ANDRZEJ TARCZYŃSKI W yższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy
WCZEŚNI KRYTYCY SPOŁECZEŃSTWA MASOWEGO:
CARLYLE I LE BON
Stw ierdzenie, że epoka now oczesna i społeczeństw o now oczesne (pojm o w ane ja k o przeciw ieństw o społeczeństw a tradycyjnego) ma m etrykę d ziew iętna stow ieczną, je st truizm em . M inione stulecie w ypracow ało ponadto w iele pojęć i sposobów w idzenia świata, którymi posługujem y się po dziś dzień, choć nie zaw sze m am y św iadom ość tego faktu. Jeżeli m ów im y o w yodrębnieniu się socjo logii ja k o osobnej, sam odzielnej dyscypliny naukow ej, przyw ołujem y bez w ahania nazw iska C o m te’a, Spencera, T oquev ille’a czy D urkheim a, a w ięc autorów , którzy po prostu najdobitniej zw iastow ali kres społeczeństw a tradycyjnego i głosili naro dziny nowej jakości w sferze organizacji społecznej.
D iagnoza, ja k ą ci autorzy staw iali, prow adziła ich do przekonania o nie uchronności tryum fu społeczeństw a m asow ego, jakk olw iek różnili się m iędzy sobą oceną tych zjaw isk, w ynikającą z przykładania ich do osobiście żyw ionych upodobań i predylekcji. Jednakże w iek XIX przyniósł także - pozostające w praw dzie w m niejszości - sugestyw ne głosy sprzeciw u w obec rodzącego się społeczeń stw a m asow ego (tak ja k je w ów czas rozum iano) w postaci K ultu bohaterów T ho m asa C arly le’a i P sychologii tłum u G ustaw a Le Bona.
C hoć obu tych autorów dzieli różnica dw óch pokoleń, a i warunki w jak ich żyli trudno uznać za analogiczne, to jed n ak na kartach ich najsłynniejszych prac
m ożem y odnaleźć zadziw iająco dużo punktów stycznych. N iniejszy tekst je s t pró b ą w yśledzenia w spólnych rysów i pokrew nych sobie tez, obecnych na kartach K ultu bohaterów i P sychologii tłum u, nie tracąc w szakże z pola w id zen ia założeń, sw oiście rozłożonych akcentów i w niosków stanow iących o oryginalności obu autorów .
„D zieło traktujące o życiu w ielkich przyw ódców ludzkości niew iele by za w ierało nazw isk, ale nazw iska te przew odziłyby najw ażniejszym w ydarzeniom w dziejach cyw ilizacji i historii” 1 pisał Le Bon w pół w ieku po konstatacjach C arly le’a. Jakże podobnie brzm ią słow a C arlyle: „W e w szystkich epokach histo rycznych zobaczym y, że człow iek napraw dę w ielki je s t nieodzow nym zb aw cą sw oich czasów , błyskaw icą, bez której nigdy nie zapłonęłyby drwa. H istoria św iata je s t biografią w ielkich ludzi”2. W innym m iejscu autor K ultu bohaterów stw ierdza: „D opóki człow iek będzie człow iekiem , nigdy nie zabraknie jakieg oś C rom w ella czy jak ieg o ś N apoleona, który pojawi się, by zadać darm ow y cios każdem u rodzajow i sankiulotyzm u”3.
Te ostatnie słow a s ą zarazem m anifestacją innej postaw y C arly le’a, podzie lanej zresztą przez Le Bona. O tóż obaj w ielokrotnie od w o łują się do R ew olucji Francuskiej w celu zilustrow ania sw ych w yw odów konkretnym i przykładam i, nie kryjąc przy tym swej niechęci, a niekiedy naw et odrazy, w obec w szelkich rew olu cji społecznych. W łaśnie żarliw y antyegalitaryzm czyni z C arly le’a i Le B ona autorów nietypow ych dla republikańskiego z duch a w ieku dziew iętnastego.
M im o podobnego ogólnego nastaw ienia obaj autorzy p o słu gu ją się jedn akże o dm ien n ą op ty k ą - Le B ona interesow ały przede w szystkim m asy, natom iast C arlyle w centrum swych dociekań postaw ił w yb itn ą jed no stk ę. W praw dzie obaj sądzili, że m asy pow inny być podporządkow ane w ybitnym indyw iduom - i w istocie tak się dzieje ilekroć jak aś ludzka zbiorow ość dokonuje godnego uwagi przedsięw zięcia - ale sam m echanizm dom inacji ow ych w ybitnych jed n o stek nad m asam i rozum ieli odm iennie.
D la C arly le’a pierw szoplanow ą cech ą w ybitnej jed n o stk i, czyn iącą z niej bohatera, była szczerość i um iejętność dostrzeżenia istoty rzeczy, która przysło n ięta pozoram i i drugorzędnym i okolicznościam i pozostaw ała niew idoczna dla mas. B ohater m a zaw sze coś z proroka, który j a s n o w id z i to, co inni zaledw ie
1 G. Le Bon, Psychologia tłumu, tłum. B. Kaprocki. Warszawa 1994, s. 79.
" T. Carlyle: Los Heroes, el culto de los Heroes y lo Heroico en la historia. Mexico 1986, s . 11.
niew yraźnie przeczuw ają. Ten rys je s t niew ątpliw ym św iadectw em w pływ u tw ó r czości rom antyków niem ieckich - szczególnie G oethego, którego C arlyle był w ielkim adm iratorem i propagatorem na gruncie angielskim - oraz filozofii Fich- tego.
C arlyle w ysuw a naw et tezę, że Odyn, którem u pośw ięcił pierw szy z sześciu szkiców - w ykładów składających się na Kult bohaterów , był po stacią historycz ną, jedno stk ą, która została ubóstw iona w łaśnie dlatego, że dała w yraz, jakk olw iek „w sposób nieokrzesany i na w pół artykułow any”, zachw ytow i nad nieskończono ścią i porządkiem w szechśw iata4. Jednocześnie z oburzeniem odrzuca o św iece niow e z ducha teorie, które w rozw oju w ierzeń w idziały albo efek t m anipulacji oszustów i hipokrytów , albo udaną alegorię ludzkiego losu: „L udzie nigdy nie w ierzyli w czcze pieśni ani nie rzucali na szalę życia w łasnej duszy w zam ian za alegorię. We w szystkich czasach, a szczególnie tych pierw otnych i ciężkich, po siadali naturalny instynkt pozw alający zdem askow ać szalbierzy i w ykląć ich”5. N ie, bohater je s t z istoty swej szczery i obcy w szelkim form om hipokryzji. M ożna mu raczej przypisać dziecięcą spontaniczność i prostotę, które pozw alają mu za chw ycić się rzeczyw istością, której naw et nie umie odpow iednio nazw ać, niczym Platoński niew olnik w jaskini obserw ujący cienie św iata rozpościerającego się na zew nątrz.
D la Le B ona w ybitne jednostki - królow ie, w odzow ie, prorocy - byli je d y nie znaw cam i, „duszy tłum ów ”, „intuicyjnym i psychologam i tłu m ó w ”, um iejący mi przeniknąć aspiracje i w yobrażenie mas, a jedno cześnie potrafiącym i nie ulec im sami. Ale też Le Bon nie popełnia błędu, polegającego na ignorow aniu w pływ u konkretnych w arunków społecznych, co w łaśnie stanow i najsłabszy punkt w kon cepcjach C arly le’a. W ręcz przeciw nie, autor P sychologii tłum u w ielokrotnie pod kreśla rolę czynnika zw anego przez siebie rasą6, który rozum ie ja k o o g ó ln ą o rien tację danej cyw ilizacji (tzw. „rasa historyczna”), gdzie o d b ijają się dzieje danej zbiorow ości w całej swej zm ienności. I choć term in rasa zn ikł bezpow rotnie przed pół w iekiem ze słow nika socjologii, to ten akurat w ycinek dyw agacji Le Bona stosunkow o najlepiej w ytrzym ał próbę czasu.
O statecznie Le Bon, św iadom ie lub nie, w pisyw ał się w tradycję scjenty- styczną, a C arlyle to autor na w skroś rom antyczny, który w ręcz zarzucał naukom
4 Ibidem, s. 19-24. Ibidem, s. 7.
ścisłym , że ich term inologia zubaża rzeczyw istość, nie pozw alając dostrzec za w artych w św iecie tajem nic. N asuw a się tu od razu skojarzenie z W eberow skim określeniem Entzauberung d er Welt, w ypow iedzianym w szakże w zupełnie o d m iennym kontekście. C arlyle natom iast w tym przypadku szedł za sw ym m istrzem - Fichtem , tak ja k on w yrażając swój sprzeciw w obec m aterializm u i m echanicy- zm u doktryn osiem nastow iecznych.
Pow róćm y jed n ak do zbieżności m ożliw ych do w yśledzenia u obu autorów . O tóż m ożna ich nazw ać w oluntarystam i sui generis - w ybitne jed no stk i są dla nich tytanam i woli. N atom iast myśl, iż utrata w iary w ideały, pryncypia, na któ rych je s t osadzony ja k iś porządek społeczny, musi z konieczności prow adzić do zagłady tego porządku, nie w ydaje się nam dziś specjalnie odkryw cza, ale w ubie głym stuleciu m ogła za tak ą uchodzić. Z tym , że w oluntaryzm C arly le’a dało by się w pisać w antyintelektualną tradycję rom antyczną, a stanow isko Le B ona to je d n a z w czesnych form psychologizm u. Problem leży jed n ak nie w takim czy innym zaklasyfikow aniu obu teorii, ile raczej w uśw iadom ieniu sobie, co oznacza ich przyjęcie dla diagnozy określonej rzeczyw istości społecznej.
I tak P sychologia tłum u Le B ona je s t praktycznie od pierw szej po o statnią stronicę w rów nym stopniu rozpraw ą naukow ą (w edle ów czesnych kryteriów ), ja k i konserw atyw nym , antyegalitarystycznym m anifestem . R ozdziały zatytułow ane Tłum w yborczy i Zgrom adzenie parlam entarne w y d a ją się paszkw ilam i na system dem okracji przedstaw icielskiej. W ustach Le B ona zdanie: „N adchodzące stulecie będzie zatem e rą tłum ów ” je s t w izją apokaliptyczną. Tym bardziej, że każda zbio row ość, tracąc w iarę w ideał, zaczyna chylić się ku upadkow i i w ostateczności przekształca się w tłum , co je s t pow rotem do epoki barbarzyństw a7.
Tym czasem podobny punkt w yjścia prow adzi C arly le’a do roztoczenia w i zji zgoła niepesym istycznej. Ten rom antyczny Szkot, rozm iłow any w niem ieckiej poezji i filozofii, widzi oczyw iście w biegu dziejów odw ieczny porządek N atury i rozum ną celow ość. N aw et R ew olucję Francuską, k tó rą tak surow o oceniał porów nując do dzieła m urarza ignorującego praw a graw itacji, ostatecznie kw alifikuje ja k o punkt orientacyjny i przestrogę zarazem . R zeczyw istość nie je s t i nie m oże być statyczna, gdyż „nie ma człow ieka, który by w ierzył lub m ógł w ierzyć do kładnie w to sam o, w co w ierzył je g o dziad [...] rozszerza on i odkryw a coś, co było przedm iotem w iary jeg o dziadów , ale dla niego okazuje się czym ś fałszyw ym
i niew iarygodnym , nie dającym się pogodzić z pew nym i now ościam i, które on sam zaobserw ow ał lub odkrył”8.
B ohaterow ie są, zdaniem C arly le’a, niezbędni, a ich kult stanow i podstaw ę życia społecznego. N ic, żaden fakt, żadna okoliczność nie m oże być przedm iotem takiej pociechy i nadziei ja k obecność bohatera lub pew ność je g o pojaw ienia się w ow ych krytycznych m om entach historii. Jednak ta opatrznościow a w izja C arly le a nie m oże być rozum iana ja k o naw rót do prow idencjonalizm u w ieków śred nich czy doby Renesansu. O sobiście nazw ałbym „n atu ralną opatrznościow ością” żyw ione przez C arlyle'a przekonanie, graniczące z pew nością, iż jed n o stk a o okre ślonych dyspozycjach w obliczu pew nych w ydarzeń i okoliczności zostaje w spo sób zupełnie naturalny i spontaniczny w yniesiona na szczyty hierarchii społecznej i uw ielbiona ja k o bohater - tak w łaśnie stało się z C rom w ellem .
Crom w ell był m ężem opatrznościow ym A nglii, który zapew nił je j w ielkość i godne m iejsce wśród europejskich m ocarstw . A tajem nica dobrego rządu polega na znalezieniu jednostki zdolnej do przew odzenia: „Poszukajcie w jakim ko lw iek kraju człow ieka najzdolniejszego, najodpow iedniejszego spośród tam m ieszkają cych, w ynieście go do najw yższych godności, lojalnie go szanujcie i pow ażajcie,
a otrzym acie doskonały rząd dla ow ego kraju”9.
N ajzgubniejszym błędem R ew olucji Francuskiej było zw rócenie się przeciw samej idei bohatera i próba zniszczenia kultu bohaterów . Jest to w szak ślepy za ułek. Jeśli się weń zapuścim y „będziem y musieli zadow olić się n ieskończoną ilo ścią głupich m iernot i nadm iarem ludzi m aluczkich dokładnie zrów nan ych ” 10.
O ile spośród sportretowanych przez C arlyle’a postaci bohaterów szczególną pozycję zajm uje Cromwell, o tyle Le Bon - w tych m iejscach, gdzie rozw aża zna czenie wybitnych indywiduów - ze szczególną atencją w yraża się o Lessepsie. Któż inny mógłby budzić podziw i najwyższe uznanie Francuza doby fin de sie c le ’u. N atom iast przywódcy polityczni s ą dla Le Bona tylko sprytnym i graczam i, których całym kapitałem je s t prestiż. „Bogowie i ludzie, ja k długo nie dopuszczali do pod daw ania dyskusji swego prestiżu, tak długo posiadali moc i znaczenie. Kto chce, aby tłum go uwielbiał, musi go trzym ać na dystans” 11.
Dla Le Bona ograniczona przydatność zasad logiki i relatyw nie m ała rola rozumu w obec praw zbiorow ego zachow ania się ludzi je s t źródłem nieskryw anego
8 T. Carlyle, op.cit., s. 97. 9 Ibidem, s. 159.
p esym izm u12. C arlyle przeciw nie, ja k ju ż w spom niano, cenił spontaniczność, ta jem n icę i szczerość, choćby ta ostatnia przybierała form y bliskie dziecięcej umy- słow ości. Dlatego bohater, choć um iejętność sugestyw nego przem aw iania je st dlań nieodzow na, w olny je s t od w szelkiej form y hipokryzji i nie m oże być posą dzony o m anipulow anie masami - w tym co mówi nie sposób odnaleźć nie tylko fałszu, cienia kłam stw a, ale naw et pustego frazesu, popisu retorycznego.
N ic nie budzi takiej furii autora Kultu bohaterów ja k posądzenie w ybitnych jed n o stek o realizow anie z prem edytacją planu w spięcia się na szczyty hierarchii społecznej. W szak protoplasta Odyna, M ahom et, Dante, Luter, B urns, C rom w ell nie kierow ali się nigdy w zględem na życiow ą w ygodę, w ręcz przeciw nie - u każ dego z nich m ożna znaleźć w yraźny rys ascetyzm u. Jed y n ą ich am b icją było do prow adzenie do końca dzieła, które nim i sam ym i zaw ładnęło. Pragnęli tylko w y pełnić swe przeznaczenie, dając m ożliw ie najpełniejszy w yraz odczuciom traw ią cym ich duszę. O statecznie naw et najbardziej gw ałtow ne w strząsy rew olucyjne są tylko przygotow aniem drogi dla nowej epoki, która będzie upływ ać pod przew od nictw em nowej generacji bohaterów , a bohater to przecież z definicji „człow iek szczery” ' 3.
Le Bon w praw dzie też nie cierpi rew olucji społecznych, a R ew olucji Fran cuskiej w szczególności, ale jed y n ie z najw yższym trudem zgodziłby się uznać ich jakąkolw iek celow ość i sens. M ieszczaństw o francuskie z czasów R obespierre’a to dla niego w yłącznie „tłum zw any zbrodniczym ” . C arlyle zaś w ierzy w rozum ność i celow ość N atury, która zaw sze w spom aga to, co lepsze, bardziej w artościow e („Jak dobra i spraw iedliw a je st N atu ra jak o sędzia i rozdaw ca sw ych w łasnych d óbr”). N ie ma u C arly le’a m iejsca na żaden cień kw ietyzm u: każda now a idea je s t dziełem jednostki, która pierw otnie przekonuje p ew n ą m niejszość, tu jeszcze je s t m iejsce na apostolstw o. Później w szakże, nieraz trzeba odw ołać się do m ie
cza. T ak ą lub inną d ro g ą N atu ra i tak zapew ni try u m f form w yższych.
D okładniejsza analiza Psychologii tłum u i Kultu bohaterów nie pozw ala, w brew pozorom , na utrzym anie tezy o pryncypialnym , ograniczonym antydem o- kratyzm ie ich autorów . Ani C arlyle, ani Le Bon nie zw alczają samej istoty insty tucji dem okratycznych, raczej pokazują, że są one tylko pustym i form am i, które m o gą popraw nie funkcjonow ać, gdy zo stan ą ożyw ione sto sow ną treścią. D la Car- lyle’a spełnieniem tego w arunku je s t postaw ienie na czele ow ych instytucji w ybit
12 Ibidem, s. 73-74.
nej, zdolnej je d n o stk i14. Le Bon spraw ę w idzi szerzej i głębiej - form a rządów i w szelkie instytucje są pożyteczne o tyle, o ile o dpo w iad ają potrzebom i w łaści w ościom rasy (w znaczeniu poprzednio om ów ionym ). Instytucjonalne form y nie są same w sobie ani dobre, ani złe; zło rodzi się dopiero z ich m echanicznego przenoszenia i aplikow ania do odm iennej m aterii społecznej. „L os narodu zależy od je g o charakteru, a instytucje nie będące w ytw orem tegoż charakteru s ą tylko przejściow ą m askaradą, w dodatku w pożyczonych strojach” 15. N am iętne antyde m okratyczne ataki Le Bona s ą w swej istocie pam fletem na rzeczyw istość poli ty czną francuskiej III Republiki, podczas gdy dem okratyczny system U SA je s t przedm iotem sw oistego uznania.
W reszcie pozostaje nam próba oszacow ania, na ile teoria C arly le’a i Le B o na przeszły do lam usa myśli społecznej i w jak im stopniu zostały zw eryfikow ane przez now sze czasy i obecny stan w iedzy w naukach społecznych. N a pierw szy rzut oka K ult bohaterów i P sychologia tłum u s ą dziełam i całkow icie ju ż dziś prze brzm iałym i. Patetyczny, kaznodziejski styl C arlyle’a w spółczesnem u czytelnikow i w ydaje się nienaturalny, brzmi w ręcz pretensjonalnie, a bagatelizow anie uw arun kowań historycznych i społecznych każe podchodzić z rezerw ą do w ysnuw anych przez autora w niosków . Le Bon z kolei stara się w praw dzie na każdej karcie sw e go dzieła w ytw orzyć u czytelnika przekonanie o naukow ej doniosłości swych koncepcji opartych na rzetelnym m ateriale dow odow ym , ale dziś psychologizm Le B ona w ydaje się m ocno dyletancki, a centralne pojęcie tłum u zanadto rozciągliw e, stając się raczej w ytrychem niż poznaw czo w artościow ym kluczem do zrozum ie nia rzeczyw istości społecznej.
N ato m iast za tra fn ą obserw ację ze strony obu autorów m oże i dziś uchodzić w spom niana wcześniej kw estia w iążąca funkcjonalność i przydatność danej in stytucji społecznej z istnieniem odpow iedniej treści, która ma ow e form y instytu cjonalne w ypełnić. W dzisiejszych, zgoła nieheroicznych czasach, godne uwagi w ydaje się podkreślenie, w yakcentow anie roli czynnika w olicjonalnego w stosun kach m iędzyludzkich.
O czyw iście pytanie o rolę jednostki w historii należy, z istoty sw ej, do nie rozstrzygalnych, a jed n ak owi dwaj zeszłow ieczni autorzy m og ą nam być pom ocni w przynajm niej częściow ym rozjaśnieniu obrazu. Przy czym , w brew pozorom , rom antyczne koncepcje C arly le’a sprzed półtora w ieku, jeśli je oczyw iście poddać
krytycznej analizie, w ydają się, moim zdaniem , płodniejsze poznaw czo od reduk- cjonistycznych schem atów Le Bona. O statecznie niejednokrotnie widzi się w K ul cie bohaterów teorię poprzedzającą koncepcję w ładzy charyzm atycznej M axa W ebera.
Jeśli odrzucić ów kaznodziejski patos, tak charakterystyczny dla C arly le’a, sam a teza o naturalnym regulatorze biegu dziejów nie w yda nam się ju ż natchnio nym finalizm em . N ow e zjaw iska i rozw ijające się procesy społeczne w istocie aktyw izują pew ne jednostki, które um iejąc sprostać w yzw aniu, u kierunkow ują działania szerszych kręgów i całych zbiorow ości. Czy dom inującym i rysam i tych w ybijających się indyw iduów pozostają przenikliw ość, szczerość, m ęstw o i asce tyzm - j a k to w idział C arlyle - m oże być k w estią do dalszej dyskusji, która by uw zględniała funkcjonalne wym ogi now oczesności, o których autor K ultu bohate rów nie m ógł w iedzieć. M asow e społeczeństw o industrialne i postindustrialne z pew nością nie je s t skłonne do ubóstw iania takiego bohatera i w taki sposób, ja k to sobie w yobrażał C arlyle, ale problem y, ja k ie się przed tym społeczeństw em poja w iają, a bardziej jeszcze konieczność ich rozw iązyw ania nie d ysk red ytu ją idei przodow nictw a w ybitnych jednostek, choćbyśm y nazyw ali je , idąc z duchem cza su, lideram i, a nie bohateram i. „U m iejętność odnalezienia się w historii” pozostaje pierw szorzędną dyspozycją, od której zależy adekw atność i efektyw ność p odej m ow anych przez człow ieka działań.