• Nie Znaleziono Wyników

Fredro - teatr - literatura

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Fredro - teatr - literatura"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Barbara Lasocka-Pszoniak

Fredro - teatr - literatura

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 11, 89-106

(2)

Barbara Lasocka-Pszoniak

FREDRO — TEATR — LITERATURA

W śród w ielu sp ra w budzących w ątpliw ości i w yw ołujących niepokój badaczy i kom entatorów F red ry jest jego w ykształcenie. Nie chodzi tu 0 koleje i sposób edukacji. Bo w końcu najm niej istotne jest to, czy F red ro uczył się w gabinecie ojca, swoim pokoju dziecinnym , podczas jazdy konnej razem z m ajorem Biegańskim , czy też zasiadał n a ław ie szkolnej i u niw ersyteckiej. N apraw dę w ażne jest jedynie to, co wiedział 1 ja k jego w iedza przysłużyła się sztuce. P roblem ten w przyp adk u F re ­ dry jest niezw ykle tru d n y do prześledzenia i należytego udokum entow a­ nia. A to z tego pow odu, że pisarz zacierał po sobie większość śladów. Zam azyw ał swoję biografię. Czy robił to świadomie, z rozm ysłem , czy też okazało się to dziełem p rzy p ad k u — tru d n o dziś rozsądzić. W ydaje się, że był człowiekiem raczej skryw ającym sw oje m yśli i odczucia przed innym i. N aw et przed najbliższym i. Może w yn ik ało to z jego n ad w rażli­ wości, poczucia m ałowartościow ości, a jednocześnie strasznie silnej po­ trzeby potw ierdzania się wobec siebie i uznania przez innych. P raw do ­ podobnie w szystko razem przyczyniło się też i do tego, że F red ro nie pi­ sał regularnego pam iętnika. Bo jego T rzy po trzy jest biografią ukształ­ tow aną literacko, i to bardzo starannie, w sty lu sternow skim . Nie prow a­ dził typow ego diariusza, ty lk o Zapiski w książkach gospodarskich i N o ­ tá ty gospodarskie. Nie zarzucał bliskich ani przyjaciół m nóstw em listó w - -w yznań, já k to czynił K rasiński czy Słowacki. T ak zatem najbardziej w iarygodny m ateriał, jakim się chętnie posługują biografow ie, w przy­

padku F red ry niem alże n ie istnieje.

Należy więc korzystać z innego. Stanow ią go listy adresow ane do poety. Także diariusze, w spom nienia i p am iętniki jego dzieci i w nuków . Zastrzeżenie, że przy tego rod zaju źródłach trz e b a zachować szczególną

(3)

— 90 —

ostrożność badawczą, jest chyba niepotrzebne. W każdym razie z tych ilościowo obszernych dokum entów w yziera tw arz F re d ry — żywa, m i­ gotliwa, pełna przekory i m elancholii zarazem . A n a podstaw ie różnorod­ nych aluzji, napom knień i info rm acji m am y praw o przypuszczać, że w iedział dużo i był człow iekiem głęboko rozum nym .

D rugim źródłem, p rzyd atn ym w łaśnie do określenia jego wiedzy, prze­ konań i upodobań, są po p rostu komedie, a także opow iadania, Zapiski starucha, n a w e t ow e w spom niane już Notaty gospodarskie. Zw racano co praw d a uwagę, że kom edie F re d ry posiadają tę szczególną właściwość, iż za żadną postacią nie k ry je się sam autor. Że każda jest kreacją oddziel­ ną, zarów no jeśli chodzi o partnerów , z którym i razem dopiero tw orzą ów specyficzny św iat fredrow ski, ja k i o osobę ich tw órcy. A m im o to kom edie F red ry pozw alają poznać poetę nieco bliżej. W łaśnie w in te re ­ sującej nas tu ta j dziedzinie — wiedzy, upodobań, ocen.

Oczywiście oba rodzaje tego specyficznego m ateriału do biografii F red ry w zbogacają ją o w iele szczegółów różnorodnej n atu ry . Z koniecz­ ności w ybieram tu ta j tylko dw a zagadnienia: związków F re d ry z teatrem i jego oczytania w literatu rze. Mieszczą się tu rów nież osobiste upodoba­ nia au to ra Z e m s ty w obu dziedzinach sztuki; jego stanow isko w owo- czesnym świecie teatraln o -literackim , co jest problem em niezw ykłej w agi też i z tego powodu, że zarów no młodość, jak i pełna dojrzałość F re d ry p rzy p ad ają na okres gw ałtow nych sporów estetycznych, sporów o m odel sztuki.

TEATRALNA EDUKACJA

Jej początki są mało znane. Z am ykają się w latach 1806 - 1809. P ie rw ­ sza d ata — Fredro m a wówczas trzynaście la t — jest w yznaczona śm ier­ cią m atk i i przeniesieniem się w raz z ojcem i rodzeństw em do Lwowa. W różnych w ersjach autobiografii pow tarza się inform acja, że w ciągu ty ch trzech lat F redro byw ał w teatrze rzadko. I że były to jak ieś przed­ staw ienia am atorskie. Tym czasem w relacjach H en ry k a p ojaw ia się — trak to w an a zresztą anegdotycznie — w zm ianka, jak to g u w e rn e r m ło­ dych Fredrów , Płachetko, chodził z nim i do te a tru i przew ażnie zajm o­

w ał cudzą lożę, z k tó rej potem w szystkich w ypraszano.

W ielka lekcja te a tru przyszła kilka lat później. W ynikła z uczestnic­ tw a F red ry w kam panii napoleońskiej. Były to w iosenne m iesiące 1814 r. W raz z w ojskiem polskim w alczącym w szeregach w ielkiej arm ii N apo­ leona przebyw ał F redro w k w aterze pod Paryżem . Ale stam tąd nieraz przyjeżdżał do stolicy, specjalnie n a przed staw ien ia tea tra ln e. W iadomo, że klasyczna deklam acja Taim y nie poruszyła go ani nie zajęła. W iado­

(4)

mo, że w idział Św iętoszka i pew nie spektakl ten także nie w y w arł na nim większego w rażenia. N atom iast praw dziw y zachw yt w zbudziły w i­ dow iska w tea tra c h bulw arow ych, takich jak T h éâtre de G aîté, T héâtre A m bigu-C om ique, V audeville i Variétés. W artość literack a prezentow a­ nych tam sztuk była m izerna. Owe wodew ile i kom edie — przyznaw ał sam F red ro — to „najlichsze nieraz ra m o ty ” . Godna zachw ycenia była n ato m iast gra aktorów . Tym w yraziściej w ystępująca, że w łaśnie nie p o d p a rta żadnym m ateriałem praw dziw ie literackim . Niemalże sam oistna. W ynikła z um iejętności i w yobraźni aktorów . „Pierw szy raz w idziałem tam skończonych i doskonałych a rty stó w ” ; „i w ted y to powziąłem prze­ konanie,. wzm ocnione z czasem, że nie m a dzieła dram atycznego, choćby ja k m istrzow sko przeprow adzonego i wykończonego, k tó re by się obeszło bez dalszego rozw inięcia i podniesienia dobrą grą ak to ró w .” 1

W ydaje się, że w ażny jest nie tylko rezu ltat paryskiej edukacji te ­ atraln ej — to jest prześw iadczenie o dom inacji ak to ra i niejako służeb­ ności au tora, lecz także rozeznanie chyba w całości życia teatraln ego tych p a ru m iesięcy, czego rezu ltatem był w łaśnie tak i w ybór. Bo należy p rzy ­ puszczać, że dokonał się w sposób świadomy.

Życie tea tra ln e P aryża było wówczas niezw ykle różnorodne. Insceni­ zacja rom an tyczna kształtow ała się i um acniała coraz w yraźniej. Działał przecież C yrk O lim pijski, k tó ry w tam ty ch m iesiącach z upodobaniem p ow tarzał popisy jazdy konnej i w oltyżerkę. Panorama pokazy w ała w ido­ ki różnych m iast, m iędzy innym i A m sterdam u i Neapolu, a Cosmorama przed staw iała „dzikie h ordy T atarów podbijających pół św iata” i na zm ianę w idoki P etersb u rg a. W idow iska fantasm agoryczne reklam ow ał w dziennikach paryskich jakiś pan Olivier. P an L eberton prow adził „Ca­ bin et de physique et m ecanique” . W idow iska Plans en relief pozw alały odbyć błyskaw iczną podróż do Sim plon w Alpy, nad jezioro Genewskie, do siedziby W oltera w Ferney. Prócz tego każdego niem al w ieczoru od­ byw ało się m nóstw o w ręcz dziw acznych im prez, jak n a przykład koncert na instru m en tach naślad u jący ch głos ludzki 2.

T rudno sobie w yobrazić, aby o w ydarzeniach, o których m ówił cały Paryż, pisały w szystkie gazety, F red ro nic nie wiedział. Może n a niektó ­ ry ch był, lecz je odrzucił, bo nie okazały się pokrew ne jego predyspozy­ cjom — to praw da, iż jeszcze nie ujaw nionym — kom ediopisarskim . Nie w ykluczone, że je po p rostu od razu om inął. Bo chyba po w ielu m ie­ siącach jazd y n a koniu w w ojsku napoleońskim nie interesow ała go wol- tyżerka. Tak jak i mógł nie chcieć oglądać „dzikich hord T atarów ” oraz w idoków odległych m iast po nie ta k daw nym odw rocie spod Moskwy.

A n tyrom antyczna postaw a F re d ry w dziedzinie inscenizacji teatraln ej a także upodobań do fan tasty k i, niezw ykłości, egzotyki m ogła się ukształ­ tow ać lub um ocnić w łaśnie w P aryżu. T ym bardziej, że ju ż wcześniej

(5)

— 92 —

rozw iał się dla F red ry m it Napoleona, w k tórym w zrastał Mickiewicz. Nadzieje n a odzyskanie niepodległości Polski prysły lub w najlepszym razie znacznie się oddaliły. Jak o doświadczenie pozytyw ne został tea tr, w którym ak to r jest najbliższy i najw ażniejszy dla autora. To samo okre­ ślało już rodzaj m aterii literackiej. Musi ona być taka, aby w ydobyw ała żywego, skom plikowanego, w m iarę możliwości pełnego człowieka. Bo tak a m ateria jest najstosow niejsza dla aktora, któ ry m a być głów nym bohaterem spektaklu.

Nie przypadkiem w tekście rękopiśm iennym ostatecznej redakcji Nowego Don Kiszota n a karcie poprzedzającej stronę ty tu ło w ą jest za­ m iast m o tta z A ndrzeja M aksym iliana F re d ry ustęp z M oliera:

„Zbytecznym byłoby objaśniać, iż w iele rzeczy wychodzi w niej dopiero na scenie. Wiadomo, iż kom edie pisze się wyłącznie po to, aby je grano, toteż radzę czytać niniejszą sztuczkę jedynie tym, którzy w czytaniu umieją odtworzyć sobie cały ruch sceniczny.” 3

W racał Fredro do Galicji n a pew no nie z p rzekonania o swoim powo­ łaniu tw ó rcy i nie ze świadom ością kształtu artystycznego przyszłych utw orów , ale z rozbudzoną teatro m an ią i pew nym i upodobaniam i do konkretnej form y scenicznej. Że nie podzielał pasji a k u ra t do tego, co było now e i w krótce okazało się najbardziej twórcze, że w tej dziedzinie chodził swoimi ścieżkami, to już inn a spraw a.

T rudno powiedzieć, czy zażyłość z te a tre m w e Lwowie, prow adzonym przez J. N. Kam ińskiego, sprow okow ała i pobudziła F red rę do pisania, czy też zaw arł z nim bliską znajom ość dopiero jako autor, który w łaśnie do realizacji scenicznej p rzykładał ta k dużą wagę. W opow iadaniach ro ­ dzinnych w y stępu je na przykład inform acja, jakoby pierw szy ak t Męża i żo n y napisał F red ro niem alże od niechcenia, pod sta rą jabłonką w swoim sadzie. Wczesne kom edie daw ał K am ińskiem u m im ochodem , bez w ięk ­ szych nadziei na sukces. I zostaw ił m u, nie pow odow any wcale w ygóro­ w anym i am bicjam i, dużą swobodę, jeśli chodzi o ich realizację. Ale o prem iery w W arszaw ie bardzo zabiegał. Nie ukryw ał, że zależało mu na dobrym przyjęciu jego kom edii przez publiczność. A jednocześnie bał się jej reakcji. P rosił b ra ta M aksym iliana, by 'komedie te były w y sta ­ w iane anonim owo. M aksym ilian usiłow ał zachw iać w iarę A leksandra w sm ak i bezinteresow ność w arszaw skich widzów.

„Skądże tak dobra opinia o publiczności tutejszej, abyś m yślał, że to praw ­ dziwie publiczność w yw ołuje autora, kiedy jej się sztuka podoba? Daleko nam jeszcze do tego. Byłem na pierwszej reprezentacji Miasteczka (Dm uszewskiego) — najnudniejsza i najgłupsza sztuka w św iecie; w szyscy ziewali, a jednak po zapad­ nięciu kurtyny wołano o autora i Dm uszewski przy oklaskach ogłoszonym został. A le dlaczego? Oto 30 biletów parterowych rozdał m iędzy przyjaciół. Jeśli takiej chcesz sławy, to ją kupisz za trzy lub cztery dukaty.” 4

A więc prag n ął potw ierdzenia się w tea trz e i skryw ał to pragnienie. Pozornie bagatelizow ał opinie i zabiegał o nie. K orespondencja M aksy­

(6)

m iliana zaw iera m nóstw o relacji z w arszaw skich a nieraz i lw ow skich w ystaw ień. Może poeta dopytyw ał o nie b rata ? A może M aksym ilian ta k dobrze znał usposobienie i potrzeby au to ra Z em sty, że z w łasnej in i­ cjaty w y przekazyw ał m u naw et d robniutkie inform acje.

„Posełam Ci krytykę i odpowiedź na nią komedii Twojej List. Krytyka jest przez D m uchow skiego młodego, odpowiedź zgadnij? Zwycięstwo przy nas. [...] Widziałem tu Damy i huzary i Pierw sza lepsza. Obiedwie bardzo dobrze grane i z w ielkim upodobaniem słuchane.” I znów: „byliśmy na Twoich Damach i huza­

rach, które bardzo się podobały, z w ielkim i oklaskam i były przyjęte i widać było,

że nawet tu w e Lw owie można będzie tę sztukę często powtarzać”; tylko „biednej Gołaszewskiej baby nabechtały głowę, że to ją w ystaw ić chciałeś m ówiąc o Preze­ sie, co się z młodą ożenił, a do której Sekretarz się podbiera. We łzach cały dzień przepędziła, lecz przecie jej wyperswadowano, że głupia.” 5

„Znajdziesz tu przyłączony artykuł o Odludkach, zapomniałem przez kogo napisa­ ny. Pierw szy raz ich widziałem i zupełnie zgadzam się ze zdaniem recenzenta. W ostatni w torek dawano tw ego Don Kiszota, po pierwszy raz z ładną i dobrze dobraną m uzyką, ale nie byłem kontent z w ystaw ienia.” 6

Mówi się, że w początkowej recepcji kom edii F red ry Lwów odegrał głów ną rolę, że tam kształtow ał się fredrow ski styl gry. Bo w łaśnie we Lwowie, niejako w obecności autora, przedstaw ienia osiągały większą dojrzałość i doskonalszą form ę niż w W arszawie. W spółcześni dostrzegali naw et coś w ięcej : w p ły w osobowości aktorskich, ich tem p e ra m en tu i ku n ­ sztu charaktery zato rsk ieg o n a postaci z komedii. Zauw ażali to pam iętni- karze, którzy znali F red rę osobiście i k tó rzy byli n a ogół dobrym i i by ­ strym i obserw atoram i. Nie zaprzecza to drugiej in spiracji poety. Dawało ją życie, au tenty czn i i osobliwi ludzie, którzy często stanow ili pierw ow zór bohaterów fredrow skich.

W ydaje się, że praw dziw e były obie genealogie. D opełniły się, stopiły i dały postaci n iby oczyw iste i proste, a jed n a k stale niejednoznaczne i w yw ołujące kontrow ersje. „Przecież ja znam tw o ją Ju sty się z Męża i ż o n y ” — spostrzegł jed en z braci A leksandra. „Znałem jeszcze osoby, które zapam iętały żywego G aldhaba unieśm iertelnionego piórem F re ­ d ry ” 7. Istniał ponoć także praw dziw y Jow ialski. Ba, n a w e t ktoś, kto sta­ now ił pierw ow zór Sm ętosza, którego ch arak tery zu je P a n J a n w Zrzęd- ności i przekorze. A w każdej z tych postaci m ieściły się osobowości określonych aktorów , przyszłych odtw órców ról.

„Komedie Fredry były pisane dla tych aktorów, oni je sami w m yśl autora poczęli, oni zarysy działających osób nakreślili, oni dali mu swoje pojęcie o sztuce i znajomość tajem nic sceny. On to w odwet dał ciało ich myślom [...], ożywił go sw ym dowcipem, a to podwójne życie spłynąw szy w jedną całość utworzyło piękne dzieło sztuki. We w szystkich jego komediach główne role to nie żadne urojone oso­ bistości, ale Benza, Nowakowski, Kamiński dla w łasnej rozrywki, w dobrym humo­ rze osnutą intrygę przeprowadzający podług natchnienia.” 8

(7)

— 94 —

Fredrze, jakim był L udw ik Jow ialski, b ra t jego żony, nie je st jeszcze do­ wodem potw ierdzającym m echanizm twórczości. Ale jeżeli podobne sądy pow tarzają się, nie wolno nie wziąć ich pod uwagę.

„Zemsta zostanie Zemstą, póki sceny polskiej stanie, ale drugiego Nowakow ­

skiego na Raptusiewicza, a Smochowskiego na Milczka nie znajdziesz. Jeżeli był kiedy usprawiedliw iony ten galicyzm , że aktor t w o r z y rolę, ;o w tym razie. Nie obca to rzecz w dziejach dramaturgii, że autor z aktorem uzupełniają się najdo­ skonalej, gdy się twórczość jednego ze sztuką drugiego pożeni. Taki stosunek za­ chodzi między Fredrą a kilkoma aktorami tutejszej sceny. Niektóre role w jego sztukach są jakby dla nich pisane, jakby ich m iał przed oczyma pisząc je, a oni jak stworzeni do tych ról.” 9

W każdym razie in sp iracja te a tru na pisarstw o F red ry je st n iew ątpli­ wa. I już z tego w zględu tea tr, jak i znał i dla jakiego pisał, w ym aga szczegółowych badań.

Z kolei trzeb a by postaw ić pozornie zaskakujące p y tanie: czy Fredro lubił i cenił te a tr? Czy stosunek F red ry do te a tru był zawsze jedn ak o­ wy, czy też przem ieniał się wraz z latam i? N a pew no był Fredro su ro ­ wym jego sędzią. I chyba ta surowość w zm agała się. N aw et w Paryżu nie dał się zwieść nowościom. Zachw yty obw arow yw ał zastrzeżeniam i. T e a tr lwowski, m im o że przy jaźnił się z K am ińskim i cenił jego aktorów , drażnił go chyba i denerw ow ał.. Z tego powodu, że byw ał płaski, m ało am bitny, eklektyczny, trochę p reten sjo n aln y , m ało sta ra n n y . Że więcej

tam bywało rzem iosła, a m niej sztuki.

A te biedne teatra, gdzie na jednej scenie Dzisiaj klaszczą Barbarze, a jutro Syrenie, I szczęście jeszcze, jeśli nie te same usta Głoszą śpiew Terefercia i żale Augusta. Jednak jeśli w ystąpisz uczniem Melpomeny I na pięć długich aktów rozwałkujesz treny,

Każdy widz, już przychodząc, sm utku się spodziewa I jeśli łez nie roni, to przynajmniej ziewa.

Lecz w esołej Taliji gdy podniesiesz maskę, Tylu sprzecznych rozumów jakże zyskać łaskę? [•••I

I gdy ich tylko głosy przerwą czasem ciszę, Musisz się w końcu spytać: Dla kogo ja piszę? 10

„Ciekawy byłem bardzo czytać Twoją komedią, a przynajmniej jej rozbiór, alem nigdzie go dostać nie mógł, bo podobno w żadnej nie był gazecie. Co do cha­ rakterów, z tego, com u Ciebie widział, sądzić o robionych Ci zarzutach nie mogę, ale co do w yrazów nieco tryw ialnych, to może trochę w inien jesteś, ponieważ, jak sam mówisz, chciałeś w twojej sztuce zyskać oklaski równie od znawców Tartuffa, jak Syreny Dniestrowej czeladzi, co nigdy u nas połączonym być nie może, jed­

nemu tylko Shakespearowi wolno być płaskim i szczytnym .” 11

Słowa te w ypow iedziane tonem lekkiego zarzu tu pisał niezw ykle po­ ecie oddany, m ądry i życzliw y przyjaciel, b ra t M aksym ilian. P isał je n a trzy lata przed pow staniem komedii, w której padł niem al c y ta t z listu.

(8)

Z astanaw iające jest, że gdyby sądzić o stosunku F red ry do te a tru tylko na podstaw ie jego utw orów , m ożna by nabrać przekonania, że był on niezw ykle k ry tyczn y czy wręcz nieprzyjazny. Może jest to jedn a ze sprzeczności, który ch u F red ry w spółistniało w yjątkow o dużo. Może w ła­ śnie ta k ogrom nie potrzebow ał tea tru , że w szystko go w nim drażniło. Co nie przeszkadza, że nieraz z racji swego urzędu w W yborze K rajow ym galicyjskiego Sejm u Stanow ego pomógł m u w kłopotach n a tu ry o rg an i­

zacyjnej i finansow ej.

„Teatr oswaja z w ystępkiem karcąc tylko jego śm ieszną stronę.”

„Komedia w yłącznie tendencyjna nic nie nauczy, nikogo nie poprawi. Więcej w niej zawsze złości niż prawdy.”

„Ama;orowie na publicznej scenie tym się wyszczególniają, że do większej opłaty dodają m ękę złego w idow iska.”

P raw d a, że były to ju ż sentencje Starucha, który w swoich Zapiskach nie u k ryw ał pesym izm u ani nie powściągał rozdrażnienia. A mimo to te a tr obchodził go, w zruszał i daw ał różnorodne podniety i w później­ szych latach. To znaczy po zam ilknięciu. Oczywiście trzeb a jeszcze raz przypom nieć drugie p aryskie dośw iadczenia tea tra ln e z lat 1850 - 1855, kiedy to Fredrow ie — jak w spom ina córka Zofia — n ieraz zmieniali m ieszkanie po to, by Ojciec m iał bliżej do ulubionego teatru . Chyba w y ­ razem tych zainteresow ań poety są listy drugiego z pięciu braci, H en ry ­ ka, w których donosi on o swoich te a tra ln y ch wycieczkach, choćby do T eatro Olimpico w Vicenzy, gdzie zresztą w ystaw iano d ram aty antyczne. T eatralia napotykam y w korespondencji Józefa Załuskiego kierow anej do Fredry.

„Widziałem tu dwa razy nową aktorkę M odrzejewską — raz jako Annę Oświę- cimówną, drugi raz jako Barbarę bielińskiego [...] gra, talent i wdzięk M odrzejew­ skiej niepospolite — nie wiem , czy nie przeszła Żuczkowskiej? Dawno nie dosta­ wało Truskolaskiej dla oddania Bony, a jej córki Ledóchowskiej na postać Barbary — ubogi Kraków chciałby teatr polski przeciągnąć z W arszawy albo raczej dać przytułek uciekającym z Wilna, Żytomierza, Kamieńca, zobaczymy, czy się to uda? — choć w części.” 12

M usiał jeden z n ajdaw niejszych i naj w y trw alszych przyjaciół F redry znać jego te a tra ln e pasje i chyba rozeznanie w tra d y c ji polskiej sceny, skoro tak w łaśnie skom entow ał w ystęp M odrzejew skiej.

Kiedy w latach sześćdziesiątych przysłał F red rze do oceny sw oje ko­ m edyjki Ja n Chęciński, librecista M oniuszki, znowu rozbudziła się u poety w yobraźnia sceniczna. K azał sobie u tw ó r przeczytać, sprow adzić ówczesnego d y rek to ra te a tru lwowskiego, M iłaszewskiego, którem u ko­ m edyjkę pow ierzył poddając jednocześnie jej obsadę, sposób grania, w y ­ staw ienie. A swego syna, J a n a A leksandra, w ysłał n a próby dla dopilno­ wania, czy w szystko odbyw a się zgodnie z jego zam ysłem .

W niosek z tych rozw ażań, p o p arty ch z b rak u m iejsca niew ielu tylko przykładam i, je st jeden. Tak oczywisty, że staje się aż banaln y: te a tr

(9)

— 96 —

stanow ił sporą część życia i p asji poety. I że w różnorodny sposób od­ działał n a stru k tu rę i kształt komedii. A może był naw et jed n y m z tych czynników, które w spółdecydow ały o zajęciu przez F re d rę osobnego m iejsca w sporach estetycznych o m odel nowej sztuki; sporach prow a­ dzonych za lub przeciw rom antyzm ow i.

PRZEMYŚLENIA LITERACKIE

Są przew ażnie pom ijane. A zarów no w twórczości, jak i w korespon­ dencji zajm ują jeszcze więcej m iejsca niż spraw y teatru . A luzje literackie, polemiki, cy taty są organiczną częścią kom edii F redry. P ełn ią różne fu n ­ kcje. N ieraz podnoszą komizm. Czasem m ają c h a ra k te r odautorskiej w y ­ powiedzi.

Miał w dziedzinie zarów no teorii literackich, jak i analizy poszczegól­ nych zjaw isk znakom itego, bo w ykształconego doradcę i rozmówcę w osobie M aksym iliana. Zresztą z ocalałych fragm entów listów A leksan­ d ra adresow anych do b ra ta m ożna w yw nioskow ać, że F red ro nie tylko skw apliw ie podejm ow ał tem aty , ale nieraz sam je poddawał.

M aksym ilian po bardzo w nikliw ej lekturze kom edii A leksandra pisał:

„Nic trudniejszego nad styl komiczny, to jest u nas, bo chcąc być naturalnym — zostaniesz niepoprawnym lub płaskim, chcąc zać być czystym — tworzyć m usisz styl rozmowy, której w żadnym z naszych nie znajdziesz salonów, ponieważ w szyscy wolą paplać lapsa po francusku niż czysto po polsku się w ysław iać; ale co na to lekarstwa nie ma ani niestety będzie. Jednak to zrażać nie powinno, kruszmy lody, siejm y, może szczęśliwsza potomność po nas zbierać będzie.” 13

„[...] w edług mego zdania nie można do komedii stosować, co S zlegel powiada o klasycznej i romantycznej tragedii. Rodzaj komedii jest tylko jeden, z tą tylko różnicą, jak m ówiłem w odpowiedzi na krytykę Listu, że jedna jest o b r a z e m [podkreślenie Maksymiliana Fredry], a druga s z к i с ą. W szystkie komedie w ię­ cej nad jeden akt m ające i które nie na przypadkowych zdarzeniach, lecz na cha­ rakterach i na spotkaniu, działaniu i ich różności komiczność swoją opierają, do pierwszego kładę rzędu do drugiego zaś należą te, których Ty pierwszy wzór dałeś na naszej scenie.” 14

,,Gdybym nie był jeszcze słabym, to bym Ci obszerniej odpisał, na Twoją d efi­ nicją tragedii, którą podług A rystotela na czyszczeniu uczuć przez grozę i litość je­ dynie zasadzasz. Ale z tym odsyłam Cię do Szlegla, który choć dobrze zbija te n i­ by to jedyne podstawy, jednak nie zadowalnia mię zupełnie. Wkrótce spodziewam się jaśniejszą definicją tragedii przesłać Tobie.” 15

,.Według mego zdania, kiedy na historii chcę oprzeć tragedią, wtenczas tragicz­ nie — historyczne zdarzenie w ybierać trzeba, ale nie godzi się łam ać prawdy dla zdobycia dramatycznego skutku. Już w olę zupełnie w szystko utw orzyć.” 16

„W Gazecie Krakowskiej był także umieszczony ułamek Miera, ale to przecho­ dzi w szelkie pojęcie, aby coś podobnego teraz mógł ktokolw iek nie dość że napisać, ale jeszcze i grać dawać, i drukować. Wszak to tak wiersz jeszcze pierwsze lata St[anisława] Aug[usta] przypominający, i do tego nawet niew ierny. I cóż zyskała

(10)

na tym literatura ojczysta, że pięć tłum aczeń mamy Andromaki? Wolę średnie dzie­ ło, ale oryginalne co do przedmiotu, objęcia i temy, niż najlepsze tłumaczenie, zwłaszcza z francuskiego. Ale to dogadza narodowemu lenistwu. Tłumaczenie jest prawie m achinalna robota, którą odkładać i przerywać można do woli, ale chcąc sa­ memu coś stworzyć, trzeba dobrze pierwej czoła napocić, nim się pióro nawet w eźm ie do ręki. [...] teraz kończę Odę opiewającą zalety poezji na publiczne posie­ dzenie Tow arzystw a.” 17

„Książek, które żądałeś, dotychczas dostać nie mogę i prędzej ze starych m oż­ na co w e L w ow ie znaleźć niż tu, jednak kilku osobom dałem zlecenia.” 18

„[...] z tego, co widzę, zawsze powtarzam, że nie masz nad angielską poezję i dopóty spokojnym nie będę, póki Ty się po angielsku nie nauczysz [...]. Ręczę Ci, że popracow awszy przez dwa m iesiące nie będziesz m ówił po angielsku, ale w szyst­ kich zrozum iesz pisarzy, co jest najważniejszym .” 19

„Nie w iem , czy znasz ostatnie Messéniennes de Cas. Delavigne — zapytuje Ma­ ksym ilian — na śmierć Byrona, piękne są kawałki, ale wiersz to nie to. [...] Czy­ taj także jeśli dostaniesz ostatni un roman d’Arlincourt I/clrangère, znajdziesz w nim w iele poezji i bardzo piękne sytuacje, tylko koniec nie odpowiada całemu d z i e ł u . 20

„Staraj się, proszę cię, dostać Les proverbes dramatiques de Le Clerc, w cale w nowym rodzaju i niektóre bardzo ładne. Równie jak i Les soirées de Neuilly, jest to lekki, wcale nowy rodzaj; może by czytanie obudziło Twoją uśpioną m u­ zę.’' 21

„Czy czytałeś Les proverbes dramatiques de Le Clerc, niektóre bardzo ładne i z kilku już Scribe porobił vaudeville. Wyszedł tu noworocznik, simpliciter alm a­ nach pod tytułem Melitele (starożytna bogini kw iatów i ogrodów z m itologii sło- wiańsko-pruskiej), który mocno oburzył Koźmiana i Osińskiego, te dwie ostatnie podpory w alącej się liter[atury] klasycznej. Ale dla tych, którzy [...] do żadnej nie chcą należeć partii, to nie ma nic osobliwszego, a na złe, ani na dcbre, zw yczaj­ nie almanach. Wydawcą jego jest młody Odyniec. Ofiarował mi także jeden egzem ­ plarz dla ciebie, ale nie wiem , jak ci go przesłać.” 22

Celowo sporządziłam tu ta j coś w rod zaju antologii listów, by w ydo­ być te spraw y, o któ rych dyskutow ali czy poddaw ali sobie do rozw aże­ nia bracia. Z w y jątk iem drobnych w yim ków nie znam y problem ów , są­ dów, opinii, ocen ani to n u wypow iedzi A leksandra F redry. Ale już z tych fragm entów widać, że obaj nasyceni byli lite ra tu rą piękną i teoriam i li­ terackim i. Że chłonęli to, co wówczas pisano, niezw ykle szybko i żywo. Że ich zainteresow ania były zw iązane z d y skusją w okół klasyczności i rom antyczności. Że w swoich sądach bliscy byli w ielu poglądom ro ­ m antyków . Można tu w ym ienić choćby spraw ę tłum aczeń z francuskiej lite ra tu ry klasycznej. Że opow iadali się za oryginalnością w literatu rze. Że w iersz czy g atu n ek ch arak tery sty czn y dla O św iecenia uw ażali za um arły, dziś niepotrzebny, arty sty czn ie n ie funkcjonalny. Że pragnęli dociec istoty tragizm u. Że chcieli określić cechy kom edii. Że kładli nacisk na to, co w ydaw ało im się n a tu ra ln e w sposobie w ypow iedzi czy kon­ stru k cji u tw o ru dram atycznego. P rzy czym A leksander Fredro bliższy był chyba teoriom rom antyzm u, zwłaszcza w ich częściach polem izują­ cych z klasycyzm em , niż M aksym ilian. Zarazem obaj m ieli podobne

(11)

— 98 —

mulce czy skrupuły, k tóre nie pozwoliły im opowiedzieć się w pełni po stronie rom antyków . Był to w rodzony zapew ne, a w dom u rodzinnym jeszcze um ocniony zdrow y rozsądek i um iar.

„Gdybym nie był pewny, że w iersze Ranek, któreś mi przysłał, przez kapłana Romantyczności napisane, szczerze ci powiadam, nie przesadzając, że wziąłbym je za przesadną satyrę na ten sposób pisania. Nie dziwię się w ięc teraz, że ludzie roz­ sądni bij zabij na Romantyczność, kiedy m arzenia maligny za Romantyczność b io­ rą. Wprawdzie i Szekspir tak pisał, nb. w roli Ofelii, kiedy zwariowała. Ale Ham­ let udając nawet wariata nic podobnie głupiego nie powiedział.” 23

S praw a m odelu sztuki, k reacji bohatera, upodobań ch arak tery sty cz­ nych dla epoki, stylizacji literackich, pew nych znaków czy rodzajów zapi­ sów, jakim i posługiw ał się przede w szystkim klasycyzm i rom antyzm , była dla F re d ry tak istotna, że m usiała znaleźć swe m iejsce także w jego

pisarstw ie.

Jed n y m z bohaterów w cale nierzadko w y stępującym w kom ediach F red ry jest poeta. Kim że on jest? Jak ie zajm uje m iejsce w owej galerii typów Fredrow skich? Ja k i je st jego stosunek do św iata? Ile w nim po­ wagi, m ądrości, a ile śm iesznostek czy m ałości? Jakiej to wreszcie epoki i generacji poeta?

Należy do nich m iędzy innym i Ludm ir z Pana Jowialskiego. Ponoć n aw et „dobrze w iersze pisze” , ale to „szalony człow iek” . Szalony chyba dlatego, że odbiega od codzienności, od tego, co zwykło się uważać za popraw ne. P o ry w a go nadm iernie ro zhu śtana w yobraźnia. Tęskni za dzi­ kimi, odludnym i stronam i, gdzie m ógłby „pierw otn ą n a tu rę śledzić” . Tam

chciałby szukać samotności, aby w n atch n ien iu tw orzyć. F redro w yraźnie kpi z rzekom ych n iby to poetów szukających takich podniet. Bo może naw et spraw na językow o twórczość tego rodzaju jest jed n ak n iea u ten ­ tyczna i p u sta niczym popu larn e d ram aty N estroya czy R aim unda. Przy czym F red ro w ykazuje dobrą o rientację w zam iłow aniach i bodźcach poetów uw ażających się za rom antyków . Ale L udm ir nie jest ro m a n ty ­ kiem n aw et z pozoru. Bo ostatecznie zam iast szukać zam ków , skał, po­ toków, jak iejś dzikiej i okropnej, i zachw ycającej razem n a tu ry , włóczy

się od karczm y do k arczm y i p o d p atru je chłopów, Żydów, furm anów . Tej prak ty k i, k tó ra nota bene została uznana za odkryw czą i stała się obow iązującą, F red ro nie aprobow ał. Jakoś L udm irow i nie przyniosła oczekiwanego rezu ltatu . W dziedzinie poezji pochw alał chyba twórczość szalenie opanow aną, powściągliwą, nie n a pokaz, w ypływ ającą z serca i mózgu, odrzucającą różne ëkstraw aganckie podniety. Bo Fredro był chyba w ogóle bardzo k ry ty czn y w stosun ku do w szelakiej m ody i m a­ niery. Może n aw et po trosze dem onstracyjnie zajm ow ał stanow isko w łaś­ nie całkiem przeciw ne do tego, co uznaw ano za obow iązujące, czy co

(12)

Czasem poeta w y d aw ał się Fredrze człowiekiem zanadto oddalonym od codzienności. Po pro stu upraw ian ie poezji n ie było dla niego zawo­ dem. Mogła ona pow staw ać niejako na boku in n ych spraw — n o rm al­ nego życia. Toteż jeśli ów poeta schodził w jego kom ediach z w ysokich w tajem n iczeń do sp raw zw ykłych — to F redro to pochwalał. Bo w łaśnie w śród tej zwykłości, n a w e t w karczm ach czy zajazdach, był jeszcze „pro sty ro zu m ”, „rozsądek, dowcip, przenikliw ość” . N ieraz ty lk o ludzie prości p o trafili jeszcze nazyw ać rzeczy po im ieniu. T ak „km otr zowie się k m o trem , a ło tr łotrem , tam w każdym w yrazie jest m yśl, dobra czy zła, ale je s t” . I w ty m m iejscu rozw ażań p ada aluzja F red ry tycząca n ie ­ w ątpliw ie ówczesnego życia literackiego, sposobu pisania, a raczej styli­ zow ania: „m y auto ro w ie w olem y trzym ać się kw iecistych nicości — ła t­

wiej stroić niż tw orzy ć” .

L udm ir jest niew ątpliw ie kreacją całkowicie niezależną, odm ienną od au to ra Pana Jowialskiego. Fredro nie pochw ala jego m etody tw órczej. Nie podziela gotowości przystosow ania się do różnych w arunków , jego łatw ości dogadania się z ludźm i obcymi um ysłem i sposobem życia, jego m etody uw odzenia i zdobyw ania żony. A jednocześnie L udm ir jako poeta po części w y raża m yśli i poglądy n a twórczość, może n aw et upodobania literack ie sam ego F red ry . Bo chyba ustam i L udm ira sam F red ro ośw iad­ cza: „ Ja zbieram kłosy na m oim polu śm ieszności” . I to on w yraża oba­ w ę gnębiącą go przez całe życie: „A utor za swoje m yśli odpow iadać nie może, bo ta k ą rzeczą za każdą k a rtk ę chłostałby go kto in n y ” .

L udm ir jest ty lk o jed nym z całkiem licznej rodziny F redrow skich po­ etów . Ciekawe, że każdy je s t inny. Że ów św iat literack i ta k je st różno­ rodny. Oto Edwin, k tó ry zaszył się w oberży p a n a K apki w jakim ś m a­ łym m iasteczku, nie wchodzi w żadne społeczne układy, lecz w sam ot­ ności „w iersze skład a” . To nie tylko A stolf i Czesław są odludkam i. Je st nim — może nie ze stosu n k u do św iata pełnego zgryźliwości, egocentry­ zm u m alkontenctw a, ale z tego w głębienia się w siebie, oddzielenia od wszystkiego, co otacza — tak że Edwin. Czy nie zaw arł w nim Fredro czegoś z w łasnych ucieczek od ludzi, zam knięcia się w sobie. Z ty m że Edw in w swoim odosobnieniu nie traci czasu n a żadne niszczące kontem ­ placje. P ilnie p racuje. J e st poetą-dram ato p isarzem . Sw oje sztuki w ysyła

do te a tru w stolicy. P ragnie potw ierdzić talen t. M arzy o sław ie i ją zdo­ bywa. „Oto w łaśnie z stolicy listy odebrałem . Sztukę m oję ju ż grano... p rzyjęto z zapałem ” . To b y ły przecież nadzieje sam ego F re d ry , k tó re p rzy ­ pisał Edwinowi. To były sukcesy, któ re jego m iały dopiero czekać, a któ­ re już spotkały Edw ina.

Pisarzam i są w reszcie Edw ard, syn K asztelana Uczciwskiego z Intrygi na prędce, oraz K arol z Nowego Don Kiszota. Obaj — podobnie ja k Lu­ dm ir z Pana Jowialskiego — szukają podniet do twórczości. Zresztą n a ­

(13)

— 100 —

wet w ątpliw e, czy k tórykolw iek m a n ajskrom niejszy bodaj dorobek li­ teracki. Raczej poprzez przyb ranie pew nej pozy, uleganie m anierze chcą być zaliczeni do k ręg u m odnych artystów . To praw da, że są trochę oczy­ tani. Ale ich napom knienia literack ie są obiegow ym i hasłam i, znakam i całego snobizującego się n a nowoczesność pokolenia m łodych. Postaci E dw arda i K arola nie w y rażają chyba nic z poglądów czy m arzeń samego Fredry. Nie m a w nich nic odautorskiego. N atom iast poprzez nie pisarz w yraźnie prow adzi polem ikę literack ą z ówczesnym i upodobaniam i, m o­

dą, stylizacją. I to dosyć ostrą. Ale to już oddzielny tem at.

Są w reszcie poeci nie dramatis personae komedii, lecz tacy, o których się napom yka. Przy czym ow e n apom knienia są niezw ykle w yraziste i su­ gestyw ne, ta k że w y d aje się, jak b y ci poeci w ystępow ali napraw dę. W ten sposób został p rzedstaw iony p an Pegaziński w Zrzędności i przekorze. Jego ch arak tery sty k ę dał pan J a n Zrzęda, k tó ry nie uznaw ał chyba żad­ nych pisarzy. U w ażał ich za m egalom anów, k tó ry m ju ż się m arzy „nie­ śm ierteln y ch grono.” Za ludzi nie nazbyt rozsądnych i m ądrych, ale o nadto

rozw iniętej w yobraźni i niespokojnym duchu. Ludzi, którzy z lenistw a, nieprzezorności i zwykłej głupoty zaniedbują codzienne obowiązki, choć­ by wobec najbliższej rodziny. „Cóż z tego, proszę, dzieciom i zgłodniałej żonie, Że mąż w biedzie w aw rzynem uw ieńcza swe skronie? Cóż są te chwały, sławy, św iątynie, kościoły, K iedy poeta całe życie goły?” To w sam ym F redrze odzyw ał się zapew ne u m iejętn y i zapobiegliw y gospo­ darz, któ ry czuł się poetą, ale zarazem przed tym uciekał. Bo może chciał uprzedzić ew en tu aln e niepow odzenie, odeprzeć ciosy?

W arto jeszcze raz zwrócić uwagę, że poeta w y stęp u je u F red ry sto­ sunkowo często. P oeta — to przecież tak że w yraziciel tęsknot, m arzeń, buntu, nadziei, p atrioty zm u całego pokolenia rom antyków . M ożna by napisać całą m onografię p o ety -b o h atera d ram a tu rom antycznego. I cieka­ we byłoby porów nanie jego z poetą Fredrow skim . Tym, k tó ry nie cierpi z pow odu zawiedzionej miłości, nie spełnionej m isji politycznej i narodo­ wej, któ ry bliski jest życia a nie śmierci. P oeta F re d ry ulega chwilowo m odzie n a niezw ykłość i ekstraw agancję, ale ostatecznie w y b iera zdrow y rozsądek i nazyw anie rzeczy po im ieniu. Ma może do św iata stosunek n ie­ co przekorny, ale p o trafi w ynaleźć sobie żonę i urobić ją w edle swoich w ym agań i poglądów.

Poeta F red ry będzie żyć długo i szczęśliwie w otoczeniu licznej rodzi­ ny. Nie będzie żywić złudzeń, jeśli chodzi o spraw y narodow e. Będzie tylko czasami — i to w skrytości — m arzyć o sławie. A swoje niepokoje twórcze, ta k jak i poglądy n a sztukę, będzie skryw ać bardzo głęboko.

Nie m a podstaw przypuszczać, aby t a „poetycka d e k la rac ja ” była w ym ierzona przeciw rom antycznem u modelowi poety. Była po prostu

(14)

przetransponow aniem , n a lite ra tu rę tego, co dla F red ry było zupełnie oczyw iste i w ażne zarazem . Siebie.

Pogląd F re d ry n a k reację jakiegokolw iek b o h atera dram atu, już n a ­ w et n ie tylko poety, rów nież w yd aje się interesujący. I w arto go tu ta j w ydobyć. Tym bardziej że F red ro stanow czo przeciw staw ia się pewnej u ta rte j praktyce, popartej zresztą a u to ry tetem M oliera. „K om edyja Mo­ liera koniec w zięła” — ogłasza L udm ir w Panu Jow ialskim . Nie, to chyba m ówi sam Fredro. Sprzeciw ia się jednoznaczności postaw bohaterów m o­ lierow skich. R ysunkow i postaci, w któ ry m w yolbrzym iano w ady do roz­ m iarów m onstrualnych, ta k że nie żywi ludzie to byli, ale k ary k atu ry . Uznaje, że ta zasada m odelow ania postaci jest anachroniczna. Je st bo­ w iem arealistyczna. Bo od czasów M oliera ludzie stali się bardziej skom ­ plikow ani, bogatsi w ew n ętrzn ie i skryci. „Skąpiec daw niej w przenico­ w anej chodził sukni, trzy m ał ręce w kieszeni. T eraz skn era skn erą tylko w kącie; troskliw ość o m niem anie przem ogła miłość złota i ubogiego h o j­ nie obdarzy, byle św iat o ty m w iedział” . Ocena F red ry kom edii charak­ teró w mogła budzić opory. Ale by ła w yrazem świadomości tw órcy, jego sam odzielności, w ysoko rozw iniętego krytycyzm u. W stosunku do for­ m uły m olierow skiej była bardziej nowoczesna. I św iadczyła o p rzen ik li­ wości F red ry w dostrzeganiu zachow ań i reakcji w spółczesnych ludzi. Tych, którzy nauczyli się grać, m askować. Owo dostrzeżenie „po d w ó j­ ności” człowieka je s t niesłychanie now atorskie. „W każdym człowieku dwie osoby; sceny m usiałyby być podw ójne, ja k m edale mieć dwie stro ­ n y ” . N iew ątpliw ie to stw ierdzenie F red ry zasługuje n a w ydobycie i obszerny kom entarz.

POLEMIKI LITERACKIE

Dotyczą różnych spraw . Przede w szystkim prądów i poetyki w lite ra ­ turze od XVII w. po współczesność. P rzy czym w łaśnie współczesność — w dość szerokim rozum ieniu — zajm u je najw ięcej m iejsca. S tosunek do w spom nianych przez F red rę g atunków literackich, dzieł, poetyki jest przesycony kpiną. O dnosim y w rażenie, że z tego rodzaju zjaw isk nie istn ieje nic, co by stanow iło dla niego w zór lub w zbudzało bezw zględny szacunek. Na pew no takie dzieła były — (może Szekspira?) — tylko ich po prostu a u to r nie przyw oływ ał w swoich kom ediach.

Sporo aluzji literack ich dotyczy starożytności. O czytana jest w niej Flora, córka G eldhaba. W ty m przy pad k u ośmieszone są jed n ak nie dzie­ ła, lecz ich recepcja przez duchow ych prostaków . Bo Flora, ja k się oka­ zuje, m a w swoim dorobku czytelniczym H om era i W ergiliusza. Ale je ­ dyne w rażenia, jakie zostały jej z lek tu r, to „m iłe obrazy” i „piękne

(15)

— 102 —

w alki bogów” . Można przypuścić, że F red ro je st prześm iew cą pseudointe- lektu aln y ch snobów, rzekom ych znawców, duchow ych i um ysłow ych ary stok rató w — z aw ansu. W ielu znał chyba osobiście, o inn y ch słyszał. Wysoce 'krytycznie oceniał rów nież polskie upodobanie do klasycyzm u. W iedział, że nie w ynikało ono z trady cji polskiej. Że było u nas nieorga­ niczne i przeszczepianie go n a g ru n t rodzim y przynosiło żałosne rez u lta ­ ty, p rzynajm niej w poezji. „Czasem pow iem żartu jąc: — mówi G eldhab — Florko, powiedz odę. Na przykład... na ten czarny stolik lub komodę. W net dwieście utnie w ierszy n ad czarnym stolikiem , Tak że niech się schow ają Nelson z K o pernikiem ” .

W iedział natom iast, że cechą narodow ą stało się roszczenie sobie p ra ­ wa do w ydaw ania a u to ry taty w n y c h opinii. „W szak o lite ra tu ra c h są­ dzić jestem w sta n ie ? ” — m ówi Radost. „Teraz i m niej znający daje swoje zdanie” — odpow iada Zdzisław.

N aw et nie rzekom e upodobanie do klasycyzm u, nie łatw e pow oływ a­ nie się na C orneille’a, R acine’a czy C rébillona d rażn i najbard ziej F re ­ drę. Bo — sądząc po funkcji, jak ą pełnią w jego kom ediach aluzje lite ­ rackie — klasycyzm nie określił sposobu bycia i m yślenia w Polsce. Do­ konał tego natom iast sentym entalizm i w czesny rom antyzm . E dukacja sen ty m entaln a i p rerom antyczna moda, m an iera takiej stylizacji szczegól­ nie drażnią Fredrę. Rozpraw ia się z ty m w w ielu kom ediach. P rzy czym z sentym entalizm u po pro stu kpi. Z pseudorom antyzm em po trosze d y ­ skutuje, aby go ostatecznie ośmieszyć.

W yedukow ana n a sentym entalizm ie jest rów nież Flora. Bardziej n a ­ w et niż na starożytności i francuskich klasykach. Dlatego zapew ne jest tak płaska i pry m ity w n a. N aczytana jest „serc tkliw ych cu dnych pió- ro tw o ró w ” — dziejów nieszczęśliw ej m iłości Heloizy i A belarda, m i­ łosnych historii „nadobnych p a ste re k ” i „przyjem ny ch p a ste rzy ” , dum „boskiego O sy jan a” i w szystko to pow oduje u niej jed e n w ybuch rozczu­

lenia i m iłosnych dreszczy. „Czytała nieboraczka i płakała rzew n ie” — m ówi o niej G eldhab. „Ale dziw nie — ja często nad stylem zapłaczę” — w yznaje Flora. „ J a k książkę zobaczę, Czuję coś w sobie... co nie m a n a ­

zwiska, Co uśm iech sprow adzając, razem łzę w yciska”.

F redro zauważa, że lite ra tu ra sentym entalna, a także rom anse n a j­ więcej zw olenników zyskały w kobietach. To one przesiąknięte są tą pseu d o literatu rą i n a ten sam sposób chcą stylizow ać swoje życie. (Jesz­ cze gorzej, gdy ja k Celina z Listu, sięgają sam e po pióro). Należy do nich m iędzy innym i H elena z Pana Jow ialskiego, K lara i A niela ze Ś lu b ó w panieńskich w yedukow ane n a bliżej nie znanym rom ansie M ęża K lo ryn- d y życie w iarołom ne, E lw ira z M ęża i żony. „Bo rom anse, który m i zaj­ m u ją się dam y, K tó ry ch m y swoich m ało — w iele obcych m am y, G ram a­ ty k ą się stały potocznej rozm ow y” — m ówi Zdzisław w C u d zo ziem

(16)

czy-źnie. „D obre dziecko, m oja pasierbica — c h a ra k te ry z u je H elenę Szam - belanow a — [...] głów ka trochę rom ansam i i poezyjam i zawrócona. [...] chciałaby jakiegoś sm ętnego w ielbiciela, traw iącego nocy śród grobow ­ ców. [...] Ja k aś taje m n a tęsknota, skargi na niespraw iedliw ość ludzi, a n a ­ w et może i lekka zgryzota sum ienia, jak to się dow iedziałam p rzyp ad­ kiem z jej dziennika, nie zaszkodziłyby w cale” . Ciekawe, że L udom ir te

upodobania H elenki łączy z lek tu ram i G rillparzera (M atka rodu Dobra- tyń skich , k tó ra była w ystaw iona n a scenie lwowskiej) i Byrona.

Także m ężczyźni by w ają u F red ry urobieni przez rom anse. „Co w czy­ tan y m rom ansie — zda m u się być ład nie” — ch arak tery zu je Edw arda z In try g i na prędce jego służący Michał. Edw ard, podobnie jak H elena czy E lw ira, chce stylizow ać sw oje życie na wzór rom ansów . Um ie p rzy ty m tę sty listy k ę określić. J e st nie byle jakim znawcą p rzed­ m iotu. To, co m ów i E dw ard, to jak b y opis scen z w ielu p rze d sta ­ w ień, k tó re m ożna było obejrzeć na scenie lw ow skiej lub w arsza­ w skiej, nie m ówiąc ju ż o tea tra c h p ary sk ich w pierw szej połowie X IX w. Lub też przypom nienie fragm en tów powieści bądź dram atów . F re d ro w sposób niezw ykle dosadny choć lap id arn y zarazem p o trafi o k re­ ślić tę sty listy k ę i ten rodzaj lite ra tu ry . Oto przykład ze sceny II:

„Słuchaj — zwraca się Edward do Michała — dzieła dzisiejsze każą wierzyć w strachy... [...] Tych siedliskiem starożytne gmachy... Jaki zamek w ruderach lub klasztorne groby. Tam, gdy północ uderza, duch jakiej osoby, Srodze zamordowa­ nej, na ziem ię wychodzi... [,..] W zbroczonej szacie w lecze łańcuchowe pęki I póty św iat przeiaża żałośnym i jęki, Póki prawa nie padnie zemsta na zbrodniarza.”

To brzm i praw ie ja k frag m en t z Charles Nodiera czy Roberta diabla M eyerbeera. I jeszcze przypom ina nieco Schillerow skich Zbójców. „Błą­ dzenie... zbójcy... w alk a w śród nocnej ciem noty... D aw nych dziejów ry ­ cerskich, o! godne kłopoty!” F redro podchw ycił n a w e t ry tm ik ę poezji grozy. Ale z serio przem ienił ją n a buf f o w sposób niezw ykle prosty i oszczędny — jed n y m w yrazem dew aluując nastrój i przem ieniając w a r­ tość obrazu:

„Wszedłem pod czarne sklepienie, Głuche tam było milczenie; Światła mnie promyk wiódł blady, Gdzie ludzkie starte już ślady. Aż tu słyszeć szmer się daje. Jakieś widmo z gruzów wstaje: Wzrok iskrzący, broda biała D o n ó g k r ę t o mu wisiała; Milcząca, groźna, o b r z y d ł a Postawa była straszydła.” (Pod­ kreślenia — B.L.P.; N o w y Don Kiszot, scena X).

Ciekawe, że tego upodobania nie podziela Edw in z O dludków i poety. P rzynajm niej m y o tym nic nie w iem y. Może on, skrom ny i skryw ający się przed św iatem , choć pełen m arzeń, by św iat go o d k rył i ocenił, jest jedy nym dla F re d ry praw dziw ym poetą, nie skażonym żadną m anierą. N atom iast przesiąknięci stylisty ką rom ansów , powieści grozy, dram , m e­ lodram atów są odludkow ie, A stolf i Czesław. Cóż tu do w idzenia? co? — p y ta Astolf.

(17)

— 104 —

„Jakie sklepienia Podziemnych lochów, więzień! gdzie dla ciekawości Dotąd jeszcze w łańcuchach trupieszeją kości? Zabytki złotych w ieków , tych wieków pro­ stoty, Za którymi utulić nie możem tęsk n o ty ... A może wieża, kolos, co chmury roz­ trąca, Pomnik sław y jednego — ucisku tysiąca? Pokażże, pokaż prędko.” (sc. 3).

Astolf p o trafi chyba jed n ak odróżnić zew nętrzność, naleciałość form y od praw dy człowieka i św iata. Może w łaśnie ta um iejętność pow oduje rozgoryczenie, niew iarę w jakiekolw iek w artości, a n aw et w możliwość ucieczki — w sen.

„Wiem... w śnie chcesz szukać szczęścia; ale go tam mało; Raczej resztę w nim stracisz. I z tego to względu Nie lubię chw ili często przyjemnego błędu; Wznosić nieszczęśliwego z zw yczajnej kolei, By mu pokazać szczęście lub powab nadziei, By obudzić uśpione jego serca bicie I znowu go wytrącić w opłakane życie, Gdzie ledw ie wytrwać może pod losu uciskiem — To jest tylko szyderskim natury igrzy­ skiem .” (sc. 4).

„Ach, ulgą — powiedz” — odpowiada Czesław.

D otyka tu taj F red ro spraw y znacznie głębszej, sięgającej poza upodo­ bania i stylizację rom antyczną. Czegoś, co m ożna nazw ać poetyką i p ro ­ blem atyką snu, co stanow iło dla całego pokolenia rom antyków niezw y­ kle ważki problem . Czesław dostrzega możliwość ucieczki w sen. Astolf broni się przed nim. Dla uw iarygodnienia niejako jego racji Fredro czyni go w rażliw ym n a praw dziw ą poezję. P rzytacza on fragm ent Resignation F ry d ery k a Schillera: ,,I m nie w A rkadii pierw szy dzień zabłysnął, I m nie n a tu ra radość w życiu Zaprzysięgła przy pow iciu

W yraża tu F redro chyba także swoje upodobania. Z dradza w łasną w rażliwość. Tę, k tó ra pozwala odczuć au ten ty czn ą, w ielką poezję; tę, k tóra potrafi przeniknąć i zrozum ieć drugiego człowieka. I k tóra każe się strzec pozorów, m aniery, ze w nętrzności przejaw iającej się w używ a­ niu obiegowych schem atów i znaków oraz w n aśladow aniu stylizacji.

W ydaje się, że um iejętność, z jak ą Fredro dokonyw ał tych rozróżnień, w ynikała z n ap raw d ę sporego oczytania, z autentycznie dobrego sm aku, z dużego kry tycy zm u i zdrowego rozsądku, k tó ry kazał m u analizow ać różne zjaw iska w sztuce i osądzać, czy tkw i w nich blaga, chęć przypo­ dobania się, czy też zaw arta jest praw dziw a w iedza o świecie w yrażona w sposób jasn y i poetycki zarazem.

Ilość aluzji i napom knień literackich w utw o rach F re d ry jest znacz­ na. Przytoczyłam tu zaledw ie niew ielką ich część. Z ebrane w szystkie składają się n a obraz praw dziw ej w iedzy F red ry. D ają w yraz jego po­ glądom artystycznej i estetycznej n a tu ry . Jednocześnie w kom ediach w sposób bardziej celny i dosadny p o trafią określić postać niż uczyniłby to opis jej osobowości i poziom u um ysłowego. A luzje te — wówczas n ie­ zwykle w yraziste i pow szechnie czytelne — charak teryzow ały sytuacje, ich czas i m iejsce. Często niesłychanie podnosiły komizm. T rzeba zau­ ważyć, że w szystkie są użyte bezbłędnie. P o tw ierd zają przez to św iado­ mość tw órczą Fredry, k tó ra była p o d p a rta rozległą edukacją. Może kie­

(18)

dyś p o tra fią przekonać, że w yjątkow ość zjaw iska w literatu rze, jakim jest A lek sand er Fredro, w y n ik ła ze św iadom ego odrzucenia innych, w spółczesnych kierunków w sztuce dram atycznej i pielęgnow ania w łas­ nego sposobu tw orzenia. Tylko aby odrzucić to, co p ro po nu ją w ielcy z tego samego pokolenia, i iść w łasną drogą, trzeb a całą tę współczesność dobrze znać. K om edie F re d ry są niezb ity m dowodem , że pisarz znał zarów no to, co należało już do trad y cji, ja k i to, co tę współczesność stanow iło.

P r z y p i s y

1 Podaję za S. Schntir-Pepłowskim , Z papierów po Fredrze. Kraków 1899. 2 Obszerne inform acje o codziennym życiu Paryża podają ówczesne dzienniki, m. in. „Gazette N ationale ou le Moniteur U niverselle.” Zob. także M. A. A llévy- -Viala, Inscenizacja romantyczna w e Francji, Warszawa 1958.

3 Podaję za A. Fredry Pismam i w s zy stk im i w opracowaniu S. Pigonia, Warsza­ w a 1955. Cytat pochodzi z Miłości lekarzem, Molier Dzieła. 1922, t. 3, s. 307 w prze­ kładzie Boya.

4 List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 2 marca 1827, Warszawa rkps. w zbiorach Biblioteki Narodowej, sygn. 8409, k, 51 - 52.

5 Listy M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 23 października 1926, Warszawa, loc. cit., к. 44 oraz z 29 listopada 1825, Lwów, rkps. w zbiorach Biblioteki Narodo­ w ej, sygn. 8409, k. 38 - 39.

® List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 2 marca 1827, Warszawa, rkps. w zbiorach B iblioteki Narodowej, sygn. 8409, k. 51 - 52.

7 W. Zawadzki, Pam iętniki życia literackiego w Galicji, rozdz. II: Teatr —

Aleksander Fredro. Przygotował do druku, w stępem i przypisami opatrzył A. Knot.

Kraków 1961.

8 L. Jabłonow ski, Pamiętniki. Oprać, oraz w stępem i przypisami opatrzył K. Lewicki. K raków 1963, s. 50.

9 Teatr hr. Stanisława Skarbka w e Lwow ie. „Tygodnik Ilustrow any” 1861, t. 1, s. 149 i n.

10 O dlu dki i poeta, sc. 11, w. 488-497 i 506 -507, A. Fredro, Pisma wszystkie, t. 2.

11 List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 20 lutego 1822, Petersburg, loc. cit., к. 13 - 14.

15 List z 29 grudnia 1865, Kraków rkps. w zbiorach Państw owego Archiwum Historycznego w e Lwowie, zespół 201, grupa 4b, nr 1417.

u List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 20 lutego 1822, Petersburg,

loc. cit., к. 13 - 14.

14 List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 2 marca 1827, Warszawa,' loc. cit., к. 52 - 53.

13 List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 20 grudnia 1828, Warszawa, loc. cit., к. 6 4 -6 5 .

18 Tamże.

17 List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 7 marca 1829, Warszawa, loc. cit., к. 75 - 76.

(19)

— 106 —

18 Tamże.

le List Maksymiliana Fredry do Aleksandra z 15 stycznia 1825, Florencja, loc. cit., к. 29 - 30.

20 Loc. cit. Charles-Victor Prévôt Arlincourt (1789—1856), poeta, powieściopisarz, autor tragedii. L’Etrangère należy do jego najgłośniejszych utworów.

21 List Maksymiliana Fredry do Aleksandra z 20 grudnia 1828, Warszawa, loc. cit., к. 64 -65. Théodore Leclerq (1771 - 1851), dramatopisarz francuski, układał i publikował swoje przysłowia dramatyczne, które zalecały się w nikliw ą obserwacją i wytwornością stylu, w latach 1823- 1828. W roku 1830 ukazały się jego Nouveaux

Proverbes dramatiques.

22 List M aksym iliana Fredry do Aleksandra z 1 lutego 1829, Warszawa, loc. cit., к. 72 - 73.

28 Urywek listu Aleksandra Fredry do M aksym iliana, bdm., rkps. w zbiorach Biblioteki Narodowej, sygn. 8409, k. 91 (prawdop. z drugiej połowy lutego 1827 r.). Autorem wiersza Ranek był Stefan Witwicki.

N o t a a u t o r s k a

Praca ta została przygotowana w lipcu 1976 r., a przytoczone w niej fragm enty czynnej i biernej korespondencji Aleksandra Fredry zaczerpnięte były z rękopisów, do których odsyłają przypisy. W końcu 1976 r. ukazał się w druku tom 14 Pism

wszystkich Aleksandra Fredry obejmujący korespondencję poety. Ponieważ wersja

mego odczytania rękopisów (często bardzo niewyraźnych) odbiega nieraz od wersji drukowanej, uzgodniłam ją z tekstem tomu 14, w kilku jednak miejscach pragnę pozostać przy odczytaniu własnym.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Aby rozszerzyć zakres poza podejmowanie decyzji zawodowych, Sieć Euroguidance po- winna organizować specjalne konferencje do- tyczące innych aspektów poradnictwa zawo-

To dla nich niezwykle wyjątkowy czas i nawet w najbiedniejszych regionach Afrykańczycy starają się oszczędzać przez kilka miesięcy, by 25 i 26 grudnia poczuć

– Te inwestycje są o tyle trudne, że gdy dotknie się tego, co widać, czyli torowisk, trzeba dotknąć również tego, czego nie widać, czyli infrastruktury kanalizacyj- nej,

Zgłupieliśm y do tego stopnia, że się n aw et żaden z pozostałych czterech słowem nie odezw

Szczególnie dziękuję władzom Instytutu Stu- diów  Międzynarodowych oraz Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego.. Za inspirację i nieodzowną pomoc

W rezultacie północnoamerykańscy badacze postrzegani są jako pionierzy, dynamiczni propagatorzy oraz autorytety w zakresie kształcenia myślenia kry- tycznego.

(Problemy do dyskusji stawia nauczyciel, to on kieruje dyskusją, pilnuje, aby zacho- wana była kultura dyskusji – uczniowie nie przerywają sobie, odnoszą się do merytorycznej

[gr.], syntezator dźwięku, elektroniczny instrument muzyczny (zaliczany do grupy elektrofonów) lub urządzenie do wytwarzania i przekształcania dźwięków do celów muzycznych;