• Nie Znaleziono Wyników

Z etyki starożytnych

W dokumencie Zarysy literackie. Cz. 1 (Stron 103-107)

(

1890

1892

).

I. D z i ś i p r z e d w i e k a m i .

U m ysłow ość lu d z k a u czyniła postęp ogrom ny od czasów , k ie d y słońcu k azan o o b racać się naokoło ziemi a obrót p la n e t tłóm aczono po" ru szan iem się sfer, którem i w y o b raź n ia u siło w a ła ra to w ać to n ący w b ezm iarach nieśw iadom ości rozum . D rogi przebieżone przez m yśl lu d z k ą od bezw iedzy do p ra w d y są ta k w sp an iałe , ta k p o d b ijają­ ce um ysł d zisiejszy , że nie było i n iem a ta k ieg o p essym isty, sc e p ty ­ k a, w ątp iąceg o n a w e t o tem , że w ątp i, k tó ry b y nie p rzy zn ał, że p o ­ mim o dalekości je sz c z e celu, te drogi, w ijące się po przestrzen i w ie ­ ków i n ieraz w ik ła ją c e ze sobą, w całości swej przecież p rz e d s ta ­ w ia ją się ja k o je d e n w ielki gościniec d ucha, kroczącego ciągle n a ­ przód i zb liżająceg o się rzeczyw iście coraz bard ziej do id e ału p o z n a ­ nia. N a jjaśn ie j ten postępow y ruch je g o d ostrzegam y w n a u k a c h ścisłych nie o d erw an y ch , m ający ch do czy n ien ia z n atu rą, ż y ją c ą w p rze strzen i i czasie. T am też isto tn ie je s t on ta k w ielk i, że d z ie ­ cięcym n a w e t um ysłom n a je le m e n ta rn ie jsz e pojęcia w y s ta rc z a ją do sp o strz eżen ia ogrom nej różnicy pom iędzy w ied zą d zisiejszą a d a ­ w niejszą.

M niejszym ju ż je s t postęp w n a u k a c h ścisłych o d erw an y ch . T u rozum lu d z k i w y k a z u je sw ą je d n o ść i je d n o ro d n o ść i w zględną od sam ego p o czątk u doskonałość. M ate m a ty k a n ow ożytna w znosi się n a p o d staw ie rzuconej przez S taro ży tn o ść i je s t ty lk o dalszym pojęć jej rozw ojem . W filozofii S ta ro ż y tn i poruszyli ju ż praw ie w szystkie

te z ag ad n ie n ia, n ad k tó ry ch rozw iązaniem m ęczy się dzisiaj m yśl lu d zk a, ów z a ś n ie u ję ty w spółczynnik dzisiejszej w iedzy filozoficznej, k tórym je s t nieskończoność — częstokroć w c ale w rach u b ę n ie b ra n a a b ru żd żąca w e w szy stk ic h rozum ow aniach i w y w ra c a ją c a w szy stk ie sy ste m a ta , — d la S ta ro ży tn o ści b y ł ta k sa m o w ielk ą n iew iad o m ą św ia ta , ja k ą je s t dziś dla nas.

G eniusze w n au ce i filozofii śm iało za p ę d z ały się w stro n ę dzisiej- szćj w iedzy. A rystoteles rozum ow aniem dochodził do kulistości ziem i, H ip p arch w yczu w ał budow ę u niyersum i c iał naokoło siebie k rążąc y ch , Stoicy w ierzyli w św ia ta nieskończoność. Pom iędzy g en iu szam i dzia- łając em i siłą w ła sn ą różnice będ ą, mim o odległości w czasie, zaw sze m niejsze, niż pom iędzy um ysłam i d z ia ła ją ce m i ty lk o zdobytem d o ­ św iadczeniem , ja k o n arzęd ziem , i ro zsą d k iem , ja k o siłą.

N ajw ięcej pod o b ień stw a m iędzy um ysłow ością S ta ro ży tn y ch a sw o ­ j ą w ła sn ą d o strzeg a człow iek d zisiejszy w m oralności, czyli w tem , co z rzeczy lu d ziach je s t n ajb a rd z ie j ludzkiera. P rz y c z y n a tego p ro sta: sam człow iek, sam a je g o n a tu ra , najpow olniej zm ienia się p rzez p o stęp um ysłow y. P o jęcia o złem i dobrem , je żeli pom iniem y szczegóły tk w ią c e w in d y w id u a ln y ch obyczajach i urząd zen iach sp o ­ łecznych S taro ży tn o ści, nie zm ieniły się p ra w ie w cale. Id e a ł człow ie­ k a spraw iedliw ego, zostaw iony przez P la to n a , nie lę k a się p o ró w n an ia z najw znioślejszem i m arzeniam i id ealizm u ch rześcijań sk ieg o . Z a ­ sa d y m oralności S ta ro ż y tn y c h , odczuw anie i pojm ow anie cnoty, w y o ­ b ra ż e n ia o godności lu d zk iej, o c h a ra k te rz e , o miłości d o b ra i p ra w d y — są p ra w ie ta k ie sa m e , j a k nasze. N ajw ięk sza, rd z e n n a ju ż różnica w y p ro m ien ia się z k rz y ż a m ęki na Golgocie. S taro ży tn o ść nie m iała p o ję c ia bliźniego, ani ograniczonego do je d n o stk i, a n i rozszerzonego w ludzkość. J a k duszy jej odczucia, ta k m ow ie brakło w yrazu.

Z p o d o b ień stw a sfer m o raln y ch w y sn u w a się podobieństw o pojęć w y ch o w aw czych, o ile w ychow anie m a b yć d ro g ą p ro w a d z ą c ą ty lk o do um oralnienia, do w y tw o rz en ia c h a ra k te ru m iłującego p ra w d ę , w y ­ posażonego w stałość, spokój i m iarę, sp ełn iająceg o dobro d la d obra, zdolnego o stateczn ie do cnoty. Z drow e i silne ciało, a w nim z d ro ­ w a i siln a dusza: to id e a ł w y ch o w an ia an ty czn eg o . B y ł on ja k b y w ielkością s ta łą ,— form ą, w k tó rą k a ż d ą n a tu rę dziecięcą w tłaczano, in d y w id u aln o ści je j w cale nie u w zg lęd n iając, albo też bard zo tylko m ało. S tro n ą d y d a k ty c z n ą w y chow ania, zw róconą n a um ysł i w ie­ dzę, w p rzec iw staw ien iu do p edagogicznej, k sz ta łcącej serce i w olę— d ale k o m niej się zajm ow ali S taro ży tn i, niż m y d zisiaj. U d zielan a w ie d z a b y ła skro m n ą, n iew y ro b io n ą m etodycznie; ściśle biorąc, była rac zej zbiorem p o d aw an y c h d zieck u i m łodzieńcow i w iadom ości, niż w szc zep ian ą u m iejętnością. P ed a g o g m iał przez to w ięcej czasu na. w y ch o w an ie, g d y go m niej n a n au czan ie potrzebow ał.

N ie mieli S taro ży tn i naszej psychologii dośw iad czaln ej, ale m ieli w ia rę w udzielność isto ty człow ieczej, w w yższość rozum u n a d n a ­ m iętności, w potęgę woli rozum ow i poślubionej— i w iara ta w y s ta r­ czała im do rzeteln ej a sk utecznej pracy n a d człow iekiem . W ia rę tę, n a jd z ie ln ie jsz ą silę w ychow aw czą, w sp ierało jeszcze prześw iad cze­ n ie o jednorodności isto t ludzkich, o je d n a k o w y m ich ja k b y -c z ą stec z - kow y m u k ład z ie m oralnym . A ry sto teles w ierzy w to, że w m łodej istocie u k ry w a się ju ż p rzyszły, m oralnie p ięk n y , doskonały człow iek, j a k posąg u k ry w a się w głazie z chw ilą, w k tó rej go rzeźbiarz p o ­

m yślał i m y ślą sw oją w głaz w cielił. C ały też tru d w ychow aw czy w ielki te n gieniusz p rzy ró w n y w a do w y k u w a n ia posągu z kam ienia: o dp ad n ie co b rzy d k ie i n iek ształtn e, w yłoni się co p iękne.

Inne są dziś zupełnie nasze wyobrażenia, ale dotyczą one tylko metody, systematu: przedmiot i cel wychowania moralnego, pojedyń- cze pozycye tych sił, zasobów i środków, które istocie wychowy­ wanej dać potrzeba, aby moralnie żyć mogła, i ostateczna też ich summa—pozostała prawie niezmienioną. Są, oczywiście, i tu różnice, a jednę z wybitniejszych stanowi to, że wskutek układu społeczeństw starożytnych w tych klasach, dla których wogóle istniała pedagogika, nie potrzebowano wychowywać młodzieży do w alki o byt i pojęcia te­ go wcale, ani w umysłowość, ani w moralność nie wprowadzano; nie roz­ wijano też zmysłu praktyczności, nie wkładano do przebijania się przez tłum i rozpierania go łokciami, nie uczono tak, ja k dziś, oszczę­ dności, przezorności materyalnej dla niej samej, jako dobra niezbędnego w życiu — bo własność, na niewoli oparta, zapewniała, jakby bez udziału woli, suty byt materyalny. Dodać wreszcie potrzeba, że pe­ dagogika starożytna zajmowała się wyłącznie mężczyzną. Wycho­ wanie kobiet prowadziły same — matkj empirycznie, bez teoryi, bez wskazówek, bez umiejętnego systematyzowania myśli przewodnich.

Każdy wybitny filozof grecki potrąca o wychowanie. Tak niedawno jeszcze nieodstępny towarzysz i przewodnik etyczny młodzieży w swoich Żywotach, wyborny znawca systematów filozoficznych greckich, eklektyk Plutarch już w I I w. po Chrystusie, w całym sze­ regu rozpraw o moralności zajmuje się myślami wieków ubiegłych, podaje częstokroć w yjątki z maksym pedagogicznych, odświeża w pa­ mięci współczesnych, nietylko zdania mędrców,_ ale i przysłowia grecko-rzymskie, ściągające się do wychowania. Żyjąc ju ż na schył­ ku umysłowości pogańskiej, a sam jeszcze nietknięty nowemi ideami, wobec potomnych występuje on niejako w roli sprawozdawcy z tego stanu pojęć pedagogicznych dawniejszych, które utrzymały się jeszcze do jego czasów. W rozprawie O wychowaniu dzieci znaj­

dujemy poniekąd streszczoną pedagogikę Starożytnych, nietylko teo-7

S. K rz e m iń s k i. Z a r y s y lite ra c k ie .

re ty c z n ą , k tó ra z p a p y ru só w i perg am in ó w n ig d y nie w eszła w życie, a le i rzecz y w istą, isto tn ie czy n n ą ja k o siła k ie ru ją c a w ychow aniem — mens agitans molem, O koliczność p ow yższa zaleca pracę plutarcbow - sk ą u w a d ze każd eg o czy te ln ik a, w k tó ry m ta n ajg łęb sza lu d zk a sp ra w a , ja k ą je s t w ychow anie człow ieka, wzbudza, zajęcie szczere, za o strz a jąc e ciekaw ość i en erg ią i u sk rz y d la ją c e m yśl do d alek ich choćby w ycieczek w przeszłość — d la przyjem ności i n a u k i.

Celem w y ch o w an ia je s t z a p raw ien ie w ych o w ań ca do cnoty, w y ­ ro b ien ie w nim cnotliw ego usposobienia. N a cnotę złożyć się m uszą trz y rzeczy: n a tu ra , n a u k a i p rzy zw y czajen ie, w praw a. N a tu ra ro z ­ p o czy n a p racę, n a u k a ją d alej prow adzi, w p ra w a u trw a la: ze w sp ó ł­ d z ia ła n ia w szystkich p o w staje cnota. Zdolności w rodzone bez wy k sz ta łc e n ia s ą ślepe, w y k ształc en ie bez zd o ln o ści—k a le k ie , w yćw icze­ n ie bez zdolności i n a u k i — czcze. „ J a k w rolnictw ie n a jp ie rw g ru n t musi być dobry, potem ro ln ik znać się pow inien n a je g o u p raw ie, a w reszcie ziarno nie może być zepsutem , ta k je s t i w w ychow aniu: zdolność m ożna p rzy ró w n ać do g ru n tu , n au czy ciela do ro ln ik a, ziarno d o n a u k i” . W duszy tak ieg o P y ta g o ra sa , S o k ratesa, P lato n a, w szy stk o to było złączone w je d n o ść i w jed n o ści tej w spółdziałało ze sobą. T acy są ulubieńcam i bogów, a nie w szyscy ludzie nim i b y ć m ogą. N a u k a i w p raw a w części z a stę p u ją to, czego odm ów iła n a tu ra . N ied b alstw o u n icestw ia dobre skłonności, n a u k a w y k o rz e ­ n ia złe. D la g n uśnego rzecz ła tw a je s t tru d n ą, d la pilnego tru d n a ła tw ą . P ilność, silna, w y sila ją c a się wola, m a ją w ielkie w w y ­ ch o w an iu znaczenie. C h a ra k te r p o trz e b u je d la siebie dłuższego cza ­ su, a b y się w ytw orzyć. K aż d ą cnotę, bez w ielkiego zboczenia, m ożna n a z w a ć skłonnością z p rz y zw y czaje n ia. K ied y L ik u rg chciał d ać L acedem ończykom n a u k ę podnoszącą ich um ysły, w ziął dw oje szcze­ n ią t razem urodzonych i w ychow ał k a żd e z nich do czego innego: je d n o do półm iska, d ru g ie do pola. G dy ju ż w yrosły, s ta n ą ł z niem i p rzed ludem , opodal ustaw ił dw ie m isy, a pom iędzy niem i z a ją c a , i rzekł: „P o k ażę w am dziś: j a k w ielki w pływ n a w yrobienie cnoty m a p rzy zw y czajen ie, w ychow anie, n a u k a i sposób ż y c ia “ . I w y p u ­ ścił oba psy: je d e n dopadł do m isy, drugi rzucił się na z a jąca. P o ­ d o b n ą m oc m a n a w y k n ien ie i w w ychow aniu ludzi. P rzysłow ie g rec k ie mówi: „Je ż e liś z am ieszk ał z kulaw ym , sam kuleć się n a ­ u c z y sz “ .

Ż yw iołam i cnoty w ed łu g P lu ta rc h a są: o b aw a k a ry i ż ą d za z a ­ szczy tu . W szystko, co je s t w cnocie, m ięd zy tem i dw om a b ieg u n a­ m i się porusza. S ą to siły przyrodzone egoizm u. W ychow anie k o ­ rz y sta ć z nich pow inno, ale po p rzestaw ać n a nich nie może; m usi j e u sz la c h e tn ia ć. Cel filozofii: u k a z a n ie szczęścia w cnocie, m usi b yć

DZIŚ I PRZED W IEKAM L 9 9

W dokumencie Zarysy literackie. Cz. 1 (Stron 103-107)

Powiązane dokumenty