• Nie Znaleziono Wyników

Żoliborz oficerski. Dzieciństwo i surowe wychowanie - Jerzy Filipowicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żoliborz oficerski. Dzieciństwo i surowe wychowanie - Jerzy Filipowicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JERZY FILIPOWICZ

ur. 1927; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Warszawa, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Warszawa, dzieciństwo, rodzina, Żoliborz, wojskowe wychowanie, szkoła

Żoliborz oficerski. Dzieciństwo i surowe wychowanie

Nazywam się Jerzy Filipowicz, urodziłem się 15 sierpnia 1927 roku w Warszawie, czyli mam już 89 lat. Do trzeciego roku życia byłem przy rodzicach, po trzecim roku życia rodzice się rozeszli i wychowywała mnie babcia. Czyli, mówiąc szczerze, już byłem pół sierotą, bo właściwie mama była z daleka, ojciec był z daleka, a wychowywała [mnie] babcia Franciszka, mama mego ojca, pod nadzorem mego ojca.

Zatem, wykształcenie i całe swoje młode życie spędziłem na Żoliborzu, na ulicy Śmiałej, na tak zwanym Żoliborzu oficerskim, bo tam mieszkali na około ludzie, którzy służyli w Wojsku Polskim i mieli oficerskie stanowiska. Była to dzielnica taka willowa.

Moje młode życie nie miało ciekawych momentów. Dlaczego? Dlatego, że byłem chowany w stylu wojskowym. Kontakt z dziećmi był dyktowany przez babcię, wolno mi było [bawić się] tylko ze Zbyszkiem, bo on jest z wojskowej rodziny. No i w tym czasie skończyłem szkołę podstawową, początkowo na Żoliborzu, później na Bielanach, a styl mojego życia był taki trochę wojskowy. Na czym to polegało? Na ułożeniu w kostkę swoich [ubrań]. Wszystkie czynności były zaplanowane, jednakowe każdego dnia. To życie się odbywało z takim mocnym drylem. Druga sprawa – jak coś zbroiłem albo poszedłem gdzieś bawić się do innych dzieci, to była tak zwana łapka kozia. Na tej łapce koziej były takie rzemienie i było lanie - przepraszam za wyrażenie - na gołą pupkę. To trwało tak gdzieś do piątej klasy, czyli dosyć długo.

Dowiedział się o tym ojciec, bo mu się poskarżyłem – on zawsze nadzorował moje wychowanie, kazał, żeby bicie odbywało się przez spodnie. Co ja wówczas zrobiłem?

Kupiłem sobie taką wyprawioną skórkę z królików, podłożyłem pod spodnie i lanie było trochę mniej bolesne. To był sposób radzenia [sobie] młodego człowieka. Już po piątej klasie, to trochę zelżało, jak chodziłem do szkoły na Bielanach, miałem więcej, że tak powiem, luzu. Ojciec zapisał mnie do Akademii Wychowania Fizycznego na Bielanach, była taka specjalna szkoła i tam po lekcjach robiłem sobie lekcje domowe, i tam spędzałem czas. Wszystkie sporty, że tak powiem, jakie tam tylko były, używałem. Czyli to była [ze strony] ojca izolacja przed ewentualnym złym

(2)

wpływem innych dzieci na moje wychowanie. Ja się przed tym buntowałem, zawsze starałem się żyć normalnie, no, ale co mi się udało, to udało, a co nie, to nie.

Data i miejsce nagrania 2017-01-13, Nałęczów

Rozmawiał/a Piotr Lasota, Agnieszka Ląkocy

Transkrypcja Agnieszka Piasecka

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chciała pracować, nawet jeździła do Lublina, ale jak się siostra urodziła, to babcia powiedziała, że nie będzie się nami opiekować, nie chciała już niańczyć małych

Ale w międzyczasie, jak się odratowałem fizycznie, moja siostra zaczęła pracować, moja mama zaczęła coś zarabiać i jakoś się to układało. Muszę

W pewnym momencie widzi to Niemiec, że ja tak chodzę, a był to elektryk, który miał urwaną lewą rękę, miał tylko prawą, zawołał mnie do siebie i mówi tak: „Będziesz u

Mamusiu, może by - bo już ojciec nie żył wtedy - może chciałaby mamusia zobaczyć, niedaleko tu”. Nawet paszportu

Tam ojciec przepracował do 1930 roku, kiedy to ożenił się z moją mamą, Ireną Haberlau i przeniósł się do Lublina, obejmując kierownictwo apteki na Krakowskim

To były czasy, kiedy mężczyzn zabierano do wojska na 3 lata, taty nie było przez ten czas [w domu], mama musiała radzić sobie sama.. Moja mama, ponieważ nie było taty,

Mama zawsze dla dziecka jest czymś najważniejszym i najpiękniejszym, i tak było, bo była osobą bardzo ciepłą, bardzo empatyczną.. Kochała ludzi, kochała dzieci,

To myśmy czasami się chowali za drzwiami, w innym pokoju, żeśmy się kłócili jak długo babcia będzie siedzieć bez poruszenia głowy. Bo dzieci są dziećmi