,M 6 Warszawa, d. 9 lutego 1896 r. T o m X V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W W ars za w ie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z p rze sy łkę pocztow ą: rocznie rs. 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać można w Redakcyi „ W szechświat? *
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią Panowie:
D eike K ., D ickstein S., H oyer H., Jurkiewicz K ., K w ietniew ski W Ł, Kram sztyk S., M orozew icz J., Na
tanson J., Sztolcm an J., Trzciński W . i W róblew ski W .
^.dres ZESed-sOscyi: EZrafeo^skie-Przedmieście, ID ST r ee.
ZMYSŁ POWONIENIA.
W łasności fizyczn e substancyj woniej ących.
Zm ysł powonienia daje nam pojęcie o ist
nieniu pewnych ciał t. zw. wonnych w po
wietrzu. Ilość substancyi, w ystarczająca do pobudzenia działalności zm ysłu jest ta k nie
znaczna, źe najdokładniejsze naw et metody chemii analitycznej nie są w stanie odkryć jej śladów tam naw et, gdzie działanie na powo
nienie je s t ju ż bardzo znacznem. W zgląd ten był powodem, źe znaczna liczba uczo
nych sk łan iała się do mniemania, jakoby działanie substancyi n a zmysł powonienia było pośredniem — dynamicznem. Opierano się tu taj n a fakcie, źe dokładne naw et po
m iary nie wykazywały żadnej s tra ty wagi piżm a, pomimo długo wydzielanego silnego zapachu. Dopiero badania Y alen tin a do
wiodły, że piżmo pozostawione n a otwartem powietrzu tra c i na wadze. Spostrzeżenie to pozbawiło teo ry ą dynamiczną zapachów n a j
ważniejszej podpory i zdecydowało ostatecz
ny powrót do teoryi bezpośredniego działania cząsteczek substancyi n a organ zmysłu.
Oddzielanie się cząsteczek nie zawsze je s t jed n ak dostatecznym warunkiem do wywoła
nia zapachu. W a ru n ek ten w ystarcza dla bardzo znacznej ilości zapachów perfum eryj
nych. Lotność tych substancyj decyduje o natężeniu zapachu. Z badanie też lotności tej grupy substancyj pachnących w ystarcza do znajomości siły ich działania.
N ajodpow iedniejszą do tego rod zaju badań je st m etoda H enry ego. H enry używał do badań swoich areom etru, zaopatrzonego u gó
ry miseczką półkulistą, zaw ierającą 0,3 cm 3 cieczy. Lotność określał przy pomocy zaob- serwanego wznoszenia się areom etru, powo
dowanego przez ulatnianie się substancyi n a
pełniającej miseczkę. K ilk a liczb podajem y dla przykładu:
P rzy tem p eratu rze 10,5° C u latnia się na powierzchni 1 m m 2:
Ilang-ylang . . . 0,0000176 mg olejek pomarańczowy 0,0000567
,, rozm arynowy . 0,0000446
„ miętowy . . 0,0000354
„ bergam otowy . 0,0000331
„ lawandowy . 0,0000292
i t. d.
8 * WSZECHŚWIAT. N r 6'.
M etoda H enry ego daje się stosować tylko do substancyj jednolitych lub też do m iesza
nin z substancyj ulatniających się jednakow o szybko. O statni ten w arunek je s t jed n ak nadzwyczaj rzadkim . W szystkie np. ro z
twory w olejkach (olejki pachnące) u latn iają się nierównomiernie; toż samo stosuje się do większości perfum .
M etoda H enryego je s t je d n a k niew ystar
czającą i dla innych powodów: niezawsze działanie substancyi je s t zależnem jedynie od je j lotności.
Znanym je s t fakt, że znaczna ilość z a p a chów—tu ta j należą zapachy kwiatów—p osia
d a silniejszą woń w obecności ozonu w p o wietrzu, ja k np. po burzy. F a k t ten każe przypuszczać, że substancye te działają na powonienie dopiero po utlenieniu. N atężenie ich działania je s t więc zależne nietylko od lotności m ateryi lecz tak że od mniejszej lub większej łatw ości utlen ian ia się w po
wietrzu. M niem anie to potw ierdza fak t, że znaczna ilość takich m ateryj podlega n a d zwyczaj łatw o utlenieniu. T u taj należy także zaliczyć i doświadczenie H u y g en sa i Papina?
którzy, umieściwszy pączek róży pod dzwo
nem m aszyny pneum atycznej, zauważyli, że zachowuje on zapach w ciągu kilku tygodni;
podczas gdy n a o tw artem pow ietrzu róża trac i zapach ju ż po dniach kilku.
H ydrolityczny ro z k ła d substancyi stanowi trzecią form ę działania zapachów na organ powonienia. P a r a wodna, zn a jd u ją ca się w powietrzu, d ostarcza w tym razie niezbęd
nych cząsteczek wody, przyczem moźliwemi są dwa przypadki:
1) O badw a p ro d u k ty hydrolizy działają na powonienie i są obdarzone jednakow ą lo t
nością; lub też
2) lotnym je s t tylko p ro d u k t pachnący.
W tym ostatnim razie p ro d u k t niedziałający n a zmysł osiada w postaci powłoki stałej na powierzchni m ateryi, tam u jąc dalsze wy
dzielanie zapachu.
Obok d ziałania chem icznego może także i fizyczne działanie wody zw iększać natężenie wydzielanego zapachu. D ziałan ie wody zwięk
sza tu ta j lotność substancyi pachnącej.
Jeżeli słupek kam fory długości mniej wię
cej cala, umieścimy w wodzie w tak i sposób, źe pow ierzchnia wody dochodzić będzie do połowy słupka, wówczas zauważym y, źe
w tem miejscu, gdzie powierzchnia wody do tyka kam fory, ulatnianie się odbywa się p rę
dzej, aniżeli n ad lub pod powierzchnią wody.
P o kilkunastu lub kilkudziesięciu godzinach, zależnie od grubości słupka, rozpadnie się on na dwie części: gó rn ą i dolną. Jeżeli rzu ci
my py ł kamforowy na powierzchnię wody, wówczas możemy zauważyć, ja k szybko za
chodzące ulatnianie się powoduje poruszanie się cząstek kam fory.
W szystkie powyższe przykłady dowodzą, źe, przyjąwszy naw et zasadę bezpośredniego działania substancyi n a zm ysł powonienia, nie wiemy nigdy a priori, w jak iej formie sub- stancya dana działa. Może ona działać:
1) bezpośrednio w stanie lotnym, po utlenieniu się,
wskutek rozkładu hydrolitycznego, w postaci drobnych kropelek, unoszo-
powietrzu i następnie ulatniaj ą- w
2 ) 3) 4) nych cych się.
Powyżej podaliśmy m etodę H enryego, po
zw alającą porównywać lotność substancyj pachnących. W idzim y jed n ak , że m etoda ta je st niezawsze w ystarczającą do określenia warunków, w jakich dane ciało działa na zmysł powonienia, niezawsze pozwala oce
niać natężenie działania. D odajm y tu ta j, że niem a dotychczas m etody, któ rab y uwzględ
niała jednocześnie wszystkie formy działania m ateryj pachnących na zmysł powonienia.
Z w aard em aker wypracował m etodę określa
ją c ą czas, ja k i niezbędnym je st, aby dana m aterya, u latn iając się w określonej obję
tości pow ietrza bez zapachu, wywołała w ra
żenie. T yndal b a d a ł stosunek, w jakim znaj
duje się pochłanianie ciepła prom ieniującego do natężenia wydzielanego zapachu. Z n alazł on, że, jeżeli przyjm iem y dla suchego po
w ietrza przy ciśnieniu 760 m m rtęci współ
czynnik pochłaniania ciepła = 1, to współ
czynnik ten będzie się równał:
dla p a c z u li... 30
drzewa sandałowego . . . 32
G e ra n iu m ...33
esencyi goździkowej . . . 33,5
olejku r ó ż a n e g o ...36,5
kw iatu pomarańczowego . . 47
lawandy ... 60
cy try n y ... 65
esencyi pom arańczow ej . . 67
N r 6. WSZECHŚWIAT. 8 3
ty m i a n k u ... 68
r o z m a r y n u ...74
olejku cyprysowego . . . 80
„G ran d ę lavande” . . . . 335
i t. d. Cząsteczki Ciała pachnącego rozprzestrze niają się na dość znaczne przestrzenie. J e żeli usuniemy działanie prądów powietrza, wówczas jedynym czynnikiem, powodującym rozprzestrzenianie się zapachów, je st dyfu- zya. Z w aardem aker po raz pierw- szy poddał dokładniejszemu ba- ' J e/'c daniu szybkość, z ja k ą dyfundują m aterye pachnące. W badaniach tych posługiw ał on się nadzwy czaj p ro stą metodą. N a jednym końcu ru ry szklanej dowolnej długości, posiadającej jed n ak stale 4 cm średnicy w świet le, umieszczano ciało pachnące. Jeżeli b a d a n ą by ła substancya płynna, wówczas nasycano nią k a wałek bibuły wielkości 1 2 5 9 m m 2; substancye stałe posypywano na powierzchni tychże wymiarów. N ależało następnie tylko określić czas, ja k i upływ a od chwili, gdy umieszczono substancyą n a je d nym końcu ru rk i do chwili, gdy zapach n a drugim końcu został odczutym, a czas ten przedsta w iał czas dyfuzyi na danej odleg łości. F ig . 1 przedstaw ia graficz nie stosunek, w jak im znajduje się rozprzestrzenianie się zap a chu do czasu następujących sub stancyj : rokich i wąskich rurach. Cyfry te przed sta wiają się, ja k następuje: Odległość 40 cm R ury szerokie Substancya pachnąca R ury wąskie 10 łó j b a r a n i ... 31
18 p a r a fin a ... 18
10 w o s k ... 65
22 t e r p e n t y n a ... 80
30 o le je k goździkow y . . 75 45 k a u c z u k ... 45
a. eter zwykły (etylowy), b. parafina,
c. olejek anyżowy, cl. łój barani,
e. olejek bergam otowy, f. olejek laurynowy.
J a k bezpośrednio z rysunku widać, krzy
we, w yrażające szybkość dyfuzyi, są bardzo zbliżone do linij prostych. Szybkość dyfu
zyi je st więc praw ie rów nom ierną, dla każdej je d n a k substan cy i inną. Ciekawemi są także porównawcz e cyfry szybkości dyfuzyi w sze-
D ziałanie prądów pow ietrza i ich wpływ n a przenoszenie się zapachów m ają jed n ak w w arunkach zwykłych większe znaczenie aniżeli dyfuzya, tylko p rąd pow ietrza może przenosić zapach n a znaczne odległości, nie-
j
zm niejszając jego natężenia. Dyfuzya prze
nosząc zapach osłabia go jednocześnie.
Powyżej zestawione dane wyczerpują przy bliżenie całą dotychczasową znajomość tych własności substancyj pachnących, które znaj
dują się w bezpośrednim związku ze zmysłem
| powonienia. W łasności te są następujące:
WSZECHSWIAT. N r 6.
1) Ilość cząsteczek, oddzielających się od ciała pachnącego je s t proporcyonalna do cza
su, w ciągu którego ciało owo znajduje się w wolnem powietrzu i do przestrzeni, w k tó rej ulatnianie się odbywa, je s t niezależną od sposobu działania substancyi n a zmysł powo
nienia, a więc niezależną od tego, czy d ziała
nie to je s t bezpośredniem , czy też następuje po poprzedzającej przem ianie chemicznej.
2) S ubstancya p ac hnąca rozp rzestrzenia się w kam erach i ru ra c h zam kniętych z szyb
kością jed n o stajn ą I— 10 cm na sekundę.
3) P rą d pow ietrza może przenieść dyfun- dujący zapach na milowe odległości.
4) W pływ ciężaru właściwego n a roz przestrzenianie się zapachu je st bardzo nie
znacznym.
M echanizm w ąchania.
A żeby cząsteczki c ia ła pachnącego zostały odczute, muszą one działać na zakończenia nerwu węchowego (nervus olfactorius), co może nastąpić jedynie podczas wdychania po
wietrza.
F a k t ten sam przez się nie w ystarcza j e d nak do zupełnego zrozum ienia mechanizmu w ąchania, należy jeszcze poznać drogę, ja k ą przebiega pow ietrze w jam ie nosowej, zanim przedostanie się ono do płuc. Z pytaniem tem wiąże się ściśle inne jeszcze, mianowicie, czy p rą d pow ietrza działa bezpośrednio na nerw węchowy, czy tylko pośrednio przez dyfuzyą. P rze z długi czas obiedwie teorye posiadały swoich zwolenników. B adania, przeprow adzone przez d -ra P au lsen a w W ied niu, powtórzone przez Z w a ard em ak era i F ra n - kego, rozw iązały kw estyą ostatecznie w tym duchu, źe p rą d pow ietrza podczas spokojne
go, norm alnego w dychania nie dochodzi do zakończeń nerw u węchowego; pobudzanie nerwu odbywa się przy pomocy dyfuzyi.
M etoda b ad a n ia P a u lse n a p o leg ała na tem , że wyściełał on ja m ę nosową t r upaćka w ał
kami p apieru lakm usowego; następnie n a śla dował sztucznie oddychanie, używ ając za
m iast pow ietrza m ieszaniny pow ietrza z am o
niakiem. A m oniak d ziała ją c na czerwony p a pier lakmusowy pokazyw ał drogę, k tó rą prze biega prąd pow ietrza. Z w a ard e m a k er uży
wał odlewu gipsowego przepołowionej czasz
84
ki. Sztucznie wciągane powietrze mieszało się z kopciem lampy, ten zaś osadzając się naznaczał kierunek prąd u powietrza.
K ieru n ek drogi, ja k ą przebiega powietrze w jam ie nosowej, określony je st dwoma otwo
ra m i—otworem zewnętrznym i otworem łą czącym jam ę nosową z górną częścią g a r
dzieli. Pierwszy z tych otworów, widziany bezpośrednio z zewnątrz, posiada form ę ścię
tego stożka, którego ścięty wierzchołek zn a j
duje się w odległości 1 cm od zewnętrznej podstawy.
Stożkow ata form a tego kan ału przyczynia się głównie do tego, że p rą d powietrza przy
biera początkowo kierunek pionowy. P o dro
dze napotyka on muszlę dolną (concha infe- rior) i dzieli się na dwie części, dolną i gó r
ną. Obiedwie doszedłszy do pewnej wyso
kości opisują ostry łuk i zm ieniając kierunek pionowy na pionowo-poziomy, przechodzą wspólnie do otworów k an ału oddechowego w gardzieli.
J a k ju ż zauważyliśmy, spokojnie wdycha
ne powietrze nie dochodzi do okolicy, w któ
rej znajdują się zakończenia nerwu węcho
wego (regio olfactoria).
Z podziału p rą d u pow ietrza n a dwie części wynika, że tylko górna część może działać na nerw. Część dolna je s t dla zmysłu powonie
nia bezużyteczną.
Odległość, n a k tó rą górny p rą d powietrza zbliża się do nerwu, wynosi przeciętnie kilka
naście m m . Jeżeli uwzględnimy, że prąd pow ietrza zawiera nieskończoną ilość cząste
czek substancyi pachnącej i źe czas, w jakim substancye przy pomocy dyfuzyi m ogą prze
być tę przestrzeń, wynosi najwyżej 0,2 se
kundy, to jasn em je st, źe w arunki wystar
czają najzupełniej do pobudzenia zmysłu podczas wdychania. Podczas wydychania p rą d pow ietrza bieży w kierunku odwrotnym.
P od wpływem tego p rą d u obniża się ciśnienie we wszystkich bocznych k anałach nosa, po
wietrze znajdujące się tam uchodzi wraz z wydychanem i organ zostaje oczyszczonym od substancyj pachnących.
W aru nk i działania ciał wonnych n a zmysł zm ieniają się, gdy zam iast oddychać re g u la r
nie, będziemy wciągali powietrze oddzielnemi
silnemi pociągnięciam i, co m a np. miejsce,
gdy staram y się rozpoznać zapach. W tym
razie zmienia się kierunek prąd u wciąganego
N r 6. WSZECHŚWIAT. 85 powietrza. P rą d ten unosi się wyżej i działa
bezpośrednio na okolicę węchową. Ogólnie jednak i tu ta j działanie je s t zależnem od bu dowy jam y nosowej.
W obec tej zależności, ja k a istnieje pom ię
dzy budową nosa, szczególniej zaś położe
niem muszli dolnej i powonieniem, nie bez interesu będzie zapewne nadzwyczaj prosta m etoda, przy pomocy której można określić, czy kanały, któromi przechodzi powietrze, jiosiadają formę norm alną. Odpowiedź na to d a ją t. zw. plamy oddechowe. S ą to pla
my, które pow stają na lustrze trzym anem pod nosem. Pow ietrze wydychane posiada znaczną ilość pary; ta osadzając się tworzy początkowo dwie plam y odpowiadające dwum otworom zewnętrznym nosa; po krótkiej je d n ak chwili każda z tych plam dzieli się
Plam y oddechowe.
wskutek ulatniania się cząstek wodnych na dwie części, odpowiadające dwum częściom p rą d u powietrza. Zboczenia tych plam od form y prawidłowej dowodzą nienorm alnej budowy jam y nosowej. F ig. 2 przedstaw ia plamy oddechowe Z w aardem akera.
Poznanie drogi, po której przebiega po wietrze, nie wyjaśnia jeszcze pytania, w jaki sposób zakończenia nerwu zostają pobudza
ne. P y ta n ie to je st dotychczas nierozwiąza- nem i dlatego tu ograniczam y się tylko na podaniu poglądów poważniejszych badaczów.
J a n M uller przyj mował, że cząsteczki sub- stancyi rozpuszczają się pierwotnie w tkance śluzowej i d ziała ją następnie jak o roztwory.
T eorya t a posiada tę zaletę, że pozwala łatw o objaśnić działanie zapachów na organy węchu ryb i płazów. B adania Z uckerkandla
dowiodły jednak, że zw ierzęta te posiadają nadzwyczaj słabo rozwinięte organy powo
nienia i że organ ten je s t bardziej wrażliwym n a dotyk, aniżeli n a zapach.
Zwolennicy teoryi roztworów: T ortual, W eber, Y alentin, F rohlich stara li się do
wieść słuszności swoich poglądów doświad
czalnie. Doświadczenia ich nie są jedn ak przekonywającemi. O statniem i czasy b ad a
nia te powtórzył E. A ronsohn pod kierun- - kiem K roneckera, używając roztworów sub- stancyj pachnących w fizyologicznym roztwo
rze soli. B adania te wykazały, że nap eł
niwszy ja m ę nosa 0,05—0 ,l% - ° wym roztw o
rem olejku goździkowego, 0,5— l° /0-owym roztw orem kamfory i t. d., otrzym amy zu
pełnie dokładnie odróżniane wrażenie. Zw aar- dem aker dowodzi jed nak , że rezultaty te nie popierają wcale teoryi roztworowej, ponieważ niepodobna napełnić jam y nosowej cieczą w tak i sposób, żeby ta zapełniła wszystkie kanały. W obec tego więc, możliwem a na- w^t prawdopodobnem jest, że substancye działały w stanie lotnym.
(Dok- nast.).
D -r W. Heinrich.
Z Riviery. ’’
V I.
Ogród w La Mortola. Akacye, eukalipty, drzewa cytrynowe i pomarańczowe.
B ędąc w M entonie lub B ordigherze, nie należy opuszczać wycieczki do L a M ortola, do ogrodu p. Tom asza H anbury.
W stęp do ogrodu dozwolony je s t w ponie
działki i piątki popołudniu za o p łatą jednego franka. Z bierane z o p łat pieniądze oddawa
ne są n a szpital w Y entim iglia, Chcącym prowadzić głębsze studya w ogrodzie właści
ciel udziela pozwolenia w każdym czasie.
*) P orów n. W szechśw iat z r. z., atr. 721,
i 762, 788.
8(> WSZECHŚWIAT. N r 6.
O gród w L a M ortola n ależał niegdyś do rodziny O rengo z V entim iglia, stąd piękna willa w ogrodzie, zam ieszkana przez p. H a n bury, nosi do dziś dnia nazwę p ałacu Orengo.
W r. 1866, kiedy p. H a n b u ry ob jął w po
siadanie ogród, był to nędzny gaj oliwny.
Ludw ik W in te r zam ienił ten gaj n a czaro
dziejski ogród, zachw ycający zwiedzających gości. O gród zajm uje p rzestrzeń około 40 hektarów i spada ku m orzu od sztucznej' drogi, przechodzącej przez wieś L a M arto la na wzniesieniu 100 m.
Posiadłość p. H a n b u ry sty k a się z głębo
kim wąwozem, wymytym w wapieniu numuli- towym, zasłaniającym od wiatrów; skutkiem tego tru d n o naw et n a R m e rz e znaleźć rów
nie b ujną roślinność, ja k w ogrodzie p. H a n bury.
Copraw da trz e b a było urządzić sztuczne naw adnianie, żeby zabezpieczyć rośliny od szkodliwego wpływu letniej posuchy. W L a M ortola około 200 dni w roku bywa zupełnie pogodnych, a naw et w zimowem półroczu tra fia się zaledwie 40 dni dżdżystych.
Nie czuję się n a siłach do opisania tu taj wszystkich roślin, zaw artych w ogrodzie L a M ortola. M ogę tylko wspomnieć o ich bo
gactwie.
Zwiedzanie ogrodu je s t z tego względu korzystne, że k ażda roślina zaopatrzona je s t w tabliczkę ze swoją nazwą, ze skróconem nazwiskiem uczonego, który j ą pierwszy opi
sał, z nazwą ojczyzny i rodziny. K ażdy zwiedzający może się dowiedzieć nazwy rośli
ny, której piękność lu b zapach zwróciły jego uw agę, a o k tó rą się może napróżno dowia
dyw ał w innych ogrodach R m e ry . P. H a n bury s ta ra się nadać swemu ogrodowi zn a
czenie naukowe i poszukuje do niego nowych roślin, ważnych dla przem ysłu, ciekawych, lub posiadających w łasności lecznicze.
O grodnik niem iecki, p. G ustaw Orone- m eyer, ułożył przed p a ru laty naukowy spis wszystkich roślin ogrodu. Spis ten obejm u
je przeszło 36 00 gatunków .
R ozesłano go do wszystkich zakładów b o tanicznych na świecie, zachęcając do korzys
ta n ia ze skarbów ogrodu w celach n au kowych.
Corocznie zb ierają w ogrodzie nasiona i owoce dla instytucyj naukowych,
P . H an b u ry wznosi jednocześnie porządny budynek szkolny w L a M ortola, niedawno zaś zbudow ał piękny in sty tu t botaniczny w Genui, ażeby go oddać tam tejszem u uni- wersytowi; m ożna więc śmiało twierdzić, że używa swych bogactw w sposób szlachetny i godny naśladow ania.
Gorliwy opiekun ogrodu, G. Cronem eyer, niedawno um arł; z pociechą jed n ak spostrze
gamy, źe następca jego, również niemiec, p.
D inter, wstępuje w ślady swego poprzednika z podobnym zapałem .
O gród L a M ortola właśnie na wiosnę znaj
duje się w stanie najw spanialszego rozkwitu.
Szczególniej przyozdabiają go w tej porze akacye. Z najdujem y przeszło 90 gatunków rodzaju A cacia, hodowanych w L a M ortola, od delikatnie pierzastych, czułkowatych, k tó rych liście odczuwają każdy powiew wietrzy
ka, aż do groźnych, kolczastych, które do
statecznie ch a rak tery zu ją nazwy: „uzbrojo
n a ” (arm ata), „szo rstka” i „okropna” (hor- r id a ”).
N iektóre akacye są ta k obficie pokryte źółtem i kw iatam i, że liście prawie zupełnie nikną pod niemi; większość wydaje przyjem ny zapach.
N azw y „m iła”, „przyjem na” (suaveolens) odznaczają jeszcze niektóre gatunki.
Pierw sze miejsce pod względem zapachu należy się akacyi am erykańskiej, zwrotniko
wej, A cacia F arn esian a, k tó ra przez całą zi
mę kwitnie, a pachnie fiołkami.
Główki kwiatowe A cacia P a rn e sia n a uży
wają w G rasse i Cannes do wyrobu pachnideł pod nazw ą „fleurs de cassie”.
Drzewo to oddaw na znane w E uropie po
łudniowej otrzym ało stąd nazwę P arn esian a, ż e j e naprzód zaczęto hodować w Rzymie w ogrodzie P arn ese.
A cacia lub A lbizzia Ju librissin , spotykana i w innych okolicach Riviery, odznacza się błękitnaw ą zielonością swoich delikatnych, podwójnie pierzastych liści. J e s tto duże drzewo, przypom inające wyglądem czułki.
Jasno-fiołkowe jego kw iaty, zebrane w głów
ki, rozw ijają się dopiero w lipcu.
A cacia Ju lib rissin pochodzi z południo
wych brzegów m orza K aspijskiego, a je j n a
zwa gatunkow a znaczy po arabsku: kwiat
jedw abny,
N r 6. WSZECHŚWIAT. 87 Południow o-afrykańska A cacia h o rrid a do
starcza gumy średniej dobroci, znanej pod nazwą Capgum m i.
N ajdelikatniejszą gum ę arabską wydziela ko ra A cacia Senegal, rosnącej w Senegambii i K ordofanie, podobnie ja k u nas k o ra wiśni wydziela gum ę wiśniową.
Prócz A cacia F am esian a delikatnym za
pachem odznacza się żółto kwitnący krzew P te ro n ia incana, pochodzący z P rzylądk u Dobrej nadziei.
N ależy on do tej samej grupy złożonych, co nasze astry i wydaje, możnaby powiedzieć, wyidealizowaną woń brzoskwiń.
Innym krzewem, pochodzącym z Ziemi P rzylądkow ej, którego wszystkie części za
równo pachną, je st Diosm a fragrans.
Nie napróźno nosi nazwę Diosma, t. j. bos
ki zapach, również ja k i pokrewne jej rośliny ( hodowane w cieplarniach jako zieleń do bu
kietów.
A z a ra m icrophylla, roślinka chilejska o drobnych żółtych kwiatach pachnących wanilią, nosi w ojczyznie nazwę ,.A rom o”.
G atunek zielony szałwii, Salvia albocoe- rulea, pachnie ja k delikatne owoce stołowe.
Liście rozm aitych pelargonij, ja k P elargo- nium roseum i P. odoratissim um, wydają silny zapach róż.
M ałe, białe kwiaty P ittosporum T obira odurzają w wielu m iejscach ogrodu swym zapachem, T e wonne kw iatki pokryw ają drzew iasty, wiecznie zielony krzew, podobny z postaci do kaliny włoskiej (V iburnum Ti- nus) naszych cieplarni.
Pew ien gatunek posiada kwiaty prawie czarne, spraw iające dziwne wrażenie swym widokiem.
Jed e n z gatunków janowca, G enista, a m ia
nowicie rosnący na zachodnim brzegu morza Śródziemnego, G enista monosperma, należy do najładniejszych roślin wiosennych n a Ri- vierze. B iałe kw iatki tej rośliny, od których zdała bielą się całe spuszczone gałęzie, p ach ną ja k nasz groszek pachnący.
Pomimo ogólnego bogactw a kwiatów zwra
ca na siebie uwagę ta roślina, zasługująca n a nazwę deszczu kwiatowego.
Dziwnym trafem do tego samego rodzaju, co delikatna G enista m onosperma, należy G en ista acanthoclada, kolczasty krzew, ros- | nący n a górach Grecyi, który uważano za
roślinę z T a rta ru . Znany pod nazwą Aspa- lathus od wyspy A sp alath e na brzegu Licyi,
j
miał, według podania, dostarczać do świata podziemnego rózeg na grzeszników.
Szczególne wrażenie na zwiedzających spraw iają rzewnie, G asuarinae, których duże okazy stoją zaraz pod schodami przy wejściu.
N azw a C asuarina poszła od ich cienkich sza- ro-zielonych gałązek, zwieszających się na- k ształt piór w ogonie kazuara. Rzewnie (Gasuarinae) liści nie m ają, a czynność od
żywiania drzewa, spełniana przez liście, przy
pada zielonym gałęziom , k tó re zaw ierają zielony barw nik, chlorofil, potrzebny do prze
ra b ian ia czyli przysw ajania pożywienia. K a- zuaryny tw orzą w A ustralii całe lasy o b a r
dzo dziwnym wyglądzie.
J a k wiele innych drzew australskich dają one bardzo mało cieniu.
K w iaty kazuaryn są tak drobne i niepozor
ne, że tylko wprawne oko zdoła je odróżnić na gałęziach.
Drewno odznacza się tw ardością i cięża
rem i służy krajowcom do wyrobu maczug.
Inne drzewo australskie, rozdręb, Euca-
| lyptus,który w ostatnich dziesiątkach la t nie-
i