• Nie Znaleziono Wyników

Spojrzenie w przeszłość

Hrabina Orzelska przechadzała się z melancholią na

czole w końcu listopada, 1732 roku w swoim gustownie przyozdobionym gabinecie. Jasno zielone jedwabne obicie,

ujęte w złocone ramy, pokrywało ściany pokoju, którego okna do pół różowemi jedwabnemi firankami przysłonione, odbijały wewnątrz barwę jutrzenki.Sofa, krzesła i taborety różowym jedwabiem ze złotym haftem pokryte, symetrycz­

nie w pośród szafek chińskich, i wielkich stojących zwier­ ciadeł porozstawiane, półki z bogato w aksamit oprawnemi

książkami na ścianach, złocone geridony i konsole, na któ­

rych piętrzyły się ogromne wazony z japońskiej porcelany, kosztowne biurko z różanego drzewa, wykładane złotem i słoniową kością, uzupełniały umeblowanie tej świątyni

elegancyi i zbytku, zapełnionej najrozkoszniejszą wonią kadzideł. Hrabina w uroczym negliżu, przeszedłszy kilka

razy pokój tam i na powrot, po wspaniałym kobiercu,

którym zasłana była podłoga, usiadła w końcu na sofie,

liT

l>7.1Kł-A I.UCYANA SIEMIENSKIEGO.

p/wnip iest piękną jak dawniej, ale tęsknota pokryła

bla-doZią jćj lica;* cierpienia królewicza pruskiego odbiły się

echem w jej piersi, z którćj pierzchła nieudana

dawniej wesołość. Trzymała w reku pierścionek, godło najsłodszej tajemnicy,który na złotym weneckimłańcuszku wlsiał u jój piękućj szyi, gdy nagle rozsunęły się firanki

portyery, i luby paź jej pieszczonym głosem zawołał. „Je 0 królewska mość!” Anna zdziwiła się przybyciem króla o niezwykłej godzinie poranku, i zaledwo za gorsem ukryć

zdołała drogi sobie pierścionek, gdy Fryderyk August s -

nął przed nią z widocznym zamiarem udzielenia jćj czego,

ważnego. .

- Ty cierpisz, Anno! zaczaj król: wesołość twoja

Przebacz mi) ojcze! rzekła hrabina, zmuszając się

do uśmiechu.

- Nie zadawaj sobie gwałtu, Anno! pomówmy szcze­ rze, i nim do Warszawy na otwarcie sejmu wyjadę...

— Wyjeżdżasz panie!

— Musze—lecz nie pozostaniesz bez opieki... starose

moja się zbliża, rana w nodze coraz mi bardziej dokucza...

— O nie mów tego ojcze!

— Słowem zrobiłem wybór dla ciebie.

— Wybór? Ojcze! nieodpychaj mnie od twego serca! zaklinam cię. . . ..

— Zkądże ta egzaltacya moja corko! książęŁudwiK

Holstein-Beck jest piękny, szlachetny, rozumny.

— Niepodobna ojcze! zabijesz mnie! zawołała Anna, ulegając wezbraniu boleści, gdyż serce jej należało do inne­

goktórego wspomnieniom ślubowała na zawsze je poświęcić.

— Anno! odpowiedział nieco rozdrażniony król: nad­

używasz mojej cierpliwości, cóż bowiem możesz temu wy­

borowi zarzucić?

— Nic— szanuję go — ale gdyby był najpierwszym,

najszlachetniejszym z mężczyzn, nie kocham... nigdy go

kochać nie mogę!

Blada, drżąca Anna pochwyconą rękę króla do ust

141

PIERŚCIONEK HRABINY ORZELSKIEJ.

— Książę Holstein-Beck, mówił król surowiej, go­ dzien jest ciebie; kocha cię z całym ogniem swego sza

chętnego serca. Widywałaś go, i twoje obejście się z nim zdawało się dawać mu nadzieję. Ja pragnę tego poą

czenia. , .

— Będę, posłuszną ojcze! lecz cierpieć będę — umrę,

dodała z cicha Anna, padając do nóg króla.

— Umrzesz? idąc do ołtarza z najszlachetniejszym

— Rozkazowi twemu będę posłuszną ojcze! leczzostaw

mi moją tajemnicę. Gdyby .był nawet aniołem, kochać go

nigdy nie mogę. ...

_ Więc kochasz innego! zawołał rozpłomieniając się

August.

— Na Boga, oszczędź mnie panie! — Mów, rozkazuje ci twój król i ojciec. — Kocham, szepnęła Anna na kolanach.

_ Kto on jest?... chcę wiedzieć jego nazwisko.

— Ojcze! zaklinam cię.

— Nakazuję ci.

— Kocham przyszłego króla pruskiego.

— Nieszczęśliwa!

— Szczęśliwąmnie raczej nazwiej, gdyżposiadam ser­

ce najszlachetniejszego człowieka na ziemi.

Długa po tych słowach nastąpiła pauza. Anna klę­

czała, kryjąc twarz swoją w dłoni; król chodził niespo­

kojnie po pokoju, nieugięty w razie oporu mimo całej swej

łagodności i pobłażania. Jego ulotne miłostki sercu jego

nie dały poznać głębszego uczucia, nie dopuszczał go więc

w innych.

— Czy myślisz Anno, że Fryderyk Wilhelm pozwolił­

by królewiczowi na połączenie się z tobą?

— Tej myśli nie przypuszczałam nigdy...

— Więc chcesz ulotnym stosunkiem kilka chwil księ­

ciu temu osłodzić, ażeby potem wiecznie na swój błąd na­

rzekać? a może książę odważył się...

— Ojcze! rzekła natchniona uczuciem własnej godno­

ści, powstając z całą powagą wdzięku niewieściego: — ni­

142

' 'DZIEŁA ŁUCYANA ŚffiMOEŃSKIEGO^_________ ~

kalać »ego honoru, i pie,wij nói zatopiłby si, w tej nient nimbym poniosła ofiarę, której tyle kobiet nie od-

mawiało dla niebie. I ksia.ię !«■.*■ W «“ »“uy">,

aby sie miał nawet cieniem podobnej myśliponiżyć a gdy­

by jego serce niecnych żądz było ogniskiem, me byłabym .

p«e jego przeszłe ćycie, jak sztylety raniły Augusta, słowa, których w szale namtętnym nie

pojmowała całego znaczenia Anna. Milczał król chwil,

z początku, potem rzeki zimno: r

— Nie przymuszam cię, jednak to małżeństwo jesu mojem życzeniem; czyń, co ci własne sumienie i uczucie

obowiązku nakazuje. . .

Anna została sama, potok łez ulżył brzemieniu gnio­ tącemu jej piersi. I dla niej zagasł blask rojonego szczęś­ cia! i jej odebrano prawo przywodzenia sobie na pamięć błogich marzeń podzielanego uczucia! Władza stosunków, ta proza życia, najsilniejszą jest w losach ludzkich potęgą, bo zawsze odnosi zwycięztwo. Ale za jaką cenę?

Nadszedł dzień uroczystości obchodzonej z powodu

błizkiego wyjazdu króla do Polski. Obcy, piękny młodzie­

niec przybyły na dwór saski, zajmował ogólną . uwagę w pośród świetnego balu; tajemniczość bowiem przybylca

otaczała go nieodgadnionym urokiem, król mianował go szambelanem dworu, i wyszczególniając go swenn względa­ mi, z upodobaniem spostrzegał, że Michalina Brzezińska,

wdzięcznie, z widoczną nawet wzajemnością przyjmuje

grzeczność młodzieńca.

Hrabina Anna, po ostatniej rozmowie z królem, zwle­ kając ile możności stanowczą odpowiedź, unikała go.

Spo-tkawszy się z hrabią Rutowskim, zapytała■

— Kto jest ten obcy młodzieniec? Wiesz hrabio: rzekła, że kocham Michalinę, moją jedyną przyjaciółkę,

której pragnę szczęścia... a ten nieznajomy zdaje się jej być nieobojętny...

— Cieszę się droga Anno! rzeki hrabia, że ci mogę dać żądane wyjaśnienie, chociaż to co wiem przypadkowi

jestem winien. Młodzieniec ten jest Renaldo margrabia Ma

kor-PIERŚCIONEK HRABINY ORZELSKIEJ. 143

sykańskicb. Historya jego jest dosyć romantyczna. Na krańcu ulicy Pirnajskićj ciągnie się długi mur po prawej stronie, otaczający duży ogród, w którego cieniu dworek

się ukrywa. Od tego dworku prowadzi szeroka winną lato­

roślą ogrodzona ścieżka, do zamkniętej wielkiej żelaznej

bramy, obok której drót za pociągnięciem głośnym dzwon­ kiem porusza, i na ten odgłos żona ogrodnika obok miesz­ kającego, wygląda przez małe okienko i niepodejrzanemu

rygle bramy odsuwa. Przed laty brama ta była szeroko otwarta, i bez przeszkody przechodzili nią ministrowie, dy­ plomaci, posłowie obcych dworów, książęta, sam nawet król

August, a jeszcze częściej jego matka, Anna Zofia, wdowa po elektorze;nie mieli sobie za ujmę odwiedzać tego miejsca,

w którem Jan Reinold Patkul, ta najsmutniejsza ofiara wiarołomnej polityki, jako potężny poseł cara przemieszki­

wał. W pierwszych latach po zgonie Patkula, krwawy cień

jego wszystkich odstraszał, a kiedy pamięć tej zgrozy w wirze powszedniego życia utonęła, pawilon ów opusz­

czony, z wypełzlemi obiciami, już nie przystawał do now­

szych czasów. Chciano go zatem zburzyć, gdy myśl mi przyszła nabycia go. Wypadki odroczyły skutek, aż pew­

nego razu wracając wieczoremzkonnej przejażdżki,wstrzy­ małem się przed żelazną bramą. Lecz co widzę? dom nie zdaje się już być bezludnym, odbłysk światła oświeca kilka okien na dole, kolumna dymu wznosi się po nad ko­ minem, i nim się namyśliłem czy mam zostać, czy jechać, słyszę głosy ludzkie. Odjechałem na bok, ukrywszy się za

cień muru; wtem otwierają bramę, i król August w towa­

rzystwie dwóch przyjaciół wychodzi. Słowem margrabia

Malbuono i jego syn poświęcają się alchemii, ajak z tego

względu krolowi są drodzy, łatwo pojąć możesz... — Przestraszasz mnie hrabio!

Nie lękaj się... jest to mania starego margrabiego, której syn z nim nie podziela. Chęć sławy skłoniła ojca

o. przysługi dla króla, lecz dzisiaj ciężką chorobą

zożony, a syn jego bogatszym będzie niż sobie wyobra­ żasz. Ręka śmierci ostudzi retorty; zresztą i król teraz wię­ cej dla zabawy zajmuje się tą sztuką. Wiek uśmierzył jego namiętność.

144 DZIEŁA LUCYANA SIEMIEŃSK1EG0. ' "

Młody Malbuono przerwał rozmowę zaproszeniem Anny do tańca. Wymówiła się, i zesmętniejszem niżpierwej uspo­ sobieniem odeszła do swojej sypialni, gdyż myśl postrada­

nia Michaliny powiększyła jeszcze jej troski.

Następnego poranku wszedłkrólprzybrany po podróż­ nemu do jej buduaru. Hrabina zbladła: chwili rozstrzyga­

jącej nic już oddalić nie mogło. Zaledwo powitała króla, oznajmił paź, że właśnie przybył z Berlina hrabia Sons­

feld, w celu udzielenia królowi osobiście wiadomości od

swego monarchy. Na prośbę Anny kazał go król do jej salonu zaprosić. Poseł chcącą się usunąć hrabinę wstrzy­ mał zapewnieniem, że przywiezione z Berlina nowiny i jej

w części dotyczą. Hrabina zdumiała się, a poseł oddał kró­ lowi kilka not dyplomatycznych, dodając:

— Jego królewska mość, pan mój, poruczył mi za­ szczyt być zwiastunem najradośniejszej dla jego rodziny

wieści o połączeniu się przyszłem synajego Fryderyka z...

Anna zbladła.

— Cóż ci jest? zapytał król.

— Hrabinie słabo?

— O nie, wcale... rzekła zbierając siły Anna;—lekki

zawrót głowy, to przejdzie, proszę rzecz dalej prowadzić...

— Smutne niesnaski między ojcem a synem ustały...

Księżniczka Elżbieta jest podkażdym względem

nienagan-łego, szlachetnego charakteru osoba. Król mój, oznaczyw­

szy do zaślubin pierwszą połowę przyszłego roku, spodzie­

wa się, że w gronie przyjaznych dworów, które się z tej okoliczności zgromadzą w Berlinie, iwasza królewska mość,

razem z dostojną swoją córkąhrabiną Orzelską, uroczystość

nę zaszczycić raczysz.

— Tak wielka łaska zawstydza mnie, odpowiedziała

drżącym głosem hrabina. Książę Fryderyk z niemniejszą

zapewne radością pragnie zbliżenia się tej chwili?

— Książę Fryderyk zdaje się być mocno rozstrojo­

nym i więcej jeszcze niż kiedykolwiek cierpieć, lecz jakiś

wstyd nie pozwala mu siędo tego przyznawać... Czas przy­

uczy go zapomniećoprzeszłości,a szlachetneserceksiężniczki

Elżbiety wszystko zapewne ze swej strony uczyni, aby go

PIERŚCIONEK HBABINY OBZELSKIÉJ.

— 0 pewnie! zapomni... gdyby tylko człowiek tak

łatwo przeszłość mógł zapomnieć,—dodała półgłosem prawie

bez wiedzy hrabina.

— Zresztą—rzekł kłaniając się poseł — królewicz ze­

zwolił, a dalszą przyszłość jego poruczamy Bogu.

To powiedziawszy, hrabia Sonsfeld opuścił salon.

Anna osunęła się na sofę, nie mogąc łez rzęsistych wstrzy­ mać. Rozczarowanie zwiałozłoty obłok jćj szalu, przetrwa­

ły kwiaty jćj wiosny, a suche badyle pozostały w jedy­ nym upominku dlajćj przyszłości. I jego serce natarczywie ścigano, aż w śmieitelnem strudzeniu uległo, aż zrzec sie musíalo swej wolności, swego ideału i marzeń swoich mło­ dzieńczych. On jednak znajdzie nagrodę w szczęściu milio­ nów, które jako król pruski ustalić może, lecz cóż pozosta­

wało biednej Annie?

Takie myśli parły się w głowie hrabiny, kiedy jćj król zapytał:

— Droga Anno! czegóż się ma książę IIolstein-Beck spodziewać?

Chwilę wałczył obowiązek córki z głosem skrwawio-neS° jćj serca; podała wreszcie piękna swa reke ojcu

i rzekła cicho: * ‘ ‘ ‘ J Tn, ojcze! masz moją ręką—jestem posłuszną... Król August wycisnął radosne pocałowanie na jej czole i wrócili do swoich komnat. Hrabina dotrzymała sło­

wa, wspanialeuczty towarzyszyły jej zaślubieniu, a wszyscy zazdrościli jej szczęścia, blasku, zaszczytów. Ażeby uzupeł­

nić ofiarę, obawa jćj ziściła się, i Michalina jako margra­

bina Malbuono pojechała z królem do Polski. Chociaż się

Anna jćj szczęściem cieszyła, gdyż nikt więcej od niej nie czuł, jak słodko jest męża własnego wyboru, przedmiot pierwszej płomienistej miłości na wieki nazywać swoim _ jednak ten rozdział smutnym był dla niej, całkiem dzisiaj samotnej, w nowym dla siebie świecie.

Z rana przed swojem zaślubieniem, zamknęła sie

w gabinecie Anna z Michaliną dla wypełnienia ostatniego

aktu twardej powinności. Odpiąwszy złoty łańcuszek z szyi, zsunęła z niego pierścionek królewicza, na którym ostatnie

DZIEŁA LUCYANA S1EMIEŃS1UEG0. . _

wycisnęła pocałowanie, i obejmując w ramiona serdeczną

te- Ptertei»-ek, który mi król«™ Fryderyk n«’p«miątkg P-k.edy^ serca

««i, - ■

T₽ielibv ci traf dozwolił njizec te0o, kto ""Si ,:r;±kXhm, oddaj mnten pierścionek rego tek -«™ . tua najrozkoszmejszć,

go-dZ™5Óiatem“ X»Jes—tni«

*•*-Sll'W“ eridópier» mogła P^W* d« ««»raa. Kzumla wszystkie wieńce, które czas ten Meg. npotl na jej czole-wszystkie! aż do najmniejszego kwiateczsa.

VI.

Margrabia Malbuono, udając się razem ze swoją mał­

żonka do dóbr w Polsce, które księżna Holstein-Beck przy­

jaciółce swój Michalinie darowała, przejeżdżał umyślnie przez Poczdam. Po długichbezskutecznych staraniach,udało

sie wreszcie margrabiemu uzyskać dla swej zony ai-c-en- cye u królewicza, otoczonego przez króla bystrym wzrokiem

podejrzenia, padającegona każdego, ktokolwiek zblizał ę

do Fryderyka. Nie był to już ten kwitnący w pełni życia

młodzieniec, jakiego podziwiano w Dreźnie; s^mion^tr0S’

ka przemawiała z jego bladego oblicza, łagodny

który pieknejego usta niegdyś opromieniał, ustąp J

i Z-mu zadumaniu, a żywe jego oko, tak czysto iwier­

nie odbłyskujace wielkością i wyrazem wrodzonej szlaehet

ności, zimno i ze wstrętem spogląda dzisiaj na życi ,

PIERŚCIONEK HRABINY ORZELSKlŹj. 147

i smutne jej następstwa rzuciły wgłąb jego miłością prze­ pełnionej piersi zaród nienawiści dla ludzi, a margrabinie

na widok tej niespodziewanej zmiany królewicza zastygły

słowa na ustach.

— Pani powracasz z uroczćj, drogiej mi Saksonii,

odezwał się królewicz, po którego wybladlej twarzy prze­ biegł lekki rumieniec: jakież mi wieści ztamtąd przywozisz?

W Dreźnie przeżyłem tak błogie chwile! — Anna hrabina Orzelska kazała mi...

— Księżna holsztyńska cheiałaś powiedzieć margra­

bino! przerwał królewicz z goryczą...

— Wasza królewiczowska mość znasz obowiązki, któ­ rym podlegać muszą nawet dzieci monarchów...

— Obowiązki? król August jest tak łagodnym, tak pobłażliwym ojcem!

— Jednak przysięgam ci książę, że Anna zezwalając na ten związek, jedynie głosowi powinności uległa. Ja jed­

na tylko widziałam te łzy, które od tej chwili po licach jej spływać nie przestają; ja jedna znam tło tej duszy, zbyt silnej, ażeby skargą żebrać miała politowania, i podziwiam

ją książę!

I ona wie o tćm! rzekł półgłosem do siebie króle­ wicz zadumany i ze spuszczonym wzrokiem, zdajac sie za­ pominać obecności Michaliny.

. — Jeszcze jeden pozostał przyjaciółce mojej do speł­ nienia święty obowiązek względem jej przyszłego męża,

prowadziła dalej Michalina. Nim przystąpiła do ołtarza

dała mi ten pierścionek i rzekła: „Oddaj go w ręce tego którego tak gorąco kochałam, i powiedz: Anna odsyła za­

kład najszczęśliwszej chwili w życiu temu, którego jeszcze

ostatni jej oddech błogosławić będzie.”

wa

~Onieich Bó» nagrodzi dobrej Annie za balsam, który temi słowy w wiecznie krwawiące sie serce moje wlała! zawołał Fryderyk, i łza rozczulenia zadrżała w jego oku. Jak relikwię zachowam ten pierścionek, który na iei

sercu spoczywał. Lecz nie!... dodał po małym przestanku smutkiem: me mogę go zatrzymać, onby mi zbyt boleś­

nie przywodził na pamięć to najsłodsze marzenie, z które­

ten klejnot, wierna przyjaciółko mojej umarłej dla mnie Anny weż go jako pamiątkę po mej, do której tyle byłaa

przywiązana, jako pamiątkę po mnie, który ją z takiem uczuciem świętej miłości kochałem, jak juz nigdy kochae

nikogo nie mogę. Bo taka miłość raz tylko w życiu w sercu mężczyzny zapalić się może, a potem serce zastyga na WieklRozrzewnienie księcia przebrało miarę, dłonią przy­ słonił łzami zaszklone oczy i cofnął się ku oknu. Potćm raz jeszcze zwrócił się do milczącej Michaliny i rzekł jej:

— Niech ten pierścionek nie przestanie byc dla mnie symbolem potęgi pierwszej miłości. Margrabino! gdybyś się

kiedy znalazła w położeniu, w której potrzebnąby ci była

pomoc mojej reki, pokaz mi ten pierścionek, a żądanie twoje będzie spełnione, jako dług winnej pamięci tych chwil

najszczęśliwszych. ... ,

Margrabina skryła za gorsem drogi sobie pierścionek i wzruszona opuściła księcia.

Burza czasu srożyła się groźnie, niejeden włos po­ srebrzył się szronem wieku, niejeden kwiat rozwiał się na świecie. Czterdzieści cztery lata upłynęły od chwili, w któ­ rej margrabina Małbuono powyższą rozmowę miała z kio- lewiczem. Anna księżna Holstein-Beck spoczywała juz w spo­ koju, z którego się żadne serce nie zbudzi. Królewicz Fry­ deryk został królem, i przewyższając olbrzymie oczekiwania

współczesnych, od dawna wielkim był nazwany, «ako nie­

przyjaciel pojawił się w kraju, w którym rządził syn Au­

gusta, jego płomienne bomby niszczyły piękne Drezno, w którćm niegdyś Anna mieszkała. Żołnierze jego pusto- terrasie, a natern miejscu,gdzie się niegdyś królewicz F y deryk z hrabiną Orzelską przechadzał, płonęły obozowe ognie, jego działa zburzyły świątynię, którą tu wzniesiono,

i Tmały drzewa długich ulic wyciągniętych w sznury.

Oparty na lasce stał król Fryderyk powtórnie na owem

miejscu—leczniegdyś, ateraz! Dreszcz lodowaty przebiega

PIERŚCIONEK HRABINY ORZELSKIÉJ. ££9 Fryderyk w założonym przez siebie wspaniałym pała­

cu w Sans-Souci spoczywał na wawrzynach głośnych swych

zwycięztw i poświęcał chwile pozostające od głównego je­ go zadania—uszczęśliwiania swoich poddanych—sztukom i umiejętności. Pewnego dnia przebiegała sędziwa dama

niebotyczne ulice królewskiego ogrodu, oko jéj pełne jeszcze ognia, rysy jéj noszą dotąd piętno nieprzekwitłej piękności, a całą jéj postawę jakaś szlachetność odznacza.

_ Racz pani tu się zatrzymać, rzeki Sello towarzy­ szący jéj stary ogrodnik: najjaśniejszy pan wkrótce tędy przechodzić będzie.

— Dziękuję ci poczciwy starcze! żeby tylko Bóg na­

tchnął króla!

— Nie troszcz się pani! Jeżeli to jest tylko w mocy któla, prośbę jéj niezawodnie spełni; przecież on miliony uszczęśliwia, a chociaż ponury i opryskliwy, powtarza, że

jego psy tylko wiecznie go kochają, wie on jednak, że go wszyscy czcimy jak dzieci dobrego ojca.

— Już lat czterdzieści i cztery jak go nie widziałam...

czyż mnie pozna? Lękam się, że pamięć owych czasów dawno dla niego jest obcą.

— Serce jego ipamięć wieczną przechowały młodość.

Zaraz tu nadejdzie, zboczył tylko do koralowego ogródka...

otoź w sążnistychskokach dążyjuż ku nam Alkmena iFilis,

ależ i najjaśniejszy pan!... pani drżysz? śmiało tylko.,

proszę jednak nie mówić, żem ja tu panią prowadził... Dwa piękne charty przebiegły obok drżącej kobiety. Oparty na lasce ukazał się opodal Fryderyk II, którego

rącze niegdyś kroki spętała dokuczająca podagra. Piękna,

pełna wyrazu, niecona lewo pochylona głowa starca śnież­ nym pokrywała się włosem. Podniósłszy ponury wzrok na odgłos szczekania swoich ulubieńców, zwiastującego blizkość

obcej osoby:

— Kto tam? zapytał król z nieukontentowaniem. Obca osoba w milczeniu głęboki oddała ukłon, który król odwzajemnił przyłożeniem ręki do małego trój granias­ tego kapelusza, i zapytał według zwyczaju po francuzku:

,.1U DZIEŁA lucyana sjemieńskiego.

— Najjaśniejszy panie! Nieszczęśliwa matka blaga u nóg twoich o życie jedynego syna, rzekła kobieta klęka­