• Nie Znaleziono Wyników

(C ią g d a lsz y .)

N ig d y w in y d z ie c k a nie p r z y p is y w a ć ko m u in nem u , bo p o te m d ziec k o b ę d z ie z a w s z e s z u k a ło p r z y c z y n y złeg o p o z a s o b ą . „ W y b ijm y s t ó ł !“ T a k p rz e m a w ia n ie je d n a w y c h o w a w c z y n i, m a tk a d o d z ie c k a : „ W y b ijm y s tó ł“ „A n ie g rz e c z n y stó ł u d e rz y ł d z ie c k o !“ „ T a n ie z n o ś n a p o d ło g a p r z e w r ó ­ c iła d z ie c k o ! O b ijm y ją, a . . . a . . . d o b rz e ci ta k , po co d ziec k u k r z y w d ę ro b isz , t y n ie g rz e c z n a ! . .

Nastąpiła chw ila milczenia. Kobieta znów: z po­

chyloną skronią zatonęła w głębokich m arzeniach, kapitan wydał- kilka rozkazów , a w iatr coraz silniejszy g rał po linach, kłócił się z rozpuszczonem i żaglami.

— B ądź pani spokojna — rzekł kapitan, zw racając się do zam yślonej; — na co moc ludzka starczy, tego użyjem y w obronie.

Kobieta podniosła głow ę, a ry sy jej tw a rz y b y ły tak pogodne, jak przed chw ilą kiedy m ów iła: jeszczem nigdy nie w idziała morskiej nawałnicy.

— Już nią jestem- zupełnie — odpow iedziała pe­

wnym. głosem — ach! zupełnie, wierz, mi, kapitanie.

Chwila minęła, już nic z. siebie nie żałuję. Zgłębiłam lepiej tę wielką m yśl śmierci. I cóż św iat ogółu traci na jednem indywidualnem pojęciu, które gaśnie przed cz a­

sem ? Ludzie pójdą dalej, choć człow iek ubędzie. Czło­

wiek, cudow na m achina ręką B oską ulepiona, szlachetny najemnik do w ydobyw ania z, wieczności skarbów w iedzy i praw dy, św ięty kaganiec, k tó ry w siąka w siebie w onną oliw ę przyszłości i święci w niej jasnością natchnienia!

Choć m achina zepsuciu ulegnie, najemnika ręce zm ar­

twieją, w proch się rozsypie m etal kagańca, zostanie zaw sze m yśl m istrza, zostaną skarby w kopalni, św ia­

tłość w, naturze. Kto je d a ? mniejsza o to, byle b y ły — a ja mogę um ierać! P recz żalu dziecinny i próżna tęsknoto! M oże um ierać, kto mógł poznać najw iększą śmierci tajemnicę — szczęście.

— U m ierać a prędko, z w esołością — rzekł kapitan

— i ja nie dbam -o życie. M y żeglarze szczęśliwsi- od

W c a le w y ją tk o w y m i nie s ą te .fra z e s y . N a w s i i w m ieście, w e d w o rz e i ch a cie, s ły s z y m y je co d z ie n ­ nie. C o z a z n a c z e n ie one m ieć m o g ą ? W jak im celu s ą W y p o w ie d z ia n e ? Z a m ia st w s k a z a ć d z ie c k u p r z y ­ c z y n ę jeg o bólu, z a m ia s t ro b ić je o d p o w ied z ia ln em z a w ła s n e c z y n y , u c z y m y je s z u k a ć p o z a s o b ą p r z y ­ c z y n w ła s n y c h b łę d ó w , i k to w ie , c z y ludzie, k tó ry m w s z y s c y z a w s z e sz k o d z ą , k tó r z y n ig d y n icze m u nie s ą w in n i, k to w ie, c z y nie z ty c h f a łs z y w y c h d z ie ­ c in n y c h , n a p o z ó r nic nie z n a c z ą c y c h z d a rz e ń , w y ­ n ieśli z a s a d ę , k a ż ą c ą im s z u k a ć p o z a so b ą p rz y c z y n n ie p o w o d z e n ia .- N ie p rz y w y k li oni s ą d z ić w ła s n y c h c z y n ó w , z a s ta n a w ia ć się n a d nim i.

C h c ą c d o b rz e p o k ie ro w a ć w y c h o w a n ie m dzieci, tr z e b a się z a s ta n o w ić n ad celem i ś ro d k a m i do o s ią ­ g n ię c ia te g o celu . N a jlep sz e i je d y n ie p ra w d z iw e w s k a z ó w k i co do te g o p o d a je n am re lig ia . R e lig ia je s t fu n d a m e n te m ca łe g o w y c h o w a n ia . J e d y n ie re lig ia sk u te c z n ie d z ie c k o u c z y ć m o że su m ien n o ści, p ra w d o m ó w n o ś c i, jed n em s ło w e m : c n o ty . N a u k ę relig ii z a c z ą ć tr z e b a od n a jm ło d s z y c h la t, n a tu ra ln ie d o s to s o w a ć do la t i ro z w o ju u m y s ło w e g o d z ie c k a . N ajlepiej d z ia ła p rz y k ła d . N a u k a re lig ii m usi o d b y ­ w a ć się z n a le ż y te m sk u p ien iem , ale z p ro s to tą . D o b rz e je s t d z ie c k o p ro w a d z ić do k o śc io ła — nie n a d łu g o — n ie k o n ie c z n ie d łu g ie n a k a z y w a ć m u m o d li­

tw y , c o d z ie n n y p a c ie rz k r ó t k i, ale s e r d' e c z n y.

N iech się d z ie c k o w c z e śn ie u c z y k a te c h iz m u i h isto - ry i św ię te j, n iech p o k o c h a s z c z e rz e n a u k ę tę ś w ię tą , n iech z a w s z e w tej k sią ż c e z a s a d i p ra w d B o ż y c h s z u k a r a d y i w s k a z ó w k i i w la ta c h p ó ź n ie jsz y c h . J a k ą w a ż n ą w ż y c iu ro lę g r a z n a jo m o ść religii, u c z y n a s n a s tę p u ją c y w y p a d e k .

W m ieście fra n c u sk ie m A ix -les B a in s p r z e b y ­ w a ł p ew ie n a rc y b is k u p , celem p o ra to w a n ia sw e g o n a d w ą tlo n e g o z d r o w ia . P e w h e g o d n ia z a w e z w a n o go do c h o re j. B y ła to c ó rk a fra n c u s k ie g o je n e ra ła . A rc y b is k u p u d zielił jej ś w . S a k ra m e n tó w i b a rd z o się z d z iw ił, że z n a la z ł w u m ie ra ją c e j ta k g ru n to w n ą z n a jo m o ść relig ii. „K to p a n ią u c z y ł ? “ z a p y ta ł.

lądow ych m ieszkańców, nam praw ie zaw sze ostatnia godzina bije piorunem burzy, kulą nieprzyjaciela;, niema naw et czasu spojrzeć za siebie, lub przed siebie, żało­

wać, bać się, lub oczekiw ać. Tu w szystko prędkie, nie­

spodziane, przypadkow e; ten zostanie, ten padnie — tu śm ierć dokoła, a nikt o śmierci nie myśli. Daj mi tylko Boże taki piorun, co od razu czaszkę zgruchocze, taką kulę,- co od razu serce rozbije, o nic więcej nie stoję;

a kiedy zdarza mi się przesłać list do matki, która, św ięta i dobra kobieta, gdzieś daleko w mojej kochanej Szkocyi i za syna żeglarza się modli, to jej zaw sze proszę, żeby w pacierzach swoich dodała: „Nagłą i niespodzianą śmiercią obdarz, go P a n ie !“ — Uśmiechnęła się kobieta.

— Kapitanie — rzekła — więcej niż lat w życiu, więcej m asz w e wspomnieniu pięknych i śmiałych cz y ­ nów ; podwładni słuchają cię rów nie przez uwielbienie i miłość, jak przez karność w ojskow ą; tobie samemu się zdaje, żeś odw ażny, że w tw ej duszy praw dziw e męztwo- spoczyw a. O mój bitny żołnierzu, mój nie­

ustraszony żeglarzu! zabij w zrokiem gniewu słabą ko­

bietę, k tó ra temu przeczy zuchwale. Nie, nie, mój k a ­ pitanie, jesteś tylko lekkomyślnem, próżnem dziecięciem, które śmiało, idzie przez kładkę nad w ielką przepaścią, bo mu się zdaje, że w nią nie wpadnie, bo p atrzy gdzie­

indziej, a nigdy na dół nie spojrzy. W idzow ie przykla­

skują z brzega, lecz ja milczę, ja nie tak rozumiem o d ­ w agę i m ęztwo. Spuść w zrok, pojmij co czynisz, a potem, w znosząc głow ę, powiedz mi, że zaw rotu nie czujesz i przejdź śmiało, to klasnę w ręce, powiem, że odw aż­

nym jesteś.

„ N a jc z c ig o d n ie js z y O jc z e “ , o d p o w ie d z ia ła ch o ra,

„p o B o g u z a w d z ię c z a m z n a jo m o ść z a s a d w ia r y c e s a rz o w i N a p o le o n o w i I “ . A p o tem o p o w ia d a ła co n a s tę p u je : „ P r z e b y w a ła m z ro d z ic a m i n a wys_pie św . H e le n y . C z ę s to s p o ty k a ła m N apo leo n a, k tó r y ta m b y ł n a w y g n a n iu . P e w n e g o ra z u p o w ie d z ia ł on do m n ie: „D z ie c k o , n a ś w ie c ie c z e k a cię w ie je n ie b e z p ie c z e ń s tw . C z y p o tra fis z im się o p rz e ć , jeśli się n ie z a s ło n is z t a r c z ą r e lig ii? L e c z k to cię m a jej n a u c z y ć ? T w ó j o jciec nie m a ża d n ej religii, m a tk a nie m a jej w ie le . C h cę te d y o b o w ią z e k , n a n ic h s p o c z y w a ją c y , w z ią ć n a sie b ie . P r z y j d ź ju tro do m n ie, d am ci p ie rw s z ą le k c y ę . P r z e z c a łe d w a la ta ch o d z iła m k ilk a r a z y w ty g o d n iu do c e s a r z a z k a te c h iz m e m w rę k u . O n k a z a ł m i c z y ta ć i w s z y s tk o w y ja ś n ia ł. O d y m m ia ła la t d w a n a ś c ie , p o w ie d z ia ł m i: Ju ż e m cię d o s ta te c z n ie p rz y g o to w a ł.

T e r a z p o p ro s z ę z F ra n c y i k a p ła n a , k tó r y to b ie p ie rw s z ą , a m n ie o s ta tn ią K om u nię ś w . p o d a “ .

U c z ą c re lig ii, b y ło b y w ie lk im b łę d e m , c h c ie ć d z ie c k o p o n a d w ie k ro z w ija ć , g w a łte m o tw ie ra ć listk i je sz c z e nie ro z k w itłe g o p ą k u . D z ie c k o m a ty le w ro d z o n e j c ie k a w o ś c i, że sa m o o w s z y s tk o p y ta ć będzie-, a n a te n c z a s je s t je s z c z e d o s y ć c z a su , a b y c ie k a w o ś ć jego co do rz e c z y dla n ieg o z ro z u m ia ły c h z a s p o k o ić . C o in n eg o , g d y d z ie c k o d o jd zie do w ie k u , k ie d y u c z y ć się m u si. W te n c z a s m u s im y te ż d ziec k o ta k d alec e um ieć z a c h ę c ić do n au k i, a b y z ra d o ś c ią sz ło n a le k c y e , n ie ty lk o z m u su . N iech d z ie c k o sa m o o ile m o ż n o śc i w y n a jd u je to , c z eg o się m a u c z y ć . N ie p o d a w a ć m u w s z y s tk ie g o już g o to w e g o , b ę d z ie się w te n c z a s ch ę tn ie j u c z y ło , bo b ę d z ie sa m o się z a s ta n a w ia ło i ciejszyło z te g o , co w y m y ś liło .

J e d n ą z n a jd z ie ln ie jsz y c h p o b u d e k z a s ta n a w ia ­ nia, a p rz e to ro z w o ju d z ie c k a b y w a c ie rp ie n ie . C ierp ien ie n a z w a ć b y m o ż n a n ie k ie d y n a ju m ie ję tn ie j- s z y m n a u c z y c ie le m . C ierp ien ie s ię g a a ż do g łęb i d u sz y , i ta m d z ia ła s k u te c z n ie , o tw ie ra s z e ro k ie h o ry z o n ty , p o b u d z a u c z u c ie , k s z ta łc i p o g ląd , a h a r ­ 99

Kapitan zm arszczył brw i ciemne na szerokiem czole, uśm iechnął się naw pół szyderczo, naw pół w esoło, zw yczajnie jak wojak na czcze słow a kobiety, i szepnął z cicha:

— Zobaczym y.

Tym czasem burza się zbliżyła, niebo ogniem zajęło, jak gdyby miało roztopionym śpiżem do m orza w płynąć, bałw any biły w górę srogie, zapienione, o kręt raz ciskał się pod obłoki, drugi raz spadał w przepaść tak głęboką, że, zda się, piekło się roztw orzyło.

Kapitan skrzyżow ał ręce na piersiach i rozkazy jego śpieszne, niemylne, zbaw ienne brzm iały po w szystkich bokach okrętu, głośniejsze od wichru, prędsze od pio­

runa. M ajtkowie wypełniali je w porządku, z milcze­

niem; tylko od czasu do czasu usta ich cicha poruszała m odlitwa. P odróżni patrzyli na oczy dow ódzcy, jak chory na relikwię. Kobiety głośno m ów iły pacierze, płakały, a jedna silnie o pokładow ą galeryę się w sparła i patrzy ła to w niebo, to w- m orze, i chociaż stokrotnie o jej piersi rozbił się szklanym pyłem niejeden w y try sk śródziemnej wody, chociaż w icher stargał jej w łosów zawiązkę, ona stała niew zruszona, cicha, a m yślała o śmierci.

(Dokończenie nastąpi.)

-tu je w o lę . J e s t to one z ia rn k o g o rc z y c y , o k tó re m m ó w ił M ick iew icz, n ie z b ę d n e n a w e t w ż y c iu m ałej d z ie c in y . N ie p o w ia d a m je d n a k o w o ż , a b y dzieci n a s z e ro z w ija ć cierp ien iem , n ie , bo cierp ien ie sam o i b e z n a s z e g o ż y c z e n ia p rz e s tę p u je p ro g i d o m ó w n a s z y c h . Ale c z y ń m y dobry, u ż y te k z t y c h , jak ie P a n B ó g n a n a s z s y ła . N iech d ziec i n a s z e w ie d z ą 0 n a s z y c h tro s k a c h , fra su n k a c h , k ło p o ta c h , niech 1 o n e p o c z u ją n a so b ie n a sz e u m ę c z e n ie p rz e z o d m ó ­ w ie n ie sob ie jak iej z a b a w y . „ B ło g o s ła w io n y ten , k tó re g o r ę k a P a ń s k a w y k s z ta łc i 11.

Je ż e li c h c e m y o s ią g n ą ć m o ż liw ie w y s o k i re z u l­

ta t w y c h o w a n ia , u c z m y się od’ o g ro d n ik a , i ta k jak o n z n a p o tr z e b y n a jm n ie jsz e k a ż d e g o d rz e w k a , ta k i m y m a tk i s ta r a jm y się o g ru n to w n ą z n a jo m o ść n a tu r y i u sp o so b ie n ia , c z y li in d y w id u a ln o ś c i p o ­ sz c z e g ó ln e j k a ż d e g o z n a s z y c h d ziec i. Z n a ć i ro z u ­ m ieć d ziec k o , to je st, p o w ie d z ia ła b y m — n a jp ie rw s z y w a r u n e k p r a c y w y c h o w a w c z e j. K a żd e d ziec k o m a in ne u sp o so b ie n ie , in ne z a m iło w a n ie , a w ię c m iejm y w z g lą d n a nie. N ie d o b re tr z e b a w y k o rz e n ić , d o b re ro z w ija ć .

(D okończeuie nastąpi.)

$

---Z ży c ia robotnicy.

P a t r z ą c n a n a s z ą 6 0 -le tn ią s ą s ia d k ę , nie b y łb y się n ik t d o m y ś la ł n a w e t, ja k ie ż y c ie m ia ła po za so b ą . W id z ie liśm y ją z a w s z e w e s o łą , ż y w o k r z ą ­ ta ją c ą się oko ło n a sz e g o S to w a r z y s z e n ia i w s z y s tk im się z d a w a ło , że o s o b a ta , z a w s z e ty lk o w e s o łe i p o ­ g o d n e ż y c ie w ie ś ć m u sia ła . Ale p o s łu c h a jm y jej o so b iste g o o p o w ia d a n ia :

„M o je z a d o w o le n ie i p o g o d ę d z is ie js z ą " , m ó ­ w iła , „ z a w d z ię c z a m ty lk o n a sz e m u S to w a rz y sz e n iu : i g d y b y d z isie jsz e s to w a r z y s z e n ie is tn ia ło w m oim m ło d y m w ie k u i p r z y g a rn ę ło m n ie w te n c z a s pod s w o ją o p iek ę, ja k to d zisiaj ty lu s z c z ę ś liw y m d z ie w ­ c z ę to m p rz y p a d ło w u d ziale , nie b y ło b y m i ż y c ie u p ły n ę ło ta k sm u tn ie , p u s to i z ta k ie m u d rę c z e n ie m . P r a w d a , że m a ją c la t 17-cie c z y 18-cie nie b y ła m sm u tn ą , o w te n c z a s b y ła m b a r d z o ro z b a w io n ą , ale nie p y ta jc ie lepiej, ja k im to sp o so b em się d z ia ło . C a ły ty d z ie ń s p ę d z a ła m z a z w y c z a j p rz y p ra c y , za to w n ied zie lę m o g ła m s p a ć do g o d z in y 8-rnej i do 9-tej się z d a rz a ło , a p o te m z a c z y n a ła m p r z y g o to w y ­ w a ć m o ją su k n ię n ie d z ie ln ą . C z ę sto w te n c z a s s z y ­ ła m to lub o w o do s tr o ju p o trz e b n e , a n a n a b o ż e ń ­ s tw o nie b y ło c z a s u ; bo p rz e c ie ż m u sia ła m się stro ić , ż e b y p o p o łu d n iu i w ie c z o re m p r z y ta ń c u d o b rz e w y g lą d a ć i d o b rz e się b a w ić . W r a c a ła m do do m u p ó ź n o w ie c z o re m z m ę c z o n a i w y c z e rp a n a , a n a d ru g i d zień s z ła m s ła b a i n ie c h ę tn a z n o w u do p ra c y . N ie sz ło ta m w c a le ra ź n o , ja k b y się po n ie ­ d z ie ln y m w y p o c z y n k u s p o d z ie w a ć n a le ż a ło , p rz e ­ c iw n ie , n ie je d n a n ie d o k ła d n o ś ć p o w s ta w a ła w te n ­ c z a s i p rz y n o s iła m i z m a rtw ie n ie . P o m im o te g o c ie s z y ła m się już n a n ied zie lę n a s tę p n ą n a ta ń c e i n a z a b a w ę .

R o d z ic ó w u tra c iła m b a rd z o w c z e ś n ie ; g d y b y b y li żyli, z p e w n o śc ią nie b y lib y m i ta k ie g o ż y c ia d o z w o lili; ale ta k b y ła m p o z o s ta w io n ą sam ej sobie, a k re w n i, u k tó r y c h m ie s z k a ła m , nie w ie le o m nie db ali.

M a ją c la t 19-ście, p o z n a ła m m ło d e g o , b a rd z o p rz y s to jn e g o c z ło w ie k a , k r a w c a z z a w o d u . P o k ró tk ie j z n a jo m o śc i z a p ro p o n o w a ł m i te n ż e m a łż e ń ­ s tw o , bo się ja k o k r a w c o w a n a d a w a ła m do jeg o z a w o d u . B e z n a m y s łu co do n a s tę p s tw m a łż e ń s tw a

z g o d z iła m się n a nie b a r d z o s z y b k o , i b a rd z o s z y b k o te ż d o z n a ła m d u żo c ierp ień i p rz y k ro ś c i, a ża d n ej ra d o ś c i. D o n a s z e g o g o s p o d a r s tw a m o g liśm y ty lk o n a jk o n ie c z n ie jsz e p rz e d m io ty p ok u p ić, bo n ig d y nie b y ło w ię c e j p ie n ię d z y . Z a c z ę liśm y z d łu g am i, k tó re n am z n o w u p rz y n io s ły c ię ż a r s p ła c a n ia p ro c e n tu , i p om im o p r a c y i w y s iłk u , n a s z a d o la się nie p o ­ le p s z a ła . B ra k ło n a m b ło g o s ła w ie ń s tw a B o żeg o , bo n a p a c ie r z i u c z ę s z c z a n ie n a m sz ę ś w . nie m ie­

liśm y c z a s u . P ra c o w a liś m y n a w e t w niedziele, a g d y ś m y u k o ń c z y li ro b o tę , to d la p o k rz e p ie n ia i w z m o c n ie n ia sił w y c h o d z iliś m y n a s p a c e ry , z a ­ m ia st w B o g u i m o d litw ie s z u k a ć p o k rz ep ien ia.

P o te m p r z y s z ły c h o ro b y i śm ie rć n a s z y c h dzieci, a n a k o ń c u po trz y le tn ie j c h o ro b ie u m a rł m ą ż .

T a k w ię c po 20 -tu la ta c h m a łż e ń s tw a z o s ta ła m s a m a n a ś w ie c ie z w sp o m n ie n ie m p rz e b y ty c h k ło p o ­ tó w , z ła m a n a i b e z ra d n a . I w te n c z a s d o p ie ro n a u ­ c z y ła m się m o d lić i n a jp e w n ie js z e j o tu c h y i p o m o cy w B o g u s z u k a ć i ta m ją z n a jd o w a ć . P o k ilku la ta c h w y s z ła m p o w tó rn ie z a m ą ż ; p o ś lu b iła m w d o w c a z d zieć m i, b ied n eg o ale p o c z c iw e g o i p o b o ż n e g o c z ło w ie k a . Z a r a b ia ła m d alej s z y c ie m i z z a ro b k u o p ła c a ła m u trz y m a n ie d o m u . M ąż ta k ż e p ra c o w a ł, w ię c n ę d z a n a m n ie z a g r a ż a ła . A le d o ś w ia d c z e n ie B o że je s z c z e się n a d e m n ą nie w y p e łn iło . D łu g i c z a s c h o ro w a ła m ciężk o , c h o r o w a ły ta k ż e n a s z e dzieci, z k tó r y c h jed n o u m a rło ; n ied łu g o p o p a d ł ta k ż e m ą ż w c h o ro b ę , k tó r a po d w ó c h la ta c h śm ie rć s p r o w a ­ d z iła .

I z n ó w z o s ta ła m s a m a n a św iec ie , sa m a , ale już nie o p u sz c z o n a . M o ją o tu c h ą b y ł t e r a z B óg, a u c ie c z k ą M a tk a J e g o M a ry a , p o c ie s z y c ie lk a s t r a ­ p io n y c h . B ó g d a ł m i z d ro w ie i b ło g o s ła w ie ń s tw o , d a ł m i s iły do p r a c y i z a d o w o le n ie z losu. T e r a z m a m je s z c z e s z c z ę ś c ie b y ć cz ło n k ie m S to w a rz y s z e .- riia n a s z e g o i d o p ie ro n a u c z y ła m , się cen ić n a sz e ż y c ie k a to lic k ie . N a jp rz y je m n ie jsz e ch w ile tu ta j s p ę d z a m i c ie sz ę się z a w s z e n a n a s z e z e b ra n ia , g d zie ty le s ió s tr p ra c u ją c y c h ob o k sieb ie w id z ę , ra z e m w y k ła d ó w n a s z y c h p rz e w o d n ik ó w s łu c h a m y , śp ie­

w a m y n a s z e pieśn i z w ią z k o w e i c ie s z y m y się w s p ó l­

nie po B o żem u .

C h c ia ła b y m w s z y s tk ie m ło d e d z ie w c z ę ta s k ło ­ nić, ż e b y się do S to w a r z y s z e n ia w p is a ły , a k o rz y ś c i z w y k ła d ó w i w s p ó ln y c h m y śli, z n asz ej g a z e ty z w ią z k o w e j i z d o b re g o p rz y k ła d u c z ło n k ó w o się - g n ę ły b y z p e w n o śc ią w ie lk ie . N iejedno m ło d e d z ie w ­ czę z p o w o d u n a le ż e n ia do S to w a r z y s z e n ia i p rz y w y p e łn ia n iu o b o w ią z k ó w s w o ic h u c h ro n iło b y się od u p a d k u , n ie je d n a k o b ie ta w ró c iła b y n a d ro g ę o b o ­ w ią z k u ; a du żo s ła b y c h du sz z o s ta ło b y w z m o c n io ­ n y c h i p o w ró c iło d o ż y c ia b o g o b o jn e g o z p o ż y tk ie m d u s z y i c ia ła . S a m a m o g ę z w ła s n e g o d o ś w ia d c z e ­ n ia tw ie rd z ić , że zb o ż n ej p r a c y B ó g b ło g o s ła w i" .

T y le się d o w ie d z ia ła m z o p o w ia d a n ia s ta re j k o b ie ty i p o jm u ję te r a z jej s z c z e re i w d z ię c z n e z a ­ in te re s o w a n ie się S to w a rz y s z e n ie m . A m oje k o r z y ­ ści z p rz y n a le ż e n ia do to w a r z y s tw a , alb o tw o je, d ro g a cz y te ln ic z k o , c z y je ro z u m ie m y i o c e n ia m y ? Nie o m y lę się z p e w n o śc ią , g d y powiem ., że k o rz y ś c i, k tó re m y z p rz y n a le ż e n ia do s to w a r z y s z e n ia o s ią ­ g a m y , p rz e w y ż s z a ją je s z c z e o sią g n ię te p rz e z s t a r ą k o b ie tę .

G arść ziemi.

On rzucił ojców zagrody,

B y w św iat w yru szy ć nieznany, P om iędzy obce narody,

Ponieść niewoli kajdany.

Rzucił tłum bratniej drużyny, I kłosy łąki kwiecistej, W ziął tylko klejnot jedyny:

Garść czarnej ziemi ojczystej.

I płakał łzami tęsknoty, Rzucając pola rodzinne, I matki tkliw e pieszczoty, Z abaw y dziecka niewinne,

W szystko, co w ziemi miał bratniej, Znikło w przeszłości ciernistej, W ziął tylko klejnot ostatni:

G arść czarnej ziemi ojczystej.

B urze mu przeszły nad głową

• I now e czucia przez duszę, On zaw sze duszy połow ą Czuł inne, głębsze katusze;

Bo kiedy w chwilach natchnienia Biegł m yślą w św iat promienisty, Czuł w sercu ciężar kam ienia:

G arść czarnej ziemi ojczystej.

I przebył lądy i m orza,

W idział św iat cudów nieznany, Lecz siny błękit przestw orza I ciche ojców kurhany Żałość mu w duszy budziły, Za rajem łąki kwiecistej,

Skąd wziął z najdroższej m ogiły G arść czarnej ziemi ojczystej.

A gd y już śm ierci godzina Dni w ędrow nika przecięła, I zimna, o bca mogiła W sw oie go łonoi przyjęła:

Do grobu bratniej drużyny Nad brzegiem; gó ry śnieżystej Dano mu klejnot jedyny:

G arść czarnej ziemi o jc z y ste j. . .

Aleksander Kraushar.

---- — S © S

---O s n a c h . ;

Z ch w ilą, g d y się b u d z im y , sen ro z w ie w a się jak m a ra , i ty lk o rz a d k o k ie d y z a ry s u je się w y ra ź n ie j W' n a sz e j p am ięci.

C z a se m w s z a k ż e sen m a co ś w sp ó ln e g o z p rz e ­ ż y łe m alb o o c z e k iw a n e m p rz e z n a s w y d a rz e n ie m . Z g łę b i d u s z y n a s z e j w y b ie g a ją w s p o m n ie n ia c z y m a rz e n ia , k tó re n ib y o b ra z y m g liste ż y c io w e m i p r z y ­ c z y n a m i po dnieco n e, p rz e n o s z ą n a s w in n ą k ra in ę , w k ra in ę u łu d y .

N iem a z a p e w n e c z ło w ie k a , k tó r y b y nie um iał ja k ie g o ś snu p o w tó rz y ć lub o p o w ie d z ie ć .

W ia d o m o w s z y s tk im , że m ó zg je st sied lisk ie m i p u n k tem w y jś c ia w s z y s tk ic h n e rw ó w i w s z y s tk ic h d u c h o w y c h cz y n n o śc i, w y k o n y w a n y c h p rz e z n a s ru c h ó w . Z a w s z e , g d y ja k i c z y n c z y ru c h w y k o n a ć c h c e m y , m y śl p o w s ta je i w y b ie g a z m ó zg u i n e r­

w a m i ro z c h o d z i się po o rg a n iz m ie i p o w o d u je go do w y k o n a n ia p o c z ę ty c h już w m ó zg u ru c h ó w . P r a c a m ó zg u nie u s ta je n a w e t i p o d c z a s sn u , w k a ż d y m ra z ie je d n a k w te n c z a s p ra c u je m ó zg in a c z e j niż n a ja w ie .

M ó zg n a s z s k ła d a się z m n ó s tw a c z ą s te c z e k , z k tó ry c h k a ż d a m a s w o ją o d rę b n ą c z y n n o ść . Z a ś ro d o w is k o s n ó w p rz y jm u ją u cz en i tę c z ę ś ć m ó zg u , g d z ie zw ó j n e r w ó w p rz e n o si z a w s p ó łd z ia ła n ie m z m y s łó w w s z y s tk o , co się w o k o ło n a s i w n a s dzieje, do n a sz e j ś w ia d o m o ś c i.

P o p r z e d z a sen z a z w y c z a j z m ę c z e n ie i w y c z e r ­ p a n ie sił n a s z y c h n e r w ó w ; w te n c z a s się dzieje, że

zanik' u w a g i n a ś w ia t z e w n ę trz n y p o b u d z a n ą sź m ó zg d o tw o rz e n ia se n n y c h w id ziad e ł.

P o d c z a s sn u d z ia ła n ie s e rc a słab n ie, o d d ec h s ta je się p o w o ln ie js z y m i m niej .głębokim , a m n iej­

s z y c h w r a ż e ń ja k : s z m e ru , p o c z ą ć d o tk n ię c ia i t. p.

nie o d c z u w a m y w c a le . Im w ię k s z e m je s t zm ę c z e n ie n e rw ó w , te m g łę b s z y i d łu ż s z y sen po niem n a s tę ­ puje. W k r ó tc e po z a ś n ię c iu sen b y w a n ajm o cn iej­

s z y , p o tem ju ż lż e jsz y , a ż d o c h o d z i c z ę sto do p e ­ w n e g o ro d z a ju p ó łsn u c z y d rz e m a n ia , k tó r e z a z w y ­ czaj p o p rz e d z a p rz e b u d z e n ie .

W c z a sie snu tr a c i c z ło w ie k ś w ia d o m o ś ć teg o , co się k o ło n ieg o d zieje . C z ę s to je s z c z e p rz e d z a ­ śn ięcie m , g d y p ow oli, p ow oli p rz e c h o d z im y do k r a in y sn ó w , p rz e d z a m k n ię te m i n a sz e m i o c z y m a p rz e s u w a ją się p o s ta c ie i o b ra z y b ez z w ią z k u , k tó re w ła ś c iw ie u w a ż a ć n a le ż y z a w y s ła ń c ó w snu.

S en d o p ie ro w y p r o w a d z a s z e re g p o w ią z a n y c h z e s o b ą w id z ia d e ł i w y p a d k ó w , te z a ś p o z o s ta w ia ją n a m w ra ż e n ie , ja k g d y b y n a s z e z m y s ły p r a c o w a ły n a p r a w d ę , ja k b y ś m y p rz e ż y w a li rz e c z y w iś c ie to w s z y s tk o , co n a m se n n e m a m id ła p rz e d o c z y p r z y ­ n o sz ą .

C z ę sto z a u w a ż y ć m o żn a, że lu d zie p o g rą ż e n i w śn ie, p o ru s z a ją rę k a m i i n o g a m i i rz u c a ją się n ie­

sp o k o jn ie. B y w a n a w e t (n ie m ó w ią c o lu n a ty k a c h ), że z r y w a ją się z łó ż e k , k rz y c z ą , ś p ie w a ją lub m ó w ią . P o c h o d z i to z tą d , że nie z o s ta ł u śp io n y m zw ó j m ó zg u , p o w o d u ją c y n a s z y m i ru c h a m i, ta k że c z ło ­ w ie k , p o g rą ż o n y w e śn ie, n ie św ia d o m ie zu p e łn ie w y k o n y w a ro z m a ite ru c h y . ..

Im g łęb iej, m o cn iej, z d ro w ie j śp im y , te m m niej p o d a tn i je s te ś m y do w y s n u w a n ia s n ó w z z m ę c z o n e g o m ó zg u i te m m niej, g d y n a w e t se n n a s n a w ie d z i, z a c h o w u je m y go w p a m ię c i; im z a ś śp im y lżej, tem s n y n a sz e s ta ją się b a rd z ie j o ż y w io n e , w y ra ź n ie js z e . D la te g o to w o g ó le k o b ie ty s ą n ie sły c h a n ie b a rd z ie j sn o m p o d le g łe , aniżeli m ę ż c z y ź n i; ci nie ty lk o śn ią 0 w ie le rz a d z ie j, ale n a w e t n ig d y s n ó w sw o ic h nie p a m ię ta ją .

U m y śln ie w y tlo m a c z y liś m y is to tę sn ó w , ta k jak ją tlo m a c z ą u cz en i, a b y się lu d zie p rz e k o n a li, że g łu p ­ s tw e m je st p rz y p is y w a ć do nich ja k ie k o lw ie k z n a ­ cz en ie.

Ile to k o b ie t s z u k a w s n a c h p o s tro n n e g o z n a ­ cz en ia i n a d a je sno m siłę p rz e p o w ie d n i, o s trz e ż e n ia 1 p rz y w ią z u je do s n ó w n ie d o rz e c z n ą , z a b o b o n n ą w ia r ę .

B ied n e, w te n sp o só b m y ś lą c e is to ty ! N iejed n ą g o d z in ę trw o g i m o g ły b y so b ie z a o s z c z ę d z ić , g d y b y w y ra ź n ie , a z zim n ą k r w ią u m ia ły p a trz e ć n a sen n e m a r y i g o rliw ie s t a r a ły się w y s z u k iw a ć ich p r z y ­ c z y n ę . U c is k a ją c y gu zik , n ie w y g o d n a k o sz u la , o b ­ cią ż o n y ż o łą d e k , to s ą d o ść w a ż n e p r z y c z y n y do w y w o ła n ia p rz e ra ż a ją c y c h w id z ia d e ł. A g d y n a w e t w jak im ś d a n y m w y p a d k u nie m o ż e m y n a le ż y c ie w y tło m a c z y ć p o w s ta n ia snu ż a d n ą z e w n ę trz n ą p r z y ­ c z y n ą , to p rz y p o m n ijm y so b ie, ile to ra d o ś c i i s m u t­

k ó w , łez i u śm ie c h ó w ż y c ie sa m o p rz y n o si, a z a m ia s t w y r a z u p rz e ra ż e n ia niech lepiej u śm iech z a ś w ie c i w n a s z y c h o c z a c h ; w te n c z a s ty lk o p o d z iw ia ć b ę ­ d z ie m y w ła s n ą w y o b ra ź n ię , k tó r a ta k n ie p o w s trz y ­ m a n ie u n io sła n a s w k ra in ę s e n n y c h m a r.

S en m a ra — B ó g w ia r a !