• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1948.07.04 nr 27

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1948.07.04 nr 27"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

V WUTTESJ' L ’hum m m cikuu)

Stron 12

O plata pocztowa niszczona ryczałtem ,

Cena 20 zł.

r

t y g o d n i k s p o ł e c z n o - R A

Rok V Łódź, 4 lipca 1948 r. Nr 27 (156)

W

NUMERZE

m ię d z y i n n y m i:

W. Woroszylski, T. Kubiak

— W iersze

J. Litw in

— U w a g i o o rg a n iz a c ji s tu d ió w

s ty c z n y c h

W. Jedlicki

— W ia ra i h is to ria

W. Jaźdżyński

— N o ta tk i z C zechosłow acji

J. Falenciak

— K a p lic z k a i p a n o p tic u m

Y D. Gałaj

— M ło d z ie ż na w id o w n i

L. Szwengrub

— W a rm ia i M a z u ry

J. Huszcza

— F o to g ra fia

L. Budrecki

— A n d rz e je w s k i p rze d w o jn ą

A. Kamieńska —

L is t z L u b lin a

h u m r

J Jon Aleksander Kró!

PRAWDA P OL I T Y C Z

U narodzin jednej, wspólnej or­

ganizacji młodzieżowej w. Pol­

sce zapisać będzie musiał histo­

ryk dwa wydarzenia, nic bez wpływu na treść i natężenie sa­

mego zjednoczenia. Pierwsze wydarzenie to list papieski. Drugie

k o n fe r e n c ja

londyńska.

Kiedy papież przekreśla odpowiedzial­

ność Niemien za cel i potworności minio- nej wojny, kiedy moralnym według nie­

go jest powrót Niemców do wschodnich posiadłości

(z

którego zaboru?), kiedy konferencja londyńska przekreśla zjedno­

czenie Niemiec, poprzedzone demilitary- zacją ^ i demokratyzacją, kiedy odrzuca przewidziane w Jałcie i Poczdamie za­

walcie traktatu pokojowego z Niemcami, kiedy zagarnia zachodnie, przemysłowe Niemcy dla eksploatacji USA i Anglii, kiedy na tej odciętej przestrzeni Niemiec hoduje hitlerowskie zarazki nacjonaliz­

mu szowinistycznego i odwetowego, kiedy ula ożywienia ducha narodowego powołu­

je niemieckich magnatów przemysłowych, odbierając kontrolę nad produkcją masom narodu niemieckiego, kiedy „jedność“

przygotowuje za kordonem przez siły ka­

pitalistyczne i hitlerowskie, kiedy patro­

nuje ich żądaniom wznowienia rewizji wschodnich granic — taki Ust papieża i takie uchwały konferencji' londyńskiej stają s.ttydła hjóSziozy po.^iuo. ’;pjzy- - słowiowym „kijem w mrowisku“ .

I nie mamy tu na myśli — pierwszego tylko, doraźnego, spontanicznego odruchu solidarności narodowej. Jakże mogłoby być inaczej, kiedy i. list papieża i konfe­

rencja londyńska odnawiają szowinistycz­

ne zapędy niemieckie na nasze ziemie za­

chodnie. Te dwa wydarzenia otwierają naszej młodzieży oczy 1 na coś więcej, na międzynarodową politykę, na świadomą akcję rozbicia krajów Europy na prze­

ciwstawiające się sobie wzajem obozy.

Przed młodzieżą stają zasadnicze pytania:

Kto porusza sprężynami tej akcji? Komu ona służy? Jakie będą jej konsekwencje?

Są już pewne prawdy dorobkiem i spo­

łeczeństwa i młodzieży. Do takich należy doświadczenie i zrozumienie sensu minio­

nej wojny. Na Polskę napadły Niemcy nie dlatego, że mają takie odwieczne, skłonności łu. leskie, nic dlatego, że się im charakter narodowy odm ienił, na „wście­

kliznę“ .

I pierwsza i druga wojna światowa na­

leżały (w punkcie wyjścia) do wojen we­

wnętrznych kapitalizmu imperialnego.

Na przełomie w. XIX i XX kończy się po­

dział świata pomiędzy stare mocarstwa kapitalistyczne. Ściślej należałoby powie­

dzieć — pomiędzy stare ośrodki dyspozy­

cji kapitalistycznego władania. Stanowi je oligarchia burżuazyjna USA, Anglii,

Francji, powiązania sięgają do Niemiec, Rosji carskiej, Włoch, Japonii. Ale fasa­

dą dla tych ośrodków są rządy państw ka­

pitalistycznych, majestat suwerennych na­

rodów. Wiek X IX wytworzył bowiem nie tylko burżuazję, ale i burżuazyjne pojęcie ojczyzny i patriotyzmu. To są narzędzia ry ­ walizacji wewnątrzklasowej szczytów ka­

pitalistycznych różnych krajów.

Słynna, kompromitująca Anglię, wojna z Burami w-pierwszych latach X X wieku o.słoniła straszny mechanizm imperializ­

mu kapitalistycznego. Najazdy na dale­

kie lądy w X V III w. poszły w zapomnie- nie. Rola stróżów kolonii, nie miała dla Europy drastycznej wymowy militarnej okupacji. Uprzytomniło ją dopiero powsta­

nie. Burów. Stało się jasne, że stare im ­ peria na wolnej konkurencji poprzestać nie mogą, że walka interesów opiera się o mi­

litarne zaplecze. Kraje (lądy całe), kie-, ciyś eksploatowane przez wywóz surowca, przez eksportowani tam towary użytko­

we, później maszyny, wytwarzające towa­

ry, od szyn kolejowych poczynając, kraje te dozbrajane z czasem coraz bardziej przemysłowo, dlatego właśnie stają się ró­

wnolegle coraz mniej „dojne“ , coraz bar­

dziej gospodarczo samowystarczalne, coraz żywiej wzbierają dążeniami emancypacyj­

nymi. Dlatego „utrzymanie ich w ręku“

zmusza imperialny kapitalizm do v.pro-

wadtięuy Do

:rt

dżem a tajemnicy i zasady swego panowa- nia. Opinia europejska w wojnie z Bura­

mi chciała jeszcze widzieć nieprzytomne, wyjątkowe zacietrzewienie polityków W. Brytanii, wynikłe być może stąd, że by­

li nim i gubernatorzy.

Przewlekła, wieloletnia .Wojna z Bura­

mi sygnalizowała inną jednak prawdę. Za­

rysowały się przed kapitalizmem cztery niebezpieczeństwa: 1) pierwsze próby w y­

zwalania się kolonii, 2) zaostrzenie się konkurenci! pomiędzy ośrodkami wielkie­

go kapitału, co znaczyło między innymi:

kolonia wypadając z naszych rąk dostanie

Ję w ręce naszego konkurenta, 3) rozwój

obrazić zw ycięstw o Niem iec

przemysłowy o apetytach imperialnych za- wojnie światowej, stworzyłoby ono dla An

: --- I • ' T • - T T TT _ . 1 T _ r f l 1 i „ „ i . 1 * i - i •» --- .

późnionych krajów (Niemcy, Włochy, Ja­

ponia), 4) drążący Europę ruch klasy ro­

botniczej, niebezpieczeństwo obalenia u- stroju kapitalistycznego, w dalszej kon­

sekwencji podcięcie tradycyjnej kalkula­

cji wyzysku, opartej o eksploatację dale­

kich lądów i kolonii.

Na przełomie w. X IX i XX Stany Zjed­

noczone AP. już przewyższają W. Brytanię potencjałem gospodarczym. Pierwsza woj­

na światowa grozi jej ze strony Niemiec jeszcze bardziej poniżającym przesunię­

ciem w hierarchii kapitalistycznych mo­

carstw, Dla Francji przegrana równałaby się (po ciosie z r. 1870) wykreśleniu jej z tradycyjnego koncertu, rozstrzygającego dotąd o równowadze europejskiej. W tej

Słowiański w a ł obronny osady biskupińskiej

wojnie kapitalizm nie miał zginąć. M iał , że nową jest tylko forma organizacji ka- zrniemc ^skłacł, sił, decydujących pitalizmu, pozbawionego tego, co miała

°. uaiszych jego losach. Gdyby sobie w y- Anglia poza macierzystym krajem tzn.

w pierwszej przestrzeni, surowców i sił roboczych. Nie ' widzi się, że faszyzm to organizowanie ka­

pitalizmu agresywnego, kapitalizmu ńa wojnę, po przestrzenie; surowce i siły ro­

bocze. Nie widzi się, że na tym etapie im ­ perializmu pojęcie „kolonii“ traci swój związek tradycyjny z dalekimi lądami i kolorowymi ludami. Kolonie zaczynają się teraz tuż poza granicą państwa fa­

szystowskiego, nie widzi się, że tę nową fazę zaczynają wprawdzie Niemcy, Wło­

chy i Japonia, ale ona w rozwoju kapita­

lizmu staje się etapem obowiązującym ca­

ły świat kapitalistyczny. Po drugiej w oj­

nie światowej' sukcesorem tak rozumianych kolonii staną się Stany Zjednoczone AP. ' Cóż innego oznacza wdarcie się USA w Kongo Belgijskie? Cóż innego — wymu­

szenie na A nglii zniesienia umów preferen­

cyjnych z członkami B rytyjskiej Wspól­

noty Narodów? Dotychczas wewnętrzne ryn ki imperium angielskiego stają otwo­

rem dla USA. Cóż innego — przejęcie od W. Brytanii wielu punktów strategicz­

nych, handlowych i przemysłowych? Cóż innego — . w ramach planu Marshalla — wejście z finansjęrą i w ielkim przemysłem angielskim w kartel? Cóż innego — dyk­

tat polityczny i gospodarczy postawiony Ira n c ji, którego sens jest jeden — roz- g lii zagrożenie straszliwe, ale i dla USA

bardzo wielkie. W posiadaniu Niemiec znalazłoby się zaplecze: Polska i wielkie przestrzenie Rosji. Francja w szachu:

Włochy Niemcy. Wpływ bezwzględny na Bałkany. Morze Śródziemne, , Mała Azja, Kanał Sueski i wybrzeże A fry k i w y­

leciałyby z rąk Anglii: odcięcie od Indii (i A ng lii i Francji i Holandii). Konkuren­

tem na Dalekim Wschodzie dla USA sta­

łyby się Niemcy i Japonia.

Niemcy przegrały. Zwycięstwo w we- wnątrzimperialnej wojnie musiało być opłacone ustępstwami na rzecz dziewięt­

nastowiecznej tradycji (liberalnej) wolno­

ści narodowej ludów. Pękła monarchia Habsburska. Powstała Polska. , Ale pod ko­

niec tej wojny rewolucja rosyjska zreali­

zowała powszechną w Europie ideę w alki z^kapitalizmem w jednym w ielkim kraju.

Kapitalizm został zagrożony nie tylko w swej wewnętrznej strukturze — walką konkurentów — ale również od zewnątrz.

Sama zasada ustrojowa kapitalizmu zosta­

ła podważona zaistnieniem państwa o przeciwstawnym ustroju. Ta nowa' sytua­

cja skomplikowała grę kapitalistyczną.

Należało „podminowanie Europy“ trakto­

wać na tym etapie bardziej serio, niż za b ra ja ń ie przem ysł u ira n ra s k ie g o rp rz e o b ra - p a ryskie j kom uny. Należało na D ale kim zenie F ra n c ji w ko lo nię albo ' "

S. Jakubowski. Grodzisko św iątyni Swarożyca w ltadgeszczy

Wschodzie liczvć się z rucham i w olno­

ściow ym i nie ty lk o ze w zględu na czyha­

jących na odbicie konkurentów . Czerwona re w o lu c ja . w Hiszpanii, czerwona re w o lu ­ cja w Chinach pokazały w łaściw y bieg h i­

sto rii nowoczesnej. K a p ita lizm im p e ria ln y staną* przed podw ójnym zadaniem: d a l­

sze o w znj——ląjjo pożerania się ko n k u re n ­ tów z uwzględnieniem w a ru n kó w , kt.óre- bv b m n iłv sam system ka p ita listyczn y przed zagłada

Przegrane Niemcy i W łochy zostają z pow rotem protegowane. Ich faszyzm ro ­ bi w rażenie nowego ustro ju. N ie w id z i się,

, ___ dosłownie

„d z ik ą skazaną na to w a ry am erykańskie, albo kolonię uprzem ysłow ioną w posiada­

n iu fir m am erykańskich. Cóż innego — angielska rozpaczliw a masakra w G re c ji i Palestynie dla u trz y m a n ia M orza Ś ród­

ziemnego i poprzez ka na ł Sueski d ro g i do In d ii?

A le w ró ćm y jeszcze na m om ent do la t m iędzyw ojennych. G ra ka pita listyczn a na a w ie s tro n y przynosi nieobliczalne w irn i­

k i. Faszystowskie, w ojenne N ie m c y __

łu d z iły C ham berlainów , że cała energia tu zgromadzona obróci się na obronę sy­

stemu kapitalistycznego, że utuczonym

(2)

S tr. 2

„W I E S“ N r. 27 (156)

konkurentem załatwią komunizm, zniszczą Związek Radziecki. Już w r. 1935 popular­

na piosenka Hitlerjugend głosiła:

„M y chcemy maszerować przeciw Rosji, my chcemy wejść do Rosji.

Bolszewicy ugną się pod naszą pięścią!

Pożary rozkwitną na drogach“ .

(według „Prager Presse“ ) Oczywiście, chcieli. I nawet również dla­

tego, aby kiedy się reprezentuje kapita­

lizm, zniszczyć komunizm. Ale kiedy się reprezentuje kapitalizm, to niszczy się wszystko. Pobita Rosja byłaby pierwszą podstawą (przestrzenie, surowce, siły ro­

bocze), do pobicia kapitalistycznych kon­

kurentów. I Niemcy musiały w tej fazie działać na dwa fronty. Stało się to w i­

doczne od pierwszych dni września 39 r.

Kapitalistyczny imperializm bije się i z przeciwnikiem ustrojowym i ze zwolenni­

kiem tego samego ustroju, skoro ustrój kapitalistyczny stoi na konkurencji i na wynikających z niej konfliktach — coraz o- strzejszych i rozszerzających się na coraz większe zespoły sił narodowych, rzucanych w starcie.

Gdyby znów przyjąć możliwość zwycię­

stwa w tej wojnie Niemiec, jakżeby w y­

glądała sytuacja międzynarodowa? Czy byłoby to tylko zwycięstwo nad komuni­

zmem? Za co otrzymaliby marszałkowie i politycy I I I Rzeszy historyczne dyplomy z Waszyngtonu i Londynu? Ejże. Zwycię­

stwo Niemiec (nawet bez zajęcia Anglii) to znaczy: cała Europa „pracująca“ dla nich. Azja w dwóch rączkach: niemiec­

kiej i japońskiej. USA i Anglia przegna­

ne z Pacyfiku, Morze Śródziemne — nie­

mieckie. A fryka buszowana przez nie­

mieckie i włoskie ekspedycje. Hm, jakby sie prezentowały USA? Prawda, że jeszcze przed wojną osiągnęły dwa razy większy od A nglii potencjał gospodarczy. Prawda, że St. Zjednoczone są gospodarczo samo­

wystarczalne. Ale nie na tym polega funk­

cjonowanie systemu kapitalistycznego. Nie brać towarów — to znaczy zmuszać inne kraiu do brania własnych, to znaczy zyskać warunki na niszczenie tam przemysłu.

W wypadku zwycięstwa Niemiec USA zo­

stałyby odcięte od rynków obcych i od pa­

nowania na nich, czekałby je los ugotowa­

nia się we własnym sosie.

Wygrana Niemiec to nowy układ w hie­

rarchii mocarstw kapitalistycznych. Na pierwszym miejscu znalazłyby się Niemcy, potem Japonia, dopiero USA, Włochy; dla parowiekowej, świetnej tradycji A nglii nadszedłby koniec, pogrzebana zostałaby i Francja.

Niemcy przegrały. Ale trzeba powie­

dzieć sobie, kto je rozgromił? Kto ocalił USA i Anglię przed opisanym dopiero co iosem? One same? Niewątpliwie część u- działu w tej wojnie złożyły. Rozstrzygają­

cą? M ilitarnie rozstrzygającą — w krw i, odwadze i strategii? Gdzie do diabła roz­

strzygnęły się losy wojny — na zachod­

nim, czy wschodnim froncie? Gdyby na­

wet przyjąć — popularną w latach oku­

pacji opinię -— że alianci się nie spieszą, niech się Związek Radziecki w ykrw aw i na ile się tylko da, to i wówczas trudno pomi­

nąć dwie prawdy: 1) na odcinku własnym, Afryka, Pacyfik — długo i kompromituj ą- co załatwiali się alianci, 2) ich „odczekiwa- nie“ rzeczywiście pozwoliło Niemcom związać % swoich sił na froncie wschod­

nim.

I gdyby nie zapora tutaj inacZejby w y­

glądała sprawa Japonii i Pacyfiku. Tak czy inaczej (z obliczeniem, czy bez oblicze­

nia aliantów) losy wojny rozstrzygnęły się na wschodnim froncie. Niemców pobił Związek Radziecki. Czy to coś znączy?

Oczywiście, znaczy bardzo wiele. Wojna Niemiec, czy wojna aliantów (niezależnie od tego co by sobie przypisywali) miała jeden sens: utrwalić system kapitalistycz­

ny (podbicie ZSRR) zgnieść, osłabić i w y­

bić się ponad pozostałych konkurentów imperialnego kapitalizmu. W tym rachun­

ku niezmienną miała pozostać zasada świa­

towego panowania ustroju kapitalistycz­

nego. W zmiennych natomiast: 1) prze-

*)

Priestley szeregowanie w hierarchii mocarstw kapi- Książka, 1947.

talistycznych, i 2) przejście zwycięskich, tym samym najpotężniejszych konkuren­

tów imperialnych do kontynuowania fazy kapitalizmu, zapoczątkowanej przez fa­

szystowskie Niemcy tzn.; wszystko co po­

za nami — to kolonie. Koniec z krajami

„przejściowymi", średnimi, na pół mocar­

stwowymi. I rzeczywiście, wcześniej trzesz­

czą żebra Anglii, Francji i Włoch, niż Danii, Szwajcarii czy Holandii.

Wojna dla Związku Radzieckiego miała inny sens: obrony federacji narodów so­

cjalistycznych i w alki z państwem, repre­

zentującym kapitalizm imperialny. W ra­

chunku „alianckim“ los wszystkich naro­

dów (poza najpotężniejszymi imperiami) został sprowadzony do losu kolonii i pół­

kolonii. Przekreślona ich suwerenność po­

lityczna, przekreślony ich rozwój gospo­

darczy i rozwój przemian społecznych, tzn.

możliwość zniesienia ustroju kapitalisty­

cznego i przejęcia przez masy ludowe wła­

dzy państwowej.

W rachunku wojennym Związku Ra­

dzieckiego otwierała się możliwość na wyprowadzenie natychmiast szeregu na­

rodów z ich dotychczasowej sytuacji pół­

kolonii, na ułatwienie im przez zwycięstwo nad kapitalistycznymi i faszystowskimi Niemcami dokonania głębokich, historycz-

nie koniecznych i zbawczych przemian so­

cjalnych. Bo suwerenność narodów mie­

rzona może być tylko stopniem niezależ­

ności od kapitalizmu. Jeszcze do tej w oj­

ny mogło wydawać się krajom takim, jak Belgia czy Holandia (z zapleczem w kolo­

niach), lub takim jak Szwajcaria czy Da­

nia, że koniunkturalna ich sytuacja da się utrzymać na długą przyszłość. Dziś upa­

dły złudzenia. Inna jest pozycja A nglii i Niemiec. Skończyła się rola Danii, jako

„dojnego wymienia“ u brzegów W. B ry­

tanii. Skończyły się nadzieje rentierów belgijskich, na to aby ich dzieci mogły pić mleko z kokosów. Benelux to nie be­

ne lulu!

W, rachunku wojennym Związku Ra­

dzieckiego otwierała się możliwość ugrun­

towania na nowych przestrzeniach Euro­

py i świata postępowych dążeń mas ludo­

wych i zrealizowania idei sprawiedliwości społecznej. Otwierała się możliwość tra­

fienia do rozsądku mieszczaństwa tych półśrednich, tych niby jeszcze mocarstwo­

wych krajów kapitalistycznych, jak Fran­

cja, która na „ładzie amerykańskim“ , zy­

skuje tylko nieład, druzgocący jej pozycje państwa, tyle w Europie dotąd znaczące­

go. Otwierała • się możliwość osadzenia aliantów w większym respekcie dla sił Europy i świata, które budują nowy po­

rządek ustrojowy.

I chociaż pod bardzo# dziwną postacią — respekt ten da się wyczytać. Nerwowe, gwałtowne zabiegi USA i Anglii, (dozorcy Am eryki w Europie), aby owładnąć Wło­

chami, Francją, Hiszpanią, Niemcami i drobiazgiem z Beneluxu mówią aż nadto wyraźnie o znaczeniu, jakie przypisują zwycięstwu w tej wojnie, Związkowi Ra­

dzieckiemu i powstaniu demokracyj ludo­

wych w środkowej i wschodniej Europie.

To co się dzieje z Anglią, Włochami, Francją i Niemcami ma w tych krajach wymowę katastrof narodowych. Karteli- zacja tych państw stanowi nawet dla burżuazji cios. Z czynnej i niezależnej ekonomicznie przechodzi na pozycje opła­

conych akcjonariuszów. Na jak długo i w ja k ie j, wysokości? Odpowiedzi na te dwa pytania ona już dać nie może.

Kartelizacja odcina ją od wpływu na Wiktor Woroszylski

SOLIDARYSTYCZNA BEZRADNOŚĆ

M a m y m a j 1945 r . W o jn a dopiero się s k o ń ­ czyła, p o w ra c a ją do A n g lii p ie rw s i zdem obi­

liz o w a n i. W śró d n ic h — „ t r z e j p a no w ie w c y ­ w ilu " , tr z e j p rz y ja c ie le z fro n tu . „W o jn a się s k o ń c z y ła — n o i co d a le j? " -—- to p y ta n ie zostaye postaw ione ju ż n a p ie rw s z e j s tro n ic y p o w ie ści P rie s tle y h *), M ło d z i lu d z ie w ie r z y ­ l i będąc na fro n c ie , że gd y n a s tą p i p o k ó j, w s z y s tk o się zm ie ni, będzie inaczej n iż k ie ­ dyś. I oto s ty k a ją się ż n ie z m ie n io n y m spo­

łeczeństw em , ze starą m a c h in ą w y z y s k u , n ie ­ ró w n o ś c i, o b łu d y . M ło d y m e k s-żo łn ie rzo m nie podoba się s y tu a c ji, k tó rą zastają. Chcą z m ie ­ n ić tę sytua cję, chcą w alczyć. D otąd je s t w s z y s tk o w po rząd ku.

A le s ię g n ijm y do m o ty w a c ji. „M n ie ta m w szystko je dn o, czy będę p ra c o w a ł d la siebie, czy stow arzyszę się z in n y m i w ja k ie jś ro ln ic z e j ko o p e ra ty w ie , czy będę pra cow ać w kołcho zie, n a gospodarce ty p u r o ­ s y js k ie g o . P o t y m w s z y s tk im co p rze żyłe m , ze w s trę te m p a trz ę n a o b rz y d liw ą chciwość, n te m ogę słuchać tego ohydnego w rz a s k u , ja k b y w y g ło d n ia łe p s y d a r ły się o ochłap p a ­ d lin y " O co cho dzi w p rz y to c z o n y c h z da­

n ia c h ? D o czego i dlaczego będzie d ą ż y ł syn fa rm e ra , świeżo p r z y b y ły z fr o n tu ?

T en cz ło w ie k , ja k w y n ik a z powyższego, nie u ś w ia d o m ił sobie n ic z w ła ś c iw e g o sensu p a n u ją c y c h sto s u n k ó w społecznych, n ie wie, gdzie szukać p rz y c z y n zła , a n i ja k je z w a l­

czać. J'est m u w s z y s tk o je dn o, ja k i będżós s y ­ stem p ro d u k c y jn y , g n ie w a ją go t y lk o pewne p r z y k r e cechy otoczenia (np . chciw ość) w z ię ­ te w o d e rw a n iu od u s tro ju , k t ó r y je z ro d z ił.

T en je s t synem fa rm e ra , k t ó r y d o ro b ił się podczas w o jn y , ale d r u g i p rz y ja c ie l, ro b o tn ik , w m n ie js z y m jeszczte s to p n iu zdaje sobie spra w ę o co chodzi. Ten zn o w u »czuje się po­

k rz y w d z o n y dlatego, że w czasie, g d y on p rz e b y w a ł n a fro n c ie , żona je g o „pu szczała się z Y a n k e s a m i". P ro b le m żyw ce m w y ję ty z „ D r o g i p o w ro tn e j" R h m arqu e‘a.

C e n tra ln ą p o sta cią k s ią ż k i je s t trz'eci k o m ­ b a ta n t, m ło d y a ry s to k ra ta , k t ó r y ośw iadcza:

„n a s z a kla 3 a so c ja ln a w y k o ń c z y ła się ja k o k la s a i n ie p o w in n a up ie rać się p r z y k o n ­ ty n u a c ji" . P rz e d do jście m do te j obiecującej k o n k lu z ji eks-żo łn ie rz o s ta tn ie j w o jn y p rz e ­ ż y w a g łę b o k ą ro z te rk ę , w ra z z ń im prze żyw a ro z te rk ę je go s io s tra , m ło d a a ry s to k r a tk a o c z u ły m i s z la ch e tn ym sercu (zadanie s z k o l­

ne: _— p o rów nać: D ianę, b o ha te rkę „T rz e c h pa nó w w c y w ilu " z m ło d ą a r y s to k ra tk ą z „ M ia s ta w d o lin ie “ i :Sheilą B ir lin g z „P a ­ n a in s p e k to ra “ w yszu kać w ty c h trz e c h u - tw o ra c h in n e id e n tyczn e postacie).

P rz e ż y w a ją c ro z te rk ę , d y s k u tu je . D iana zw ie rz a się b ra tu : „p ró b o w a ła m p o lu b ić k o ­ b ie ty i dzieci, wówczas, g d y p ra c o w a ła m na p u n k c ie o p ie k i n a d e w a k u o w a n y m i. P ró b o w a ­ ła m p o lu b ić m ężczyzn — g d y p ra c o w a ła m w stołó w ce d la żołnierzy. A le n ie p o lu b iła m a n i jednych, an i drugich... W iem , że to n ie ­ dobrze, ale nie m ogę p o ra d z ić sam a z'e so-

T rz e j pa n o w ie w c y w ilu ,

b ą “ , (P o d k r. m o je — W . W .). N a to b r a t p rz e ­ ko n u je , ją , że lu d z ie 2 g m in u są a tłh t/n iż ona sądzi: „P o d p o w ło k ą gruboskórności... m a ją ja k ą ś u k r y tą , im t y lk o w ła ś c iw ą subtelność i d e lika tn o ść uczuć... M a ją w y ro b io n e własne, głęboko zakorzenione poczucie m o ra ln e “ . — (P o d k r. m oje — W . W .).

A w ię c znow u z zagadnień p o lity c z n o - spo­

łe cznych c ię ż a r zosta je p rz e s u n ię ty n a z a ­ g a d n ie n ia „p o c z u c ia m o ra ln e g o " lu d u j t. p.

T o poczucie m o ra ln e je s t te ż powodem , że w ko ń c u a ry s to k ra ty c z n e rod zeń stw o za w ie ­ r a sojusz z m ło d y m fa rm e re m i robociarzem , a b y w s p ó ln ie dążyć do ja k ie jś z m ia n y. J e ­ szcze ra z s ię g n ijm y do m o ty w a c ji: „ N ie bę­

dziem y zb yte czni, n ie będziem y w yko ń cze n i, o ile n ie będziem y s e p a ro w a li się od in nych . M y przecież w szyscy je s te ś m y t y m s a m y m społeczeństwem . N ie k tó r z y z nas;

to b a r­

dzo s y m p a ty c z n i c zło n ko w ie społeczeństwa.

A le m u s im y m y ś le ć o Sobie ta k , ja k o z w y ­ k ły c h ludziach... Trzeba, a b yśm y nie s ta r a li się zachow ać d la siebte o so b liw ych p r z y w i­

le jó w , ja k ic h n ie p o sia dają m a s y ".

Z a u w a ż m y tu naw iasow o, że k s ią ż k a P rie s tle y ‘a je st a g itk ą . D a się w n ie j w y k a ­ zać w y ra ź n a zależność w ie lu s tw ie rd z e ń są­

dów o d a k c ji p rz e d w y b o rc z e j la b o u rz y s tó w (la to 1945 — w y b o ry do Iz b y G m in ), ja k ą zate m ro lę o d g ry w a w t y m k o n te k ś c ie p r z y ­ toczo na w yp ow ied ź bo ha te ra pow ie ści? W y ­ da je .się,_ że m ożn a ją tra k to w a ć ty lk o ja k o w skazanie m o ra ln e ( i p ra k ty c z n e ) w ysu nię te w k ie ru n k u k la s posia dających W ie lk ie j B r y ­ ta n a , a w p ie rw s z y m rzędzie — a ry s to k ra c ji.

P rie s tle y bu du je rów nie ż o g ó ln y p ro g ra m d la całego społeczeństwa- „ T r z e j panow ie w c y w ilu " m a ją w sza k w a lc z y ć o zm ianę, 0 re fo rm y . O to ja k będzie w y g lą d a ła ic h d z ia ­ ła lno ść: „B ę d z ie m y pra cow ać uc z c iw ie d la społeczeństw a, będziem y w y k o n y w a li tę p ra ­ cę, do k tó r e j społeczeństwo osądź}, że się na da jem y. P rz e s ta n ie m y być le n iw i i g łu p i, c h c iw i .1 n ie c z u li. Z a m ia s t w s p ó łz a w o d n i­

c tw a —- w spółpraca. Z a m ia s t p ró ż n ia c tw a — p la n o w a n ie ",

W ra m a c h ja k ie g o u s tro ju ? C zy uprzednio n a s tą p i lu d o w a r e w o lu cja ? J e ś li ta k , k to 1 ja k ją p rz e p ro w a d z i? J e ś li nie, ja k ą p r a ­ cę będą w y k o n y w a li d la społeczeństw a k a p i­

ta lis ty c z n e g o , ja k będą p la n o w a li?

K ro p k a . O dpow iedzi b ra k . B o h a te ro w ie z o ­ s t a li . w y p ro w a d z e ń ] w pole, a ra c z e j n a u to ­ p ijn ą drogę — do „M ia s ta w d o lin ie ". O s ta t­

n ia c y ta ta słu ż y ć może za tezę przew odnią.

B rie s tl'e y ‘a uw aża się n ie k ie d y za k o m u n i­

stę.. Może je s t on n im w ż y c iu p ry w a tn y m , m o żliw e też, że g ło s i postępową ideologię w sw oich pra c a c h p u b lic y s ty c z n y c h , albo w dzieła ch lite ra c k ic h , k tó r y c h jeszcze nie znam y. W y m ie n io n e je d n a k u tw o r y p is a ł t y ­ p o w y a n g ie ls k i drobnom ieszczański m o ra li­

sta. M o ra lis ta , n a k tó r y m cią żą złu dze nia fa - bianazmu j w s z e lk ic h in n y c h u to p ijn e — so­

c ja lis ty c z n y c h k ie ru n k ó w W ie lk ie } B ry ta n ii.

M o ra lis ta , po sia d a ją cy n ie w ą tp liw ie bardzo dobre chęci, lecz c a łk o w ic ie bezsilny.

tok produkcji. Dla mas narodowych tych krajów kartelizacja oznacza albo znisz­

czenie przemysłu albo przejęcie go przez...

„plan Marshalla“ . USA dodają do zaog­

nionych wewnętrznych stosunków spo­

łecznych jeszcze jeden motyw — w alki narodowej, w alki o wolność narodu. W tej chwili znajduje się ona całkowicie na lin ii w alki klasowej i jedynym jei rzeczywi­

stym sukcesorem został proletariat An­

glii, Francji, Włoch i Niemiec. Te dwie w alki w kapitalizmie zbiegają się i muszą się zbiec tym szybciej i tym gwałtowniej im bardziej jawna staje się ingerencja ob­

cego kapitału. Burżuazja zdradza swój naród. Burżuazja przestała być wewnętrz­

ną sprawą socjalną narodu. Jest z nią dziś tak, jak z francuską arystokracją w dniach Wielkiej Rewolucji, siedzi na cu­

dzych dworach i skamle o pomoc dla zdła­

wienia wolności własnych narodów. Pro­

ces ten odbywa się z gwałtowną szybko­

ścią. Jego przebieg toczy się poprzez ogni­

wa klasowe. Wyłączmy chwilowo z ra­

chunku burżuazję. Uderza już teraz w śre­

dnie i drobne mieszczaństwo, uderza jesz­

cze silniej w robotników i chłopów. Zmo­

wa

z

Włochami czy Francją nie jest zmo­

wą z narodem. Konferencja londyńska nie wzięła pod uwagę, że narody obdarzo­

ne „ładem amerykańskim“ na zmowę ka­

pitału USA z kapitałem ich burżuazji do­

piero odpowiedzą. Tym ostrzej, że jak na przykładzie Francji widać, Francja (tzn.

jej finasjera) została odsunięta od kon­

tro li nad produkcją Zagłębia Ruhry, a jej własna produkcja na terenach odzyska­

nych włączona jest w plan strefy okupa­

cyjnej.

Uchwały konferencji londyńskiej uka­

zują masom ludowym krajów, opanowa- nych planem Marshalla, nowego żandar- ma, jakiego z Niemiec chce USA urobić, dla pilnowania skolonizowanej części Eu- ropy i zagrożenia nim i po raz drugi Euro­

pie demokracyj ludowych. Kapitalizm był przed wojną. B ył we Francji, Angiii i Włoszech. Ale ten, jakiego zaznaj a dziś ma inną wymowę. Nawet o A r "lii'można powiedzieć: kapitalizm w kapitalizmie.

Odnawianie eksperymentu z Niemcami w stylu przedwojennym nie jest zapowiedzią nawet powrotu do lat międzywojennych.

Przeciwnie, zapowiedzią utrzymania narodów, schwyconych w „ład amerykań­

ski“ w potrzasku imperialnego, eksploatu­

jącego kapitału TJSA.

Dlatego rozwiązywanie sprawy niemiec­

kiej przez. Stany Zjednoczonej Anglię jest zawiązywaniem sznura wokół państw, wepchniętych w plan Marshalla, jest groźnym, nieobliczalnym dla samych USA ożywieniem w Niemczech szowinistycz­

nych, odwetowych tendencyj. Jest burze­

niem pokoju. Bo pokój oparty o gwaran­

cje tylko kapitalistyczne w fazie imperial­

nej kapitalizmu nie ma i nie może mieć żadnych trwałych podstaw. List papieża, który był uwerturą do konferencji lon­

dyńskiej wniósł wiatr, ja ki sieje burzę.

Nawet nie bronił formalnych zasad poko­

ju. Jak jest to jest — byle nie było go­

rzej. Nawet tyle nie zawierał w obliczu milionów spalonych w krematoriach, be­

stialsko pomordowanych, nie licząc m ilio­

nów zabitych w tzw. regularnej wojnie.

List papieża raz jeszcze od czasów Piu­

sa X powtórzył zasady moralności libe- ralno-kapitalistycznej.

Ta historyczna interpretacja etyki chrze­

ścijańskiej jest bardzo spóźniona wobec historii i bardzo odstaje ód Ewangelii, którą wyjaśnia.

Czy te dwie różnice dadzą się przesłonić w masach społeczeństw europejskich au- torytetem głowy kościoła? Niewola avi- niońska może się powtórzyć nie raz. Lu- dzie potrafią taki fakt łatwo zrozumieć i potiafią wówczas na miejsce nieobecnego głosiciela Ewangelii, głosić ją sami i zwy­

kle wówczas brzmi ona najczyściej. Bo i jej sprawdzianem jest zawsze głos powszech­

ny mas narodowych. Zło, które w danym momencie historycznym bije, w piersi m i­

lionów, jest rzeczywistym złem moralnym.

I w tym — tradycji europejskiej etyki chrześcijańskiej wiernym pozostał i jest proletariat narodów wyzwolonych i naro­

dów ciemiężonych jeszcze przez kapita-

iiz m .

Kiedy .myślę o młodzieży polskiej jedno­

czącej się we wspólhą organizację w y- daje mi się, że wśród wielu ważnych przy­

czyn i te dwa wydarzenia: list papieski i konferencja londyńska odegrają niema­

łą rolę. Oczyszczają one przed wzrokiem młodzieży wielkie pole widzenia.

Naród — to rządzące masy ludowe.

Wolność narodu to wolność od wewnętrz­

nego i zewnętrznego kapitalizmu. W wal­

ce o równość Społeczną we własnym kra­

ju, w walce z kapitalizmem imperialnym o wolność własnego narodu i innych naro­

dów, masy ludowe i ich awangarda, zje­

dnoczona młodzież niosą dlatego na ustach słowa żywej Ewangelii, kłamałyby jej, czyniąc co innego i kłamcami nazwą tych, którzy moralnym mienią kapitalizm.

Jan Aleksander K ró l

i

(3)

N r. 27 (156) „W I E S" Str. 3

w I E R S

W ikłor Woroszylski

D N I E P R O S T R Ó J

Zawsze nosił ze sobą kieszonkowy Dnieprostrój.

Kiedy spajał turbiny acetylenem zdań,

obecni, zamiast zdziwionych bąbelków powietrza, gładko tykali tomiska ekonomii politycznej.

Czasem przerywał montaż. Granatowa policja wolała Szczepka i Tońka. W cholerycznie wesołym filmie „Będzie lepiej“ — nie przyrzekali nie.

Dnieprostrój był chlebem powszednim i zapalnikiem granatu,

uśmiechem, częstszym od przyczyn, snu balonem, rzadszym, niż trzeba.

Gdy po wojnie włączał go w mównicę trzaskiem dłoni, frunęli robociarze, jak pasy transmisyjne,

porywa jąc tysiące kółek i tłoków.

— Hej, stary, nie boisz się, że wyczerpie

swą elektryczną potencję kieszonkowy Dnieprostrój

— Kieszonkowe Dnieprostroje są wszędzie, we wszystkich częściach świata,

we wszystkich tomach Marksa, Lenina, Wiesława,

w mózgach i ramionach towarzyszy.

W ik to r Woroszylski

Z E

WI ERSZ

Nie sugestywny jest mój obraz i metafora mało lotna.

Mój wierszu, na mnie się nic obraź, gdy znów cię rzucę w pieca otchłań.

Za miejskim oknem wschodzi neon — rekwizyt stary dziś, jak księżyc.

Mieni się zwrotka — kameleon, lecz która postać zerwie więzy?

Mózg się nie ugiął pod grawiurą czasów' niełatwych, kjórem przeżył.

A przecież — trudno zważyć pióre ręką, gdzie świeży ślad pepeszy.

Cóż, przyjaciółko zbyt ostrożna, — choć łask mi swoich chcesz odmówić, nie przerwę walki. Wiem, że można zwyciężyć ciężar własnych słów'.

1946

«

Tadeusz Kubiak

D O B R Y W I E C Z Ó R W GRE CJ I

— Dobry wieczór, dziewczęta — powiedział pan

porucznik.

Ljże, poruczniku Jego Królewskiej Mości — dobry?

Ten wieczór —

Ptak sentymentałmuszek nieopodal Pireusu

strąca krople na ziemię z drzewka starej Hellady, ziemi pięknej i chrobrej.

Z nad morza pachnie owocami i solą.

Nawet kwiatem. Napozór.

Naprawdę pachnie krwią v

z koncentracyjnych obozów.

— Dlaczego dzieci, które ledwo uniosą karabin...

— Dlaczego dziewięć dziewczyn, które wirują w świetle...

— Dlaczego kolorowe okręty, które w porcie...

— Dlaczego taki wieczór w górach

jest wieczorem śmierci...

Pan porucznik — czas już ua mnie — powiedział — dobranoc.

Porucznik, wchodząc, odbezpieczył pistolet.

Potomku rodu szlachetnego, jak diament

Ciemność, jak winorośl, zatruta twym oddechem do dna, do dna — oplata wzgórz ateńskich zbocza, świątyni fronton, kamienną nawę,

morze o egejskich oczach.

Wieczór coraz trwalszy.

Ciemność doskonalsza.

Na srebrnym parkiecie wirujące szale,

jedwabie, tiule,

—balet —

Łjze parne poruczniku, nie dobni, nic dobra.

I dzień nie dobry.

świtem portowego tragarza rozstrzelano.

Oddychającego jeszcze pochłonęła ziemia piękni! i chrobra,

na piątymi Idlometrze od portu Pireus, Ptak drapieżny i czarny zagrzebał w piachu krew tragarza, krew z, jego czoła, z jego ust.

Tadeusz K u b ia k

Biały lralet i

Dziewczyny! o płynnych biodrach i talii, jak skrzypce Stradivariusa —

jakże was bardzo żai mi. Jakże was żal mi.

Ateńskie fordanserki. Muzy z krwią na ustach.

Wchodzą inni. Są zbrojni.

— Dobry wieczór! Ach, dobry,..

Cudzoziemcy ślepi i pyszni jak pawie.

Taki wieczór w górach jest wieczorem złym.

Taki wieczór w górach przez całą noc krwawi.

Wąwozy drzew miedzianych kołyszą partyzantów na dolę i niedolę,

w górach gdzie wodospady, w górach gdzie wodospady płuczą gardła dolin.

W talii wieczór dobry, w kącie gdzie najciemniej portowy tragarz pije.

Jak Bóg Ojciec po sześciu dniach pracy — znużony Naga czaszka, brwi ciężkie.

Diabli wiedzą co się w takim łbie kryje?

Ma — brzęk!

To

nic. To tylko portowy tragarz zdusił,

zdusił w palcach szklaneczkę z południowym winem.

O, gdyby mógł tak palce zacisnąć na szyi, na żywej, ciepłej. Nie pytajcie — czyjej?

W dobry, w bardzo dobry wieczór, dusząc szkło w łapie kosmatej, gdy z nad morza pachnie wodorostem i solą pyta jak Sokrates —

S Z K I C E ( Zł ot e Góry

1 .

W głębi zamek. Zły szkielet Gotyckie niebo w oknach.

Chłop zaciąga z litewska.

Tu rzeka zwie się Olma.

G Ę S I M PI ÓREAA

na granicy polsko-czeskiej)

4

Dnia od dnia nie oddzielisz za nie, nocy od nocy nie odłączysz.

Miecze światłości mimo granic godzą w dwu nocy wspólne kłącze.

Wiosenny sad ucina biała, graniczna ścieżka.

Dla gibkich saren nie ma granicy. Znikły gdzieś tam.

Gdy noc, jak iania chyłkiem z gór zbiega poprzez granice od drzew zielone — tropi ją strażnik — niosącą polski księżyc na zachód, ua czeską stronę.

3

6

Która pachnie tak ciepło po najciemniejszy kres dnia, która mi przypomina twej skóry woń — daglezja.

Między różnymi namiętnościami wzniesiono biały, graniczny kamień.

Lecz śmieszni, którzyby zamierzyli wznieść tu graniczny siup dla motyk,

Bule w Złotych Górach ma jasną skórę.

Różowe łono niebo wieczorne.

Potoki mają zielone oczy.

Radość wysoka jest jak Jawornik.

(4)

S t r . 4

N r. 27 (156)

„W , I E Ś“ ,

Jakub Litwin

Uwagi o organizacji studiów humanistycznych

. Podnoszę spraw ę, o k tó r e j ju ż n ie c o pisano i m ó w io n o — ale k tó r e j n ie ro z p a trz o n o w e w s z y s tk ic h je j aspektach. Rzecz d o ty c z y o r ­ g a n iz a c ji s tu d ió w u n iw e rs y te c k ic h — a ś c i­

ś le j s tu d ió w n a w y d z ia ła c h h u m a n is ty c z ­ nych . N ie tu m ie js c e na szczegółową an alizę te o re ty c z n y c h założeń ró ż n y c h t e o r ii h u m a ­ n is ty c z n y c h . M ó w ić będę o sp ra w a c h bardzo p ra k ty c z n y c h . O ty m ja k fu n k c jo n u ją i ja k ie p o trz e b y s ta w ia a k tu a ln a s y tu a c ja społeczno- k u ltu r a ln a ty m d y s c y p lin o m , k tó r y c h zada­

n ie m je s t k s z ta łc e n ie p ra c o w n ik ó w k u ltu r y . Znaczne n ie w ą tp liw ie z m ia n y n a s tą p iły w system ie u n iw e rs y te c k im po w o jnie'. U n iw e r ­ s y te ty u z g a d n ia ją coraz b a rd z ie j i b a rd z ie j sw ą d zia ła ln o ść z p r a k ty k ą społeczną. A le p o w o je n n y p rz e ło m społeczny b y ł ta k r a d y ­ k a ln y i s z y b k i, że id e o lo g ia n ie zawsze za n im nadążała. Z a p y ta jm y bodajże, czy u n i­

w e rs y te c k ie w y d z ia ły h u m a n is ty c z n e w z ię ły pod uw agę tę całą gam ę z a p o trz e b o w a n ia r ó ­ ż n o ro d n y c h fac h o w c ó w , ja k ą w y k a z u je d z i­

siejsza s y tu a c ja społeczno - k u ltu ra ln a ? A lb o n o w e .— m asow e i p la n o w e — m e to d y p rz e ­ k a z y w a n ia w ie d z y i k u ltu r y ?

P r z y jr z y jm y się b liż e j a k tu a ln e j s y tu a c ji.

W iedzę p rz e k a z u je się dziś n a ro d o w i ju ż n ie ty lk o po prze z s z k o ły i g im n a z ja — ale i poprzez różnego ro d z a ju in s ty tu c je — ś w ie t­

lic e , m asow e b ib lio te k i, o rg a n iz a c je społecz­

ne, s ze ro kie p la n o w e a k c je k u ltu r a ln e i t. d.

A w o rg a n iz a c ji up ow szechn ie nia w ie d z y i k u lt u r y b io rą u d z ia ł p rz e d s ta w ic ie le w s z y s t­

k ic h k la s społecznych. N ie t y lk o in te lig e n c ja

— ta tr a d y c y jn a w a rs tw a p ie lę g n u ją c a k u l­

tu r ę — ale ró w n ie ż k la s a ro b o tn ic z a i c h ło p i.

N ie id z ie tu ju ż o w y tw o rz e n ie osobowości, a n i o w y c h o w a n ie in d y w id u a ln e g o c z ło w ie k a , le c z o w p ro w a d z e n ie w p e łn ię k u lt u r y n a ro ­ d o w e j i k u ltu r a ln e u a k ty w n ie n ie tych- k la s i w a rs tw , k tó re do tą d n ie b r a ły w n ie j w za­

sadzie u d z ia łu . Jest to konieczność h is to ­ ry c z n a i społeczna, m a ją c a na c e lu zm azanie k r z y w d przeszłości i przyśp ie szenie d ro g i do s o c ja liz m u .

N ie k tó rz y „id e o lo g o w ie “ d o w o d z ili a i dziś jeszcze dow odzą, że p ro w a d z i to do o b niże­

n ia po zio m u i w ie d z y i k u ltu r y . B y ć może — o ile je d n a k zało ż y m y , że w ie d z a i k u ltu r a są dostępne t y lk o u m y s ło w i m ieszczanina czy z ie m ia n in a — a nie ro b o tn ik a czy c h ło ­ pa. P od ob ne j tezy u ż y w a ł k ie d y ś A ry s to te le s d la uzasadnienia n ie w o ln ic tw a w ś re d n io w ie ­ czu — św. A u g u s ty n , dzielą c lu d z i na w y ­ b ra ń c ó w bożych i p o tę p ie ń có w , w c e lu uza­

sad nienia p o d d a ń s tw a fe u d a ln e g o — a w X I X

Witold Jedlicki

W

w . h r. G obineau, Joe C h a m b e rla in i in n i — w in n y m u k ła d z ie te o re ty c z n y m ale z ty m i s a m y m i k o n s e k w e n c ja m i — p ro w a d z ą c y m i pro sto w objęcia...! Czyż trze b a w y m ie n ia ć nazw ę system ów społecznych głoszących — jeszcze dziś — n ie ró w n o ś ć p rz y ro d z o n ą ras, n a ro d ó w i k la s społecznych?

W b re w tw ie rd z e n iu m ieszczańskich id eo lo­

gó w m ożna dziś s tw ie rd z ić w rę cz agresję n a ro d u w k u ltu r ę — bez obniżenia je j po zio­

m u. In te n s y w n y do pływ , r o b o tn ik ó w i chło­

p ó w do szkół, g im n a z jó w , k u rs ó w , u n iw e r ­ s y te tó w — św iadczy, co n a jm n ie j, o ic h w ie l­

k ie j c hłon ności k u ltu r a ln e j.

A ie K a s y lu d o w e a p e rc y p u ją w iedzę i k u l­

tu rę inaczej n iż k la s y do tąd u p rz y w ile jo w a • ne. N ie k o n s u m c y jn ie i pe rson aln ie . Lecz spolccziuc i p ra k ty c z n ie .

Z m ia n a o d b io rcó w , fu n k c ji społecznej i n o ­ w e m e to d y p rz e k a z y w a n ia k u ltu r y w y m a g a ­ ją now ego ty p u p ra c o w n ik a . O bznaj n io n e - go z aró w n o z p la n o w a n ie m , ja k i pra cą m a ­ sową. N ie ty lk o te o re ty k a — ale ró w n ie ż p ra k ty k a .

Czy ta k ic h p ra c o w n ik ó w mogą w y d a ć d z i­

siejsze w y d z ia ły hu m an istyczne?

M im o w s z y s tk ic h in o w a c ji i unow ocześnień b r a k im o w y c h elem e ntów , k tó re b y po uczy­

ł y s tu d e n tó w o n o w y c h m etodach p ra c y k u l­

tu ra ln e j. I m im o w s z y s tk o w y d a ją jeszcze p ra c o w n ik ó w n ie k o m u n ik a ty w n y c h , tzn. ta ­ k ic h , k tó r z y n ie u m ie ją p rze kazyw ać sw ej w ie d z y stosow nie do n o w y c h zap otrzeb ow a ń społecznych, n o w y c h o d b io rc ó w i n o w y c h f u n k c ji h u m a n is ty k i.

Jakież w ię c p o s tu la ty m ożna b y im po­

staw ić?

Zasadniczo w in n y się w y d z ia ły h u m a n i­

styczne p rz e s ta w ić na u z a w o d o w ie n ie i u - p ra k ty c z n ie n ie s tu d ió w — i to w n a jró ż n o ­ ro d n ie js z y m k ie r u n k u — b y w y d a w a ć nie t y lk o w y k ła d o w c ó w (np. n a u c z y c ie li) ale ró w n ie ż o rg a n iz a to ró w i k ie r o w n ik ó w p ra c y k u ltu r a ln e j, n ie ty lk o te o re ty k ó w , ale w p rz e ­ w a ż a ją c e j m ie rz e p r a k ty k ó w k u ltu r y . W y ­ m aga to z m ia n y społecznej p o s ta w y wobec w ie d z y i k u ltu r y . Z a ró w n o ze s tro n y w y ­ k ła d o w c ó w ja k i s tu d e n tó w — z czysto teo­

re ty c z n e j, ja k dotychczas, na te c h n ic z n o - lu b p ra k ty c z n o -te o re ty c z n ą . A w istocie rzeczy z m ia na p o w in n a polegać p rzyp uszcza lnie na lik w id a c ji ro z g ra n ic z e n ia m e to d na uczania ja k ie do tąd jeszcze dzielą w y d z ia ły h u m a n i-, styczne od te c h n ic z n y c h (np. ek o n o m ii, p o li­

te c h n ik i czy m ed ycyny).

i a r a i

N ie w ą tp liw ie do ro z p ra c o w a n ia pozostaje zagadnienie te ch n iczn e j re o rg a n iz a c ji s tu d ió w h u m a n is ty c z n y c h , czy to drogą k o m a s a c ji pe­

w n y c h se kcji, czy też przez stw orze nie n o ­ w y c h s e k c ji z no w ą s tru k tu rą nauczania. Z a ­ ga dn ien ie to trze b a zostaw ić do ro z w ią z a n ia fachow com .

N iezbę dn ym je d n a k w y d a je się ró w n ie ż w p ro w a d z e n ie n a w y d z ia ła c h h u m a n is ty c z ­ n y c h n a u k i o p la n o w a n iu . Z ro z u m ia ł to ju ż bodajże K a r o l M a n n h e im i choć n ie ro z w ią ­ zał zagadnienia z dostateczną p re c y z ją — n ie m n ie j w naszej s y tu a c ji s p o łe c z n o -k u ltu ra l­

n e j d o jrz a ło ju ż ono na ty le , że w in n o się zna­

leźć na w o k a n d z ie d y s k u s ji u n iw e rs y te c k ic h . P osta w io ne zagadnienie ie st p iln e i w a ż­

ne. T y m b a rd z ie j, że chociażby tw o rz ą c a się je d n o lita o rg a n iz a c ja m łodzieżow a, ja k też S łużba Polsce —- w y m a g a ją p ra c o w n i­

k ó w k u lt u r y p rzysto so w a n ych 'do n o w y c h zadań i w yposażonych w now e m etod y p rz e k a z y w a n ia w ię d z y .

A le z a p y ta jm y jeszcze, czy je s t dziś m ie j­

sce w - p ra c y k u ltu r a ln e j n a p ra c o w n ik a l i ­ beralnego, in d y w id u a lis ty c z n e g o typu ?

J a k ie b y ło np. społeczne zachow anie le k a ­ rza w u s tro ju k a p ita lis ty c z n y m ? W y b ie ra m celow o p rz y k ła d osobnika wyposażonego w te c h n ic z n y zaw ód, b y na n im w yka zać, ja k u s tró j społeczno-gospodarczy ś p ra w u je k o n ­ tr o lę i troszczy się o te t y lk o w a rto ś c i, k tó ­ re są m u niezbędne. K a p ita liz m w y k s z ta ł­

c ił zaw odow ca o w y s o k ic h k w a lifik a c ja c h te c h n ic z n o -n a u k o w y c h — u trz y m u ją c go je ­ d n a k w ra m a c h w o ln o -to w a ro w e g o ry n k u . N ie c z y n ił go w ię c p ra c o w n ik ie m społecz-, n y m — ś w ia d o m y m sw ych zadań i p o w in n o ­ ści — a ty lk o k u p ce m sprze da jącym sw ó j to w a r. N ie in n y m b y ło społeczne zachow a­

n ie in ż y n ie ra , absolw en ta szko ły h a n d lo w e j itd ., itd . A le w k a ż d y m bądź ra z ie społe­

czeństw o m ieszczańskie w yp o sa żyło się w n ie ­ zbędnych fa c h o w c ó w — b y li b o w ie m k o n ie cz­

n y m elem entem ro z w o ju gospodarczego kla s posia dających i dys p o n u ją c y c h ś ro d k a m i p ro ­ d u k c ji.

N ie tu m ie jsce na analizę zagad nie nia — dlaczego to samo społeczeństwo, k tó re k s z ta ł­

c iło i w y c h o w y w a ło sobie zaw o d o w ych p ra ­ c o w n ik ó w n a u k p rz y ro d n ic z y c h i te c h n ic z ­ n y c h — separow ało od p r a k ty k i społecznej n a u k i hu m a n is ty c z n e — dowodząc p rz y ty m , że p rz e d m io te m ic h bada ń je s t n ie rze ­

i s t o r i

czow a m a te ria ln a s tr u k tu r a społeczna, a t y l­

k o du ch lu d z k i. W ażne je s t je d n a k , że spo­

łeczna iz o la c ja n a u k h u m a n is ty c z n y c h m ia ła na d e r społeczne u w a ru n k o w a n ie — chociaż­

b y przez możność uzasadnienia istnieją ceg o u s tro ju (ja k np. u S om barta) i zw alczania p rz e c iw n ik ó w , dow odzących d ia le k ty c z n e j p rz e m ija ln o ś c i fo r m a c ji społecznych. W k o n ­ s e k w e n c ji zaś p ro w a d z iła do d w u d z ie ln o ś c i w ie d z y i k u ltu r y — na lu d o w ą , przeznaczoną dla k la s p ra c u ją c y c h — i „w ie d z ę czystą“ o- sią ga lną przez k la s y posiadające.

Z ada niem naszego p o k o le n ia je s t li k w i­

da cja ty c h m ieszczańskich p rz e ż y tk ó w in te ­ le k tu a ln y c h i n a u k o w y c h . P rzeb ud ow a nie s tu d ió w h u m a n is ty c z n y c h — b y nie b y ły ś w ia d e c tw e m an ta g o n izm ó w społecznych — ale je dn ości zadań i ce ló w na rod ow ych .

A le w ró ć m y jeszcze n a c h w ilę do p rz y ­ k ła d u le k a rz a i in ż y n ie ra . U z y s k u ją o n i k w a ­ lifik a c je zaw odow e i naukow e, nie ty lk o drogą te o re ty c z n y c h w y k ła d ó w i s tu d io w a ­ n ia d z ie ł n a u k o w y c h — ale ró w n ie ż , i to w w ie lk ie j m ie rze — poprzez p ra k ty k ę (bądź pracę w Szpitalach, fa b ry k a c h itp .). W k o n ­ k r e tn e j p ra c y po w ię k s z a ją zasób sw ej w ie ­ dzy i uza sad nia ją sw o je społeczne p ra w o za­

ró w n o do t y tu łu naukow ego, ja k i w y k o n y ­ w a n ia zawodu.-

Dlaczegóżby nie w p ro w a d z ić — p o w ie d z m y np. — zaw o d o w ych p r a k ty k w a k a c y jn y c h dla h u m a n is tó w . P rz y n io s ło b y to k o rz y ś c i z a ró w n o . sam ym s tud entom ja k i społeczeń­

stw u . U c z y n iło b y z n ic h p ra c o w n ik ó w k o ­ m u n ik a ty w n y c h i społecznych.

S p ra w a re o rg a n iz a c ji choćby częściowej w y d z ia łó w h u m a n is ty c z n y c h wym aga" szero­

k ie j d y s k u s ji. A le ci, k tó rz y np. zna ją b li­

żej m e to d y p ra c y k u ltu ra ln o -o ś w ia to w e j po­

szczególnych z w ią z k ó w zaw od ow ych i w ie ­ dzą, ile d o k o n u je się n ie p o trz e b n y c h błędów , ja k n ie ra z n ie p o ra d n ie p ro w a d z i się a k c ję — ty lk o z p o w o d u 'b ra k u fa ch o w có w , ro z u m ie ­ ją , że spra w a je s t ju ż rze c z y w iś c ie a k tu a l­

na. I nie na le ży je j przem ilczać. P rz y p u s z ­ czać też należy, że różne zw iązkow e np.

s z k o ły spra w ę tę ro z w ią z u ją czasowo — w k a ż d y m bądź ra z ie n ie do starczają p ra ­ c o w n ik ó w w yso ko k w a lifik o w a n y c h .

B y ć może — albo raczej na pe w no —•

prz e d s ta w io n e u w a g i są niedostateczne. A le in te n c ją je s t t y lk o w y w o ła n ie d y s k u s ji — k tó ra p rz y c z y n iła b y się do ro z w ią z a n ia n ie ­ w ą tp liw ie poważnego zagadnienia.

Rozgłos i wściekłe ataki k ry ty k i mię­

dzywojennej wywołane ukazaniem się

„Nieba w płomieniach“ przypominają ową niezwykle interesującą dyskusję jaką przywitano kilkanaście lat wcze­

śniej pojawienie się „Przedwiośnia“

Stefana Żeromskiego; dyskusję sprowa­

dzającą się do dylematu: czy „Przedwio­

śnie“ jest czy nie jest powieścią komuni­

styczną. Jest rzeczą nie ulegającą naj­

mniejszej wątpliwości, że zarówno insy­

nuować Żeromskiemu komunizm, jak i Parandowskiemu ateizm mogli jedynie ludzie specjalnie predysponowani do w y­

krywania przejawów żydokomuny w na­

szej literaturze; że nie trzeba było nawet zapowiedzianych dalszych tomów tych po­

wieści, aby przekonać się, jak dalekim od komunizmu był Żeromski i jak bar­

dzo katolicką powieścią jest „Niebo w płomieniach“ .

* * *

Przedmiotem opowiadania Parandow- skiego jest pewien stereotyp. Młody chło­

pak, gimnazjalista Teofil Grodzicki, po dojściu do wieku, w którym normalnie rozpoczyna się krytyczne myślenie, pod­

daje w wątpliwość prawdy wiary, któ­

rych go nauczono. Wszystko rozgrywa się w ramach niesłychanej przeciętności psy­

chologicznej, przez co zresztą czytelnik nabiera w iary w prawdopodobieństwo przeżyć bohatera. Grodzicki nie wpada na Żadne pomysły sam, lecz naskutek przy­

padkowo przeczytanej książki (,,Vie de Jesus“ — E. Renanaj. Ta książka staje się impulsem do dalszych badań krytycz­

nych nad prawdami wiary, a badania te stają się — oczywiście czasowo — jedyną namiętnością życiową Teofila. Prowadzi on akcję uświadamiającą wśród kolegów, których zaznajamia z wynikami swoich prac. Sprawa nabiera rozgłosu. W domu próbuje się przeciwdziałać perswazją i kontrargumentacją (ojciec z zapałem czy­

ta w nieco spóźnionym wieku dzieła apo- logetyczne w celu przekonania syna); w szkole sankcjami karnymi. Wszystko zo­

staje zatuszowane dzięki pozycji społecz­

nej ojca Teofila, który obiecuje wystarać

*) .J P a ra n d o w s k i „N ie b o w p ło m ie n ia c h “ .

„ C z y te ln ik “ — 1946 (w zn o w ie n ie ).

się o awans prefektowi, uczącemu religii w szkole syna.

Autor ma oczywiście dwie możliwości ustosunkowania się do takich faktów: al­

bo zająć stanowisko obiektywnego narra­

tora, albo subiektywnego komentatora.

Przy czytaniu „Nieba w płomieniach“ ma

«ie wrażenie, że Parandowski sili się na obiektywizm... niestety — tylko do str.242.

Dokładnie na str. 242 Parandowski stwier­

dza, że metamorfoza światopoglądów Teo­

fila była jedynie zmianą wiary. „Teofil po miesiącach nieporadności wewnętrznej

— czytamy na stronie następnej — znów wierzył i znów miał szereg świętych w y­

razów, którym i się krzepił. Substancja, energia, przyczynowość, ewolucja, atom

— takie były teraz imiona bóstw zawar­

tych w cząstkach czasu lub w cząstkach przestrzeni, jak starorzymskie indigita- menta“ . Dalej Parandowski opisuje, jak Teofil dał się przekonać o prawdziwości hipotezy eteru kosmicznego i stwierdza:

„Umysł od dzieciństwa przyzwyczajony do pojmowania niepojętego z radością po­

w ita ł ten nowy dogmat“ . W następnym zdaniu Parandowski obdarza już eter ko­

smiczny terminem: „Serafin kosmosu“ . Cały ten komentarz jest niewątpliwie następstwem owej racji głębokiej, głoszą­

cej, że człowiek musi w coś wierzyć. Dla­

czego? Mam wrażenie, że są dwie moty­

wacje tego faktu: dlatego, że taka jest na­

tura ludzka i dlatego, że rozum ludzki nie jest w stanie ogarnąć tajemnic wszech­

bytu.

Recenzując „Skutych i wolnych“ K rzy­

wickiej („Wieś — 25/48) pisałem, że Krzywicka dobrze wiedziała, od której strony uderzyć pozytywizm. Parandpwski ma nie mniej negatywny stosunek do po­

zytywizmu, niż Krzywicka, tym nie mniej uderza go od strony bardzo fałszywej. Na­

przód odważnie przyznaje (wynika to ja­

sno z fabuły książki), że katolicyzm nie ma i nie może mieć racjonalnych argu­

mentów na uzasadnienie swoich tez. Po tym stwierdzeniu następuje pocieszenie:

pozytywistyczny ateizm nie jest w lepszej sytuacji. Dlaczego? Dlatego, że pozytywi­

ści b yli naiwni wierząc w nieograniczone możliwości poznawcze umysłu ludzkiego.

Dlatego, że zastąpili prawdy w iary sze­

regiem wyjaśniających mechanizm zjawisk

hipotez, które nie dały się utrzymać w dalszym rozwoju nauki. Wobec tego na­

dzieje zostały zawiedzione, idea zbankru­

towała, Teofilowi Grodzickiemu nie pozo­

staje nic innego, jak nawrócić się na ka­

tolicyzm.

Przyjrzyjm y się temu rozumowaniu.

Wydaje mi się, że są w nim dwa błędy:

błędna przesłanka i błąd w samym rozu­

mowaniu.

1. Nieprawdą jest, że pozytywizm wie­

rzył w nieograniczone możliwości poznaw­

cze umysłu ludzkiego. Kierunki filozoficz­

ne wyrosłe na gruncie pozytywizmu, bądź, jak pragmatyzm wychodziły z założenia, że nie mamy żadnych sprawdzianów zgo­

dności z rzeczywistością, bądź, jak beha- vioryzm czy neopozytywizm przyznawa­

ły, że istnieje cały szereg zagadnień nie­

rozstrzygalnych i z tej racji dążyły do w y­

eliminowania z nauki wszelkich roz­

strzygnięć pozornych. Zresztą

d o c ó ż

ma­

my z tego wnioskować. Możemy lepiej sięgnąć do Augusta Comte‘a, który w

„Rozprawie o duchu filozofii pozytywnej“

nazywa fazę pozytywną rozwoju ludzko­

ści „epoką, w której rozum ludzki okazał się wreszcie dość dojrzały, aby zrezygno­

wać jawnie z niedostępnych dla siebie dociekań, ograniczając się słusznie do ba­

dania tego tylko, do czego jesteśmy zdol­

n i“ , a gdzieindziej mówi, że „rozum ludz­

k i jest bardzo słaby wobec nader skom­

plikowanego wszechświata“ .

2. Parandowski stara się wyraźnie zasu­

gerować tezę, że nauka w pozytywistycz­

nym jej ujęciu była tylko pozornie racjo­

nalistyczna, że w rzeczywistości była ja­

kąś specyficzną religią rozumu, o czym świadczą owe hipotezy, które z racji, iż nie były dostatecznie uzasadnione, speł­

niały de facto rolę prawd wiary. Jestem' osobiście przekonany, że na terenie na­

uk przyrodniczych i dzisiaj pokutuje nie­

zliczona ilość hipotez, które kiedyś będą obalone, względnie zastąpione bardziej uzasadnionymi. Czy z tego wynika, że uczeni posługujący się tym i hipotezami są fideistami? Chyba nie.

Ale atak Parandowskiego na pozyty­

wizm idzie jeszcze od innej strony. .Pa­

randowski stawia zarzut, że pozytywizm nie uwzględnił pewnych ponadczasowych właściwości psychiki ludzkiej. Jedną z

takich właściwości: — o czym już wspom­

niałem — jest konieczność wiary)

„Ateizm jest wiarą żywych, zdrowych i silnych, wiarą ludzi, którzy w jakiejś cząstce duszy ukrywają przekonanie, że nigdy nie umrą“ — tę głęboką prawdę wypowiada umierający kolega Teofila, Ów biedak jest umierający, chory i słaby, dlatego zadaje sobie pytanie: „Jakże bym miał iść do ziemi bez Boga?“ .

Wielokrotnie pytałem wierzących ka­

tolików, skąd mają pewność, że Bóg istnie­

je? Odpowiedź otrzymywałem zawsze po­

dobną, mniej więcej w tym stylu: ja nie wiem, czy Bóg istnieje, ale czegóż mógł­

bym być pewien (albr na czym mógłbym się oprzeć), gdybym przyjął, że Bóg nie istnieje. Ta pragmatystyczna postawa ży­

ciowa wierzącego katolika wydaje mi się bardzo powszechna; podziela ją również umierający Kościuk, nie mogący pogodzić się z myślą, że jego istnienie się kończy i na podstawie tego przeświadczenia budu­

jący swój światopogląd.

Tak więc konieczność w iary iest jedną z cech konstytutywnych koncepcji czło­

wieka Parandowskiego. Człowiekowi nie wystarczy rozum. „Czemuż to z takim za­

pałem upominać się o nicość? Po cóż to po gruzach wiary, w szalonym uniesie­

niu. jakby się szło po najwyższe szczęście dążyć do niebytu?“ — pyta umierający Kościuk. Człowiekowi nie wystarcza ro­

zum. O tym/nas poucęa przecież symbo­

liczna scena, gdy Teofil Grodzicki sprze­

daje książki, aby za otrzymane pieniądze móc pójść do kina z ukochaną. Człowiek nawet wbrew własnej woli musi wierzyć i musi kochać. „Wiara i czucie silniej mó­

wią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko“ . Tylko, czy ta problematyka nie jest już nieco przestarzała?

Zarówno pozytywiści, jak i Parandow­

ski wychodzili z jednego wspólnego i słu­

sznego' założenia: że istnieją zagadnienia nierozstrzygalne. Tylko wnioski były in ­ ne. Pozytywiści postanowili się więcej zagadnieniami tym i nie zajmować. Paran­

dowski zrezygnować nie chciał i doszedł do czegoś, co stoi na pograniczu mistycyz­

mu i pragmatyzmu. Osobiście sądzę, że słuszność leżała po stronie pozytywistów.

Na uwagę zasługuje w książce jeszcze

jedno: synchronizacja przemian światopo-

Cytaty

Powiązane dokumenty

To, co zwykło się nazywać „mariwodażem", jest w istocie formą humanizacji miłości,. która pragnie jak najdalej odv.,:lec i tym samym złagodzić

Aby odczytać liczbę minut, można pomnożyć razy 5 liczbę znajdującą się na zegarze, którą wskazuje wskazówka.. Przedstawia się to następująco: 1 na zegarze to 5 minut, 2

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

Biogramy wszystkich członków kapituły katedralnej gnieźnieńskiej, występujących w podanych grani­.. cach chronologicznych, są

Tekst Beaty Garlej Koncepcja warstwowości dzieła literackiego Romana Ingardena ujęta w perspektywie ontologii egzy- stencjalnej i jej konsekwencja koncentruje się na

Zasadniczo rzecz biorąc, współczesna praktyka projektowa w wymiarze designu doświadczeń została sprowadzona do totalitaryzmu semantyk, przeciwko któremu trudno się buntować,

Wydaje się, że na rynku polskim, ale także zagranicznym, nie było do tej pory publikacji podejmującej całościowo zagadnienie religii w nowoczesnym ustroju demokratycznym

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje