• Nie Znaleziono Wyników

ROZDZIAŁ 1 : Lękam się świata bez filozofii. O nieodzowności humanistyki

1.7 Złowroga moc etatyzmu

Opisane dość szczegółowo uzależnienie szkolnictwa wyższego od wymogów finansowych, wyników ekonomicznych, innowacyjno-ści i uzyskiwanych grantów wraz z narastającym procesem finansowania uniwersytetów ze środków publicznych, ma cechy zjawiska, które w litera-turze opisującej życie społeczno-polityczne nazywa się etatyzmem.

Etatyzm (fr. état – stan, państwo, gospodarstwo, etat) to interwencjonizm państwowy rozumiany jako rodzaj działań politycznych, które – mówiąc krótko – znamionują przejmowanie przez państwo administracji nad więk-szością działań przedsiębiorczych, ekonomicznych i społecznych. Oznacza ingerencję państwa w różne dziedziny życia gospodarczego, społecznego, kulturalnego, w funkcjonowanie samorządów, stowarzyszeń, małych grup i jednostek tak, by przejąć odpowiedzialność za wiele sfer aktywności spo-łecznej. W wyniku tych działań państwo jest inwestorem, pracodawcą, pro-ducentem, nabywcą i sprzedawcą określonych surowców, usług i technologii, eksporterem i importerem, kredytodawcą lub pożyczkobiorcą, organizato-rem procesów gospodarczych, zarządcą i dysponentem poszczególnych pól życia społecznego, animatorem działań kulturowych, strażnikiem tradycji i obyczaju (Heydel, 2012; Heywood, 2010, s. 123; Hirst, 2012; Levy, 2006;

10 Można też spotkać sformułowanie „kapitalizm akademicki”, oznaczające komercjali-zację i urynkowienie nauki. Wyraża się on przede wszystkim w konkurencji i rywalizacji o granty, fundusze, kontrakty, partnerstwa akademicko-przemysłowe. Cała działalność jest nakierowana na zysk z patentów, licencji i reklam.

32

32

lękamsięświatabezfilozofii.

onieodzownościhumanistykiwdobietechnikiiglobalizacji

Scruton, 2002, s. 96). W tej logice wzmacnianie struktur państwa oraz ad-ministracyjna profesjonalizacja jego kadr przekładają się na wzrost ekono-miczny, przyczyniając się do rozwoju kraju (Wojciuk, 2016, s. 102).

Dziś okazuje się, że to nie uczeni zarządzają współczesnym uniwersyte-tem, ale politycy, administracja i biznes. Cały sektor akademicki stał się nie-zwykle państwowo-centryczny. We władzy państwowej, w politycznych źró-dłach decyzji i przepisów, odnaleźć można zarówno strażnika, jak i obrońcę publicznych środków przed „zachciankami” uczonych, a także jedynego gwaranta jakości i poziomu kształcenia i badań naukowych. Przekonuje się nas, że bez sprawowania przez państwo rzeczywistej funkcji kontrolnej i de-cyzyjnej nad całym tokiem nauczania, nie dokona się wzrost jakościowy11. Oznacza to, że teoretykom kapitalizmu akademickiego udało się przejście od bezpośredniej kontroli państwowej nad systemami szkolnictwa wyższego do kontroli państwowej związanej z mechanizmami rynkowymi. Dzięki temu zabiegowi państwo staje się „hiper-administratorem”, który nie tylko rozdaje fundusze, lecz również pragnie ściśle kontrolować ich wykorzystanie (Leslie, Slaughter, 1998, s. 228–230).

Państwo zatem, zamiast służyć wspólnocie akademickiej, ma ambicje jej formowania. Tworzy w tym celu mit jedności systemu – wszyscy akademicy mają te same szanse, są tak samo, na tych samych prawach finansowani i traktowani. Jednocześnie agendy państwowe świadomie, przez biurokra-tyzację nauki, pragną marginalizować wpływ środowiska akademickiego na procesy decyzyjne i demobilizować sprzeciw wobec narzucanych przez urzędników formalistycznych rygorów. Wszystko po to, by zapewnić etaty-styczną hegemonię. Dlatego akademicy są zmuszani do tworzenia niezliczo-nych, a jedynie deklaratywniezliczo-nych, sprawozdań, ankiet, sylabusów, macierzy efektów kształcenia i innych dokumentów. Indagowani są do pisania kolej-nych wersji wniosków o granty do państwowego monopolisty, wiedząc, że ich poprawność zależy od decyzji powołanych przez państwo recenzentów, a także całego systemu szkoleń12.

11 Jak pisze Jan P. Hudzik do tego rodzaju etatystycznej logiki zdążyli się dostosować studenci i doktoranci, bezkrytyczni młodzi adepci nauki, wyspecjalizowani już w liczeniu punktów za publikacje, w pogoni za kolejną konferencją, w której udział zwiększy ich szansę na pracę na uniwersytecie, poszukiwaniu etatów z grantów – bezpiecznej przystani dla jednostek bardziej sprytnych, bardziej mobilnych i bardziej bezrefleksyjnych (zob. Hudzik, 2015, s. 102).

12 „Rzecz w tym jednak, że poza zapewne nieliczną w skali całego kraju grupą prawników, specjalizujących się w prawie szkolnictwa wyższego, nikt z regularnych, że tak powiem, aka-demików – z humanistów absolutnie nikt! – piastujących funkcje dziekańskie czy rektorskie,

lękamsięświatabezfilozofii.

onieodzownościhumanistykiwdobietechnikiiglobalizacji

Nie łudźmy się jednak, tam gdzie dominuje etatyzm, tam też niemal automatycznie pojawiają się całe szlaki dla cynicznych i sprytnych zacho-wań. Konsekwentnie wprowadzany i utrzymywany etatyzm rodzi postawy pragmatyczne i utylitarne. Młodzi naukowcy już zaczynają postępować zgodne z doraźnymi oczekiwaniami ustaw, rozporządzeń i ewaluacyj-nych wytyczewaluacyj-nych. Dobrym przykładem tego jest wypełniane wniosków nie jest w stanie poradzić sobie z takimi przepisami i poprawnie przygotować stertę do-kumentów – wypełnić »ankietę« – zgodnie z oczekiwaniami Ministerstwa. A skoro tak, to ostatecznie los »jednostki naukowej«, jej być albo nie być – przypomnę, że za kategoryzacją idzie finansowanie – spoczywa w rękach władzy: w dobrej lub złej woli jej urzędników i akolitów-współpracowników, w poza legalnym »zaufaniu«, jakim darzą lub nie darzą oni swoich ocenianych kolegów. Skutkuje to wszystko strukturalną niesterownością systemu – z kilku powodów. Po pierwsze, z uwagi na pewną socjotechniczną prawidłowość. Otóż paradoks opisywanego stanu rzeczy polega na tym, że im bardziej system nauki i szkol-nictwa wyższego jest racjonalizowany, szczegółowo regulowany administracyjno-prawnie, tym bardziej staje się on autodestrukcyjny, zagrożony implozją, tym mniej działa na rzecz autonomii swoich funkcjonariuszy, tym mniej może opierać się na ich wiedzy i sumieniach. Syndrom »zaufania«, który, jak widzieliśmy, zaczyna im dolegać, czerpie swoją racjonalność za każdym razem z aktualnego układu interesów leżących u podstaw ich środowiska. Po drugie, niesterowność systemu zarządzania nauką bierze się także z przyczyn stricte mery-torycznych: zakładane w ustawie i innych dokumentach rządowych wymagania (organiza-cji, finansowania, ewalua(organiza-cji, metodologii), jakie stawia współczesna wiedza ekspercka, są nie do pogodzenia z wymaganiami wynikającymi z nadal jeszcze tradycyjnej konstrukcji naszego uniwersytetu. Po trzecie, jeśli wymagania wiedzy eksperckiej wiązać ze standar-dami takiej właśnie nauki, na które powołują się przecież dokumenty MNiSW i instytucji z nim związanych, to standardy te są niekompatybilne z naszymi własnymi – i to nie tylko z naszą polityką finansowania nauki i jej ewaluacji, lecz także z polityką zatrudnienia na uniwersytetach, z modelem akademickiej kariery zawodowej” (Hudzik, 2015, s. 93–94). W wywiadzie udzielonym Guardianowi Peter Higgs, laureat nagrody Nobla w fizyce, z całą szczerością powiedział, że przy obecnych kryteriach ewaluacyjnych nigdy nie zostałby uznany za twórczego naukowca (zob. https://www.theguardian.com/science/2013/dec/06/ peter-higgs-boson-academic-system (dostęp: 20.12.2016). Etatyzm rodzi dramatyczne dla ludzi myślących, krytycznych i bezkompromisowych tendencje. Skutkuje społecznym grze-chem niemyślenia. To dziś, twierdzi Piotr Nowak, główna przewina akademików: droga niemyślenia. „Akademicy – jedni z obawy przed bezrobociem, inni, ponieważ nieźle zara-biają – uciekają przed naciskami administracji i biznesu w stosunkowo łagodną obstruk-cję i dezinterpretaobstruk-cję ich poleceń. A nawet gorzej: uderzają w ton moralnej wyższości, co w biuralistach wzbudza szczery śmiech. Tymczasem stawka w całym tym zamieszaniu jest naprawdę wysoka: jest nią wolność i władza. Dotychczas właściwą przestrzenią wolności był uniwersytet, który zresztą przez setki lat stopniowo ją tracił. […] Wolność została – trzeba to głośno powiedzieć – spieniężona lub wymieniona na inne dobra, na przykład na bardzo przyjemne zajęcie, jakim jest turystyka naukowa” (Nowak, 2014, s. 58).

34

34

lękamsięświatabezfilozofii.

onieodzownościhumanistykiwdobietechnikiiglobalizacji

grantowych, pisanych pod oceny recenzentów i nieustanne zabieganie o cy-towania (Nussbaum, 2016, s. 147; Walicki, 2011, s. 47)13.

I znowu największym przegranym tak zbudowanego modelu jest humani-styka, która po pierwsze ze swej istoty domaga się prostoty, uczciwości i bez-interesowności, po drugie nie potrafi na globalnym rynku kapitału sprzedać z zyskiem swoich „produktów”. Bo przecież nie takie są zadania, priorytety i cele humanistyki, a szczególnie nauki, która jest jej koroną – filozofii.