• Nie Znaleziono Wyników

Praktyka studencka w PGR-ach w okolicach Koszalina - Maria Bawolska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Praktyka studencka w PGR-ach w okolicach Koszalina - Maria Bawolska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MARIA BAWOLSKA

ur. 1928; Kazimierz Dolny

Miejsce i czas wydarzeń PRL

Słowa kluczowe życie codzienne, studia, praktyka studencka, PGR

Praktyka studencka w PGR-ach w okolicach Koszalina

To była praktyka po pierwszym roku studiów czyli w roku 48, w lecie, dwumiesięczna. Myśmy pojechały z 3 koleżankami, to znaczy dostałyśmy przydział na praktykę w okolice Koszalina. To się chyba teraz nazywa ziemia złotowska. No ja nie wiedziałam nic na temat historii złotowszczyzny, dopiero dużo, dużo później dużo ciekawych rzeczy przeczytałam na ten temat. I wtedy to się nie nazywało PGR-y, Państwowe Gospodarstwa Rolne tylko Państwowe Nieruchomości Ziemskie, PNZ-y.

No tam to były majątki poniemieckie, zrujnowane, zniszczone, no bo przecież tam się przetoczył front, wojna. Ludzie, którzy tam mieszkali być może, że tam było trochę autochtonów, ale myśmy z nimi nie miały nic wspólnego do czynienia, a pracownicy to byli ludzie, powiedzmy, jak to się mówiło, zza Buga, i to była niesamowita mieszanina i zbieranina ludzi, najróżniejszych. Nawet nam tam jako dziewczyninom młodym to nie za bardzo bezpiecznie było czasami. Kierownikiem tych, czy dyrektorem jak to się nazywało, to był tak zwany klucz majątków, ja nie pamiętam ile tam majątków należało do tego klucza, to się nazywało, ta miejscowość nazywała się Lipka. I to było gdzieś w okolicach Złotowa. W każdym razie to zniszczenie właśnie i taki jakiś chaos, bezhołowie, nic nikogo tam nie obchodziło. Ja myślę, że ci ludzie jeszcze wówczas mieli poczucie tymczasowości, że oni nie są tam na stałe, że tam się coś stanie, że oni będą musieli czy wyjeżdżać, czy przemieszczać się gdzieś. W każdym razie to były duże majątki. Musiały być kiedyś dobrze prowadzone. To była na przykład wytwórnia win w jednych z tych majątków. Kierowniczką tej wytwórni była Łotyszka, technolog, która była wywieziona z Łotwy na roboty do Niemiec i tam została już i prowadziła tę winiarnię. Nawet nieźle mówiła po polsku. Kierownik pochodził chyba też z Wileńszczyzny. Tam było dużo pasiek. Pszczelarzem głównym był też pszczelarz, który był z Wileńszczyzny skądś. On potrzebował kogoś do pomocy i ponieważ jedna z koleżanek była uczulona na jad pszczeli, a druga się śmiertelnie bała pszczół, no to ja byłam wydelegowana do tej pomocy, bo ja nie puchłam ani się nie bałam, wręcz mnie to interesowało. I właśnie ten taki bałagan tam

(2)

panujący, to tak nic nikogo [nie obchodziło], ja naprawdę w tej chwili to uważam, że ci ludzie łącznie z tym kierownikiem, to mieli wrażenie, że oni są na tymczasem. No ale to był rok, tak jak mówię, 48 dopiero. Tak że to było w stadium organizacji wszystko.

Tam i odłogów dużo było, poniszczone budynki. Przy tej wytwórni win była stołówka gdzie myśmy jadały, przeokropna zresztą, jedzenie było straszne. I no w sumie to biednie tam było, kradli wszyscy co mogli, ile mogli.

Data i miejsce nagrania 2005-12-04, Puławy

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski, Marcin Fedorowicz

Transkrypcja Kinga Pijas

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

To była raczej taka no prymitywna kamienica chyba, nie wiem jakie były mieszkania na piętrach, ciotka dostała na parterze mieszkanie.. To był, trudno to nawet nazwać pokojem

Ja lubelskie Stare Miasto oglądam teraz jak się tam zmienia, jak jest odbudowywane, remontowane, ale ten okres roku [1951, kiedy tam mieszkałam], to są bardzo przykre dla mnie

Tak że jak wróciłyśmy to już chyba nie było, nic się nie działo tam w katedrze, tylko zaczęły się wtedy aresztowania ludzi, którzy mówili coś na ten temat,

Wiem, że zwykle ci rolnicy, pewnie cały ten wydział rolny czy może UMCS to jakoś tak się na końcu chodziło [Czy wnoszono jakieś okrzyki?] Nie pamiętam tego, być

Ideą wypraw z jednej strony było urozmaicenie życia ludziom na wsi, z drugiej urozmaicenie nam życia, a z trzeciej miały one mieć jakiś walor edukacyjny..

Dzieciństwo moje było takie, że jak ojciec poszedł na wojnę, matka oddzieliła się od dziadka, dał jej kawałeczek pola i ona tam sobie pracowała, a tak to chodziła po

Słowa kluczowe Lublin, PRL, cegielnia Czechówka Górna, warunki bytowe, warunki mieszkaniowe, projekt Lubelskie cegielnie.

Przeciechowski i Setnik byli zupełnie różnymi osobami i zupełnie inaczej się z nimi pracowało.. Przeciechowski, według mnie, miał większe zainteresowania polityczne,