• Nie Znaleziono Wyników

Wiedza wspólna i kultura uczestnictwa

W dokumencie Nowe media a praktyki komunikacyjne (Stron 96-99)

Jak pisze Henry Jenkins, członkowie kultury uczestnictwa wierzą, że ich wkład w tworzenie wspólnej wiedzy ma znaczenie, identyfi kują się zatem z pozosta-łymi „twórcami”. Ma to związek ze zjawiskiem zwanym konwergencją mediów, którą Henry Jenkins nazywa zmianą kulturową, polegającą na zachęcaniu kon-sumentów do wyszukiwania nowych informacji i tworzenia połączeń pomiędzy treściami rozproszonymi w różnych środkach przekazu15. To, jak już wspomnie-liśmy, istotna zmiana z punktu widzenia retoryki, która sporo uwagi poświęca „powszechnemu mniemaniu” i wspólnocie dzielonej wiedzy.

Tradycyjnie mówca wyszukiwał argumenty, które były prawdziwe lub praw-dopodobne, tymczasem w internecie wszystko wydaje się jedynie prawdopo-dobne. To konsekwencja relatywizmu i subiektywizmu. Do rangi autorytetu ura-sta to, co się już wcześniej w tym medium znalazło, często wyłącznie dzięki temu, że się tam znalazło. Akceptując relatywizm chaotycznej bazy danych, użytkownik może wykorzystać każdą opublikowaną treść i uczynić ją argumentem, jeśli tylko będzie ona zgodna z przekonaniem audytorium lub wystarczająco interesująca czy poruszająca.

Tradycyjna retoryka wyodrębnia trzy typy argumentów, które mogą zostać przywołane w perswazyjnej narracji: fabułę, historię i argumentum. Fabuła to nieprawdziwa i nieprawdopodobna relacja o zdarzeniu, historia jest prawdziwa i prawdopodobna, argumentum zaś nieprawdziwe, ale prawdopodobne. Funkcję

historii mogą pełnić np. specjalistyczne dane medyczne przywołane za

pomo-cą linka do publikacji specjalisty (np. studium przypadku leczenia danego

rzenia z pomocą określonej terapii) na forum o tematyce medycznej. W wyniku braku kompetencji użytkowników (często w takich serwisach osoba chora pyta o coś użytkowników niebędących lekarzami, lecz np. pacjentami, członkami ich rodzin itp.) mogą być przywołane w sposób nieadekwatny, mogą także zostać błędnie zinterpretowane i wtedy historia przestaje być historią i staje się

argu-mentum (argumentem nieprawdziwym, ale prawdopodobnym) lub wręcz fabu-łą posiadającą luźny związek z konkretnym przypadkiem. Użytkownik, który jest

przekonywany do słuszności danej terapii na podstawie domniemanej analogii z przypadkiem opisanym przez specjalistę, zostaje wówczas, w wyniku niekom-petencji własnej i osoby, która podzieliła się z nim daną treścią, wprowadzony w błąd, ponieważ błędnie klasyfi kuje użyte argumenty jako prawdziwe, podczas gdy są jedynie prawdopodobne. To konsekwencja poszerzenia obszaru pozornej „wiedzy wspólnej”.

W dyskusjach na forach lub w grupach dyskusyjnych czy w obrębie grup na Facebooku użytkownicy wykorzystują wszystkie typy argumentów, jednak zweryfi kowanie i jednoznaczne określenie, który z nich jest prawdziwy, a któ-ry prawdopodobny, bywa trudne nawet dla nadawcy. Wektó-ryfi kacja (i podobnie falsyfi kacja) danych zamieszczanych w internecie bywa niemożliwa, zatem moż-na je zaklasyfi kować wyłącznie jako prawdopodobne. Słynny już stał się termin „doktor Google”, opisujący fenomen, polegający na wpisywaniu w internetową wyszukiwarkę objawów domniemanych chorób i korzystaniu z wyników wyszu-kiwania dla własnych celów. Ponieważ wyszukiwarka pokazuje wyniki najczęściej wyszukiwane/wyświetlane przez innych użytkowników, jest bardzo prawdopo-dobne, że w odpowiedzi na hasło „ból głowy” użytkownik otrzyma linki do arty-kułów dotyczących poważnych schorzeń, jak np. nowotwór mózgu (np. medycz-ne opracowania, „prawdziwe” historie chorych zapisamedycz-ne na blogach, dyskusje na forach itd.). Istnieje oczywiście prawdopodobieństwo, że osoba skarżąca się na ból głowy w istocie cierpi na tę chorobę, jednak jest ono zbyt małe, by można kierować się wynikami wyszukiwania i uznać je za wiarygodne.

„Wiedza wspólna” w internecie stanowi zatem wyłącznie pewien potencjał, jednak do jego wykorzystania nadal potrzeba określonych kompetencji i po-wszechny dostęp do profesjonalnych danych niewiele tutaj zmienia. Tak zwa-na „wspólzwa-na inteligencja” nie ma zwa-najczęściej zwa-najwyższego ilorazu, zatem ryzyko błędów jest spore i użytkownicy nie zawsze są go świadomi. Ponieważ, jak pisze Jenkins, kultura uczestnictwa (pari cipatory culture) wiąże się z brakiem scentra-lizowanego, ofi cjalnego źródła informacji, masowa publiczność sama musi doko-nać oceny na podstawie niekompletnych lub sprzecznych informacji, pełniących funkcję argumentu16, a to również wymaga kompetencji.

Brak ofi cjalnego i scentralizowanego źródła informacji powoduje zatem utratę wiarygodności, która charakteryzowała wcześniej obszar wspólnie podzielanych przekonań. Użytkownicy próbują zatem zbudować etos nadawcy, by unić przekazy, którymi dzielą się z innymi użytkownikami. Budowanie wiarygod-ności ma charakter długofalowy, dlatego najczęściej można zaobserwować go w miejscach, w których komunikacja nie ma charakteru ulotnego, a autor komu-nikatów ma dużo czasu na zbudowanie relacji z innymi użytkownikami, jak blogi i serwisy społecznościowe (Goldenline i Facebook).

Uobecnianie

Komunikacja wirtualna dostarcza narzędzi ułatwiających użytkownikom uobec-nianie pewnych argumentów, co wzmacnia ich perswazyjną siłę. W tradycyjnie pojmowanej retoryce wyróżniano trzy źródła argumentów: etos, patos i logos. Etos odnosi się do charakteru i wiarygodności mówcy, patos dotyczy umiejętno-ści wzbudzania emocji u publicznoumiejętno-ści, zaś logos to racjonalny aspekt komunikatu – m.in. jego uporządkowanie, sposób prowadzenia argumentacji, wykorzystanie argumentów racjonalnych. O ile etos i patos apelują najczęściej do emocji, o tyle logos apeluje do racji17. Jak już wspomnieliśmy, rozważając temat redundancji komunikatu wirtualnego, racjonalne argumenty o wiele łatwiej przywołać w ko-munikacji wirtualnej niż realnej, ponieważ wystarczy podanie linków do ofi cjal-nych dacjal-nych, wykresów, tabel, sondaży, wypowiedzi specjalistów uznacjal-nych za autorytety. W tradycyjnej mowie takie informacje mogłyby zostać niezrozumia-ne lub zignorowaniezrozumia-ne z uwagi na trudność przyswojenia przez audytorium. Suche dane nie byłyby też atrakcyjne jako argumenty. W komunikacji wirtualnej docho-dzi do pewnego przesunięcia, jednak owa „bariera porozumienia” w przypadku cytowania suchych faktów i danych nie zostaje całkowicie zniwelowana. Przekaz nadal powinien być dla publiczności atrakcyjny.

Najprostszym sposobem na atrakcyjne przekazanie nawet skomplikowanych treści jest posłużenie się obrazem lub materiałem audiowizualnym. Odpowiada to również odczuwanej przez większość użytkowników potrzebie uwiarygodnie-nia treści. Obraz jednocześnie zaświadcza o prawdziwości danego argumentu, jak i apeluje do emocji. Patos bywa często skuteczniejszym narzędziem perswazji niż etos, zwłaszcza gdy chodzi o rzeczy chwilowe, dziejące się tu i teraz. Obrazy mają też większy potencjał przyciągania szerokiej, globalnej publiczności, ponie-waż wymagają od odbiorcy niższej kompetencji. Niepotrzebna jest na przykład znajomość języka, by zrozumieć obraz. Obraz ponadto działa silniej na zmysły niż

17 J.S. Baumlin, Ethos, [w:] Encyclopedia of Rhetoric, red. Th.O. Sloane, Oxford 2006, h p://

www.oxford-rhetoric.com/entry?entry=t223.e92, dostęp: 18.02.2010. L.D. Green,

tekst czy racjonalne argumenty. W internecie możliwości wizualnego uobecnie-nia treści, funkcjonujących jako argument są bardzo duże. Jeśli tylko dana treść została opublikowana w formie fi lmu czy statycznego obrazu, może zostać w każ-dej chwili przywołana. W komunikacji tradycyjnej dostarczenie tak szerokiego kontekstu jest bardziej skomplikowane, jednak nie niemożliwe.

W dokumencie Nowe media a praktyki komunikacyjne (Stron 96-99)