Znacznej części mieszkańców ziem położonych między Odrą a Zbruczem i Dźwiną przetoczenie się frontu II wojny światowej, a potem zakończenie dzia
łań wojennych nie przyniosło ani stabilizacji, ani wymarzonego powrotu do świa
ta pamiętanego sprzed wojny. Porozumienie między aliantami w Teheranie i decyzje jałtańskie w sprawie przesunięcia na zachód granic Polski, polity
ka faktów dokonanych, realizowana przez Józefa Stalina, dla milionów ludzi, głównie polskiej i niemieckiej narodowości, ale przecież także części Ukraiń
ców, Białorusinów, Litwinów, oznaczały zagładę własnej „bliższej” ojczyzny i zmusiły do opuszczenia stron ojczystych.
c / n
tragicznych doświadczeniach mi-
± KJ nionej wojny wymuszone masowe migracje nie były czymś nowym: więk
szość ludności tych ziem była świadkami lub ofiarami takich przesiedleń. W 1939 r. nastąpiła ewakuacja rodzin nauczycie
li, urzędników i wojskowych z woje
wództw zachodnich IIRP i ucieczka czę
ści społeczności żydowskiej przed wkraczającą armią niemiecką, później wymiana ludności między ZSRR i III Rze
szą, bezwzględnie przeprowadzone wysie
dlenia polskich mieszkańców ziem wcie
lonych do III Rzeszy, a następnie także mieszkańców wyznaczonych pod nie
mieckie osadnictwo rejonów Generalne
go Gubernatorstwa. Pod okupacją niemiec
ką dokonano biutalnego przesiedlenia społeczności żydowskiej do gett, a następ
nie ich likwidacji i transportu do obozów zagłady. Tysiące osób wywieziono na przy
musowe roboty do Niemiec. Pod okupa
cją sowiecką stałym czynnikiem kształtu
jącym nastroje społeczne była pamięć o deportacjach „wrogów ustroju” na Sy
berię i do Kazachstanu, i obawa przed ko
lejnymi. Każdorazowe przesunięcia fron
tu wywoływały też przemieszczenia uciekającej przed okrucieństwami wojny ludności cywilnej, przymusową ewakuację,
a w końcu dramatyczne „marsze śmierci”
więźniów obozów koncentracyjnych. Jed
nak przesiedlenia powojenne były czymś trudnym do pojęcia i zaakceptowania, za
równo z powodu ich rozmiaru i zasięgu, jak i założonej nieodwracalności - miały stać się bowiem gwarancją trwałości no
wych, pokojowych granic.
Z bezw zględnej w oli Stalina
P
raktyka przymusowych wysiedleń milionów ludzi, realizowana w systemach totalitarnych, wydawała się nie
możliwa do zaakceptowania przez demo
kratyczne państwa zachodnie. Mimo dążenia zachodnich aliantów do odłoże
nia ostatecznych rozstrzygnięć na czas konferencji pokojowej, Stalin, jako przewodniczący Państwowego Komite
tu Obrony (GKO) ZSRR podpisał 20 lu
tego 1945 r. postanowienie, określające zasięg zachodniej granicy Polski wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej. Nieustępliwość Stalina doprowadziła też do zarzucenia
przez aliantów prób przeforsowania ko
rzystnych dla Polski poprawek wrześnio
wej linii Ribbentrop-Mołotow z 1939 r., jako powojennej granicy, na odcinku Lwowa i Borysławia. Zainstalowany w Polsce z woli Kremla prosowiecki ośrodek władzy, jakim był Polski Komi
tet Wyzwolenia Narodowego już wcze
śniej, 27 lipca 1944 r., pospieszył zaak
ceptować tzw. linię Curzona, jako granicę między Polską a ZSRR. Jak pi
sze Bogdan Musiał: „Przesunięcie Pol
ski o 200 kilometrów na zachód przyno
siło - z punktu widzenia Stalina - same korzyści, i to zarówno na krótką, jak i dłuższą metę. Znalazło się pod dostat
kiem miejsca dla osiedlenia polskiej lud
ności z ziem wschodnich, które Stalin po raz drugi wcielił do sowieckiego im
perium. Ludność polska zamieszkująca wschodnie ziemie Rzeczypospolitej od
znaczała się wyjątkowo wysokim stop
niem narodowej świadomości oraz zde
cydowanie antysowieckimi postawami.
Stanowiłaby ona zasadniczą przeszko
dę na drodze ku szybkiej i całkowitej so- wietyzacji tych obszarów. Przesiedle
nia/deportacje uchodziły natomiast od tysięcy lat za wyjątkowo skuteczny środek pacyfikowania opornych grup ludności. Sam Stalin od 1930 roku wprawiał się w sztuce masowych depor
tacji, a po piętnastu latach miał w tej dziedzinie spore doświadczenia. Lecz również i wschodni Niemcy uchodzili za nacechowanych wyjątkowo moc
nym niemieckim nacjonalizmem. Ich przesiedlenie osłabiało zatem również i niemiecki nacjonalizm. Wraz z przesu
nięciem granic Polski o 200 kilometrów na zachód i związanymi z tym przesu
nięciami ludności osłabił Stalin zajed- nym zamachem zarówno polski, jak i niemiecki nacjonalizm, dwóch najwięk
szych wrogów światowej rewolucji, a tym samym również i Związku So
wieckiego”. Płonne okazały się nadzie
je Niemców na możliwość pozostania społeczności niemieckiej na dotych
czasowych wschodnich obszarach pań
stwa, a zarazem nie miały szans realiza- cji polskie m arzenia o powrocie na Kresy.
Rzeczywistość na Kresach ukazywa
ła się w ponurych barwach. Doświadcze
nia pierwszej okupacji sowieckiej na zie
miach wschodnich stanowiły poważne ostrzeżenie - z lat 1939-1941 pamiętne były: eksterminacja elity społeczeń
stwa, masowe aresztowania i wywózki, bezwzględna choć często prymityw
na indoktrynacja komunistyczna. Wła
dza sowiecka powróciła na wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej ju ż la
tem 1944 r., wraz z wyparciem wojsk niemieckich przez ofensywę Armii Czer
wonej, a powrót ten przyniósł szerokie aresztowania oficerów AK i działaczy Polskiego Państwa Podziemnego, wpro
wadzanie sowieckich zasad ustrojo
wych, ideologizację wszelkich form życia zbiorowego. Nabierały ostrości konflikty etniczne: bardzo dramatycznie zarysował się na Wileńszczyźnie spór
polsko-litew ski, ale daleki był on od zbrodniczego charakteru i zasięgu czystek etnicznych na obszarze pol
sko-ukraińskiego sąsiedztwa. Choć wła
dze sowieckie nie ukrywały wrogości wobec narodowych aspiracji Ukraińców, na Wołyniu, Podolu, Galicji Wschodniej napady ukraińskich nacjonalistów na ludność polską pozostawały zazwy
czaj bezkarne. Rosjanie wykorzystywali ich rezonans jako czynnik kształtujący psychozę Stochu i wpływający na decy
zję wiejskiej społeczności polskiej, by opuścić swą ziemię, i w większych osa
dach, pod ochroną oddziałów samoobro
ny, lub w miastach szukać ratunku przed okrutną śmiercią z rąk bojówek UPA.
Z upływem kolejnych miesięcy coraz bardziej palący stawał się problem zmia
ny granic i narastających nacisków władz sowieckich na rejestrowanie się Polaków do „repatriacji”. Początkowo używana nazwa „ewakuacja” została za
stąpiona pojęciem „repatriacji”, przesła
niającym rzeczywiste okoliczności wy
jazdów i ich wymuszony charakter, ale zarazem wprowadzenie tego określenia zawierało dobitny przekaz, że ziemie in- korporowane do ZSRR nie będą już oj
czyzną Polaków. Dla rzeszy mieszkań
ców ziem wschodnich IIRP stanowisko przywódców antyhitlerowskiej koali
cji zderzało się z zapisanym w społecz
nej pamięci jeszcze w okresie rozbiorów narodowym nakazem, by za wszelką ce
nę utrzymać ziemię w polskim ręku. Dla
tego pierwsze wiadomości o perspekty
wie „ew akuacji” ludności polskiej z Kresów przyjęto z niedowierzaniem, ale i determinacją, by - wbrew wszyst
kiemu - trwać. Wobec niechętnego i w stosunku do ogólnej liczby ludności polskiej - niezbyt licznego rejestrowa
nia się rodzin polskich na wyjazd z te
renów republik litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej, parokrotnie przedłuża
no - wyznaczone początkowo na je sień 1944 roku - terminy rejestracji.
D ylem aty w sytuacji bez w yboru
D
ziałacze Państwa Podziemnego przeświadczeni byli o potrzebie pozostania ludności polskiej w miejscu zamieszkania, wierząc, że podczas oczekiwanej konferencji pokojowej będzie to ostatecznie najważniejszym argumentem za utrzymaniem tych ziem w grani
cach państwa polskiego. Przedstawiciel Lwowskiej Delegatury Rządu na Kraj, kierujący strukturą podziemnej admini
stracji w województwie tarnopolskim, Józef Opacki późną jesienią 1944 r. tak charakteryzował postawy Polaków:
„Niemal każdy wieśniak polski z upo
rem stanowczo twierdzi, że ziemi nie opuści [...] i jeśli usuwa się ze wsi do miast, to tylko na skutek terroru ukra
ińskiego”. Opacki był nauczycielem gimnazjalnym w Czortkowie, wybitnym działaczem harcerskim i krajoznawcą.
Rodzinnymi korzeniami i działalnością społeczną w okresie międzywojennym
związany był bardzo silnie z ziemią po
dolską. Z niepokojem dostrzegał stop
niowe zmiany w postawie społeczeństwa polskiego na skutek systematycznej ak
cji terrorystycznej bojówek ukraińskich i oddziaływania propagandy sowiec
kiej . Jako cios odebrał wiadomości o re
zultatach konferencji jałtańskiej.
Na nastroje społeczeństwa wpłynęła też ogłoszona przez władze sowieckie mobilizacja do Armii Czerwonej i osła
bienie działalności polskiego podziemia.
W tych warunkach pierwsze większe grupy ludności polskiej, zazwyczaj re
krutujące się spośród wypędzonych z własnych gospodarstw na terenach in
tensywnej antypolskiej działalności ukraińskich nacjonalistów, spośród oca
lałych od śmierci uciekinierów, świad
ków tragedii najbliższych sąsiadów, re
jestrowały się na wyjazd „do Polski”.
Odnotowując te ważkie zjawiska Józef Opacki stał na stanowisku, że nadal pol
ska racja stanu wymaga „wstrzymania pędu rejestracji na wyjazd”. Od 1944 r.
Opacki wydawał czasopismo „Infor
mator Podolski”, a w 1945 zaczął reda
gować „Ekspress Podolski” z podtytu
łem „Wolność Niepodległość Całość”
oraz „Strażnicę Kresową” z podtytułem
„Wolność i Niepodległość”. Dostrzegał pozytywną reakcję społeczeństwa na ten widoczny dowód przetrwania i aktyw
ności polskiego podziemia. Jeszcze w czerwcu 1945 r. z optymizmem oce
niał niezbyt wielki odsetek Polaków opuszczających Podole. Jednak w na
stępnym miesiącu odnotował narastają
ce w społeczeństwie rozgoryczenie i zwątpienie pod wpływem wieści o sta
nowisku państw zachodnich i powoła
niu w Polsce Rządu Jedności Narodowej, oraz wzmożenie akcji sowieckich władz bezpieczeństwa przeciw polskiemu pod
ziemiu, co owocowało szerokimi aresz
tami, zesłaniem albo koniecznością na
tychm iastowej ucieczki i wyjazdu zagrożonych osób. Sam Opacki zdecy
dował się ponownie na działalność w konspiracji. W sierpniu 1945 r pisał:
„Naokoło mnie wojsko, NKWD [...]. Je
żeli będę opuszczał ten teren, to w każ
dym razie jako jeden z ostatnich”. Z go
ryczą jednak dodawał: „Jeśli tak będzie nadal i nic się [...] nie zmieni, będę zmu
szony wyemigrować na ten nieszczęsny Zachód”. Wówczas po raz pierwszy Opackiego oprócz zagrożenia bliskim aresztowaniem, wpłynąć musiały decy
zje podjęte przez dowództwo podziemia.
Komendant Obszaru Lwowskiego „Nie”
ppłk Jan Władyka ps. „Janina”, w sierp
niu 1945 r. zadecydował o likwidacji struktur Obszaru, nakazując ewakuację ^ na ziemie zachodnie Polski.
Uderza podobieństwo postawy Opac- kiego i wywodzącego się z Górnego Ślą- z S y ska Ryszarda Gansińca, profesora lwow
skiego Uniwersytetu Jana Kazimierza.
Filolog klasyczny Ryszard Gąnsiniec, urodzony w Siemianowicach Śląskich, absolwent uniwersytetów w Munster i Berlinie, od 1920 r. nieprzerwanie związany z UJK we Lwowie, walczył jako ochotnik w obronie Lwowa w 1939 r. i w mieście tym spędził lata okupacji. Od stycznia do maja 1945 r.
więziony był przez Rosjan, a w listopa
dzie 1945 r. pisał do żony: „Tak jak przy demobilizacji ostatni byłem, któ
ry złożył mundur [...] tak i ze Lwowa, jeśli ma być dla nas stracony, pójdę do
piero w chwili, gdy to będzie oczywi
ste. Ten obowiązek ma właściwie każ
dy Polak [...] Że nasze osobiste sprawy wskutek tego cierpią, to pewne, ale Pol
ska warta tych i jeszcze większych ofiar, f...] Mimo tęsknoty do was, czu
ję, że inaczej postępować mi nie wypa
da: noblesse oblige, trudno zdobyłem swą polskość, dlatego może tak ją ce
nię”. Nadzieję na zmianę rozstrzygnięć wiązano z konfliktem w obozie aliantów.
Gąnsiniec pisał: „Wszyscy czekają na wojnę j ak na zbawienie [... ] Dawniej modlono się: »Od głodu, moru, woj
ny - zachowaj nas Panie« - dziś się mo
dli: »wojnę ześlij nam Panie, choć z głodem i pomorem!«. Ten Lwów, któ
ry tu się jeszcze czepia swej ziemi, go
tów jest do wszystkich ofiar, byle by uchować tę ziemię”.
Trwanie we Lwowie wymagało zma
gania się z codziennymi uciążliwościa
mi: niedostatkiem ciepłej wody, brakiem gazu, wyłączeniami prądu, stałymi ko
lejkami po podstawowe artykuły. Profe
sor Gąnsiniec notował: „z chlebem kiepsko - od 12 dni nie otrzymałem. Pie
karnie bowiem używają gazu, a teraz te
go gazu nie ma”. Postrachem byli pija
ni żołnierze sowieccy i „ka leso n ia rze, tzn. ranni, wychodzący na miasto w ka
lesonach [...] Oni wieczorem czyhają w parku lub odludnych punktach, aby zdobyć ubranie i oni najwięcej ludzi za
bijają: to zaraz zdobycz zamieniają na wódkę”. Gdy i te trudności codzien
nej egzystencji nie wymusiły decyzji opuszczenia miasta - władze sięgały po środki ostateczne: „Z Polaków, zwle
kających z wyjazdem, 60 skazano admi
nistracyjnie (przez milicję) na rąbanie drzewa w lasach, na razie na jeden miesiąc, i utratę mieszkania”. „Tu udrę
ka idzie dalej: stała nagonka na Polaków, wyjętych po prostu z prawa [...] Otwar
cie już grożą, że kto nie jedzie na Za
chód, pojedzie na Wschód”.
Nie tylko na Kresach południowo-- wschodnich tak trudno było podjąć
decyzję wyjazdu. Józefa Hennelowa wspominała dramatyczne rozterki wil
nian: „Miasto się podzieliło i to był głę
boko emocjonalny spór. Ojciec się wa
hał przez rok, ale wreszcie ustąpił, bo my obie chciałyśmy studiować, a było jasne, że Uniwersytet w Wilnie będzie sowiec
ki. Nasz proboszcz należał do zaciętych przeciwników opuszczania Wilna i jak ojciec się zdecydował, to przestał się do ojca odzywać”.
P ożegnanie na zaw sze
P
odjęcie decyzji wyjazdu - czasem z nadzieją, że przecież nie będzie to wyjazd ostateczny, rozpoczynało nowy etap dramatu. Rozporządzenie zostawianym mieniem, próba spieniężenia - naj
częściej za bezcen - bowiem tych pozby
wających się cennych a trudnych do przewiezienia rzeczy było zbyt wie
lu, zdobycie bądź wykonanie skrzyń na przewożone rzeczy,'zapakowanie niezbędnych w drodze i na nowym miejscu sprzętów. Pożegnanie z gospo
darstwem, krewnymi, sąsiadami, pozo
stawianymi zwierzętami, domem, cza
sem zam ieszkiwanym przez wiele pokoleń tej samej rodziny. Pożegnania bolesne i dla mieszkańców prowincji, i dla lwowian. Wyjazdy następowały w poczuciu niepewności dalszych losów.
„Na wiosnę 1946 roku przystępowałam do I komunii; w tym samym dniu po po
łudniu było bierzmowanie (niezależnie od wieku), bo „nie wiadomo co te dzie
ci czeka”„(Janina Konopacka-Soko- łowska). „Czarno patrzę na urządzenie się w Polszczę [sic!]. Naturalnie żadne
go obrazu nie mam, bo z tych strzępów wiadomości, jakie dochodzą, niepo
dobna sobie wyobrazić” (Ryszard Gan- siniec).
W dziecinnej pamięci pozostały ostat
nie chwile lwowskie: „Po domu kręcili się obcy ludzie, zainteresowani kupnem naszych mebli i innego sprzętu. Po ich wyjściu Ojcu czasem trzęsły się ręce.
Pewnego dnia poszłam z Mamą na plac targowy, aby spieniężyć kilka naszych obrazów. Gdy wróciłyśm y, Mama stwierdziła, że niczego już nie będzie próbowała sprzedawać, bo to bardzo upokarzające. Nadeszła chwila wyjazdu.
Poszłam pożegnać się z brązowym pie
cem kaflowym, na którym była pięk
na sowa (trochę się jej bałam) i w kuch
ni przytuliłam się do naszego wodociągu (...). I wtedy Mama rozpłakała się” (Ja
nina Konopacka-Sokołowska).
Nastał czas ostatnich przygotowań do wyjazdu i wyborów - co zostawić, co zabrać, w co zapakować. „Nasze rzeczy pozabijane w paki i kosze stały parę dni w bramie i w klatce schodowej” (Jerzy Remisz). Wiele razy wracały potem w pamięci ulubione przedmioty: „Bab
cia do dziś żałuje, że nie wzięła zegara szafkowego, który pięknie wybijał ku
ranty, chyba melodię z ratusza we Wied
niu (...). Zegar przegrał w konkurencji z... balią”. (Katarzyna Lisowska). „Re
patrianci”, zgodnie z umowami mogli za
N a p la c u operowym w B ytom iu p o ja w ił się kocioł z zupą dla wszystkich, je sie ń - 1945 roku.
brać z sobą sprzęty potrzebne do upra
wiania zawodu, pościel, inwentarz wa
żący do dwóch ton na rodzinę. Mebli za
sadniczo wywozić nie pozwalano, jednak zrobiono wyjątek dla części transportów wiozących pracowników wyższych uczelni. Niektóre prywatne kolekcje dzieł sztuki przejechały granicę jako de
koracje teatralne, mienie „repatriowa
nych” bibliotek instytucji kościelnych i świeckich.
Podróż, organizowana oficjalnie jako
„powrót” z sojuszniczego kraju do ojczy
zny, była przeżyciem traum atycz
nym. - Opisuje ją żołnierz Armii Krajowej Otmar Strokosz, który - po
chodząc ze Śląska Cieszyńskiego, z Trzyńca, i spędziwszy lata okupacji na Kresach południow o-w schod
nich - rzeczywiście mógł powiedzieć, że w swoje strony ojczyste powraca: „...
0 samym świcie podstawiono na bocz
nych torach stacji kolejowej Złoczów du
ży zestaw wagonów towarowych. Pra
wie że same wagony odkryte, tak zwane węglarki, było ich chyba ponad czter
dzieści. [...] Na terenie kolejowej bocz
nicy, czekało już dużo rodzin z dobyt
kiem i zaraz po podstawieniu wagonów, zaczęto zajmować wagony - po uprzed
nim sprawdzeniu dokumentów repa
triacyjnych przez miejscowe organa kon
trolne. W zależności od liczebności rodziny i posiadanego inwentarza żywe
go rolników, do jednego wagonu loko
wano od 2 do 4 rodzin. Rodziny rolni
cze ładowano do wagonów wraz z inwentarzem [...] W kątach wagonów, względnie pod ścianą wagonu rolnicy układali worki z paszą i zbożem, na to układano pierzyny, poduszki i koce, a miejsca takie przeznaczano na spanie.
[...] W większości transportów repatria
cyjnych w ostatniej chwili przed odjaz
dem wpadała na kontrolę służba wete- tynaryjna i pod pretekstem stwierdzenia choroby zwierzęcej kazała z wagonów usuwać zwłaszcza dorodne krowy [...].
W tym wypadku żadne sprzeciwy nie odnosiły skutku, bo działo się to przed samym wyjazdem, a transportu nie można było zatrzymać. [...] Z chwilą kiedy pociąg ruszył, wszyscy uczestni
cy transportu płakali i we łzach śpiewali różne pieśni religijne [...] Niejeden wypowiadał się, że gdyby nie te mordy, to upowskie bestialstwo, to za żadne skarby by nie wyjeżdżał w obce strony.
Wszyscy stwierdzali, że w tej sytuacji dla Polaka nie ma miejsca w tych terenach.
Jak nie zamordują Ukraińcy, to wywio
zą Ruscy na Sybir”.
Warunki transportu różniły się, zależ
nie od czasu i miejsca wyjazdu. Często zmieniała się opinia lokalnych władz do
puszczalnej ilości zabieranych bagaży.
Od stanu i wielkości taboru kolejowego zależała liczebność grup umieszcza
nych w wagonie. O dodatkowych utrud
nieniach decydowała pogoda, transpor
ty bowiem jechały także późną jesienią 1 zimą, a większość wagonów pozbawio
na była zadaszenia. Niejednokrotnie podróżowano w upale, w deszczu i chło
dzie, a nawet przy ujemnych tempera
turach. Podróż przeciągała się od tygo
dnia do trzech. Przedłużające się posto
je były sposobem wymuszania alkoholu i łapówek. Mawiano, że lokomotywy ja
dą „na bimber”. Chorowali w tej długiej podróży ludzie i zwierzęta, dla których brakowało często paszy. Michał Fiał
kowski, pochodzący spod Lwowa wspo
minał: „Dwa tygodnie przed wyjazdem siedzieliśmy na stacji, bo już wcze
śniej na nasze miejsce zamieszkania przyjechali Ukraińcy wysiedleni z dzi
siejszej Polski [...] Miały miejsce po
tworne sytuacje, bo do jednego wagonu ładowano 6-8 rodzin z całym dobytkiem.
Wewnątrz jechały kobiety, dzieci, a my mężczyźni i młodzież jechała na da
chach. [...] Zezwolono wziąć konia, kro
wę [...]. Zabieraliśmy najpotrzebniejsze, najdroższe rzeczy. Nie było wiadomo przecież, gdzie jedziemy, co tam dosta
niemy. Zdarzało się, ze kradziono w no
cy tę jedną krowę, którą można było za
brać. Gdzie szukać? Przyszli nocą i zabrali. Zostawało wszystko: nie tyl
ko domy, pola; także majątek osobisty”.
Janina Śchafer urodzona i wychowa
na we Lwowie zapamiętała: „Podróż trwała długo (przeszło dwa tygodnie) W drodze żywiliśmy się tym, co kto miał w swoich zapasach. Podczas dłuższych postojów budowałam harcerskim sposo
bem kuchenkę z polnych kamieni, na której gotowano taki posiłek. Po prze
kroczeniu już ustalonej granicy, podczas postoju, szczególnie na stacjach, bocz
nicach itp. etapach czasem panie z ko
mitetów dobroczynnych dawały dzie
ciom ciepłe mleko i kromki chleba”.
Szlaki na Śląsk
W
iększość transportów Polaków wypędzonych z Kresów kierowano równoleżnikowo - ze wschodu na za
chód. Dlatego na Górnym i Dolnym Ślą
sku znaleźli się przede wszystkim mieszkańcy trzech województw połu
dniowo-wschodnich II Rzeczypospoli
tej: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego oraz Wołynia. Jechali oni jednym ze szlaków: Łuck - Kowel
— Chełm - Lublin - Kielce - Częstocho
wa - Katowice; Lwów - Prze
myśl - Rzeszów, - Kraków - Katowi
ce - Opole. Pewną część transportów kierowano na Śląsk z Baranowicz lub Li- dy przez Wołkowysk, Siedlce, albo z Wilna lub Grodna przez Białystok.
W świetle najnowszych badań, w oparciu o dokumenty polskie i ukra
ińskie, można stwierdzić, że do końca października 1945 r z terenów włączo
nych do republiki ukraińskiej wyjecha
ło prawie 535 tysięcy osób. Do 1 lip- ca 1946 r. na Ulcrainie zarejestrowano niemal 855 tys. osób deklarujących chęć wyjazdu do Polski, z czego wyje
chało prawie 773 tys. (40% tej grupy sta
nowiła ludność miejska, 60% - wiejska).
Niemal 38% ludności ekspatriowanej z terenu Ukrainy na obszar tzw. ziem od
Niemal 38% ludności ekspatriowanej z terenu Ukrainy na obszar tzw. ziem od