• Nie Znaleziono Wyników

Pierwsza wojna światowa od samego początku była związana z niezwykłym rozbudzeniem świadomości narodowej zarówno w wielkich mocarstwach, jak i w małych wspólnotach pozbawionych własnej państwowości. W konsekwencji doprowadził a do przemian narodowościowych na całym świecie. Na gruzach kontynentalnych imperiów wyrosły nowe państwa i odrodziły się te, które wcześniej znikły na stulecia z mapy Europy. Wzrost nastrojów nacjonalistycznych, zmiany na

mapach politycznych wielu regionów świata oraz wtargnięcie mas do polityki to zapewne najbardziej znane i najszerzej opisywane skutki tego globalnego konfliktu.

Wojna postawiła z całą powagą problemy europejskiej tożsamości, sensu kultury zachodniej i losu Zachodu (a często mówiono o jego „zmierzchu”, jak głosił tytuł jednego z najsłynniejszych dzieł wyrosłych z doświadczenia lat 1914-1918).

Truizmem jest stwierdzenie, że Wielka Wojna wywarła znaczący wpływ na filozofię dziejów, która przez pewien czas przeżywała kryzys, spowodowany krytyką ze strony pozytywizmu i naukowo zorientowanych prądów filozoficznych. Z pewnością była wydarzeniem dziejowym, które oddziałało na myślenie historiozoficzne z taką samą mocą, co Wielka Rewolucja Francuska i wojny napoleońskie niemal sto lat wcześniej.

Burze dziejowe zawsze przyczyniają się do wzrostu zainteresowania problematyką historyczną, zwłaszcza wtedy, kiedy wiążą się z utratą poczucia sensu dokonujących się wydarzeń lub kiedy ich skala przekracza ludzkie zdolności rozumienia.

Historiozofia jest dzieckiem kryzysu, rodzi się w reakcji na wielkie przemiany związane z załamaniem się dawnych form życia lub jest wyrazem oczekiwania na takie przemiany [przypis 5.1]. Swoiste historiozoficzne napięcie myśli było czymś oczywistym zwłaszcza w Niemczech i Rosji – w krajach, w których w tradycji

intelektualnej zawsze znaczną rolę odgrywał namysł nad dziejami. Ale stało się coś więcej. Wojna wyprowadziła filozofię dziejów z sal akademickich i zacisznych gabinetów, uczyniła ją orężem duchowej mobilizacji, przydatnym do udzielania odpowiedzi na najważniejsze pytania, których nie wymyślano w salonach, lecz były dyktowane przez bieg wydarzeń.

Str. 128

Od momentu wybuchu wojna przyciągała uwagę wielu rosyjskich myślicieli jako fenomen społeczno-historyczny o dużym znaczeniu. Jej rozmach czynił z niej nie tylko wyzwanie intelektualne, ale także, jak się zdawało, życiową kwestię. Stąd skłonność do rozważań o jej przyczynach, celach i sensie, stąd próby jej

zasadniczego objaśnienia. Jednak zainteresowanie problematyką historiozoficzną nie było w Rosji niczym nowym, należy raczej mówić o kolejnej fazie dyskusji o losach Rosji i Europy, trwającej od momentu, który Gieorgij Fłorowski nazwał

„filozoficznym przebudzeniem” [przypis 5.2]. Trzeba podkreślić, że to „przebudzenie”, przypadające na początek 19 wieku, także wiązało się z wojną. Mówiąc w

największym skrócie: rosyjska filozofia w swej oryginalnej, nowoczesnej formie

narodziła się w środowisku młodych oficerów armii Aleksandra 1 pod wpływem wydarzeń wojen napoleońskich. To im przyszło zmagać się zarówno czynem, jak i myślą z „pytaniem”, które skierował w stronę imperium carów (wraz ze swą Wielką Armią) cesarz Bonaparte. Napoleon pytał o stosunek Rosji do zjednoczonych przez siebie ludów europejskich, o sens jej historycznej egzystencji i prawo do

samodzielnego istnienia [przypis 5.3].

Można powiedzieć, że od pierwszych dni wojny 1914 roku wyraźnie nasiliła się skłonność do namysłu nad problemami, które były zasadnicze także dla

dziewiętnastowiecznej myśli rosyjskiej. Jeśli chodzi o intelektualne napięcie, intensywność pracy myślowej i wagę rozważanych zagadnień, automatycznie

nasuwają się analogie z recepcją pierwszego Listu filozoficznego Piotra Czaadajewa, sporem słowianofilów z okcydentalistami w latach 40.-50., z polemiką Włodzimierza Sołowjowa z Mikołajem Danilewskim i nacjonalizmem w ogóle czy dyskusją

marksistów z narodnikami. Bez większej przesady można utrzymywać, że rosyjska filozofia dziejów przeżywała w latach 1914-1918 kolejny moment swego niezwykłego rozkwitu. Oczywiście, nie ograniczał się on do samej wojny. Poprzedzały go:

przejście byłych legalnych marksistów na pozycje idealistyczne i spór o inteligencję wywołany przez Drogowskazy, a wieńczyły próby historiozoficznego ujęcia rosyjskiej rewolucji 1917 roku, których świadectwem były almanach De profundis, Apokalipsa naszych czasów Wasyla Rozanowa czy obszerna publicystyka Bierdiajewa [przypis 5.4]. Wojna była jednak ważną jego fazą. W pewnym sensie przyniosła

usprawiedliwienie ex post dla wybitnie historiocentrycznego charakteru myśli rosyjskiej.

Str. 129

To, co często krytykowali profesjonalni filozofowie jako wyraz lub przyczynę jej zacofania albo ekscentryczności, a więc skupienie się na kwestiach

historiozoficznych, społecznych i politycznych, często związanych z zagadnieniami tożsamości narodowej, idei europejskiej, modernizacji… nagle okazało się tematem aktualnym, ważnym i ujmowanym z różnych perspektyw. Armagedon, symbol, który zadomowił się w ówczesnej wyobraźni, wydawał się potwierdzać religijnie

nastawienie, tak charakterystyczne dla myśli rosyjskiej z jej eschatologizmem i skłonnościami apokaliptycznymi. Trudno się dziwić, iż ówcześni myśliciele byli przekonani, że historia nie tylko potwierdza zasadność tematów podejmowanych

przez słowianofilów, Hercena, Dostojewskiego, Danilewskiego, Leontjewa czy Sołowjowa, ale także przyznaje słuszność ich ideom, przeczuciom i przestrogom.

Głos filozofów z przeszłości był traktowany nie jako proroczy, lecz po prostu aktualny, a ich wizje nabierały zaskakującej często konkretności. Warto w tym miejscu

przywołać słowa współczesnego badacza:

„Sierpień 1914 roku był chwilą prawdy dla rosyjskiej filozofii dziejów. Następujące jedno po drugim zdarzenia stawiały przed nią coraz bardziej komplikujące się zadania, a wnoszone przez historię wymagania zmuszały rosyjskich myślicieli do pracy w pełnym napięciu sił. Rezultatem był niezwykły wzlot rosyjskiej myśli

filozoficzno-historycznej, wzlot na wyżyny, których nie osiągnięto ani przed, ani po tym unikatowym momencie w historii ludzkości [przypis 5.5].”

I znowu tytuł kolejnego wystąpienia, a potem książki Erna, stał się hasłem, bogatym w głęboko symboliczną treść i określającym charakter ówczesnych sporów. Była to formuła, którą za nim powtarzano i która, tak jak Od Kanta do Kruppa weszła do arsenału ówczesnych pojęć. Trzeba przyznać, że filozof miał wyjątkowy talent nie tylko do wzbudzania coraz to nowych polemik, ale także do rozpoznawania i nazywania rozważanych zagadnień w sposób niezwykle celny, a nade wszystko przemawiający do wyobraźni. Niestety, w języku polskim tytuł ten, przetłumaczony dosłownie, traci niemal całą ekspresyjną moc, nie mówiąc o tym, że jest trudny do wymówienia: Czas słowianofilizuje. Dlatego sądzę, że lepiej nadać mu bardziej sugestywną i zwartą formę, w której pobrzmiewa duch bojowego hasła. Czy „Czas Słowian!” nie brzmi lepiej? Albo, odwołując się do hasła niedawnej głośnej kampanii promocyjnej, wykrzyknąć – „Teraz Słowianie!”?

Jestem przekonany, że oba zwroty: „Czas Słowian!” i „Teraz Słowianie!” nie tylko łatwiej się skanduje, ale i nie odbiegają od zamysłu samego autora, który zawarł on w pierwotnej formie tytułu. Nie mówił on po prostu o odrodzeniu się doktryny

słowianofilskiej.

Str. 130

Zdawał sobie sprawę, że nastawienie większości wykształconych Rosjan nadal jest, tak jak wcześniej, w najlepszym razie obojętne, jeśli nie wprost wrogie takim ideom.

Dlatego podkreślał, że gdy mówi o czasie, nie ma na myśli ludzi i ich poglądów, ale

sam bieg wypadków. Jego zdaniem, to historia, jej monumentalne wydarzenia,

„słowianofilizują”, a nie inteligencja czy literaci. Nie idzie tutaj o „szarą teorię”

abstrakcyjnych roztrząsań, ale o „samo, niespodziewanie przemawiające życie”. A to oznacza, mówiąc krótko, że nadchodzi epoka Słowian:

„Jakakolwiek by była masowa świadomość wykształconych Rosjan, rzeczywiście wstępujemy w słowianofilski eon naszej historii; ten zaś w najściślejszy sposób jest związany z losami całego świata. (…) To, co wydawało się najczystszą słowianofilską fantastyką i patriotycznym mirażem, zaczyna się ziszczać, staje się jawą, a to, o czym niezdarnie, z błędami, [ale i] genialnie, namiętnie mówiły poszczególne jednostki, staje się rzeczywistością historyczną [przypis 5.6].”

Wydarzenia wojenne ujawniają ukryty wcześniej sens zasadniczych idei

słowianofilstwa. Nadają im nowe znaczenia, których wyrazistość i niepodważalny charakter z pewnością zaskoczyłyby samych ich twórców. To, co w 19 stuleciu mogło być jedynie wynikiem rozmyślań, marzeń czy natchnień religijnych, przybiera

konkretne formy. I nie ogranicza się jedynie do spraw rosyjskich, czy szerzej słowiańskich, lecz dotyczy historii powszechnej i całego świata. Przede wszystkim Europy, bo wojna jest wynikiem nagromadzonych w niej sprzeczności i błądzeń europejskiego człowieczeństwa w epoce nowożytnej. Wydarzenia, które wybuchły w letnich miesiącach 1914 roku i to, co było ich bezpośrednią przyczyną, miały

potwierdzać słowianofilskie wątpliwości i obawy dotyczące kondycji Zachodu. W tym sensie, jak pisał jeden z recenzentów, Ern chciał pokazać, że „huragan wojny odkrył aspekty życia kulturalnego Europy, które już od dawna były obecne w przeczuciach słowianofilów” [przypis 5.7].

Wraz z Ernem motyw odrodzenia słowianofilstwa, a przede wszystkim wkroczenia na scenę dziejów powszechnych zjednoczonych wspólną walką z germanizmem

Słowian, a może nawet sięgnięcia przez nich po światowe przywództwo, podjęli Wiaczesław Iwanow, Sergiusz Bułgakow i Wasyl Rozanow [przypis 5.8]. Dołączył do nich nawet, przywiązany do antysłowianofilskich polemik Sołowjowa, Eugeniusz Trubieckoj, jak ognia chcący uniknąć „zoologicznego nacjonalizmu”, który mógł się wiązać z opacznym rozumieniem tego dziedzictwa ideowego.

Str. 131

Przestrzegał, że co bardziej zapalczywi i naiwni miłośnicy i kontynuatorzy

słowianofilów zbyt łatwo wpadają we wstrętne niemieckie tony Russland, Russland über alles… [przypis 5.9] Najwięcej dystansu zachował wobec „słowianofilizowania”

swoich kolegów Mikołaj Bierdiajew, który występował z polemikami przeciwko

„epigonom słowianofilstwa”. Sam jednak nie tylko był powszechnie z nimi kojarzony, ale także wypowiadał wiele pokrewnych im myśli. Z jednej strony ogłaszał „koniec słowianofilstwa”, nazywał je „umarłą legendą” i występował przeciwko jego

„epigonom”, z drugiej zaś interpretował wojnę jako starcie rasy germańskiej i słowiańskiej, w którym ta ostatnia walczy o przynależne jej miejsce w historii

powszechnej, detronizując hegemonicznych Germanów. Bierdiajew nie był zresztą myślicielem przesadnie dbającym o konsekwencję i koherencję swoich poglądów.

Nie chciał, by zbytnia ścisłość i dokładność ograniczała twórczą ekspresję ducha.

Myślę jednak, że właśnie w tej kwestii dałoby się obronić jego pozornie sprzeczne stanowisko. Głosił śmierć słowianofilstwa przede wszystkim jako historycznej doktryny i fałszywej formy rosyjskiej samowiedzy, której zarzucał nietwórczy charakter, lękliwość, defetyzm, ksenofobiczność i skłonności nacjonalistyczne. W przeciwieństwie do słowianofilskiego nacjonalizmu podnosił ideę

rosyjsko-słowiańskiego mesjanizmu jako siły żywej, twórczej, odważnej, uniwersalistycznej, dążącej do pokonania ekskluzywizmu Wschodu i Zachodu, a przez to do jedności kulturalnej całej ludzkości. Warto też dodać, że taką dychotomię wyrażał często za pomocą przeciwieństwa „kobiece – męskie” (co stało się kanwą jego sporu z Rozanowem i neosłowianofilami). Słowianofilstwu (ale też dawnej Rosji) zarzucał

„kobiecość”, czyli pasywność, bojaźliwość, podatność na obce wpływy przy werbalnym ich odrzucaniu. Postulował zaś „męskość” i rycerskiego ducha, nad którego brakiem w Rosji ubolewał, uznając, że pierwiastek męski symbolizuje stanowczość, odpowiedzialność, twórczość, heroizm i inne wartości konieczne w czasie wojny [przypis 5.10].

Bierdiajew nie dostrzegł punktów, w których zbiegały się poglądy adwersarzy z jego własnym stanowiskiem. Słowianofilstwo, tak jak rozumiał je w tym czasie Ern, nie było martwą doktryną o nacjonalistycznym charakterze, ale prądem ożywianym duchem powszechności, który był ukryty w wizjach historycznych, społecznych i filozoficznych dziewiętnastowiecznych myślicieli.

Str. 132

Określenie tego uniwersalistycznego ducha Rosja miała zawdzięczać

Dostojewskiemu. Mowa o „wszechczłowieczeństwie” – terminie w pozytywnym kontekście przywoływanym też przez Bierdiajewa, przeciwstawiającego jednak fałszywy mesjanizm Dostojewskiego autentycznemu mesjanizmowi Sołowjowa. Ern pisał z kolei:

„Żywe serce słowianofilskiego odczuwania świata ze szczególną czystością i płomiennie bije w mowie o Puszkinie, a sł owo Dostojewskiego:

wszechczłowieczeństwo – jest genialną formułą, do której, jako do swego żywego centrum, dąży wszystko, co wielkie i żywe w światopoglądzie słowianofilów [przypis 5.11].”

Zgodnie z takim przeświadczeniem, słowianofilski charakter momentu dziejowego, w jakim wspólnie znalazły się Rosja i Europa, polegał na tym, że bieg wydarzeń

historycznych potwierdzał jakoby zasadność rosyjskich tęsknot za ostatecznym zjednoczeniem wszystkich narodów. Wszechludzkie przeczucia słowianofilów mistycznie współbrzmią z tym, co odsłania „huragan wojny” i ku czemu porywa on ludzkość – a jest to prorokowana przez Sołowjowa uniwersalna reintegracja, która w dziejach konkretyzuje się jako jedność kultury światowej. Błąd Bierdiajewa polegał, zdaniem Erna, na pominięciu faktu, że słowianofilstwo zmartwychwstaje w nowych, nieoczekiwanych i nieprzewidzianych formach, które przed wojną wydawać się mogły albo czystą fantastyką, albo czymś niezgodnym ze sztampowo rozumianą literą tej doktryny [przypis 5.12].

Jeśli wojna ma jakiś sens, jeśli prowadzi do jakiegoś wartościowego celu, to jest nim – tutaj Ern w pełni zgadzał się z Sołowjowem – jedność. Celem ostatecznym jest oczywiście jedność całej ludzkości, narodziny kultury ogólnoludzkiej, ustanowienie jednolitej cywilizacji, a może jakiejś formy państwa światowego lub związku państw, które rozszerzą obszar wiecznego pokoju na cały glob. Ale to dopiero sprawa odległa. Jednak inne rodzaje jedności już ziszczają się dzięki wojnie. Rosja odnajduje swą jedność z Europą, połączywszy się z nią we wspólnej walce ze śmiertelnym wrogiem i odnajdując wspólną pamięć kulturową. Wydarzenia wojenne miały też dowodzić, że upragniona jedność Słowian rodzi się pod egidą Rosji. Tej nadziei nie osłabiła nawet apostazja Bułgarii, która przystąpiła do wojny po stronie państw centralnych i Turcji. Mówiąc w pewnym uproszczeniu, bo wątek ten omówię

obszernie w następnym rozdziale, miejsce Bułgarii zajęła Polska, która dla

klasycznego słowianofilstwa była „Judaszem Słowiańszczyzny”. Dla neosłowianofilów zaś stała się żywym dowodem i miarą urzeczywistniania się marzenia o słowiańskiej jedności.

Str. 133

Głębia i długotrwałość „słowiańskiego sporu” nie tylko wzmacniała przekonanie o przełomowym charakterze wojny, ale także miała świadczyć o obiektywizmie oceny dokonujących się procesów [przypis 5.13].

Słowianie, głosił Ern, stanowią największą przeszkodę dla żywiołu germańskiego w jego dążeniu do panowania nad światem. To właśnie dlatego zasadniczym

konfliktem, „osią wojny”, jest walka Rosji i Niemiec. Wszystkie inne narody stanowią jakby peryferia tego konfliktu, który ostatecznie okazuje się starciem dwóch sił powszechnodziejowych o religijnym charakterze: bezbożne barbarzyństwo germanizmu zmaga się z chrześcijańską kulturą, wcieloną w Rosję. Tej ostatniej przypadła w wojnie ofiarna i bezinteresowna misja. Podobnie jak sto lat wcześniej, może ona ocalić Europę przed imperialistycznym i militarystycznym zniewoleniem, wtedy personifikowanym przez cesarza Napoleona, teraz przez kajzera Wilhelma. A w planie jeszcze głębszym, ocala ona Europę przed nią samą, przed duchowym upadkiem, rozkładem politycznym i laicyzacją, które cieniem kładą się na epoce nowożytnej.

Spór z Bierdiajewem o charakter doktryny słowianofilskiej podjęli Rozanow (choć ten odpowiadał nie wprost, i raczej przez krytykę poglądów adwersarza) oraz Ern i Iwanow. Zwłaszcza poglądy tego ostatniego wydają się ciekawe, skoro zostały sformułowane przez – zgodnie z charakterystyką, jaka wyszła później spod pióra samego polemisty – bliskiego słowianofilstwu Wielkorusa, który był w pełni

człowiekiem Zachodu i zachodniej kultury [przypis 5.14]. Jest to o tyle istotne, o ile poglądy, osobowość Iwanowa, a także odbiór jego twórczości i postawy ukazują uniwersalistyczny, „wszechludzki”, oparty na dziedzictwie hellenizmu i

chrześcijańskiej Europy, wymiar neosłowianofilstwa.

Odpowiadając Bierdiajewowi, który zaliczył Iwanowa do grona neosłowianofilów, poeta podkreślał, że chociaż sam nie zabiegał o takie „rozsławione pamięcią jego dawnych nosicieli” miano, to nie boi się także związanych z nim podejrzeń i niechęci ze strony znacznej części inteligencji. Tym bardziej, że rozpoczęta przez wojnę nowa

epoka historyczna zdaje się potwierdzać przekonanie Erna, że to czas, sens wydarzeń i rozum historii mają słowianofilski charakter, a nie ludzie i wypowiadane przez nich poglądy. Poza tym trudno w tym kontekście mówić o jakiejś infamii, skoro doktryna ta nie ma żadnego jednoznacznego wyrazu. Dla Iwanowa tym, co stanowi istotę słowianofilstwa i co nadal jest w nim żywe, to „wiara w świętą Ruś”, która może być wspólnym dobrem zarówno słowianofilów, jak i wielu ich oponentów. „Święta Ruś” nie jest w tym kontekście żadnym wymysłem i fantasmagorią, lecz przedmiotem żywej wiary.

Str. 134

Mówiąc inaczej, naród rosyjski i ziemia rosyjska nie są wyłącznie zmiennymi bytami empirycznymi, lecz idealnymi wartościami – „metafizyczną realnością” – która istnieje jako obowiązek, apel do sumienia, nadzieja i bodziec do czynu. Iwanow mówi w tym kontekście o „metafizyce narodowego samookreślenia”, polegającej na intelektualnej kontemplacji tego, czym Rosja powinna się stać [przypis 5.15]. W podobnym duchu wypowiadał się Ern, który słowianofilską ideę Świętej Rusi interpretował jako

konkretną, realistyczną i trzeźwą zasadę działania narodu jako całości i jego świadomych przedstawicieli. Obaj też podobnie rozumieli pozytywną treść owej idealnej wartości – jest nią idea powszechności, „duchowa osnowa wszystkich wyższych przejawów samodzielnej i twórczej kultury rosyjskiej” [przypis 5.16].

Według Iwanowa słowianofile wierzyli, że prawdziwe, nie fenomenalne, oblicze Rosji jest święte, co miało wykluczać wszelką pychę narodową. Łączy się bowiem z

uznaniem świętości innych narodów, istniejących w „wieloramiennym świeczniku Kościoła powszechnego, w soborowości powszechnego bogoludzkiego ciała”

[przypis 5.17]. Za tym poetycko-teologicznym zwrotem kryje się zasadnicze dla myśliciela przekonanie, że słowianofilstwo prawdziwe (a nie jego nacjonalistyczne zafałszowania) ma swoje źródła w idei Kościoła i ocenia Ruś według stopnia wierności zasadom Kościoła powszechnego, wyrzekając się tego, co zjawiskowe i partykularnie rosyjskie. Pod tym względem był Iwanow, jak trafnie zauważył Andrzej Walicki, przepojonym tęsknotą za powszechnością kontynuatorem „ekumenicznego mesjanizmu” Sołowjowa [przypis 5.18].

Kolejny zarzut Bierdiajewa dotyczył kobiecego, a więc biernego, cierpiącego na atrofię czynu charakteru słowianofilstwa, który w czasie wojny może stanowić poważne zagrożenie nie tylko dla ducha, ale także wprost dla fizycznego istnienia

narodu. W przekonaniu Iwanowa był to zarzut chybiony, choćby ze względu na fundamentalną dla słowianofilów wiarę w idealną Świętą Ruś i niezadowolenie z rzeczywistej Rosji, której nie szczędzili gorzkich słów. Defetyzm i bierność są zgodą na empirię, pogodzeniem się z tym, co jest, są też brakiem marzeń. A to marzenia i tęsknoty pobudzają ludzi do heroicznych działań, będąc nieraz natchnieniem do szaleńczych czynów. W swej niezgodzie na rzeczywistość słowianofilstwo jest donkiszoterią, a przez to ucieleśnieniem zasady męskiej (taki przynajmniej wniosek płynął z Iwanowowskiej apologii Don Kichota). Tak jak u Cervantesa toczy się w nim walka w imię prawdy serca ze zjawiskowością świata materialnego. Ten bowiem jest pozorem, jaki musi zostać pokonany na drodze prowadzącej do ideału. A zatem zupełnie nietrafiony jest zarzut o kobiecą słabość i pasywność skierowany przeciwko takiemu sposobowi widzenia rzeczywistości, który skłania do działania wbrew

zdroworozsądkowym faktom w imię idealnych celów.

Str. 135

Tym bardziej, że idealność tych ostatnich nie polega bynajmniej na jakimś

pięknoduchostwie czy fantasmagoriach, lecz, przeciwnie, ma nader konkretną, bo polityczną treść. Słowianofilstwo, ożywiane wiarą w świętą Ruś, zarówno

dziewiętnastowieczne, i jak współczesne, jest określoną wizją polityczną. Stanowi ono wyraz dojrzałości narodu, który pragnie przyjąć odpowiedzialność za swoje losy.

Dlatego treścią słowianofilstwa jest swoista postawa wolnościowa i słowiański demokratyzm. W pewnym sensie Iwanow próbował rozwinąć Sołowjowowską

formułę, w której słowianofile zostali określeni jako „archaiczni liberałowie”. Ale to, co w latach 40.-50. 19 stulecia mogło się wydawać z perspektywy Sołowjowa

archaizmem, to dla Iwanowa, zwłaszcza w kontekście wojny, percypowanej powszechnie jako „wspólna sprawa”, angażująca cały naród, było kwestią jak

najbardziej współczesną i będącą również zadaniem na przyszłość. Z jednej strony, podkreśla się tutaj suwerenność narodu, jego duchową niezależność wobec

monarchii, a nawet rolę duchowej legitymizacji dla tej ostatniej. Z drugiej zaś,

słowianofilstwo pojmuje się jako dążenie do wolności, rozumianej jako manifestacja narodowej samowiedzy, siły i poczucia obowiązku [przypis 5.19].

Słowianofilstwo, jak wskazuje sama nazwa, nie jest formą świadomości oraz ideałem, który ogranicza się jedynie do narodu rosyjskiego. Przeciwnie, wyraża ono ducha wszystkich narodów słowiańskich. A te, jak pisał Iwanow, charakteryzuje niezdolność

do tworzenia „przymusowych społeczności”, będąca zarzewiem wiecznego konfliktu między bezgranicznym, dionizyjskim żywiołem Słowian a apollińskim ładem

germanizmu. Wyjątkowy charakter Słowian oraz ich dziejowa misja we współczesnym świecie opierają się na fakcie zachowania przez nich ducha autentycznej „chóralnej zgody i nieprzymusowej wspólnoty” między ludźmi, czyli tajemnicy soborowości. Za tym czysto słowiańskim słowem kryje się jednak treść

germanizmu. Wyjątkowy charakter Słowian oraz ich dziejowa misja we współczesnym świecie opierają się na fakcie zachowania przez nich ducha autentycznej „chóralnej zgody i nieprzymusowej wspólnoty” między ludźmi, czyli tajemnicy soborowości. Za tym czysto słowiańskim słowem kryje się jednak treść