obie w M useo N ationale w Neapolu. Jedna całopostaciowa uskrzydlona (il. 51). N atom iast zmysłowa miękkość, znamienna dla rzeźby hadrianowskiej, m ogła pochodzić z inspiracją tak zwanym Antinousem F a m ese 14). W ymieniane dzieła znaj­

dowały się wówczas jeszcze w Rzymie i właśnie wT latach gdy, ja k sądzimy, korzystał z nich Canova, były przewożone do N eapolu. T am m ieszkała ostatnia przedstawicielka ro d u Fam ese Elżbieta. Opuszczające n a zawsze Rzym dzieła wywarły ogrom ne zainteresow anie15).

121 W. Wróblewska, Portret dziecka w okresie Oświecenia w Polsce, „Rocznik Muzeum Narodowego”, t 13, Warszawa 1963, s. 63— 70.

131 Lexicon Iconographicum Mythologiae Classicae (LIMC), t n i 2, Zürich, München 1986, tabl. 614, nr 79b.

14) C. Clairement, D ie Bildnisse des Antinous (Bibliotheca Helvetica Romana, IV), Roma 1966, s. 50, kat. 33; P.P. Bober, R.O. Rubinstein, Reinaissance artists and antique Sculpture, Oxford, New York 1987, nr 128.

1S,A. Ruesch, Guida illustrata del Museo Nazionale di Napoli, N apoli 1911, s. 4.

52. Ołtarz hellenistyczny, Nieborów. Z kolekcji starożytności ks. Heleny z Przeździeckich Radziwiłowej

Posąg H enryka Lubomirskiego stanął na cokole, o którym sądzono, że jest późniejszy. Nie ulega wątpliwości, że powstał razem z rzeźbą jak o jej integralna część. Cylindryczny cokół C anova udekorow ał girlandam i laurow ym i pełnymi owoców lauru. Girlandy trzym ają w dziobach orły o rozpostartych skrzydłach.

Po drugiej stronie walca dwa motyle. Jeden o skrzydłach rozpostartych drugi zamkniętych. Cokół stanowi klasycy styczną trawestację ołtarzy hellenistycz­

nych. Ten rodzaj zabytków, pochodzących na ogół z Azji Mniejszej, stanow ił w XVIII wieku pożądany przedm iot kolekcjonerski. Dziś takie ołtarze spoty­

kam y w wielu muzeach europejskich: Ashmolen M useum w Oxfordzie, Cambridge, Berlinie, Wenecji. Taki ołtarz dekorow any bukranionam i znajduje się od czasów Heleny z Przeździeckich Radziwiłowej w Nieborow ie (il. 52)16).

Posąg H enryka Lubomirskiego stanął więc na ołtarzu ozdobionym m otyla- mi-symbolizującymi Psyche spalającą się w ogniu miłości. D la tej rzeźby m arszałkow a przeznaczyła specjalną salę na pierwszym piętrze zam ku w

Łań-16)T. Mikocki, Troisième pièce grecque à Nieborów [w ] Travaux du Centre d’ Archéologie Méditerranéenne de 1 Académie Polonaise des Sciences, t. 30, s. 266— 272. Profesorowi Tomaszowi Mikockiemu winna jestem szczególne podziękowania za okazaną hojność bibliograficzną i dziele­

nie się swoją wiedzą.

53. Posąg Henryka Lubomirskiego dłuta Canovy na ołtarzu w świątyni w zamku w Łańcucie

54. Elisabeth Vigee-Lebrun, Henryk Lubomirski jako Geniusz Sławy i Miłości, 1979 r., Berlin, Dahlem

cucie. Szymon Bogumił Z u g 17) przebudow ał daw ną salę Bilardową, k tó ra m iała być przekształcona na kaplicę18). D o tego szkicu nawiązuje w ogólnych dyspozycjach rysunek Zuga noszący charakter wstępnego roboczego projektu pokrytego krytycznymi uwagami księżnej. Pow stała wówczas Sala K olum ­ now a zajm ująca całą głębokość traktu. Cztery pary jońskich kolum n od­

dzielają w 1/3 długości sali część wschodnią nadając jej charakter prezbiterial- ny (il. 53). N aroża ściany wschodniej zam knięto półkoliście. K olum ny w ykona­

no z szarego stiuku, a bazy i kapitele z białego . Bazy ozdobiono m otywem w Paryżu przez Elisabeth Vigee-Lebrun19). O braz wystawiano jeszcze tego roku na Salonie. Książę Henryk jak o uskrzydlony A m or przyklęknął n a czerwonej tkaninie. Jego ciało zostało ukazane z profilu. Śliczną, dziewczęcą twarz zwraca ku widzowi (il. 54). W dłoni trzym a krąg wieńca laurowego, na ziemi leży porzucony kołczan z którego w ypadają strzały.

H enryk Lubom irski na tym obrazie odznacza się miękkim, kobiecym ciałem. W czasach gdy obraz powstawał, ceniono wyszukane ruchy i erotyczną perwersję. Książę Henryk został nam alowany w pozie „Przykucniętej Afrody­

ty” D oidalsesa20), rzeźby powstałej ok. 228 r. p.n.e,, a znanej z licznych rzymskich kopii. Między innymi takich, jak te znajdujące się w paryskim Luwrze. Z nakom ita artystka zaspakajając wyrafinowane gusta zleceniodaw- czyni uczyniła z tego wizerunku wspólny portret A m ora i Wenus, zawsze zwycięskiej w miłosnych zabawach.

P o obu stronach kom inka ścianę wschodnią zdobiła chińska tkanina z XVIII wieku. Ilustrow ała ona starą wschodnią opowieść o cudownym ptak u Feng czyli Feniksie, którem u hołd składają wszystkie inne ptaki. H enryk był arcydziełem natury, ja k arcydziełem sztuki był jego rzeźbiarski p o rtret Canovy.

Posąg usytuow ano pośrodku jońskiej kolum nady ale tak by był widoczny ze znajdującej się w przedłużeniu Sali Kolumnowej galerii rzeźby starożytnej.

G rom adziła tam m arszałkow a rzeźby przywiezione głównie z włoskiej wy­

prawy, a kupow ane pod okiem Potockiego. Jak postać H enryka była k oron ą natury tak dzieło Canovy koroną sztuki.

17, M. Kwiatkowski, Szymon Bogumił Zug architekt polskiego Oświecenia, Warszawa 1971, s. 297.

18)T. Sulerzyska, N ow e określenie kilku rysunków Szymona Bogumiła Zuga [w ] Biuletyn Historii Sztuki, R. XXVII, 1965, nr. s. 339— 340.

19)Katalog: Gemäldegalerie Berlin, Staatliche Museen Preussischen Kulturbesitz, Berlin 1975, s. 458— 459

20>L. Laurenzi, Doidalses, Enciclopedia dell’arte antica, classica e orientale, t. 3, Roma 1966, s. 155.

Program Sali Kolumnowej został uzupełniony dekoracją sąsiedniego pokoju wieżowego. Sprowadzona z Anglii malarka M aria Luise Cosway ukazała na plafonie Henryka jako uskrzydlonego Amora szybującego w przestworzach.

Marszałkowa uczyniła z Sali Kolumnowej rodzaj laickiego Panteonu, otacza­

jąc posąg i malowane wyobrażenia ukochanego wychowanka portretam i filozofów i pisarzy, których myśl kształtowała umysł młodego Henryka i jej samej. Znalazły się tam figurki W oltera czytającego i Rousseau z gałązką w dłoni. Portret Rousseau zdobił drzwi biblioteczki zawierającej 26 tomów jego dzid. Pod szkłem widniał autograf listu Rousseau pisanego z Grenoble.

Świątynia Henryka Lubomierskiego w Łańcucie była wyznaniem wiary marszałkowej, ewokując wiecznie aktualną platońską ideę piękna ciała od­

bijającego piękno duszy. Księżna ubóstwiła swego ulubieńca, nawiązując do rzymskiej tradyqi prywatnej deifikacji, czy apoteozy21). W Rzymie oddawanie czci człowiekowi jako bóstwu wiązało się ze szczególnym wyróżnieniem urody bądź męstwa. M arszałkowa dokonała znamiennej dla kultury rzymskiej „asocjacji w kulcie”, co oznaczało oddawanie wspólnej czci bóstwu i śmiertelnikowi.

Ubóstwiła urodę Henryka, wzorem starożytnych umieszczając jego posąg w pry­

watnej świątyni. Utożsamiła Henryka z Amorem. Asoq'aq'a ta była deifikaq'ą, ale w szczególnej odmianie — in formam deorum. Ten rodzaj deifikaq'i znajdował najbardziej uchwytne odbicie w sztuce rzymskiej na przykład w ubóstwieniu cesarzowych przedstawianych jako Wenus, Cerera, D iana22).

W twórczości Canovy posąg zajmuje miejsce szczególne, stanął bowiem w speq'alnie dla niego zaaranżowanym wnętrzu. W ten sposób Lubomirska spełniła postulat teoretyka sztuki starożytnej, przyjaciela Canovy, którego mogła nawet poznać w pracowni artysty, Antoine Quatremere de Q uincy23). Uważał on, że dzieło powinno zawsze pozostawać w miejscu dla jakiego zostało stworzone.

Muzea, w których obraz czy rzeźba egzystują bez pierwotnego kontekstu, określał jako ich grób. Ogromnego sukcesu dzieła Canovy dowodzą liczne kopie całego

posągu Henryka oraz tylko samej głowy24).

21)T. Mikocki, Sub Specie Deae. Rzymskie cesarzowe i księżniczki jako boginie. Studium ikonologiczne, Warszawa 1988.

22)T. Mikocki, op. cit

23>U. Kultermann, Geschichte der Kunstgeschichte, München 1990 s. 67— 68; Teoretycy, artyści i krytycy o sztuce 1700— 1870, wybór, przedmowa, komentarze Elżbiety Grabskiej i Marii Polski w pierwszej połowie XIX wieku [w ] Biuletyn Historii Sztuki 1950, nr 1— 4: T. Dobrowolski, Rzeźba klasycystyczna i romantyczna w Polsce, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk 1974, s.

36— 41 tam starsza literazura: S. Lorentz, A. Rottermund, Klasycyzm w Polsce, Warszawa 1984, s.

211— 212 tam literatura na s. 279. O rzeźbie Henryka Lubomirskiego milczą monografiści Canovy.

F. Licht Beginn der modernen Sculptur, München 1983 wielokrotnie wznawianej ostatniej monografii artysty nie wymienia nawet rzeźby z Łańcuta.

A rystokratyczna pozycja i starożytny sztafaż uczyniły z osoby H enryka Lubomirskiego postać ponadczasową. Jego wizerunki jednych zachwycały, dla innych stanowiły przedm iot złośliwych kom entarzy. A leksandra z Tańskich Tarczewska wręcz brutalnie pisała: „w Łańcucie m ożna się nauczyć historii naturalnej o „samcu”, a to n a samej osobie księcia H enryka Lubom irskiego:

leci n a suficie w postaci anioła-nagi, stoi jak H erkul-nagi, strzela ja k Apol- lin-nagi, nagi dm ucha ja k Zefir. Wymaluj no tylko szlachcicu swego ekonom a nagiego albo utocz z drewna podstarościca z batem też nagiego — proboszcz nie da ci rozgrzeszenia, a sąsiedzi ogłoszą wariatem. Księżna zaś, słynie z rozum u, biskupi ją błogosławią: wielkim panom i błaznom królewskim wszystko pozwolone” 25). Zjadliwie o wizerunkach księcia H enryka wyrażał się też Tytus Działyński hołdujący stoickim cnotom . O to sąd tradycyjnie sarm a­

cki, w którym zawsze pobrzmiewa pruderia. Sarmaci nie rozum ieli klasycyzmu, który był stylem i językiem elity arystokratycznej oraz intelektualnej.

Ten klasyczny idiom miał wymowę uniwersalną i łączył różne dzieła wspólną myślą. Klasycyzm był światopoglądem, sposobem odczuwania natury i kultury jak o jednolitej, niepodzielnej, niesprzecznej całości. D latego też między posągiem księcia H enryka Lubom irskiego w Łańcucie a powstałym i w tym samym czasie „Elegiami rzymskimi” G oethego możemy odnaleźć głęboką więź. Wiersze i rzeźba powstały w podobnym klimacie em ocjonalnym oraz intelektualnym. O ba dzieła narodziły się w umysłach ludzi Północy, pod wrażeniem przeżyć wywołanych potęgą wiecznej młodości sztuki rzymskiej.

Goethe wybrał formę klasycznej rzymskiej elegii miłosnej dla w yobrażenia osobistych przeżyć. Ale tradycję m itologiczną zastąpił własnymi emocjami.

Lubom irska zlecając Canovie wyrzeźbienie portretu ulubieńca jak o Amo ra odwołała się do artysty, dla którego wzorem było starożytne wyobrażenie tego boga miłości.

Goethe w „Rozmowach z Eckerm annem ” wspom inając „Elegie rzym skie”

mówił o tajemniczym działaniu formy. W yznawał, że gdyby swej nam iętności do Christine Vulpius nie ujął w formę klasyczną, uczucie to m ogłoby okazać się

„nikczemne”. Podobnie byłoby gdyby posąg księcia H enryka ująć w inną formę: treści przez to dzieło wyrażone mogłyby zabrzmieć zgoła inaczej.

25) Aleksandra z Tańskich Tarczewska, Historia mojego życia. Wspomnienia warszawianki, oprać. Izabela Kaniewska-Lewińska, Wrocław 1967, s. 57.

Irena Hum l

Powiązane dokumenty