• Nie Znaleziono Wyników

U bram nauki, jak u bram piekła, należy umieścić na­

stępujące wezwanie:

„Qui si convien lasciare ogni sospetto, Ogni viltà convien che qui sia morta.“

t ,

D ysku sja nad a rty k u ła m i, k tó re przed k ilk u m iesiącam i ogłosiłem w M y ś l i W s p ó ł c z e s n e j 2), dyskusja podjęta na łam ach czasopism i na specjalnych zebraniach d ysku s y jn y c h , zdaje się św iadczyć o ż y ­ w o tno ści poruszonych zagadnień. D zisiejsza m oja odpow iedź będzie d o ty c z y ła g łó w n ie dw óch a rty k u łó w w M y ś l i W s p ó ł c z e s n e j : a r­

ty k u łu d r J. H ochfelda: O z n a c z e n i u m a r k s i z m u 3) oraz a rty ­ k u łu prof. A . Schaffa: M a r k s i z m a r o z w ó j n a u k i 4). Będzie ona wszakże zarazem odpow iedzią na najw ażniejsze zarzuty, ja k ie prze­

c iw m ojem u stanow isku w ysu n ię to na in n y c h terenach.

Z anim przystąpię do p ew nych zagadnień, w stosunku do k tó ry c h zachodzi tu isto tn a różnica zdań, muszę z lik w id o w a ć nieporozum ienia, k tó re mię, nie ste ty, za skoczyły zarów no w a rty k u le dr H ochfelda, ja k w a rty k u le p rof. Schaffa. P rzy te j sposobności pozw olę sobie w ysunąć pew ne p o s tu la ty ogólniejsze dotyczące prow adzenia d ys k u s ji, aby na przyszłość u n ikną ć niepotrzebnego m arnow ania e ne rg ii i d ezorientow a­

n ia c z y te ln ik ó w .

F A K T Y IN D Y W ID U A L N E C ZY Z J A W IS K A SPOŁECZNE?

D r H o ch fe ld w a rty k u ła c h m oich w id z i przede w s z y s tk im zb ió r z a- r z u t ó w pod adresem m a rksistó w i stara się w ykazać, że adres b y ł nie

-1) Karol Marks: „ P r z y c z y n e k d o k r y t y k i e k o n o m i i p o ­ l i t y c z n e j “ . (Z przedmowy).

2) Doktryna marksistowska na tle dzisiejszej epoki — M. W. nr 12 (19) — 1947.

Teoretyczne zadania marksizmu — M. W. n r 1 (20) — 1948.

3) M. W. n r 4 (23) — 1948.

4) M. W. n r 6-7 (25-26) — 1948.

20 STANISŁAW OSSOWSKI

¡w łaściw y, że postawę, k tó rą w edle d r H ochfelda zarzucam m arksis­

tom, można „o d n ie ś ć 'p o p ro s tu 'd o dyletantyzm u, ig n o ra n c ji i zarozu­

m ia ło ś c i" i że „m arksiści absolutnie nie m o n op o lizu ją ty c h cech dla sie­

b ie ", że m arksizm nie spełnia s e le kcyjn e j ro li w stosunku do typów , k tó re tu wchodzą w grę, że te d y k r y ty k u ją c pew ne p osta w y u m y s ło ­ we i pew ne sposoby pisania, n ie w iadom o czemu zająłem się specjalnie m arksistam i, zamiast szukać p rz y k ła d ó w po ca łym terenie współczesnej n a u k i (str. 71— 75).

C zytając te uw agi, m iałem wrażenie, że a uto r w ogóle nie zauw ażył tego, co sta n o w iło isto tn ą treść m oich rozważań, że zauw ażył różne szczegóły, ale nie spostrzegł centralnego zagadnienia, któ re g o te szczegóły dotyczą. In te n c ją m oich a rty k u łó w n i e b y ł o s t a w i a n i e z a r z u t ó w . N ie interesow ała m ię in d y w id u a ln a ig n ora n cja i in d y w i­

d u a ln y d yje ta n tyzm , s p o ty k a n y we w szystkich obozach; przedm iotem m oich rozważań nie b y ło zagadnienie, czy pew ne ty p y lu d zkie są częst­

sze w śród m a rksistó w czy gdzie in d ziej. W a rty k u ła c h sw oich podjąłem próbę scharakteryzow ania p ew nych z ja w is k społecznych na tle d z is ie j­

szej epoki, próbę w y ja ś n ie n ia ich i w ycią g n ię cia pew nych w n io s k ó w p ra ktyczn ych . P róbow ałem u c h w y c ić p rz y c z y n y społeczne pew nych po­

staw, k tó re się u k s z ta łto w a ły w obozie m a rksisto w skim na sku te k o k re ­ ślonych procesów historycznych .

P rzykła d y, k tó re podawałem , nie m ia ły ch arakte ru argum entów , lecz ilu s tra c y j: p rz y ich pom ocy chciałem w sposób b ardzie j k o n k re tn y u w y ­ datnić, jakiego ty p u zja w iska mam na m yśli. G dyb y szło o poparcie m o­

ic h w y w o d ó w dostatecznym m ateriałem doku m e n ta cyjn ym , trzeba b y napisać nie a rty k u ł, lecz książkę. Sądziłem, że większość c z y te ln ik ó w p o tra fi bez tru d u uzupełnić m oje ilu s tra c je p rz y k ła d a m i z w ła sn ych do­

świadczeń.

Pytanie, dlaczego rozw ażając postaw y społeczne tam ujące ro zw ó j m yśli, zająłem się specjalnie m arksizm em , b y ło w ysuw ane p a ro k ro tn ie

¡także poza. a rty k u łe m d r H ochfelda. M ożna b y na to odpow iedzieć, że obóz m a rksisto w ski, k tó r y głosi, że w dziejach m y ś li n ie ma „n ic raz na zawsze ustalonego, bezwzględnego, św iętego", obóz, k tó r y gło si supre­

m ację n a u k i i tezę ciągłego postępu poprzez re w o lu c y jn e skoki, je st pod ty m względem b a rd zie j in te re s u ją c y niż np. ta k i n u rt m y ś li społecz­

nej, gdzie podstaw ą poglądu na św ia t są tazy ustalone raz na zawsze, bezw zględne i święte, gdzie n a jw y ż s z y a u to ry te t ma o fic ja ln ie zagw aran­

tow aną nieom ylność — i gdzie wobec tego nie ma m iejsca na taicie „p o ­ łączenie p rz e c iw ie ń s tw ", o ja k im m ó w iłe m w nrze 19 M y ś l i W s p ó ł -

c z e s n e j.

A le tem at a rty k u łó w w yb ra łe m sobie nie z teo re tyczn ych ty lk o w zględów . S ocjolo g ow i w o ln o być nie ty lk o człow iekiem , „ k tó r y chce św ia t w y ja ś n ia ć ", ale ró w n ie ż człow iekiem , „ k tó r y chce świat, zm ieniać", b y le ty lk o zdaw ał sobie sprawę, k ie d y w ys tę p u je w je d ne j a k ie d y w d ru g ie j r o li i k ie d y się jedna ro la z drugą zazębia. W pie rw szym sw ym a rty k u le w y ra z iłe m się, że m o tyw e m jego napisania b y ła spra­

w a a k ty w n o ś c i m yślo w e j lew ico w e g o obozu w Polsce, pragnienie, aby

„p ło dn e m y ś li K a ro la M arksa n ie b y ły b ie rn ie p rze c h o w y w a n y m i k le

j-NA SZLAKACH MARKSIZMU 21 n ota m i so cja listyczne j tr a d y c ji" 5). W y d a je m i się, że to p o w inn o dosta­

tecznie w yja śn ić, dlaczego zająłem się czyn nikam i, k tó re w m oim prze­

k o n a n iu przeszkadzają ro z w o jo w i m y ś li w obozie le w ic y , a nie czyn ­ n ika m i, k tó re przeszkadzają np. ro z w o jo w i m y ś li w obozie k a to lic k im lu b błędam i p o p e łn ia n ym i przez ty c h czy in n y c h p rze d sta w icie li o fic ja l­

nej n a u k i europ e jskich u n iw e rsyte tó w .

IN T E R W E N C JA D U C H Ó W

Z k o le i ja ch cia łbym sobie w y ja ś n ić genezę k ilk u nieocze kiw a n ych w yp o w ie d zi, ja k ie znalazłem w uwagach polem icznych dr H ochfelda i prof. Schaffa.

W sw oim a rty k u le : D o k t r y n a m a r k s i s t o w s k a n a t l e d z i ­ s i e j s z e j e p o k i w spom inając o ko nserw atyzm ie naszych środow isk u n iw e rs y te c k ic h pisałem : „ K r y ty c y M arksa, k tó rz y o dn o sili się iro n ic z ­ n ie do m a rksisto w skich d o k try n w przekonaniu, że patrzą na nie z w y ż y n now oczesnej nauki, n ie je d n o k ro tn ie zw iązani są m yślo w o z okresem przedm arksow skim , a n ie k ie d y — np. w n ie k tó ry c h koncepcjach te o rii praw a — n ie w y p lą ta li się z pozostałości s c h o la s ty k i" (str. 511). N ie w iem , czy d r H och fe ld p rzeczytał ten fragm ent mego a rty k u łu , ale p i­

sząc w sw oim a rty k u le , że „postaw a, k tó rą prof. O ssow ski zarzuca m ar­

ksisto m ", nie je s t m onopolizow ana przez m a rksistó w — co jest, oczy­

w iście, ca łkie m słuszne — dodaje: „Jakże często nauka przybrana w to ­ gę akadem icką, m ó w i rzeczy gorsząco nieścisłe i n ie pra w d ziw e ! A le fakt, że m ó w i je dosto jn ie i że p o k ry w a je akad e m ickim stopniem nau ­ ko w ym , zw a ln ia nas — ja k w id a ć (s i c!) — od obow iązku form u ło w a n ia u og ólnień o w ie d zy u n iw e rs y te c k ie j na tle dzisiejszej e p o k i". Jeżeli a u to r cz y ta ł w całości a rty k u ły , z k tó ry m i polem izuje, to owego z w ro ­ tu w jego a rty k u le nie um iem sobie w ytłu m a czyć, .nawet p rz y założeniu, że a utor n ie zdaje sobie sp ra w y z w a g i słów , k tó re w yp o w ia da , i nie w ie, czym je st zarzut k a p itu lo w a n ia przed akadem icką togą skie ro w a ­ n y pod adresem p ra co w n ika naukow ego.

W a rty k u le : T e o r e t y c z n e z a d a n i a m a r k s i z m u pisałem , że „w b re w dość rozpow szechnionej o p in ii (. . .) m a te ria lizm d ia le k ty ­ czn y bardziej niż ja k a k o lw ie k inna te o ria sp rzyja sw obodnej d y s k u s ji"

(str. 4). W poprzednim a rty k u le pisałem : „S o cja lizm je st dziś siłą innego rzędu niż b y ł niegdyś. N ie p otrzebuje się opierać na ślepej w ierze, sko­

ro ma za sobą ty le k o n k re tn y c h z w y c ię s tw " (str. 510). „ A b y m arksizm m ógł odegrać w y b itn ie js z ą ro lę w now oczesnym ży c iu u m ysło w ym , m usi w y s tą p ić ja k o c z y n n ik ru c h u " (str. 512).

O tóż d r H o ch fe ld trz y k ro tn ie p rzyp isu je m i sugerow anie, że „ r e li­

g ijn a " postawa względem n a u k i stanow i dla m arksizm u „n ie m a l k o ­ nieczność" (str. 75) czy też „sw ego ro d za ju konieczność" (str. 71 i 72).

Z n o w u nie w iem , ja k a uto r do tego doszedł i czy m u nie przyszło na m yśl, że g dyb ym ową postawę uw ażał za konieczną, n ie p isa łbym sw o­

ic h a rty k u łó w ?

5) „Doktryna marksistowska na tle dzisiejszej epoki“ , str. 505.

22 STANISŁAW OSSOWSKI

P rzew odnią m yślą m oich rozważań b y ło przekonanie, że w d z is ie j­

szych w aru nka ch postawa nau ko w a względem teoretycznego dziedzic­

tw a m arksizm u nie ty lk o nie zagraża p ra k ty c z n y m celom obozu le w ic y Ispołecznej, ale w łaśnie ty m celom służy, że postaw a „ r e lig ijn a " w sto­

sunku do n a u k o w e j puścizny może b yć z w iększą ko rzyścią zre­

kom pensowana przez inne c z y n n ik i w ię z i społecznej. „S ta b iliz a c ja d o k ­ try n a ln a — pisałem — może b yć w p ew nym okresie i w p ew nych w a ­ ru n kach ko rzystna w a k c ji; w in n y c h w arunkach może stać się s z k o d li­

w a ". „D o k try n a naukow a pod względem sw ych fu n k c y j społecznych może się asym ilow ać do system ów re lig ijn y c h , nie n ależy je d n a k prze- oczać faktu , że d o k try n a naukow a może stać się orężem w alczącej gru- p y społecznej w in n y sposób niż d ok try n a re lig ijn a . Żyw otność m y ś li so­

c ja lis ty c z n e j, je j p io nie rstw o , je j ro la w w y ła n ia n iu się n o w ych zagad­

nień i o d kryć i tw o rze niu n o w y c h te o rii, a w zw ią zku z ty m przekona­

nie, że od w odzów p ro le ta ria tu w yszedł im puls, k tó r y pchnął naprzód naukę św iatow ą, to chyba w dzisiejszych w a ru nka ch cenniejszy k a p i­

ta ł niż w ia ra w niezm ienność p rz y ję ty c h te z ."8) Tem u samemu p rze ko ­ n a n iu daw ałem w yrazTna in n y c h m iejscach, m. in. w zakończeniu d ru ­ giego a rty k u łu . W obu a rty k u ła c h zw iązek pom iędzy te o rią i p ra k ty k ą w m arksizm ie tra kto w a łe m ja k o założenie, co do któ re g o nie może być w ą tp liw o ś c i. Zdaw ało m i się, że u w y d a tn iłe m to dość w yraźnie.

Tymczasem w a rty k u le prof. Schaffa w n r 25— 26 M y ś l ii W s p ó ł ­ c z e s n e j przeczytałem z najw yższym zdum ieniem oświadczenie, że z całego mego rozum ow ania „z logiczną k o n se kw e n cją " ( s i c ! ) w y p ły w a w niosek, że „ ja k długo m arksizm łączyć będzie teo rię z p ra k ty k ą — a to je st w ła śn ie jego fundam entem — ja k długo w sp ó łistnieć będą te d w ie jego fu n k c je — n a u ko w a i „r e lig ijn a “ , ta k długo m arksizm nau­

k i ro z w ija ć nie może. A poniew aż m arksizm u p o rczyw ie trzym a się za­

sady jedności te o rii i p ra k ty k i, wobec tego w e rd y k t ten, je ś li idzie o m arksizm ja k o naukę, je s t w e rd y k te m ś m ie rc i" (str. 247— 248), i

W yp o w ie d z ia w s z y ten fa n ta styczn y Wniosek prof. Schaff p ró b u je w ziąć m ię w obronę: „ T e g o a uto r pow iedzieć z pew nością nie ch cia ł

— pisze prof. Schaff — ale to w łaśnie m ó w i jego a rty k u ł." — O brona ró w n ie zbyteczna, ja k niesłuszna: za treść sw oich a rty k u łó w w M y ­ ś l i W s p ó ł c z e s n e j , za ich istotną treść b io rę pełną odpow ie­

dzialność.

N ie m n ie jszym zdum ieniem p rz e ję ły m ię inne fra g m e n ty a rty k u łu prof. Schaffa. O to co pisze autor: „Z asady sprzeczności — pow iada prof.

O ssow ski — nie uznaje ró w n ie ż m yślenie pierw o tn e , czego ślad zn a j­

d u je m y w dogm atach re lig ijn y c h . A w ię c . . . d ia le k ty k a je st takim że o ry m ity w e m ja k m yślenie dzikusa, k o n k l u d u j e p r o f . O s s o w ­ s k i . " (Str. 261, podkreślenie m oje, St. O.) Sądzę, że mam praw o żądać w yja ś n ie n ia , na ja k ie j podstaw ie p rzyp isu je m i prof. Schaff tę n ie d o ­ rzeczną ko n k lu z ję , skoro ani w re ferow an ych przezeń a rty k u ła c h , ani n igdzie in d z ie j n ic podobnego nie m ów iłem , i skoro, w p ro s t przeciw nie,

°) „Doktryna marksistowska na tle dzisiejszej epoki“ , str. 510.

NA SZLAKACH MARKSIZMU 23 w c y to w a n y m a rty k u le T e o r e t y c z n e z a d a n i a m a r k s i z m u pisałem , że k o n flik t d ia le k ty k i z zasadą sprzeczności je s t ty lk o k o n flik ­ tem rzekom ym (str. 12) i że popraw ne sform ułow anie tez d ia le k ty k i n ie staje w k o n flik c ie z p ra w am i lo g ik i (str. 11).

N a te j samej stronie pisze prof. Schaff, że argum enty, k tó re poda­

łem , prze m a w ia ją p rze ciw temu, co chciałem w ykazać, m ia n o w icie

„p rz e c iw zasadzie sprzeczności w je j psycho lo g icznym sfo rm u ło w a n iu ".

N ie rozum iem , skąd przyszło na m yśl a u to ro w i, że chciałem w ykazać słuszność „zasady sprzeczności w je j psycho lo g icznym s fo rm u ło w a n iu ".

D la każdego, k to się za jm o w a ł so cjo log ią i p sychologią re lig ii, albo psycho lo g ią dziecka, albo p sychologią m yślenia em ocjonalnego, czy tzw . psycho lo g ią tłu m u , nie może b y ć n a jm niejszej »w ątpliw ości, że teza p sy­

chologiczna, zwana n ie k ie d y „p sychologiczną zasadą sprzeczności", je st fałszyw a. („Św iadom e w yzn a w an ie sprzecznych • ze sobą sądów należy do tra d y c y j n iezm iernie rozpow szechnionych na całej k u li zie m s k ie j"

— pisałem w sw oim a rty k u le ; str. 12). P rzyp isyw a nie m i ow e j tezy w y ­ dało m i się ty m b ardzie j zabawne, że w sw oim czasie zgrom adziłem spo­

ro p rz y k ła d ó w sprzeczności w lu d z k im m yśle n iu (nie ty lk o na terenie re ­ lig ii) ja k o m a te ria ł do a rty k u łu ; Z a s a d a s p r z e c z n o ś c i w p r a k t y c e ż y c i a s p o ł e c z n e g o " . Rozpraw a nie została w y ­ kończona w s k u te k w y b u c h u w o jn y , ale zagadnienie poruszałem w d ru ­ k u p a ro k ro tn ie .7)

N ie chcąc n użyć c z y te ln ik ó w pom inę drobniejsze nieścisłości w re ­ fe ro w a n iu m oich poglądów .8) N ieścisłości te są dla c z y te ln ik a p ra w ie n ie uch w ytn e, gdyż prof. Schaff w a rty k u le sw ym n ig d y p ra w ie n ie c y ­ tu je słóW autora, z k tó ry m p ro w a d zi polem ikę. Sądzę, że p rz y k ła d y , k tó re podałem, w ystarczą aby stw ierdzić, że sprawa je s t poważna. To n ie je st spraw a osobista. T u idzie o pew ne dość rozpow szechnione o b y­

czaje, k tó ry c h s k u tk i społeczne nie są do zlekcew ażenia. Jeżeli zacho­

w a m y ta k n ie fra s o b liw y stosunek do tekstów , z k tó r y m i się polem izu­

je, to n ie p rze prow a d zim y żadnej pow ażnej d y s k u s ji i n ie posuniem y zagadnień naprzód. N ie sądzę, aby w ten sposób można b y ło służyć w sp ó lne j sprawie.

Rzeczą nie zm ie rn ie pożądaną b y ła b y w iększa ostrożność w w y c ią g a ­ n iu w n io skó w , w iększa k o n tro la założeń, na k tó ry c h się nasze w n io s k i opierają, niż to się z w y k le p ra k ty k u je w dyskusjach nad zagadnieniam i społecznym i. Jeżeli ktoś stw ierdza albo raczej przyp om ina znany fakt, że w k ra ja c h k a p ita lis ty c z n y c h zaszły w p ew nym okresie procesy e w o ­ lu c y jn e , k tó re s p ra w iły , że np. dzisiejsza Szwecja bliższa je st pod w ie lu w zględam i form om życia w u s tro ju s o cja listyczn ym niż Szwecja z cza­

sów M a n i f e s t u K o m u n i s t y c z n e g o l ub K a p i t a ł u (M.

W ., n r 19, str. 511), to b y n a jm n ie j nie znaczy to, żeby a uto r zapow iadał, iż przejście od u s tro ju k a p ita listyczn e g o do socjalistycznego dokona się w S zw ecji w drodze e w o lu c ji, albo żeby n ie doceniał dziejow ego zna­

czenia p rz e w ro tó w re w o lu c jn y c h — ja k to su ge ro w a li n ie k tó rz y k ry ty c y . 7) M. in. w książce pt. „Więź społeczna i dziedzictwo k rw i“ na str. 8, 69-70, 275.

(Warszawa, 1948).

8) Np. w związku z teorią Morgana (str. 254).

24 STANISŁAW OSSOWSKI

D r H o ch fe ld niezgodne z treścią m oich a rty k u łó w w n io s k i w y p ro ­ wadza z „generalnego ducha" m oich spostrzeżeń (str. 76). Prot. Schaff p e rs o n ifik u je m ój a rty k u ł, prze ciw staw ia go a u to ro w i i d o w ia d u je się w ten sposób rzeczy, k tó ry c h nie chciał — ja k tw ie rd z i — pow iedzieć a u to r owego a rty k u łu . M yślę, że zabawę z ducham i le p ie j odłożyć do

seansów s p iry ty s ty c z n y c h .

D latego też p ro p o n o w a łb ym na przyszłość p rz y ję c ie następujących p os tu la tó w p ra kty c z n y c h :

1. Przystępując do d y s k u s ji czytać uw ażnie tekst, k tó r y ma się za­

m ia r k ry ty k o w a ć .

2. D y s k u tu ją c z czło w ie kie m nie sprowadzać do pom ocy duchów i n ie pozw alać sobie na lic e n c je p o e tyckie w stosunku do k ry ty k o w a ­ n ych ustępów.

3. Brać odpow iedzialność za zarzuty, k tó re się staw ia, c y tu ją c od­

p o w ie d n ie m om enty w k ry ty k o w a n y m tekście albo p rz y n a jm n ie j w ska­

zując dokład n ie miejsce, któreg o u w a gi polem iczne dotyczą. T y lk o w ten sposób u m o ż liw ia się k o n tro lę c z y te ln ik o w i.

Przy sposobności c h cia łb ym jeszcze prosić d r H ochfelda o pew ne w y ­ jaśnienie. W a rty k u le : O z n a c z e n i u m a r k s i z m u a utor m óiyi, że „ta k ważnego p rzedm iotu ja k socjologia uczy się dziś przew ażnie w ten sposób, iż nauczanie ogranicza się do podania sprzecznych p o g lą ­ d ó w k ilk u szkół. „C o p ow ie d z ie lib y ś m y — pisze a u to r — o nauczaniu fiz y k i, k tó rę nie o p ie ra ło b y się na żadnych elem entach w p o jo n y c h ucz­

n io w i w szkole średniej (a naw et w cześniej), a w tra k c ie stu d ió w u n i­

w e rs y te c k ic h o g ra n ic z y ło b y się do p oin fo rm o w a n ia o poglądach A rc h i- medesa, Ptolomeusza, K opernika, Galileusza, N ew tona, E insteina itd.?"

(str. 73).

Będę w dzięczny d r H o c h fe ld o w i za inform a cję, czy pisząc o ta k im nauczaniu s o c jo lo g ii m ia ł na m y ś li Stany Zjednoczone, Z w ią ze k Radziec­

k i, Francję, A n g lię czy Polskę. Jeżeli zaś m ia ł na m y ś li Polskę, to k tó re m ia n o w icie o środki: Łódź, W arszawę, Poznań czy K raków ? W których^

ośrodkach u n iw e rs y te c k ic h d r H o ch fe ld znalazł naukę s o c jo lo g ii ograni-*

czoną do ta k ic h metod?

DOBÓR T E R M IN Ó W A M E R IT U M SPR AW Y

W a rty k u le prof. Schaffa przeczytałem z w ie lk ą przyjem nością, że a utor p rz y jm u je w szystkie ogólne dezyderaty, ja k ie w ysunąłem w sto­

sunku do współczesnego m arksizm u. N ie b y ło to zresztą dla m nie n ie ­ spodzianką, gdyż a uto r dał ju ż tem u poprzednio w y ra z w dyskusjach u st­

nych. Różnica zdań d oty c z y natom iast p ew nych p oglądów te o re ty c z ­ nych. Przede w szystkim prof. Schaff nie godzi się z m oją próbą w y ja ś ­ n ia n ia p rzyczyn pew nych z ja w is k w y s tę p u ją c y c h w e w spółczesnych środow iskach m arksisto w skich . N ie godzi się — ta k samo zresztą ja k dr H o ch fe ld — ze znaczeniem, ja k ie p rzyp isu ję „ r e lig ijn e j fu n k c ji" d o k ­ tr y n y m a rksisto w skie j. D yskusja w te j spraw ie — nie ty lk o na terenie ' M y ś l i W s p ó ł c z e s n e j — przebiega w dw óch płaszczyznach:

te rm in o lo g iczn e j i m e ry to ry c z n e j.

NA SZLAKACH MARKSIZMU

25 W y b ó r ta k ic h czy in n y c h te rm in ó w je st sprawą k o n w e n c ji. A le na teren ie n au k społecznych k o n w e n cje te nie są ta k obojętne ja k na te ­ renie fiz y k i czy b io lo g ii. W stosunku do z ja w is k społecznych nie ła tw o je st u w o ln ić poszczególne słow a od całego system u skojarzeń i od za­

b a rw ie nia em ocjonalnego. Znaczenia potoczne poszczególnych słó w to są fa k ty społeczne, z k tó ry m i socjolog m usi się lic z y ć . D latego też na zarzut p o sług iw a n ia się n ie w ła ś c iw y m term inem n ie mogę odpow iedzieć po prostu, że mam praw o posług iw a n ia się term inam i, ja k ie m i sie po­

dobają, b yłe m ic h u ż y w a ł konsekw entnie.

Dwa te rm in y użyte w m oich a rty k u ła c h w z b u d z iły pew ne sprze­

c iw y : „d o k try n a m a rksisto w ska " i „fu n k c ja re lig ijn a ". W term in ie ,,d o k- t r y n a " n ie k tó rz y , m. in. dr H ochfeld, d o p a trz y li się zabarw ienia depre­

cjonującego. Z a p y ty w a n o mię, czemu m ó w iłem o „d o k tr y n ie " m arksis­

to w s k ie j a n ie o te o rii m a rksisto w skie j. — O tóż te rm in u tego użyłem zupełnie św iadom ie. M ó w ię o t e o r i a c h M arksa, o t e o r i a c h Le nina, o t e o r i a c h K rz y w ic k ie g o czy C zarnow skiego, ale m ów ię o d o k t r y n i e m a rksisto w skie j. A ry s to te le s s tw o rz y ł różne t e o r i e , ale w starożytności i w średniow ieczu istn ia ła d o k try n a a r y s t o t e l e - s o w s k a , ja k o pew ien system o w ych te o ry j, nauczany przez szkołę a ry s to te lik ó w . T e rm in „d o k try n a " w skazuje z je d ne j s tro n y na w ie lo ­ stronność system u (to coś w ię ce j niż poszczególne teorie), z d ru g ie j — na jego fu n k c je społeczne (zespół treści m y ś lo w y c h nauczanych w p ew ne j g ru pie społecznej). Sądzę, że ta kie u żyw a n ie te rm in u „d o k ­ try n a " jest zgodnie z potoczną in tu ic ją ję zyko w ą, z obyczajem p rz y ­ ję ty m także przez w ie lu m a rksistó w i z e tym olog ią słow a (d o c t r i n a—

d o c e r e).

W zw iązku z ty m term inem d r H o ch fe ld staw ia m i zarzut m e ry to ­ ryczn y, że w m oim u ję c iu m arksizm je st „n u rte m społecznym ", „d o k - try n ą , „o m a l ja lm p Ł Ofeozenr". — N ie chce m i się w ie rzyć, aby d r H och- feld, k tó r y ma za sobą przecież bogatą działalność społeczną, n ie ze­

tk n ą ł się dotąd z o b o z e m m a rksisto w skim i n ie w ie d zia ł, że obóz m a rksisto w ski n ie je st abstrakcją w ym yślo n ą p rz y b iu rk u przez ja k ie ­ goś socjologa, ale doniosłym fragm entem dzisiejszej k o n k re tn e j rzeczy­

w istości społecznej. A b y u niknąć nieporozum ień, w rozw ażaniach sw o­

ich starałem się u w y d a tn ić dw oistość związaną z pojęciem m arksizm u (Por. M y ś l W s p ó ł c z e s n a , n r 19, str. 506, 509, 510).

T e rm in „fu n k c ja re lig ijn a " u ż y ty w znaczeniu d urkhe im o w skim , ale zastosow any do d o k try n y m arksisto w skie j, w zb u d ził u n ie k tó ry c h czy­

te ln ik ó w żywszą opozycję. Jest to zrozum iałe. O stre p rze ciw staw ie nie się m arksizm u ja k o te o rii n a u ko w e j w sze lkim re lig io m , ro la ja k ą te rm in

„r e lig ia " o d g ryw a w koncepcjach M arksa i Lenina, m usi budzić niechęć óo d u rkhe im o w skieg o rozszerzania zakresu owego term in u ; niechęć,

„r e lig ia " o d g ryw a w koncepcjach M arksa i Lenina, m usi budzić niechęć óo d u rkhe im o w skieg o rozszerzania zakresu owego term in u ; niechęć,