• Nie Znaleziono Wyników

Szekspir i dramat

W dokumencie Zarysy literackie. Cz. 1 (Stron 168-185)

(

1876

).

§ 1. D ra m a t ja k o id e a ln y ty p tw órczości je s t ze w szy stk ich ro d zajó w sz tu k i n a jtru d n ie jsz y m : ta le n ta też d ra m aty czn e są n a j ­ rz a d sz e n a ziem i. T a le n t d ra m a ty c z n y m usi by ć bard ziej od in n y ch p rzedm iotow ym : nie w ła sn ą ty lk o in d y w id u a ln ą tre śc ią je d n o stk i, z k tó rą go duch w yższy zespolił, coś znaczyć,— ale tre śc ią innych je d n o s te k żyć, z niej się z a sila ć pow inien. P o e ta liry cz n y w ypro- m ien ia w ś w ia t w ra ż e n ia , j a k ie od niego o trzy m ał, uczucia, ja k ie , p o ­ b u d z o n y rów nież z zew n ątrz, w d u sz y sw ej n ag ro m ad ził: w e w szyst- k iem , co w y śp iew a, je s t c z ą stk a je g o w łasnej is to ty — on to sam ta k czuje i m yśli, j a k śp iew a, inaczej pieśń będzie fa łszy w ą , a śp ie w a k k u g larzem , w szystko je d n o czy p o w tarza słow o z a sły szan e w czoraj od znajom ego, ale n ie odczute i niezrozum iane n ależycie, czy też d a się p o rw ać W iktorow i H ugo, lub ja k ie m u innem u poecie, p o d b ijającem u sam ych słów ogrom em . P o eta liryczny m usi być sobą, i ty lk o sobą, i choćby w poezyi je g o egotyzm u w cale b yć nie m iało, treść w ierszy i treść d u ch a m uszą być je d n ą i tą s a m ą tre śc ią żyjącego w danćj chw ili i w d an ej istocie człow ieczeństw a.

O dm ienne, a o w iele cięższe są w aru n k i tw órczości d ra m a ty c z n ej. T u p o e ta n ie może być ty lk o sobą, tu mu być so b ą nie wolno: cała je g o sam o w ied za zam k n ą ć się pow inna w a rty zm ie, k tó ry m a m ury d ra m a tu w znieść, rzeźbam i i m alow idłam i przyozdobić, m u zy k ą m yśli w ypełnić, p o staciam i ludzkiem i ożyw ić. B yć zdolnym , nie siebie sam ego, a le człow ieczeństw o całe w n ieprzeliczonych objaw ach i w bezpośrednio w y stępujących indyw iduach do sztuki w prow adzić: oto is to ta talen tu dram aty czn eg o . P o trz e b a tu w iele d o datnio i ujem nie czuć, w iele m iłow ać i przem iłow ać, w iele cierpieć i przeeierpieć w ż y ciu , w w ielu nam iętnościach się unurzać, przed w ielom a się po w strzy m ać,

SZEK SPIR I DRAMAT. 1 6 1 a p o w iedziałbym nieom al, ze w szy stk ich w ydobyć; p o trzeb a m ieć w iele św ia tła i w iele ciem ności n a ziem skiej dro d ze sw ej; p o trzeb a bardzo głęboko w duszę lu d z k ą i d aleko w g ro m ad ę ludzkości p atrzeć, a z człow ieczeństw em , o b jaw iającem się w je d n o stk a c h , ani w ojny osobistej, a n i procesu nie pro w ad zić — lecz, p rzeciw nie, przychodzić do niego zaw sze z w y c ią g n iętą dłonią, a b y się sp o k o jn ie ująć, pochw y­ cić i w zw ierciedle ta le n tu odbić dało. P o e ta d ra m a ty c z n y zbłądzi, jeśli się o d d a w zaw zięcie w spom nieniom m iłości, szczęścia i n ieszczę­ ścia osobistego, ale będzie ta k ż e i k a le k ą bez tych w spom nień. Z dolny zaw sze do uczuć, w chw ili znow u tw o rze n ia, ja k o człow iek in d y w i­ d u a ln ie żyjący, nic czuć nie pow inien.

W szy stk o to s k ła d a się n a rd z e n n ą w łaściw ość ta len tu d ra m a ­ tycznego: przedm iotow ość. Bez tego sprzed m io to w ien ia się duch tw órczy w d ram acie do niczego n ig d y nie dojdzie. N iedostateczność tego o d erw an ia się od ży cia je d n o stk o w e g o w ielce szk o d ziła S ło ­ w ackiem u i przy całej głębokości rzeźby i żyw ości m alow ideł nie po­ zw oliła m u w ytw orzyć arc y d z ie ła. A rcydzieła! Czy w y raz ten istn ieje d la utw orów d ra m a ty c z n y ch ? Czy n a p ra w d ę , n a w e t w uw ielb ian y m S zek sp irze, w szystko, co u sta a rcy d z iełem n a z y w a ją , um ysł nieprze- k u p io n y za arcydzieło uw aża? Z pow odu uciążliw ości tw o rzen ia nigdzie m oże n a z w a ta nie j e s t tak stosow ną i ta k n iesto so w n ą z a ­ razem , ja k w d ram atu rg ii: w y n a g ra d z a się n ią częściej ta le n ta , za to, że są ta k rzad k ie, niż dzieła sam e za to, żeby m iały być isto tn ie arcy d ziełam i.

D ra m a t nie j e s t polem popisów d la rozum ow ań, dla w szelkiego ro d z a ju filozofow ania oderw anego lub spółecznego. N ow ożytni autoro- w ie ty m czasem przetw orzyli go, albo n a b a c h a n a lia m yśli ro zp asan ej, albo na sztyw ne a n u d n e w y k ła d y zasad , m ający ch rząd zić życiem , n ajd ro b n iejsz em i ży c ia sto su n k am i. Mam tu n a m yśli d ra m a tu rg ią fra n cu sk ą, bo ona je d n a ty lk o w y ro b iła sobie u n iw ersaln e znaczenie, podczas g d y n iem ieck a dobrow olnie niem oc sw ą w y zn aje , a n g ie lsk a zaś zan a d to się w y o d ręb n ia od całej um ysłow ości k o n ty n en tu , a b y w niej coś z aw aży ć m ogła. O tóż „ P a n i ś w ia ta “, je śli się nie b aw i aż do szału, nie u p ija i nie ta ń c z y , to bezdusznie usiłuje d ra m a ty z o ­ w a ć k w e sty e i in te re sa różnych k la s, k a s t, stronnictw i n a w e t in d y ­ w iduów w spółeczeństw ie. D lateg o z p raw d ziw ie a rty sty c z n y c h pobudek, z rzeteln ie estety czn em i znam ionam i p o w sta ją c e u tw o ry są w e F ra n e y i n a d e r rz a d k ie .

D ra m a t, j a k k a ż d e dzieło p ię k n e , m usi m ieć sw oję w łasn ą, w uczuciu i logice p ię k n a u g ru n to w a n ą r a c y ą b y tu . P o b u d k i tw ó r­ cze filozofa, socyologa, ekonom isty, p ra w o d a w c y — n ie są i n ie po w in ­ n y być pob u d k am i poety w ogółe, a d ram aty czn eg o w szczególności. S z tu ­ k a istn ieje d la siebie, nie w tern znaczeniu, ja k ie je j ograniczoność

um ysłów lub przew rotność serc po d su w a ze stro n y estety k i p ozy­ ty w n e j; nie w tem , a b y b ęd ąc d la siebie nie m iała być ju ż dla l u d z i — co byłoby absurdem : ale w tein, że d u c h a ludzkiego d a ­ rz y ć p o w in n a zadow oleniem zupelnem przez w łasn e ty lk o sw oje fo r­ m y i tre ść p ięk n o tw ó rczą. Celem sz tu k i nie je s t bezpośrednie d z ia ła ­ n ie n a reflek sy ą, n a rozum p a trz ą c y w życie, w y d o b y w ający z n ie ­ go i z e sta w ia ją c y ze sobą f a k ta i stosunki n ajróżnorodniejsze: rozum m oże, a częstokroć i pow inien, d o zn ać o d d z ia ła n ia tre ści pięk n o tw ó r- czej, lecz je d y n ie za p ośrednictw em u czucia i w y obraźni, i w ted y d opiero, g d y i uczucie i w y o b raźn ia w szy stk o , co d la nich p rz e z n a ­ czone, w y z b ie ra ją z toni m yśli i w y p ad k ó w sztucznie w y tw o rzo n y ch . D ra m a tu rg , k tó ry chce p rzek o n y w ać, ty le w a rt, co p o eta liry czn y lub opisow y, m alarz, rzeźb iarz i a rc h ite k t, k tó ry b y cliciał rozum ow ać so ­ n etem , eposem , kościołem i t. p. S z tu k a nie może zw racać się do r o ­ zum u m yślącego i dow odzącego i z ła sk i je g o ży ć— a je ż e li ła s k a w y te n chleb przy jm ie, z n a k to, że a b d y k o w a ła i nic ju ż dzielnego nie

stw o rzy .

S k u tk iem tej okoliczności w łaśn ie, że dziś ten , k to nie sz a leje i w bycie n a tu ra ln y m , z zap arciem się in d y w id u aln o ści w łasn ej, nie to n ie, s ta r a się zaraz rozum ow ać, w y g łaszać p ra w d y i d y k to w ać p r a ­ w a, a nie b ęd ąc zdolnym do zachw ytów szczerych, p raw d ziw y ch (ta k ujem n y ch , j a k i d o d atn ich ), chce być filozofem i socyologiem — p o w s ta ­ ły całe legiony utw orów nib y . pow ażnie z ary so w a n y ch , w istocie je d n a k przy n o szący ch ujm ę, zarów no sztuce, j a k i p raw d zie rozum nej: p ie rw sz a nie zn a jd u je w nich p ięk n a, d ru g a u d erza czołem o sofisty­ k ę . N ie trz e b a m niem ać, a b y w iele d ram ató w D u m asa, S ard o u , F e u ille ta nie przyczyniało się pospołu z O ffenbachem i offenbachiada- mi do z a c ie ran ia uczuć m oralnych. Z epsucie, choć n a niższym sto p n iu , i tu je d n a k ż e się d o k o n y w a. N a ta k ie j pochyłości stoi z a w ­ sz e i sta ć będzie sz tu k a , n iew o ln ica in teresó w , i n a jp ię k n ie jsz e ro zu ­ m o w an ia o użyteczności i „ użytecznościow era” p ow ołaniu te a tru nic z tej p ra w d y nie u jm ą . T e a tr pow inien b yć u ży tecznym , to je s t nie p su ć ludzi, a o ile możności ich pop raw iać, lecz m a to czynić bez te n d en cy jn o śc i, ja k ie j d o m ag a się dziś u ty lita rn y p o zy ty w izm . B rać b w e s ty ą i ro z w a łk o w y w a ć j ą n a a k ty i sceny — to nie rzecz sztu k i. J e s t to sobie rzem iosło m yślow e, szlach etn iejsze od rzem io sł zm y sło ­ w ych, m a te ry ą p rz e tw a rza ją c y c h , ale zaw sze rzem iosło. Prawdziwa sztuka będzie użyteczną, nie będąc tendencyjną, a będzie tendencyjną, nie uga­ niając się za prawdą użyteczną. N ie w sto su n k ac h zew n ętrzn y ch , nie w w a ru n k a c h p raw nych i ekonom icznych ży cia je d n o s tk i, ale w j e ­ d n o stce sam ej, w je j g łęb in ach duchow ych ro z c ią g a się pole n a ­ tc h n ie ń d ra m aty czn y ch . N ie spółeczeństwo, ale człowieczeństwo — je s t kró lestw em d ra m a tu . Z a d a n ia społeczne n a le ż ą do n a u k i, do

re-SZEK SPIR I DRAMAT. 1 6 3 E eksyi, do p u b licy sty k i pow ażnej, do k a te d ry i k siążk i; człow iek, je g o w ew nętrzne burze i w a lk i, w ątpliw ości i niedole, tę sk n o ty i n a ­ dzieje, cierp ien ia i ro z k o sz e — są praw em sz tu k i d ziedzictw em . Bez w zg lęd u na te n lub ów sta n p ra w o d a w stw a, bez w zględu n a ta k ie lub in n e urządzenie p ra c y , człow iek był zaw sze n a ziem i, żył, kochał, cier­ p ia ł, szam o ta ł się, w alczył, p łonął i g a sn ą ł — i to w szystko stanow i istotność jego i trw ało ść. S z tu k a d zisiejsza p rz e d sta w ia go przew ażnie istotą chwili; sz tu k a zaś p ra w d z iw a n a k a ż e m u p rz e ja w ia ć się w jego wiekuistości. T a k ą je s t s z tu k a S z e k sp ira, M oliere’a, a w części i n a s z e ­ go F re d ry .

§ 2 . Z a s a d y ta k ie — zdaniem m ojem — sto su jące się głów nie do d ra m a tu pow ażnego, w znacznej części u w zg lę d n ian e być w in n y i przy tw orzeniu kom edyj i s a ty r d ram a ty z o w a n y ch . W szelak o in n e s ą d la tra g ie d y i, a in n e d la k o m edyi p ra w a . U stanow ieniem sto su n ­ k u , ja k ib y mi się n ajw łaściw szy m w y d aw ał, zajm ow ać się tu nie będ ę. K o m ed y a m a tam praw o do ten d en cy jn o ści, g d zie go nie p o sia d a tra g ia d y a i d ra m a t ideow y. T en o sta tn i znow u je s t osobnym p o d d ziałem sz tu k i d ram aty czn ej: jego p o staci są a rc h an io łam i, d a j- m onam i cn o ty lub zbrodni, d o b ra lub złego, p ra w d y albo fałszu. A rchaniołów ta k ic h i d ajm onów s tw a rz a li poeci n asi, głów nie Z y g ­ m u n t K rasiń sk i. J a ś n ie ją ich dzieła g łębokością rozum ow ą, podniosłością m yśli, szlach etn o ścią natchnień: w h ie rarch ii przecież ścisłej sztu k i d ra m a ty czn ej niżej stać m uszą od utw orów , nie w id e a ln e n iesk o ń czo ­ ne przestw o ry rzuconych, ale um ieszczonych n a ziem i, z iem sk ą p o d ­ s ta w ę m ający ch . Od nich nie w y m a g a się tego, czego się sz u k a w tra g ie d y i S zek sp iro w sk iej; lecz i one dalekiem i są od d ro b n o stk o ­ w ej, drep cącej, n astę p u ją c e j n a p ię ty ten dencyjności: nie do ro zsąd k u , a le do u czucia p ię k n a etycznego p rz e m aw ia ją.

I ta k być pow inno. S z tu k a m ają ca za m a te ry a ł. nie g lin ę a n i k a m ie ń , ale sam ego człow ieka, sz tu k a p ia s tu ją c a człow ieczeństw o, j a k ą je s t w łaśn ie d ra m a t, n iem ą będzie i b e zw ład n ą, je ż e li do u c z u ­ c ia przem ów ić nie zdoła, je ż e li z serc a tw órcy nie w yjdzie i do serc słu ch a czy i czytelników nie w płynie. M ożna się sp ierać o to, czy c e ­ lem d ra m a tu są A rystotelesow e w spółczucie i trw oga, czy p rzerażenie, czy w reszcie h arm o n ia, w ew n ętrzn e ukojenie duszy (H a rtm an n ), czy też podniesienie je j n a w y ż sz y stopień p o ż ąd an ia d o b ra; ale nieza- w odnem je s t to, że, j a k w uczuciu tw órcy rodzi się sz tu k a , ta k się też i w uczuciu słu ch acz a o d ra d z a i przez nie żyje. S zek sp ir daw no byłby ju ż um arłym , g d y b y serc naszych n ie w strz ą sa ł, gdyb y śm y ty lk o z pow odu niego rozum ow ali, a nie czuli. P o czątk iem w szelkiej sztu k i je s t uczucie sprzym ierzone z fa n ta z y ą . P ra w d z iw y ta le n t o b ie t e potęgi w sobie zjednoczy,

T o uczucie, u ta jo n e źródło w szelkiego p ię k n o tw ó rstw a, nie- je s t j a k D eus absconditus, bez początku, bez śro d o w isk a, bez p sy ­ chologicznego procesu. N ie je s t też c z y s tą ty lk o form ą, czy­ stym duchem bez treści m yślow ej, bez tego, co d a ją rozum i d o św ia d ­ czenie. N ie trz e b a go sobie w y o b ra żać ja k o liry czn eg o sen ty m en tu , j a k o zdolności ro zczu lan ia siebie i in n y ch . N ie — uczucie, zw łaszcza d ra m a ty c z n e, k tó re n a s tu ta j zajm u je, j e s t s y n te z ą w szy stk ich w r a ­ żeń i p ra w d u zbieranych przez życie, j e s t jed n o c h w ilo w o ścią w sz y st­ kich m om entów b y tu p rak ty czn eg o , d la b y tu um ysłow ego sp o ż y tk o ­ w ać się d ając y ch . U czucie ta k ie , do is k ry n a g łej podobne, s ta p ia w sobie c ały zasób w ie d zy ogólnie-ludzkiej i w ie d zy szczególnej, z danym przedm iotem z w iązan ej, i p rz e tw a rz a ją c się w n atch n ien ie, u m ysłow o o b jaw ia się, ja k o m yśl przew o d n ia utw oru. U czuciow ość ta k a ro z ciąg a się do w szy stk ich stan ó w duszy, od n a jw y ższej po tęg i do n ajn iższej niem ocy— i w szy stk ie też s ta n y w yw ołuje; n a b a rk a c h ro ­ zum u, n a u k i, k ry ty k i, w iedzy potrzebnćj i d o św iad cz en ia s ta je — i z tej w yniosłości d ziała.

T a le n t d ra m a ty c z n y w y k w ita z d oskonałego u jęcia przez u m y sł objaw ów d u ch a ludzkiego, działająceg o w zw iązk u z n am iętn o śc iam i, z tem p eram en tem , ze zm ysłow ością, a z a p o d w alin ę d la siebie m a i em piryczne i in tu ic y jn e poznanie całego w ew n ętrzn eg o m echanizm u czło w ieczeń stw a w je g o głów nych, w y b itn y ch , sta łe p o w ta rz a ją cy c h się, odm ian ach , czyli ty p a ch . K to zdolność takiego c h w y ta n ia czło ­ w ie k a w ru ch u życiu posiada; k to sam o życie w je g o form ach p rzesz­ łych lub te ra ź n ie jszy c h o d tw a rz a ć um ie ta k , ab y ono przy p o d s ta ­ w ien iu sztucznych osobistości i sztucznego otoczenia niczem się od rzeczyw istego nie różniło; k to p rzy tem w szy stk iem je sz c z e o bdarzo­ n y j e s t zm ysłem zdolnym w y tw o rzy ć sobie pew ien p la n etyczny, p e ­ w n e p o w ią z a n ie w y p a d k ó w ta k ie , ab y przez nie id e a ł d o b ra p rz e ­ św ie c a ł— te n je st p o e t ą d r a m a t y c z n y m . U m ieszczony p o ­ m ięd zy człow iekiem in genere, ideałem i życiem — p o e ta żadnem u z ty ch sk ład o w y c h czynników w y łączn ie o d d ać się nie m oże, ale ża­ d nego też p o k rzy w d zić mu nie w olno. M usi być w je g o d ra m a c ie i ż y c ie , to je s t czyn, i człow iek, t. j . uczucie, rozum i wola, i id e a ł czyli konieczność moralna, z b a w ia ją c a lub z a b ija ją c a je d n o stk i. Po g łęb o ­ k i em rzeźb ien iu d u cha, po w rącem , pełnem , zaokrąglonem w sobie p o stacio w an iu ż y c ia — pozn aje się ta le n t d ra m a ty c z n y , a le a n i rzeźb ie­ n ie sam o, a n i sam o o ży w ien ie nie w y sta rc z a jeszcze dla sztu k i. J e ­ żeli p o w staje m y n a rozu m o w an ia socyologiczne, rów nież w strętn em i b y ć d la n a s m u szą m o raliza to rsk ie ty ra d y . N ajlep iej uczyni p o e ta d ra m a ty c z n y , je ż e li p ra w d ę e ty c z n ą zaw rze w sam em o d słan ian iu dusz, zestaw ia n iu czynów , k ie ro w a n iu losam i i ro z w iązy w an iu w y p a d k ó w . N iech n ik t długich k a z a ń słu ch ać i n ik t ich p raw ić

SZEK SPIR I DRAMAT.

165

n ie p o trz e b u je —a mim o to niech w szyscy z n a jd u ją u k o jen ie e ty c z ­ ne. T ru d n o o to niezm iernie w d ram atu rg ii, ale bo też i o d ra m a tu r­ gów nie łatw o.

§ 3. W S zekspirze w szy stk o je s t ta k d ram aty czn ém , że n a w e t sła w a je g o d ra m aty c zn e przeszła koleje. Z a ży cia słu ch an y z p rz y ­ je m n o śc ią , p o p ieran y i rozgłośny, po śm ierci niesp ełn a w pół w ieku

d o czek ał się już zapom nienia. P rzez ja k ie la t sto w cale go nie z n a ­ no ze sceny, i dopiero w połow ie X V III w., nie ziom kow ie w łaśn i, a le cudzoziem cy pięk n o ść i potęgę je g o z pod pyłu czasu o d sła n ia ć zaczęli. K ied y L e ssin g w sw ojej Hamburgische Dramaturgie p rzen o ­ sił n a S ze k sp ira słow a w yrzeczone przez jednego ze sta ro ży tn y ch p isarzó w o H om erze, iż łatw iej j e s t H eraklesow i w y d rzeć m aczugę niż z S z e k sp ira w y trą c ić w iersz je d e n 24), w ielki b y ł ju ż czas u ra to ­ w ać sław ę człow ieka, n ie ty łk o ju ż od n iepam ięci, ale n iem al od w z g a rd y . N ajw y ższa p o w ag a lite ra c k a ów czesnego św ia ta , W olter, p a trz ą c n a S zek sp ira, zaw ołał był: sauvage ivrel— a p rz y rozpanoszeniu się m ody fra n c u sk ie j, n ie ty łk o n a stroje, a le i n a m yśli i ro zu m y — z a ­ c h o d ziła w ielk a ob aw a, a b y św ia t c a ły za z d an iem „m onarchy filo­ zofii” nie poszedł i S z e k sp ira za pijan eg o b arb a rz y ń cę nie uznał. L e ssin g odw rócił tę g ro ż ą c ą sław ie w ielkiego A n g lik a dolę. Od j e ­ go czasów E u ro p a p ręd k o zaczęła się z a z n ajam iać z utw oram i n a p ó łto ra w ieku przedtem zgasłego d ra m a tu rg a . D zie ła jeg o p rz e d s ta ­ w ian o n a ro zm aity ch scenach niem ieckich. Około ro k u 1780 „ L e a r “ w W ied n iu po ru szy ł do głębi serca i u m y sły . K ry ty k a p o staw iła K o rd elią ja k o n a jczy stszy id e a ł m iłości dziecięcej i rodzicom dzieci sw oje n a w idow isko prow adzić zaleciła. S z e k sp ir zaczął być poetą ro z u ­ m ianym i odczuw anym . Ju ż i w ojczyźnie je g o ocknięto się z o b o ję t­ ności. Z ja w ili się ko m en tato ro w ie i w y staw iacz e dzieł je g o n a s c e n i e 26). N a k o n ty n e n cie N iem cy nie u sta w a li w raz p o d jęty m

24) Lessing's W erke, w yd. m ałe T . V III, str. 117. U wielbienie dla Szeksipra d atu je się jeszcze od Ben Jo n so n a. N ie było odtąd poety, który-by zachw ytu swego nie w yraził m ow ą w iązaną lub w olną. W . H ugo, j a k wiadomo, całą książkę napisał. N ad w szystkie te w ykrzykniki hugonow skie, ilościowo n a jw ię k ­ sze, wyższe są strofy A u g u sta B arbier w lambes e tpoémes (wyd. 1872 r. str. 269); przypom inam je tu taj i do odczytania ich,—przyjaciół um ysłow ych wielkiego A ngli­ k a zachęcam. B arbier nie mówi w praw dzie, że Szekspir po Bogu stw orzył n a j­ więcej na ziemi, ale ta k go dokładnie a barw nie m aluje, że um ysł nie może nie powziąć z tych w ierszy rzetelnego w yobrażenia o gieniuszu. (1894).

25) H istorycznie po Ben Jonsonie najpierw szym i pod względem krytycznym najw ybitniejsz3un był w A nglii szereg spostrzeżeń w Monthly Review 1769, w prze­ kładzie niemieckim J a n a Joachim a E schenburga p. t. Versuch ueber Shakespeare's

Genie m d Schriften in Vergleichung m it den dramatischen Dichterwerken der G rie­ chen und Franzosen (L ip sk 1771); tłómaez dołączył i sw oje w łasne uw agi. (1894).

tru d z ie . Jeż eli m ało g eniuszów ta k p ręd k o , j a k S zek sp ir, w n ie p a ­ m ięć zapadło, m ało ta k ż e , rów nie j a k on, św ietn ej doczekało się re- s ty tu c y i. G oethe w W eim arze, ja k o in te le k tu a ln y k iero w n ik , ja k o duch unoszący się n a d ta m te jsz ą sceną, w iele od siebie p rzy czy n ił się do p rz y w ró c e n ia S z e k sp ira n a stan o w isk o , k tó re m u m ałość i ze­ p sucie sm ak u w X V II w ieku b y ły w y d arły , W Wilhelm Meister’s Lehrjahre z n a jd u je się w iele na u cz ający c h m yśli o „ H a m le c ie ” i o sa m y m je g o tw ó rcy . W Shakespeare und, kein Ende w k ró tk ich , ale w ażnych sło ­ w ach p o d a ł G oethe c h a ra k te ry s ty k ę ta le n tu S z e k sp ira w raz z c ie k a ­ w ą a n a liz ą sztuki d ra m a ty c z n e j w ogóle. D oniosłością, rozm iarem i arty sty c z n e m w ygłoszeniem opinij sw oich o S zekspirze, najw ięcej d la je g o im ien ia u czy n ił około roku 1815 A ugust W ilhelm Schlegel w P re le k c y a c h o poezyi d ra m a ty c z n ej; u w ień czy ł on w szy stk o to, co N iem cy przez k ilk a d z ie sią t la t d la S z e k sp ira zrobili. Schlegelow - sk ie p re le k c y e dopiero n a d a ły poecie an g ielsk iem u u n iw ersaln e z n a ­ czenie i uznanie. Od czasu tych prelekcyj d ra m a tu rg z G lobe’u z a ­ cz ą ł w y stęp o w ać w d ziejach lite ra tu ry ja k o rz e c z y w ista w ielkość.

P o d w pływ em pow szechnej sy m p a ty i p rzed staw io n o go i n a n a ­ szej scenie, za czasów jeszcze T ru sk o la sk ie j 26). B rodziński w sw o­ ich w y k ła d a c h u n iw ersy teck ich w dw óch m iejscach mówi o S z e k s p i­ rze: ra z k ie d y z a leca poetom n aszy m d ra m a ty z o w a n ie dziejów n a p o d o b ień stw o tego, co S z e k sp ir w y tw o rz y ł d la A nglików w d r a m a ­ ta c h k rólew skich, d ru g i ra z p rzy k la ssy k a c h fran cu sk ich , dla porów ­ n a n ia z nim i. O ile w iem , — były to p ierw sze w m ow ie n a szej w y ­ głoszone, a do S zlegelow skich zbliżone, s ą d y o au to rze „ L e a r a ‘ i „ R y ­ s z a rd a I I I “ — proste, tra fn e i ję d r n e 27). N ie m ógł się je d n a k u t r z y ­ m ać S ze k sp ir w epoce O sińskiego i k o tu rn o w ej tra g e d y i p seu d o k

las-i6) N ajpierw szą sztu k ą Szekspira w W arszaw ie w bieżącem stuleciu był Lear d. 15 lutego 1812 roku; w ystępow ał w nim, jak o król, sam W ojciech B ogusław ski, i „otrzym ał uw ielbienie po oklaskach”; g rała i Ledóchow ska, podówczas ju ż ce­

W dokumencie Zarysy literackie. Cz. 1 (Stron 168-185)

Powiązane dokumenty