totalitarnej władzy lat 70. i 80
3. Szkolnej polonistyki drogi do niezależności81
l
Rzeczywiste formowanie siebie w kontakcie z literaturą piękną wiąże się ze zdolnością odkrywania, możliwością wyboru oraz uwewnętrznianiem oferowa nych przez nią wartości. W szkolnej edukacji ten rodzaj kontaktu z dziełem lite rackim może kształtować się jedynie w sytuacji podmiotowego traktowania litera tury i człowieka. Taką optykę w nauczaniu literatury uniemożliwiało w latach 70., opisane wcześniej, arbitralne zadekretowanie wartości, celów i modelu socjali stycznego wychowania. W praktyce szkolnej, zasadzającej się - według ministe
78 Por. Jaka szkoła? Jaki system oświatowo-wycboteaieczy? Dokumentacja głosów zagajających
dyskusję i niektórych wypowiedzi prezentowanych na posiedzeniu podzespołu ds. nauki, oświaty i postępu technicznego „okrągłego stołu". Część I, „Oświata i Wychowanie” 1989, nr 16, wkładka, s. 17-19.
79 Z. Kwieciński, Między Scyllą autorytaryzmu a Charybdą pluralizm u, „Wieś i Rolnictwo" 1989, nr 3, s. 139.
80 B. Chrząstowska, Lektura i poetyka. Zarys problematyki kształtowania pojęć literackich
w szkole podstawowej, Warszawa 1987, s. 80.
81 Wewnętrzną segmentację tego rozdziału (sygnalizowaną kolejnymi cyframi arabskimi) wyzna czają poszczególne etapy merytorycznej dyskusji nad kondycją i doskonaleniem szkolnej edukacji literackiej.
rialnych rozporządzeń - na uznaniu i realizacji zadań wyznaczonych przez kolej ny etap budownictwa socjalistycznego, nie mogły istnieć w pełnym wymiarze ani literatura, ani istotne dla człowieka obcowanie z wartościami niesionymi przez sztukę literacką. Taki stan rzeczy i jego przyczyny demaskowano jednak coraz częściej, a momentami zupełnie otwarcie (głównie lata 1980-1981 oraz rok 1989), w publicznych wystąpieniach na łamach prasy. W roku 1974 pisał o tym m.in. Jan Błoński w artykule Głos zfytoptaka:
Popłyńmy teraz ku Scylli, wyspie wielkiej, tajemniczej, zgoła - ośmieliłbym się po wiedzieć - ministerialnej. Panuje tu mniemanie, jakoby wychowawcza funkcja litera tury polegała na przekazywaniu gotowych wzorów do naśladowania. Tymczasem - jak od dawna wiedzą pedagodzy - funkcja wychowawcza tkwi raczej w samodzielnej interpretacji i przyswojeniu sobie dzieła, właściwiej - arcydzieła. Właśnie trud pozna nia (ukształtowań słownych, motywacji psychologicznych, funkcji ideologicznych itd.) niesie najcenniejsze społecznie wartości moralne. On także umożliwia w końcu - dzięki rozumieniu wieloznaczności dzieła - estetyczną radość, pomagając (ewentu alnie) w wyborze postawy życiowej. Powtarzanie i wdrażanie gotowych schematów jest natomiast - jak wiadomo - nie wychowaniem, ale tresurą. Nie pozwala uwew- nętrznić wartości, ale wyrabia odruchy myślowe, obyczajowe... najczęściej zaś słow ne. Nabyte na lekcjach „polskiego” frazesy zostają prędko - w dojrzalszym wieku - rozmyte przez rozsądek albo przez cynizm. [...] Cokolwiek zaś się powie, formalnym warunkiem dobrego społeczeństwa jest minimalizacja nawyków i przymusów ze wnętrznych przy maksymalnym uwewnętrznieniu wspólnie uznanych norm i warto ści. Jest to tak banalne, że wstyd ciągnąć dalej82.
Przeciwko instrumentalnemu wykorzystywaniu literatury pięknej dla realiza cji celów wychowawczych podnosiło się coraz więcej głosów protestu. Obnażały one przede wszystkim szkolną „dewastację” dzieł literackich, dokonującą się przez wpisywanie literatury w pełnienie zadań niezgodnych z podstawową funk cją sztuki, oraz zwracały uwagę na małą skuteczność takich zabiegów wycho wawczych czy wręcz ich szkodliwość. O konieczności ograniczenia „bezceremo nialnego dotąd traktowania dzieł literackich jako instrumentów usługowych” pisał w „Tekstach” z 1977 roku Janusz Sławiński:
Przede wszystkim należałoby je [dzieła literackie - dop. M.S.] uwolnić od wielorakich serwitutów wychowawczych - po to właśnie, by ich zdolność wychowawczego wpływu mogła się w pełni ujawnić. Wydaje mi się, że zdolność ta jest uporczywie pomniejszana - jeśli w ogóle nie niweczona - przez takie działania dydaktyczne, w których utwór (zawarte w nim idee, zachowania postaci, decyzje moralne, kon flikty) zostaje sprowadzony na poziom treści wychowawczych, systematyzowanych przez etyczne komunały, zdroworozsądkowe przestrogi, kodeksy powinności oby watelskich, czy po prostu przepisy określające obowiązki ucznia. Twierdzę (zresztą w zgodzie z innymi), że skuteczność pedagogicznego oddziaływania utworów tak użytkowanych musi być niewielka [...]. To, co stanowi prawdziwą siłę wychowawczą literatury, z pewnością nie redukuje się do jednoznacznych zaleceń, pouczeń czy wzruszających przykładów postaw słusznych lub niesłusznych83.
82 J. Błoński, Głos zfytoptaka, „Teksty” 1974, z. 3, s. 124-125.
Przed skutkami pozornie łatwej korzyści, płynącej z wyzyskania literatury jako wygodnego instrumentu wychowawczego, przestrzegała też Barbara Kryda:
Wszelkie uproszczenia i łatwizny, autorytatywne, bezceremonialne w swej jedno znaczności, deklaratywne hasła wychowawcze są śmiertelnie groźne, ba, zawierają w sobie zachętę do zaniechania najtrudniejszego i najważniejszego obowiązku czło wieka - osobistego i odpowiedzialnego rozpoznawania i wyboru wartości. [...1. Jeżeli jakikolwiek sens ma filozoficzne założenie dialektyki, to moment wychowawczy w literaturze zawarty jest w błysku szczerości, w napiętej, aż do bólu, skali wyboru, w konfrontacji nie z tym, co gładkie - wzorcowe - ale w tym, co prawdziwe, a praw dziwe rzadko bywa proste i jednoznaczne84.
Jak postrzegano szanse wartościowego wykorzystania literatury w szkolnym procesie wychowawczym? Bez wątpienia widziano je w innym - niż powszech nie praktykowany - sposobie istnienia literatury i ucznia na lekcjach oraz mniej zrytualizowanym przebiegu szkolnej odmiany komunikacji literackiej. I tak np. J. Sławiński domagał się poszanowania statusu literatury „jako mowy, która działa na odbiorcę siłą swej niezależnej subiektywności” i uznania jej za „samodzielnego partnera w przedsięwzięciach wychowawczych”. Stwierdzał:
Kontakt z literaturą to doświadczenie mowy skrajnie podmiotowej, która przekazuje nam opinie, diagnozy i wątpliwości nie w imieniu jakiegoś bezosobowego Systemu, lecz zawsze w imieniu jednostki, biorącej za nie odpowiedzialność, eksponującej swój punkt widzenia, partykularne racje i przekonania. Jest to nieodmiennie mowa czyjaś - i owo podmiotowe nacechowanie stanowi instancję nadrzędną wobec jej słuszności i prawdziwości85.
Potrzebę indywidualnego odbioru literatury przez jednostkę, „osobistego i odpowiedzialnego rozpoznawania i wyboru wartości”,, które ona oferuje, szcze gólnie dobitnie wyrażali: B. Kryda, Józef Bachórz oraz Mieczysław Inglot86.
Literatura, której język „opowiada” jednostkę, jest odwieczną a stale zmienną relacją ze zbiorowością (wspólnotą), z innym człowiekiem - staje się najpoważniejszym polem moralistyki „osobnej”, dla ciebie, dla tamtego, dla mnie. Bo literatura jest rozmową z nami indywidualnymi, nie z masami, nie z zebraniem, nie z przedstawi cielstwem87 - pisał J. Bachórz.
Tymczasem szkolny kontakt z literaturą odbierał jej zdolność „przemawiania własnym głosem” do czytelnika, uniemożliwiał indywidualne rozpoznawanie i wybór wartości, które miała do zaoferowania, tłamsił jej szczerość w odsłania niu całego skomplikowania ludzkiej egzystencji, a w instytucjonalno-teleocen- trycznym układzie dydaktycznym rytualizował kontakt z dziełem literackim. O przyczynach, istocie i skutkach owej rytualizacji w obcowaniu z literaturą
84 B. Kryda, Prawo do rozpoznawania i wyboru wartości, „Polonistyka” 1978, nr 1, s. 46-47. 85 J. Sławiński, Literatura w szkole..., s. 15.
86 Zob. B. Kryda, Prawo do rozpoznawania..., s. 45-48; J. Bachórz, Przeciw starym grzechom, „Życie Literackie" 1974, nr 46, s. 6; M. Inglot, Antynom ie dydaktyki, „Teksty” 1974, z. 3, s. 132-137.
w szkole pisał Mieczysław Inglot. Sprowadzała się ona do aksjomatycznie jedno znacznej wypowiedzi pedagoga czy autora podręcznika o określonym zjawisku (tu utworze literackim), a w układzie nauczyciel-uczeń do relacji między wiedzą cym (czy raczej „wierzącym”) a niewiedzącymi. Wyrastała zaś - jak stwierdzał M. Inglot - z teleocentrycznie nastawionej dydaktyki ogólnej, której podsta wowych założeń i wartości dostarczała filozofia oraz ideologia. Taki ogólnopeda- gogiczny punkt widzenia i zorientowanie na skuteczne osiągnięcie celów dydaktyczno-wychowawczych instrumentalizowały dzieło. Traciło ono imma- nentnie tkwiącą w nim zdolność uaktywniania postaw odbiorczych i generowa nia „ogromnych ilości potencjalnych doznań i przeżyć”. Sytuacja taka wyodręb niała w odbiorze literatury dwa nieprzystające do siebie układy: indywidualny i instytucjonalny. Pierwszy otwierał podmiotową perspektywę dla ucznia, drugi - związany nie tylko z instytucją szkoły, ale i z określonym modelem państwa, w którym szkoła polska funkcjonowała po wojnie - zdawał się nie dostrzegać indywidualnych potrzeb człowieka. Stan taki stwierdzał nie tylko M. Inglot, ale i B. Chrząstowska. Pisała ona:
Źródłem szkolnych konfliktów - poczucia obcości i niechęci do szkoły - jest [...] nie tylko spłaszczenie skali wartości w jednostronnej problematyce szkolnych interpreta cji czy szerzej w zbyt ciasnym modelu wychowawczym szkoły. Źródło to upatrywać należy w przedmiotowym ujęciu zjawisk kultury, w braku wartości osobowych w humanistyce szkolnej. Młody człowiek jest nie tylko istotą społeczną, jest osobą z właściwym dla jej wieku poczuciem wyjątkowości i indywidualności, osobą, która kocha, cierpi, wątpi, szuka rozwiązań własnych problemów egzystencjalnych88. Totalitarna rzeczywistość PRL, która - za sprawą realizowanego w analizo wanym okresie systemu wychowawczego i kultury pedagogicznej - była także rzeczywistością polskiej szkoły, uniemożliwiała albo - w najlepszym przypadku - utrudniała podmiotową perspektywę. Otwierały ją natomiast coraz bogatsza myśl naukowa teorii literatury, dociekania i badania empiryczne dydaktyki szczegółowej.
Wyzwalanie nieskrępowanych zdolności osobotwórczych literatury wyma gało w pierwszej kolejności położenia nacisku na kształcenie umiejętności i kompetencji odbiorczych uczniów. Proces taki wyraźnie zaznaczył się w oma wianym okresie i w dyskusjach o szkolnej edukacji literackiej przewartościowy- wał zainteresowanie działaniami wychowawczymi na rzecz kształcących. W sto sunku do tego typu przewartościowania - nawet w wypowiedziach rozliczają cych praktykę wychowawczą lat 70. i 80. - spotkać można zarzut „ucieczki od wychowania w kształcenie”89. Stwierdzenie owo - jeśli wziąć pod uwagę narzu cenie edukacyjnej działalności szkoły konieczności realizacji socjalistycznych wartości poprzez ściśle określony system wychowawczy - wydaje się niespra wiedliwie dyskontować najcenniejsze wysiłki z tamtych lat, wyznaczające drogę polonistyki szkolnej do niezależności. Stanowiły one przecież z trudem budowa ny, ale solidny pomost do podmiotowego wychowania.
88 B. Chrząstowska, Lektura i poetyka..., s. 81.
89 Por. m.in. E. Stawowy, Ideały i cele wychowania w języku i praktyce socjalistycznego uycho-
W latach 70., kiedy władze wyraźnie dążyły do wzmocnienia swego wpływu na system wartości członków „rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego” za pośrednictwem polityki wychowawczej, rozpoczęła się w prasie niezwykle istot na dyskusja merytoryczna o edukacji literackiej w szkole. Miała ona w niedalekiej przyszłości w sposób zasadniczy wpłynąć na przewartościowanie instrumental nego traktowania literatury w szkole, a - w swym najbardziej nośnym nurcie - kierowała się ku uwolnieniu aksjotwórczych zdolności sztuki słowa w procesie wychowania człowieka. W miarę rozwoju owej dyskusji coraz wyrazistsze i moc niejsze były w niej preferencje dla „wychowania dla literatury”, które miało służyć rzeczywistemu „wychowaniu przez literaturę”.
Takie myślenie o edukacji literackiej zaczęło przenikać do szkolnej praktyki najpierw poprzez udoskonalane programy wdrożeniowe przeznaczone dla przy szłej „dziesięciolatki”, a po zaniechaniu strukturalnej reformy oświaty90 stało się podstawą działań programotwórczych dla ośmioletniej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum. Dojrzewało ono momentami w ostrej dyskusji meryto rycznej i ideologicznej, a bogaciło się - dzięki szerokiej refleksji naukowej, coraz wyrazistszej koncepcji kształcenia polonistycznego w szkole oraz badaniom em pirycznym, rozwijającym się wokół komunikacji literackiej. „Wyzwalaczem” tego rodzaju zainteresowania edukacją literacką w szkole były zaś głównie literaturo znawcze inspiracje w dydaktyce literatury. Przynosiły one podmiotową perspek tywę w widzeniu dzieła literackiego opracowywanego w szkole, a za nią zainte resowanie i rozwój badań dotyczących ucznia - odbiorcy literatury pięknej oraz szeroki ogląd szkolnej odmiany komunikacji literackiej i jej uwarunkowań. Te działania stanowiły rzeczywisty wymiar niezależności szkolnej polonistyki jeszcze w systemie totalitarnym. Drogi do jej osiągnięcia znaczyła zaś - trwająca nieprze rwanie w analizowanym okresie 1974-1989 - dyskusja o polonistyce szkolnej. Miała ona kilka burzliwych faz, związanych chronologicznie z kolejnymi etapami prac nad reformą programów. Sygnałami do dyskusji były:
— propozycje dotyczące programów dla przyszłej dziesięciolatki (lata 1974- -1976);
— korekta programów opracowanych przez Instytut Programów Szkolnych do wstępnych wdrożeń (1976-1978);
— ustalanie podstaw jednolitej koncepcji kształcenia literackiego; — weryfikowanie treści programów w latach 1980-1981;
— doskonalenie modelu edukacji literackiej, zawartego w programie sukce sywnie wprowadzanym do szkoły podstawowej od roku 1981/82, a do szkoły średniej od roku 1986/87.
Każdy z wymienionych etapów miał swoją specyfikę, ale wszystkie cecho wało - w przeciwieństwie do wysiłków z lat 1953-1959 czy lat 60. - konsek wentne, choć momentami wcale niełatwe, podążanie w stronę optymalnego mo delu kształcenia literackiego i wartościowego wychowania człowieka.
90 Odstąpienie od realizacji dziesięcioletniej szkoły ogólnokształcącej miało miejsce w roku 1980. „W 1980 roku realizacja reformy oświatowej tzw. 10-latki zostaje odwołana - dokumentuje historyk oświaty - a informacja o tym podana w dzienniku telewizyjnym” - T. Hejnicka-Bezwińska,
Początek tej długiej debaty merytorycznej stanowiły propozycje skupione wokół kształtu, treści i celów nauczania języka polskiego w projektowanej, a niebawem sukcesywnie wdrażanej dziesięcioletniej szkole ogólnokształcącej. W sytuacji podjęcia kolejnej reformy strukturalnej oświaty - trzeciej w okresie powojennym - taka debata była czymś naturalnym. Nie zdarzyło się jednak nigdy wcześniej, aby odbywała się ona bez skrępowania gotowymi, zatwierdzonymi już dokumentami programowymi. To novum dyskusji - rozpoczętej w 1974 r. i pro wadzonej najżywiej na łamach „Życia Literackiego”91 oraz „Literatury”92 - podkre ślali jej inicjatorzy i uczestnicy. Stanowiło ono trudne i odpowiedzialne wyzwanie dla projektodawców (m.in. ze względu na brak „wszystkich danych” o przyszłym systemie szkolnym i ilości godzin przeznaczonych na realizację przedmiotów), ale stwarzało też ogromną szansę na mniej skrępowane obmyślanie kształtu, miejsca, treści i funkcji edukacji literackiej w przyszłej „dziesięciolatce”.
Praca nad nowym ukształtowaniem treści - pisała Anna Reykowska, zagajająca dys kusję w „Życiu Literackim” - przypomina rozwiązywanie równań z wielką ilością niewiadomych. Ale równocześnie należy potraktować ją jako swojego rodzaju szan sę, która rzadko się zdarza. Można bowiem oderwać się od wąskiego widzenia i kry tyki tych czy innych niedoskonałości nauczania literatury, a pozwolić zaangażować swą wiedzę, emocje i wyobraźnię w stworzenie nowego układu, opartego na no wych zasadach, najbardziej dostosowanego do potrzeb człowieka naszej epoki93. W debacie prasowej - rozpoczętej na łamach „Życia Literackiego” wystąpie niem A. Reykowskiej, w „Literaturze” artykułem Piotra Wierzbickiego, a w „Tek stach” kontynuowanej w cyklu Prawdziwa szkoła krytyk się nie boi - zdecydowa ną przewagę nad konkretnymi propozycjami zmian zyskiwało wyliczanie
waż-91 Wśród najważniejszych wypowiedzi drukowanych w tym piśmie, a dotyczących kwestii kształcenia literackiego w szkole należałoby wymienić głosy: A. Reykowskiej, Dużo pytań i parę pro
pozycji. O literaturze w szkole, „Życie Literackie” 1974, nr 42, s. 1, 12 (otwarcie dyskusji) oraz tejże, Nauka języka ojczystego. Wnioski z dyskusji, tamże 1975, nr 21, s. 1, 10; J. Bachórz, Przeciw starym grzechom, tamże 1974, nr 46, s. 6; E. Najwer, Taka będzie reforma..., tamże, nr 49, s. 8, W. Danek, Jak reformować, tamże, nr 50, s. 12; S. Żółkiewski, O programie szkolnym, tamże, nr 51-52; s. 9; K. Koź-
niewski, Jak mogłoby być pięknie..., tamże 1975, nr 1, s. 10, J. Lipiec, Ojczyzna-polszczyzna, tamże, nr 6, s. 12-13; A. Marzec, O jednolitą koncepcję nauczania literatury, tamże, nr 9, s. 6; Z. Libera,
Literaturę zw iązać z historią!, tamże, nr 11, s. 13; J. Kulpa, Wymagania szkoły 10-letnief, tamże, nr 12,
s. 12-13.
92 Dyskusja koncentrowała się wokół reformy treści kształcenia humanistycznego, projektowania rodzaju i struktury przedmiotów humanistycznych oraz ich programów. Rozpoczynała ją i kończyła wypowiedź P. Wierzbickiego: Walka o treść, „Literatura” 1974, nr 50, s. 1, 2-3 oraz Walka o treść.
Rozstrzygnięcie, „Literatura” 1976, nr 27, s. 1, 8-9, a na zainicjowany przez niego temat wypowiadali
się m.in.: B. Suchodolski, Rozumieć świat - kierować sobą, tamże 1974, nr 50, s. 1, 2-3; W. Okoń,
W arunki dobrej roboty, tamże 1975, nr 1, s. 1, 7; J. Sławiński, Pochwala i spór, tamże, nr 2, s. 7;
J. Syski, Czas decyzji, tamże, nr 11, s. 1, 2-3; nauczyciele, studenci i uczniowie w korespondencji kierowanej do pisma - Walka o treść. W sprawie reformy szkoły, tamże, nr 2, s. 15. Sprawie nauczania literatury w reformowanej szkole poświęcona została też dyskusja zorganizowana przez redakcję pisma, w której wzięli udział m.in. M. Janion (IBL), Z. Libera (Wydział Filologii Polskiej UW), B. Knapska (nauczycielka LO w Zgierzu), J. Maciejewski, R. Matuszewski, P. Wierzbicki (redakcja „Literatury”) - Reforma szkoły a nauczanie języka i literatury ojczystej, tamże, nr 44, s. 1, 8-9.
93 A. Reykowska, Dużo pytań i parę propozycji. O literaturze w szkole, „Życie Literackie” 1974, nr 42, s. 12.
kich problemów do rozwiązania. Niemniej w niektórych publikacjach prasowych pojawiły się też wskazania dotyczące rozwiązania kwestii generalnych. Tak było m.in. w przypadku zgłaszania zdecydowanych postulatów, odnoszących się do nowego sposobu ustalania treści i wyodrębniania przedmiotów szkolnych (P. Wierzbicki) czy do wyraźnej i jednoznacznej koncepcji kształcenia literackie go, opartej na współczesnym dorobku literaturoznawstwa i najnowszych propo zycjach dydaktyki literatury (A. Marzec). Pośród problemów do rozwiązania od żyły też stare kwestie, takie jak:
— czy zmieścić w jednym przedmiocie pod nazwą język polski kształcenie językowe i literackie,
— jak rozstrzygnąć dylemat historia literatury czy lektura wybranych dzieł, — kiedy i jak wprowadzać w tradycję literacką, a kiedy i jak kształcić świa domość literacką,
— czemu bądź komu i jak ma służyć edukacja literacka.
Zmieniający się kształt kultury zaktualizował też problem: literatura czy kultura. Uczestnicy dyskusji prasowej zgłaszali często skrajnie różne propozycje roz wiązania tych kwestii. Można się o tym przekonać śledząc przebieg debaty nawet na łamach jednego tylko pisma, na przykład „Życia Literackiego”. Za rozdziele niem literatury i języka na dwa odrębne przedmioty szkolne wypowiadali się tu zdecydowanie m.in.: Ludwik Wierzbowski, Bronisław Rocławski, a za wyraźnym prymatem kształcenia językowego w edukacji polonistycznej - Józef Lipiec94. Przeciwni separacji tych zagadnień, podnosząc ich konieczną i korzystną integra cję w ramach języka polskiego, byli m.in. J. Bachórz i Wincenty Danek. Pierwszy z nich stwierdzał:
Opowiadam się za koncepcją utrzymania w obrębie tego przedmiotu [języka polskie go - dod. M.S.l zarówno nauki o literaturze, jak i o języku. Słyszałem zdania, że można by to rozdzielić, bo w dotychczasowej praktyce nie zintegrowało się - mimo unii personalnej władzą jednego nauczyciela sygnowanej - w pożądaną całość. Myślę jednak, że tu trzeba radzić raczej nad tym, jak nauczycieli skłonić do porządnego uczenia gramatyki, niż wprowadzać osobny przedmiot. (...] Więź językoznawstwa z wiedzą o literaturze we współczesnej nauce jest sprawą tak oczywistą, jak to, że na co dzień mówimy prozą. Rzecz w tym, w jaki sposób w nowym programie owo zjednoczone królestwo języka i literatury uczynić czymś więcej niż sumą arytmetycz ną przyległych terytoriów95.
Nie tylko przeciw dezintegracji treści programowych języka polskiego, ale za ich ściślejszym zespoleniem dobitnie i przekonująco występował W. Danek.
Wynika to naprzód - uzasadniał konieczność integracji - z nieodwracalnych tenden cji w obrębie dyscyplin polonistycznych, z przejęcia wielu postaw i metod badaw czych przez naukę o literaturze z językoznawstwa, z kolei z ogromnego rozwoju sty listyki tak lingwistycznej, jak i na dzieło literackie ukierunkowanej. Ostatnie zjawisko rzutuje niewątpliwie nie tylko na sytuację tych partii programu, które były tradycyjnie
94 Por. L. Wierzbowski, Czy polonista potrafi uczyć o „języka polskim " „Życie Literackie" 1975, nr 15, s. 12-13; B. Rocławski, Nauczyciel lingwista w szkole, tamże, nr 18, s. 10-11; J. Lipiec, Ojczy-
zna-polszczyzna, tamże, nr 6, s. 12-13.
nazywane właśnie ćwiczeniami w mówieniu i pisaniu, ale i na samą istotę nauczania literackiej jego części. Wydaje mi się jednak, że przyczyna, która decyduje o ko nieczności rezygnacji z dotychczasowych sztywnych podziałów programowych to co raz bardziej wyraźne przesuwanie się celów nauczania przedmiotu nazywanego język polski, od zadań poznawczych [...1, w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia, ku ce lom, które zmierzają do wyrobienia w uczniu kulturalnego odbiorcy literackiej pro dukcji, władającego poprawną, a może i bogatą oraz piękną polszczyzną, zoriento wanego w głównych zjawiskach systemu gramatycznego współczesnego języka96. Podobnego rozwiązania - tzn. przewartościowania celów poznawczych na rzecz kształcących oraz odejścia od dotychczasowych niedobrych tradycji i nie śmiałych kompromisów - domagał się W. Danek w kwestii rozwiązania dylema tu: historia literatury czy lektura.
Jeśli przyjąć, że losy szkolnego przedmiotu zwanego „język polski” dadzą się w jego literackiej części ująć w formułę sporu: historia literatury czy lektura, sporu, który dy daktycy wiodą od lat kilkudziesięciu - to trzeba powiedzieć, że obowiązujące pro gramy są rezultatem niezdrowego, bo nieśmiałego kompromisu między wymienio nymi tendencjami. Nie potrafiliśmy dotąd uwolnić się od przeświadczenia, że chociaż w zminimalizowanej postaci - musimy przekazać uczniom obraz procesu historycz noliterackiego, mimo znikomych rezultatów tych usiłowań, [...] mimo naporu innych treści, których nie sposób pominąć, tj. elementów wiedzy z zakresu teorii literatury [...]. Nie dajemy, bo nie możemy dać młodzieży ukonkretnionego obrazu procesu hi storycznoliterackiego, marnując czas i wysiłki tak potrzebne do przekazania podsta wowych umiejętności w zakresie świadomego kontaktu z dziełem literackim i do wy robienia kultury czytelniczej. [...]
Historycznoliteracka konstrukcja programu nauczania języka polskiego w powszech nej, obowiązkowej szkole 10-letniej musi zatem ustąpić miejsca takiej konstrukcji, gdzie wokół analizy oraz interpretacji dzieła literackiego, ustopniowanej według skali trudności i dostępności, skoncentrują się wszystkie zabiegi dydaktyczne97.
Również inni uczestnicy dyskusji postrzegali układ chronologiczny jako nie tylko niemożliwy do utrzymania, ale i niekonieczny. J. Bachórz wychowawczą wartość nauczania literatury w szkole widział przede wszystkim w osobistym
96 W. Danek, Jak reformować..., s. 12.
97 Tamże. Ciekawym i godnym podkreślenia - przy okazji tej wypowiedzi W. Danka - jest fakt znaczącej ewolucji, jaką przeszło jego widzenie funkcji wychowawczych nauczania literackiego od lat