• Nie Znaleziono Wyników

co się zwie Amsterdam" - jak rodził się mit miasta

W dokumencie Piotr Oczko (Stron 69-97)

Amsterdam,spowita w mgłę Wenecja Północy, gdzie nie­

bo jest tak nisko,że gubi się w nim kanał1. Miasto Spinozy, Kartezjusza i Rembrandta, tysięcy mostów, pnących się stromo w niebo szczytów domów, protoplasta Nowego Jorku, Chiny Europy, Wschód Zachodu2, zbudowany na bagnach cudświata... Symbol wolności, tolerancji i demo­

kracji, jaskinia dekadencji,mekkamarzycieli i outsiderów, ucieczka dla tych, którzy nie mogą znaleźć swojego miejsca i myślą o lepszym świecie, kosmopolityczna stolica, miej­

sce wielkich możliwości, ośrodek handlu, sztuki i kultury.

Miasto-legenda, miasto-zjawisko, miasto sprzecznościipa­ radoksów, o którym zapewne mógł śpiewać holenderski zespół The Nits:

' Parafraza słów Jacquesa Brela; z jego piosenki pt. Amsterdam pochodzi też tytuł niniejszego rozdziału (tłum. J. Młynarski).

2 Ch. Baudelaire, Paryski spleen. Poematy prozy, tłum. R. Engelking, Warszawa 1993, s. 63.

3 The Nits, In the Dutch Mountains, 1987, słowa H. Hofstede:

1 was bom in the valley of bricks

Where the river runs high above the rooftops I was waiting for the cars coming home late at night From the Dutch mountains.

Urodziłem się w dolinie cegieł,

Gdzie rzeki płyną wysoko ponad dachami domów, Czekałem na wracające do domu samochody Z holenderskich gór3.

Amsterdam, jak mało która zeświatowychstolic (to on, a nie Haga, jak się często mylnie uważa, jest stolicą Ho­

landii) funkcjonuje bowiemw świadomości zbiorowej jako miasto-mit, do którego odwoływali się licznitwórcy - Bau- delaire, Camus, Brel,a w Polsce ostatnio Michał Olszewski w powieści DoAmsterdamu.

Mit tenpoczątekswójbierzewłaśniewwiekuXVII, kie­

dy to miasto w krótkim czasie osiągnęło niesłychany sto­ pień zamożności i znacznierozszerzyłoswoje terytorium.

Amsterdambyłbowiem w owym czasie największym spi­ chlerzem Europy,centrum handlu znowocześniedziałają­ cą giełdą,a jego ludnośćzwiększyła się wciągu stuleciaaż o 150 tysięcy mieszkańców.Początki Amsterdamu nie były jednak takświetne, jest on też w porównaniu zinnymi eu­ ropejskimi stolicamistosunkowomłody. Jak głosi legenda, na mieliźnie osiadł statek norweskiego księcia. Zagrożony przez pogańskichFryzówrozbitekuratowanyzostałprzez rybaka o imieniu Wolfert, który zabrał go do swej łodzi.

Na morzujednak zaskoczył ich straszliwysztorm- wtedy to książęzłożył obietnicę, że jeżeli udamu sięocalić życie, wpierwszymmiejscunasuchym lądzie, na którym położy się pies rybaka, założy miasto. Tak też się stało u ujścia rze­

ki Amsteli do IJ. Innalegendapodaję, że bezdomny rybak i myśliwy wędrowali po bezludnych moczarach, szukając gościnnego miejsca dla swych rodzin. Wtedy zlitowała się nad nimi czapla i ludzkim głosem oznajmiła: „waszedomy staną się osadą, osada wioską,wioskamiasteczkiem,mia­

steczko zaś miastem, które kiedyśsprawować będzie wła­

dzęnad światem"4.

4 G. M a k, A Brief Life of the City Amsterdam, London 1999, s. 10.

Którąkolwiek wersję przyjmiemy, faktycznym począt­ kiem osady było zbudowanie tamy dla ochrony przed wylewami morza. Istniejąca kiedyś na miejscu dzisiejszej Warmoesstraat tama (niderl. dam) na rzece Amsteli dała początek nazwieAmstellodamme, przekształconej później w Amsteldam, a wreszcie w Amsterdam.Po raz pierwszy miejscowośćpojawia się w 1275rokuw dokumencie hra­ biego HolandiiFlorisa V, zwalniającego osadę zpodatków.

„¡est port, wielki jak świat, co się zwie Amsterdam" 69

W XIV wieku staje się ona siedzibą ważnego portu i su- kiennictwa, zyskuje też prawo do pobierania myta. Miał również wtedy miejsce takzwanycud amsterdamski: zwy­ miotowana przezchorego hostia po wrzuceniu do ognia nie spłonęła, co stało siępoczątkiem kultu i uczyniło Am­

sterdamjednym z ważniejszych w tej części Europy cen­

trów pielgrzymkowych.

Mimo to Amsterdam, w porównaniu naprzykładzAn­ twerpią, Paryżem czy Hamburgiem, był nadal miastem niewielkim i pozbawionym znaczenia. Jego pozycjawzro­ sła dopiero w połowie wieku XVI na skutek kontaktów handlowych z bałtycką Ligą Hanzeatycką, a gwałtowny rozwój rozpoczął się dopiero po upadku Antwerpii i fali masowej emigracji z Południowych Niderlandów. Oma­

wiany wcześniej Hiszpański Brabantczyk Bredera przedsta­ wia miasto u progu świetności, napoczątkuwielkichprze­ mian. Brederowłożyłrównież w usta jednego z bohaterów swej Farsy o krowie następujące słowa:

Hoe vreemt loopt dese dijck, wat seylt hier mennige schuyt, Hoe vaeren dese witte-broots Keyeren met heur Jachten uyt, Hoe heerlijck doet hem de stad op, met al die nieuwe huysen, Dit hiele landt, hoor ick, wert gehouwen met dycken en met sluy- sen,

't Is wongder, niet waer, hoe fray sietmen de Zuyer-kerck, Met die witte steenen tooren, 't is wel een treflijck werck!

Hoe flickert de Son met weer-lichtend geschimmer, Op die verglaasde daken, en op dat nuw getimmer5.

5 G. B r e d e r o, De klucht varı de koe, [w:] Klucliten, ed. J. D a a n, G. S t u iv- e 1 i n g, Amsterdam 1971, w. 419-426.

Zdumiewa mnie bieg tamy, a tyle przy niej statków, Panowie tu szlachetni żeglują na swych jachtach, Wspaniałe jest to miasto i jego nowe domy, Kraj cały, jak słyszałem, na śluzach założony.

Czyż to nie istny cud? Gdyż Kościół Południowy Ma białe, wielkie wieże, odebrać może mowę,

Kiedy blask słońca jasny odbicie stokroć mnoży, Na lśniących dachach domów promienie swoje loży.

W wieku XVII spełniły się słowa legendarnej czapli i Amsterdam stałsięświatowąpotęgą. Do tegostopnia,że często myśląc o nim,pisano po prostuMetropolis.Jego bo­

gactwa opisywanowręcz jako mityczne, o czym świadczy, jakzwyklemałowiarygodny, ale dobrze oddający legendę miasta późniejszy passus z Nowych Aten naszego księdza Chmielowskiego:

W Amsterdamie wszystko to przedaią, co ma świat potrzebnego, a z tamtąd wszędzie tego iest komunikacya. [...] Te samo Miasto Amsterdam pomnaża się w budynki, pałace, bogactwa. Naym- niey co dnia ma intraty 50 tysięcy złotych Ryńskich. Też Miasto ma Obywatelów więcey nad 3kroć stotysięcy, Domów na 55 ty­

sięcy, iedne z nich na palach y kratach stoią, inne marmurami adomowane. Ratusz Amsterdamski Kosztuie na 20 Millionów6.

‘ B. Chmielowski, Nour Ateny..., oprać. J. J. i M. Lipscy, Kraków 1968, s. 419-420.

Pojawiły się też wtedy pewne cechy amsterdamskiej mentalności, które, w zmienionejnieznacznie formie, prze­

trwały do dziś.Boczyżfaktu, że miasto dawało kiedyś go­ ścinęzgnębionym Żydom z Portugalii i nonkonformistom z Anglii, nie można odnieśćdo dzisiejszego przyjmowania azylantów i tolerancji wobec mniejszości? W wydawanych w siedemnastowiecznej Europie liberalnych i znajdują­ cych się na indeksie książkachpodawano często niezgod­

ne z prawdą miejsce wydania: Amsterdam, czyli pisz na Berdyczów.Miasto, które udzieliło schronienia prześlado­ wanemu Kartezjuszowii Janowi Amosowi Komeńskiemu, również i teraz słynie z poszanowania demokracji i wol­

ności słowa. Czy ówczesneracjonalnei pozbawionefana­ tyzmu decyzje rajców miejskich, pierwsze zorganizowane formy opieki nad chorymi i ubogimi lub domy dla upa­ dłych dziewcząt nie dały w rezultacie dzisiejszej Holandii,

„jest port, wielki jak świat, co się zwie Amsterdam" 71

postrzeganej jako prekursora reform na gruncie społecz­ nym? Tak wychwalał, może cokolwiek przesadnie, swe rodzinne miasto Baruch Spinoza:

Miasto Amsterdam zbiera owoce panującej w nim wolności, a są nimi dobrobyt i szacunek dla innych ludzi. W tym kwitnącym bo­

wiem państwie i najwspanialszym z miast, ludzie różnych naro­

dowości i religii żyją razem w największej harmonii i bez pytania powierzają swe towary drugiemu obywatelowi, bez znaczenia czy jest on bogaty, czy biedny i czy zwykle postępuje on uczci­

wie, czy też na odwrót. Jego religię i przynależność wyznaniową uważa się za bez znaczenia. Nie mają one też wpływu na to, jak sędziowie osądzą sprawę i nie ma też wiary, którą gardzono by tak, by jej wyznawców (o ile nikomu nie szkodzą, czynią swą po­

winność i żyją uczciwie) pozbawiano opieki władz miejskich7.

7 Cyt. za: B. Spinoza, Tractatus Theologico-Politicus, Amsterdam 1670, transl. R. H. M. Elwes, „The Low Countries. Arts and Society in Flan­

ders and the Netherlands" 2001, s. 30-31.

' Życie i twórczość Vondla obszernie omawiam we wstępie do: J. v a n den Vondel, Lucyfer, tłum, i oprać. P. Oczko, Kraków 2002 oraz P. O c z k o, Mit Lucyfera. Literackie dzieje Upadłego Anioła od starożytności po wiek XVII, Kraków 2005, s. 120-146.

Potęga Amsterdamu byłajednak świeża i młoda, amia­ sto, niczym nuworysz wieszający na ścianach obrazy do­ mniemanych przodków, potrzebowało mitu, tradycji, odniesienia do wspaniałychiwzniosłych wydarzeńz prze­ szłości, w oparciu o któremogłoby kształtować swą tożsa­ mość.Podobnie myślał choćby w dziewiętnastowiecznych CzechachVaclavHanka, który na faliodrodzenia narodo­

wego fałszował wielkie zabytki dawnej literatury. Jednak na bagnistymujściu Amsteli nigdy nie mieszkali bohatero­

wie, nie rozegrałysię tam żadne bitwy, a o średniowiecz­

nym cudzie hostii w kalwińskim kraju wołano raczej za­

pomnieć.

Mit ten ofiarowałmiastu w 1638roku Joost vanden Von- del w dramacie Gijsbrecht z Amstel(Gysbreght van Aemstel).

Vondel, najwybitniejszy twórca Złotego Wieku8, urodził

sięw1587rokuwKolonii, w rodzinie zbiegłych z Antwer­ pii mennonitów, mieszkał zaś i tworzył w Amsterdamie, prowadząc równocześnie sklep pończoszniczy. Jego karie­

ra literackarozpoczęła się od kontaktówz brabancką izbą retoryczną Het Wit Lavendel. W ciąguswegodługiego ży­ cia (umarł w wieku 92 lat w1679roku) Vondelnapisał 24 tragedie, liczne poezje liryczne, satyry,polemiki, poematy dydaktyczne i epos o Janie Chrzcicielu. Tłumaczył również autorów starożytnych- Sofoklesa, Senekę, Horacego, We- rgiliusza i Owidiusza.Początkowo Vondel pozostawał pod silnym wpływem Seneki, by w końcu, około 1650 roku, zwrócić się ku Arystotelesowi. Jest to w jego twórczości zdecydowana cezura, a w miejsce czarno-białych, papie­

rowych bohaterów pojawiają się wtedy postaci niejedno­ znaczne, bohaterowie tragiczni, walczący z drzemiącym w nich samych złem.

Tematy do swych dramatów czerpie Vondel głównie z Biblii, a jego celemjest obudzenie pobożności w sercu widza. Zwraca uwagę na moralną słabość człowieka bę­

dącą konsekwencją upadku pierwszych rodziców, wątpi w zdolność ludzi do kroczenia drogą cnoty i akceptacji boskich wyroków. Zwłaszcza w późniejszych sztukach Vondla wiara jawi się nie jako łatwy przykład donaślado­ wania, ale jakoproblem intelektualny,z którym nie potrafi zmierzyć się bohater.

Inną cezurę w życiu Vondla stanowi rok 1641,kiedy po­

eta podejmuje wyjątkowo niepopularną decyzję i przecho­ dzi na katolicyzm. Była to deklaracja wymagającanie lada odwagi w kalwińskiej Holandii, stawiała bowiem twórcę na marginesie społeczności i narażała na utratę poparcia rodzinyi przyjaciół. Katolicy nie byli co prawda prześlado­ wani, ale nie cieszyli się społeczną akceptacją, a praktykom religijnymoddawali sięw półjawnych świątyniach zakła­

danych na strychach czy wpiwnicach (przykładem choć­ by amsterdamski kościół pod wezwaniem NaszegoPana na Strychu), opłacając się władzom sowitymi łapówkami.

Joost van den Vondel na rycinie wedle rysunku Joachima van Sandrarta, ok. 1635 roku

(własność autora)

Tak, nieco przesadnie, pisał o sytuacji katolików w 1609 rokuJakub Sobieski:

Wiary u nich nie dopuszcza się inakszej, tylko kalwińskiej, któ­

rej tam jest gniazdo prawie. Augustana confessione [wyznaniem luterańsko-augsburskim] się brzydzą, a dopieroż nami katolika­

mi, którzy są tam in suinnta oppressione [w największym ucisku], mianowicie Holandowie sami, którzy by się katolikami pokazali, wielce bywają uciskami i karani, lubo ich tam siła jest potajem­

nych. Exercitium catholicae religionis [praktykowania religii kato­

lickiej] niegdzie nie dopuszczają, jeno w Hadze u posłów katolic­

kich [...] i nie wolno tam być, jeno cudzoziemcom samym. Trafiło mi się raz w Leiden w piwnicy słuchać mszy św. u gospodarza katolika. Siedział z nami u wieczerzy ks. jezuita jako sołdat jaki ubrany w wieczór, postrzegszy gospodarz, żeśmy katolicy, zwie­

rzył się nam, że on jest też katolik ze wszystkim dworem swoim, jeno bardzo potajemny dla persekucyi [prześladowania], która się dzieje katolikom, i pytał nas, jeśli będziem chcieli mszy św.

jutro rano słuchać w piwnicy. [...] Dziwnieśmy się zbudowali z tamtych ludzi, co mszy św. z nami słuchali, tak z mężczyzn, jako i z białychgłów, nabożeństwem wielkim, że nam w on czas prawie reprezentowali onych dawnych pierwszych chrześcijan w persekucyjach Kościoła Bożego’.

Należyrównieżwspomniećo przyjaźniach ikontaktach Vondla z wybitnymiumysłami epoki: Roemerem Vissche- rem i jego córką, poetką Marią-Tesselschade, Coomher-tem,Hooftem,Costeremczy Vossiusem.Obracał się on też w kręguKoła z Muiden, Muiderkring, intelektualnejgrupy skupionej wokół rezydującego na zamku Muiden Hoofta.

Kontakt tenprzerwała jednakkonwersjaVondla.

W siedemnastowiecznej Holandii Vondel osiągnął po­

zycję autorytetu literackiego, uważany był za Księcia Po­

etów,ojca poezji niderlandzkiej, jedynego, który dorównał starożytnym. Doczekał się on też największegowyróżnie­ nia: w 1653 rokuna głowę włożonomuwienieclaurowy.

’ J. Sobieski, Peregrynacja po Europie. Droga do Baden, oprać. J. Dłu­

gosz, Wrocław 2005, s. 30, Skarby Biblioteki Narodowej.

„jest port, wielki jak świni, co się zwie Amsterdam" 75

Życie osobiste poety stanowiło jednak ciąg niepowo­

dzeń i tragedii. Przeżył śmierć wszystkich swoichbliskich:

żony, dzieci i wnuków. Na starość został też praktycznie bez środków do życia. Kiedy przekazał swemu synowi prosperującąfirmę, ten zbankrutował, okrywając rodzinę niesławą. W siedemnastowiecznej Holandii bankructwo stanowiło jedenz najcięższych występków, syn zostałwięc zesłany do kolonii na Jawę, po drodze jednak zmarł. Sie­ demdziesięcioletni Vondel zatrudnił się wtedy wlombar­

dzie iprawie do końca życia ciężko pracował jako księgo­

wy, spłacając wierzycieli.

Czerpiąca inspirację z Biblii, klasycyzująca twórczość Vondla nie oparła się upływowiczasu, a poeta funkcjonuje dziś prawie wyłącznie jako symbol, nazwisko z listy lek­

tur szkolnych. Piszącemu te słowa wiele razy zadawano w Holandii pełnezdziwienia pytanie: „Vondel, akogoż to jeszczeinteresuje...?".Dramaturgia Vondla jest dla współ­

czesnego widza-czytelnika niełatwa w odbiorze, głównie ze względu na fakt, że twórca niezwykle wierniehołdował zasadzie trzech jedności i decorum. Interesowały go przy tym tematy epickie, mało sceniczne, przez co wiele wyda­

rzeń musiało zostać zrelacjonowanych w formie długich, mało dramatycznych tyrad, które dzisiejszemu odbiorcy mogą się wydawać nużące. Próbie czasu oparło się tylko kilka wierszy lirycznych, a z dramatów Lucyfer (traktujący o buncie i upadku aniołów), biblijnatragediaJephtes oraz - ze względu na temat - Gijsbrecht zAmstel.

Jak już wspomniałem, wroku1632wwynikupołączenia AkademiiCosteraz izbą retorycznąDe Eglantier, powstał pierwszy wAmsterdamie teatr publiczny10. Cieszył się on taką popularnością, że niewielki budynek nad Kanałem Cesarskim, Keizersgracht,nie mógł pomieścić wszystkich chętnychwidzów. Podjęto więc decyzję o budowie nowego

10 Zob.: L. van Gemert, De opening van de Amsterdamse Schouwburgli - Vondel en de Gysbreght-traditie, [w:] Nederlandse literatuur, een geschie- denis, red. M. A. Schenkeveld-van der Dussen, Amsterdam- Antwerpen 1998, s. 230-236.

gmachu(wedle projektu Jacoba van Campena, znakomite­ goarchitekta,któryza wzórprzyjął włoskie TeatroOlímpi­ co), ajego inaugurację3 stycznia 1638uświetniłatragedia VondlaGysbreght van Aemstel, oparta naśredniowiecznych wydarzeniach z historii Amsterdamu.

Kim jest tytułowy bohater sztuki? Wymaga to kilku słów wyjaśnienia. W średniowieczu tereny przy ujściu Amsteli były własnościąbiskupstwa utrechckiego, niezwy­

kle wpływowej prowincji kościelnej, która swym obszarem obejmowała większość dzisiejszej Holandii. Biskupi nie bylijednakzainteresowani administrowaniembłotnistych i bagiennych terenów, wyznaczaliwięc swojego przedsta­ wicielazwanego villicus.Zbiegiem czasu funkcja ta zaczęła przechodzić z ojców na synów, którzy zwykle nosiliimię Gijsbreght11, co doprowadziło do powstania minidynastii z Amstelle (tak nazywano też wtedy Amsterdam). „Gijs- breghtowie" zyskiwali coraz większąwładzęiwpływami swymi obejmowali coraz szersze obszary. Dogodną sytu­ ację ku temu stwarzały konflikty i polityczne rozgrywki pomiędzy biskupami Utrechtu a hrabiami Holandii. Wiej­

skie domostwo Gijsbreghtów przekształciło się też z cza­ sem w niewielki,skromnyzameczek.

” Imię to w literaturze tematu występuje w wielu wersjach: Gijsbreght, Gysbreght, Gysbrecht, Gijsbert, Gysbert. O ile nie cytuję oryginału, uży­

wam zwykle formy Gijsbrecht. Podobnie wygląda kwestia pisowni na­

zwy Amstel/Aemstel.

Kanwą dla sztuki Vondla stał się średniowieczny epi­

zod z historii miasta (z 1304 roku): oblężenie i zdobycie zamku Amstel, będące według poety odwetemza zamor­ dowanie hrabiego Holandii, Florisa V. Fabuła dramatu zasadniczo odbiega jednak od historycznej prawdy, wiąże ze sobą bowiem dwa zupełnie odrębne wydarzenia zróż­

nych lat. Floris V faktycznie został zamordowany, miało to jednak miejsce w 1296 roku. Złożył hołd lenny królo­ wi Francji, co oznaczało złamanieporozumienia z królem angielskim Edwardem I. Wtedy to grupa holenderskich możnowładców dowodzona przez Hermana van

Woer-Budynek amsterdamskiej Akademii Costera i pierwszego w mieście teatru

Plan budynku drugiego teatru amsterdamskiego autorstwa Jacoba van Campena, 1637 rok

den, GijsbrechtaIVvan Amstel i Gerarda vanVelsen, po­

wodowana osobistymi porachunkami z hrabią i mająca nadziejęna otrzymanie nagrody,powzięła planporwania Florisa i przewiezienia go do Anglii. Hrabiego pojmano i osadzono w zamku Muiden, a w obliczu groźby odbi­

cia - zasztyletowano. Jego mordercy zostali ukarani, lub też -jak GijsbrechtvanAmstel - musieliuciekać. Historia tabyła w Holandii niezwykle popularna istała się tematem licznych pieśni ludowych,Floris przedstawiany był jednak w nich zwykle jako bohater negatywny: uwodziciel żon, chciwy feudal iokrutnik.

Drugie wydarzenie - oblężenie Amsterdamu - miało miejsce kilka lat później, w1304 roku, lecz jegogłównym bohaterem był nie Gijsbrecht,aJan van Aemstel, ówczesny zarządcamiasta. Przyczyna konfliktubyła prozaiczna i nie miała nic wspólnego z zamordowaniem Florisa V. Kiedy kolejny hrabia Holandii, Wilhelm III Dobry, zaangażował sięw walkę ze swym flamandzkimrywalem, Jan van Aem­

stel postanowił uniezależnić się od swojego zwierzchnika i ufortyfikowałosadę.W odwecie oddziały księcia otoczyły miasto, a Janvan Aemstel skapitulował po dwutygodnio­ wym oblężeniu. Miasto nie zostało spalone ani zniszczo­ ne - mieszkańcy zostali jedynie zmuszeni do rozebrania fortyfikacji i umocnień, nałożono teżwysoką kontrybucję i cofnięto przywileje12. Dramat Vondla, jak zobaczymy, przedstawia tę historię zupełnieinaczej -opisane powyżej wydarzenia łączy wjedną całość fabularną,a postaciom hi­ storycznym powierzazupełnie inne role.

12 Por.: G. M a k, A Brief Life of the City Amsterdam..., s. 11-13.

Ponieważpremierę sztuki zaplanowano pierwotnie na BożeNarodzenie, w owym to dniu umieścił Vondel, prze­

sadnie dbały o zasadę trzech jedności, akcję swego dra­

matu. Jego treść jest następująca: oblężenie Amsterdamu trwa już całyrok,amiasto otoczone jest przezżądnych ze­

msty zwolenników zamordowanegoFlorisa V, okrutnego władcy. Bohaterską obroną dowodzi Gijsbrecht z Amstel, mający swój udział we wcześniejszej wyprawieprzeciwko

„Jest port, wielki jak świat, co się zwie Amsterdam" 79

okrutnikowi, postać niewinna i szlachetna. Komentując ob­

lężenie, stwierdza on:

[...] tot wraeck van Floris hunnen heer:

Om wiens vervloeckte dood ick lijde zoo onschuldigh, Als yemant lijden magh, doch draegh mijn kruis geduldigh13 (w. 28-30).

13 J. van den Vondel, Cijsbreght van Aemstel, [w:] De Wereld is een speeltoneel. Klassieke toneelspelen van Hooft en Vondel, reeks Spectrum van de Nederlandse Letterkunde, deel 13, Utrecht-Antwerpen 1968, numer wersu podaję w nawiasie.

Ponieważ pomścić chcą swego Florisa, Którego śmierć przeklęta mój ból sprowadziła, Cierpię jak tylko człowiek cierpieć może, Lecz swój krzyż niosę sam w pokorze.

25 grudnia wyczerpani oblężeniem amsterdamczycy budzą się jednak rano i stwierdzają ze zdumieniem, że wróg odszedł. W obozie pozostał tylko jeden człowiek, nie­

jaki VosmeerdeSpie (nazwisko to oznacza Lisa Morskiego - szpiega/złegoszelągai oczywiściebudzi stosowne kono­

tacje), który - skrzywdzony przez dawnych współtowarzy­

szy - prosi Gijsbrechta o wpuszczenie domiasta. Doradza też zziębniętym mieszkańcom, którym brakuje opału, aby wciągnęli zabramy wyładowany drewnem okręt oznaczą­ cej nazwie Zeepaert (Koń morski). O północy,gdyamster­

damczycy uczestniczą w bożonarodzeniowej mszy, spod drew wychodzą uzbrojeni wojownicy, podpalają miasto i rozpoczynają rzeź. Zrozpaczony Gijsbrecht w ostatniej chwili ratuje się ucieczką ipłacze:

Vaer wel, mijn Aemsterland: verwacht een' andren heer (w. 1896).

Żegnaj moja ziemio znad Amsteli i na innego pana czekaj.

Nawet niedomyślny widz zauważy tu podobieństwo sztuki do historiitrojańskiej,uważny i wykształcony

roz-(wydanie z 1659 roku, własność autora)

„Jest port, wielki jak świat, co się zwie Amsterdam" 81

pozna zaś w tragedii dramatyzację IIksięgi Eneidy Wergi-liusza z Gijsbrechtem jako Eneaszem i Vosmeerem - Ulisse­

pozna zaś w tragedii dramatyzację IIksięgi Eneidy Wergi-liusza z Gijsbrechtem jako Eneaszem i Vosmeerem - Ulisse­

W dokumencie Piotr Oczko (Stron 69-97)