• Nie Znaleziono Wyników

Inny  wiersz  Siwczyka,  Koniec nocy – początek gorączki  korespon‑

duje  z  metodą  religijnej  deskrypcji  i  ukazania  Chrystusa  wykorzy‑

staną w wierszu omówionym powyżej, jednak wprowadza także nowy  poziom  negacji  w  to  specyficzne  przedstawienie.  W  zwiastującej  cho‑

robę  gorączce,  przebudzony  w  nocy  bohater  wiersza  skupiony  jest  w  pełni  na  swojej  cielesności:  dotkliwie  szumiącej,  duszącej  pościeli,  zapachu zgrzanego ciała, zgrzanego łóżka.

Budzę się przyduszony pościelą która jak ruchome piaski

nie daje się odgarnąć Nie pachnę potem Pachnę maglem na gorąco który mi się przyśnił Łapczywie połykam witaminę C jak kiedyś jej język Lekarstwo smakuje nawet

przyjemniej Popijam chłodnym syropem i staram się myśleć o czymś istotnym13

13 Idem: Koniec nocy – początek gorączki. W: Idem: List…, s. 24.

Cielesne  doznania  wywoływane  przez  gorączkę  zaczynają  przywoły‑

wać  wspomnienia  innych  somatycznych  wrażeń,  innych  niż  choroba. 

Podmiot  przeprowadza  nas  przez  kolejne  etapy  –  skóra  i  jej  zapach,  smak  leków  i  wspomnienie  smaku  pocałunków,  w  słowach  podmiotu  uwidoczniona  zostaje  cienka  granica  pomiędzy  rozpaleniem  chorują‑

cego  ciała  a  doznaniami  erotycznymi.  Szybko  przychodzi  jednak  opa‑

miętanie – „staram się myśleć o czymś istotnym”, będące w rzeczywi‑

stości  próbą  ucieczki  od  wspomnienia  pocałunków  partnerki.  Kobieta  pojawia się w słowach podmiotu bowiem jedynie przez chwilę i od razu  odwraca on od niej własną uwagę, smak jej pocałunków, porównanych  do lekarstwa, należy bowiem do przeszłości. Owa introdukcja wprowa‑

dza nas do wnętrza – zdawać by się mogło, że razem z połykanym syro‑

pem przeniesiemy się z powierzchni rozpalonej skóry w głąb ludzkiego  ciała.  Jednak  okazuje  się  ono  przestrzenią  niebezpieczną,  nie  przysłu‑

chujemy  się  więc  dłużej  jego  rytmowi  i  ogarniającej  je  chorobie,  a  za  myślami człowieka z wierszami podążamy ku wspomnianym tematom  bardziej istotnym:

Myślę o siedemnastoletnim Chrystusie i

o naszym wspólnym pierwszym w życiu goleniu w mojej łazience

Stoimy przed lustrem wysmarowani pianką która upodobniła nasze twarze do siebie Zacinamy się prawie równocześnie Gęsta jak budyń kropla Jego krwi spokojnie wsiąka w podłogowe kafelki Będzie tam żyć wiecznie

Moją kroplę zjada rybik który wylazł spod umywalki

Wybiegam z łazienki trzaskając drzwiami

(Koniec nocy… LO, s. 24)

Warto  zwrócić  uwagę  na  inne  umieszczenie  Chrystusa  w  przestrzeni  niż w wierszu poprzednim – pojawia się on w prywatnym, właściwie 

CZĘŚĆ II intymnym  świecie  bohatera  lirycznego.  Lustrzane  odbicie  człowieka  z wiersza, Chrystus, wydaje się do niego łudząco podobny. Uczłowie‑

czony  Zbawiciel  staje  się  centralnym  punktem  wiersza,  jednak  cie‑

lesna  równorzędność  Chrystusa  i  mężczyzny  stojącego  przed  lustrem,  unia hipostatyczna, jest wyłącznie pozorna. Jak wiele wspólnego mają  bowiem ze sobą podmiot i opisywany przez niego Zbawiciel?

Pozornie,  następuje  oczywista  redukcja  cierpienia  Chrystusa,  jego  krew  nie  zostaje  przelana  na  krzyżu,  a  w  czasie  golenia.  To  bagatelne  zranienie jest jednak odsyłaczem do prawdziwego wymiaru ludzkiego  życia. W przedstawioną w wierszu bardzo fragmentarycznie egzysten‑

cję człowieka wpisane jest bowiem cierpienie i ból – doświadczenia doj‑

rzewania,  samotność,  utracona  miłość,  brak  nadziei.  W  wierszu  Siw‑

czyka proces uczłowieczenia Jezusa nie polega na daniu Synowi Bożemu  ludzkiego  wyglądu  i  uczynienia  go  śmiertelnym,  to  próba  wtłoczenia  w Niego wszystkich ludzkich cech i słabości. Ciało ma stanowić miejsce  wspólne człowieka i jego Zbawiciela, ale okazuje się, że w tej konfigura‑

cji Chrystus jest tylko odbiciem w lustrze, ludzkim wyobrażeniem, jest  wieczny, ale nierzeczywisty. Jezus w pewien sposób pozostaje w wier‑

szu tym, który pokonał śmierć, ale i ów fakt zostaje zminimalizowany  – Jego krew wsiąknie bowiem w kafelki, nie pozostaje po niej widoczny  ślad, nie jest w słowach podmiotu najważniejszym symbolem chrześci‑

jaństwa, a czymś, co trwa gdzieś zapomniane i niepotrzebne. To jednak  nie jedyny powód, dla którego wiersz kończy wyraźna oznaka gniewu.

W  słowach  podmiotu,  w  przedstawieniu  figury  Chrystusa,  przede  wszystkim  zaś  w  kompilacyjnej  metodzie  umieszczającej  w  jednym  ciągu:  zanegowanie  głównej  prawdy  i  nadziei  chrześcijańskiej  wiary,  wsłuchiwanie się w chorujące ciało i wspomnienie pocałunków, których  już nie ma, najważniejszy okazuje się jej końcowy efekt. Tym bowiem,  co wynika z owych rozmyślań w gorączce, jest przytłaczające poczucie  osamotnienia i przemijalności. Człowiek pozostaje śmiertelny, nietrwały,  nieodporny  na  ból  czy  choroby,  pozbawiony  zostaje  też  towarzysza,  który  tu  bardziej  przypomina  wymyślonego  przyjaciela  z  dzieciństwa  niż  figurę  Zbawiciela.  Cielesność  syna  Bożego,  jego  podobieństwo  do człowieka, paradoksalnie poddaje w wątpliwość Jego istnienie. Owa  negacja  zdaje  się  być  podkreślana  także  poprzez  sposób  budowania  tekstu – powiązanie cielesności, zmysłowego odczuwania z duchowoś‑

cią,  z  rozważaniami  o  Zbawicielu,  które  jest  widocznym  zniesieniem  podstawowych podziałów klasycznej metafizyki14 sprawia, że to cieles‑

ność Chrystusa, nie zaś jego zbawcza misja wysuwają się w tekście na  plan pierwszy.

Omówione wiersze korespondują ze sobą w oczywisty sposób. Figura  Chrystusa została wykorzystana w obu przypadkach do zredefiniowa‑

nia  tożsamości  podmiotu,  za  każdym  razem  Syn  Boży  zdaje  się  być  jedynie  narzędziem,  motorem  rozważań,  a  spotkanie  z  Nim  kończy  się  zakwestionowaniem  Jego  rzeczywistego  istnienia,  sprowadzeniem  postaci  Chrystusa  do  swoistego  ludzkiego  wyobrażenia.  Niezaprze‑

czalnie jednak widoczna jest w tych wierszach silna potrzeba kontaktu  z  Chrystusem,  powielane  próby  ukonstytuowania  postaci  Zbawiciela. 

Celem tych zabiegów jest przede wszystkim chęć ponownego ukształ‑

towania siebie, symbolicznego odnowienia porządku – status podmiotu  stanowi  tu  najistotniejszy  problem.  Łączy  się  to  oczywiście,  choć  nie  bezpośrednio,  z  myślą  Jeana ‑Luca  Nancy,  który  upatruje  gestu  konso‑

lidującego sens właśnie w owym wycofywaniu się w siebie, wnikaniu  w ciało – swoje, obce15. Za Ryszardem Nyczem można więc powiedzieć: 

„iż  to  wewnętrzne  prawa  symbolistycznej  ekspresji  pełnią  rolę  głów‑

nego czynnika sprawczego decydującego o obdarzeniu obliczem i sen‑

sem  dotąd  »bezimiennej  rzeczywistości«”16.  Specyficzne  zawieszenie  głosu,  brak  rozstrzygnięcia  wynika  więc  przede  wszystkim  z  niemoż‑

ności stwierdzenia własnego istnienia, w związku z czym nie sposób też  ukonstytuować osądu o istnieniu samego Zbawiciela17.

Jednak  aby  dopełnić  analizę  obrazu  Chrystusa  w  poezji  Siwczyka,  warto  przyjrzeć  się  sposobowi  kreacji  Zbawiciela  w  nowszym  tekście,  pochodzącym z opublikowanego w roku 2012 tomu Gody.

14 O  łatwości  demaskacji  języka  metafizyki  właśnie,  poprzez  zniesienie  jej  podstawowych  podziałów  i  wartościowań  pisał  już  Jacques  Derrida.  Zob. 

A. Burzyńska: Dekonstrukcja, polityka i performatyka. Kraków 2013.

15 J. ‑L. Nancy: Corpus. Przeł. M. Kwietniewska. Gdańsk 2002, s. 67.

16 R.  Nycz:  Tropy „Ja”. Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia. Wyjaśnienia wstępne. „Teksty Drugie” 1994, z. 2, s. 95.

17 Zob.  A.  Bielik ‑Robson:  Cogito albo narodziny nowoczesności z ducha gnosty-ckiego paradoksu. W: Deus otiosus. Red. A. Bielik ‑Robson, M.A. Sosnowski. War‑

szawa 2013, s. 41–47.

CZĘŚĆ II

W kulturze

Co ciekawe, wiersz Megamesjasz po raz kolejny sytuuje figurę Chry‑

stusa w mechanizmach kultury masowej, nie jest to już jednak jedynie  tło rozważań, a miejsce akcji:

Telesprzedaż uzdrowień anielskich, absolutnie nikt cię nie usłyszy, to się doskonale składa, nie dzwoń

podczas porady, kiedy pracuje robotyka hipnozy, obserwuj jeno ruch dłoni, dbaj o płuca i przewód.

Megamesjaszu, a co z regulaminem,

co z nami, odpadem bez łącza? Te same tradycje:

trochę pogaństwa, glukozy, tarota i gnozy.

Do kiedy to potrwa, jak długo będzie działać?

Ile można żyć, na miłość boską, skoro gnida uzdrawia jak leci.

Wszystko i wszystkich, nawet to, co zgłasza się do pieca, dzieci, tych, którzy pragną wyjść a nie wejść, komplet

ogrodowych krasnali, protopacynę, a nawet pozostałych  Beatlesów? Jezus, Maria, Szarik – uzdrowienie w czerwcu.

Kto martwy, niech waruje, kto może, niech jeszcze umiera18.

Istotną  rolę  odgrywają  w  tym  wierszu  sądy  na  temat  ponowoczesnej  kultury,  w  swojej  interpretacji  skupię  się  jednak  bardziej  na  sposobie  poetyckiego  wykorzystania  masjańskiego  potencjału.  Megamesjasz,  powiedzieć można Chrystus 2.0, nie jest w tym tekście synem Najwyż‑

szego,  uczłowieczonym  Bogiem,  a  wytworem  kultury,  która  zdaje  się  potrzebować jedynie puli mesjańskich pozytywnych skojarzeń i chwyt‑

liwej nazwy. Nie ma już żadnego pożytku z zawieszonej w sferze domy‑

słów obietnicy Zmartwychwstania, wszystko musi być „mega”, wywo‑

ływać  odpowiednie  wrażenie,  umożliwić  weryfikację  empiryczną.  To,  co nie stanowi nośnego towaru, nie przynosi też zysku. Nie ma tu jed‑

nak miejsca na indywidualizm, możliwość odnalezienia siebie. Jedyne,  co  pozostaje,  to  wpisać  się  w  obowiązującą  modę  i  dopasować  do 

18 K. Siwczyk: Megamesjasz. W: Idem: Gody. Poznań 2012, s. 31.

narzuconych  wymogów,  poddać  kulturowej  hipnozie.  Kolejne  reto‑

ryczne  pytania  podmiotu  podkreślają  jedynie  paradoksalność  takiego  funkcjonowania, pustkę wykorzystywanych w niej symboli, wybiórczą  kompilację elementów różnych systemów filozoficznych z nieprzystają‑

cymi  poziomami  egzystencji,  masowy  kocioł:  „trochę  pogaństwa,  glu‑

kozy,  tarota  i  gnozy”.  Ironicznie  przełamanie  okrutnego,  naturalnego  porządku  nie  staje  się  w  wierszu  źródłem  szczęścia,  a  wypaczeniem  człowieczeństwa. Kończące wiersz nawoływanie: „kto może, niech jesz‑

cze umiera” stanowi próbę przywrócenia hierarchii, zachowania wspo‑

mnień  o  tragicznych  wydarzeniach,  wyciągnięcia  nauki  z  przeszło‑

ści,  bez  prób  uruchomienia  mechanizmu  wyparcia.  Człowieczeństwo,  cielesność,  śmiertelność,  znów  zestawione  zostały  z  mocą  Mesjasza,  uzdrowieniem,  wskrzeszeniem,  z  boskim  wymiarem  Chrystusa.  Zaś  próba skompilowania tych dwóch wyraźnie nieprzystających aspektów  wywołuje groteskowy efekt mechanizacji życia: telesprzedaż uzdrowień  anielskich, robotyka, jak długo to będzie działać?, odpad bez łącza. War‑

stwa leksykalna tekstu podkreśla jego wymowę – wartość człowieczeń‑

stwa ze wszystkimi jego wypaczeniami i ograniczeniami oraz nieprzy‑

stawalność  obrazu  Chrystusa  wykreowanego  przez  klasyczną  teologię  do  współczesnego  świata.  Choć  w  słowach  podmiotu,  które  mogłyby  prowadzić do takiego wniosku, kryje się także ostrze ironii, wyartykuło‑

wane wyraźniej w jednej z części poematu Dokąd bądź, który nawiązuje  wyraźnie  do  problematyki  poruszanej  we  wcześniejszym  tomie  Gody. 

Wspomniana ironia dotyczy paradoksu dostosowywania Boga do włas‑

nych  potrzeb,  który  w  swej  wypreparowanej,  sztucznej  postaci  nadal  nie spełnia wygórowanych wymagań „odbiorcy” współczesnej kultury  i pozostaje wielkim nieobecnym.

Anulowano uzdrowienie chorych, wprowadzono krzepki negliż, dobrze nam tak, zostaniemy z korporacyjnym uśmiechem, maską do ziemi, ewentualnie przyjdzie pora na weryfikacje, ale nie uchwycimy właściwiej tonacji trwogi, po prostu zabraknie  doświadczenia z runa, wyjdą braki w praktyce, mało czasu w rozkła‑

dzie, na łące zwykliśmy przywoływać księdza Robaka jako model innowacji, zamiast lec głucho, bez pomysłu czerpać z prochów soki, siedzieć raz

CZĘŚĆ II w sobie jak glista ludzka, ale nie, zachciało się ekspansji, pacynki bez wkładu, posuwane naprzód przez niebyt, co w sumie daje efekt długoterminowości  bez  oznak  starzenia,  nasada  skóry  na  metalowy  rdzeń (…)19

Rezultatem kontaminacji licznych związków frazeologicznych jest uru‑

chomienie pól semantycznych implikujących nieraz bardzo odległe sko‑

jarzenia.  Zapis  swoistego  strumienia  myśli  dominujący  w  Dokąd bądź kreuje  specyficzny  chaos  poetyckiego  świata  będący  językową  reak‑

cją na symulakryczną „rzeczywistość” rozpadu. Jednak w czasie głęb‑

szej lektury, zwłaszcza ostatnich części poematu, rozważania podmiotu  układają  się  w  logiczną  całość  nie  do  końca  pozbawioną  nadziei.  Pre‑

zentowany fragment pochodzi z tekstu zatytułowanego Wielkie zgroma-dzenie ponagleń, w którym spojone w swoistą całość zostały rozważania  dotyczące  nie  tylko  współczesnej  religijności  i  stanu  kultury,  ale  także  losu wielkich symboli, kształtu nowej moralności. Warto jednak przyj‑

rzeć się przede wszystkim warstwie językowej tekstu, strukturze zbudo‑

wanej z poszczególnych, pozornie nieznaczących elementów. Ponownie  Siwczyk  odnosi  się  w  zacytowanym  fragmencie  do  utraty  tożsamości  i  indywidualności  przez  poszczególne  jednostki,  czego  symbolem  jest  sztuczny,  korporacyjny,  narzucony  uśmiech.  Człowiek  poddany  tym  mechanizmom  stał  się  tylko  pustą  w  środku,  kontrolowaną  pacynką,  której  działania  determinowane  są  przez  niebyt,  zaspokajanie  podsta‑

wowych potrzeb fizycznych, a wszelkie jej działania odbywają się całko‑

wicie bezrefleksyjnie: „zamiast lec głucho, bez pomysłu czerpać z pro‑

chów soki, siedzieć raz / w sobie jak glista ludzka, ale nie, zachciało się  ekspansji,  pacynki  /  bez  wkładu,  posuwane  naprzód  przez  niebyt,  co  w  sumie  daje  efekt  /  długoterminowości  bez  oznak  starzenia,  nasada  skóry na metalowy rdzeń (…)”, nie jest to pęd życia, to swego rodzaju  élan vital przedstawione w „krzywym zwierciadle”. Według słów pod‑

miotu nie istnieje już stanowiący motor ciągłego rozwoju konflikt ducha  i materii, pozostała bowiem jedynie materia. Brakuje nie tylko namysłu  nad istnieniem i szeroko pojętą duchowością, brakuje przede wszystkim 

19 Idem:  Wielkie zgromadzenie ponagleń.  W:  Idem:  Dokąd bądź.  Kraków  2014, s. 26.

czasu, którym źle gospodarujemy: „po prostu zabraknie / doświadcze‑

nia z runa, wyjdą braki w praktyce, mało czasu w rozkładzie”. Człowiek  nie  pamięta  o  korzeniach,  pierwotnych,  instynktownych  potrzebach,  jakby  przeżywał  swój  czas  na  ziemi  jedynie  „w  teorii”,  nie  „w  prak‑

tyce”,  mierząc  kolejne  etapy  według  sztucznie  skonstruowanego  roz‑

kładu  jazdy,  usuwając  pozornie  zbędne  elementy,  ale  też  „rozkładając  się” za życia, marnując jego potencjał.

Nie jest jednak tak, że kultura zupełnie wyzbyła się pozorów rozwoju  i czerpania z dzieł przodków; owszem, nawiązywanie do zasobu kulturo‑

wego jest zjawiskiem powszechnym, jednak krytykowany jest w tekście  sposób ich wykorzystania i motywacje: „na łące zwykliśmy przywoły‑

wać księdza Robaka jako model innowacji”, „tędy droga dla uparciucha  przesiadującego  /  po  godzinach  w  czytelni  nad  wielką  korektą  biblii,  z której ma wyłonić się / bardziej przyziemny edykt nadziei, przyjazny  dla środowiska Pan Bóg”. Innowacja to jedno z popularniejszych okre‑

śleń współczesnej nowomowy: to, co nie jest innowacyjne, nie jest godne  uwagi „użytkowników”, bo takim mianem należy określić ludzi opisa‑

nych w poemacie. To użytkownicy kultury i zasobów, jakie posiada, ale  użytkownicy nieświadomi, wybiórczo traktujący dziedzictwo i wszelkie  idee czy systemy myślowe. Zdaje się jednak, że winni tego stanu rzeczy,  stają się jednocześnie ofiarami, w zacytowany fragment wpisane zostały  bowiem leksemy, składające się na obraz tak funkcjonującego człowieka  jako  niewolnika  czy  więźnia:  „maską  do  ziemi”,  „posuwane  naprzód  przez niebyt”. Celem tekstu nie jest bowiem wyraźnie wskazanie odpo‑

wiedzialnych za taki stan kultury, to wciąż stwierdzanie faktu, diagnoza  bez  recepty.  Wystarczy  spojrzeć  na  konstrukcję  podmiotu  –  zarówno  w  licznych  fragmentach  poematu  Dokąd bądź,  jak  i  w  innych  tekstach  poety – wypowiadającego się w 1. osobie liczby mnogiej, z samego wnę‑

trza przedstawionego świata. Dualna natura tego zbiorowego podmiotu  reprezentowana  jest  także  w  zestawieniu  wyrażeń  wywodzących  się  z Biblii z językiem ekonomii:

Terminator nie może się mylić, tędy droga dla uparciucha przesiadu‑

jącego  po godzinach w czytelni nad wielką korektą biblii, z której ma wyło‑

nić się

CZĘŚĆ II bardziej  przyziemny  edykt  nadziei,  przyjazny  dla  środowiska  Pan który  nie  będzie  się  dwoił  i  troił  pod  zmienną  postacią  fikcji  litera‑Bóg, ckiej, ale zgłosi bezceremonialnie swój program odnowy wiarygodności, a nam dostanie się kolejny raz w jego ziemskim powodzeniu.

fragmentaryczna pascha to cała nasza podróż w głąb księgi wyjścia, z  której  zostały  wióry  po  przejściu  digitalizacji  i  nie  ma,  że  boli  ist‑

nienie sentymentów,  leżenie  krzyżem  bez  dostępu  do  sieci  wzmaga  osteo‑

porozę, milczą gnaty nowych wniebowzięć, skoro stare spadają na nas szczęś‑

cia, zdrowia i pomyślności ciału wystarcza do pierwszego podejrzenia, że to jednak wszystko i grzebać trzeba głębiej, żeby nie wyszło na jaw w paruzji, nie od rzeczy zagrożonej wynaturzeniem.

(Wielkie zgromadzenie ponagleń. DB, s. 26–27)

Religijny „marketing” doprowadza do wynaturzenia ponownego nadej‑

ścia  Zbawiciela  –  Biblia  wymaga  korekty,  aby  móc  na  podstawie  tej  nowej,  zmienionej  treści  wykreować  Boga  ekonomicznego  i  ekologicz‑

nego, dopasowanego do wymogów współczesnych „wiernych”. Przede  wszystkim zaś Stwórca odarty z tajemnicy Trójcy ma być jednoznaczny,  jednowymiarowy, zrozumiały i wiarygodny. Przyjścia takiego „uprosz‑

czonego” Zbawiciela zdają się oczekiwać ludzie w utworze Wielkie zgro-madzenie ponagleń. W ślad za tą digitalizacją i postępem zdaje się jednak  kroczyć rozczarowanie, pascha jest bowiem niepełna, paruzja wynatu‑

rzona, sam Bóg w rzeczywistości nieobecny, a na plan pierwszy wysuwa  się  ciało,  jak  gdyby  człowiek  współczesny  pozbawiony  był  duszy,  co  podkreśla przerzutnia: „i nie ma, że boli istnienie / sentymentów”. Tęsk‑

nota za dawnym porządkiem została zagłuszona przez potrzebę inno‑

wacyjności  i  wygody,  jednak  człowiek,  w  swoisty  sposób  marnujący  egzystencję,  funkcjonujący  w  uproszczonej  kulturze,  wśród  przenico‑

wanych wartości, odczuwa pewien wstyd: „zdrowia i pomyślności ciału  wystarcza  do  pierwszego  podejrzenia,  /  że  to  jednak  wszystko  i  grze‑

bać  trzeba  głębiej”.  Ta  iście  Borańczakowska  fraza  podkreśla  jedynie  niejednoznaczność tekstu i rozdarcie jego lirycznych bohaterów. Z jed‑

nej strony poszukują oni wciąż nowych rozwiązań, z drugiej strony ich  optymalizacja pozbawiła człowieka dawnych „wniebowzięć”, nie zastę‑

pując  ich  nowymi.  „Grzebiąc”  głębiej  chcą  odkrywać  nowe  wymiary  świata i zakrywać pustkę kolejnych rozwiązań, tkwiąc pomiędzy świa‑

tem  dawnych  sentymentów,  a  uwspółcześnionymi,  użytkowymi  war‑

tościami. 

Tym, czego poza sentymentami zdaje się dotyczyć wyrażona w tek‑

ście tęsknota, jest prawda. Nie ma jej bowiem w sztucznie wypreparo‑

wanym świecie otaczającym lirycznego bohatera. Nie jest prawdziwym  Bóg, choć pozornie „nie dwoi się i nie troi pod zmiennymi postaciami”,  sztucznie i błędnie uruchamiane są wzorce osobowe, ośmieszone zostały  wszelkie formy naśladownictwa. Nawet ciało, które zdaje się dyktować  warunki  trwania,  nie  jest  prawdziwe,  skoro  traktowane  jest  powierz‑

chownie,  jak  pusta  skorupa,  nikt  bowiem  nie  wsłuchuje  się  w  jego  wnętrze i rytm: „na łące zwykliśmy przywoływać księdza Robaka jako  model innowacji, / zamiast lec głucho, bez pomysłu czerpać z prochów  soki, siedzieć raz / w sobie jak glista ludzka, ale nie, zachciało się eks‑

pansji, pacynki / bez wkładu […]”.

Poszukiwanie  prawdy  wpisane  jest  także  w  jedną  z  najbardziej  nie‑

pokojących fraz tekstu „ale nie uchwycimy właściwiej tonacji trwogi”,  stanowiącą nawiązanie do poezji Zbigniewa Herberta.

tylko z pozoru głos Marsjasza jest monotonny

i składa się z jednej samogłoski A

w istocie opowiada Marsjasz

nieprzebrane bogactwo swego ciała

[…]

to już jest ponad wytrzymałość boga o nerwach z tworzyw sztucznych

CZĘŚĆ II żwirową aleją

wysadzaną bukszpanem  odchodzi zwycięzca zastanawiając się czy z wycia Marsjasza nie powstanie z czasem nowa gałąź

sztuki – powiedzmy – konkretnej20

W  wierszu  Apollo i Marsjasz  krzyk,  dźwięk  trwogi  jest  odkryciem  prawdy, niewygodnej, ale niezakrytej upiększeniami, przez co stanowi  zagrożenie dla sztucznej estetyzacji i przekłamania21. Kultura masowa,  kultura  ozdobników,  poprzez  różne  techniki  estetyzacji  przesłania  prawdę, jest fantazmatem i kreacją zastępującą i zagłuszającą rzeczywi‑

stość22. Wielowymiarowość tonacji trwogi w tekście Siwczyka prowadzi  te rozważania jeszcze dalej – to nie tylko porażenie brakiem możliwości  osądu prawdziwości emocji czy zjawiska, to już zatracenie umiejętności  prawidłowego  ich  rozpoznania,  jak  bowiem  odróżnić  prawdziwe  cier‑

pienie od symulacji, kiedy w ogóle nie jest się w stanie owego cierpienia  rozpoznać w zmechanizowanym, zautomatyzowanym świecie wiersza. 

Powód zagubienia wskazać może kolejny cytat z twórczości Herberta:

Gust przeszłości może, ale nie musi, oznaczać ucieczki od teraźniej‑

szości i rozczarowania. Bo jeśli w tę podróż w czasie wybieramy się  z całym bagażem naszych doświadczeń, jeśli penetrujemy mity, sym‑

bole  i  legendy,  po  to,  aby  wydobyć  z  nich  to  co  żywe,  nie  można  chyba odmówić tym poczynaniom postawy czynnej. […]

Poczucie  kruchości  i  nikłości  ludzkiego  życia  wyda  się  może  mniej  przygnębiające, jeśli umieści się je w łańcuchu dziejów, które są prze‑

20 Z. Herbert: Apollo i Marsjasz. W: Idem: Wiersze zebrane. Kraków 2008, s. 247–

249.

21 Zob. R. Przybylski: To jest klasycyzm. Warszawa 1978, s. 132–145. O znacze‑

niu  krzyku  w  poezji  Herberta  pisał  także  Andrzej  Franaszek.  Por.  A.  Frana‑

szek: Ciemne źródło (o twórczości Zbigniewa Herberta). Londyn 1998, s. 11–33.

22 Zob.  Kicz, tandeta, jarmarczność w kulturze masowej XX w.  Red.  L.  Rożek. 

Częstochowa 2000.

kazywaniem  wiary  w  celowość  wysiłków  i  dążeń.  Wtedy  nawet  trwoga będzie niczym innym, jak wołaniem o nadzieję23.

Owego  osadzenia  w  nurcie  dziejowym,  odnalezienia  siebie,  indywi‑

dualnej  jednostki,  ale  przynależącej  do  pewnego  procesu,  stanowiącej  jego  istotną  część,  zdobycia  „doświadczenia  z  runa”,  brakuje  bohate‑

rom lirycznym. Dlatego nie tylko nie są w stanie odnaleźć siebie, pustka  ogarnia  także  wszystkie  dające  poczucie  bezpieczeństwa  i  ciągłości  systemy światopoglądowe:

      […] po prostu

wsiąka się w grunt pod bagno, porasta się ostem, szpaki drobią następnie groby, gody ruszają na całego, stalowe chmury

wsiąka się w grunt pod bagno, porasta się ostem, szpaki drobią następnie groby, gody ruszają na całego, stalowe chmury