Inny wiersz Siwczyka, Koniec nocy – początek gorączki korespon‑
duje z metodą religijnej deskrypcji i ukazania Chrystusa wykorzy‑
staną w wierszu omówionym powyżej, jednak wprowadza także nowy poziom negacji w to specyficzne przedstawienie. W zwiastującej cho‑
robę gorączce, przebudzony w nocy bohater wiersza skupiony jest w pełni na swojej cielesności: dotkliwie szumiącej, duszącej pościeli, zapachu zgrzanego ciała, zgrzanego łóżka.
Budzę się przyduszony pościelą która jak ruchome piaski
nie daje się odgarnąć Nie pachnę potem Pachnę maglem na gorąco który mi się przyśnił Łapczywie połykam witaminę C jak kiedyś jej język Lekarstwo smakuje nawet
przyjemniej Popijam chłodnym syropem i staram się myśleć o czymś istotnym13
13 Idem: Koniec nocy – początek gorączki. W: Idem: List…, s. 24.
Cielesne doznania wywoływane przez gorączkę zaczynają przywoły‑
wać wspomnienia innych somatycznych wrażeń, innych niż choroba.
Podmiot przeprowadza nas przez kolejne etapy – skóra i jej zapach, smak leków i wspomnienie smaku pocałunków, w słowach podmiotu uwidoczniona zostaje cienka granica pomiędzy rozpaleniem chorują‑
cego ciała a doznaniami erotycznymi. Szybko przychodzi jednak opa‑
miętanie – „staram się myśleć o czymś istotnym”, będące w rzeczywi‑
stości próbą ucieczki od wspomnienia pocałunków partnerki. Kobieta pojawia się w słowach podmiotu bowiem jedynie przez chwilę i od razu odwraca on od niej własną uwagę, smak jej pocałunków, porównanych do lekarstwa, należy bowiem do przeszłości. Owa introdukcja wprowa‑
dza nas do wnętrza – zdawać by się mogło, że razem z połykanym syro‑
pem przeniesiemy się z powierzchni rozpalonej skóry w głąb ludzkiego ciała. Jednak okazuje się ono przestrzenią niebezpieczną, nie przysłu‑
chujemy się więc dłużej jego rytmowi i ogarniającej je chorobie, a za myślami człowieka z wierszami podążamy ku wspomnianym tematom bardziej istotnym:
Myślę o siedemnastoletnim Chrystusie i
o naszym wspólnym pierwszym w życiu goleniu w mojej łazience
Stoimy przed lustrem wysmarowani pianką która upodobniła nasze twarze do siebie Zacinamy się prawie równocześnie Gęsta jak budyń kropla Jego krwi spokojnie wsiąka w podłogowe kafelki Będzie tam żyć wiecznie
Moją kroplę zjada rybik który wylazł spod umywalki
Wybiegam z łazienki trzaskając drzwiami
(Koniec nocy… LO, s. 24)
Warto zwrócić uwagę na inne umieszczenie Chrystusa w przestrzeni niż w wierszu poprzednim – pojawia się on w prywatnym, właściwie
CZĘŚĆ II intymnym świecie bohatera lirycznego. Lustrzane odbicie człowieka z wiersza, Chrystus, wydaje się do niego łudząco podobny. Uczłowie‑
czony Zbawiciel staje się centralnym punktem wiersza, jednak cie‑
lesna równorzędność Chrystusa i mężczyzny stojącego przed lustrem, unia hipostatyczna, jest wyłącznie pozorna. Jak wiele wspólnego mają bowiem ze sobą podmiot i opisywany przez niego Zbawiciel?
Pozornie, następuje oczywista redukcja cierpienia Chrystusa, jego krew nie zostaje przelana na krzyżu, a w czasie golenia. To bagatelne zranienie jest jednak odsyłaczem do prawdziwego wymiaru ludzkiego życia. W przedstawioną w wierszu bardzo fragmentarycznie egzysten‑
cję człowieka wpisane jest bowiem cierpienie i ból – doświadczenia doj‑
rzewania, samotność, utracona miłość, brak nadziei. W wierszu Siw‑
czyka proces uczłowieczenia Jezusa nie polega na daniu Synowi Bożemu ludzkiego wyglądu i uczynienia go śmiertelnym, to próba wtłoczenia w Niego wszystkich ludzkich cech i słabości. Ciało ma stanowić miejsce wspólne człowieka i jego Zbawiciela, ale okazuje się, że w tej konfigura‑
cji Chrystus jest tylko odbiciem w lustrze, ludzkim wyobrażeniem, jest wieczny, ale nierzeczywisty. Jezus w pewien sposób pozostaje w wier‑
szu tym, który pokonał śmierć, ale i ów fakt zostaje zminimalizowany – Jego krew wsiąknie bowiem w kafelki, nie pozostaje po niej widoczny ślad, nie jest w słowach podmiotu najważniejszym symbolem chrześci‑
jaństwa, a czymś, co trwa gdzieś zapomniane i niepotrzebne. To jednak nie jedyny powód, dla którego wiersz kończy wyraźna oznaka gniewu.
W słowach podmiotu, w przedstawieniu figury Chrystusa, przede wszystkim zaś w kompilacyjnej metodzie umieszczającej w jednym ciągu: zanegowanie głównej prawdy i nadziei chrześcijańskiej wiary, wsłuchiwanie się w chorujące ciało i wspomnienie pocałunków, których już nie ma, najważniejszy okazuje się jej końcowy efekt. Tym bowiem, co wynika z owych rozmyślań w gorączce, jest przytłaczające poczucie osamotnienia i przemijalności. Człowiek pozostaje śmiertelny, nietrwały, nieodporny na ból czy choroby, pozbawiony zostaje też towarzysza, który tu bardziej przypomina wymyślonego przyjaciela z dzieciństwa niż figurę Zbawiciela. Cielesność syna Bożego, jego podobieństwo do człowieka, paradoksalnie poddaje w wątpliwość Jego istnienie. Owa negacja zdaje się być podkreślana także poprzez sposób budowania tekstu – powiązanie cielesności, zmysłowego odczuwania z duchowoś‑
cią, z rozważaniami o Zbawicielu, które jest widocznym zniesieniem podstawowych podziałów klasycznej metafizyki14 sprawia, że to cieles‑
ność Chrystusa, nie zaś jego zbawcza misja wysuwają się w tekście na plan pierwszy.
Omówione wiersze korespondują ze sobą w oczywisty sposób. Figura Chrystusa została wykorzystana w obu przypadkach do zredefiniowa‑
nia tożsamości podmiotu, za każdym razem Syn Boży zdaje się być jedynie narzędziem, motorem rozważań, a spotkanie z Nim kończy się zakwestionowaniem Jego rzeczywistego istnienia, sprowadzeniem postaci Chrystusa do swoistego ludzkiego wyobrażenia. Niezaprze‑
czalnie jednak widoczna jest w tych wierszach silna potrzeba kontaktu z Chrystusem, powielane próby ukonstytuowania postaci Zbawiciela.
Celem tych zabiegów jest przede wszystkim chęć ponownego ukształ‑
towania siebie, symbolicznego odnowienia porządku – status podmiotu stanowi tu najistotniejszy problem. Łączy się to oczywiście, choć nie bezpośrednio, z myślą Jeana ‑Luca Nancy, który upatruje gestu konso‑
lidującego sens właśnie w owym wycofywaniu się w siebie, wnikaniu w ciało – swoje, obce15. Za Ryszardem Nyczem można więc powiedzieć:
„iż to wewnętrzne prawa symbolistycznej ekspresji pełnią rolę głów‑
nego czynnika sprawczego decydującego o obdarzeniu obliczem i sen‑
sem dotąd »bezimiennej rzeczywistości«”16. Specyficzne zawieszenie głosu, brak rozstrzygnięcia wynika więc przede wszystkim z niemoż‑
ności stwierdzenia własnego istnienia, w związku z czym nie sposób też ukonstytuować osądu o istnieniu samego Zbawiciela17.
Jednak aby dopełnić analizę obrazu Chrystusa w poezji Siwczyka, warto przyjrzeć się sposobowi kreacji Zbawiciela w nowszym tekście, pochodzącym z opublikowanego w roku 2012 tomu Gody.
14 O łatwości demaskacji języka metafizyki właśnie, poprzez zniesienie jej podstawowych podziałów i wartościowań pisał już Jacques Derrida. Zob.
A. Burzyńska: Dekonstrukcja, polityka i performatyka. Kraków 2013.
15 J. ‑L. Nancy: Corpus. Przeł. M. Kwietniewska. Gdańsk 2002, s. 67.
16 R. Nycz: Tropy „Ja”. Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia. Wyjaśnienia wstępne. „Teksty Drugie” 1994, z. 2, s. 95.
17 Zob. A. Bielik ‑Robson: Cogito albo narodziny nowoczesności z ducha gnosty-ckiego paradoksu. W: Deus otiosus. Red. A. Bielik ‑Robson, M.A. Sosnowski. War‑
szawa 2013, s. 41–47.
CZĘŚĆ II
W kulturze
Co ciekawe, wiersz Megamesjasz po raz kolejny sytuuje figurę Chry‑
stusa w mechanizmach kultury masowej, nie jest to już jednak jedynie tło rozważań, a miejsce akcji:
Telesprzedaż uzdrowień anielskich, absolutnie nikt cię nie usłyszy, to się doskonale składa, nie dzwoń
podczas porady, kiedy pracuje robotyka hipnozy, obserwuj jeno ruch dłoni, dbaj o płuca i przewód.
Megamesjaszu, a co z regulaminem,
co z nami, odpadem bez łącza? Te same tradycje:
trochę pogaństwa, glukozy, tarota i gnozy.
Do kiedy to potrwa, jak długo będzie działać?
Ile można żyć, na miłość boską, skoro gnida uzdrawia jak leci.
Wszystko i wszystkich, nawet to, co zgłasza się do pieca, dzieci, tych, którzy pragną wyjść a nie wejść, komplet
ogrodowych krasnali, protopacynę, a nawet pozostałych Beatlesów? Jezus, Maria, Szarik – uzdrowienie w czerwcu.
Kto martwy, niech waruje, kto może, niech jeszcze umiera18.
Istotną rolę odgrywają w tym wierszu sądy na temat ponowoczesnej kultury, w swojej interpretacji skupię się jednak bardziej na sposobie poetyckiego wykorzystania masjańskiego potencjału. Megamesjasz, powiedzieć można Chrystus 2.0, nie jest w tym tekście synem Najwyż‑
szego, uczłowieczonym Bogiem, a wytworem kultury, która zdaje się potrzebować jedynie puli mesjańskich pozytywnych skojarzeń i chwyt‑
liwej nazwy. Nie ma już żadnego pożytku z zawieszonej w sferze domy‑
słów obietnicy Zmartwychwstania, wszystko musi być „mega”, wywo‑
ływać odpowiednie wrażenie, umożliwić weryfikację empiryczną. To, co nie stanowi nośnego towaru, nie przynosi też zysku. Nie ma tu jed‑
nak miejsca na indywidualizm, możliwość odnalezienia siebie. Jedyne, co pozostaje, to wpisać się w obowiązującą modę i dopasować do
18 K. Siwczyk: Megamesjasz. W: Idem: Gody. Poznań 2012, s. 31.
narzuconych wymogów, poddać kulturowej hipnozie. Kolejne reto‑
ryczne pytania podmiotu podkreślają jedynie paradoksalność takiego funkcjonowania, pustkę wykorzystywanych w niej symboli, wybiórczą kompilację elementów różnych systemów filozoficznych z nieprzystają‑
cymi poziomami egzystencji, masowy kocioł: „trochę pogaństwa, glu‑
kozy, tarota i gnozy”. Ironicznie przełamanie okrutnego, naturalnego porządku nie staje się w wierszu źródłem szczęścia, a wypaczeniem człowieczeństwa. Kończące wiersz nawoływanie: „kto może, niech jesz‑
cze umiera” stanowi próbę przywrócenia hierarchii, zachowania wspo‑
mnień o tragicznych wydarzeniach, wyciągnięcia nauki z przeszło‑
ści, bez prób uruchomienia mechanizmu wyparcia. Człowieczeństwo, cielesność, śmiertelność, znów zestawione zostały z mocą Mesjasza, uzdrowieniem, wskrzeszeniem, z boskim wymiarem Chrystusa. Zaś próba skompilowania tych dwóch wyraźnie nieprzystających aspektów wywołuje groteskowy efekt mechanizacji życia: telesprzedaż uzdrowień anielskich, robotyka, jak długo to będzie działać?, odpad bez łącza. War‑
stwa leksykalna tekstu podkreśla jego wymowę – wartość człowieczeń‑
stwa ze wszystkimi jego wypaczeniami i ograniczeniami oraz nieprzy‑
stawalność obrazu Chrystusa wykreowanego przez klasyczną teologię do współczesnego świata. Choć w słowach podmiotu, które mogłyby prowadzić do takiego wniosku, kryje się także ostrze ironii, wyartykuło‑
wane wyraźniej w jednej z części poematu Dokąd bądź, który nawiązuje wyraźnie do problematyki poruszanej we wcześniejszym tomie Gody.
Wspomniana ironia dotyczy paradoksu dostosowywania Boga do włas‑
nych potrzeb, który w swej wypreparowanej, sztucznej postaci nadal nie spełnia wygórowanych wymagań „odbiorcy” współczesnej kultury i pozostaje wielkim nieobecnym.
Anulowano uzdrowienie chorych, wprowadzono krzepki negliż, dobrze nam tak, zostaniemy z korporacyjnym uśmiechem, maską do ziemi, ewentualnie przyjdzie pora na weryfikacje, ale nie uchwycimy właściwiej tonacji trwogi, po prostu zabraknie doświadczenia z runa, wyjdą braki w praktyce, mało czasu w rozkła‑
dzie, na łące zwykliśmy przywoływać księdza Robaka jako model innowacji, zamiast lec głucho, bez pomysłu czerpać z prochów soki, siedzieć raz
CZĘŚĆ II w sobie jak glista ludzka, ale nie, zachciało się ekspansji, pacynki bez wkładu, posuwane naprzód przez niebyt, co w sumie daje efekt długoterminowości bez oznak starzenia, nasada skóry na metalowy rdzeń (…)19
Rezultatem kontaminacji licznych związków frazeologicznych jest uru‑
chomienie pól semantycznych implikujących nieraz bardzo odległe sko‑
jarzenia. Zapis swoistego strumienia myśli dominujący w Dokąd bądź kreuje specyficzny chaos poetyckiego świata będący językową reak‑
cją na symulakryczną „rzeczywistość” rozpadu. Jednak w czasie głęb‑
szej lektury, zwłaszcza ostatnich części poematu, rozważania podmiotu układają się w logiczną całość nie do końca pozbawioną nadziei. Pre‑
zentowany fragment pochodzi z tekstu zatytułowanego Wielkie zgroma-dzenie ponagleń, w którym spojone w swoistą całość zostały rozważania dotyczące nie tylko współczesnej religijności i stanu kultury, ale także losu wielkich symboli, kształtu nowej moralności. Warto jednak przyj‑
rzeć się przede wszystkim warstwie językowej tekstu, strukturze zbudo‑
wanej z poszczególnych, pozornie nieznaczących elementów. Ponownie Siwczyk odnosi się w zacytowanym fragmencie do utraty tożsamości i indywidualności przez poszczególne jednostki, czego symbolem jest sztuczny, korporacyjny, narzucony uśmiech. Człowiek poddany tym mechanizmom stał się tylko pustą w środku, kontrolowaną pacynką, której działania determinowane są przez niebyt, zaspokajanie podsta‑
wowych potrzeb fizycznych, a wszelkie jej działania odbywają się całko‑
wicie bezrefleksyjnie: „zamiast lec głucho, bez pomysłu czerpać z pro‑
chów soki, siedzieć raz / w sobie jak glista ludzka, ale nie, zachciało się ekspansji, pacynki / bez wkładu, posuwane naprzód przez niebyt, co w sumie daje efekt / długoterminowości bez oznak starzenia, nasada skóry na metalowy rdzeń (…)”, nie jest to pęd życia, to swego rodzaju élan vital przedstawione w „krzywym zwierciadle”. Według słów pod‑
miotu nie istnieje już stanowiący motor ciągłego rozwoju konflikt ducha i materii, pozostała bowiem jedynie materia. Brakuje nie tylko namysłu nad istnieniem i szeroko pojętą duchowością, brakuje przede wszystkim
19 Idem: Wielkie zgromadzenie ponagleń. W: Idem: Dokąd bądź. Kraków 2014, s. 26.
czasu, którym źle gospodarujemy: „po prostu zabraknie / doświadcze‑
nia z runa, wyjdą braki w praktyce, mało czasu w rozkładzie”. Człowiek nie pamięta o korzeniach, pierwotnych, instynktownych potrzebach, jakby przeżywał swój czas na ziemi jedynie „w teorii”, nie „w prak‑
tyce”, mierząc kolejne etapy według sztucznie skonstruowanego roz‑
kładu jazdy, usuwając pozornie zbędne elementy, ale też „rozkładając się” za życia, marnując jego potencjał.
Nie jest jednak tak, że kultura zupełnie wyzbyła się pozorów rozwoju i czerpania z dzieł przodków; owszem, nawiązywanie do zasobu kulturo‑
wego jest zjawiskiem powszechnym, jednak krytykowany jest w tekście sposób ich wykorzystania i motywacje: „na łące zwykliśmy przywoły‑
wać księdza Robaka jako model innowacji”, „tędy droga dla uparciucha przesiadującego / po godzinach w czytelni nad wielką korektą biblii, z której ma wyłonić się / bardziej przyziemny edykt nadziei, przyjazny dla środowiska Pan Bóg”. Innowacja to jedno z popularniejszych okre‑
śleń współczesnej nowomowy: to, co nie jest innowacyjne, nie jest godne uwagi „użytkowników”, bo takim mianem należy określić ludzi opisa‑
nych w poemacie. To użytkownicy kultury i zasobów, jakie posiada, ale użytkownicy nieświadomi, wybiórczo traktujący dziedzictwo i wszelkie idee czy systemy myślowe. Zdaje się jednak, że winni tego stanu rzeczy, stają się jednocześnie ofiarami, w zacytowany fragment wpisane zostały bowiem leksemy, składające się na obraz tak funkcjonującego człowieka jako niewolnika czy więźnia: „maską do ziemi”, „posuwane naprzód przez niebyt”. Celem tekstu nie jest bowiem wyraźnie wskazanie odpo‑
wiedzialnych za taki stan kultury, to wciąż stwierdzanie faktu, diagnoza bez recepty. Wystarczy spojrzeć na konstrukcję podmiotu – zarówno w licznych fragmentach poematu Dokąd bądź, jak i w innych tekstach poety – wypowiadającego się w 1. osobie liczby mnogiej, z samego wnę‑
trza przedstawionego świata. Dualna natura tego zbiorowego podmiotu reprezentowana jest także w zestawieniu wyrażeń wywodzących się z Biblii z językiem ekonomii:
Terminator nie może się mylić, tędy droga dla uparciucha przesiadu‑
jącego po godzinach w czytelni nad wielką korektą biblii, z której ma wyło‑
nić się
CZĘŚĆ II bardziej przyziemny edykt nadziei, przyjazny dla środowiska Pan który nie będzie się dwoił i troił pod zmienną postacią fikcji litera‑Bóg, ckiej, ale zgłosi bezceremonialnie swój program odnowy wiarygodności, a nam dostanie się kolejny raz w jego ziemskim powodzeniu.
fragmentaryczna pascha to cała nasza podróż w głąb księgi wyjścia, z której zostały wióry po przejściu digitalizacji i nie ma, że boli ist‑
nienie sentymentów, leżenie krzyżem bez dostępu do sieci wzmaga osteo‑
porozę, milczą gnaty nowych wniebowzięć, skoro stare spadają na nas szczęś‑
cia, zdrowia i pomyślności ciału wystarcza do pierwszego podejrzenia, że to jednak wszystko i grzebać trzeba głębiej, żeby nie wyszło na jaw w paruzji, nie od rzeczy zagrożonej wynaturzeniem.
(Wielkie zgromadzenie ponagleń. DB, s. 26–27)
Religijny „marketing” doprowadza do wynaturzenia ponownego nadej‑
ścia Zbawiciela – Biblia wymaga korekty, aby móc na podstawie tej nowej, zmienionej treści wykreować Boga ekonomicznego i ekologicz‑
nego, dopasowanego do wymogów współczesnych „wiernych”. Przede wszystkim zaś Stwórca odarty z tajemnicy Trójcy ma być jednoznaczny, jednowymiarowy, zrozumiały i wiarygodny. Przyjścia takiego „uprosz‑
czonego” Zbawiciela zdają się oczekiwać ludzie w utworze Wielkie zgro-madzenie ponagleń. W ślad za tą digitalizacją i postępem zdaje się jednak kroczyć rozczarowanie, pascha jest bowiem niepełna, paruzja wynatu‑
rzona, sam Bóg w rzeczywistości nieobecny, a na plan pierwszy wysuwa się ciało, jak gdyby człowiek współczesny pozbawiony był duszy, co podkreśla przerzutnia: „i nie ma, że boli istnienie / sentymentów”. Tęsk‑
nota za dawnym porządkiem została zagłuszona przez potrzebę inno‑
wacyjności i wygody, jednak człowiek, w swoisty sposób marnujący egzystencję, funkcjonujący w uproszczonej kulturze, wśród przenico‑
wanych wartości, odczuwa pewien wstyd: „zdrowia i pomyślności ciału wystarcza do pierwszego podejrzenia, / że to jednak wszystko i grze‑
bać trzeba głębiej”. Ta iście Borańczakowska fraza podkreśla jedynie niejednoznaczność tekstu i rozdarcie jego lirycznych bohaterów. Z jed‑
nej strony poszukują oni wciąż nowych rozwiązań, z drugiej strony ich optymalizacja pozbawiła człowieka dawnych „wniebowzięć”, nie zastę‑
pując ich nowymi. „Grzebiąc” głębiej chcą odkrywać nowe wymiary świata i zakrywać pustkę kolejnych rozwiązań, tkwiąc pomiędzy świa‑
tem dawnych sentymentów, a uwspółcześnionymi, użytkowymi war‑
tościami.
Tym, czego poza sentymentami zdaje się dotyczyć wyrażona w tek‑
ście tęsknota, jest prawda. Nie ma jej bowiem w sztucznie wypreparo‑
wanym świecie otaczającym lirycznego bohatera. Nie jest prawdziwym Bóg, choć pozornie „nie dwoi się i nie troi pod zmiennymi postaciami”, sztucznie i błędnie uruchamiane są wzorce osobowe, ośmieszone zostały wszelkie formy naśladownictwa. Nawet ciało, które zdaje się dyktować warunki trwania, nie jest prawdziwe, skoro traktowane jest powierz‑
chownie, jak pusta skorupa, nikt bowiem nie wsłuchuje się w jego wnętrze i rytm: „na łące zwykliśmy przywoływać księdza Robaka jako model innowacji, / zamiast lec głucho, bez pomysłu czerpać z prochów soki, siedzieć raz / w sobie jak glista ludzka, ale nie, zachciało się eks‑
pansji, pacynki / bez wkładu […]”.
Poszukiwanie prawdy wpisane jest także w jedną z najbardziej nie‑
pokojących fraz tekstu „ale nie uchwycimy właściwiej tonacji trwogi”, stanowiącą nawiązanie do poezji Zbigniewa Herberta.
tylko z pozoru głos Marsjasza jest monotonny
i składa się z jednej samogłoski A
w istocie opowiada Marsjasz
nieprzebrane bogactwo swego ciała
[…]
to już jest ponad wytrzymałość boga o nerwach z tworzyw sztucznych
CZĘŚĆ II żwirową aleją
wysadzaną bukszpanem odchodzi zwycięzca zastanawiając się czy z wycia Marsjasza nie powstanie z czasem nowa gałąź
sztuki – powiedzmy – konkretnej20
W wierszu Apollo i Marsjasz krzyk, dźwięk trwogi jest odkryciem prawdy, niewygodnej, ale niezakrytej upiększeniami, przez co stanowi zagrożenie dla sztucznej estetyzacji i przekłamania21. Kultura masowa, kultura ozdobników, poprzez różne techniki estetyzacji przesłania prawdę, jest fantazmatem i kreacją zastępującą i zagłuszającą rzeczywi‑
stość22. Wielowymiarowość tonacji trwogi w tekście Siwczyka prowadzi te rozważania jeszcze dalej – to nie tylko porażenie brakiem możliwości osądu prawdziwości emocji czy zjawiska, to już zatracenie umiejętności prawidłowego ich rozpoznania, jak bowiem odróżnić prawdziwe cier‑
pienie od symulacji, kiedy w ogóle nie jest się w stanie owego cierpienia rozpoznać w zmechanizowanym, zautomatyzowanym świecie wiersza.
Powód zagubienia wskazać może kolejny cytat z twórczości Herberta:
Gust przeszłości może, ale nie musi, oznaczać ucieczki od teraźniej‑
szości i rozczarowania. Bo jeśli w tę podróż w czasie wybieramy się z całym bagażem naszych doświadczeń, jeśli penetrujemy mity, sym‑
bole i legendy, po to, aby wydobyć z nich to co żywe, nie można chyba odmówić tym poczynaniom postawy czynnej. […]
Poczucie kruchości i nikłości ludzkiego życia wyda się może mniej przygnębiające, jeśli umieści się je w łańcuchu dziejów, które są prze‑
20 Z. Herbert: Apollo i Marsjasz. W: Idem: Wiersze zebrane. Kraków 2008, s. 247–
249.
21 Zob. R. Przybylski: To jest klasycyzm. Warszawa 1978, s. 132–145. O znacze‑
niu krzyku w poezji Herberta pisał także Andrzej Franaszek. Por. A. Frana‑
szek: Ciemne źródło (o twórczości Zbigniewa Herberta). Londyn 1998, s. 11–33.
22 Zob. Kicz, tandeta, jarmarczność w kulturze masowej XX w. Red. L. Rożek.
Częstochowa 2000.
kazywaniem wiary w celowość wysiłków i dążeń. Wtedy nawet trwoga będzie niczym innym, jak wołaniem o nadzieję23.
Owego osadzenia w nurcie dziejowym, odnalezienia siebie, indywi‑
dualnej jednostki, ale przynależącej do pewnego procesu, stanowiącej jego istotną część, zdobycia „doświadczenia z runa”, brakuje bohate‑
rom lirycznym. Dlatego nie tylko nie są w stanie odnaleźć siebie, pustka ogarnia także wszystkie dające poczucie bezpieczeństwa i ciągłości systemy światopoglądowe:
[…] po prostu
wsiąka się w grunt pod bagno, porasta się ostem, szpaki drobią następnie groby, gody ruszają na całego, stalowe chmury
wsiąka się w grunt pod bagno, porasta się ostem, szpaki drobią następnie groby, gody ruszają na całego, stalowe chmury