• Nie Znaleziono Wyników

Wielka awantura, czy o "monidło"? : Jana Himilsbacha semiotyka groteski i dyskurs humanistyczny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wielka awantura, czy o "monidło"? : Jana Himilsbacha semiotyka groteski i dyskurs humanistyczny"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Winiarski

Wielka awantura, czy o "monidło"? :

Jana Himilsbacha semiotyka groteski

i dyskurs humanistyczny

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 14, 481-496

2008

(2)

71A7WS

Seria XIV 2008

Jerzy Winiarski

Wielka awantura, czy o „monidło”? Jana

Himilsbacha semiotyka groteski i dyskurs

humanistyczny

J

an H im ilsbach (1931-1988) wydal swoją pierwszą książkę — zbiór opowiadań Monidło — w 1967 roku. Trzeba koniecznie dodać, że poprzedziło ten akt 16 lat prób i prac pisar­ skich autora, jeśli zważyć debiutancki wiersz — Będę poetą — opublikowany w 1951 ro k u 1. Trzeba o tym pomyśleć, kiedy czyta się dzisiaj, po przeszło czterdziestu latach, ówczesne recenzje Monidła, w których krytycy bardzo niepewnie próbowali określić zapowiadający się właśnie charakter pisarski autora. A to z powodu, po pierwsze, jego iście lum penprole- tariackiego pochodzenia i braku formalnego wykształcenia inteligenckiego, następnie zaś z pow odu przeczącego tym uw arunkow aniom i determ inizm om poziom u sprawności warsztatowej początkującego prozaika oraz literackiej atrakcyjności jego opowiadań.

Zaw odow i krytycy jakby zaniemówili, nie bardzo wiedząc, jakie stanowisko zająć na przyszłość. Wahali się, czy w ogóle m ożna się odważyć na otwartą pochwalę autora tej niecodziennej dawki hiperrealizm u, opatrzonej w dodatku tyleż intrygującym, co nie­ zrozum iałym tytułem , do dnia dzisiejszego zresztą kłopotliwego, bo wywodzącego się z bardzo specyficznych, od daw najuż zapom nianych rejonów kultury „oddolnej”, po p u ­ larnej, ba! dosłownie jarm arcznej, niskiej, kiczowatej, szerzej nieznanej, peryferyjnej.

Jacek Kajtoch bardzo ekspresywnie i w artościująco zatytułował swoją recenzję książki H im ilsbacha — Pisarz dnia siódmego2. Zauw ażył, że autor je st „ew enem entem jako osobow ość” i stwierdził, że:

1 Z ob. hasło: Himiisbadi Jan 1931-1988, Prozaik, scenarzysta, aktor Jilmouy, w: Współcześni polscy pisarze

1 badacze literatury, Słownik biobibliograficzny, opr. zespół pod red. J. C zachow skiej i A. Szałagan, t. 3,

W arszawa 1994, s. 255-256.

(3)

482 Jerzy W iniarski

przede w szystkim stanowi zjawisko natury socjologicznej; utalentow any sam ouk, pisarz niedzielny, autor pochodzący ze środow iska pracy fizycz­ nej i wcale z nim nie zrywający więzów, kam ieniarz, który [...] latem pracuje, a zim ą układa opow iadania3.

Antycypacje takiej sytuacji recenzent dostrzegł w m iędzyw ojniu, w przypadkach Z bigniew a U niłow skiego, Jana B rzozy i H en ry ka Worcella, którzy wyw odzili się z proletariatu i nie m ieli literackiego przygotow ania. Dzisiaj m o żna by wskazać nie tyle osobowe, ile raczej program ow e w zorce twórczości H im ilsbacha, grupę „Przed­ m ieścia”. A to w iele zm ienia w spojrzeniu ju ż nie na debiut, ale w ogóle na całokształt dorobku prozatorskiego autora Monidła. K onsekw entny w socjologicznym spojrzeniu na casus H im ilsbacha, recenzent położył nacisk na m aterialno-społeczne dom in anty jeg o prozy i wyłowił w om aw ianym zbiorze opow iadań dwa głów ne m otyw y organi­

zujące fabułę i tworzące rzeczywistość przedstawioną: m o t y w o k u p a c y j n y oraz ż y c i e w s p ó ł c z e s n y c h p r o l e t a r i u s z y w m ałom iasteczkow ym środow isku. H im ilsbach pozostał dla Kajtocha — dodajmy, w recenzji opublikow anej w ro k po d e­ biucie i towarzyszących m u w ypow iedziach krytycznych — wyłącznie

bystrym obserw atorem społeczności, przede w szystkim zaś w zorów p o ­ stępowania, form współżycia, pojęć m oralnych4.

Krytyk podał przy tym dostateczne argum enty — tytułow e Monidło oraz Slub iv ago­ nii. N ie wdał się jed n ak w żadne zabiegi analityczne czy też interpretacyjne, nie podał też żadnych tro p ó w swojego rozum ienia szczegółowych znam io n estetyki tych u tw o ­ rów. Zakończył zaś swój w yw ód konsekw entnie, wskazując na um iejętność H im ilsba­ cha pisania bez „mitologizacji, bez literackiej sztukaterii”5. Tym sam ym wpisał autora Monidła w pejzaż kształtującej się dopiero co „literatury faktu ” i atm osferę „małego realizm u”, w tym wypadku proletariackiego, tak czy inaczej — przyziem nego światka peerelowskiej rzeczywistości.

Zgoła inaczej, bez chłodnego, sform alizowanego dystansu, pisał rok wcześniej o tym debiucie recenzent warszawskiej „K ultury” Janusz Głowacki, który pozytywnie i śmiało ocenił debiutancką książkę Him ilsbacha. Po niejakim zastanow ieniu zaliczył ją do „ka­ tegorii literatury prawdziwej, bez żadnych zastrzeżeń”6. Zw rócił uwagę na w alory żywe­ go języka opowiadań, który, co słusznie zauważył, świadczył o dużej wrażliwości autora. A ja k w iadom o, bez wrażliwości, czyli bez zdolności dojm ującego przeżywania świata, w tym także jeg o imponderabiliów, nie m a artysty. Z całej zawartości książki recenzent

3 Ibidem, s. 98. 4 Ibidem, s. 99. 5 Ibidem.

(4)

W ielka aw antura, czy o „m onidło”? Jan a H im ilsbacha sem iotyka groteski... 483

wybrał otwierające ją Chrzciny jako najlepsze opowiadanie. D okonał przy tym ważnego odkrycia. Potw ierdził m ianowicie swoistą polisem ię (wielość znaczeń) tych kompozycji. Zaś bez symbolizacj i języka tekst nie m ógłby przecież zaistnieć w kulturze jako zjawisko literackie. C o ważne, recenzent zwrócił też uwagę czytelników na szczególną kreację narratora w opow iadaniu Him ilsbacha, którym je st mały chłopiec. Podnosiło to od razu tem peraturę uczuciową i zaostrzało problem atykę prozy tego autora, otwierającej wizję egzystencjalną i społeczną przedstawionej rzeczywistości.

Andrzej M akowiecki zaś powitał debiutancki zbiór 16 opow iadań H im ilsbacha dylem atem poznaw czym i aksjologicznym: Spontaniczność czy „literatura”7. Ten badacz niezwykle przenikliw ie i inspirująco dla czytelników określił charakter tw órczy autora i dał właściwą m iarę realnego pejzażu jego utworów, wdając się w spór ze zgłaszanymi w potocznych opiniach wątpliwościami:

Ale przecież ten pan z jarm arcznej fotografii przynależy bardziej do świata kulturą skażonego niż do rzeczywistości pełnej witalnej spontaniczności. Przecież ten pan ów świat aż za bardzo literacko przetw orzył. H im ils­ bach — podejrzew am — i w życiu pryw atnym porusza się częściej w śród zw olenników W irginii W oolf niż kamieniarzy. [...] Toteż prezentow ana rzeczywistość H im ilsbacha nie fascynuje — j ak M arka N ow akow skiego i M arków wcześniejszych — j e s t j e d y n i e [wyróżn. — J. W ] terenem obserwacji, na którym autor najlepiej się czuje8.

Krytyk podkreślił kreacyjny charakter tej prozy i jej w artość literacką, obecność świadomej obróbki pisarskiej. H im ilsbach nie je s t „pisarzem n iedzielnym ” — zawyro­ kował. O dkryw czo pokazał przy tym istotę estetyki opow iadań H im ilsbacha:

A utentyk środowiskowy, rzeczowa obserwacja w niepostrzeżony sposób przeradza się w literacką groteskę — m akabryczną ja k realia śm ierci Felka z Florki, m rożkopodobną — w finale Monidla czy W imieniu prawa9.

W nioski dotyczące pisarza po tak specjalistycznej wiwisekcji m ogły być tylko pozy­ tywne, a ocena wysoka. Warto je zapamiętać. W konkluzji Andrzej M akowiecki napisał:

Elem entarne rozróżnienie m iędzy narratorem i autorem , m iędzy kre­ ow anym światem z jego system em wartości a uogólniającym dystansem pisarskim każe w opow iadaniach H im ilsbacha w idzieć bardzo sprawną w arsztatow o i o w ysokim poziom ie literackim p ro z ę10.

7 A. M akow iecki, Spontaniczność czy „literatura”, „Tygodnik K ulturalny” 1967, n r 51, s. 4. 8 Ibidem.

9 Ibidem. 10 Ibidem.

(5)

484 Jerzy W iniarski

D wadzieścia lat później Leszek Bugajski, kom entując w swej krakowskiej książce „gawędy H im ilsbacha”, w yraźnie pozostał pod w pływ em akadem ickiego autorytetu Jacka Kajtocha i odm ów ił tem u pisarstw u jakichś istotniejszych w artości11. Z d ziw ie­

nie krytyka w zbudziła rosnąca popularność pisarza. Ju ż na wstępie swego szkicu autor ogłosił tezę, od której nie odstąpił do końca swego wystąpienia:

F enom en pow odzenia prozy H im ilsbacha zasługuje na uwagę, jeśli za­ uważyć, że jej w artość artystyczna nie je s t w ysoka i że nie je s t to proza tw orzona ze św iadom ością w szystkich celów oraz środków artystycznych czy intelektualnych. Jest to przede w szystkim sw obodna, spontaniczna opowieść narratora o w łasnych życiowych perypetiach, relacja zasłysza­ nych gdzieś opow iastek12.

W celu bliższego poznania właściwości pisarstwa Jana H im ilsbacha przyjm ujem y założenie, że tytułow e Monidło z debiutanckiego zbioru opow iadań m ożna uznać za es­ tetyczny m odel stylu tego autora (w szerszym , kulturoznaw czym sensie), poetyki im - m anentnej oraz językow ego obrazu św iatajego utworów. Z tego też pow odu znaczenie opow iadania Monidło dla wyjaśnienia fenom enu artystycznego Jana H im ilsbacha je st wyjątkowe, a interpretacja tego tekstu, o czym jesteśm y przekonani, je s t kluczow a dla poznania świadom ości literackiej autora, który w edle niektórych krytyków był „bez św iadom ości”13. Interpretacja Monidła w inna też odpow iedzieć na podstaw ow ą kw e­ stię: czy autor patrzy na świat z „krótkiej ogniskow ej”, czyjest obserw atorem wyłącznie m arginalnego światka, czy przeciw nie, zm ierza do szerszej perspektyw y oglądu rzeczy­ wistości człowieka.

P om im o tego, że pisarz był peryfrastycznie określany jako „autor Monidła”, ono sam o ani w je d n y m zdaniu nie stało się p rzedm iotem jakiejś refleksji. Zdaje się, że o p o­ wiadanie to m ogłoby odsłonić pew ną zasadę estetyki i postawy ideowej tego pisarza. N a początku popatrzm y na ekspresję utw o ru, na jeg o zawartość fabularną, która steru ­ je odbiorem . Spójrzm y n a c z y t a n i e a n e g d o t y c z n e tej — patrząc z perspektyw y

początków dw udziestow iecznej konw encji literackiej — „tragifarsy niekołtuńskiej”, na kom ediow e postaci i ich interakcje, na satyrę społeczną z życia „nizin” oraz na „czar­ ny h u m o r” opowiadania, odbierający m u jakąkolw iek cechę wypow iedzi „serio”, p o ­ wagę sytuacji związanej z uw ikłanym i w niej ludźm i.

A n e g d o t y c z n e c z y t a n i e Monidła prow adzi do swoistej entropii — eks- plozyw nego rozrostu — ekspresji opowiadacza i zatrzym uje jego obraz fabularny

11 Z ob. L. Bugajski, Gawędy Himilsbacha, w: idem , W gąszczu znaczeń, K raków 1988, s. 123-128. 12 Ibidem, s. 123.

13 A ndrzej M akow iecki w idział w H im ilsbachu kreatora, dla Leszka Bugajskiego (op. cit., s. 128) au to r

(6)

W ielka aw antura, czy o „m onidlo”? Jana H im ilsbacha sem iotyka groteski... 485

w ludycznych ram ach. Patrząc z perspektyw y o d b io ru 14, anegdota nie w yodrębnia p o d ­ m iotow ości w irtualnego czytelnika, to je s t nie indyw idualizuje go, a niejako narzuca standardow y k o n tu r rysunku m asow ego odbiorcy, „w idza” przyziem nego wydarzenia, które w yw ołuje zarazem śm iech i zgrozę.

Monidlo jako a n e g d o t a o b y c z a j o w a j e s t rodzajem satyrycznego opowiadania — w spom nieniem narratora z dzieciństw a — o opłakanych skutkach kupna artystycznej tandety: malowanych, retuszow anych i rekom ponow anych zdjęć ściennych, ślubnych oraz portretów, zwanych przez rzem ieślniczych w ytw órców właśnie „m onidłam i”. Z a­ m ówił je we własnym m ieszkaniu za nam ow ą sprytnego akwizytora m ałom iasteczkowy robotnik, na co dzień klepiący biedę. Podochocony w ódką i zaprezentowaną wizualiza­ cją końcow ego efektu dał zaliczkę w postaci sporej części dopiero co otrzym anej wypła­ ty. Z ona nie mogła tem u zapobiec, bo wyszła w ten targowy dzień, chcąc tanio zakupić żywność dla swej rodziny z czw orgiem dzieci. Jej pow rót jeszcze przed odejściem do­ m okrążcy dał początek rodzinnej sprzeczce i rychło aw anturze, która zakończyła się około północy ciężkim pobiciem kobiety przez rozzłoszczonego m ęża za jej wym ówki oraz przeciwdziałanie tej transakcji. Pozwoliło ono naw et — jeśli pow rócim y do począt­ ku zatargu o „m onidlo” — odzyskać częściowo wpłaconą zaliczkę, ale dotknęło zarazem poczucia „h o n o ru ” zupełnie ju ż pijanego męża. To właśnie akwizytor podszepnął m u w akcie zem sty cielesne ukaranie krnąbrnej żony, co też m ałżonek gorliwie uczynił.

O statecznie z „m onidła” wyszły przysłow iow e „nici”, gdyż m alow ane zdjęcia oka­ zały się koszm arnie w ykonane i groteskow o zniekształcone. Z apew ne także i z roz­ w odu, o którego przeprow adzenie w niosła w finale w ydarzeń poszkodow aną żona, rów nież — na szczęście — nic nie wyszło. N ależy m niem ać, że w spólny los, rozcza­ row anie i otrzeźw ienie po fakcie, pogodziły w krótce tych dwoje „pospolitaków ”, jeśli określić ich w edle m iary codziennej biedy i m inim alnych potrzeb życiowych, które ze sobą dzielili.

Monidlo czytane w porządku fabularnym stanowi realistyczny obrazek z życia „niż­ szych sfer”, behaw iorystyczny rysunek pijaka, a zarazem m ęża i ojca, oraz u dręk jego rodziny i towarzyszącego jej niedostatku. Tem atem opowiadania, odw ołując się do pla­ nu narracyjnego, byłaby przyziem ność życia, zredukow ani przez nią w swej zgrzeb­ nej egzystencji ludzie oraz skutki podstępu handlow ego kom iwojażera, żerującego na takich ja k oni, przedstawiciela oszukańczej spółki „artystów”, wykorzystującej na­ iw ność odbiorców swoich produktów . W sum ie tem at opowiadania byłby anegdotycz- no-satyryczny, a od strony językow o-stylistycznej realistyczny, swoiście reportażow y i praw dziw y pod w zględem psychologicznym . W takim też kierunku poszła adapta­ cja telewizyjna A ntoniego Krauzego (1969). W tym stanie rzeczy u tw ó r nadawałby

14 Z ob. ogólną problem atykę „poetyki o d b io ru ”, zwłaszcza rozdział Wirtualny odbiorca w strukturze utwo­

(7)

486 Jerzy W iniarski

się w swej najwyższej w ym ow ie do wykorzystania przez propagandę antyalkoholow ą i do ostrzegania prow incjuszy przed szalbierzami z miasta.

Rysuje się je d n a k m ożliw ość innego sposobu odczytania. Kwestie stylu od bioru oraz w irtualnego odbiorcy dzieła stawiają przed badaczem problem bliższego rozpo­ znania k o n w e n c j i u t w o r u l i t e r a c k i e g o . N asza herm eneutyka Monidla — uzupełnijm y podaną na w stępie hipotezę interpretacyjną — zm ierza do podkreślenia nie tyle realizm u estetyki opowiadania, i l e j e j p a r a b o l i c z n o ś c i . M ichał G łow iński tak oto pisał o tym zadaniu poznawczym:

R ozpoznanie konw encji je s t w arunkiem zrozum ienia, czy też — właści­ wej recepcji utw oru. Dzieło, realizujące zasady danej konw encji, projek­ tuje i narzuca odbiorcy pew nego typu zachowania w stosunku do siebie, które um ożliw iają zrozum ienie utw oru. C hodzi nie tylko o um iejętność odczytania sensów pojęć użytych w tekście, ale o u c h w y c e n i e r e g u ł i c h w i ą z a n i a [w y ró żn .— J. W .]15.

Z tą w łaśnie świadom ością m etodologiczną spójrzm y na realistyczne detale Monidla, na strukturę głęboką znaków jego kodu sym bolicznego, m otywującą fabułę i charakter świata przedstaw ionego, zwłaszcza zaś na sposób konceptualizacji w ydarzeń dorosłe­ go ju ż ich uczestnika, a zarazem narratora. Postaw m y też, ju ż na w stępie naszego — nie anegdotycznego, lecz s e m a n t y c z n e g o — czytania Monidla prob lem tem atu opowiadania, który w tej perspektywie będzie konkretyzow any inaczej niż uprzednio. P rzyjm ujem y za A ndrzejem Stoffem , że

t e m a t j e s t w y n i k i e m p o z n a n i a u t w o r u [wyróżn. — J-W.], skutkiem poszukiw ania uogólnionej form uły dla jeg o treści16.

A za to ruńsk im teoretykiem literatury dodajm y jeszcze i to:

Funkcją tem atu je s t więc wskazywanie tego zakresu rzeczywistości, k tó ­ rego u tw ó r dotyczy, to jest: który przedstawia, problem atyzuje i p ro p o n u ­ je w określony sposób zrozum ieć17.

C zytanie zatem nie anegdotyczne, lecz s e m a n t y c z n e m oże przynieść zasadni­ czą zm ianę w pojm ow aniu zawartej w utw orze sceny fabularnej i jej wymowy. M oże

15 Ibidem, s. 75 i nast.

16 „Temat je s t je d n y m z tych term in ó w literackich, które «poddane bliższem u rozpatrzeniu po prostu obezw ładniają w ielością i rozm aitością sw oich użyć»”. Tak oto, od sądu Janusza Sław ińskiego ro z­ począł swoje stu d iu m A ndrzej S to ff (idem , Temat utworu literackiego, w: Z teorii dzieła literackiego, red. A. Stoff, M . C yzm an, T oruń 2003, s. 121).

(8)

Wielka aw antura, czy o „ m o n id ło ”? Jana H im ilsbacha sem iotyka groteski... 487

także rzucić now e ośw ietlenie na postawę pisarza i jego relacje z odbiorcą. K luczem otwierającym „przestrzeń głęboką” Monidła je s t czas. W porządku fabularnym m a on charakter realny i obejm uje w ydarzenia „rzeczywiste” (fikcja literacka), rozwijają­ ce się w opow iadaniu progresywnie, linearnie i konstruujące jeg o akcję, od m o m en tu jej zawiązania do zakończenia. M o żna by go nazwać c z a s e m h i s t o r y c z n y m . Jest on uprzedni w obec czasu narracji i p u n k tu w idzenia narratora w jeg o przedsta­

w ieniu w ydarzeń, stanowiących epizod z dzieciństwa. Jest on także dosłow nie poję­ tym czasem historycznym , bo daje się zlokalizować w przestrzeni lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to były jeszcze spotykane, a naw et typowe, w arunki i styl życia przeważającej części m ieszkańców tak zwanej prow incji — objęte fabułą opow iadania — które stanowiły pew ną kontynuację uw arunkow ań społecznych okresu przedw o­ jennego. Z tego też pow odu krótka, narracyjna form a H im ilsbacha nie je s t ani w y­ cinkowa, ani tym bardziej krótka w ujęciu świata przedstaw ionego Monidła; co za tym idzie, nie je s t też epizodyczna czy m arginalna w swej w ym ow ie, na poziom ie sensów naddanych, w sferze wyższych układów znaczeniow ych. Jeśli popatrzeć na to z p u n k tu w idzenia narratologii, opowieść H im ilsbacha zaczyna się rozczepiać na kilka różnych opowieści, które splatają się ze sobą na zasadzie discordii — przeciw ieństw a — gdyż są m otyw ow ane różnym stanem św iadom ości bohaterów, dotyczącej ich uczestnictw a w w ydarzeniach18. R ów nież dlatego, że są m otyw ow ane inną perspektyw ą podm iotow ą (konceptualizacją), to jest — m ówiąc kategoriam i kognityw nym i — różnym i języ k o ­ w ym i obrazam i świata, a więc także c z a s e m — inaczej odczuw anym (pojm ow anym ) przez różnych uczestników kam eralnych wydarzeń.

Jeśli przyjąć za tekst sterujący odbiorem tych kwestii Lekcję kina19 — now e znaczenie szczegółom nadał, w edług irańskiego reżysera Abbasa Kiarostamiego, wykład o tym, dlaczego w oda nigdy nie płynie prosto w przestrzeni naturalnej, a jabłko spadające z balkonu przebyw a labiryntow ą drogę — to wówczas pojawi się „lekcja opow ieści” Jana H im ilsbacha, uw ypuklą się detale i im ponderabilia jeg o narracji. Tylko z pozoru nic one nie m ów ią — nic nie znaczą — a w istocie stanowią clou sym boliki życia i świa­ dom ości autora, są pochodną jeg o filozofii i wrażliwości epickiej. Labiryntowe, szcze­ gólnie zagm atwane symbole, charakterystyczne dla człowieka W schodu, które irański reżyser przejął z poezji perskiej, swoiście aktualizują się u H im ilsbacha w przestrzeni życia (losu) szczególnie determ inow anego.

O to drobiazgi z przedakcji Monidła urucham iające „inne” (pozafabularne) historie uczestniczące w opowiadaniu:

18 W edług Janusza Sławińskiego; „narratologia zasadniczo nie zajm uje się narracją, lecz form am i tego, co opow iadane, szuka ona uniw ersalnych k o dów fabularnych” (zob. Słownik terminów literackich, red. J. Sławiński, W rocław 1988, s. 304, cyt. za: A. B urzyńska, Anty-teoria literatury, K raków 2006, s. 120).

(9)

488 Jerzy W iniarski

Po wyjściu m am y siedziałem w d o m u zam knięty od środka na haczyk. Słońce leżało na łóżku rodziców, a ja przy stole z cieniutkich deseczek m ajstrow ałem k arm nik dla szpaków, które dopiero przyleciały do nas z ciepłych krajów20.

Te proste słowa elem entarnego, w ybitnie rzeczow ego opisu, stanow ią w istocie św ietlistą epifanię sceny życia rod zin n eg o z ko nstytu ującym ją „reżyserem ” — n ie­ w in n y m i d obrym — dzieckiem , uoso b ien iem k ultu ro w eg o m itu o b iblijnym ro d o ­ w odzie. D o rosły n arrato r utożsam ia się z tą swoją dziecinną istotą i od niej zaczyna opow ieść o niesam ow itym w p ro st w ydarzeniu, które całkowicie odw róciło tę na­ tu raln ą i początkow ą scenę, przyniosło jej to talne zaprzeczenie, niem al zniszcze­ nie. D ziecko niczym kreator i m ag (kapłan), jak b y bezw iednie i insty nk tow nie czyni w ręcz k u ltu ro w y gest — ró w now ażn y czynności oracza i siewcy — poddania się nakazow i praw a natury i u stanow ienia ładu w ed le praw a czasu kołow ego, świętego i zarazem w egetatyw nego, odradzającego życie. To praw o wiosny. Szpaki — ptaki, które dziecko w ita, w spom aga je i dobrze im służy — są realnym znakiem łączą­ cym ziem ię, odlegle kraje w panującym cyklu kosm icznego życia. W ym ieńm y tylko ich przejm ujący obraz — lu dzkich dusz m iotany ch w ieczystym w ich rem w Piekle D an tego A lighieri. D ziecko, instyn ktow n ie czyniąc do bro, naw et nie wie, w czym uczestniczy, w ja k w ielkim i p o tężn y m w ydarzen iu — spektaklu bytu. W ie j u ż o tym , jak b y instynktow nie, w iern y so b ie-d zieck u dorosły narrator. To legitym izuje jego narracyjne kom petencje, zdolność bezpośredn ieg o d o stępu do w artości, epickiego ogarniania świata. Świetliste łóżko rodziców i stół, przy k tóry m dziecko — człow ie­ czy syn — dzieli się z ptakiem , są znakam i aksjologicznym i, nie tylko, w ięc nie w y­ łącznie, potoczną standardow ą inform acją i m aterialną konkretnością biednej izby. A ksjologiczny sens dram atu, który się tutaj w ydarzy i obejm ie sw ym zasięgiem całą ro d zin ę oraz w strząśnie je j posadam i, byłby nie do pojęcia bez tej epickiej m in ia tu ­ ry, o pisu -ep ifan ii. I jeszcze słońce oraz jeg o ru c h na scenie „pudełkow ej” tej izby w yznaczać będą w bardzo isto tn y sposób nie tylko chronologię, ale i aksjologiczną zm ianę w ydarzeń, z p u n k tu ich baśniow ego charakteru, o czym o po w iem w dalszej kolejności. R uch ten będzie przez narratora zauw ażony w przyśpieszonym nagle r u ­ chu swej św iadom ości. Tuż po tym , nagle i jak b y bez fazy poprzedzającej, czytam y następny passus:

Zajęty robotą nie zauważyłem , kiedy słońce przeniosło się z łóżka koło drzwi. Z robiło się w czesne popołu dnie21.

20 J. H im ilsbach, Monidło, w: idem , Monidlo; Przepychanka, W arszawa 1976, s. 27. 21 Ibidem.

(10)

W ielka aw antura, czy o „m o n id lo ”? Jana H im ilsbacha sem iotyka groteski... 489

O św ietlenie „koło drzw i” niczym teatralny reflektor w yodrębniło scenę i próg w y­ darzeń, które przybrać miały nieobliczalne konsekw encje. Patrząc na to z perspektyw y czasu narracji, m ożna zauważyć zachow anie narratora, który wciela się w tym m o ­ m encie swej refleksji w rozm yślanie sw oje-chłopca w tam tym czasie. N iczy m d uch w ędrujący poprzez przestrzeń i czas naw iedza o n siebie-dziecko, gdzie indziej i kie­ dy indziej niż teraz. Siła instynktow nej em patii, zdolność m om entalnej m etam o rfo­ zy charakteryzują narratora jako aktora i reżysera, uczestnika i scenografa wydarzeń. To cechy, które dziesiątki lat Wielkiej R eform y Teatralnej usiłowały wydobyć z w nętrza duchow ego i archetypow ego współczesnego człowieka. W idzenie przedm iotów , ru ch „na scenie” w Monidle są niem al bliźniacze w obec koncepcji Tadeusza Kantora, naw et w zględem jeg o teorii pamięci i roli, jaką pełni w niej fotografia z ludzką twarzą (Wie­ lopole, Wielopole).

C z a s h i s t o r y c z n y , c z a s k o ł o w y , c z a s d o b o w y , to nie jed y n e m iary czasu w strukturze sem antycznej Monidła, które w noszą swoje autonom iczne w yda­ rzenia, znaki i sensy, i ogniskują się w okół różnych podm iotów . O to inny drobiazg (idźm y nadal tropem close reading) o wielkiej wartości dow odow ej dla ostatecznej oceny w ydarzeń oraz uczestniczących w nich osób. W porządku fabularnym m oże on być tylko absurdalnym epizodem , obyczajowym zgrzytem i groteskow ym hu m o rem . Tuż po przyjściu do do m u ojca z wypłatą rozegrała się następująca scena:

— Kaziu, m iłość mi odeszła. Ju ż pół roku, a ja k człow iekowi m iłość odej­ dzie, to i wypić może.

N ie wiedziałem , o co tacie chodzi, chciałem tylko jednego: żeby m nie p u ­ ścił. N ie m ogłem znieść odoru przetraw ionego alkoholu, jak im cuchnął22. To jeszcze nadal przedakcja, zatem scena w ażna dla następstw a późniejszych w yda­ rzeń. N ie je st ona obyczajową „norm ą” pijaka. Ojciec, w istocie poczciwina, znajd u­ je się w stanie totalnego kryzysu, ciężkiego długotrw ałego szoku i stresu. C o więcej, je st w tej chw ili i w tym stanie zupełnie sam otny i bezradny, skazany na n ieu ch ro n n e następstw o faktów dokonanych przekwitania. Jest też tragikom iczny w tym usiłow a­ n iu znalezienia męskiego pow iernika swej tragedii. D ziecko nie m oże go zrozum ieć. Tylko m ężczyzna m oże w pełni pojąć, co znaczy utrata m ęskości — bo o nią tu ch o ­ dzi — tej podstawowej cechy m ęskiego podm iotu. Św iadom ość biologicznej cezury i egzystencjalnej zm iany w pędza ojca czworga dzieci w lęk, depresję i rozpacz. Trzeba by było rozważać tutaj obarczenie w iną w zo rów kulturow ych środowiska za nasilenie się tego stanu negatyw nych przeżyć, dookolną obyczajowość, wreszcie i stan dostęp­ nej w tedy zw ykłem u człowiekowi medycyny, aby pojąć to załam anie i tę rozpacz ojca, którą narrator zapamiętał ze swego dzieciństw a, albo przeciw nie, nie pam iętał ich jako

(11)

490 Jerzy W iniarski

dziecko, ale przypom niał je sobie jak o istotne w swych dorosłych ju ż rozm yślaniach. W tym stanie zam ętu człow iek patrzy nagle na przebyte życie, ocenia je i towarzyszące m u okoliczności, przeżywa siebie bardziej jak o osobę niż figurę i rolę w codziennym środow iskow ym bycie. N a życie ojca padła „sm uga cienia”, w idm o egzystencjalnego schyłku i nagłego upokorzenia, stan niemocy. Te przeżycia oraz późniejsze czynno­ ści i decyzje ojca zogniskow ane w okół „m onidła”, ostateczne i desperackie usiłow a­ nia um ieszczają tę kluczow ą postać opow iadania w zasadniczo inn ym ciągu zdarzeń niż przyczynow o-skutkow y łańcuch akcji. M otyw ują także przepaść niezrozum ienia i n ieporozum ienia z żoną, przyczyny tragedii rodzinnej. C z a s e g z y s t e n c j a l n y , uniw ersalny scenariusz bytu ludzkiego je st kluczow y w przestrzeni aksjologicznej ry­ sującej się w Monidle. Zasadniczo to on w łaśnie decyduje o szerszej problem atyce, w ła­ ściwym tem acie opow iadania oraz o hum anistycznej, wyższej od „małego realizm u” w ym ow ie utw oru.

W opow iadaniu funkcjonuje jeszcze je d e n czas, i to jeg o przestrzeń właśnie m oty­ w uje m ożliw ość zaistnienia łącznie tych w szystkich nagle uobecnionych, a zwyczajnie osobnych opowieści (wydarzeń). Jest to czas świąteczny, czas kulturow y — c z a s k a r ­ n a w a ł o w y . W ydarzenia w okół „m onidła” nastąpiły w czasie szczególnym. Powiada­ miają o n im ju ż pierwsze zdania tekstu stanowiące rodzaj prologu, a więc inform ujące 0 okolicznościach i zdarzeniach poprzedzających właściwą akcję opowiadania H im ils­ bacha. Prolog ten w p o r z ą d k u f a b u l a r n y m utw oru m otyw uje obecność i nie­ obecność osób w m iejscu akcji, pow ołuje je, rzec m ożna, na scenę pospolitego pokoju w m ieszkaniu robotnika, który — co ważne — właśnie w tym dniu otrzym ał upragnio­ ną, a dosłow nie życiodajną dla rodziny wypłatę. O to szczególność tego czasu:

W dzień targowy zawsze było więcej ludzi w naszym mieście. Zjeżdżali się ze wszystkich stron. H andlarze bydła i koni, baby z nabiałem i d ro ­ biem , w ędrow ni kram arze, Cyganie i złodzieje kieszonkow i23.

W porządku s e m a n t y c z n y m czas ten m a je d n a k w ym iar pozaużytkowy. Jest to bow iem c z a s k a r n a w a ł o w y , czas rytualnego i spontanicznego zarazem w yda­ rzenia, w którym przestają działać i podlegają swoistej dysfunkcji codzienne dystanse 1 gradacje społeczne „dołu” i „góry”, i rozpościera się sfera nadzwyczajnych, „fami­ liarnych” spoufaleń, zbliżeń i kontaktów ludzi z różnych środowisk, terenó w i k o n­ dycji m oralnych oraz m aterialnych. W czasie tym dokonuje się — pozostajem y nadal przy kategoriach pojęciowych M ichaiła B achtina — swoiste „w ypróbow yw anie” idei, spraw dzenie koncepcji bytu i wizji świata organizujących życie zbiorow e, to je s t d o ­ chodzi do materializacji, jakby skondensow anego uobecnienia się, konkretyzacji tych poglądów i wartości, które determ inują społeczno-ustrojow y układ zbiorow ego życia

(12)

Wielka aw antura, czy o „m onidło”? Jana H im ilsbacha sem iotyka groteski... 491

i w yznaczająjednolite miejsce i zasady bytu. Są to treści, które znacznie wykraczają poza tem at o b y c z a j o w o - a n e g d o t y c z n y i konstytuują t e m a t f i l o z o f i c z n o - p o - z n a w c z y , próby wartości świata, z żyjącymi w n im bohateram i podzielonym i na lep­ szych i gorszych w całym układzie społecznej „góry” i „dołu”. A kcentujem y tę właśnie stratyfikację sem iotyki kultury Bachtina, gdyż światopogląd i poetyka H im ilsbacha tłu ­ maczy się jaśniej w przestrzeni kultury plebejskiej. Jego „świat na opak”, ja k i w ogóle fenom en pisarskiego zaistnienia, z całą pew nością wyw odzi się z plebejskiego etosu24. T e m a t t e n m a c h a r a k t e r d i a l o g o w y , przynosi dwoistą wizję świata oficjal­ nego i oddolnego, zm ierza do konfrontacji realności i (ideowej) blagi, egzystencjalne­ go konkretu i ustrojow ego fałszu (w m ów ienia). Daje ona krytyczny ogląd ludzkiego pragnienia wartości i ich odw rócenia, owej przew rotnej kom ercjalizacji w przestrzeni oficjalnie urządzonego świata i działania jego zreifikow anych wzorców.

Sens w ydarzeń i znaczenie „m onidła” odczytać m ożna w pełni tylko poprzez e s ­ t e t y k ę k a r n a w a ł u M ichaiła Bachtina, opartą na tym plebejskim „światoodczuciu karnaw ałow ym ”, dzisiaj mającą ju ż rozległe antropologiczne rozw inięcie25. Monidło Jana H im ilsbacha je st niewątpliwie przykładem estetyki uw arunkow anej karnawałem ; opow iadaniem zdeterm inow anym zjawiskiem w pływ u praw karnaw ałow ych na litera­ turę, czyli przejaw em k a r n a w a l i z a c j i .

N iedostrzeżenie w pisarstwie Jana H im ilsbacha dyskursu kulturow ego — wyrażają­ cego się w historycznym przebiegu dw óch stylów kultury, oficjalnego i alternatyw nego — wyłącza go z tradycji zachodnioeuropejskiego i rodzim ego n u rtu twórczości ple­ bejskiej, który biegnie od teatru staroattyckiego przez Rabelais’go i M on taign e’a oraz Shakespeare’a po Becketta, jeśli powołać się tutaj wyłącznie na nazwiska sym boliczne dla całego n u rtu karnawalizacji literatury, i szerzej — ku ltury europejskiej. Estetykę karnawału, zbadaną po raz pierwszy przez M ichaiła Bachtina, konstytuuje specyficzna fikcja, „nierzeczywistość”, którą pow ołują jej im m anen tne prawa i cele karnawałowego dyskursu. W Monidle tym duchem sprawczym je st swoisty prestidigitator, zawodowy

24 O tym etosie traktow ały studia Stanisława G rzeszczuka odnoszące się do plebejskich tradycji lite­ ratury polskiej. Pod jeg o kierunkiem piszący te słowa studiow ał literaturę staropolską i ośw ieceniową, i niech bodaj ta notka będzie w yrazem h ołdu dla M istrza z lat studenckich i z sem in ariu m m agister­ skiego.

25 F undam entalną podstaw ą tych badań w Polsce było w ydanie krytyczne jeg o prac, zrazu w 1970 roku m onografii Problemy poetyki Dostojewskiego (1929, w yd. 2: 1963) oraz rów nie głośnej książki Twórczość

Franciszka Rabelais’go a ludowa kultura średniowiecza i renesansu (1965, tł. A. i A. G oreniow ie, K raków

1975), w końcu zaś książek M ichała Bachtina: Problemy literatury i estetyki (tł. W G rajew ski, Warszawa 1982) i Estetyka tiuórczości słownej (tł. D . U licka, opr. przekł. i w st. E. C zaplejew icz, Warszawa 1986). Problem y karnawalizacji w literaturze i kulturze pojawiają się ju ż w nurcie głów nej problem atyki konferencji naukow ych oraz w oddzielnych w ydaw nictw ach, np.: Teoria karnawalizacji: konteksty i in­

terpretacje, red. A. Stoff, A. Skubaczew ska-Pniew ska, T oruń 2000; W D udzik, Karnawały w kulturze,

(13)

492 Jerzy W iniarski

oszust-dom okrążca, który wie, że oferuje tandetę i kłam liw ie zachwala swój produkt. W przypływie szczerości, być m oże w poczuciu bezkarności, uważając się za n iek o n ­ trolow anego przez swego upojonego alkoholem robotniczego kontrahenta, wyznaje praw dę, zaznacza swój dystans, w ręcz pogardę, do tego, co robi. Jego w ynurzenia za­ pam iętał je d n a k narrator:

N ie w iadom o po co zaczął opowiadać o tym , że praca, którą w ykonuje, absolutnie go nie pociąga, robi to, bo m usi z czegoś żyć, ja k żyje w ie­ le ludzi, którzy po ukończeniu jakiejś szkoły artystycznej siedzą później w jakim ś biurze po osiem godzin dziennie aż do końca życia, m arnując swój talent i marzenia. Tak sam o i on, p ow inien siedzieć w d o m u i pisać now ele i opowiadania, drukow ać je , a tym czasem jeźd zi po całej Polsce, puka do wszystkich drzwi, zbiera zam ów ienia26.

W tym fragm encie widać ponadto, że w układ obyczajow o-anegdotyczny w plata się problem atyka m e t a l i t e r a c k a , autotem atyzm towarzyszący sytuacji narracyjnej d o ­ rosłego ju ż narratora w ydarzeń z dzieciństwa. O b ejm u je ona stosunek artysty do życia i ludzi, sposób pojm ow ania przez niego swej pow inności i jeg o odniesienie do samego dzieła, które autor — alegorycznie upostaciow any w Monidle przez akwizytora, p rzed­ stawiciela „artystów ” — zdradza z prem edytacją, zam ienia na kom ercyjny prod ukt, atrapę wartości. Tak rozum iany dyskurs Monidła poprzedza „świat nieprzedstaw iony” Juliana K ornhausera i Adam a Zagajewskiego, zawartą tam krytykę dem askującą fałsz artystyczny pisarzy unikających odpow iedzialności za praw dę o człow ieku i św iadom ie odrywających swe dzieła od realnego świata społecznego i rów nie realnego tragizm u 27. W konsekw encji tych artystycznych w yborów stylizacji i estetyzacji, kosztem praw ­ dy oraz hum anistycznego zaangażowania, dokonyw ała się zdrada prostego człowieka, który w stanie swego społecznego opuszczenia i osam otnienia pozostawał bezbronny w obec koryfeuszy „nowego re żim u ”. D o nich to w łaśnie C zesław M iłosz posłał swe poetyckie memento: „Który skrzyw dziłeś...”. Monidło zakreśla m agiczne koło w okół w ydziedziczonych z wartości, skrzyw dzonych tak bardzo, że naw et nie potrafią sobie tego uśw iadom ić. Podstawą tego aktu pisarskiego H im ilsbacha była ludow a w rażliw ość m oralna, solidaryzm z pokrzyw dzonym i. Ta sama wrażliw ość, która wynikała z sensu- alnego przeżyw ania cierpienia i niedostatku prostaczków. Tak zaczynał swój sprzeciw w obec sztuki zam kniętej w „wieży z kości słoniow ej” — rom antyzm i M ickiew icz... Zaw sze więc przy tego rodzaju problem atyce, którą rozpoznajem y w Monidle, chodziło o rzeczy wielkiej wagi. U dział H im ilsbacha w e w spółczesnym procesie historyczno­ literackim wiąże się — niczym plebejskie początki polskiego renesansu z jego n u rtem

26 J. H im ilsbach, Monidło, op. cit., s. 31.

(14)

W ielka aw antura, czy o „m o n id lo ”? Jana H im ilsbacha sem iotyka groteski... 493

erudycyjnym i antykizującym — z m anifestacjam i „Pokolenia 1968”. W idać to w p o ­ etyce im m anentnej Monidła.

Postać dom okrążcy i dośw iadczenie „m onidla” wynikają z perspektyw y językow ego obrazu świata dorosłego narratora, niekoniecznie zresztą przezeń sobie uświadam ianej. P u n k t w idzenia w ydarzeń i ich aksjologiczne odniesienie wynikają „instynktow nie” ze świadom ości opozycyjnej, alternatywnej w obec praw świata oficjalnego, w którym prostaczek został zepchnięty nie tylko poza granicę koniecznego dla życia i rozw oju statusu m aterialnego, ale — co więcej — poza granicę wartości przynależnych człow ie­ kowi. H im ilsbach sięga przy tym do antyerudycyjnych w zorów kultury, do w yobraźni ukształtowanej przez kulturę oralną, d o r e g u ł b a ś n i . O n e to właśnie są w zorem dla poetyki w ew nętrznej Monidła.

M o żna pow iedzieć, że s c e n a r i u s z b a ś n i urucham ia się ju ż na progu m ieszka­ nia, na którym zachwiał się (nomen omen) ojciec wracający z wypłatą, nieco ju ż zresztą „w staw iony”. To potknięcie się na progu w edług zm ityzowanej świadom ości ludowej je s t rów noznaczne z otrzym aniem „złego znaku”. Prawdziwy spektakl baśniow y roze­

gra się z chwilą pojawienia się nieproszonego gościa — akwizytora z Warszawy — który zaczął niew innie od „pochwalenia Boga”, a ostatecznie przeszedł przez d om „niczym burza gradow a”. Przybysz ten, to w istocie „kusy”, podstępny diabeł kuszący ludzi i skłaniający ich do zawarcia z nim kontraktu. Jest to więc najbardziej rozpoznaw alny w zór z ludow ych opowieści. O n sam w art je st tutaj, jako postać opowiadania, osob­ nej rozprawki. W utw orze H im ilsbacha przypadnie m u je d n a k znacznie większa rola — alegorycznego uosobienia fałszywej natury świata, tego wszystkiego, co przychodzi do d o m u i rodziny z zewnątrz. M ożna go konkretyzow ać zarów no politycznie, jak i w historycznym w ym iarze cywilizacji, krzywdzącej prostych ludzi i pożerającej — n i­ czym biblijny Lewiatan — praw dziw e wartości człowieka. Będzie to więc nie kreator, lecz prestidigitator zręcznie m anipulujący uczuciam i i m arzeniam i ludzi, po to, aby ich „skusić”, om am ić i dać zamiast wartości ich iście lucyferskie przeinaczenie, groteskow e atrapy. Śluby i pogrzeby będą w jego rękach tylko obrazkam i dow olnie tasow anym i n i­ czym karty w rękach szulera, w jakiejś pijackiej, szalonej grze. W tę dosłow nie egzysten­ cjalną grę wplącze się, ja k osnow a w tkanej m aterii, m otyw m etaliteracki, problem atyka centralna i sym boliczna, jeśli popatrzeć na dzieje sztuki, m ianow icie kwestia „gustu, czyli sm aku” artystycznego i jego odniesienia do praw dy dzieła i istnienia człowieka, w jeg o pochodzie do — użyjm y pojęcia H erdera — człowieczeństwa. W opow iadaniu H im ilsbacha chodzi o najbardziej ludzkie, pokoleniow e pragnienie przekazywania pa­ m ięci, idzie o zaistnienie w stru m ien iu czasu przem ijania życia jednostkow ego. Wraz z tym dochodzi do głosu najwrażliwszy ludzki tem at prawa do godności własnej i sza­ cunku bliźnich, niezależnie od własnej indyw idualnej kondycji człowieka i miejsca zajętego przezeń w społecznym świecie.

Postać i „kostium ” kusego w opow iadaniu H im ilsbacha m ogłyby zadowolić zapew­ ne samego Bułhakowa, jako autora Mistrza i Małgorzaty, zły d uch przypom ina bow iem

(15)

494 Jerzy W iniarski

urzędnika z czasów jakiegoś „m assolitu” — zredukow anej przez propagandę literatury dla mas. A oto i on sam, ja k go zapamiętał narrator:

do m ieszkania wszedł m łody m ężczyzna lat około trzydziestu, elegancko ubrany, w m iękkim kapeluszu na głowie i z now ą skórzaną teczką pod pachą.

Jak zdążyłem zauważyć, przybyły wykonywał pięć czynności jed n o cz e­ śnie: je d n ą ręką zamykał za sobą drzwi, drugą, przytrzym ując łokciem teczkę, ściągnął z głowy kapelusz, wycierał nogi o slom iankę, spojrzeniem lustrow ał ściany naszego mieszkania i m ówił, ale m ów ił tak szybko i n ie­ zrozum iale, ze naw et po jego wyjściu nie bardzo wiedzieliśmy, o co m u chodziło28.

Przybysz ten zdaje się być centralną osobą całego w ydarzenia, stanowi spiritus mouens akcji i wydaje się niepodzielnie panow ać nad dom em i rodziną prostego człowieka, gdzie zawitał. C elow o i pragm atycznie tw orzy sytuację k ontrastu i dopełnia swych czynności jako akwizytor. W porządku fabuły je st główną postacią opowiadania, reżyserem sce­

ny obyczajow o-anegdotycznej. W przestrzeni sym bolicznej u tw o ru pełni je d n a k inną funkcję: pośrednika i m ediatora m iędzy robotnikiem i jeg o rodziną a zew nętrznym i w ielkim , niem al pom nikow ym dla niej, światem społecznym z jeg o hierarchiam i i sys­ tem em wzorów. Jest znakiem , w okół którego rozgrywa się nie tylko akcja zew nętrzna, lecz także ta m niej dostrzegalna i pozawerbalna, w ew nętrzna, rozwijająca się w świa­ dom ości ojca pod w pływ em zabiegów akwizytora dążącego do zawarcia kontraktu h an­ dlowego i wzięcia zadatku. O tej w ew nętrznej przestrzeni nie decyduje bezpośrednio kusiciel-dom okrążca, lecz aksjologiczne centrum , w istocie iluzja wartości — „m o­ n id ło ”. Jest to przedm iot tyleż praktyczny i realny, co sym boliczny i nadmaterialny. „M onidło” odsłoniło przed ojcem , p rzedm iotem zabiegów akw izytora — od zawiąza­ nia akcji po jej zakończenie i epilog (otrzym anie przez bohatera przesyłki pocztow ej) — swe proteuszow e oblicze. Z jednej strony była to ozdobna i pretensjonalna tandeta, kolorow ane zdjęcie. Sprawiało ono je d n a k wielkie w rażenie w przestrzeni nad wyraz zgrzebnej, szarej i pozbawionej piękna, w której ludzie, naw et będąc w swym ro d zin ­ nym gnieździe pozostawali bezbarw ni, nijacy, bez w yrazu i żywszych uczuć, niczym kalekie przedm ioty pozbaw ione dystynkcji indyw idualizm u. „Siła fatalna” „m onidła” tkwiła w tym , że miało ono niejako obrazować (jako zdjęcie ślubne!) prestiż i godność rodziny, jej świętość w edle religijnych w yobrażeń i społecznych rytuałów, wartości, które tym prostym ludziom odebrało życie społeczne, jeg o reguły. Z drugiej zaś strony je st to tylko środek, przedm iot pomocniczy, bo w istocie nie o sam o „m onidło” tutaj chodzi, lecz o to właśnie, co ono znaczy. W opow iadaniu H im ilsbacha chodzi dosłow ­

(16)

W ielka aw antura, czy o „m o n id ło ”? Jana H im ilsbacha sem iotyka groteski... 495

nie o l u d z k ą t w a r z , jak o konieczny dla osoby ludzkiej obraz ind yw idu um i znak tożsam ości w obec samego siebie, innych ludzi i świata, wyraz wartości podm iotow ej człowieka. W św iadom ości kulturow ej jego twarz je s t znakiem i tekstem , bez których traci o n swój sens. C zasem lęk przed tą utratą je s t tak wielki, że tw arz człowieka spo­ wija zasłona kulturow ego tabu, uniem ożliw iając odsłonięcie i ujrzenie oblicza, a tym bardziej jego zbadanie czy plastyczne lub fotograficzne utrwalenie.

Praw dziw ym tem atem opow iadania Jana H im ilsbacha nie je st „m onidło”, lecz po ­ szukiwanie ludzkiej twarzy, diabelska pokusa, by ją odzyskać, uprzytam niająca zupeł­ nie zreifikow anem u człowiekowi jej ponadczasow ą wartość. W istocie zdjęć twarzy i postaci nie szuka się tylko w skrom nej izbie robotniczego m ieszkania, zamykanego od w ew nątrz na haczyk. Są one poszukiw ane w strum ieniu m inionego czasu, w nurcie egzystencjalnej rzeki, która niczym letejskie w ody unosiła w niepam ięć m łode życie ojca, jeg o żony, a następnie dzieci. Każdy rok ich życiowego w zrostu był zarazem ro ­ kiem wydziedziczania i ogołacania z wartości, pozbawiania twarzy. T ę w artość i tw arz m ieli zapewne inni, „godniejsi”, ci, na usługach których pozostawała kultura. Sztuka, artysta i pisarz osam otnili bohaterów Monidła i pozostaw ili w wiecznej szarości. L ud o­ w e fabuły niezm iennie pokazywały plebejskich bohaterów, ja k rzucają się na pańskie delicje, by choć raz spróbow ać tego, co się człowiekowi należy. Ojciec narratora dał się zwieść po d o b n em u pragnieniu. N aiw ność i wypity alkohol w istocie nie d eterm i­ nowały chęci odzyskania siebie, twarzy swej żony i dzieci, godności i piękna, w której przecież uczestniczyli niegdyś w swej m łodości. „Kusy” pokazał, ile napraw dę płaci się za makatkę z jelen iem , zawieszoną nad łóżkiem , zamiast sztuki utrwalającej prawdę 0 sobie, o swej ludzkiej twarzy. O pow iadanie o ludzkiej twarzy „tu i teraz”, w realiach dookolnego świata i w odniesieniu do przem ijania, w tym także do historii i społecznej organizacji życia, mających swą konkretność polityczno-ustrojow ą, je s t w ielkim i p o ­ w ażnym tem atem tragicznym . Czyż bow iem człow iek pozbaw iony twarzy przez ten rzeczywisty świat je st jeszcze sobą, a więc podm io tem i miarą wartości, czy raczej tyl­ ko zredukow aną figurką, jakby bezosobową, swoiście anonim ow ą postacią? C zyż brak w izeru n k u twarzy człowieka w jeg o pryw atnym i rodzinnym , także środow iskow ym istnieniu nie je s t konsekw encją stanu odw róconych wartości w życiu społecznym (es­ tetyka „świata na opak”), który zdegradował człowieka jako osobę? To wstrząsające d o ­ znanie ojca-k ontrahenta „diabła”: nagle uśw iadom iona w akcie deziluzji — porządku, popraw ności i celowości życia — istota braku i bezpow rotnej straty — własnej twarzy w swych własnych oczach i w oczach swoich najbliższych. Świadom ość zm arnow ane­ go, jakby n ik om u niepotrzebnego życia. Skazania na niepam ięć. To ojciec je s t praw ­ dziw ym bohaterem opow iadania H im ilsbacha, to on przeżywa swój upadek i w zlot, by pow rócić do swego paradoksu, niem ożliw ości okazania i wyartykułow ania swych uczuć i tragedii, opuszczony przez artystów i przegnany z dziedziny sztuki, przeklęty 1 obm ierzły naw et sam sobie, niezrozum iały, skazany na bełkot i niero zu m n e m iotanie się na scenie życia.

(17)

496 Jerzy W iniarski

W porządku fabularnym , powtórzmy, ojciec je st tylko bohaterem negatyw nym pi- jack o-aw antu rn iczego incydentu. W porządku sem antycznym , na płaszczyźnie tego, co rzeczywiście utw ór kom unikuje (tem at) — bohater je s t „ojcem zadżum ionych”, przeżywa w ew nętrzny wstrząs, kiedy „kusy” stawia zw ierciadło przed jeg o twarzą, tw a­ rzam i dzieci oraz żony. W lustrze tym nie było ich odbić, jakb y wszyscy byli ju ż cał­ kiem m artw i, stawszy się upioram i za życia. Zw ierciadło drw iąco odbiło w ykrzyw ione oblicza ludzi bez urody, bez znaczenia i sensu, bez godności. Z tego labiryntu nie było ju ż wyjścia, ojciec przem ienił się ostatecznie w rozszalałego M inotaura.

Monidło dow odzi, dlaczego H im ilsbach „wielkim artystą był”, dlaczego w jeg o o p o ­ w iadaniu, w anegdocie, przy której „m ożna boki zrywać ze śm iech u ”, otw iera się cze­ luść tragizm u, pochłaniająca żywych ludzi — i męża, i kobietę, i dzieci. D zieje się tak, bo artysta i pisarz opuścili ich na zawsze, posyłając w zam ian diabła tandetnej kom ercji z koszm arnym „m onidłem ” — m am idłem . Realistyczne opow iadanie H im ilsbacha przybrało kształt paraboli ze sceną ludow ego m oralitetu, jedn ego z najstarszych in stru ­ m en tó w dyskursu m oralnego w Europie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak zauważa Joseph Ratzinger: „Ukrzyżowanie przed- stawione na obrazie Matthiasa Grünewalda w ołtarzu w Isenheim skrajnie ra- dykalizuje realizm cierpienia”, służąc zarazem

„lwów”. Masuje je tak, że wkrótce jej brodawki zaczynają wy- zywająco sterczeć. Wciąż ociekając wodą, dziewczęta przychodzą do naszego baru. Siedzimy i

a) w cyklu 6-letnim w następujących klasach instrumentów: skrzypce, wiolonczela, fortepian, gitara, akordeon, trąbka, flet, klarnet, saksofon. b) W cyklu 4-letnim w

trójkącie? Długość przekątnej... Jej długość wynosi. Jest to tak s iln e sterowanie, że utrudnia ono obserwatorowi ocenę tego, w ja k ie j mierze uczniowie są

Troczka-Pawelec, Continuity of superquadrqtic set-valued functions, Scientific Issues Jan Długosz University in Cz¸estochowa, Mathematics XVII, 2012.

[r]

niem praktycznym. Jed n ak obok form teoretycznych istnieją <inne fakty, których nie można zaniedbać. Ledwie filozoficzny Eros rozpiął skrzydła nad Helladą,

da w akw aryjum zupełnie uspokoi, m uł na dno opadnie, bliżćj będziemy się mogli przy ­ patrzyć ty m wszystkim istotom, a w owych dziwacznych, zielonych i