WIRTUALNEGO BOHATERA
Rynek w yd aw n iczy prezentuje bardzo szeroki wachlarz propozycji książkowych dla m łodzieży. Najczęściej są to pozycje tra k tu jące o współczesnych problem ach: sam ot
ności, seksie czy używ kach. Każda z nich staje się sw oistym po rad nikiem - ja k m ło dy człow iek ma poradzić sobie z
codzien-nym i problem am i. Pełnią zresztą p o d w ó j
ną funkcję: czytający nastolatek może so
bie uśw iadom ić, że nie ty lk o on boryka się z takim lub innym problem em ; natom iast, g d y książkę przeczyta rodzic, to znajdzie w niej w skazówki, ja k zrozum ieć rzeczyw i
stość, w której żyje je g o pociecha.
Do takich propozycji należą Wszystkie la jk i Marczuka Pawła Beręsewicza, p rz y g o tow a ne przez łó d z k ie W y d a w n ic tw o Lite
ratura.
To po w ie ść m ło d zie żo w a o p o tędze św iata w irtu a ln e g o , prze platają ca w ą te k współczesny z retrospektyw nym . Pokazują
ca, ja k w ykorzystując dostępne każdej oso
bie środki, można w ykre ow a ć now ą rzeczy
w istość czy celebrytę.
Na pierwszych kartach poznajem y ty tu ło w e g o Janka Marczuka, m ło d e g o c h ło p ca, k tó ry z narażeniem sw ojego życia ratuje przed zagładą m iejscowych Ż ydów w czasie II w o jn y światowej. To w łaśnie epizody z je go życia, przeplatają się z w ątkam i głów n ej akcji, która toczy się w środow isku uczniów G im nazjum nr 12 we współczesnej Chosz- czówce - dzielnicy Warszawy.
G łów ni b o ha te row ie to Rafał Konecki i Adam Zieliński, uczniow ie II klasy. C hłopcy - „K oniu" i „Z ie lu " - za czasów podstaw ów ki przyjaciele, zaczynają ze sobą rywalizować.
Początkowo są to sztubackie żarty, pow aż
na rywalizacja rozpoczyna się, gd y d yre kto r szkoły ogłasza konkurs edukacyjny. Nagro
dą w nim ma być d w u ty g o d n io w y wyjazd do Australii. Z d o p in g o w a n i w izją w ygranej, chłop cy k om p le tu ją zespoły. Adam ma p o d w ó jn ą m otyw a cję ; op rócz chęci z w y c ię stwa, chce odegrać się na Rafale za u p o k o rzenie przed koleżanką z klasy. W je g o g ło w ie pow staje prze biegły plan.
Postanawia, że w ramach p ro je k tu p o p ro w a d z i kam p an ię e d u ka cyjn ą , m ającą
na celu spo p u la ryzo w a n ie lo kaln eg o b o hatera, ja k im je s t Jan Marczuk. Podszywa
ją c się po d d y re k to ra , wysyła SMS ry w a low i, aby ten rów nież zajął się tą postacią.
O dtąd c h ło p c y robią wszystko, aby o b o haterze z okresu w o jn y usłyszał cały świat.
Zespół „Z iela" prow adzi działania g łów n ie w Internecie. Do często odw iedzanych ha
seł w W ik ip e d ii dopisują ep izody z udzia
łe m M arczuka. Przy życiorysie Lecha Wa
łęsy pojawia się w ięc inform acja, że b y ł ro
dakiem Jana Marczuka, a przy opisie Polski, że je s t to ojczyzna Jana Marczuka. C hłopcy zapisują się do różnych fo ró w tematycznych, na każdym z nich w m aw iają w ortalow iczom , że Jan M arczuk m iał zasługi w stosownych dziedzinach. Po okresie ta k w zm ożonej ak
tyw no ści zakładają na facebooku oficjalny fanpejdż Jana Marczuka. W efekcie w ciągu kilkunastu godzin stronę p o lu b iły 1132 oso
by, a to d o p ie ro początek.
W samej akcji i pom yśle nie byłob y nic o ryg in aln eg o, g d yb y nie fakt, że Jan
Mar-PAUtt BEKęStWici
i r
,
czuk n ig d y nie istniał. A dam Z ieliński go w ykreow ał. Napisał je g o biogram . Następ
nie s tw o rz y ł ja k najw ięcej pow iązań z in nym i hasłami tem atycznym i, aby go uw ia
rygodnić.
W sprytny sposób sprawił, że Rafał Ko
necki spró bo w ał ukraść mu tem at, licząc, że dzięki demaskacji podczas ogłoszenia w y ników, sko m p ro m itu je rywala. Nie zdawał sobie je d n a k sprawy z po tęgi ob ie gu in fo r
macji w Internecie. Postać Marczuka bardzo szybko zaczęła żyć własnym życiem. Została naw et wykorzystana do reklam y Coca-Co
li. W efekcie d y re k to r po stano w ił, aby p o d warszawskie gim na zjum przyjęło im ię Ja
na Marczuka.
Książka ma w a rtką akcję. Postaci są w y raziste. Być może c zyte ln ik będzie m iał w ra żenie, że g łó w n i bohate row ie są starsi niż w rze czyw istości, gd yż ja k na w s p ó łc z e snych gim nazjalistów , są z b y t a m b itn i, lotni i kom p e te n tn i w w ielu dziedzinach. Jest to je d n a k iluzoryczne wrażenie. Era Facebooka
i tz w . in tu ic y jn e g o k o rzysta n ia z n o w o czesnych te c h n o lo g ii i o p ro g ra m o w a n ia sprawia, że w irtu a ln y św iat je s t w yją tk o w o ła tw o d o stę p n y, zwłaszcza dla n a jm ło d szych pokoleń.
Z je d n e j strony je s t to św iat nieo gra
niczony, k tó ry nie przestaje się rozw ijać, z dru giej strony ja ko źró d ło in form acji nie je s t do końca w iarygodny. Działa trochę ja k
„g łu c h y tele fon". Często m ożem y znaleźć w n im n ie s tw o rz o n e h is to rie , k tó re nie z n a jd u ją p o tw ie rd z e n ia w rz e c z y w is to ści. To oczyw iście zagrożenie dla m ło d e go p o k o le n ia - b e z g ra n ic z n e z a u fa n ie do In te rn e tu , m oże p ro w a d z ić do fa ta l
nych n ie p o ro z u m ie ń . M oże je d n a k w y zw o lić też p o z y ty w n ą energię - mieszkań
cy C hoszczów ki, zaczęli po zna w ać s w o ją h is to rię i w s p o m in a ć z a p o m n ia n y c h
b o h a te ró w . Kto w ie, być może w y m y ś lo
ny bohater naprawdę istniał, choć pam ięć o nim nie przetrwała?
Jest to też interesujący pom ysł na z w ró cenie uw agi na kwestię zachowania Pola
ków w o be c Żydów w czasie II w o jn y św iato
wej. A u to r pokazuje postaw y skrajne. Dzię
ki tem u zabiegow i nie pozwala zapom nieć ani o Polakach, k tórzy zasłużyli na zaszczyt
ny m edal „S p ra w ie d liw y w śród N a rodów Świata", ja k i o tzw . szm alcownikach. Istot
ne, że robi to w sposób subtelny. Tak w y w o łan y p ro blem to swoiste zaproszenie do rzetelnej refleksji, pozbaw ionej n ie p o trz e b nych em ocji.
Paweł Beręsewicz w ykorzystał oryginal
ny pom ysł. Sprawne pióro i de likatne szkice ja ko ilustracje to udana kom pozycja. Próba zwrócenia uw agi na nowe zjawisko k u ltu ry masowej, ja k im je s t Facebook, godna je s t najwyższego uznania. W ydaje się, że książ
ka m og ła by trafić do kanonu le k tu r szkol
nych. Jako p u n k t wyjścia do analizy fe n o m enu w irtu a ln e g o świata byłaby n iezw y
kle cenną pom ocą dla pedagogów . P. Beręsewicz, Wszystkie lajki Marczuka, il. J. Pijew- ska, W ydawnictw o „Literatura", Łódź 2012.
M onika Rituk
SENNIE O MIŁOŚCI
W swojej Snubajce Joanna Klara Teske stawia na św iat w ym yślony po to, by przy
bliżyć dzieciom sferę miłości, tęsknoty, przy
wiązania czy sm utku. O peruje baśniową au
rą, żeby m óc p re cyzyjn ie określać relacje m ię dzy n ie z w y k ły m i, bo w z ię ty m i prosto z w y o b r a ź n i p o s ta c ia m i. Na szczero ść w dziedzinie em ocji pozwala je j dystans baj- kowości - sym bolika Snubajki znajdzie w ięc swoich z w o le n n ik ó w wśród dorosłych.
Bohateram i Snubajki są Sobiepan (je den z sobiepanów ) oraz Marzeńka (przed
stawicielka marzeniek). Od sm utnego desz
czu, k tó ry po tęgu je szarość świata, Sobie
pan do w ia du je się, że Marzeńka rozpacza z tęsknoty. Pokochała ułudę, nie może zatem być szczęśliwa. Tymczasem deszcz zagraża w ielu żyjątkom , a uspokoi go ty lk o ten, kto pocieszy Marzeńkę. Sobiepan podejm uje się n ie ła tw e g o zadania. Ale kiedy m iędzy nim a M arzeńką zawiązuje się nić porozum ienia, nie ma ju ż obaw o losy w ym yślonego świata - tak samo ja k o losy niezw ykłej pary. Sobie
pan i Marzeńka od kryw a ją, na czym polega spokojne szczęście w sp óln eg o życia.
Teske snuje swoją bajkę, rozpina ją m ię
dzy nied opo w iedze niam i i liryzm em , stara się nie niszczyć k lim a tu przez nazyw anie wszystkiego wprost; bohaterow ie więcej nie w iedzą niż wiedzą, muszą doświadczać, że
by się przekonać. Ich uczucia pom aga uze
w n ę trz n ić przyroda. W ym yślona kraina rzą
dzi się swoim i prawami, autorka kształtuje ją tak, by nie odwracała uw agi od postaci i ich przeżyć - dzięki czem u dzieci skoncentrują się na relacjach m iędzy Sobiepanem a M a
rzeńką i lepiej po jm ą istotę ich nie ty p o w e j
eg zystencji. Bieżące w ydarzenia z w a ln ia ją te m p o narracji, to, co ważne, m iało m ie j
sce w przeszłości, teraz w idać je d y n ie skut
ki. Chociaż Sobiepan zgodnie z logiką p o w i
nien zacząć działać, je g o reakcje nie należą do z b y t dynam icznych. Trudno się zresztą dziwić: zadaniem Sobiepana je s t być, o tw o rzyć się na drugą istotę, w ysłuchać i m ilczą
co wspierać. Zam iast akcji pojawia się zatem rozm owa, pełna m etaforycznych odniesień i oparta na charakterystycznym porozum ie
niu i zrozum ieniu. Tak rodzi się uczucie m ię
dzy Sobiepanem i Marzeńką. Joanna Klara Teske o d w o łu je się w te j książce bardziej do nadziei dorosłych, niż do fa b u ł z litera
tu ry czw artej. Odrzuca najbardziej natural
ne dla m aluchów sposoby na m anifestow a
nie uczuć, je j bohate row ie nie posługują się w tej kwestii głośnym i czynam i, a zw ykłą b li
skością, która przerodzi się w przyw iązanie.
Snubajka zapew nia w ięc inne spojrzenie na o dw ieczny w literaturze tem at.
Tym, co zwraca uw agę w Snubajce -i w ysuw a s-ię na p-ierw szy plan podczas lek
tury, je s t poetyckość i m elod yjno ść stylu.
Snubajka spraw dzi się ja k o le ktu ra przed snem, kojąca, wyciszona, spokojna i nasta
w iona na dostarczanie obrazków rodzajo
wych zam iast scenek. Teske pokazuje m ło dym o d b io rc o m , ja k niebezpieczna bywa po goń za złudzeniam i - ale realnych zagro
żeń unika, wszystko rozgrywa się na płasz
c zyźnie d u c h o w e j i nie p rz y p ra w i dzieci o p rzysp ie szo n e bicie serca, zresztą nie to je s t w książce ważne. To cenna lektura, a przy ty m różniąca się bardzo od m ainstre- am ow ych publikacji, przypom ina nieco baj
ki opow iadane dzieciom przed snem, prze
nosi najm łodszych do krainy w yobraźni, kra
iny, która będzie bliska dorosłym .
Autorka sama zajęła się ilustrow a niem opow ieści. Z je d n e j strony p o z w o liło je j to
na zasugerowanie p o do bie ństw m iędzy b o hateram i (którzy, w e d łu g tekstu, są prze d
stawicielam i różnych gatunków) i na uch w y
cenie tego, co w yd aw a ło się je j najbardziej istotn e w procesie tw orzenia pięknej m iło ści. Z dru giej je d n a k strony po pe łn iła Teske błąd graficzny, błąd, na k tó ry nie p o z w o lili
by je j doświadczeni wydawcy. Autorka b o w iem w prow adza czarne tło obrazków, a ry
suje zw ykłym i kredkami. Z b y t m ały je st więc kontrast m iędzy scenkami z ilustracji a czer
nią, trzeba będzie się nieco w ysilić, żeby p o oglądać rysunki - ładne, naiw ne w kresce i dopasowane do rytm u bajki, ale z b y t ciem ne i z b y t przygnębiające, by za in try g o w a ły dzieci i od razu przyciągnęły do lektury.
Szkoda, bo publikacja - ja k zresztą wszyst
kie w y d a w n ic tw a M im o chod em - je s t sta
rannie dopracowana pod w zględem ed ytor
skim (m im o że autorka nie ustrzegła się kilku b łę d ó w w tekście). Część od b io rc ó w będzie je d n a k urzeczona klim atem Snubajki.
J. K. Teske, Snubajka, W ydaw nictw o M im ocho
dem, Lublin 2012.
O lim pia G ogolin