• Nie Znaleziono Wyników

"Wina uniewinnia się tym..." : debiut dramaturgiczny Świętochowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Wina uniewinnia się tym..." : debiut dramaturgiczny Świętochowskiego"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Samuel Sandler

"Wina uniewinnia się tym..." : debiut

dramaturgiczny Świętochowskiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/3, 1-28

(2)

I.

R

O

Z

P

R

A

W

Y

SAMUEL SANDLER

„W IN A U N IEW IN N IA SIĘ TYM . .

DEBIUT DRAMATURGICZNY ŚWIĘTOCHOWSKIEGO* 1

Z m niej niż skro m n y m i środkam i w y rw a ł się Św iętochow ski w r. 1874 z „ja rzm a d ziennikarskiego“ — ja k nazyw ał sw oją n ie ­ zm ordow aną p ięcioletnią p racę p ublicystyczną w P r z e g l ą d z i e T y g o d n i o w y m . Pospieszył n a u n iw e rsy te t lipski, by k o n ty n u o ­ wać stud ia naukow e, p rzerw an e po uzyskaniu dyplom u ukończenia U n iw ersy tetu W arszaw skiego, pow stałego z p rzekształcenia Szkoły G łów nej.

Po latach w ielk ich b atalii publicystycznych, w k tó ry ch w y k u w ała się w Polsce ideologia społeczna i polityczna burżuazyjnego lib e ra ­ lizm u drugiej poł. X IX w., po latach w ielkiej w iary i złudnych p erspek ty w p rzy w iązyw an y ch do m isji orędow nictw a zasad i po­ glądów „obozu m ło d y ch “ — Św iętochow ski k ieru jąc się n a szlak lipski w łaściw ie sam ym ty m krokiem daw ał dow ody sw oistego kom ­ batanckiego „o stu d zen ia“. Szło to w p arze z ogólnym w ygasaniem batalii po zytyw istycznych w ty m okresie.

W roku 1874 m am y ju ż za sobą n ajb ard ziej b u rzliw y okres dyskusji ideow ych, głośnych polem ik ożyw iających prasę w arszaw ­ ską, złośliw ych w ycieczek osobistych, fo rm ułow ania p ro g ra m u „pracy o rg an iczn ej“ i „pracy u po d staw “. P rz em ija ł okres głośnej batalii na pióra, k tó ra przeszła do h isto rii pod nazw ą „w alki m łodych ze sta ry m i“.

„M łodzi“ od szerm ierk i polem icznej, n abrzm iałej częstokroć patetyczną re to ry k ą na w yrost, przeszli już do sfo rm u łow an ia spo­ łecznych zasad program ow ych, streszczających się w u m iark o w an y m liberaln y m postępie burżu azy jny m . D o patryw anie się w ideologii

* Część obszerniejszej pracy o twórczości literackiej Aleksandra Ś w i ę ­ t o c h o w s k i e g o .

(3)

2 S A M U E L S A N D L E R

,,m łodych“ , w ideologii pozytyw istycznej ten d en cji p rze w ro to w y c h uznano już ch y ba ostateczn ie za insyn uację. Isto tn y sens społeczny dążeń „pozytyw istycznych“ — w alka o rozwój u k ład u k a p ita listy c z ­ nego i odpow iadającej m u n ad b udow y bez zburzenia p odstaw ow ej ostoi p rzeżytków feu d alny ch, tzn. gospodarki obszarniczej — został już dość jasno sform ułow any.

Jeszcze trw ać będą opory wobec „n adm ierny ch uroszczeń“ szer­ m ierzy obozu pozytyw istycznego, wobec ich d rasty czn iejszy ch in ­ w ektyw antyszlagońskich, wobec ich w olnom yślności, a n ty d o g m a- tyzm u, b rak u szacunku dla „ tra d y c ji“ i religii. Jeszcze trw ać będzie p ełn a społecznikow skiej pasji, nig dy chyba dla większości p o z y ty w i­ stó w nie w y gasająca w alk a o p ostęp cyw ilizacyjny, o rozw ój k u l­ tu ry , oświaty, o rozwój laickiej m yśli, o p rzysw o jenie społeczeństw u polskiem u zdobyczy n a u k ścisłych X IX w. — z ich m niej lu b w ięcej konsekw entnym , często żyw iołow ym m aterializm em . Jeszcze „pozy­ tyw iści w arszaw scy “ n ie opróżnili sw ojego kołczanu s trz a ł godzą­ cych w obsk uran ty zm i ciem notę, w n ieto leran cję i „sk o stniały obyczaj feu d a ln y “, w teorię i p ra k ty k ę upośledzenia kobiety, w li­ te ra tu rę epigońsko-rom antyczną, w g ru b y k u lt zabobonu i p rzesąd średniow ieczny. Ale trz e b a tak że — k o n ty n u u ją c tę m eta fo rę — dodać, że n iejed n a ze strz a ł m iała stęp ion e ostrze n aw et w po rów ­ n an iu do tych, k tó re godziły w przeciw ników nieco w cześniej. O strze było stępione obnażającą się lib e ra ln ą ograniczonością w arszaw skich „postępow ców “ . T ak było p rz y n a jm n ie j w publicystyce. T ak zw ana „ ten d en cy jn a powieść p o zy ty w isty czn a“ O rzeszkow ej, Jeża i B ałuc­ kiego, now ela Św iętochow skiego i Sienkiew icza, d ram a ty i obrazki dram atyczne Św iętochow skiego — zachow ały postępow e ele m en ty ideologii pozytyw istycznej trw a le j i skuteczniej. W iększy b y ł w n ich niew ątp liw ie ład u nek k ry ty k i a n ty feud aln ej, w iększa najczęściej jej celność niż celność w spółczesnej p u b lic y sty k i ty ch sam ych pisarzy.

J a k to już podkreślano, osobista decyzja w y boru drogi k a rie ry naukow ej, w y bo ru bliskiego rzeczyw isty m inklinacjom i uzd o ln ie­ niom Św iętochow skiego, b y ła je d n a k z szerszego p u n k tu w idzenia przejaw em słabnięcia nadziei, ja k ie „h etm an chorągw i m łodych “ żyw ił d o tąd wobec społecznej skuteczności działania ideow ego swojego obozu. D ecyzja ta częściowo p rzy n ajm n iej podw ażała p rz e ­ konanie — nieraz w y rażan e — o bezpośredniej, doraźnej skutecz­ ności k am panii ideow ych obozu pozytyw istycznego w dziedzinie istotnego przeobrażenia stosu nk ó w społecznych, obyczajow ych, k u l­ tu ry polskiej. W yjazd Św iętochow skiego śladem przyjaciół i sp rz y ­

(4)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y Ś W IĘ T O C H O W SK IE G O 3

m ierzeńców ideow ych — Ju lia n a O chorow icza i P io tra Chm ielow­ skiego, którzy nieco w cześniej u zyskali dyplom y doktorskie n a un iw ersytecie lipskim — n ie oznaczał n a tu ra ln ie , że czołowy p ubli­ cysta P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o w ycofyw ał się z pola w alki w poczuciu ja k ie jś zupełnej klęski. D ecyzja w yjazdu św iadczyła jednak, że Św iętochow ski u św ia d am iał sobie, iż skończył się pew ien etap jego życia ideowego. W ielok ro tn ie potem podkreślał, że p ółto ra­ roczny p o b y t w L ipsku był z w ro tn y m p u n k tem w jego biografii. I to z w ielu powodów .

W L ipsku p o w stała nie ty lk o pierw sza obszerniejsza sam odzielna p raca nau k o w a Św iętochow skiego. Z ta m ty m okresem w iążą się rów nież początki p isa rstw a dram atu rg icznego, dojrzałego już i po­

pularnego, chociaż ledw ie dw udziestosześcioletniego publicy sty

P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o .

W ro ku 1875 i w pierw szej połow ie 1876 Św iętochow ski nie d ru k u je n iem al an i jednego a rty k u łu poświęconego bezpośrednio ty m problem om ak tu aln eg o życia społecznego w Polsce, którym w poprzednich (i następnych) la ta c h pośw ięcał dziesiątki artykułów , felietonów , n o t d ziennikarskich. W płynęło na to n iew ątpliw ie odda­ lenie od k r a ju 1. A le podobne tłu m aczen ie byłoby rażącą jed n o stro n ­ nością. Nieobecność w k ra ju — n ie o sta tn ia przecież w długiej i płodnej działalności p u b licy sty czn ej Św iętochow skiego — nigdy nie przesądzała o jego ab sen cji n a p o lu p u b licystyk i społecznie n a j­ bardziej bezpośrednio zaangażow anej. Tylko w ty m okresie zaanga­ żowanie to jest ta k w y jątk o w o m inim alne. Bo przecież Św iętochow ­ ski w L ipsku pisze, i to n a w e t sporo.

Zasila P r z e g l ą d T y g o d n i o w y licznym i korespondencja­ m i z Niemiec, n a w pół m isty fik u ją c y m i korespondencjam i nadcho­ dzącym i rzekom o z Anglii, p rzed e w szystkim zaś licznym i a rty k u łam i 0 p roblem ach naukow ych. Są to p o p u larn e w ówczesnej prasie polskiej tzw . „p rzeglądy n a u k o w e “, często ograniczające się p ra w ie w yłącznie do o biektyw istycznej re la c ji na te m a t określonego dzieła, autora, dziedziny w iedzy itp. W iększość takich „przeglądów “ po­ w stała n a m arg in esie le k tu r d o k to ra n ta filozofii, sposobiącego się do pracy dyplom ow ej i eg zam inu z zakresu dziejów m oralności pojętej w bard zo ścisłym zw iązku z psychologią, fizjologią, etnologią 1 historią k u ltu ry . S tą d „przeg ląd y n au k o w e“ , a rty k u ły i rozpraw ki

1 Potw ierdził to po kilku dziesięcioleciach sam Ś w i ę t o c h o w s k i

(Z pamiętnika. W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e , VIIT, 1931, nr 46, s. 2): „Oddalony od kraju nie zabierałem głosu w jego sprawach.. “

(5)

4 S A M U E L S A N D L E R

A lek san dra Św iętochow skiego, o dziedziczności c h a ra k te ru , o n a j­ now szych wówczas dziełach niem ieckich, fran cusk ich, angielskich z zak resu etnologii i h isto rii cyw ilizacji, stą d a rty k u ły o D arw inie,

U m ow ie społecznej Russa, o dziełach W un dta z dziedziny psycho­

logii. Celowo przypom ina się w ty m m iejscu głów n y k rą g z a in te re ­ sow ań in tele k tu a ln y c h i naukow ych, bo on też rzu ca znam ienne św iatło na genezę pierw szych utw oró w d ram aty czn y ch Św ięto­ chowskiego.

P rag n ąc n ato m iast pow iązać jakoś te n fra g m e n t działalności publicystycznej Św iętochow skiego — zawsze zre sz tą obecnej w jego tw órczości — z poprzednią, gorączkow ą i p e łn ą p a sji osobistego zaangażow ania aktyw nością, raz jeszcze trz e b a p odkreślić, że kon­ fro n ta c ja tak a św iadczy o pew nym dy stansie w sto su n k u do po­ przedniego, „boh atersk ieg o “ okresu w alk p ub licy sty czn y ch au to ra

P leśn i społecznej i literackiej.

Po w ielu dziesięcioleciach Św iętochow ski sam, m iaro d ajn ie, w y­ zna: „dla m ożności u trz y m an ia się n a u n iw e rsy te cie odejm ow ałem tro c h ę czasu studiom i pisyw ałem do P r z e g l ą d u k orespondencje lu b spraw ozdania n au k o w e“ 2. Je d n ak że w okresie w y jątk o w o n a ­ tężonych stu d ió w — n a w e t dla pracow n ika ta k niezm ordow anego ja k Św iętochow ski — p o jaw iają się u niego zam iary, k tó re uszczu­ p la ją już i bez tego do m in im um ograniczony czas w y tch n ien ia m iędzy słuchaniem w ykładów głośnych sław naukow ych: W indel- b anda, W undta czy Heinzego, P eschla i L e u c k a r ta 3. M iędzy pracą n a d d y sertacją i „ ła tan ie m “ budżetu p u b lic y sty k ą „zjaw iła się je d n a k pokusa — w spom inał kilkad ziesiąt la t później Św iętochow ­ ski — k tó ra uszczuplała m i czas nie ty le pracy, ile sn u “ 4.

Św iętochow ski p rag nący od daw na, jak w yznaw ał, w ejść n a dro­ gę tw órczości arty sty czn ej, w L ipsku p o d ejm u je w ty m k ieru n k u próbę. Z resztą nie pierw szą, ale tu pisze pierw szy u tw ór, k tó ry ostał się wobec w łasn y ch w ym agań. P oprzednie p rac e b eletry sty czn e skazał bowiem a u to r n a zniszczenie 5.

W L ipsku pow staje dram at, k tó ry Św iętochow ski posyła na k o n k u rs do K rakow a, podpisując go pseudonim em W ładysław a Okońskiego. To p rzy b ra n e nazw isko m iało nie tylko osłaniać pew ne n a tu ra ln e onieśm ielenie autora, przecież ju ż nie d eb iu tan ta, na polu

2 Tamże. 3 Tamże. 4 Tamże. 5 Tamże.

(6)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y ŚW IĘ T O C H O W SK IE G O 5

szeroko pojętego p iśm iennictw a ówczesnego. Miało rów nocześnie chronić po zyty w istę p rzed stronniczością sądu konkursow ego, w k tó ­ rego skład w chodzili p rzedstaw iciele konserw y stańczykow skiej, jak S tan isław T arnow ski i S tan isław K o ź m ia n 6. Św iętochow ski n ieraz atak o w ał ich w P r z e g l ą d z i e T y g o d n i o w y m bezpośrednio lu b pośrednio — jak o przyw ódców reak cji obszam iczej w G alicji. Oto dalsze p e ry p e tie d eb iu tanck ie w św ietle relacji p a m ię tn ik a r­ skiej :

Nikomu o tej posyłce nie zwierzyłem się i o jej losie nie dowiadywałem się. Przychodzi do m nie Baudouin 7, zapytuje, czy przypadkiem nie znam W ładysław a Okońskiego, którego adresu poszukuje komisja konkursowa jako autora dramatu przysłanego z Lipska. Zdjąłem maskę, ale prosiłem o dyskrecję. Wkrótce jednak m oje autorstwo ujawniło się, zwłaszcza gdy

Niewinnych w ydrukow ał P r z e g l ą d T y g o d n i o w y . D owiedziałem się — co później powiedział m i osobiście Koźmian — że mój utwór byłby nagrodzony lub odznaczony, gdyby nie jego zakończenie rażącymi sło­ wami: „Naiwny poczciwcze — wynajdź mi na całym św iecie jednego człowieka, co byłby winien, naw et między tymi, którzy sam i tak się nazyw ają“. Słow a te były odbiciem w pływ u teorii determinizmu woli, pod którym w ówczas pozostawałem , studiując e t y k ę 8.

Tak p rzedstaw ia Św iętochow ski swój d eb iu t od stro n y anegdo­ tycznej.

2

N iew in n i W ładysław a O końskiego byli rew elacją te a tra ln ą .

W okół d ra m a tu rozw inęła się dość żyw a dyskusja, sam d ra m a t był w ydru k o w an y w ciągu kilku m iesięcy trz y k ro tn ie — w ty m dw a razy w w ydaniu książkow ym w K rakow ie u D ygasińskiego oraz nakładem P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o — zresztą bez po­ rozum ienia z autorem , k tó ry d ra m a t dru k ow ał po raz pierw szy n a łam ach tego pism a. Rów nocześnie w r. 1875 d ram a t w ystaw iono w trzech najw ażn iejszy ch polskich ośrodkach te a tra ln y c h : w W ar­ szawie, K rakow ie i Lw owie 9.

c Tamże.

7 Mowa o Janie Baudouin de Courtenay, słynnym językoznawcy, koledze Św iętochow skiego jeszcze z okresu studiów w Szkole Głównej. Ś w iętochow ­ skiego łączyła z nim w Lipsku i potem przez kilkadziesiąt lat zażyła przy­ jaźń. Rozdzielił ich dopiero endecki obskurantyzm Świętochowskiego, zw łasz­ cza w okresie po odzyskaniu niepodległości.

8 Ś w i ę t o c h o w s k i , op. cit.

9 N ajwiększym powodzeniem cieszyło się przedstawienie w arszaw skie (premiera 23 X 1875), w którym w ystępow ali znakomici aktorzy: M odrzejewska, Romana Popiel, Leszczyński, Rapacki, Tatarkiewicz.

(7)

6 SA M U E L S A N D L E R

W recenzjach i arty k u łac h pow szechnie chw alono „sceniczną spraw ność“ autora, w spraw ach św iatopoglądow ych n ato m iast opinie b y ły bardzo o stro zróżnicow ane. P r z e g l ą d T y g o d n i o w y na zam knięcie ro k u od chw ili ukazania się książkow ego w y d an ia N ie ­

w in n ych , nie bez charak terystyczneg o dla siebie rek lam iarstw a,

chciał od czasu n aro d zin tego d ram a tu datow ać przełom w polskim teatrze. A nonim ow y a u to r rocznego p rzeg lądu w y d arzeń k rajo w y ch (chyba sam re d a k to r A dam W iślicki?) poruszając w ażne, n a jw a ż ­ n iejsze zjaw iska życia społeczno-ekonom icznego, k u ltu ra ln e g o i n a u ­ kow ego w K ró lestw ie Polskim — tak ie oto znaczenie p rzy p isu je debiutanckiem u dram ato w i Świętochow skiego:

N ie można zaś zaprzeczyć, że wśród różnych kierunków pracy pole dra­ m atyczne pokryło się nieoczekiwaną bujnością. Kilku praw dziw ie uta­ lentow anych pisarzy złożyło plon swej pracy, a jest nawet nadzieja, że kierunek na pozytywnej filozofii oparty w tym roku swą erę pocznie, inaugurowany na scenie naszej dziełem o w iele resztę utworów prze­ noszącym. M ówimy tu o Niewinnych, którzy jako zjaw isko pierwszorzęd­ nej ważności zaznaczenia się domagają. Już sama wrzawa, jaka przed­ staw ieniu tego dramatu towarzyszyła, świadczy o ciężkości gatunkowej faktu, a mamy nadzieję, że nie będzie on odosobnionym, ale początkiem zwrotu w naszym teatrze oryginalnym 10.

P rz y c a łe j, w p ro st k a ry k a tu ra ln e j z p e rsp ek ty w y czasu przesadzie sąd P r z e g l ą d u o w artościach d ram atyczny ch podzielali n aw et k ry ty c y z p asją i oburzeniem a ta k u jąc y „ te n d e n c ję “ N iew in nych . Sam a krako w sk a kom isja konkursow a, k tó rej skład dość stanow czo p rzesądzał jej n eg aty w n y stosunek do d ram a tu , pisała w sp raw o­ zdaniu:

B yli tacy, co staw iali go na czele wszystkich utworów konkursowych jako utwór prawdziwego m yśliciela i pisarza niepospolitych zdolności [...]. Jak ­ kolw iek zarzucano autorowi tendencję zgubną, cyw ilizow any nihilizm, okraszony pogańską filozofią, było jednom yślne niem al zdanie, że dramat to bardzo interesujący w czytaniu i że autor jego może kiedyś napisać coś znakomitego n .

J a k dalece opinia o w artościach p isarsk ich d ram a tu Św ięto­ chowskiego była jednom yślna, św iadczy tak że a rty k u ł S-i (Stanisław

10 1875. (Wspomnienie.) P r z e g l ą d T y g o d n i o w y , XI, 1876, nr 1. Przypuszczenie autorstwa W i ś l i c k i e g o opieram na tym, że corocznie tego rodzaju zasadniczy artykuł pisyw ali zw ykle — albo redaktor P r z e ­ g l ą d u Adam W iślicki, albo Ś w i ę t o c h o w s k i . W tym wypadku autor­ stw o Świętochowskiego jest oczywiście wykluczone.

(8)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y ŚW IĘ T O C H O W SK IE G O 7

Tarnow ski?) w stańczykow skim P r z e g l ą d z i e P o l s k i m , bę­ dącym zresztą n ieo ficjaln ą tu b ą kom isji konkursow ej. Ja k b y nie było, pism a teg o niepodobna podejrzew ać o sym patie dla N ie w in n yc h i ich au tora, a m im o to u zasadniając słuszność decyzji kom isji k o n ­ kursow ej stw ierd za ono, że sztuk a je st ,,z w ielkim n ap isan a ta le n ­ tem i więcej ja k z talen tem , bo z głębi duszy au to ra w y snu ta...“

Ale k om isja nie m ogła „uw ieńczyć“ dzieła nag ro dą ze względów zasadniczych, bo — słow a k ry ty k a — „znaczyłoby to sankcjonow ać niejak o ten k ierun ek , k tó ry i ta k niestety, ja k i pow yższy d ram a t je st tego dowodem , n a d to głęboko w idać n u rtu je w narodzie, p rz y ­ n ajm n iej w sercu jego, w stolicy, w W arszaw ie“ .

C ytow any a u to r ubolew a, że „w arszaw skie piśm iennictw o“ do­ starczyło ju ż dużo u tw o ró w usiłu jący ch w ytłum aczyć sobie życie, wszechśw iat, człow ieka „bez pom ocy katechizm u, nic więc dziw ­ nego, że zjaw ił się tam także i d ram a tu rg podobnym p rze jęty duchem “.

Tę znam ienną ocenę pierw szego d ram a tu Św iętochow skiego za­ m y ka opinia, że a u to r N ie w in n yc h „ta len te m jed n a k o w iele p rz e ­ rasta w szystko, co się o statn im i czasy w W arszaw ie pisze i d ru ­ k u je “ 12.

S kąd ty le uzn an ia dla d ram atu , którego Św iętochow ski później nigdy już w łaśnie nie w znaw iał, chociaż w znaw iał p raw ie w szystko? Nie w znaw iał go zaś ze w zględu n a n iew ątp liw e ułom ności a r ty ­ styczne 13. I rac ja była po stro n ie a u to ra N ie w in n yc h , m im o że — form alnie rzecz biorąc — d ra m a t ten n ależy do n a jb a rd zie j zręcznie „zrobionych“ d ram a tó w Św iętochow skiego (może z w yłączeniem

P iękn ej i jak ich ś k ró tk ic h obrazków d ram atycznych, k tó re cieszyły

się ongiś dużym pow odzeniem scenicznym ; np. Helvia).

N iew inni zbierali la u ry u kryty k ó w , czytelników i widzów, ale podstaw y sukcesu d e b iu ta n ta -d ra m a tu rg a b y ły dość spróchniałe. Nowe treści, k tó re o d n ajd u jem y w dram acie Św iętochow skiego,

12 S -i [ S t a n i s ł a w T a r n o w s k i ? ] , Niewinni. Dramat w trzech aktach. P r z e g l ą d P o l s k i , X, 1875, t. 4, s. 336.

13 Niewinnych znajdujem y dopiero w 2 wyd. zbiorowym Pism Ś w i ę t o ­

c h o w s k i e g o (T. 6. Warszawa 1908). Mają one poniekąd charakter wydania „pełnego“ (ukazywały się po jubileuszu pięćdziesięciolecia twórczości Ś w ięto­ chowskiego). W 1 W37d. Pism (T. 1—7. Kraków 1896— 1900) Niewinni nie byli

wydrukowani. W roku 1905 dobrze zorientowany Jan L o r e n t o w i c z pisał

(Dwadzieścia lat teatru. Seria I. Warszawa 1929, s. 313): „Świętochowski

uważał ich [Niew in nych ] za pracę niedojrzałą i pozbawioną racji żywota literackiego“.

(9)

8 S A M U E L S A N D L E R

całkow icie w topione zostały w zużyty i coraz bardziej k o m p ro m itu ­ jący się (choć żyw ot jego długo n ie b ył jeszcze skończony) sch em at ówczesnej sztu k i scenicznej. Ton n ad aw ali jej F rancuzi. N a scenach francu sk ich w szechw ładnie p anow ał w tam ty m okresie ty p d ra m a tu i kom edii m ieszczańskiej D um asa-syna, A u giera i S ardou oraz ich m niej lub więcej sam odzielnych naśladow ców — w e F ra n c ji i w in ­ n y ch k rajach . D ra m a t i kom edia m ieszczańskich p e ry p e tii m o ra l­ n ych i obyczajow ych, „dobrze skrojona sz tu k a “, ja k to ongiś określił Scribe, słow em — ówczesna d ram atyczna sztu k a fran cu sk a roz­ pościerała sw oje panow anie, bezpośrednie lub pośrednie, n ad całą p raw ie Europą. S k arg i n a tak i stan sceny rozlegały się np. w N iem ­ czech 14 i w sam ej F ra n c ji (m. in. — Zola). N ieraz cierpkie uw ag i n a te n te m a t w yszły spod p ió ra najw yb itniejszego bodaj polskiego k ry ty k a tea tra ln eg o tam tego okresu, W ładysław a Bogusław skiego.

N iew in n i p o jaw iają się w okresie niew ątpliw ego kry zysu pol­

skiego dram atu , k tó ry w eg etu je w odróżnieniu od dość dużych osiągnięć ówczesnej kom edii (Bałucki, Bliziński i inni). D ra m a tu rg ia Lubow skiego, Sarneckiego, Zalew skiego, żeby ju ż n ie zejść do h r a ­ biów: K oziebrodzkiego i J a n a A leksan dra F red ry , stanow iła jed n ak rzem ieślniczą produkcję, m im o przejściow ych sukcesów i niem ałej popularności. T e a try polskie tam tego okresu — i w W arszaw ie, i w K rakow ie, i w e Lwowie, tj. tam , gdzie posiadały najw ięk sze znaczenie — „ sta ły “ św ietn y m aktorstw em , a dopiero w b ardzo nieznacznym sto p n iu o ryginalnym , w spółczesnym polskim re p e rtu a ­ rem . M ówiło się w ted y dość głośno o istniejącym k ry zy sie polskiej dram atu rg ii. N ajgłębiej chyba oceniał ówczesną sy tu ację polskiego p isa rstw a dram atycznego W ładysław Bogusławski, k tó ry nie d ając się zwieść obfitą n aw et p ro d u k cją — u m iał ją nazw ać po im ieniu; określał ją jak o płaską, szablonową. P ojaw iające się w ted y d ram a ty w yjątkow o celnie o p atrzy ł m ianem „gotow ych klisz re p e rtu a ro ­ w y c h “ 15.

T aką „gotow ą kliszą re p e rtu a ro w ą “ są w istocie rzeczy i N ie ­

w inni. Jeśli jak ak o lw iek sztuka Św iętochow skiego zbliża się do

id eału scribe’owskiej „dobrze skrojonej sztu k i“, k tó ra m onopolizo­

14 Warto zauważyć, że o tego rodzaju reakcji w Niemczech pisał w łaśn ie Ś w i ę t o c h o w s k i w okresie pobytu w Lipsku. Por. [A. Ś w i ę t o c h o w - s к i], Literatura niemiecka. Ogólny pogląd na obecny stan dramatycznej litera­ tury niem ieckiej. — Historia sztuki dramatycznej w Niemczech przez Edwarda D evrient’a. P r z e g l ą d T y g o d n i o w y , X, 1875, nry 33—34.

(10)

D E B I U T D R A M A T U R G IC Z N Y Ś W IĘ T O C H O W SK IE G O 9

w ała w sw oim czasie scenę p a ry sk ą i w znacznym sto p n iu eu ro p ej­ ską, jeśli k tó ra k o lw iek sztu k a Św iętochow skiego m iałaby wejść do polskiego zbioru tego ty p u d ram atu , to obok Piękniej, i chyba p rzed

Piękną, b y lib y n ią N ie w in n i — ze w zględu na sw oje typow e „za­

le ty “ i w ady. Bo o k ru tn a s a ty ra i sarkazm P iękn ej czyniłyby tą sztukę m oże n iez b y t „ ty p o w ą“, N iew in n i n a to m ia st p r a w i e c a ł­ kow icie m ieszczą się w ty m w yim aginow anym zbiorze. P raw ie, a w ięc n ie bez pew nego zastrzeżenia, którego uzasadnienie trzeb a nieco odłożyć. N a jp ie rw należy w ydobyć to, co łączy, co obiektyw ­ nie w N ie w in n y c h dom inuje.

C echą ty p o w ą d ram a tu i kom edii m ieszczańskiej drugiej poł. X IX w., tego jej typu, k tó rem u p a tro n u ją: François Ponsard, Em il A ugier, D u m as-sy n i n a jb ard ziej w u lg arn y w śród ty ch przew odni­ ków — W ik to ry n Sardou, je st to, że n a ogół (najliczniejsze w y ją tk i w y stę p u ją ch y ba u D um asa-syna) jego głów ną „scenerią“ są po­ sadzki i p a rk ie ty salonu ary sto kraty czneg o i burżuazyjnego, gabin ety i b u d u a ry w ielkom ieszczańskich domów oraz arysto k raty czn y ch pałaców .

A kcja N ie w in n y c h p rzebiega w otoczeniu bardziej „zd em okraty­ zow anym “, a le ty p o w y m dla tego dram atu , w środow isku zam ożnej, w y k w in tn ie żyjącej in telig en cji bu rżu azy jn ej. L okalizuje się w ele­ ganckim gabinecie, w bliżej nie określonym , ale w ielce p rzy tu ln y m saloniku p a n i dom u. S fe ra ludzi, ja k zw ykle w tego ro d zaju d ram a ­ tach, odpow iada lokalizacji; obracam y się w śród ludzi bardzo za­ m ożnych, w y k w in tn y ch , dobrze w ychow anych, intelig entn ych , a za­ tem błyskotliw ych, co stan ow i w ażny a tu t sceniczny tych dram atów . D ram atu rg iczn e po w ik łan ia w ty m środow isku — w łaśnie to głów ­ nie uczyniło te sz tu k i szablonow ym i „pow ielanym i k liszam i“ — to k onflikty, sta rc ia cn ót i p rz y w a r m ieszczańsko-arystokratycznych, k o n flik ty posiad an ia i użytkow ania, m elo d ram aty rodziny m iesz­ czańskiej w idziane oczam i m niej lu b więcej m oralizującego d ram a ­ tu rg a m ieszczańskiego. M am wyliczać? Skrzętność i n ad m ie rn a chci­ wość, godność i pyszałkow atość, dobry i zły sto sun ek rodziców do dzieci i odw rotnie, n iedobrane m ałżeństw a, spraw y rozw odowe i spadkow e, k o n flik ty rodzinne i zdrady m ałżeńskie. I w szystko to w tonacji u czu cio w o-intelek tu alnej z reguły płaskiej, try w ialn o - m oralizu jącej, z k tó re j w y ła m u ją się ty lk o nieliczne sztuki godniej­ sze uw ag i ze w zględu n a nieco bardziej rozległe h o ry zo n ty poznaw ­ cze i k ry ty czn e, ze w zględu n a biorącą czasem górę głębszą p asję m o raln ą (zwłaszcza w d ram atach D um assyna, czasem w d ram

(11)

a-10 SAM UEL, S A N D L E R

tach Augiera). K onflikty te najczęściej ukazane są z dużą spraw no­ ścią sceniczną.

Osnowa dram aty czn a N iew in n ych , od stro n y c h a ra k te ró w ludz­ kich i przebiegu akcji n a n ią spoglądając, całkow icie tk w i w aurze wyżej w spom nianego ty p u d ra m a tu m ieszczańskiego. K o n flik t m ał­ żeństw a n a tle zdrady „gorszej jego połow y“ — oto tem at N ie w in ­

nych. W prow adza n a s Św iętochow ski w idy llę rod zin ną m łodego

m ałżeństw a. Oboje szlachetni, kochający się. A k cen tu je się szczegól­ ną czystość m o ralną b o h a te ra dram atu, k tó ry jak o adw ok at-o h roń ca odm aw ia n a w e t podjęcia się spraw , w któ ry ch nie je s t całkow icie pew ny niew inności p eten ta. Z anim podejm ie obronę jak ie jś sp raw y p rzed sądem , m usi ją obronić p rzed w łasny m sum ieniem .

I w łaśnie w tej rodzinie w ychodzi na jaw , że b o h a te r całkiem niedaw no m iał kochankę, k tó rą porzucił, a ta n a d a l za nim — do­ słow nie — szaleje. Zona p orzuca m ęża i w ra z z dzieckiem oraz p rzy b ra n y m ojcem (później okazuje się, że je s t on jej ojcem rzeczy­ w istym ) w yjeżdża do W rocław ia. We w rocław skim saloniku toczą się dysp u ty o bezkom prom isow ości m oralnej i konieczności w yb a­ czenia, o w adach w rodzonych i p otrzebie w yrozum iałości dla nich; dy sp u ty są często gęsto w sp ieran e odpow iednio b u d u jąc ą le k tu rą

(Rozm yślania M arka A ureliusza). O statecznie pedagogika oraz ró w ­

noczesne podstępy opiekuńczo-tow arzyskie sp raw iają, że kochający się m ałżonkow ie łączą się n a p o w ró t trw a ły m w ęzłem m ałżeńskiej m iłości i wierności.

Streszczało się tu trochę p rzew ro tn ie akcję N ie w in n yc h n a m o­ dłę w spółczesnych d ram ato w i krytyk ów . T ak w gruncie rzeczy w idział ją Chm ielowski, którego przecież n ie raziła zbytnio „te n ­ dencyjność“ sztuki, tak ą chyba ch ętn ie w idziałby ją T arnow ski i zapew ne w eto w ałb y w k om isji k o nkursow ej za jej nagrod zen iem ie.

16 Ze pogląd ten nie odbiega od prawdy, świadczy w yjątkow o wysoka (właściw ie — najwyższa) ranga, jaką S tan isław T a r n o w s k a (Historia

literatury polskiej. T. 6, cz. 2. Kraków 1907, s. 103) wyznacza N iew in nym

w całym dorobku Ś w i ę t o c h o w s k i e g o . O perypetiach m elodram atycz- nych Niewinnych Tarnowski pisze (tamże, s. 99; podkreśl. S.S.): „Ludzie którzy myślą, że przysięga obowiązuje, a m ałżonkowie powinni dochowywać sobie wiary, rozwiążą to pytanie po prositu g o s p o d a r s k i m r o z u m e m i powiedzą, że mąż niew ierny nie jest niewinnym , że żona m oże dobrze zrobi, jeżeli mu przebaczy, ale nie m oże go uniew inniać, rozgrzeszać, jak żeby nie był zrobił nic złego“. Tarnowski jest przynajmniej szczery; jeśli m ałżeństwo stanowi interes, to trzeba się w nim kierować gospodarskim rozumem.

Henryk S t r u w e , który podobnie jak Tarnowski oburzał się na filozo­ ficzne sugestie Niewinnych, tak ujm uje — jaik sam pisze — „całą treść

(12)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y ŚW IĘ T O C H O W SK IE G O 11

A le w łaśnie przeciw ko tak iem u o k ro jen iu sztuk i n ajb ard ziej p ro ­ testo w ałb y jej autor, k tó ry sch arak tery zo w an ą akcję u tw o ru tra k ­ tow ał jako p re te k s t dla w niesienia do d ram atu sw oistej, w łasnej p ro b le m aty k i m oralnej, filozoficznej.

K iedy w r. 1905 w arszaw ski te a tr T ow arzystw a A rtystycznego po trzy d ziestu latach w znow ił N iew in n ych , lo jaln y k ry ty k , J a n Lorentow icz, daleki od entuzjazm u, skłonny był w artość d ram atu odnieść w przeszłość, „u historycznić“ . D latego też stw ierdzał, że pierw sze przed staw ienie tej sztuki Św iętochow skiego „było w h i­ storii naszego te a tru ekspery m en tem now ym i sam odzielnym “ 17. Czy n ie przesadzał? Czy nie był to tylko zręczny w ybieg, żeby zam iast grym asić na anachroniczność przedstaw ienia chw alić jego

dram atu“: „Bolesław wyznacza zakochanej w nim Julii schadzkę w swoim domu. Zofia, żona jego, dowiaduje się o tym. Z wiedzą Bolesława Zofia podsłuchuje jego spotkanie z Julią, słyszy wybuchy jej m iłości i udawaną obojętność Bolesława. W ynika z tego rozłączenie się małżeństwa. Po pół roku następuje pojednanie. Zofia pod w pływem ojca przebacza Bolesławowi. B o­ lesław przebacza Zofii. Julia w szale życie sobie odbiera, uzyskawszy po­ przednio przebaczenie Zofii“ (H. St. [H e n r у к S t r u w e], Przegląd Teatralny:

„Niewinni“. K ł o s y , 1875, t. 21, s. 299). Struwe chwali prostotę akcji drama­

tycznej i — oczyw iście — żyw y dialog, elegancję w formie oraz dowcip w treści. Gdybyż Św iętochowski nie nadział sw ojego dramatu determinizmem!

Rekordy przy wtłaczaniu tendencji Niewinnych w ramy mieszczańskiego dramatu obyczajowego z jego „poczciwością“ i „moralnością chrześcijańską“ (tak!) pobił urzędowy D z i e n n i k W a r s z a w s k i , w którym nie podpisany recenzent, trzymając się z dala od aktualnych sporów ideowych i św iato­ poglądowych (a może w nich nie zorientowany?), na m arginesie warszawskiej premiery pisze beztrosko: „Myślą przewodnią utworu jest w ielka, znana po­ wszechnie, lecz nie przez w szystkich stosowana zasada puszczania w niepam ięć uraz, zasada będąca alfą i omegą moralności chrześcijańskiej, i ta w łaśnie zasada oddziaływa tym bardziej na widzów, że powiodło się p. Okońskiemu w cielić ją w postacie w zięte wprost z życia, jakkolw iek nie o wszystkich tej dramy postaciach da się to powiedzieć“ (Felieton teatralny. D z i e n n i k W a r s z a w s k i z 17/29X1875).

Wreszcie C h m i e l o w s k i , który w łaśnie najtrafniej ujm uje całe za­ gadnienie. W skazuje on (Nasza literatura dramatyczna. T. 2. Petersburg 1898, s. 146— 147) na w ystępujące w sztuce obok siebie m otyw obyczajowy bardzo

w ówczesnej dramaturgii spowszedniały i na w staw ki filozoficzne — tezy

determinizmu. Pisze: „Tematem swoim m aterialnym — że tak powiem — wyrażającym się w nieporozum ieniu małżeństwa, n ie odbiegali Niewinni od innych komedii; tylko teza determ inistyczna budziła opozycją z jednej, a uw ielbienie z drugiej strony“.

17 L o r e n t o w i c z , op. cit., s. 313. Krytyk pisał o Niewinnych w związku ze w znow ieniem sztuki po blisko 30 latach. W ystawił ją 15 X 1905 Teatr Towa­ rzystwa Artystycznego w Warszawie.

(13)

12 S A M U E L S A N D L E R

znaczenie w przeszłości, jego „historyczne zasłu g i“? Może tak. Ale m im o w szystko opinia Lorentow icza o N ie w in n yc h , o ich znacze­ niu — nie była pozbaw iona pew nej dozy słuszności. Był to n ie­ w ątp liw ie e k sp ery m en t sam odzielny, chociaż chyba nie udany. B yła to pró b a now a w h isto rii polskiego d ram atu . W czym nowość? N a czym polegał eksperym ent?

Z arów no w in n y ch k ra ja c h Europy, ja k i w lite ra tu rz e polskiej znano dobrze rodzaj d ram a tu zw any pièce à thèse, rodzaj, k tó ry dogodniej by było nazw ać w Polsce m ieszczańskim d ram atem te n ­ dencyjnym , p o jaw iający m się analogicznie do bu jn ie rozw ijającej się w dw udziestoleciu po pow staniu styczniow ym m ieszczańskiej pow ieści ten d en cy jn ej, k tó rej rzecznikam i i w yb itn y m i tw órcam i byli pisarze zbliżeni m niej lub w ięcej do obozu pozytyw istycznego (przede w szystkim Orzeszkowa, m łody Sienkiew icz, Św iętochow ski, Bałucki).

W okolicach d e b iu tu dram atu rgicznego Św iętochow skiego w ty m rodzaju tw orzą już w lite ra tu rz e sta li rodzim i dostaw cy sztu k dla scen polskich: Sarnecki, Lubow ski, Zalew ski, Józef N arzym ski, W incenty R apacki; w cześniejszym i p rek u rso ra m i byw ali tu J a n Chęciński i W acław Szym anow ski, próbo w ali sił w ty m g a tu n k u A dam A snyk i Sienkiew icz. N iew ątpliw y w p ły w tego ty p u d ram a tu śledzim y w tw órczości Bałuckiego i Blizińskiego.

T rzeba się zastrzec: w yliczenie powyższe, dalekie od w y czer­ pania, tylko przykładow e, a b stra h u je od zróżnicow ań ideow ych, k tó ry ch k rań ce p rzeb ieg ają od d ram a tu apologizującego stosunki b u rżu azy jn e w sposób n a jb ard ziej płaski — po dram at, k tó ry znów przez analogię do prozy pow ieściow ej okresu m oglibyśm y nazw ać d ram atem realizm u krytycznego. Łączy się w ty m w yliczeniu in d y ­ w idualności tw órcze, k tó re w w iększym lub m niejszym stopniu p rzystosow yw ały się do p an u jącej konw encji d ram a tu , do konw en­ cji — ze w zględu n a ty p zinstytucjonalizow ania te a tru — szcze­ gólnie agresyw nej.

N adrzędną program ow ą zasadą tego ty p u dram atu , k tó rem u patro n o w ał D um as-syn, było hasło tzw. „ te a tru użytecznego“ (,,th é ­

âtre u tile “), w p rak ty ce tw órczej przeobrażającego się w te a tr m en-

torstw a, schem atycznych postaci posłusznie w y p ełniających aż na­ zbyt często d y k ta t tw órców . Ci przekształcali je w m ario n etk i w yposażone w cnoty lub w ady rep re z en ta ty w n e i służebne m oraliza­ torstw u. Aż n azb y t często — pow iedziało się dlatego, że obecność ty ch stałych cech, k tó re zawsze w ytykano, a k tó ry ch rów nocześnie

(14)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y ŚW IĘ T O C H O W SK IE G O 13

nigdy nie um iano się ustrzec, św iadczy chyba przekonyw ająco o opi­ n iach k ry tyk ó w , któ rzy d o p atry w ali się w ty ch n ied o statk ach orga­ nicznej w ady p ra k ty k i i teo rii tzw. „ d ra m atu użytecznego“ .

Te założenia estetyczn e i ich realizacja rodziły postaci-m anekiny, ak c je -d y sp u ty i rozw iązanie — n a trę tn e m orały. A kcja przebiegała zw ykle w śró d n iep raw d ziw y ch papierow ych ludzi, poprzez płaskie sy tu a c je i niem niej chyba p łask ie sugestie n a tu ry estetycznej, o b y ­ czajow ej, rzadziej — społecznej.

Teoria i p ra k ty k a „ te a tru użytecznego“ dość try w ia ln ie czyniła ze sceny kazalnicę, co szczególnie widoczne je s t w łaśnie w dram acie D um asa-syna, przecież najciekaw szego tw órcy i rów nocześnie u zna­ nego m istrza w ty m rod zaju d ram atu rg ii. W jego d ram a ta c h — ja k w iadom o — roi się od sążnistych i krasom ów czych (ta właściwość p rzy n ależy p ra w ie w szystkim b ohaterom jego sztuk) „k w estii“, od postaci w ym ow nych n a d zw ykłą m iarę i m ąd ry ch sen ten cji p e ł­ n ych — ja k b y pow iedział Sienkiew icz. Słowem : w śród rozlicznych

czynników paczących w artości ideow o -artystyczne „ te a tru użytecz­ nego“ p łask i dyd akty zm odgryw ał rolę pierw szorzędną.

Nie u lega żadnej w ątpliw ości, że N ie w in n i rodzili się pod n ie ­ dob rą gw iazdą estety k i „sztuki z tezą“, że rodzili się pod przem oż­ n y m p a tro n a te m D um asa-syna, o którego tw órczości d ram atycznej Św iętochow ski n iejed n o k ro tn ie pisał z w ielkim uznaniem i sym ­ patią 18. W idział zresztą w „ te a trz e u żyteczn ym “ n a tu ra ln e uzu peł­ nien ie p rogram ow ych tez pozytyw istycznych n a te m a t zadań, celów i fu n k cji lite ra tu ry , o k tó re to zagadnienia toczyły się przecież z jego udziałem niem ało efek to w n e i istotne dla rozw oju popow staniow ej lite ra tu ry polskiej b atalie p u blicystyczne i kryty czne.

N iew in n i są „d ram atem z tez ą “ . Ale gdy k ieru jem y uw agę na

tezę, n a te n w łaśnie czynnik, k tó ry m a kw alifikow ać ów d ram a t jako jeszcze jed e n egzem plarz obiegow ego re p e rtu a ru ówczesnego, egzem plarz ty p u d ram a tu będącego podówczas w modzie, w łaśnie

18 A. Ś w i ę t o c h o w s k i , Literatura francuska: „ U h om m e-fem m e“ par

Al. Dumas-fils (Paris 1872). Protestacje... P r z e g l ą d T y g o d n i o w y , VII,

1872, nry 51—52. Artykuł zawiera bardzo krytyczną ocenę antyfem inistycznego wypadu publicystycznego Aleksandra D u m a s a - s y n a . Świętochowski soli­ daryzuje się z krytykam i pisarza ( L e s q u i l l o n , Em il de G i r a r d i n i in.). Jest w yraźnie zaskoczony antyfem inistyczną deklaracją Dumasa, którego dramaty ceni w łaśn ie bardzo wysoko, m. in. za zaw arte w nich zasady em an­ cypacji kobiet, równouprawnienie płci itd. Ta w olta ideow a oburza i gorszy Świętochowskiego. Po paru latach sam ją powtórzy (Dumania pesym isty,

(15)

14 S A M U E L S A N D L E R

w ty m m iejscu trzeb a też zacząć od ukazania cechy w yróżniającej

N iew in nych .

Teza „ d ra m atu użytecznego“ D um asa-syna i legionu jego n a ­ śladow ców z reg u ły m ieściła się w k ręg u p ro b lem aty k i m o raln ej, obyczajow ej, chociaż ten g a tu n e k n azyw ało się dość u zu rp ato rsk o „ d ram atem społecznym “. (W jego obrębie w iększą popularność zdo­ była sobie tzw. kom edia społeczna, k tó ra zresztą tra d y c y jn ie p o j­ m ow anem u pojęciu kom edii dość często n ie odpow iadała, s tą d w m iejsce klasycznych rozróżnień rodzajow ych upow szechniała się dla d ram a tu jednolicąca nazw a „sztu k i“.)

W nieco sparodiow anym już poprzednio streszczeniu N ie w in n y c h w yłaniała się n iew ątp liw ie teza, teza obyczajow a całkow icie w ple­ ciona w k rąg obyczajow o-m oralny szablonow ych sztu k ówczesnych. Z drada m ęża, separacja, k o n flik t w iny i przebaczen ia — czy m ożna by w ym yślić ak cję bardziej oklepaną i akcesoria bardziej s ta rte przez nagm inne ich zużycie? A kcją i ty p em k o n flik tu N iew in n i mieszczą się całkow icie w m odnym rep e rtu a rze . W ładysław Bogu­ sław ski pisał arcysłusznie:

W czasach panowania p r z e c i ę t n o ś c i z natury rzeczy wytwarza się i w teatrze przeciętny repertuar, oparty nie na harmonijnej kombinacji różnorodnych form twórczości dramatycznej, ale na przetopieniu ich w jedną formę, odpowiednią sm akowi średnio rozw iniętego widza 1B.

D eb iu tu jący jako d ram atu rg , Św iętochow ski n iew ątp liw ie p rzy ­ stosow ał się do przeciętnego re p e rtu a ru , do g ustu p anującego w te a ­ trz e ówczesnym, do gustu, k tó ry później o p atry w ał tylom a k r y ­ tycznym i i szyderczym i uw agam i.

K ry ty cy pierw szych te a tra ln y c h p rzed staw ień N iew in n ych , pod­ k reślając oczyw istą zależność rodzajow ą d ram atu od ówczesnego m ieszczańskiego d ram a tu francuskiego „szkoły“ D um asa-sy na (czy­ nił to zwłaszcza Bogusławski), jednocześnie um ieli jed n a k dostrzec, w czym tkw i nowość d ebiutanckiej sztuki Św iętochow skiego. Nowość tę um ieli dostrzec zwłaszcza ideow i przeciw nicy d ram atu, ci, któ rzy ostrze k ry ty k i kierow ali przeciw ko „te n d e n c ji“ N iew in n ych . O k re­ ślali ją n a tu ra ln ie tylko od stro n y negatyw nej. K ry ty k w y stęp u jący n a łam ach osław ionych przez polem istów pozytyw istycznych K ł o ­ s ó w atak u jąc gw ałtow nie d ram a t i jego a u to ra — pisze, że w u tw o ­ rze ty m m am y już nie tylko tendencyjność, ale jask ra w e d o k try n e r­

(16)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y Ś W IĘ T O C H O W SK IE G O 15

s tw o 20. W ielokrotnie zaś w spom niany tu już W ładysław Bogu­ sław ski, którego zaliczyć trzeb a do k ry ty k ó w bardzo u jem n ie ocenia­ jących założenia św iatopoglądow e N iew in n ych (podobnie jak inni, i on o talen cie Św iętochow skiego jako a u to ra pierw szego d ram a tu głosił: „obecnie nosi on n a sobie cechę niepospolitej sam odzielno­ ści“), pisał, że tw órca N ie w in n yc h je s t p rzedstaw icielem krańcow ej tendencyjności. I dalej:

w N iew in nych tendencyjność ze stanu chronicznego przeszła w zapalny, gorączkowy, z którego starano się wyprowadzić nie tylko prognozę dal­ szego talentu pisarza, ale kreślić now e drogi naszej dramatycznej tw ór­ czości.

O czywiście, B ogusław ski pogląd tak i odrzucał, chociaż słów uzn a­ nia dla ta le n tu Św iętochow skiego nie szczęd ził21.

N ie określając, n a czym e k sp ery m en t N ie w in n yc h polega, suge­ row ał przecież słusznie, aczkolw iek może nazb yt przesadnie, gdzie go odnaleźć. W skazyw ał na polem iczny ton całej sztuki, zam ierzony i zrealizow any przez autora. P od k reślał z p ew ną zjadliw ością, że jest to polem ika filozoficzna: „znajd u jem y się [...] w to w arzy stw ie pop rzeb ieran ych arg u m en tów filozofujących nad zadaną przez au to ra tezą...“ 22

Z arzu cano n ieje d n o k ro tn ie Św iętochow skiem u, że jego d ram a ty , w tym i N iew in ni, są — zw łaszcza n a scenie — d ram atam i d o k try n , zasad, idei, a n ie żyw ych ludzi. Takie zarzu ty kierow ano w ogóle pod adresem „ d ra m atu z tez ą “, ale w tw órczości Św iętochow skiego w idziano pod ty m w zględem rep rezen tację zupełnej krańcow ości. I chyba słusznie, bo ja k długo obracam y się w kręg u pojęcia ,,pièce

à th è se “, jest d ra m a t Św iętochow skiego „krań co w y “, ale na ty m

polega cały problem , że a u to r ko n sekw entnie p rag n ą ł w yjść poza ten ty p dram atu , że ostatecznie poszedł drogą, k tó ra w iodła poza „ d ra m at z tez ą “. Ale to są już p e ry p e tie dalszej twórczości. Z n a­ m iona „sam odzielności“ pisarza polegały p rzy N ie w in n yc h na ty m , że tw orząc „ d ra m at z tez ą “ oscylow ał ku odm iennem u, chociaż po­ k rew n em u typow i dram atu, ku tzw. „dram atow i idei“ . F ran cuscy historycy lite ra tu ry — ja k pisze polski badacz typów d ram a tu w e F ran cji — „odróżniają w y raźn ie pièce à thèse od pièce d’idées“ . Badacz w skazuje, że prak ty czn e rozgraniczenie ty ch dwóch rodza­

20 S t r u w e, op. cit.

21 W. B o g u s ł a w s k i , Przegląd teatraln y za rok 1876. A t e n e u m , II- 1877, t. 1, s. 428.

(17)

16 S A M U E L S A N D L E R

jó w je st często tru d n e 2:i. A le w p rzy p ad k u Św iętochow skiego roz­ różnienie tak ie je st dość w y raziste. Św iętochow ski oscyluje od po­ czątków sw ojej tw órczości d ram aturgiczn ej k u „d ram ato w i id ei“, chociaż w N iew in n ych , ja k i w późniejszej P iękn ej, p u n k ty styczne ty ch dw óch odm ian są n a jb ard ziej widoczne.

K om entarz ideow y, św iatopoglądow y, tk w iący w N ie w in n yc h w yróżnia go zarów no od „ d ra m atu z tez ą “, ja k i w iąże debiutan cki d ram a t z p ew nym i ten d en cjam i św iatopoglądow ym i polskiego pozy­ tyw izm u, z tak im i m ianow icie, k tó re szczególnie bliskie b y ły dokto­ ran to w i p rzeb y w ającem u w środow isku odległym od w arszaw skiego rozgw aru publicystyczno-prasow ego. K ró tk o m ówiąc, zaw artość ideow a d ra m a tu lipskiego d o k to ra n ta była ściśle skojarzona z n a u ­ kowym i, laickim i sk ład n ik am i tzw. pozytyw izm u w arszaw skiego. Otóż d ra m a t o dość płaskiej in try d z e i akcesoriach środow iska m iesz­ czańskiego w sposób aż n a d to w idoczny p rzeob raża się w dialog św iatopoglądow y, tr a k ta t o filozoficznych p rob lem ach m oralności.

W jakiż to sposób? S pójrzm y od zew n ątrz. W spółczesny nam in te rp re ta to r N iew in n ych , czyniąc to zresztą specjaln ie z p u n k tu w idzenia lokalizacji sztu k i (akty II i III ro zg ry w a ją się w e W ro­ cławiu), nie bez żalu zaw iedzionego poszukiw acza w rocław skich realiów pisze, że tak ie o k reślenie m iejsca akcji, ja k ie zn ajd u jem y w odpow iednich scenach N iew in n ych , odpow iada w łaściw ie każdem u k rajo w i i każdem u m ia s tu 24. K ry ty k n a to m ia st oceniający w a r­ szaw skie p rzed staw ien ie N iew in n ych , w y ty k a ją c Św iętochow skiem u w yraźn e zależności od tw órczości D um asa-syna, dodaje p rzy tym n ie bez złośliwości, że jed n a k „postacie działające w dram acie p. O końskiego nie n ależą do św iata francuskiego, ale n ie należą rów nież do naszego“ 25. P re ze n tac ja idei obyw ała się w N ie w in n yc h bez indyw idualizacji i realiów , i ludzi. W ystarczały tylk o k o n tu ry rzeczyw istości i postaci-przew odników idei. I to zresztą zb y tn io nie odbiegało od w zorów ówczesnego d ram a tu m ieszczańskiego, zw łasz­ cza Dum asowskiego, k tórego sztuk i już przysłow iow o zw ano n ieraz dialogow anym i tra k ta ta m i o norm ach obyczajow ych i m oralności. O patryw ano je też zw ykle k ry ty czn y m i uw agam i o b rak u akcji d ram atycznej i o b ra k u żyw ych ludzi, zastępow anych najczęściej zręcznym i u czestnikam i b łyskotliw ych d y sp u t i polem ik.

23 L. Ł o p a t y ń s k a , Rodzaje dramatyczne w e Francji w X X wieku. Łódź 1953, s. 11.

24 T. M i k u l s k i , Spotkania wrocławskie. Wyd. 2. Kraków 1954, s. 334. 25 B o g u s ł a w s k i , Przegląd teatraln y za rok 1876, s. 429.

(18)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y Ś W IĘ T O C H O W SK IE G O 17

Ideę N ie w in n yc h inspirow ały zain tereso w ania naukow e słucha­

cza w y kładó w i uczestnika sem in arió w psychologii, etnologii

i zw łaszcza etyki, k tó rej u n au k ow ien ie było znam ienną am bicją dziew iętnastow iecznej n a u k i w ogóle, n a gru ncie zaś polskim — czołow ych przed staw icieli in te le k tu a ln y c h obozu pozytyw istycznego w szczególności. C hyba nie przypadkow o trzech spośród n a jw y b it­ niejszy ch literack ich przed staw icieli „pozytyw izm u w arszaw skiego“ odbyw a n au k o w ą pielg rzym k ę do Lipska, by zdobyć dyplom y dok­ to rsk ie w ty ch dyscyp lin ach wiedzy. D w aj z n ich o trzy m u ją je za p racę z pogranicza psychologii i ety k i, trz e ci za d y sertację z zakresu e ty k i (historycznej — dodałby Św iętochow ski), n apisanej z obszer­ n y m uw zględnieniem ówczesnych zdobyczy etnologii, fizjologii i p sy ­ chologii. Przy szły w ielki h isto ry k lite ra tu ry i k ry ty k , P io tr Chm ie­ low ski, pisze w łaśn ie w L ipsku d y sertację Die organische B edingung

der E n tste h u n g des W illens, zaś J u lia n Ochorowicz, k tó ry pisze

w L ipsku p rac ę do k to rsk ą z psychologii (B ed ing un gen des B e w u sst­

w erdens), m a ju ż jed n a k do teg o czasu n a sw ym koncie naukow ym

stu d ia o w y razisty ch ty tu ła c h w rodzaju: O w olności w oli (1871),

Miłość, zbrodnia, w iara i m oralność (1869— 1878), O kszta łcen iu w ła ­ snego charakteru (1873). W reszcie Św iętochow ski sw oją uczoną

d y se rta cję lipską, w y d an ą w K rakow ie, o p a tru je ty tu łe m św iad­ czącym o am b itn ej dociekliw ości: E in V ersuch die E n tsteh u n g der

M oralgesetze zu erklären, k tó rą w polskiej w e rsji ogłosi w ro k u

n astęp n y m (1877) pt. O po w stan iu p ra w m oralnych. N ależy przy

ty m nadm ienić, że d y sertację Św iętochow skiego poprzedza jego

obszerna rozpraw ka, tem aty czn ie rów nież bezpośrednio zw iązana z pro b lem aty k ą n au k o w y ch dociekań n a d m oralnością, rozpraw k a

D ziedziczność charakteru, d ruk o w an a n a początku r. 1875 w dzie­

więciu kolejn y ch n u m era ch ty g o d n ik a lw ow skiego 26.

Z agadnienia podejm ow ane w e w spom nianych stud iach i ro zp ra­ w ach blisko sp rzęgnięte b y ły z n ajisto tn iejszy m i treściam i poglądu n a św iat tzw . „w arszaw skich p o zy tyw istów “ . W tej m a te rii S ta ­ nisław T arnow ski n a p ra w d ę się n ie m ylił. P rz y w szystkich n ie­ konsekw encjach dobrze zdaw ali oni sobie spraw ę, iż rzeczyw iste zw ycięstw o m yśli racjo n alisty czn ej, laickiej, naukow ej w dużym stopniu zaw isłe je st od rozszerzenia m ałerialistyczn ego przyrodo­ znaw stw a, k tó re w tam te j epoce posuw ało się nap rzó d m ilow ym i

28 A. S. [ A l e k s a n d e r Ś w i ę t o c h o w s k i ] , Dziedziczność charakteru. T y d z i e ń L i t e r a c k i , A r t y s t y c z n y , N a u k o w y i S p o ł e c z n y , [Lwów] II, 1875, nry 1—9 (w pierwszych dwóch num erach podpis „S.

(19)

18 S A M U E L S A N D L E R

krokam i, n a sferę podstaw ow ych przejaw ów życia um ysłow ego, procesów psychicznych w św iecie zw ierzęcym , a p rzed e w szystkim n a sferę przejaw ów życia psychicznego człow ieka. Stąd, m yślę, ta k ie sk u p ien ie uw ag i n a p ro b lem aty ce psychologii i dziedzin po­ krew n y ch , jak ie spotykam y w śród w spom nianej tu „ tró jc y “, sym ­ bolizującej chyb a szczególnie w ym ow nie sam e w ierzchołki e lity in te le k tu a ln e j obozu pozytyw istycznego w Polsce.

To pokrew ień stw o ich zain teresow ań (w k tó ry m zresztą nie byli odosobnieni, przeciw nie — było ono typow e; w y starczy przy p o m ­ nieć jeszcze zainteresow anie dla tej sfe ry zjaw isk ze stro n y P ru sa,

D ygasińskiego oraz późniejszej P r a w d y , n a d to zaś dziesiątki,

a n a w e t setk i a rty k u łó w P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o i N i ­ w y ) je st tym ciekawsze, że każd y spośród nich: Św iętochow ski, Chm ielowski, Ochorowicz — w sw oich zaintereso w aniach osobistych i in k lin acjach n au k o w y ch szedł, jak w iadom o, bardzo odm iennym i drogam i. G łów ną sferą zain tereso w ań n auk ow y ch O chorowicza była i pozostała psychologia, n ato m iast d la Chm ielow skiego stanow iła ona ty lk o m arg in es (obszerny zresztą) jego „rob ót litera c k ic h “ , po­ dobnie ja k dla Św iętochow skiego, którego głów ną dziedziną zain te­ resow ań naukow ych, i to w ciągu przeszło sześćdziesięciu lat, była szeroko p o jęta socjologia i h isto ria społeczna, w m niejszym sto p ­ n iu — filozofia. D opiero n a szerokim tle zaintereso w ań i asp iracji

naukow ych czołówki in te le k tu a ln e j obozu pozytyw istycznego

w pierw szym dziesięcioleciu jego istnien ia w K ró lestw ie K ongreso­ w ym tłum aczy się w p e łn i ideow a p ro b le m aty k a N iew inn ych .

W płaskie p e ry p e tie obyczajow e i m oralne, k tó re przem oż­ nie ciążyły n a ówczesnej scenie polskiej, i n ie ty lk o polskiej, Św ięto- chow ski-O koński próbow ał w pisać tak ą p ro b lem aty k ę ideow ą, k tó ra o dgryw ała doniosłą rolę w pozytyw istycznych kam paniach o laicy­ zację m yśli i życia um ysłow ego w Polsce. W pisując — i to w sposób dość sztuczny — w szablonow ą sztuk ę dy skusję o d eterm in isty cz­ nym c h a ra k te rz e w oli ludzkiej, Św iętochow ski spełniał zam ów ienie polem iczne sw ojego obozu id eo w e g o 27, sp ełn iał w tedy, gdy od w y ­ czerpującej się szerm ierki publicystycznej i on, i jego tow arzysze przechodzili k u b ard ziej u g ru n to w an ej działalności ideow ej.

Ł atw o w ykazać, że w tej su b iek ty w n ej in tencji, n ieraz w y ­ pow iadanej głośno przez Św iętochow skiego oraz Chm ielowskiego,

27 Szczególnie jasne to jest w św ietle opinii o Niewinnych, które w y ­ powiedziano w P r z e g l ą d z i e T y g o d n i o w y m i N i w i e (por. przy­ pis 29).

(20)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y ŚW IĘ T O C H O W SK IE G O 19

czaiło się poczucie zaw odu co do przebiegu i w y nik ów dotychczaso­ w ych działań ideow ych obozu p o zy ty w isty czn eg o 28. T kw iła w ty m rów nież, znow u obiektyw nie, sw oista k a p itu la c ja wobec dróg roz­ w oju, k tó re b y n ajm n iej n ie spełniały ideow ych nad ziei p ok ładanych przez en tu zjastó w rozw oju kapitalistycznego w Polsce.

P rzy w szystkich zastrzeżeniach, polem iczna zaw artość ideow a

N ie w in n yc h posiadała sporo a tra k cy jn y c h w arto ści dla obozu pozy­

tyw istycznego. I to rów nież tłu m aczy przede w szystkim n ie u k ry ­ w any entuzjazm , z jakim rzecznicy tego obozu w itali n a łam ach P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o i N i w y pojaw ienie się d ra ­ m atu Okońskiego 29. Z ty ch sam ych źródeł płynęło rozległe z ain tere­ sowanie, jak ie w zbudziło ogłoszenie d ram a tu i jego w ystaw ienie. Filozofia N ie w in n yc h godziła w religię, godziła w dogm aty. Toteż w spom niany ju ż k ry ty k k o n serw aty w ny ch K ł o s ó w kw itow ał po­ jaw ienie się d ram a tu pełny m zgorszenia określeniem : „Apologia d eterm in izm u “ 30. Rów nocześnie jed n a k ty m sam ym tra fn ie odczyty­ w ał in ten cje ideow e N iew in n ych , k tó re zresztą były dla każdego czytelnika czy w idza najzu p ełniej jasne. Czytelnik, gdy sięgał do tekstu, znajdow ał n a w stępie m otto-aforyzm autora: „W ina u n ie ­ w innia się tym , że je s t koniecznością woli naru szającej m o ralne p ra w a “ . W idz n atom iast śledząc zakończenie dram atu , w ysłuchiw ał rów nocześnie reasum u jącej uw agi M aurycego D obrycza — rezo ner- skiej postaci, k tó rej głów nym zadaniem scenicznym je st filozoficzne m otyw ow anie płaskich p e ry p e tii m ałżeńskiej zd rad y i konieczności jej w ybaczenia.

R easum ująca uw aga — ostatn ie zdanie sztuk i — je st rów nocze­ śnie jej „m o rałem “ . G dy poczciwy fa m u lu s S tefan tłum aczy sobie pojednanie m ałżonków p raktyczną, życiową p otrzebą w yrozum ienia w ynikającego z niedoskonałości każdego człow ieka („Oj, praw da, panie, w szyscyśm y w inni...“), M aurycy D obrycz rep lik u je z w yżyn

28 Nie całkiem jeszcze przebrzmiałe echa takiego pojm owania nowej sy ­ tuacji i nowych zadań rzeczników ideologii pozytywistycznej odnajdujemy w książce C h m i e l o w s k i e g o (Zarys literatury polskiej z ostatnich lat

szesnastu. Wilno 1681) oraz w artykule Ś w i ę t o c h o w s k i e g o (A tak le k ­ kiej kawalerii. P r a w d a , 1881, nr 31), stanowiącym głos w dyskusji nad

tą książką.

2» w N i w i e (IV, 1875, nr 21) om ówienie Niewinnych w yszło spod pióra przyrodnika w ystępującego w roli recenzenta teatralnego — w łaśnie Juliana O c h o r o w i c z a .

(21)

20 S A M U E L S A N D L E R

filozofii i ety k i historycznej: „N aiw ny poczciwcze — w y n ajd ź m i n a całym św iecie jednego, co by b y ł w inien, n a w e t pom iędzy tym i, k tó rzy się sam i ta k n a z y w a ją “. Po ty ch słow ach zasłona spada.

D latego czas zastanow ić się dokładniej, co sztuk a w nosiła do lite ra tu ry i czym w reszcie m iała być w zam yśle ideow ym . M ówimy 0 in ten cji ideow ej, bo n ap raw d ę nie spełnili N iew in n i ty c h nadziei, jak ie w nich pokładano. Nie uniosła sztu k a tego ciężaru, jak im ją usiłow ano obarczyć. I to zarów no z p u n k tu w idzenia ideowego, jak 1 artystycznego. W w ątek ban aln ej i spow szedniałej in try g i w plótł Św iętochow ski m o ty w w zięty w prost z d y sku sji św iatopoglądow ej, toczonej m iędzy „p o zy ty w istam i“ a ich przeciw nikam i spod zn aku religijno-zachow aw czego. M otyw był rów nocześnie żyw cem w y­ rw a n y z k ręg u problem ów , k tó re absorbow ały d o k to ra n ta piszącego d y sertację O pow staniu p raw m oralnych, wów czas jeszcze w w e rsji językow ej niem ieckiej. Ale m o ty w dysk usji in te le k tu a ln e j, w prost z polem iki filozoficznej w prow adzony b y ł do d ram a tu dość m echa­ nicznie, czego n ie zdołały u k ry ć n a w e t uśw ięcone zw yczaje tw orze­ nia „sztuki z te z ą “ . Bo n ap raw d ę k ażd y z elem entów sztuki, p e ry ­ p etie N ie w in n yc h o raz ich ład u n ek in te le k tu a ln o -d y sk u sy jn y , były z innej „ p a ra fii“. D aw ało to o sobie znać w zew n ętrznej i w e w n ętrz ­ nej s tru k tu rz e d ram atu . N a zew nątrz n ie odbiegało to od „sztuki z tez ą “, szeroko rozpościerało się rezonerstw o, d y dakty k a, k tóre chyba były tylk o w N ie w in n yc h bardziej n a trę tn e (stąd m oże p łyn ą uw agi k ry ty k ó w o tendencyjności tego d ram a tu w stanie zapalnym ), bardziej nam aszczone, w spinające się na szczudła naukow ego tra k ­ tatu . R ezoner — „ w u j“ M aurycy, którego ro la n a scenie sprow adzo­ na jest w yłącznie do w ydobycia z b an aln y ch p e ry p e tii d ra m a tu ich sensu uogólniającego, filozoficznego — zna się n a p ro b lem aty ce naukow ej „ety k i h isto ry czn ej“ jak nie przym ierzając... d o k to ra n t u n iw e rsy te tu lipskiego przy go to w ujący d y se rta cję z tego zakresu. H ojnie darzy n as stosow nym i p rzy k ład am i i fra g m en ta m i z R oz­

m y śla ń M arka A ureliusza. Z m iejsca u m ie w skazać analogiczne

poglądy u innych filozofów, np. u E pik teta. Stoickie p o gląd y M arka A ureliusza m ają podpierać poglądy Św iętochow skiego n a te m a t d eterm inizm u i in d eterm in izm u . Ale ubocznie m ają tak że pew ien posm ak o sten tacy jn ej w ycieczki antyk atolick iej.

K rakow skie ju ry te a tra ln e zarzucało au torow i N ie w in n yc h „cy­ w ilizow any nihilizm okraszony pogańską filozofią“ . Tą pogańską filozofią b yły w łaśnie odpow iednio do brane m ak sy m y „poczciwego M arka A u reliusza“ — ja k go się nazyw a w dram acie. M aurycy

(22)

D E B IU T D R A M A T U R G IC Z N Y Ś W IĘ T O C H O W SK IE G O 21

D obry cz jest zupełnie jednom yślny z lipskim d o k torantem i w sw ych sym patiach dla w ładcy-stoika, podobnie jak podziela uczone poglądy 0 d eterm inizm ie w oli ludzkiej. W szak głów ną m aksym ą, k tó rą Ś w iętochow ski każe odczytyw ać M aurycem u w celach dydaktyczno- d y sk u syjny ch je s t m aksym a R ozm yśla ń M arka A ureliusza, tłu m a ­ czona przez a u to ra dram atu :

Jeśli ktoś w czymś przeciwko tobie zawinił, zastanów się nad tym, jakie m iał pojęcie o złym i dobrym, które go do przewinienia skłoniło. Skoro je bowiem poznasz, uczujesz litość i nie będziesz ani dziwić się, ani gniewać: gdyż albo masz takie samo o złym i dobrym pojęcie i wtedy mu przebaczysz, albo masz inne i w tedy ogarnie cię w spółczucie dla b łą­ dzącego 31.

Ta o sten tacy jn a dem on stracja antykato licka, któ.ra ta k roz­ drażn iła krak o w sk ich arystarchów , b yła św iadom ym zabiegiem lite ­ rack im Św iętochow skiego. N ajzupełniej w spółcześnie cytow ał p rze ­ cież w sw oim tra k ta c ie nau k o w ym z ap ro b atą opinię B uckle’a, że M arek A ureliusz był najw iększym n iep rzyjacielem chrześcijaństw a (co je s t zresztą gru b y m uproszczeniem sensu jego filozofii), a rów no­ cześnie człow iekiem szlachetnym , z n a tu ry łagodnym i nieposzlako­ w anie u c z c iw y m 32. A le n ap raw d ę nie „pogańska filozofia“, lecz „cyw ilizow any n ih ilizm “ N ie w in n yc h b y ł głów nym przedm iotem zastrzeżeń kół k onserw atyw no-katolickich.

Św iętochow ski, ja k się już rzekło, do po jed n an ia m ałżonków po dłuższej sep aracji doprow adza przecież nie tylko w oparciu o p rze­ słank i incyd en taln e, na k tó ry ch budow ał całą ak cję dram atu , lecz poprzez uzasadnienie filozoficznej racji, poprzez uzasadnienie ko­ nieczności takiego pojednania. P row ad zi do niego w zajem na m iłość 1 tęsk n o ta obojga O niem skich n a p lan ie zdarzeń, objaśniają zaś poglądy rezo n era — M aurycego D obrycza na gruncie filozofii. B oha­ te rk a d ram atu , p ró b u ją c jakoś w ytłum aczyć a u to ra z n azb y t czę­ stego szelestu k a rte k w N iew in n ych , mówi, że M aurycy „dotąd, może przypadkow o, d obierał m i tak ie książki, k tó re co kro k za­ czepiały o zagadnienia m ojego życia“ . K a rtk i z tra k ta tu m oralnego „zaczepiające“ o k o n flik t d ram a tu pochodziły z n o ta tn ik a dokto­ ra n ta lipskiego. C hyba w szystkie pom ieścił Św iętochow ski w swoich rozpraw ach n aukow ych z tam tego czasu.

31 W. O k o ń s k i , Niewinni. Dramat w trzech aktach. Wyd. 2. Kraków 1876, s. 42. Jest to fragm ent (ks. VII, 26) Rozmyślań Marka A u r e l i u s z a .

32 A. Ś w i ę t o c h o w s k i , O powsta niu p ra w moralnych. Warszawa 1877, s. 153.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W Copenhagen Study zaobserwowano, że u osób spożywających od 14 do 21 jedno- stek alkoholu rozłożonych na 5-7 dni ryzyko zgonu z powodów sercowo-naczyniowych było nawet 50%

Przyszłość ta związana jest, jak się wydaje, z możliwością zachowania idei swoistości ludzkiej świadomości, działania i praktyki (jako jawnych dla samych siebie),

Sens początku staje się w pełni zrozumiały dla czasów późniejszych - z końca widać początek - a zarazem jego rozumienie jest ożywcze dla tych czasów - jest dla

Z niego pochodzi wszystko, czym umysł jest, i od niego to, że jest; nie jest umysł bowiem przyczyną swojego istnienia, nie ma z siebie zdolności istnienia —

Celem tematu będzie wypracowanie i zastosowanie metod symulacji zjawisk rzadkich i katastroficznych, które mają wpływ na osoby ubezpieczone wraz z próbą

Jak ważny jest skład Rady Dzielnicy można było się przeko- nać podczas głosowania nad prze- kazaniem do zbadania przez Komi- sję Rewizyjną Rady Dzielnicy trybu

Jednym z owych rozwiązań jest specyficzna redakcja schematu fasady palla- diańskiej, wykorzystana przez de Witta w projekcie kościoła w Berdyczowie, a także w elewacjach

— grafika (pędzący pociąg: z komina lokomotywy wydobywają się gęste kłęby pary, które układają się w kształt tunelu kolejowego, z którego wyjeżdża tył tego