• Nie Znaleziono Wyników

Udało się, choć nie wszystko… We Succeeded, But

Streszczenie

W jubileuszowym 20-leciu autor, organizator i pierwszy rektor Kolegium Karkonoskiego, później przemianowanego na Karkonoska Państwowa Szkoła Wyższa, starał się wskazać na zdarzenia oraz postawy jednostek i grup, które nastręczały kłopoty rozwojowe uczelni i wywoływały konflikty różnej skali. Pokazano je, między innymi, na tle relacji z władzami państwowymi i samo-rządowymi oraz konferencjami rektorów KRASP i KRePSZ. Autor wskazał

na te konflikty, które jego zdaniem były najdotkliwszymi niepowodzeniami i te przedsięwzięcia, których nie udało mu się doprowadzić do pozytywnego

zakończenia. Za takie uznał: medialne nagłośnienie sztucznie wywołanych konfliktów wewnątrz-uczelnianych, które przynosiły straty wizerunkowe szkoły, niską internacjonalizację studiów, niewykorzystanie wolnych po-wierzchni nowego campusu na organizację przedsięwzięć produkcyjnych oraz niepowodzenie programu umasowienia studiów z rehabilitacją osób z niedo-borami fizycznymi.

Słowa kluczowe: szkolnictwo wyższe, PWSZ Jelenia Góra, rozwój, problemy. Abstract

The author, the founder and the first Rector of Karkonosze College presents 20 years of the activity of the college celebrating its anniversary. He focuses on events and persons which impeded College’s development and caused troublesome problems and conflict situations of various scale. They are shown against the background of bilateral relations with state and self-government authorities as well as within Rectors’ Conferences of Universities (KRASP) and Vocational Schools (KRePSZ). The author lists these conflicts which, in his opinion, resulted in the most severe failures or these which he has not

managed to solve. Among others there were deficits such as some internal conflicts brought to the public attention by local media causing a severe loss of college’s credibility. Also low internationalization of study programs and not proper use of physical space on the new campus as well as poor results in a wider introduction of study programs for disabled persons combined with physical rehabilitation are regarded as painful losses.

Key words: higher education, Karkonosze College in Jelenia Gora, deve-lopment, problems.

Jubileusz jest zazwyczaj okazją do świętowania sukcesów, ale prawdą jest banalne stwierdzenie, że życie to nie bajka i jest również pasmem porażek lub co najmniej nieudanych inicjatyw. Jako człowiek, którego życie nie oszczędza-ło, jedną trzecią jego aktywnej części, spędziłem organizując Kolegium

Karko-noskie (KK) i kierując tą szkołą, jako Nr 1, przez dziewięć lat i jako Nr 2 przez

kolejne osiem, miałem oczywiście również wzloty i upadki. O sukcesach prze-czyta Czytelnik sporo w tym tomie, sam o nich wielokrotnie pisałem, zatem czas na skromną, subiektywną, okolicznościową, relację o niektórych perturbacjach oraz niepowodzeniach. Z tego preambulenia jednoznacznie wynika, że nie o wszystkim i nie o wszystkich będę mógł pisać w samych superlatywach, przyjmuję więc zasadę pisania imiennie jedynie, gdy można

dobrze, a instytucjonalnie, gdy trzeba nieco gorzej.

Trudne, mokre, początki

Jak już wspomniałem, miałem, przy kolejnych rocznicowych okazjach i bez nich, szansę wielokrotnie pisać o różnych zdarzeniach i

towarzyszą-cych im okolicznościach, w historii KK/KPSW, więc przepraszam za ewen-tualne powtórzenia niektórych wątków, bo pamięć są to najsłabsze zasoby, jakimi dysponuję, zaraz po… finansach.

Nie uważam, że w moich relacjach byłem odkrywczy lub wydawałem z siebie wiekopomne prawdy, ale aby wiązać powagę poruszanych spraw z klimatem politycznym i prawnym lat im współczesnych, mogę posłużyć się kilkoma autocytatami. Na szczęście moje pamiętnikarstwo nie dorównu-je, przynajmniej popularnością, piśmiennictwu Paska, Sienkiewicza czy Budrewicza, więc jest szansa, że… nie było wcześniej czytane.

Udało się, choć nie wszystko.. 31 Takim właśnie cytatem, z mojego osobistego życiorysu [1], chciałbym oddać dramatyzm, również częściowo osobisty, powstawania KK. W pod-rozdziale Kolegium Karkonoskie – ostatnia niespokojna przystań, napisa-łem: >26 czerwca 1997 roku parlament uchwalił ustawę o wyższych

szko-łach zawodowych i jeszcze tego samego tygodnia zaprosił mnie Pan Janusz Pezda, Wojewoda Jeleniogórski, który znał mnie wcześniej jako burmistrz miasta Kowary, z czasów zakładania tam spółki Politechniki Wrocławskiej, która wzięła nazwę od tego miasta. Okazało się, że już dość długo działała społeczna grupa inicjatywna, która chciała aplikować o utworzenie pań-stwowej wyższej szkoły zawodowej opartej na właśnie uchwalonym prawie. Ja miałbym podjąć się organizacji z perspektywy desygnowania na rektora. Po konsultacji z rektorem Politechniki, który już wcześniej udzielił pisemne-go poparcia tej inicjatywie i był zadowolony, że to jepisemne-go lojalny profesor miałby kierować nową szkołą, wyraziłem zgodę. Był to pamiętny rok wiel-kiej powodzi (1997), która nie ułatwiała kontaktów z potencjalnymi nauczy-cielami akademickimi nowej uczelni. A było z kim się kontaktować, bo wspomniana grupa inicjatywna zaplanowała aplikacje o pięć kierunków studiów. Zebrałem więc deklaracje około 80 nauczycieli, w tym ponad połowy z akademickich uczelni Wrocławia, z których pochodziła prawie cała profesura.

Po wakacjach zmienił się parlament, rząd i wojewodowie – opcja lewi-cowa została zastąpiona przez prawicową, więc spodziewałem się, że na wspomnianej już zasadzie – >wykarczować co zasiano przed nami<, wybór poprzedniego wojewody może nie być podtrzymany przez jego następcę. Spotkanie z nowym wojewodą rozwiało moje obawy. Tak! obawy i to nie utraty zainwestowanej pracy, ale szansy podjęcia czegoś pasjonującego i odciśnięcia mojego śladu, może już ostatniego, w tym pięknym zakątku kraju, w tak wspaniałej misji. Po trzech kolejnych wersjach aplikacji nade-szła decyzja redukująca obszary dydaktyki z pięciu do trzech, przy tym na w pełni uzasadnione obsadą kadrową wnioski o kierunki studiów, przyznano nam... specjalności. Jak się później okazało była to zasada przyjęta w sto-sunku nie tylko do wszystkich sześciu PWSZ powołanych w pierwszym rzucie, ale również utrzymywana w stosunku do dalszych uczelni. W każdym razie zdarzyła się rzecz, jeżeli nie bez precedensu, to bardzo rzadka w III Rzeczypospolitej – skrajnie prawicowy minister Mirosław Handtke wdrożył ustawę z trudem uchwaloną przez lewicowy rząd.

Premier powołał Kolegium Karkonoskie w Jeleniej Górze, jedyną PWSZ, która aplikowała o nazwę własną i ją otrzymała, z trzema specjalno-ściami, z których dwie – język polski i pedagogika opiekuńcza były konty-nuacją obszarów edukacji prowadzonej w miejscowym Kolegium Nauczy-cielskim, inkorporowanym przez KK, a trzeci – elektrotechnika i telekomu-nikacja – mógł rozpocząć kształcenie, z semestralnym przesunięciem dzięki partnerskiej uprzejmości Politechniki Wrocławskiej, która wynajęła sale wykładowe i laboratoria swojej miejscowej filii.

Zanim doszło do rozpoczęcia działalności szkoły przeszedłem jeszcze niespodziewaną próbę nerwów. W ostatnią środę czerwca 1998 roku zatele-fonował do mnie wicedyrektor departamentu w MEN i zaprosił na piątek do ministra na wręczenie nominacji rektorskich. Zależało mi na niej, więc w duchu odetchnąłem z ulgą. Nie minęła jednak doba, gdy ten sam dyrektor, zatelefonował ponownie, cały w przeprosinach, informując że pan wojewo-da cofnął swoją rekomenwojewo-dację dla mnie. A jednak! Zatelefonowałem do ów-czesnego kuratora, jeszcze wojewódzkiego, w Jeleniej Górze, Pana Janusza Wrzala, który włożył, wraz ze mną, bardzo dużo pracy w kolejne trzy aplika-cje i inne przygotowania organizacyjne do uruchomienia uczelni, by go poinformować o decyzji wojewody. Przez telefon „widziałem” jak poczer-wieniał, choć nie był to Jego ulubiony kolor. Powiedział: >Panie profeso-rze, proszę poczekać, spróbuję wyjaśnić co się stało<. Rzeczywiście, zatele-fonował po kwadransie i zmieszany zakomunikował, że związki zawodowe poinformowały wojewodę, że jestem osobistym wrogiem pana ministra Wiszniewskiego. Zamroczyło mnie, ale natychmiast oprzytomniałem i po-wiedziałem, że wojewoda chyba nie ma problemów z zatelefonowaniem do ministra, więc niech go zapyta czy to prawda, bo ja wprawdzie polemi-zowałem z profesorem Wiszniewskim na poczytnych łamach uczelnianego „świerszczyka”, ale chyba nie potwierdzi, że jesteśmy wrogami. Nie liczy-łem już jednak na cud, gdy w piątek zatelefonowała sekretarka wojewody, który prosił o rozmowę ze mną. Myślałem, że to kurtuazyjne wyjaśnienia, tymczasem było to zaproszenie do wyjazdu w poniedziałek do ministerstwa po odbiór mojej nominacji. Po drodze byłem wielokrotnie przepraszany za nieporozumienie i dowiedziałem się, że Pan Minister powiedział coś w tym rodzaju: >Wrogami, to bzdura, nie znajdziecie nikogo lepszego od Winnic-kiego na to stanowisko<. To przesądziło, a ja dostałem piękne świadectwo prawdziwie ludzkiej postawy, rozgraniczającej różnice poglądów od oceny wartości moralnej człowieka. Dziękuję Ci, Andrzeju!.

Udało się, choć nie wszystko.. 33

Rys. 1. Tymczasowe lokalizacje Rektoratu KK i rys. 2. Instytutu Techniki w Filii PWr.

Ulokowanie dydaktyki okazało się zadaniem relatywnie znacznie prost-szym od rozwiązania kluczowych spraw kadrowych, i tu niespodziewanie bezproblemowy był wybór osoby Nr 2 w kierownictwie szkoły, jej prorek-tora. Praktycznie nie miałem chwili wahania, gdy poznałem dra Henryka Gradkowskiego, świetnego filologa, zajmującego się naukowo dydaktyką języka polskiego, niezwykle kompetentnego w sprawach edukacji i wycho-wania, doskonale osadzonego w miejscowych realiach, jako wizytator Kura-torium Oświaty, do tego silnie rekomendowanego przez, wspomnianego już, Janusza Wrzala.

Najszybciej rośnie się przez… aneksję – uzupełnienie profilu edukacyjnego szkoły

Dużo trudniejszy był wybór kluczowej dla zarządzania szkołą postaci, jaką jest dyrektor administracyjny, nazwany przez ustawę z 1997 roku, pierwszy raz w szkołach wyższych, kanclerzem. Trudność polegała nie tyl-ko na wyborze właściwej osoby, ale na… niewybraniu osoby silnie popiera-nej, wręcz narzucapopiera-nej, przez wojewodę, który miał przed sobą ostatni kwar-tał władzy, przed powrotem kraju do „makrowojewództw” i chciał urządzić swoich współpracowników. Ta sytuacja zmusiła mnie do zorganizowania konkursu, do którego zgłosiło się 36 kandydatów, z których do rozmów kwalifikacyjnych wyselekcjonowano 6, a wygrała go, jedyna w tym gronie, kobieta, mgr Grażyna Malczuk, osoba o dużym doświadczeniu, nie tylko pedagogicznym, ale również, czy przede wszystkim, menadżerskim, w tym inwestorskim. Zajmuje to stanowisko do dziś, będąc, przez wiele lat, jedyną kobietą wśród kanclerzy PWSZ.

Wydawało się początkowo, że takie pokierowanie wyborem kanclerza będzie brzemienne w negatywne skutki, gdyż urząd wojewody wycofał się z wcześniejszych deklaracji przekazania szkole na własność obiektów, które zasiedliła po Kolegium Nauczycielskim oraz dalszych, co do których trwały pertraktacje. Kres tej zemsty był jednak bliski, a powstanie Urzędu

Marszał-kowskiego Województwa Dolnośląskiego, na czele z życzliwym nam prof. Janem Waszkiewiczem, pozwoliło na objęcie znacznie wartościowszej substancji lokalowej, w czym współpracowała ówczesna prezydent miasta mgr Zofia Czernow i Rada Miasta, uwłaszczając KK na pięknym, choć zrujnowanym, budynku w centrum uzdrowiska, który wyremontowany za środki ministerialne, stał się, znów przejściowo, rektoratem (Rys. 3).

Rys. 3. Rektorat KK (2000-2004) i rys. 4. Instytut Techniki, oba w Cieplicach.

Na przestrzeni kolejnego roku został wyremontowany za środki budże-towe, również budynek po byłej bursie Szkoły Rzemiosł Artystycznych w Cieplicach (Rys. 4), do którego przeniósł się, z tak życzliwie użyczonego przez Rektora Politechniki Wrocławskiej prof. Andrzeja Mulaka, Pałacu Schaffgotschów (Rys. 2) Instytut Techniki, kierowany przez dra inż. Zbi-gniewa Fjałkowskiego.

Był to początek pierwszej fali przeprowadzek jednostek szkoły i pora, aby przedstawić jej pełną strukturę instytutową. Do osób najbardziej

zako-rzenionych w praglebie uczelni, przy tym niezwykle jej zasłużonych, należy

dr Andrzej Błachno, który wraz z załogą wcześniejszego Kolegium Nau-czycielskiego zbudował podstawy Instytutu Pedagogiki. Podobną rolę, w założycielskim okresie szkoły, odegrał dr Marek Graszewicz, kierujący w przeszłości ośrodkiem zamiejscowym Uniwersytetu Wrocławskiego, a w KK Instytutem Języków Słowiańskich. Te dwa instytuty mieściły się, w pierwszych latach działalności, w obiektach byłego WOM i Szkoły Pod-stawowej nr 7, przy ulicy 1 Maja (Rys. 1).

Udało się, choć nie wszystko.. 35 Istotnym poszerzeniem obszaru dydaktyki akademickiej szkoły i za-kończeniem budowania jej pełnego zakresu dziedzinowego stała się, w roku 2000, inkorporacja dwóch jednostek szkolnictwa częściowo pomaturalnego. Z oporami i trudnościami różnej natury podjęto próbę przekonania kadry bardzo ekskluzywnego i dość hermetycznego grona Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych oraz bardziej otwartego Zespołu Szkół Me-dycznych, do dołączenia do KK. Pertraktacje obwarowane, zwłaszcza w pierwszym wypadku, długą listą gwarancji, zakończyły się pomyślnie przyłączeniem tych szkół, wraz z ich posesjami. Ich siedziby przedstawiają fotografie na Rys. 5. i Rys. 6. Równocześnie powiodły się starania o pozy-skanie uprawnień do prowadzenia specjalności języki obce w dwóch

specja-lizacjach język angielski i język niemiecki oraz w trzech specjaspecja-lizacjach paramedycznych: pielęgniarstwo, fizjoterapia i ratownictwo medyczne. Uruchomienia pielęgniarstwa, jako pierwszej takiej specjalizacji w PWSZ, gratulował mi osobiście minister Mirosław Handtke.

Rys. 5. Siedziby NKJO w centrum miasta i rys. 6. ZSM w Cieplicach.

W ten sposób instytutowa struktura KK została uzupełniona o dwie istotne jednostki: Instytut Języków Zachodnich, na którego czele stanęła dotychczasowa dyrektor NKJO, germanistka, mgr Krystyna Listwan oraz Instytut Edukacji Medycznej, kierowany również przez uprzednią dyrektor, ZSM mgr Zofię Cieślik. Jednostki związane z dydaktyką uzupełniał Dział Nauczania kierowany przez dra inż. Włodzimierza Pawlaka.

Wygrana wojna o Nowy Campus

Jednostki dydaktyczne szkoły były rozrzucone w promieniu około 10 km i niezwykle nęcąco wyglądała szansa ich połączenia na wspólnym campusie, która pojawiła się, ze złą wiadomością dla miejscowych struktur

wojskowych, że ich jednostki mają być wyprowadzone z Jeleniej Góry. Początkowo wydawało się, że ominie to Centrum Szkolenia Radioelektro-nicznego, pozostałość po wcześniej zamkniętej Wyższej Oficerskiej Szkole Radiotechnicznej i obiektem zainteresowania KK był teren pokoszarowy przy ulicy Sudeckiej, ale wkrótce okazało się, że również Centrum przesta-nie działać, do końca 2004 roku.

Rozpoczęła się batalia o piękny parkowy campus dydaktycznej części byłej szkoły oficerskiej, której całą, ponad 30-hektarową posiadłość, dzieli, prawie na równe części, linia kolejowa. W pierwszym podejściu zaintere-sowanie zgłosiły obie uczelnie akademickie Wrocławia: Akademia Ekono-miczna, mająca miejscowy samodzielny wydział, oraz Politechnika, prowa-dząca wówczas filię dydaktyczną, we wspomnianym pałacu Schaffgot-schów w Cieplicach. KK było w tym towarzystwie ubogim krewnym, bez emocji deklarującym gotowość objęcia schedy powojskowej. Po zapoznaniu

się ze stanem technicznym obiektu Akademia uznała, że zbyt dużo już zainwestowała w dotychczasowy campus, a Politechnika, będąca w okresie

zmiany kierownictwa i zaangażowana w przejmowanie obiektów powoj-skowych w Oleśnicy, również nie zdecydowała się na nowe zdobycze teryto-rialne i lokalowe.

Naszym istotnym sprzymierzeńcem, w takim obrocie sprawy, był wcześniejszy komendant Szkoły i Centrum gen. dr Bronisław Peikert, któremu później powierzyłem funkcję pełnomocnika rektora ds. rozwoju

szkoły. Był on jednym z licznych oficerów, którzy, jak wspomniany kie-rownik Działu Nauczania dr Włodzimierz Pawlak czy dyrektor Biblioteki mgr Kazimierz Stąpór, podjęli zadania administracyjne lub jako absolwenci WAT, zadania dydaktyczne.

W procesie integracji terytorialnej jednostek szkoły mieliśmy możnych protektorów w osobach Jerzego Szmajdzińskiego, Ministra Obrony Naro-dowej oraz Józefa Kusiaka, Prezydenta Miasta, które było pośrednim ogni-wem w procesie przejmowania przez uczelnię własności skarbu państwa, administrowanej przez Agencję Mienia Wojskowego.

Ta procedura, tak krótko przedstawiona jednym zdaniem, w praktyce nie była ani krótka, ani prosta i wymagała właśnie decyzyjnego wsparcia, które pozwoliło znacząco obniżyć kilkunastomilionową wycenę wartości działki i jej zabudowy, przez dopuszczenie zamiany na obiekty zwalniane

Udało się, choć nie wszystko.. 37

przez KK oraz aporty w postaci, wspomnianego już, zatrudnienia kadry powojskowej oraz deklarowanych świadczeń na rzecz obronności kraju.

Ostateczną umowną finalizację, całej skomplikowanej transakcji, poprze-dziło trójstronne porozumienie Miasta, AMW i KK w obecności Ministra, na podstawie którego, już rok akademicki 2002/2003 instytuty, dotychczas ulo-kowane w obiektach WOM, mogły rozpocząć, w jednym (Nr 11, Rys. 7), po-śpiesznie wyremontowanym, budynku campusu przy ulicy Lwóweckiej.

Były to lata uruchomienia największej liczby specjalności, przy szczy-cie populacji studentów, których liczebność w szkole dochodziła do 5 tysię-cy, w tym blisko 1/3 zaocznych, opłacających studia. Pozwoliło to, przy bardzo dobrej gospodarce finansowej, zaciągnąć dalsze kredyty – po tych na zakup campusu – które pozwoliły na podjęcie gruntownych remontów, największego budynku dydaktycznego (Nr 3, Rys. 8) i rektoratu (po byłym kasynie oficerskim). Rok akademicki 2004/2005 mogły rozpocząć też pozo-stałe instytuty na Nowym Campusie oraz możliwa stała się przeprowadzka rektoratu w grudniu 2004.

Rys. 7. Budynek dydaktyczny Nr 11 Nowego Campusu i rys. 8. Budynek Nr 3.

Tak zamknięto pierwszy etap zagospodarowania nowej siedziby uczel-ni, ale aby zakończyć ten ważny logistycznie i finansowo wątek działalności

administracyjnej, trzeba dodać, że mieliśmy jeszcze sukcesy oraz porażki i problemy z przebudową byłej stołówki żołnierskiej na nowoczesną

Biblio-tekę i Centrum Informacji Naukowej, wspieranej przez środki unijne, nieste-ty z niepotrzebnie zwiększonym udziałem własnym, w wyniku błędów pro-jektantów, skutkującym, również później, koniecznością gruntownej prze-budowy fasady. Nie bez kłopotów, ale już normalnej natury, przebiegły dwie inne unijne inwestycje na rzecz sportu i kultury fizycznej: Hala Spor-towa nazwana im. Jerzego Szmajdzińskiego, wybitnie zasłużonego w

roz-woju szkoły i jej sportu wyczynowego oraz kryta pływania, oba obiekty bogato wyposażone w sprzęt rehabilitacyjny, o czym będzie jeszcze mowa.

Kolegium Karkonoskie w społeczności Konferencji Rektorów PWSZ

Pierwszy rok akademicki 1998/99 rozpoczęło 8 PWSZ, a zakończyło 9, gdyż od semestru letniego podjęła działalność PWSZ w Sulechowie. Nie były to szkoły zbyt dobrze widziane, zarówno przez aktualnie z nimi konku-rujących ponad 150 szkół niepublicznych, ale też przez, patrzące z pewnej, widocznej już perspektywy demograficznej, uczelnie akademickie, które zresztą często nie rozróżniały między oboma własnościowymi typami szkół

licencjackich, jakimi były, prawie wszystkie prywatne oraz powstałe na

podstawie ustawy z 1997 roku PWSZ.

W tej sytuacji oczywiste było stowarzyszenie się rektorów, już pierw-szych powstałych PWSZ, w oddzielną konferencję. Zebrała się zimą 1999 roku w Nowym Sączu i przyjęła nazwę Konferencja Rektorów Uczelni Zawodowych (KRUZ). Nazwa ta nie była jednoznaczna, bo wpisywały się w nią również niepubliczne uczelnie zawodowe, dlatego została później zmieniona na Konferencja Rektorów Państwowych Szkół Zawodowych oraz kolejny raz, ze zamianą słowa Państwowych na Publicznych, już bez zmiany akronimu KRePSZ. Pierwszym przewodniczącym konferencji został gospodarz spotkania prof. Andrzej Bałanda, a piszący to – współwiceprze-wodniczącym, z prof. Zbigniewem Walczykiem z PWSZ Elbląg.

Przywołuję te, może mniej ważne, już historyczne, zdarzenia, gdyż Konfe-rencja była w istocie jedynym orężem w nieustannej walce PWSZ – nie zawsze kończonej powodzeniem – o należną im rangę i miejsce w systemie szkół wyż-szych. Najważniejsze wątki tych starań, zwłaszcza te, w których byłem osobi-ście zaangażowany, postaram się skrótowo przedstawić.

Ustawa o Wyższych Szkołach Zawodowych była dziełem koalicji SLD-PSL, w której ta druga najsilniej akcentowała znaczenie przybliżenia wyż-szej edukacji do ośrodków prowincjonalnych, a ściślej do młodzieży z nie-zamożnych rodzin, których nie było stać na wysłanie dziecka na studia, nawet niezbyt odległe od domu. Tę misję najlepiej urzeczywistniały pu-bliczne PWSZ, oferujące stacjonarne studia darmowe oraz niestacjonarne konkurencyjnie tańsze od tych w szkołach prywatnych.

Udało się, choć nie wszystko.. 39

Rys. 9. Biblioteka i Centrum Informacji Rys. 10. Hala Sportowa Naukowej. im. Jerzego Szmajdzińskiego.

Kierownictwo resortu szkolnictwa wyższego miało świadomość nie-chęci uczelni akademickich do szkół pierwszego stopnia obu typów własno-ściowych. Niektóre z symptomów tych relacji miałem możność przedsta-wić, w jednym z artykułów do Forum Akademickiego, pisząc: >Pierwsze

zwiastuny tych konfliktów były nawet nieco humorystyczne. Pojawiły się propozycje, aby rektorów szkół licencjackich przemianować na dyrektorów (tak jak to jest na Węgrzech), a już na pewno nie powinno się ich tytułować >magnificencjo< i zezwalać na okrycie ramion gronostajami nawet króli-czej proweniencji.

Tej atmosferze uległo również MEN, w początkowej fazie założyciel-skiej, nie przyznając żadnej ze szkół kierunku studiów, bez względu na to jak bogaty zespół kadry zawierał wniosek, lecz wyłącznie specjalności, aby przypadkiem, w strukturze szkoły, nie pojawiły się wydziały i dziekani. Rów-nie woluntarystyczRów-nie kreowano początkowo specjalności, starając się, aby